Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Najbliższy żyjący krewny Harry'ego Houdiniego (naprawdę Erika Weisza) poinformował w piątek (23 marca) prasę, że będzie się domagał ekshumacji swojego przodka. który zasłynął na początku XX wieku jako cyrkowy "mistrz ucieczki". Powód: podejrzenie morderstwa.

Magik zmarł 31 października 1926 roku w Detroit. Miał wtedy 52 lata. Stało się to kilka dni po tym, jak mistrz został wielokrotnie uderzony w brzuch przez ucznia college'u, który sprawdzał w ten sposób wytrzymałość mięśni iluzjonisty. Zdiagnozowano pęknięcie wyrostka robaczkowego. Nie przeprowadzono jednak autopsji, a plotki na temat otrucia pojawiły się niemal natychmiast.

W zeszłym roku ożywili je William Kalush oraz Larry Sloman, autorzy biografii pt. Sekretne życie Houdiniego. Przypomnieli, że w Grace Hospital podano mu na krótko przed śmiercią "eksperymentalne serum".

Przez kilka lat magik otrzymywał listy z pogróżkami od członków stowarzyszenia spirytualistów. Stali się oni wrogami magika, ponieważ spore fragmenty wystąpień poświęcał demaskowaniu oszukańczych trików stosowanych podczas seansów.

Kalush i Sloman wspominają o datowanym na 1924 rok liście Artura Conan Doyla, w którym pisarz stwierdzał, że dzień zapłaty jest już bliski. Twórca Sherlocka Holmesa należał, jak łatwo się domyślić, do grona żarliwych zwolenników spirytyzmu.

Ideę ekshumacji popiera Anna Thurlow, potomkini dwojga największych wrogów Houdiniego: medium Margery i jej męża doktora Le Roi Crandona.

Prace na cmentarzu w Nowym Jorku rozpoczną się w poniedziałek. Ekipie patologów, antropologów, radiologów i toksykologów będzie przewodniczył James Starrs, znany chociażby z ekshumacji dusiciela z Bostonu, Alberta DeSalvy. Zbadamy jego włosy, paznokcie i każdy fragment kości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Usunięcie wyrostka robaczkowego w młodym wieku zmniejsza ryzyko rozwoju choroby Parkinsona (ChP) o 19-25%.
      Wyniki, które ukazały się na łamach pisma Science Translational Medicine, potwierdzają rolę jelit i układu odpornościowego w genezie ChP i ujawniają, że wyrostek robaczkowy spełnia rolę głównego rezerwuaru nieprawidłowo pofałdowanej α-synukleiny (ASN).
      Mimo rozpowszechnionego przekonania o bezużyteczności, w rzeczywistości wyrostek robaczkowy odgrywa ważną rolę w układzie odpornościowym, w regulacji składu mikrobiomu jelitowego i jak wykazaliśmy w naszej pracy, w chorobie Parkinsona - podkreśla prof. Viviane Labrie z Instytutu Badawczego Van Andelów.
      Zmniejszone ryzyko ChP było widoczne tylko wówczas, gdy wyrostek i zawartą w nim ASN usuwano w młodym wieku, co sugeruje, że wyrostek może mieć coś wspólnego z zapoczątkowaniem choroby. Usunięcie wyrostka po zapoczątkowaniu choroby nie miało wpływu na jej postępy.
      W populacji generalnej u osób, które przeszły appendektomię, ryzyko rozwoju ChP było o 19% niższe. Efekt był większy u ludzi z obszarów wiejskich, gdzie usunięcie wyrostka skutkowało spadkiem ryzyka parkinsona aż o 25%. ChP jest częstsza w populacjach wiejskich; trend ten wiąże się z podwyższoną ekspozycją na pestycydy.
      Appendektomia nie przynosiła korzyści pacjentom, u których choroba była związana z mutacjami przekazywanymi rodzinnie (grupa ta stanowi poniżej 10% przypadków).
      Zespół Labrie odkrył skupiska ASN zarówno w wyrostkach chorych z ChP, jak i w wyrostkach zdrowych ludzi w różnym wieku. Rodzi to pytania odnośnie do mechanizmów, które zapoczątkowują parkinsona i mają związek z jego postępami.
      Byliśmy zaskoczeni, widząc, że patogenne formy alfa-synukleiny były wszechobecne w wyrostkach ludzi z i bez ChP. Wydaje się, że zbitki, które w mózgu są toksyczne, w wyrostku są czymś całkiem normalnym. To jasna sugestia, że sama ich obecność nie może być przyczyną choroby. Parkinson jest dość rzadką chorobą - dotyczy mniej niż 1% populacji - dlatego musi istnieć inny mechanizm lub połączenie kilku czynników, które sprawiają, że wyrostek oddziałuje na ryzyko ChP. To kolejny etap naszych badań: sprawdzenie, jaki czynnik bądź czynniki przeważają szalę na korzyść parkinsona.
      Dane do studium zaczerpnięto z pogłębionej wizualizacji form ASN z wyrostka (w znacznym stopniu przypominały one zmiany widywane w mózgach parkinsoników), a także z dużych baz medycznych: Swedish National Patient Registry, Statistics Sweden i Parkinson's Progression Marker Initiative (PPMI).
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ekshumując szczątki Lisy Gherardini, która według wielu, była modelką uwiecznioną przez Leonarda da Vinci jako Mona Liza, włoski historyk sztuki Silvano Vinceti chce raz na zawsze rozstrzygnąć spór, czy to ona pozowała renesansowemu mistrzowi, czy też poszukiwania trzeba będzie prowadzić dalej.
      Odkryty niedawno akt zgonu sugeruje, że Gherardini zmarła 15 lipca 1542 r. i została pochowana na terenie klasztoru w centrum Florencji (najprawdopodobniej w byłym klasztorze św. Urszuli). Wykopaliska mają się zacząć jeszcze w tym miesiącu.
      Możemy położyć kres trwającej od kilkuset lat dyspucie i zrozumieć relacje łączące Leonarda z model(k)ami. Dla niego malowanie oznaczało także odzwierciedlanie cech ich osobowości – uważa Vinceti.
      Włoski historyk ma nadzieję, że po ekshumacji uda się wyekstrahować DNA i odtworzyć twarz kobiety na podstawie cech budowy czaszki. Zespół Vincetiego z powodzeniem przeprowadzał już rekonstrukcje fizjonomii różnych artystów. Specjalista przypuszcza, że Gherardini pozowała da Vinciemu na początku prac nad obrazem, ale później do jej wizerunku malarz dodał elementy twarzy swojego młodego kochanka Salai (naprawdę nazywał się Gian Giacomo Caprotti). To i tak złagodzona wersja wydarzeń, ponieważ jeszcze w lutym br. Vinceti przekonywał, że na wielu obrazach Leonarda widnieje jedna i ta sama osoba – Salai. O żonie florenckiego kupca w ogóle wtedy nie wspominał, stąd powtarzane przez media hasło, że Mona Liza była mężczyzną.
      Poza znalezionym przed tuż przed Bożym Narodzeniem 2006 r. przez Giuseppe Pallantiego dokumentem, na klasztor św. Urszuli jako miejsce pochówku Lisy wskazują hojne datki rodziny Giocondo. Wg Vincetiego, kupiec załatwił wszystkie formalności związane z pogrzebaniem żony w tym miejscu. Jedna z córek Gherardinich Marietta została umieszczona w 1521 r. w klasztorze Sant'Orsola. Przybrała imię Ludovica i stała się szanowaną członkinią zgromadzenia, zdobywając w nim znaczną pozycję. Wolą nestora rodu było, by po jego śmierci żona zamieszkała z córką.
      Na początku badań naukowcy będą się posługiwać georadarem. W ten sposób chcą odnaleźć ukryte groby. Potem poszukają w nich kości osoby odpowiadającej rysopisowi; powinny należeć do kobiety, która zmarła w wieku sześćdziesięciu kilku lat przed niemal 500 laty. Włosi skupią się na cechach kości, odpowiadających domniemanym chorobom czy pewnym wydarzeniom z życia Gherardini. Wyekstrahowane DNA zostanie porównane do materiału genetycznego dzieci pani kupcowej, które zostały pochowane w bazylice również we Florencji. Jeśli specjaliści natrafią na fragmenty czaszki i będą one w dodatku dobrze zachowane, rozpoczną się próby rekonstrukcji twarzy.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Międzynarodowy zespół naukowców otworzy w poniedziałek (15 listopada) grób XVI-wiecznego duńskiego astronoma Tycho Brahe. Specjaliści mają nadzieję, że już wkrótce uda się wyjaśnić przyczynę jego nagłej śmierci.
      W 1601 r. astronoma pogrzebano w Pradze w kościele Najświętszej Marii Panny przed Tynem.
      Naukowiec przebywał w stolicy Czech na zaproszenie Rudolfa II Habsburga, cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i króla Czech w latach 1576-1611. Brahe wyemigrował z Danii, porzucając wskutek konfliktu z Chrystianem IV założone na wyspie Ven obserwatorium w Uraniborg. Najpierw mieszkał w Niemczech, a po dwóch latach osiadł w Pradze.
      Duńczyk zaobserwował w 1572 r. gwiazdę supernową w gwiazdozbiorze Kasjopei, poza tym opracował katalog położenia 977 gwiazd. Choć wiele wiadomo o jego pracy, niewiele można nadal powiedzieć o przyczynach śmierci. Długo podejrzewano infekcję pęcherza, która miała być skutkiem niechęci do występowania przeciwko dworskiej etykiecie, zabraniającej wychodzenia z przyjęcia do toalety. W 1996 r. w Szwecji, a potem Danii przeprowadzono jednak badania włosów, m.in. z wąsów, które pozyskano w czasie pierwszej ekshumacji z 1901 r. Wykazały one wysokie stężenia rtęci. Wtedy zaczęto podejrzewać, że astronom uległ śmiertelnemu zatruciu, a może i został nawet zamordowany.
      Obecnie pracami duńsko-czeskiego zespołu kieruje Jens Vellev, profesor archeologii średniowiecznej z Uniwersytetu w Århus. Ujawnił on, że 9 lat temu zdecydował się zabiegać u władz Pragi i Kościoła o pozwolenie na drugą ekshumację. W 1901 r. nie sporządzono bowiem odpowiedniego raportu. Ponownie zostaną pobrane próbki włosów i kości. Naukowcy zastosują różne metody badawcze, m.in. tomografię komputerową oraz emisję promieniowania rentgenowskiego wywołaną przez cząstki (protony) – PIXE. W tym ostatnim przypadku analizuje się widmo promieniowania rentgenowskiego, emitowanego przez materiał bombardowany wiązką naładowanych cząstek z akceleratora. Eksperci mają nadzieję, że zdołają ustalić spożycie rtęci w ostatnich tygodniach życia astronoma (najprawdopodobniej zażywał on przeciwbólowe lekarstwo z rtęcią).
      Vellev nie spodziewa się, by doszło do ostatecznego rozstrzygnięcia sporu związanego z przyczyną śmierci Brahe. Na pewno jednak uda się zdobyć kilka brakujących elementów układanki. Na wydobycie szczątków astronoma i jego pochowanej obok żony archeolodzy mają czas do piątku. Wyniki testów zostaną ujawnione jeszcze w tym roku. Niezwykle ważne jest znalezienie czaszki XVI-wiecznego akademika. Jako student wdał się on bowiem w potyczkę z kolegą arystokratą, który odciął mu kawałek nosa. Wstawiono mu wtedy metalową płytkę. W 1901 r. jej nie znaleziono, a ekipa Velleva chce sprawdzić, z czego była zrobiona.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z włoskiego Narodowego Komitetu Dziedzictwa Kulturowego zamierzają ekshumować szczątki Leonarda da Vinci, by zrekonstruować jego twarz. W ten sposób chcą sprawdzić, czy Mona Liza może być jego zamaskowanym autoportretem.
      Włosi prowadzili rozmowy w sprawie otwarcia grobu z zamku Amboise w dolinie Loary z właścicielami obiektu i francuskimi władzami. Negocjacje zakończyły się zasadniczym porozumieniem co do reguł projektu. Oficjalne pozwolenie zostanie wydane latem tego roku.
      Debata związana z tożsamością tajemniczo uśmiechniętej kobiety z obrazu toczy się od lat. Niektórzy eksperci sugerują, że renesansowy artysta namalował siebie w skórze przedstawicielki płci przeciwnej, ponieważ bardzo lubił zagadki. Jeśli uda nam się znaleźć czaszkę Leonarda, zrekonstruujemy jego twarz i porównamy ją z fizjonomią Mona Lizy – wyjaśnia antropolog Giorgio Gruppioni.
      Pierwotnie da Vinci został pochowany na zamku Amboise w kościele Saint Florentin, który uległ zniszczeniu podczas rewolucji francuskiej w 1789 r. W 1863 r. poeta i leonardysta Arsène Houssaye odkrył w dawnej kolegiacie niemal cały szkielet oraz fragmenty płyty nagrobnej z literami EO...DUS VINC. Szczątki umieszczono w kaplicy świętego Huberta.
      Silvano Vincenti, szef ekipy ubiegającej się o ekshumację, opowiada, że zostanie przeprowadzone badanie metodą datowania węglowego, a próbki DNA z kości i zębów domniemanego Leonarda będą porównane do materiału genetycznego jego męskich potomków z Bolonii.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od czasów Darwina wyrostek robaczkowy był uznawany za "ewolucyjny relikt", istniejący wyłącznie dlatego, że nie zdążył jeszcze zaniknąć. Dwa lata temu dokonano jednak przełomu i udowodniono, że pełni on bardzo ważną rolę dla naszej odporności, a dzięki najnowszym badaniom okazuje się nawet, że ewolucja wyraźnie prowadzi do zachowania tego niewielkiego organu.
      Autor pierwszej nowoczesnej teorii na temat funkcji wyrostka robaczkowego, Karol Darwin, uważał, że organ ten jest tak mały, ponieważ jest nam do niczego niepotrzebny, lecz ewolucja nie doprowadziła jeszcze do jego całkowitego zaniku. Można więc powiedzieć, że według Darwina jesteśmy "stadium przejściowym", które za jakiś czas utraci jeden ze swoich organów.
      Darwinowska hipoteza trzymała się bardzo dobrze aż do roku 2007. Zespół dr. Williama Parkera z Duke University wykazał wówczas, że niepozorny wyrostek robaczkowy jest rezerwuarem bakterii jelitowych, koniecznych dla odtworzenia mikroflory przewodu pokarmowego po gwałtownych zaburzeniach, takich jak biegunka czy antybiotykoterapia. Wszystko wskazywało więc na to, że obecność wyrostka jest dla nas bardzo korzystna, lecz wciąż brakowało danych na temat jego ewolucyjnych losów.
      Przeprowadzeniem stosownych badań ponownie zajął się zespół dr. Parkera. W oparciu o dane z zakresu genetyki ustalono, że wyrostek robaczkowy wyewoluował co najmniej dwukrotnie: raz u australijskich torbaczy i raz u wspólnego przodka drobnych gryzoni, naczelnych oraz, oczywiście, człowieka. 
      Odkryliśmy także, że wyrostek robaczkowy jest z nami od co najmniej 80 milionów lat, a więc znacznie dłużej, niż można by było oczekiwać, gdyby pomysły Darwina były słuszne, dodaje autor badania.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...