Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Obserwując życiorysy różnych ludzi, Michael Steger, psycholog z Uniwersytetu w Louisville, postanowił zbadać, co czyni ludzi szczęśliwszymi: poszukiwanie przyjemności czy dobre uczynki. Jego zespół poprosił 65 studentów, aby każdego dnia przez 3 tygodnie wypełniali internetową ankietę, w której należało określać, ile czasu przeznaczyli na zachowania hedonistyczne, a ile na tzw. zachowania znaczące, czyli m.in. na pomaganie innym, wysłuchiwanie przyjacielskich zwierzeń czy ułatwianie osiągania cudzych celów. W sondażu pytano, ile sensu miało ich życie danego dnia i czy czuli się szczęśliwi, czy smutni. Ponadto na początku i końcu eksperymentu wypełniali kwestionariusze, które pozwoliły na sprawdzenie, jak postrzegają własne życie. Okazało się, że im bardziej badani angażowali się w zachowania znaczące, tym szczęśliwsi się czuli. Natomiast, co może zaskakiwać, skupianie się na własnych przyjemnościach nie zwiększało poczucia szczęścia. Steger, chcąc wyeliminować ewentualne poczucie winy, które mogło pojawić się u osób poszukujących własnej przyjemności, nieco zmienił pytania testowe i przebadał za ich pomocą dodatkową grupę osób. Otrzymał identyczne wyniki. Kolejną istotną kwestią było sprawdzenie, czy czasem nie jest tak, iż to ludzie szczęśliwsi są większymi altruistami. Innymi słowy, chodziło o to, by zdecydować, co występuje pierwsze: poczucie szczęścia czy chęć pomagania innym. Okazało się, że badani byli szczęśliwsi PO spełnieniu dobrego uczynku.Dokładne omówienie badań ukaże się w Journal of Research in Personality. Steger, komentując uzyskane wyniki, stwierdził: jako cynik jestem przyjemnie zaskoczony, gdyż świadczą one dobrze o kondycji ludzkiej natury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Okazało się, że im bardziej badani angażowali się w zachowania znaczące,

tym szczęśliwsi się czuli. Natomiast, co może zaskakiwać,

skupianie się na własnych przyjemnościach nie zwiększało

poczucia szczęścia.

 

Jakie to proste, problem jest tylko w tym by obdarowani pomocą powielali to zachowanie (jeśli nie będą to ci pierwsi stają się biednymi i popularnie nazywani frajerami) wtedy wszyscy będziemy szczęśliwi (dobrym prakładem są Japończycy którzy długo pamiętają o otrzymanym dobrze i mają w obowiązku przekazać go dalej) 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do szczęścia potrzebne jest nam odczuwanie związku z innymi ludźmi. Okazuje się, że przez skojarzenie z izolacją boli nawet ignorowanie przez zupełnie obcą osobę.
      Eric D. Wesselmann z Purdue University przeprowadził eksperyment na terenie uczelnianego kampusu. Jeden z jego asystentów przechadzał się uczęszczaną trasą, wybierał kogoś i 1) patrzył w oczy, 2) odszukiwał spojrzenie i się uśmiechał albo 3) spoglądał w kierunku oczu, ale ostatecznie nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Za chwilę tę samą osobę zatrzymywał drugi psycholog, który pytał: "Jak bardzo odseparowany od innych czułeś się w ciągu ostatniej minuty?".
      Ludzie, którym spoglądano w oczy - nieważne, z uśmiechem, czy bez - czuli się mniej odizolowani niż studenci, których potraktowano jak powietrze. Wygląda więc na to, że przelotnie wpływa na nas nawet coś tak mało znaczącego jak rodzaj posłanego przez kogoś spojrzenia. Wesselmann nie wydaje się tym zbytnio zaskoczony i przypomina, że wyniki wcześniejszych studiów unaoczniły, że ludzie czują się wykluczeni także wtedy, gdy zostaną potępieni przez grupę, z którą nie chcą mieć nic wspólnego, np. Ku Klux Klan.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Progresywna skala podatkowa czyni obywateli szczęśliwszymi, uważa psycholog Shigahiro Oishi z University of Virginia. Wyniki jego badań ukażą się w najnowszym wydaniu Psychological Science. Oishi we współpracy z Instytutem Gallupa, Ulrichem Schmimmackiem z University of Toronto oraz Edem Dienerem z University of Illinois przeprowadzili badania na temat progresywności podatków a osobistego szczęścia. Zbadano 59 634 osoby z 54 krajów. Respondenci mieli ocenić swoje zadowolenie z życia w skali od 1 do 10. Ich zadaniem było też opowiedzenie o pozytywnych codziennych doświadczeniach, takich jak uśmiech, spotkanie się z należytym traktowaniem czy zjedzenie dobrego posiłku oraz o doświadczeniach negatywnych. Poproszono ich również o ocenę usług oferowanych przez państwo, jak szkoły publiczne czy dbałość o czystość powietrza.
      Badano też progresję podatkową w poszczególnych krajach, a uzyskane wyniki skorygowano o takie czynniki jak wielkość rodziny, ulgi podatkowe, dopłaty itp.
      Okazało się, że mieszkańcy krajów, w których istnieje większa progresja podatkowa lepiej oceniali swoje życie w porównaniu z krajami, gdzie progresja jest mniejsza. Jak wyjaśnia Oishi, na większe poczucie szczęścia wpływ miały m.in. większy poziom satysfakcji z dóbr publicznych, jak edukacja czy transport.
      Jednocześnie jednak zauważono, że zwiększone wydatki rządowe, mimo iż to właśnie dzięki nim osiągano lepszą jakość np. transportu publicznego, nie wpływały na poczucie szczęścia. Co więcej, zanotowano negatywną korelację pomiędzy szczęściem a rosnącymi wydatkami rządowymi.
      Naukowcy nie wiedzą, z czego wynikają takie sprzeczne ze sobą dane. Oishi spekuluje, że mogą na to mieć wpływ w postrzeganiu efektywności wydatków. Przywołuje tu przykład Stanów Zjednoczonych, które na edukację i ochronę zdrowia wydają więcej, niż jakikolwiek inny kraj na świecie, jednak obywatele uważają, że jakość oferowanych usług nie usprawiedliwia aż takich wydatków.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie oceniają kwalifikacje i skuteczność psychoterapeutów na podstawie wyglądu ich gabinetów (Journal of Counseling Psychology).
      Oglądając zdjęcia, badani biorący udział w eksperymencie Jacka Nasara z Uniwersytetu Stanowego Ohio wyżej ocenili psychoterapeutów, których biura były uporządkowane, udekorowane z wykorzystaniem miękkich akcentów, np. poduszek lub dywanów, oraz zawierały coś osobistego, np. dyplomy czy zdjęcia w ramkach.
      Ludzie wydają się zgadzać co do tego, jak powinien wyglądać gabinet dobrego terapeuty (szczególnie dobrze wiedzą zaś, jak nie powinien wyglądać). Bez względu na to, czy mamy do czynienia z kulturowym uczeniem, czy z czymś innym, ludzie sądzą, że mogą ocenić psychologa, bazując wyłącznie na jego środowisku biurowym.
      W ramach eksperymentu Nasara i prof. Ann Sloan Devlin z Connecticut College 242 studentów oglądało 30 kolorowych zdjęć prawdziwych gabinetów psychoterapeutów z Manhattanu. Autorem wszystkich był fotograf Saul Robbins. Fotografie ukazywały fotel psychologa i jego otoczenie z perspektywy siedzącego klienta.
      Amerykanie ujawnili, że z porad psychoterapeuty korzystało 60% badanej grupy. Nie znaleziono różnic w wynikach uzyskanych od klientów terapeutów i osób, które nie korzystały nigdy z takich usług, od kobiet i mężczyzn, ludzi w różnym wieku oraz pochodzących z małego i dużego miasta. Oznacza to, że wyniki można generalizować.
      Przed rozpoczęciem serii czterech eksperymentów 12 sędziów kompetentnych oceniło każde ze zdjęć pod względem kilku cech, m.in. schludności, przestronności i stopnia spersonalizowania.
      W pierwszym eksperymencie studenci mieli sobie wyobrazić, że udają się do terapeuty z problemem emocjonalnym. Polecono im, by spoglądając na zdjęcie gabinetu, ocenili na 7-stopniowej skali jakość spodziewanej opieki oraz komfort odczuwany w takim otoczeniu. Badani stwierdzili, że czuliby się bardziej komfortowo i oczekiwaliby lepszej opieki w uporządkowanych gabinetach z większą liczbą osobistych akcentów w postaci dyplomów i zdjęć. Wyżej oceniano też specjalistów, u których wystrój biura wiązał się z miękkością (podobały się pomieszczenia, gdzie wykorzystano tapicerowane krzesła, dywany i lampy stołowe).
      W drugim eksperymencie ujawniono, że wg ochotników, uporządkowane, spersonalizowane i delikatniejsze biura należą do odważniejszych i lepiej wykwalifikowanych psychoterapeutów. Gabinety wyposażone w większą liczbę miękkich elementów uznawano za miejsca urzędowania bardziej przyjaznych psychologów. W trzecim eksperymencie studentów poproszono o spisanie pierwszej myśli dotyczącej samopoczucia klienta w gabinecie ze zdjęcia, terapeuty i samego biura. W końcowym badaniu wolontariuszy poproszono o wybranie gabinetów, do których udaliby się w razie potrzeby oraz takich, do których nie poszliby za żadne skarby.
      W przypadku gabinetów z pierwszej piątki podczas opisywania badani najczęściej posługiwali się słowami wygodny, miły, czysty, ciepły i zapraszający. Biura z najgorszej piątki opisywano zaś jako zawalone, ciasne, niewygodne i nieprofesjonalne. Ludzie byli bardziej zgodni, wybierając biura najgorsze niż najlepsze.
      Terapeutów z najlepszej piątki biur uznawano za bardziej zorganizowanych, profesjonalnych, przyjaznych i doświadczonych. Co ciekawe, właścicieli gabinetów z czołowej piątki częściej uznawano za mężczyzn, podczas gdy biura z szarego końca miały, wg badanych, należeć raczej do kobiet.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Wielkiej Brytanii podsumowano wyniki wieloletnich badań, podczas których ludzie w wieku 10-15 lat, pochodzący z 40 000 gospodarstw domowych odpowiadali na pytania dotyczące poczucia szczęścia. Badania wykazały, że na dziecko bardziej wpływa to, czy matka jest szczęśliwa w związku, niż czy jest szczęśliwy ojciec.
      Dzieci z 60% badanych rodzin stwierdziły, że są „całkowicie zadowolone" ze swojej sytuacji rodzinnej. Jednak w przypadku tych rodzin, gdzie matka była niezadowolona ze związku tylko 55% dzieci było „całkowicie zadowolonych". Tymczasem tam, gdzie, gdzie matka odpowiadała, że jest „całkowicie zadowolona" ze związku ze swoim partnerem aż 73% dzieci informowało, że są „całkowicie zadowolone".
      Naukowcy sprawdzali też czy istnieją różnice pomiędzy małżeństwami a związkami nieformalnymi oraz badali interakcje między rodzicami a dziećmi. Okazało się, że najszczęśliwsze są te dzieci, które mieszkają z obojgiem rodziców, nie mają młodszego rodzeństwa, nie kłócą się regularnie z rodzicami, w rodzinach których je się wspólnie co najmniej trzy kolacje w tygodniu oraz w których matka jest zadowolona ze swoich relacji z partnerem.
      Doktor Maria Iacovou komentuje: wyniki te pokazują, że najważniejsze są relacje w rodzinie oraz szczęście rodziców. W przeciwieństwie do potocznego poglądu, zgodnie z którym dzieci są zainteresowane tylko grami wideo i oglądaniem telewizji odkryliśmy, że są najbardziej szczęśliwe, gdy mają dobre stosunki z rodzicami i rodzeństwem.
      Posiadanie starszego rodzeństwa nie wpływa na poczucie szczęścia, ale młodsze rodzeństwo obniża poziom satysfakcji z życia. I jest on tym niższy im więcej młodszych dzieci w rodzinie. Najważniejsze pozostają jednak relacje z rodzicami. Na przykład tylko 28% dzieci, które kłócą się z rodzicami częściej niż raz w tygodniu i nie omawiają z nimi ważnych spraw, jest szczęśliwych.
      Badania były prowadzone przez naukowców z Understanding Society.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niewielkie badanie z udziałem 168 osób z zespołem zamknięcia ujawniło, że większość z nich czuje się szczęśliwa. Pacjent z tym zespołem jest w pełni świadomy, ale nie może się ruszać z powodu uszkodzenia pnia mózgu.
      Wyniki studium naukowców z University of Liège opublikowano w BMJ Open. Okazało się, że 72% ankietowanych wspominało o czuciu się szczęśliwym, a 28% o smutku/nieszczęściu; wśród tych ostatnich tylko 4% skłaniałoby się ku eutanazji (samobójstwu wspomaganemu). Sami autorzy mają świadomość, że wyniki studium mogą odbiegać od rzeczywistości, ponieważ najbardziej nieszczęśliwe osoby w ogóle odmówiły udziału w teście albo go nie dokończyły.
      Podczas eksperymentu członkowie Francuskiego Stowarzyszenia Zespołu Zamknięcia udzielali odpowiedzi, mrugając lub poruszając oczami. Ze 168 osób odpowiedziało 91, a i w tej grupie zebrano tylko 65 pełnych kwestionariuszy, gdyż w 26 przypadkach brakowało danych na temat jakości życia. Ogólnie pytania dotyczyły historii medycznej, stanu emocjonalnego i wspomnianej jakości życia. Wyniki były notowane przez opiekunów. Wśród 91 zaangażowanych pacjentów 2/3 mieszkało z partnerem w domu. Siedemdziesiąt procent stanowili ludzie wierzący.
      Pięćdziesiąt pięć procent badanych odzyskało w pewnym stopniu zdolność mowy, a 70% częściowo możność poruszania kończynami. Siedemdziesiąt dwa procent respondentów odczuwało szczęście, a 68% twierdziło, że nigdy nie miało myśli samobójczych. Im dłużej ktoś doświadczał zespołu zamknięcia, z tym większym prawdopodobieństwem był szczęśliwy. Większość nieszczęśliwych stanowili chorzy sparaliżowani mniej niż rok. Przydarzały im się napady lęku, dużo cierpienia przysparzał im też brak ruchu oraz czynności o charakterze towarzyskim i rekreacyjnym.
      Sugerujemy, że pacjenci niedawno dotknięci syndromem powinni zostać poinformowani, że przy właściwej opiece istnieją znaczne szanse na odzyskanie zadowolenia z życia. Nasze dane pokazują, że mimo fizycznego wyniszczenia i emocjonalnego dystresu fazy ostrej, optymalna opieka i rewalidacja mogą zapewnić długoterminowe korzyści.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...