Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Profesor Monty Mythen z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) postanowił zabrać czworo swoich dzieci na wyprawę na najwyższy szczyt świata: Mount Everest. Oprócz 13-letniego Patricka, 11-letniej Charlotte, 8-letniej Alice i 6-letniego Toma w Himalaje pojedzie jeszcze pięcioro maluchów. Naukowcy z UCL i Great Ormond Street Hospital chcą sprawdzić, jak tak młode organizmy radzą sobie z niedoborem tlenu na dużych wysokościach.

Lekarze mają monitorować ciśnienie, tętno, pracę płuc oraz wzorce snu każdego małego himalaisty. Młodsze dzieci zakończą wyprawę w położonym na wysokości 3.500 metrów n.p.m. obozie w Namche Bazaar, starsze, jeśli będą w stanie, wespną się jeszcze o 1.900 metrów wyżej, do bazy pod samym szczytem (5.350 m n.p.m.).

Uzyskane w ten sposób wyniki pomogą w leczeniu wcześniaków, anemii sierpowatej, mukowiscydozy oraz wad wrodzonych płuc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeśli chcemy lepiej zrozumieć warunki rozwoju, do jakich dzieci mogą być najlepiej przystosowane, powinniśmy przyjrzeć się łowcom-zbieraczom, uważają autorzy artykułu opublikowanego na łamach Journal of Child Psychology and Psychiatry. W końcu, jak przypominają, H. sapiens przez ponad 95% swojej historii był łowcą-zbieraczem.
      Zdaniem doktorów Nikhila Chudhary'ego i Annie Swanepoel badania nad dziećmi łowców-zbieraczy mogą poprawić warunki, w jakich żyją dzieci w krajach rozwiniętych.
      Badacze zauważają, że większa intensywność kontaktu bezpośredniego, dotyku, większa sieć osób opiekujących się dzieckiem mogą być korzystne dla rozwiniętych społeczeństw. A dla dziecka korzystne będzie więcej kontaktu z innymi dziećmi oraz bardziej aktywna edukacja w grupach składających się z dzieci w różnym wieku. Dlatego też antropolog ewolucyjny Chaudhary i psychiatra dziecięca Swanepoel wzywają do podjęcia badań nad zdrowiem psychicznym dzieci w społecznościach łowiecko-zbierackich.
      Uczeni zauważają, że dzieci z takich społeczeństw prowadza zupełnie inny tryb życia niż dzieci z krajów rozwiniętych. Spotykają się też z wieloma wyzwaniami i trudnościami, jakich nie doświadczają ich rówieśnicy z naszej części świata, dlatego też ich dzieciństwa nie należy idealizować.
      Naukowcy opisali zaobserwowane przez siebie różnice, które mogą znacząco wpływać na dobrostan dzieci. Zauważyli, że dzieci w krajach rozwiniętych mają niewiele kontaktu fizycznego z innymi ludźmi. Na przykład w Bostwanie w plemieniu !Kung dzieci w wieku 10-20 tygodni aż przez 90% dnia mają fizyczny kontakt z innym człowiekiem, a gdy płaczą to w niemal 100% otoczenie reaguje, najczęściej je przytulając i pocieszając. Krzyczenie czy upominanie płaczącego dziecka są tam niezwykle rzadkie. Tak wielkie zwracanie uwagi na dziecko jest możliwe, gdyż bardzo dużą rolę w opiece odgrywają inni ludzie niż rodzice.
      W wielu społecznościach zbieracko-łowieckich bardzo rozpowszechnione jest allorodzicielstwo, kiedy to osoby inne niż rodzice opiekują się dziećmi. Allorodzice zajmują się nimi przez połowę czasu. Na przykład wśród Efe w DRK dziecko przed osiągnięciem 18 tygodnia życia ma średnio 14 opiekunów dziennie, a opieka nad nim jest przekazywana średnio 8-krotnie w ciągu godziny.
      Obecnie rodzice mają znacznie mniej pomocy w opiece nad dzieckiem ze strony sieci rodziny i znajomych niż prawdopodobnie mieli w czasie całej ewolucyjnej historii człowieka. Ta różnica może wytwarzać presję ewolucyjną, która jest szkodliwa i dla dzieci i dla opiekunów, mówi Chaudhary. Dostępność innych opiekunów może zmniejszać zarówno poziom stresu w rodzinie, jak i ryzyko depresji u matki, które mają bardzo negatywny wpływ na dobrostan i rozwój dziecka, dodaje uczony.
      Autorzy badań podkreślają, że allorodzicielstwo to jedna z kluczowych cech adaptacyjnych człowieka i jest czymś przeciwnym niż proponowane obecnie intensywne macierzyństwo, zakładające, że matki powinny samodzielnie zajmować się dziećmi. Taka narracja może prowadzić do wyczerpania matki i mieć niebezpieczne konsekwencje, mówią Chaudhary i Swanepoel.
      Generalnie rzecz ujmując, w społecznościach łowiecko-zbierackich dziećmi opiekuje się olbrzymia liczba osób, nierzadko na dziecko przypada więcej niż 10 opiekunów. Tymczasem w krajach rozwiniętych zasady opieki są zupełnie inne, nawet w miejscach nastawionych na opiekę nad dziećmi. Na przykład brytyjskie Ministerstwo Edukacji wymaga, by w żłobkach przypadał 1 opiekun na 3 dzieci w wieku do 2 lat i 1 opiekun na 4 dzieci w wieku 2-3 lat. Niemowlęta i dzieci w wieku poniemowlęcym w społecznościach łowców-zbieraczy mają w najbliższym otoczeniu licznych opiekunów. Z punktu widzenia dziecka ta bliskość i interakcja są zupełnie czymś innym niż to, czego doświadczają dzieci w Wielkiej Brytanii. Jeśli dziećmi będzie zajmowało się jeszcze mniej osób niż obecnie, musimy rozważyć możliwość, że odbędzie się to ze szkodą dla dzieci, uważają naukowcy.
      U łowców-zbieraczy dzieci odgrywają znacznie większą rolę w opiece nad niemowlętami niż w społeczeństwach rozwiniętych. W niektórych miejscach już czterolatkowie opiekują się młodszymi dziećmi i potrafią dobrze to robić, a czymś normalnym jest dziecko, które przed osiągnięciem wieku nastoletniego zajmuje się niemowlętami. Tymczasem w krajach rozwiniętych zaleca się, by opiekunem niemowlęcia był co najmniej starszy nastolatek. W krajach rozwiniętych dzieci mają dużo zajęć w szkole i mniej możliwości do opiekowania się innymi dziećmi. Powinniśmy co najmniej rozważyć opiekę nad niemowlętami przez starsze rodzeństwo, dzięki czemu będzie mogło ono rozwinąć swoje umiejętności społeczne, wyjaśnia Chaudhary.
      Autorzy badań zauważają też, że w społecznościach łowiecko-zbierackich rzadko mamy do czynienia z takim modelem nauczania, jak u nas. Najczęściej dzieci uczą się poprzez obserwację i naśladowanie. A dzieci w wieku 2-16 lat dużą część czasu spędzają w grupach o mieszanym wieku bez nadzoru dorosłych. Uczą się od siebie nawzajem, nabywając wiedzę i nowe zdolności poprzez zabawę i eksplorację. Tam nauka i zabawa to jedność. W krajach rozwiniętych czynności te są wyraźnie rozdzielone.
      Uczenie się w klasach jest czymś obcym temu, jak człowiek uczył się przez niemal całą swoją historię. Oczywiście naukowcy zauważają, że umiejętności potrzebne w społeczeństwie łowiecko-zbierackich są zupełnie inne od tego, co jest potrzebne w gospodarkach rynkowych, gdzie nauka w klasach jest niezbędna. Jednak dzieci mogą posiadać pewne psychologiczne cechy odnośnie bardziej naturalnego sposobu nauczania, które można by wykorzystać również w krajach rozwiniętych, stwierdzają.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pacjentka po przeszczepieniu płuc urodziła dziecko w Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM). To pierwszy taki poród w Polsce. Pani Patrycja cierpiała na całkowitą niewydolność płuc w przebiegu mukowiscydozy. Jedenastego czerwca 2019 r. w wieku 19 lat przeszła transplantację w Śląskim Centrum Chorób Serca.
      Trzy lata po przeszczepieniu funkcja płuc była bardzo dobra. Po optymalizacji leczenia przeciwodrzutowego i przygotowaniu pani Patrycja zaszła w ciążę.
      Ciąża wysokiego ryzyka
      Choć ciąża po przeszczepie płuc jest możliwa, jest to ciąża wysokiego ryzyka. Często dochodzi wówczas do odrzucenia przeszczepu, wcześniactwa czy niskiej wagi urodzeniowej. Mogą pojawić się stan przedrzucawkowy, nadciśnienie, infekcja czy – w wyniku przyjmowania leków przeciw odrzuceniu przeszczepu – wady wrodzone. Uważa się wręcz, że kobiety po transplantacji płuc, które zaszły w ciążę, są narażone na większe ryzyko w porównaniu z innymi biorcami narządów miąższowych - wyjaśniono w komunikacie WUM. Dlatego też zaleca się, by z decyzją o dziecku wstrzymać się przez 2-3 lata po zabiegu.
      Nadzorujący wyniki pani Patrycji dr hab. n. med. Marek Ochman, koordynator Oddziału Transplantacji Płuc z Pododdziałem Mukowiscydozy, Pododdziałem Chirurgii Klatki Piersiowej i Pododdziałem Chorób Płuc w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu, opowiada, że widział wielką determinację pacjentki. Ponieważ pochodzi ona z województwa mazowieckiego, ze względów logistycznych najlepiej było zaplanować poród w cieszącym się ogromnym prestiżem Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego [UCZKiN].
      Prof. dr hab. Artur Ludwin, kierownik I Katedry i Kliniki Położnictwa i Ginekologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, zaznaczył, że lekarze z UCZKiN mają wieloletnie doświadczenie w prowadzeniu ciąż kobiet po przeszczepieniach narządów.
      Ścisła współpraca pacjentki i multidyscyplinarnego zespołu medycznego
      Marzenie pani Patrycji spełniło się dzięki współpracy śląskich i warszawskich specjalistów. Ta pierwsza ciąża zakończona porodem po przeszczepieniu płuc w Polsce to ważny krok w historii polskiej transplantologii i opieki położniczej u kobiet po transplantacji narządów. Należy pamiętać, że każda kobieta z mukowiscydozą jest inna, dlatego ważne jest, aby porozmawiać z zespołem zajmującym się mukowiscydozą i zespołem transplantacyjnym, aby lepiej zrozumieć, co ciąża po przeszczepie może oznaczać dla każdego z osobna - podkreślili eksperci z Warszawskiego i Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
      Pod koniec ciąży opiekę okołoporodową koordynowała dr hab. n. med. Zoulikha Jabiry-Zieniewicz z UCZKiN.
      Ze względu na położenie miednicowe płodu zaplanowano cesarskie cięcie. W takich przypadkach należy być przygotowanym na wszystkie możliwe powikłania. Włącznie z przeniesieniem pacjentki na Oddział Intensywnej Terapii z dostępem do techniki pozaustrojowego utlenowania krwi (ECMO). To wszystko przygotowaliśmy - zaznaczył prof. Ludwin.
      Poród rozpoczął się wcześniej
      Poród zaczął się wcześniej niż zaplanowano. Rano, w 37. tygodniu i 5. dniu ciąży, pani Patrycja powiadomiła zespół, że odeszły jej wody płodowe. Początkowo badania potwierdzały dobrostan dziecka, ale w czasie przygotowań do cesarskiego cięcia na sali operacyjnej zauważono zaburzenia pracy serca płodu (nagłe spowolnienie). Prof. Ludwin, prof. Bronisława Pietrzak i dr hab. Jabiry-Zieniewicz przeprowadzili natychmiastowe cesarskie cięcie. Mała Pola wymagała pomocy neonatologicznej i początkowo w pierwszej dobie - wspomagania ciągłym dodatnim ciśnieniem oddechowym. W kolejnej dobie nie było już potrzeby wsparcia oddechowego - wyjaśnił prof. Ludwin. Obecnie mama i córka czują się dobrze.
      Historia przeszczepów płuc
      Pierwszy w Polsce przeszczep pojedynczego płuca u pacjentki z krańcową postacią samoistnego włóknienia płuc przeprowadził 24 lata temu prof. Marian Zembala, ówczesny dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu (SCCS). W 2001 r. prof. Zembala przeprowadził pierwszy udany jednoczasowy przeszczep serca i płuc. W 2003 r. dokonano z kolei pierwszego udanego przeszczepu pojedynczego płuca. Do roku 2004 transplantacja płuc nie była zabiegiem wykonywanym w Polsce rutynowo.
      SCCS to krajowy lider transplantacji narządów klatki piersiowej. W 2011 r. zespół przeprowadził pierwszą w Polsce transplantację płuc u chorego z mukowiscydozą. W marcu 2012 po raz pierwszy w Polsce przeszczepiono płuca także u nastolatków: 17-letniego Michała chorującego na mukowiscydozę i 15-letniej Marty ze skrajnym nadciśnieniem płucnym - wyjaśniono w komunikacie WUM. Trzy lata temu wykonano pionierski w naszym kraju zabieg jednoczasowej transplantacji płuc i wątroby u 21-latka z mukowiscydozą.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od marca bieżącego roku w 35 krajach na świecie, w tym i w Polsce, odnotowano ponad 1000 przypadków zachorowania na ciężkie zapalenie wątroby u dzieci. Jako pierwsza świat zaalarmowała Szkocja, w której tylko w marcu i kwietniu odnotowano aż 13 takich przypadków, podczas gdy zwykle w ciągu całego roku odnotowuje się nie więcej niż 4. Szybko okazało się, że podobne wzrosty odnotowano też w Anglii i USA, a w maju informowaliśmy, że choroba dotarła też do Polski.
      Zdecydowana większość przypadków dotyczyła dzieci poniżej 5. roku życia. Większość z nich wyzdrowiała, chociaż u niektórych konieczne były przeszczepy wątroby. Odnotowano też przypadki zgonów.
      Naukowcy z University College London, Great Ormond Street Hospital for Children oraz University of Glasgow donieśli właśnie, że udało im się określić przyczynę zachorowań. W dwóch różnych badaniach stwierdzili oni, że najbardziej prawdopodobną przyczyną jest dependowirus AAV2 (adeno-associated virus 2). Ten znany dotychczas jako nieszkodliwy wirus należy do rodziny Parvoviridae. Dependowirusy zawdzięczają swoją nazwę faktowi, że ich cykl replikacyjny zależy od wirusa wspomagającego, którym jest adenowirus lub wirus herpes. AAV2 był obecny w tkance 96% osób badanych w ramach obu studiów. Dlatego też naukowcy sądzą, że tajemnicze ostre zapalenie wątroby u dzieci to skutek jednoczesnej infekcji AAV2 i adenowirusem. Znacznie rzadziej znajdowano zaś AAV2 i wirusa herpes HHV6.
      Mimo że wciąż nie odpowiedzieliśmy na cześć pytań dotyczących przyczyny nagłego wzrostu liczby przypadków ostrego zapalenia wątroby, mamy nadzieję, że uzyskane przez nas wyniki uspokoją rodziców, którzy martwili się, że przyczyną zachorowań jest COVID-19. Nie znaleźliśmy żadnego bezpośredniego związku pomiędzy tą chorobą a zarażeniem SARS-CoV-2. Widzimy za to, że najsilniejszym biomarkerem badanych przypadków zachorowań jest obecność AAV2 w wątrobie i/lub we krwi, mówi profesor Judith Breuer z UCL. Dodatkowo obecność HHV6 i adenowirusa w zniszczonych wątrobach pięciorga dzieci, które wymagały przeszczepu stawia pytanie o rolę współistniejących infekcji tymi trzema wirusami w najcięższych przypadkach, dodaje uczona.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Katedrze i Klinice Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM) przeprowadzono pierwszy w Polsce i rzadki w skali świata zabieg jednoczesnego przeszczepienia wątroby i trzustki u osoby z mukowiscydozą. Jak podkreślono w relacji prasowej WUM, dotychczas zaledwie kilka ośrodków transplantacyjnych, m.in. Wielkiej Brytanii, USA i Hiszpanii, zgłaszało jednoczesne przeszczepienie wątroby i trzustki chorych z mukowiscydozą. Zabieg u 21-letniej pacjentki, u której z powodu mukowiscydozy doszło do marskości wątroby i niewydolności trzustki, jest ogromnym sukcesem polskich specjalistów ze Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus.
      Pionierska operacja
      Operacja odbyła się 30 września i trwała 9 godzin (zakończyła się o godz. 22). Oba narządy podjęły funkcję bezpośrednio po przeszczepie. W zabiegu wziął udział niemal 20-osobowy zespół. W jego skład wchodzili lekarze, pielęgniarki i personel pomocniczy. Zespół chirurgów transplantologów tworzyli: dr hab. n. med. Maciej Kosieradzki (kierownik Kliniki), prof. dr hab. n. med Wojciech Lisik i dr hab. n. med. Marek Pacholczyk (zastępcy kierownika Kliniki; prof. Lisik pełni także funkcję prorektora ds. klinicznych i inwestycji), dr n. med. Paweł Ziemiański oraz lek. Paweł Skrzypek.
      Jak powiedział PAP-owi prof. Skrzypek, po wybudzeniu pacjentka zapytała, kiedy będzie mogła coś zjeść.
      Mukowiscydoza i jej powikłania
      Mukowiscydoza jest chorobą wielonarządową. Cechują ją bardzo zmienny obraz oraz przebieg. Wadliwy transport chlorków nabłonka przez błony komórkowe powoduje odwodnienie i pojawienie się gęstej, lepkiej wydzieliny, która zaburza pracę różnych narządów. Dzięki postępom medycyny obecnie większość pacjentów osiąga dorosłość.
      Głównym niepłucnym powikłaniem mukowiscydozy jest cukrzyca. Statystyki pokazują, że aż 35-50% pacjentów rozwija cukrzycę insulinozależną przed 30 r.ż.
      Jak tłumaczą eksperci z WUM, częstymi wskazaniami do przeszczepu wątroby u pacjentów z mukowiscydozą są niewydolność tego narządu, a także powikłania nadciśnienia wrotnego. Postępująca choroba płuc może odgrywać ważną rolę w gorszych rokowaniach, ale wykazano wyraźną korzyść, jeśli chodzi o przeżycie (zarówno u dorosłych, jak i u dzieci po przeszczepieniu wątroby z powodu mukowiscydozy), w porównaniu z tymi, którzy pozostali na liście oczekujących.
      Warto dodać, że niewydolność wątroby to niezależny czynnik rozwoju cukrzycy związanej z mukowiscydozą. O ile po przeszczepie wątroby chorzy generalnie są bardziej zagrożeni cukrzycą, o tyle w przypadku pacjentów z mukowiscydozą ostatecznie prawie wszyscy rozwijają cukrzycę po przeszczepie wątroby. Tak więc przywrócenie funkcji trzustki może zapewnić znaczną poprawę zdrowia i jakości życia poprzez złagodzenie zapotrzebowania na terapię zastępczą insuliną i enzymami trzustkowymi. Prowadzi to również  do poprawy odżywienia i zmniejsza długoterminowe powikłania mukowiscydozy, takie jak np. mikroangiopatia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przeżycie noworodka z wadą wrodzoną zależy od tego, gdzie się urodził. Dowiedli tego naukowcy z 74 krajów, badając blisko 4 tys.dzieci z wrodzonymi wadami. W międzynarodowym badaniu udział wzięli także naukowcy z UMW.
      W międzynarodowym badaniu Global PaedSurg Collaborative Study opublikowanym w The Lancet, w którym wzięli udział także badacze z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, zbadano ryzyko śmierci prawie 4 tys. dzieci z wadami wrodzonymi urodzonych w 264 szpitalach na całym świecie.
      Dzięki kooperacji naukowców z całego świata udało nam się wykazać, że dzieci z wadami wrodzonymi przewodu pokarmowego mają ok. 40 proc. ryzyko zgonu w krajach o niskim dochodzie – wyjaśnia prof. dr hab. Dariusz Patkowski, z Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Jeśli jednak porównamy te wyniki do krajów zamożniejszych, to okazuje się że to ryzyko spada do 20 proc. w krajach średniozamożnych i do zaledwie 5 proc. w krajach o najwyższych dochodach.
      Naukowcy porównali m.in. noworodki z wytrzewieniem wrodzonym, wadą, przy której zauważa się największą różnicę w śmiertelności. Nawet 90 proc. dzieci z tym schorzeniem umiera w krajach o niskim dochodzie, w porównaniu z jedynie 1 proc. zgonów w krajach o wysokim dochodzie. W tych ostatnich, większość dzieci z wytrzewieniem wrodzonym będzie mogła wieść normalne życie.
      Geografia nie powinna determinować wyników leczenia dzieci z wadami, które podlegają leczeniu chirurgicznemu – mówi dr Naomi Wright, która poświęciła ostatnie cztery lata na badanie rozbieżności w wynikach leczenia na świecie. Celem Zrównoważonego Rozwoju jest wyeliminowanie możliwych do uniknięcia zgonów noworodków i dzieci poniżej 5 roku życia do roku 2030. Nie da się tego osiągnąć bez pilnych działań na rzecz poprawy opieki chirurgicznej nad dziećmi w krajach o niskim i średnim dochodzie.
      Międzynarodowy zespół naukowców podkreśla potrzebę skupienia się na poprawie opieki chirurgicznej nad noworodkami w krajach o niskim i średnim dochodzie na całym świecie.
      W ciągu ostatnich 25 lat udało się znacząco zmniejszyć śmiertelność dzieci poniżej 5. roku życia poprzez zapobieganie i leczenie chorób zakaźnych – podkreśla prof. Dariusz Patkowski. Zbyt mało natomiast medycyna w globalnym ujęciu skupiała się na poprawie opieki chirurgicznej nad dziećmi. Dlatego rośnie odsetek zgonów w przypadku chorób wymagających interwencji chirurgicznej. A należy podkreślić, że wady wrodzone są obecnie piątą najczęstszą przyczyną zgonów dzieci poniżej 5. roku życia na świecie, przy czym większość zgonów ma miejsce w okresie noworodkowym.
      Co ważne, w krajach wysokorozwiniętych większość kobiet w trakcie ciąży jest pod stałą kontrolą lekarza i jest poddawanych badaniom USG w celu szybkiego wykrycia ewentualnych wad wrodzonych. Podejrzenie ich wystąpienia umożliwia kobiecie poród w szpitalu z dostępną opieką chirurgiczną, aby dziecko mogło otrzymać pomoc zaraz po urodzeniu. W krajach mniej zamożnych natomiast dzieci z takimi samymi schorzeniami często docierają do chirurga z opóźnieniem i już w złym stanie klinicznym, co znacząco zwiększa ryzyko zgonu.
      Badanie podkreśla również znaczenie opieki okołooperacyjnej w ośrodku chirurgicznym.  Dostępu do respiratorów i żywienia pozajelitowego znacząco zwiększa szansę na przeżycie noworodków z poważnymi schorzeniami. Z większym ryzykiem zgonu naukowcy wiążą także brak wykwalifikowanego personelu anestezjologicznego i niestosowanie kontrolnych list bezpieczeństwa w czasie operacji.
      Jak wykazali naukowcy poprawa przeżywalności noworodków w krajach o niskim i średnim dochodzie musi objąć trzy kluczowe elementy:
      – doskonalenie diagnostyki przedporodowej i poród w szpitalu z zapleczem dziecięco-chirurgicznym,
      – poprawę opieki chirurgicznej nad dziećmi urodzonymi w szpitalach powiatowych i zapewnienie bezpiecznego i szybkiego transportu do dziecięcego centrum chirurgicznego,
      – poprawę opieki okołooperacyjnej w dziecięcym centrum chirurgicznym.
      Badacze przyznają, że wymaga to sprawnej współpracy i planowania pomiędzy zespołami położniczymi, neonatologicznymi i chirurgicznymi w centrach chirurgicznych dla dzieci, jak również edukacji i nawiązywania kontaktów ze szpitalami referencyjnymi. Przekonują tym samym, że obok lokalnych inicjatyw, opieka chirurgiczna nad noworodkami i dziećmi musi być włączona do krajowej i międzynarodowej polityki w zakresie ochrony zdrowia dzieci i nie powinna być dłużej zaniedbywana w kontekście globalnego zdrowia.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...