Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
Astroboy

Dieta by Bastard

Rekomendowane odpowiedzi

Bastard

Mam pytanie dość słabo związane z tematem. Wiesz może jakie włókna mięśniowe (szkieletowe) mają szympansy?

Pytanie bardziej z antropologii szeroko rozumianej niż z metabolizmu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bastard

Mam pytanie dość słabo związane z tematem. Wiesz może jakie włókna mięśniowe (szkieletowe) mają szympansy?

Pytanie bardziej z antropologii szeroko rozumianej niż z metabolizmu.

Takie same jak my.

Różnica leży w unerwieniu.

Ich rzadsze połączenia nerwowe powodują, że impuls z pojedynczego neuronu dociera jednocześnie do wielu włókien mięśniowych. Taka błyskawiczna reakcja większych obszarów mięśni równoznaczna jest z ich większą siłą.

O gęstości unerwienia ciała decyduje istota szara. Małpy mają jej znacznie mniej niż ludzie.

My się "zagęściliśmy" dla większej precyzji ruchów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu jest o mutagenności fitosteroli:

 

NIC tam nie ma o mutagenności fitosteroli.

Piszą,że paskudne są dopiero po utlenieniu ( w postaci oksysteroli) podczas ogrzewania olejów. Ale to nie ich wina, że je smażą.;)

Edytowane przez TrzyGrosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, wyciąganie wniosków jest uzależnione od wiedzy.

Dlatego dla Ciebie nie ma tam o mutagenności, a dla mnie jest.

Przepraszam, ale już na poczatku mówiłem tutaj, że nie jestem zbyt cierpliwy w tłumaczeniu. :)

Ok, smażenie, czyli wysoka temperatura to tylko przyspieszony ruch cząsteczek, to samo przebiega przy normalnych temperaturach tylko wolniej. ;)

A teraz znajdź sobie "czynniki mutagenne" i poszukaj wśród nich nadtlenków i dioksyn.

I proszę, więcej samodzielności, albo przyjmij, że to co piszę to prawda, bo zwykle się nie mylę, a nie chce mi się niczego udowadniać bez przerwy, to męczące. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, smażenie, czyli wysoka temperatura to tylko przyspieszony ruch cząsteczek, to samo przebiega przy normalnych temperaturach tylko wolniej.

Więc zanim przy normalnej temperaturze nastąpi ich oksydacja, zdążą w organizmie zrobić to dobre, co "niestety" wykazują doświadczenia.

 

przyjmij, że to co piszę to prawda, bo zwykle się nie mylę

Tylko, ja nigdy nie wiem, czy ta rzadka chwila, właśnie nie nastąpiła.:D Edytowane przez TrzyGrosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro tak chcesz.

Widzę, że powszechna dostępność "badań" wyłącza samodzielne myślenie. :)

A pomyślałeś o procesie produkcyjnym, jakie tam zachodzą reakcje, nim wlejesz w gardło "świeżutki" olej?

TrzyGrosze, żeby było jasne, mam gdzieś czy mi wierzysz czy nie, jestem już na to uodporniony przez tyle lat, rzucam Ci inspiracje do samodzielnego przerobu, co z tym zrobisz Twoja sprawa. :)

http://yadda.icm.edu.pl/yadda/element/bwmeta1.element.baztech-aa5c82ea-7d6b-4674-b4f0-eea76d11f1d9/c/Laska.pdf

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

 

 

No to tu niestety mamy dyskusję przeczucia. To prawda że oliwy, oleje są grzane i ekstrahowane, ale z ww papiera wynika że trzymamy się poniżej 80 stopni bo powyżej przybywa fosforu który jest zły dla silnika gdybyśmy chcieli ten traktor zasilać czystym olejem. 

No i teraz wydaje mi się: temperatury poniżej 100 stopni i zasadniczo brak dostępu tlenu to jednak inna sytuacja niż 250 stopni na patelni i dioksynowy dym pod sufitem kuchni. Pozostaje mi zatem znaleźć źródło w którym będzie podane ile trucizny w mg/dm3 jest w takim sklepowym oleju. A może już masz takie pod ręką?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bastard, ja chciałem wyjaśnić, tą niejasną "szkodliwość" FITOSTEROLI, a nie ich szkodliwą formę utlenioną występującą w takich, czy owakich olejach.

Na razie Twój sposób argumentacji dowodzi... szkodliwości olejów (nie polemizuję).

jest tyle tłuszczów zwierzęcych? :)

Zawierają masę kwasu palmitynowego silnie pobudzającego produkcję miostatyny, pewnie Wiesz, że przez nią mięśnie nie rosną. Edytowane przez TrzyGrosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już ze dwadzieścia postów temu było o tym, takie rozdrabnianie świadczy tylko o braku zrozumienia.

Niestety, zbyt wiele razy przechodziłem przez takie: "Udowodnij mi choć ja nic nie czaję". :)

Ale opowiem wam dowcip, bardzo a propos:

 

Wielki generał przyjechał na inspekcję nowego poligonu.

Zdziwiony ciszą, pyta:

-Dlaczego nie witacie mnie salwami z dział?

-Z kilku powodów, po pierwsze nie mamy dział...

-Dziękuję, reszty powodów nie potrzebuję. :)

 

To samo jest tutaj, bronicie swoich dogmatów takimi bredniami, że ciężko czytać. Ja nie mam nic przeciwko, wam powinno zależeć, tu oponka na brzuchu, tam wysokie tętno, tu kiepskie wyniki na siłowni, ale dalej brniecie w to, co nie przynosi wam żadnych efektów.

Więcej niedziałających zabiegów nie sprawi, że zaczną one działać. ;)

Żeby coś zmienić, trzeba coś zmienić i tyle.

Dla mnie już nuda, bo wyjaśniam coś 3 dni wcześniej, a potem przylatuje pytanie świadczące o kompletnym barku zrozumienia. :)

Zwyczajnie odpadam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja z innej beczki...ale tematyka odżywiania...i mózgu (chodzi mi raczej o chwilowy efekt, takie "dopalenie" ) )

 

Za około 50 dni, będę musiał wykorzystać maks mojego potencjału mózgowego.. (twórcze myślenie, koncentracja itd.) taki stan będę musiał utrzymać (mam nadzieję) max 3-5 godzin, akcja będzie miała w okolicach 6 rano (co może mieć znaczenie).

 

I teraz pytania, da się jakoś "dietą" "dopalić" mózg, a chociaż uniknąć pogorszenia typu zmęczenie, "muł" itp. ?

Rozumiem, że powinienem wstać z jakąś godzinę wcześniej aby nastąpił rozruch organizmu.

Co zjeść? Jeść? Co z wieczorem/dniem poprzednim? Czy czegoś nie jeść?

Czy w trakcie tych 3-5h, lepiej zrobić przerwę i coś zjeść, czy bazować na pierwszym śniadaniu?

 

Czy mogę się jakoś przygotować "żywieniowo" wcześniej? Będzie to akurat środek mojego urlopu, więc jestem w stanie zrobić więcej rzeczy niż normalnie byłbym w stanie. Czyli wysypianie się, regularne i konkretne jedzenie itd. 

Czy ma jakieś znaczenie, że będę w górach? Będę miał tydzień na aklimatyzację więc chyba ok.

 

 

(to już po za żywieniowo)

Chciałbym zrobić to maksymalnie optymalnie (jeśli wykorzystam maks możliwości i się uda, to ..zajefanie..szansa jest tylko jedna, więc chcę to zrobić maksymalnie "profesjonalnie", bez głupich błędów.

 

Na razie z prostych rzeczy, to codziennie rozwiązuję jakieś łamigłówki,(i od dziś zaczynam te spacero/truchty) , nie wiem czy to nie za mało..ale nic lepszego nie przychodzi mi do głowy, jeszcze jakieś ćwiczenia na kreatywność czy coś, ale to poszukam jeszcze.

Co do dopalaczy to nastawiam się na kofeinę (nie pijam za dużo więc powinno pomóc)

 

O właśnie, czy "męczyć" mózg do samego końca, czy przed ostatni dzień dać luzu...

Czy trening rano przed wysiłkiem umysłowym raczej pomoże czy zmniejszy zdolności?

Może medytacje? ;) (ok, to tak sobie strzeliłem, nic o tym nie wiem)

 

Każda rada jest cenna :D

W skrócie maksymalna moc mózgu w krótkim czasie, jedna próba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Jajcenty

 

Chyba właśnie w takiej formie chcę podać sobie kofeinę (+taurnynę)

rozważam jeszcze

http://www.doz.pl/leki/p2756-MB_Active

 

Wydaje się jak by to samo tylko więcej 

To chyba maks chemii którą mogę zastosować ;)

 

hm.."ekstrakt z nasion konopii" to ma mnie wyluzować? ;)

 

 

[edit]

W sumie chyba racja, o "zestawie podręcznym" muszę pomyśleć co najmniej dzień wcześniej.

I snickersy to chyba nie jest głupie, jeden "red shit" może te MB active, 3 litry wody, WC blisko co by czasu nie tracić zbytnio, słuchawki/stopery aby odseparować się od otoczenia.

Edytowane przez Afordancja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

Za około 50 dni, będę musiał wykorzystać maks mojego potencjału mózgowego..

 

Sam najlepiej siebie znasz :) Przekombinuj przeszłość itd.

 

U mnie w zasadzie przychodzi to samo - zadanie->adrenalina->efekt. Bardzo rzadko się do czegoś przygotowuję, wolę być całkiem świeży, najlepiej zaskoczony sytuacją, żeby wycisnąć spod czachy wszystkie rezerwy, szczególnie te odbiegające od myślenia standardowego, rutynowego. Trochę problemem byłaby dla mnie (u Ciebie też to jest) godzina - 6. rano, to dla mnie środek nocy. W takiej sytuacji zwykle nie śpię, tylko dwudziestopięciominutówka ok. (w tym przypadku) 3. w nocy. No i bez jedzenia, przynajmniej od pólnocy, coś przegryźć ok., ale żeby żołądek był pusty. Najlepiej doprowadza mnie wtedy do pełnej formy fajny seks, a jeśli nie ma takiej możliwości, to odpalenie silnika - senność, jeśli była, natychmiast przechodzi. W zasadzie tyle Ci mogę podpowiedzieć z moich doświadczeń, ale każdy jest inny, czyli... :)

 

Co do ćwiczeń, o które wcześniej pytałeś: może wór trenigowy, bokserski, największy jaki się znajdzie, żeby można było walić w niego rękami, nogami, z czachy, barkami i dupskiem też (bywa to bardzo przydatne w razie draki :)). Przymocowany raczej nie pod sufitem, jak normalnie, ale ok. pół metra od ściany, dosyć sztywno. Wór ma m.in. tą zaletę, że wciąga - przechodzi się obok, raz od niechcenia walnie, zachciewa się następny raz, i jeszcze... a po pięciu minutach ostrej nap... jęzor do podłogi zwisa :) Poza tym, jeśli łatwo go zdjąć, przydaje się jako podkładka przy innych ćwiczeniach - grzbietu, brzucha itd. Wykorzystanie wora raczej w stylu karate (gołe ręce, różne uderzenia), niż bokserskim. Zanim zacznie się katować wór, koniecznie trzeba przygotować ręce. Jeśli będziesz chciał, będzie szczegółowa instrukcja. Do tego elementy jogi - chodzi m.in. o rozciągnięcie, poczucie wszystkich mięśni itd. Poza tym to bardzo wciąga, łatwo zobaczyć postępy ("tego na pewno nie zrobię", "hmm... coś tam...", "a jednak!"). Brzuch: najpierw warto przygotować grzbiet, bo ostrzejsze ćwiczenia na brzuch bardzo obciążają dolną część kręgosłupa. Jednym z lepszych ćwiczeń na grzbiet i brzuch jest "poziomka" (joga, ale nie pamiętam, jak się to tam nazywa): podpierasz się rękami na podłodze, łokcie pod biodra, i reszta do poziomu. Od tego można przejść do "skorpiona" - czołem na podłogę, a nogi wyprężasz w górę, ile grzbiet wytrzyma... później są jeszcze inne bajery, ale to nie na teraz. Opanowanie każdej pozycji czy ćwiczenia, to jak lizak dla dzieciaka, chce się następnego :D No i podstawa: opanowanie oddechu, w każdej sytuacji, joga w tym pomaga, ale oddech to osobny duży temat. Do tego można dołożyć zabawy izometryczne - można to ćwiczyć zawsze (no prawie) i wszędzie (też prawie). Taniec, taki całkowicie spontaniczny, w pustym pokoju, najlepiej z elementami walki z duchami - równowaga, timing, koordynacja ruchów itp. No i to tyle na razie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bastard możesz coś więcej o wodzie w owocach i warzywach napisać.

Czy dla organizmu to jakiś problem z użyciem tej wody z nich?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja z innej beczki...ale tematyka odżywiania...i mózgu (chodzi mi raczej o chwilowy efekt, takie "dopalenie" ) )

 

 

Warto aby moderatorzy zrobili z tego nowy wątek.

 

"W trakcie tych 3-5 godzin" jedynie energetyki (jeden Red Bull to mało ;), choć dużo zależy od osobniczej wrażliwości), ale popijane cyklicznie. Jednorazowa dawka Cię podbije, ale szybko nastąpi faza plateau a po niej depresja ( i tak nastąpi, ale po fakcie).

Są jeszcze efektywniejsze doraźne stymulanty, ale już z grupy twardych narkotyków: działają, ale gówna lepiej nie dotykać.

Już dla własnej asekuracji napiszę, że może być tak, że własne katecholaminy tak Cię nakręcą:), że egzostymulacja będzie zbędna, więc trzymaj energetyki w rezerwie.

 

Skoro jest jeszcze trochę czasu i wprowadzasz coś do pamięci, to koniecznie:

- lecytyna ( jeśli masz mało jajek w diecie), jest prekursorem choliny, a ta acetylocholiny: ważnego neuroprzekaźnika w zapamiętywaniu.

- omega3 (jeśli jesz mało śledzi i orzechów) do naprawy osłonek mielinowych mózgu.

- kurkuma z pieprzem ( w proporcji 3:1) dwie łychy dzienie ( bardzo dużo doświadczeń nad jej pozytywnym działaniem koognitywnym)

- mocno się ruszać:

http://kopalniawiedzy.pl/trening-wytrzymalosciowy-bialko-FNDC5-iryzyna-BDNF-neurotropowy-czynnik-pochodzenia-mozgowego-Bruce-Spiegelman,19014

- nauka żonglerki (stymuluje hipokamp, są doświadczalne potwierdzenia) dla odprężenia w codziennej rutynie.

 

Hmmm... właśnie Ci zdradziłem, co robię aby stać się takim mądrym, jak pozostali forumowicze.:)

Edytowane przez TrzyGrosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Thikim.

Nie, żaden problem, tylko w porównaniu z czystą wodą z kranu to niezły syf jest, przecież te warzywa i owoce (nawet eko) ze względu na tysiące lat selekcji, to wyłapywacze wszelkiego materiału z gleby są, bardzo sprawne, mogłyby pracować w oczyszczalniach ścieków zamiast hybrydowej wierzby. ;)

 

Lansuje je się jako źródło wszelkiego dobra, ale wystarczy wziąć byle tabelkę do ręki, żeby zobaczyć że żółtka, sery, mięso i podroby biją wszystkie warzywa i owoce na głowę. :)

 

Afordancja.

Od teraz zjadaj codziennie 3 żółtka, gotowane lub smażone.

Kiedyś był doskonały suplement Methiovit, jak znajdziesz to też możesz brać.

Utrzymuj tolerancję na kofeinę (pij codziennie jedną leciutką kawę) w dzień 0 sieknij mocniejszą i miej przy sobie landrynki. Jedna landrynka to 5 g cukru, ssij taką co godzinę, to powstrzyma glukoneogenezę stresową i będzie git. :)

Edytowane przez Bastard

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

W trakcie tych 3-5 godzin" jedynie energetyki (jeden Red Bull to mało
 

Oraz:

 

 

Utrzymuj tolerancję na kofeinę (pij codziennie jedną leciutką kawę) w dzień 0 sieknij mocniejszą
 

Z moich doświadczeń wynika, że lepiej pójść na detox kofeinowy. Zakaz kawy,herbat,yerby,etc. Po dwóch tygodniach detoksu, puszka wody z kofeiną (bez tauryny, POŁOWA kofeiny z redbula) wypita o 3 w nocy pozwoliła jechać jeszcze 3 godziny, a o ósmej rano ciągle jeszcze nie mogłem zasnąć. 

Albo utrzymasz aktualną tolerancję na kofeinę i zastosujesz się do rady 3Groszy, ryzykując że konkurs spędzisz przy pisuarze, albo w wariancie Bastard, z lekką lub zerową tolerancją na kofeinę ryzykując że będziesz drgał jak kamerton :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie jest takie proste, Jajcenty.

W napojach energetyzujących jest używany bezwodnik kofeiny z tauryną, to dopiero telepie.

W kawie jest kofeina i jeszcze ze 20 alkaloidow, które "wyheblowują działanie", dzięki utrzymywaniu receptorów katecholowych w gotowości (ciągłość treningowa) kawą z jednej płaskiej łyżeczki, możemy bezkarnie walnąć siekierę w razie W, bez telepki i rozkojarzenia.

Ale to też tylko teoria. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki bardzo  wszystkim :)

 

Podsumowując:

Dieta:

3 żółtka dziennie -> lecytyna (już nie muszę brać suplementu lecytny, tak?)

śledzie + orzechy -> omega3 albo z "tabletek"

Kurkuma + pieprz -> 2 łyżki (3:1) .. jest to zjadliwe "na sucho"?;) (sprawdzę dzisiaj)

 

Z suplementów to:

Methiovit

 

Co do kawy i "kawy" to można kompromis?

codziennie jedna lekka kawa...w dzień 0, siekiera pół godziny przed startem aby kumulacja była pół godziny po starcie.. później w zabezpieczeniu Red bula?

 

Inne:

- Żąglerka (codzienna)

- Ruch..rozumiem, że ćwiczenia "tlenowe" (czy jak to tam się nazywa)

- poranny seks, nie jest pewny ;) , mogą być trudne warunki ;) 

- ze względu na otoczenie, stopery do uszu..

- ba, nawet codziennych afirmacji spróbuję (nigdy nie wiadomo, nie wiem co na ten temat nauka)

 

Zmiana trybu funkcjonowania:

- na chodzenie spać o 22:00 (nie wiem jak to przeżyję ;) ,teraz w okolicach 1:00)

- zważywszy, że konkurs zacznie się o 6:30 to wstawanie o 5:30 (teraz różnie, od okolice 5 do 6:00) wtedy właśnie jakiś trening, lekka kawa, 3 żóltka(gotowane) + 5 orzechów i 2 łyżki kurkumy

- żonglerka wieczorem ;)

- afirmacje też chyba wieczorem, a może rano..nie wiem muszę poczytać coś o tym

 

Ponadto kupię sobie opaskę (nie wiem czy to skuteczne, ale kto wie) która będzie mnie budziła w najlepszej fazie dla mnie..hm..czyli trzeba będzie nastawiać "budzik" jednak na 5:45, bo opaska budzi raczej przed czasem.

 

Zważywszy, że będę w górach..opłaca się jakoś przez tydzień (codziennie) wchodzić gdzieś wyżej w celu zmniejszenia tlenu? Czy tydzień to raczej za mało i nie ma sensu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może trochę z innej beczki. Mam parę pytań do Bastarda odnośnie diety LCHF. 

 

Wiesz może jak długo zajmuje organizmowi nawrócenie się na ten sposób odżywiania? Po jakim czasie mniej więcej znikają chcice na węgle i białko?

 

Czy ta dieta wpływa na florę bakteryjną jelit? Po jakim czasie flora się dostosowuje. Pisałeś w poprzednich postach o tym by przywrócić zdrową florę należy jeść kiszonki i dobre sery. Jak długo? 

 

Czy można jakoś przyspieszyć przejście z diety zachodniej na LCHF?

 

Co np. z sytuacjami gdy musisz zjeść na mieście/ u znajomych. Czy taki wyskok z węglami nie zaburzy trawienia? Jest coś w stylu "kaca" węglowego po takich wyskokach?

 

Co z alkoholem? U mnie niestety jest tak, że jak przesadzę z procentami to dopiero po około trzech dniach kończą mi się problemy z trawieniem. A najlepiej jak wtedy w ogóle nie jem. W poprzednich postach wspominałeś jak się przygotować do picia by zminimalizować efekt dnia jutrzejszego. Co gdy picie przychodzi z "zaskoczenia"? ;] Jak już po fakcie można przywrócić organizm do stanu przed? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przestawianie metabolizmu na tłuszcze trwa osobniczo od kilku tygodni do kilku miesięcy (kasowanie enzymów glikolitycznych).

Zależy to od wieku i pilnego przestrzegania diety bez skoków w bok.

 

Oczywiście, że inny pokarm to inna biota jelitowa, prawdziwe sery szwajcarskie i duńskie raz w tygodniu 50 g, kiszona kapusta i ogórki raz w tygodniu 100 g, kwaśna śmietana raz w tygodniu 100 ml, w nieskończoność. :)

 

Gdy musisz zjeść węgle, bo wielki Czarny kolo trzyma Ci giwerę przy skroni i drze się "eat this!", to jesz, bo życie jest ważniejsze niż zaburzanie homeostazy, w każdym innym przypadku unikasz "normalnego jedzenia".

Nie ma żadnego kaca, tylko jesteś przeżarty, bo zatraciłeś zdolność utylizacji węgli, ale raz na miesiąc można ostatecznie, tylko po co? :)

Gdy jem na mieście (bardzo często) to jem to, co dla mnie jadalne, a w następnym posiłku uzupełniam deficytowy tłuszcz.

 

Alkohol jest dla ludzi i dwa piwa czy dwie lampki wina są spoko, tylko trzeba to sobie odliczyć od węgli (1 g etanolu to ~ 2 g cukru).

Jeśli chcesz chlać to puknij się w łepetynę. ;)

 

W ogóle to dieta tłuszczowa jest dla kumatych i poważnych ludzi, którzy cenią zdrowie, jasny umysł i długie życie, może lepiej zastanów się nad zdrową dietą wysokowęglowodanową? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź.

 

Zastanawiałem się też nad dietą wysokowęglowodanową. Jednak na dzień dzisiejszy lepiej się czuje po posiłkach wysokotłuszczowych. Myślę, że łatwiej będzie mi to kontynuować niż przestawiać się i przyzwyczajać do HCLF. 

 

A co do:

 

 

Jeśli chcesz chlać to puknij się w łepetynę.

 

 

To nikt nie mówi o częstym chlaniu. Ale żadna dieta nie sprawi mi takiej satysfakcji jak wieczór z przyjacielem spędzony nad butelką, no, może dwiema butelkami czegoś mocniejszego :) Hehs, każdy ma swoje demony ;)

 

Byłem po prostu ciekaw jak najszybciej przywrócić organizm po takim wyskoku do stanu sprzed resetu ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli zakładamy sytuację, że zjadłeś dwa posiłki wysokotłuszczowe, a o 20.00 wpada friend z dwiema boginiami po 0,7 l każda? :)

 

No to:

-przygotowujesz zimną pieczeń np. schab

-jaja na twardo

-śledzika

-koreczki z żółtego sera

I to wszystko zjada przyjaciel, Ty raczej nie skubiesz, a jak już musisz to jak pół małego wróbelka, ociupinkę.

Naftę popijasz niegazowaną wodą z cytryną lub ewentualnie sokiem pomidorowym.

Alkohol jest utleniany głównie w fazie REM snu, więc wymyśl jakiś sposób by się obudzić ze dwa razy w nocy i napić się porządnie wody, teraz już gazowanej.

Utlenianie alkoholu i eliminacja z ustroju jego metabolitów zużywa dużo wody, więc rano pijesz sporo i nie jesz nic do południa lub dłużej, żeby nie przeszkadzać wątrobie.

Rozsądne to jednak nie jest, alkohol w każdych ilościach niszczy komórki mózgowe. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zazwyczaj rozsądek nie jest zapraszany na takie spotkania :D

 

Dzięki wielkie za info. Nie omieszkam wypróbować przy następnym posiedzeniu z "boginiami". :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...