Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Prokuratura pozwala na piractwo

Rekomendowane odpowiedzi

Czyli jeśli dziecko będzie chciało dołączyć do pracy szkolnej ilustrację z książki, to ciach nożyczkami po książce, a rodzic niech sobie kupi nową? A jeśli zechcę tę ilustrację sobie powiększyć (nie wiem - np. rysunek jakiejś machiny żeby zrobić jej model), to zamiast kopiowania w odpowiednim trybie, mam pisać podanie do autora książki?

 

Coś takiego jak absolutna innowacja praktycznie nie istnieje. Cała ludzka twórczość to zapożyczenia i przetwarzanie czyjejś pracy (choćby była to i praca Natury).

 

Masz absolutną rację. Pozwolę sobie jednak być marudny i powtórzyć pytanie: jak skonstruować reguły (dopasowane do człowieka i technologii), które pozwolą mnie jako artyście cieszyć się i popularnością mojej twórczości, i z czasem żyć dzięki tej popularności, przy okazji nie będąc uwikłanym w sidła współpracy z jakąkolwiek korporacją...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ rozmawiamy poważnie na bardzo poważny temat, pozwolę sobie na sarkastyczną odpowiedż na ostatnie pytanie gedarta (tylko nie bierz tego poważnie) w stylu prezentowanym w tym wątku przez Tola (tylko się nie obraż):

-zostań rzeżbiarzem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz absolutną rację. Pozwolę sobie jednak być marudny i powtórzyć pytanie: jak skonstruować reguły (dopasowane do człowieka i technologii), które pozwolą mnie jako artyście cieszyć się i popularnością mojej twórczości, i z czasem żyć dzięki tej popularności, przy okazji nie będąc uwikłanym w sidła współpracy z jakąkolwiek korporacją...?

 

To coś, co pozwala na taki styl prowadzenia biznesu nazywa się wolny rynek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ rozmawiamy poważnie na bardzo poważny temat, pozwolę sobie na sarkastyczną odpowiedż na ostatnie pytanie gedarta (tylko nie bierz tego poważnie) w stylu prezentowanym w tym wątku przez Tola (tylko się nie obraż):

-zostań rzeżbiarzem.

 

A drukarki 3D? Za chwilę będą powszechnie dostępne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To coś, co pozwala na taki styl prowadzenia biznesu nazywa się wolny rynek.

 

Nie wydaje mi się, żeby samo hasło "wolny rynek" wystarczało.

 

Po pierwsze dlatego, że (wg mnie) jest pustym mitem (ile znasz krajów, gdzie faktycznie ma on miejsce?).

Po drugie - bo nawet gdyby istniał, nie rozwiązywałby dylematu (w sumie płynącego z natury człowieka) "czerpanie bez ponoszenia kosztów/chęć osiągania zysków".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie jednak być marudny i powtórzyć pytanie: jak skonstruować reguły (dopasowane do człowieka i technologii), które pozwolą mnie jako artyście cieszyć się i popularnością mojej twórczości, i z czasem żyć dzięki tej popularności

Ja również będę marudny, uważając, że odpowiedż powinni dać "szeroko tolerancyjni" zwolennicy korzystania z niematerialnych wartości (w tym wątku marc i Tolo).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hola, hola, koledzy. Prawo regulujące gdzie jest dozwolony użytek, gdzie go nie ma czy kiedy należy prosić o zgodę już istnieje (traf chce, że akurat jestem odrobinę również w tej branży). Autor zawsze zostanie autorem i nikt mu tego nigdy nie odbierze. Autor może przekazać prawa innym podmiotom (jednemu lub dowolnej liczbie), odpłatnie lub nieodpłatnie, na czas określony lub nie, do tego można bardzo precyzyjnie określić zakres czynności, jakie można wykonać na dziele. Można np. zmusić kogoś do publicznego wystawiania, albo zabronić jakichkolwiek przeróbek lub adaptacji. Oczywiście zapisy takiej umowy nie mogą kolidować z innymi przepisami, np. o dozwolonym użytku (ktore pozwalają mi kserować kupioną lub pożyczoną książkę do woli, jeśli np. mam zamiar coś z tymi kopiami prywatnie sobie robić).

 

Jeśli autorowi nie podoba się obowiązujący system (oraz istniejące w nim możliwości sprawowania kontroli nad dziełem), to niech sobie po prostu tworzy te dzieła do szuflady, bo raczej wszechświata nie zmieni pod swoje widzimisię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hola, hola, koledzy. Prawo regulujące gdzie jest dozwolony użytek, gdzie go nie ma czy kiedy należy prosić o zgodę już istnieje (traf chce, że akurat jestem odrobinę również w tej branży). Autor zawsze zostanie autorem i nikt mu tego nigdy nie odbierze. Autor może przekazać prawa innym podmiotom (jednemu lub dowolnej liczbie), odpłatnie lub nieodpłatnie, na czas określony lub nie, do tego można bardzo precyzyjnie określić zakres czynności, jakie można wykonać na dziele. Można np. zmusić kogoś do publicznego wystawiania, albo zabronić jakichkolwiek przeróbek lub adaptacji. Oczywiście zapisy takiej umowy nie mogą kolidować z innymi przepisami, np. o dozwolonym użytku (ktore pozwalają mi kserować kupioną lub pożyczoną książkę do woli, jeśli np. mam zamiar coś z tymi kopiami prywatnie sobie robić).

 

Jeśli autorowi nie podoba się obowiązujący system (oraz istniejące w nim możliwości sprawowania kontroli nad dziełem), to niech sobie po prostu tworzy te dzieła do szuflady, bo raczej wszechświata nie zmieni pod swoje widzimisię.

 

To może zdradź jeszcze, po której stronie barykady w tej dyskusji stoisz, bo to dość istotne. Na podstawie ostatniego akapitu wnoszę, że nie po tej samej co twórcy.

 

Ten ostatni akapit mówi zresztą dużo więcej. Na przykład coś takiego: "O jednego artystę mniej to żaden problem - jest ich tylu, że zawsze coś znajdę dla siebie." I święta racja!

Bo przecież każdy artysta to ekshibicjonista - pcha się więc tam, gdzie go będzie można zobaczyć, usłyszeć, przeczytać,...

Wiem, bo sam to robię ;-)

 

Może to właśnie z tej potrzeby artystów wzięły się firmy zajmujące się za nich dbaniem o zyski... Ktoś mądrze zauważył, że jest przestrzeń, w której można zarobić - z jednej strony ci, którzy nie skorzystają, jak czegoś nie będzie i nic im przez to nie ubędzie; z drugiej - ci, którzy nie mogą nie tworzyć i chcieliby wynieść z tego coś więcej ponad jakiś rodzaj rozmowy ze sobą...

 

W kwestii zaś zmiany wszechświata pod swoje widzimisię... Oczywiście, że zmieniam. Oczywiście, że Ty również.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wydaje mi się, żeby samo hasło "wolny rynek" wystarczało.

 

Po pierwsze dlatego, że (wg mnie) jest pustym mitem (ile znasz krajów, gdzie faktycznie ma on miejsce?).

Po drugie - bo nawet gdyby istniał, nie rozwiązywałby dylematu (w sumie płynącego z natury człowieka) "czerpanie bez ponoszenia kosztów/chęć osiągania zysków".

 

ad 1. obecnie trudno byłoby znaleźć państwo wolnorynkowe. Miłościwie rządzący keynesizm coraz bardziej zmienia się w korporacjonizm. A czym to pachnie, to wiadomo

ad 2. oczywiście, że żadne prawa i zewnętrzne zasady nie zastąpią wbudowanych zasad moralnych. Na to nie ma bata. Przypomnę tylko, że Adam Smith, zanim napisał "Bogactwo narodów" najpierw spłodził "Teorię uczuć moralnych" i stanowiła ona dla niego podstawę do późniejszych dzieł. Wolny rynek i związane z tym okoliczności (niewielkie sprawne państwo) może w dużej mierze rozwiązać problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
To może zdradź jeszcze, po której stronie barykady w tej dyskusji stoisz, bo to dość istotne. Na podstawie ostatniego akapitu wnoszę, że nie po tej samej co twórcy.

 

Twórca nie może być primadonną, która tupie nóżką i zabrania wszystkim np. oglądania swojego obrazu do góry nogami (albo żąda za to dodatkowych opłat, bo w sumie twórcza adaptacja jego dzieła i trzeba na to licencji). To znaczy może być, ale wtedy albo kończy jako konsument blokowych śmietników, albo ląduje w Tworkach.

 

Ogólnie proponuję zapoznać się z historią Hollywood - dlaczego wytwórnie przeniosły się na drugi kraniec kontynentu (możliwie najdalej od Wschodniego Wybrzeża) i jakie wtedy mieli wesołe prawa autorskie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli autorowi nie podoba się obowiązujący system (oraz istniejące w nim możliwości sprawowania kontroli nad dziełem), to niech sobie po prostu tworzy te dzieła do szuflady, bo raczej wszechświata nie zmieni pod swoje widzimisię.

Kolejne konkretne rozwiązanie ! :angry:

Taką radą pozbawiasz świat kultury.

No, ale jak Hollywood jest dla Ciebie synonimem twórczości...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym zwrócić uwagę na kilka rzeczy poruszonych do tej pory tylko marginalnie. Mianowicie:

"Jak dzieło będzie dobre, to się obroni". I to jest święta prawda. Fani zespołów, gier czy innych form artystycznych w dużej mierze kupią oryginały. Ale są tu dwa istotne czynniki - jak ktoś już zauważył, artysta dostaje jakieś śmieszne ochłapy 'od sprzedaży' - lwią część zysków zgarnia wytwórnia/dystrybutorzy. Druga rzecz, to cena. Dlaczego ludzie tak chętnie ściągają z internetu? Bo jest za darmo! A jak jest na półce sklepowej za 100zł, to nawet pies z kulawą nogą tego nie tknie, bo po pierwsze ludzie nie mają pieniędzy, po drugie widocznie to dzieło nie jest tyle warte (piszę to posiadając kilka kolekcjonerskich egzemplarzy gier zakupionych za 200-300zł - zatem jak taki zestaw oferuje coś więcej niż to co mogę mieć z sieci plus pudełko na płytę, to może być wart swojej ceny).

 

Gdzie leży wyjście z tego problemu? W znienawidzonym przez obrońców praw autorskich internecie! Wystarczy żeby twórca założył swoją stronę, albo zgłosił się do odpowiedniego serwisu i sprzedawał swoją twórczość osobiście. Oczywiście nie wyeliminuje to piractwa, ale przy odpowiednich cenach twórca obłowi się na jednym hicie do końca życia. Dlaczego? Bo ludzie chętnie zapłacą twórcy np 50gr za jedną piosenkę. Nie kupią całej płyty za 50zł, ale jak 100 000 osób ściągnie po jednej piosence, to już trochę zysk jest, prawda? I to na czysto. A z płyty za 50zł twórca dostałby może 2zł? Reszta byłaby dla pośredników. Oczywiście na takiej bezpośredniej sprzedaży stracą pośrednicy... no ale cóż, biznes to biznes. Do tej pory nazbierali na pewno tyle pieniędzy, że im nie braknie. Albo otworzą sobie z tego inny interes.

 

Poza tym bezpłatne dzielenie się należy traktować jako reklamę - wiele dzieł zyskało popularność wyłącznie dzięki tej formie 'marketingu'. A zyski ze sprzedaży oryginałów będą większe od poniesionych rzekomych strat (nie można zakładać, że coś, co można mieć za darmo, zostanie kupione za niebotyczne pieniądze jeśli nie będzie możliwe do uzyskania za darmo - to jak z tymi czereśniami. Po prostu ludzie z tego zrezygnują).

 

Jedynym problemem jest tu cena, którą można niezwykle zredukować jeśli wejdzie się w sprzedaż bezpośrednią. Bo większość ceny stanowią marże pośredników właśnie, którzy w obecnym systemie dystrybucji znajdują się na najlepszej pozycji.

 

Takie mirotransakcje przynoszą sukcesy - wystarczy popatrzeć na rozmnażające się jak plaga kolejne gry internetowe gdzie 'za smsa' można kupić jakieś gadżety. Polecam też strony takie jak gog.com, gdzie za drobne pieniądze można kupić różne stare gry komputerowe w odświeżonej szacie oraz nowe gry komputerowe niezależnych twórców (tzw. indie). Chciałbym również wskazać serwis Kickstarter.com, który pozwala twórcom bez pieniędzy na ogólnoświatową zrzutkę na dokańczanie ich dzieł - wiele projektów jest finansowane w stopniu dwukrotnie przewyższającym pierwotne potrzeby. Bo ludzie chętnie dadzą np 5$ na dokończenie gry, jednocześnie za te 5$ nabywając prawo do pobrania sobie pełnej wersji.

 

Podsumowując, przychylam się do zdania, że 'dobry produkt obroni się sam', a ponadto chcę dodać, że wystarczy go za niewygórowaną cenę udostępnić bezpośrednio konsumentom. Wtedy chętnie wydadzą oni niewielkie sumy na to żeby legalnie nabyć dzieło, a twórca zarobi nawet więcej niż na kontrakcie z wytwórnią. Straci wytwórnia, ale cóż... uważam że pośredników powinno być tylko tyle, ile jest niezbędne. A w dzisiejszych czasach namnożyło się ich jak robactwa, bo to najłatwiejszy sposób na zarobienie - nic nie wymyślasz, nic nie produkujesz - sprzedajesz tylko pomysły i pracę innych.

 

Chciałem dorzucić jeszcze trzy grosze. Ubolewam, że takie postaci jak Kafka czy Mickiewicz, które tworzyły z potrzeby tworzenia, zostały zrównane z dzisiejszymi wyrobnikami, których mylnie nazywa się artystami. Ci wyrobnicy grają teledysk czy piszą książkę pod dyktando wytwórni i dzieło to nie powstaje z potrzeby tworzenia, tylko z potrzeby zarabiania. Taka gwiazdka po jednej piosence, dzięki ogromnemu wysiłkowi marketingowców wylansowanej na hit sezonu, w kolejnym roku już nie jest przez nikogo pamiętana. Obecnie mamy do czynienia z produkcją treści a nie z tworzeniem dzieł. A że treści jest nadprodukcja, bo podaż jest większa niż popyt, to trzeba dużo inwestować w marketing, żeby sztucznie wykształcić w ludziach potrzeby obcowania z tą wyprodukowaną treścią - wmówić im, że jest to wartościowe i że jest im potrzebne.

 

Przeszedłem w sumie do zmiany profilu tworzenia i chciałbym też wrzucić kilka słów na ten temat. Tu znów posłużę się przykładem gier (i trochę filmów). Kiedyś gry bywały bardzo pomysłowe, trudne, przemyślane.. jednym słowem - stworzone dla elity. Elity rozumianej jako gracze, którzy żyją tymi grami, posiadają spore doświadczenie i umiejętności w graniu. Dziś wielkie wytwórnie produkują gry, które mają być lekkie, łatwe i przyjemne - nie mają być dziełem, klasyką. Mają być kupione przez jak największą ilość ludzi - w związku z tym nie mogą być projektowane dla wąskiej wykwalifikowanej elity. Są proste, z oklepanym pomysłem, który już się sprawdził i niesie minimalne ryzyko tego że się nie zwróci. W zamian za wartościową treść oferują za to bardzo widowiskową oprawę - superrealistyczną grafikę, możliwość wyświetlania obrazu 3d, chwalenia się swoimi osiągnięciami w internecie. Nie wiem czy zauważyliście, że bardzo podobnie jest z filmami? Kiedyś naprawdę dobre produkcje były na ustach ludzi - wzajemnie polecano sobie filmowe perełki. A dziś? O ilu produkcjach wszechczasów, komediach wszechczasów i innych wszech- i naj- słyszeliście w tym roku? Mit ich wielkości był potrzymywany aż do dnia premiery. Później parę osób poszło i jakoś słuch o tych największych przecież dziełach wszechczasów jakimś cudem zaginął.. Gdyby naprawdę były dobre, to ludzie wzajemnie polecaliby sobie dalej, że warto na to iść do kina czy chociażby warto ściągnąć i poświęcić temu swój czas. Ale z jakiegoś powodu tak się rzadko dzieje.. 'Dobry produkt obroni się sam'. A badziewia na szczęście nawet najlepszy marketing na długo nie wypromuje. Treść mizerna - dlaczego ostatnio mamy do czynienia właściwie tylko z thrillerami oraz komediami/komediami romantycznymi? Bo scenariusz z grubsza jest zawsze taki sam - można zmienić trochę okoliczności, imiona postaci i niskim kosztem mamy nową produkcję. Za to w zamian wciska nam się coraz lepsze efekty specjalne, projekcję 3d.. A że treść badziewna? No cóż.. tak to już jest jak się produkuje, a nie tworzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może odpowiem w sprawie bibliotek.

Po pierwsze, w bibliotekach w większości znajdują się książki napisane dawno lub bardzo dawno - przeszły do domeny publicznej i prawa do nich wygasły. Po drugie, książkę z biblioteki może przeczytać maksymalnie 20 osób rocznie, a i to bardzo optymistyczna wizja. Książkę zaś zeskanowaną i umieszczoną w Internecie przeczyta dowolna liczba osób. Po trzecie, bez bibliotek mało kto w ogóle by czytał - jest to też forma promocji autora. Przeczytam trzy książki, które były w bibliotece, spodobają mi się i kupię dziesięć następnych, których już w bibliotece nie będzie.

 

Użytek własny: utwory z płyty, którą legalnie kupiłem, mogę skopiować na odtwarzacz MP3 i sobie używać do woli. Nie mogę natomiast tych kopii wysłać koledze ani opublikować w Internecie - do tego praw nie nabyłem.

Książkę mogę np. skserować, jeśli np. do szkoły lub na wykład potrzebuję trzech stron zamiast tysiąca. Posłużę się do referatu, udowodnienia twierdzenia itp. Nie mogę natomiast zeskanować całej książki i użyczyć wszystkim do użytku - do tego praw nie nabyłem.

 

Co do wynagrodzenia artystów. Jeśli książki będą się sprzedawać w kilkudziesięciu egzemplarzach koniecznych do opublikowania w Internecie - nikt książek pisał i wydawał nie będzie. Prawa rynku.

 

Szanując cudzą własność

P_.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to ja odpowiem w sprawach muzycznych.

Wystarczy żeby twórca założył swoją stronę, albo zgłosił się do odpowiedniego serwisu i sprzedawał swoją twórczość osobiście(...) ludzie chętnie zapłacą twórcy np 50gr za jedną piosenkę.(...) jak 100 000 osób ściągnie po jednej piosence, to już trochę zysk jest, prawda? I to na czysto.

Zachwycony prostotą recepty,zadam cichutko trzy pytania:

1.Jak ten młody,zdolny,dopiero wchodzący na rynek, dotrze do kilkuset milionów, aby znalazło się 100 000 chętnych na jego twórczość ? Odpowiadam: koncern-pośrednik inwestujący miliony w lans.

2.Skąd ten młody,zdolny wie, że jest zdolny i znajdzie 100 000 fanów nie marnując (cudem zdobytych) pieniędzy w lans? Odpowiadam: selekcjonerzy koncernów-pośredników.

3.Czy Wiesz, że każdego dnia na świecie powstaje ok. 10 000 nowych utworów muzycznych?

 

Niestety, nie polepszysz doli artysty-muzyka, radząc mu rezygnację z koncernów-pośredników.

 

 

Ubolewam, że takie postaci jak Kafka czy Mickiewicz, które tworzyły z potrzeby tworzenia, zostały zrównane z dzisiejszymi wyrobnikami, których mylnie nazywa się artystami.

A ja ubolewam, że gro współczesnych artystów nie otrzymuje pensji profesorskich (Mickiewicz) i nie jest fabrykantami (Kafka) aby twórczość literacka była dla nich tylko przyjemnością

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zachwycony prostotą recepty,zadam cichutko trzy pytania:

1.Jak ten młody,zdolny,dopiero wchodzący na rynek, dotrze do kilkuset milionów, aby znalazło się 100 000 chętnych na jego twórczość ? Odpowiadam: koncern-pośrednik inwestujący miliony w lans.

2.Skąd ten młody,zdolny wie, że jest zdolny i znajdzie 100 000 fanów nie marnując (cudem zdobytych) pieniędzy w lans? Odpowiadam: selekcjonerzy koncernów-pośredników.

3.Czy Wiesz, że każdego dnia na świecie powstaje ok. 10 000 nowych utworów muzycznych?

 

Jak dla mnie tym popierasz tylko mój pogląd, że obecnie nie chodzi o twórczość i artyzm tylko o zarabianie pieniędzy.

 

Ad 1. Wystarczy Youtube i Facebook. Jeśli utwór utrafi w gusta (vide ostatnie Gangnam Style) to w ciągu kilkunastu dni będzie miał kilka milionów wyświetleń.

Ad 2. Nikt nie wie czy jest zdolny czy nie. Ale artyście to nie przeszkadza. Bo artyście nie zależy na sprzedaniu się, tylko na przekazaniu swojej wizji.

Ad 3. To potwierdza moją tezę o nadprodukcji. I pewnie z tego powodu tak wspominasz o 'lansie' - większość tej twórczości widocznie nie jest na tyle wartościowa żeby została zauważaona, więc trzeba wmówić ludziom że jest wartościowa.

 

A dobra jakość obroni się sama, i rozejdzie się szybciej niż przy użyciu jakiejkolwiek reklamy za pomocą poczty pantoflowej, obecnie mającej globalny zasięg dzięki internetowi. Żaden marketing nie działa tak dobrze jak polecenie przez znajomego, z którego opinią się liczymy.

 

Myślę, że tu warto też może nawiązać do piramidy potrzeb.. Jeśli ktoś bierze się za realizację potrzeb wyższych (tworzenie, sztuka) żeby realizować potrzeby podstawowe (zarobek na utrzymanie) to mam wrażenie, że nic dobrego z tego wyjść nie może. Bo w tym momencie sztuka przestaje być wartością, a staje się towarem. Zaś twórca przestaje być artystą, a staje się co najwyżej rzemieślnikiem. Może właśnie sztuka nie powinna być receptą na życie, a powinna być takim właśnie hobby, uprawianym gdy na to życie jest się w stanie zarobić właśnie wykonywaniem rzemiosła? A skoro ktoś mimo braku środków chce tworzyć, to znaczy że może jednak jest artystą.. ale wtedy niech tworzy niezależnie od popularności swojej sztuki, bo w sumie chyba na tym artyzm polega? Od podaży i popytu jest handel.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie tym popierasz tylko mój pogląd, że obecnie nie chodzi o twórczość i artyzm tylko o zarabianie pieniędzy.

Nie popieram, ale uważam, że sztuka i artyzm cieszące się popytem (skoro siedzą na twardych dyskach), powinny być dochodowe.

Szum informacyjny jest jaki jest, (to już nie czasy Mickiewicza i Kafki) więc twórczość artystyczna musi się reklamą przez to przebić. A to kosztuje. Miałbyś czas samemu w tej nadprodukcji muzycznej, szukać interesujących Cię wartości?

 

Jeśli utwór utrafi w gusta (vide ostatnie Gangnam Style) to w ciągu kilkunastu dni będzie miał kilka milionów wyświetleń.

Nie myl muzycznego żartu z muzyką :). Z tych milionów wyświetleń (przeważnie z ciekawości, co to jest?) ilu byłoby skłonnych wydać 1zł na chłam? Jożina z Bazin też się oglądało , ale nie słuchało. Ilu znasz wykonawców "szemranej reklamy", którzy bez wsparcia koncernów-pośredników, przebiło się do światowej czołówki?

 

Myślę, że tu warto też może nawiązać do piramidy potrzeb.. Jeśli ktoś bierze się za realizację potrzeb wyższych (tworzenie, sztuka) żeby realizować potrzeby podstawowe (zarobek na utrzymanie) to mam wrażenie, że nic dobrego z tego wyjść nie może. Bo w tym momencie sztuka przestaje być wartością, a staje się towarem.

 

 

Nie zauważasz, że w ten sposób hydraulikowi zajmującemu się działalnością artystyczną "po godzinach", trudno stworzyć wartościowe dzieło ( wena przyszła podczas montowania prysznica, ale wieczorem odeszła) .

 

 

A dobra (sztuka) jakość obroni się sama

A bezdomny pies sam da sobie rade.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ad 2. oczywiście, że żadne prawa i zewnętrzne zasady nie zastąpią wbudowanych zasad moralnych. Na to nie ma bata. Przypomnę tylko, że Adam Smith, zanim napisał "Bogactwo narodów" najpierw spłodził "Teorię uczuć moralnych" i stanowiła ona dla niego podstawę do późniejszych dzieł. Wolny rynek i związane z tym okoliczności (niewielkie sprawne państwo) może w dużej mierze rozwiązać problem.

 

Moim zdaniem - czysta mrzonka. Idealizm, znaczy.

Czytałem ostatnio o Singapurze. Przestępczość na bardzo niskim poziomie - głównie dzięki konsekwentnie egzekwowanemu prawu, z bardzo wysokimi grzywnami, karą chłosty i śmierci.

 

Człowiek nie jest istotą doskonała wg jakichś reguł - i nie powinno się go za takiego uważać, żeby później obrażać się na fakt, że nie jest.

Hipokryzja też nie jest wynalazkiem żadnej z religii. Tak więc pani, która jest szefową organizacji popierającej piractwo i siejąca dym, gdy jej książką ludzie dzielą się w sieci, nie jest ewenementem, lecz klasyką gatunku.

 

Byłoby o wiele łatwiej szukać rozwiązań, przyjmując człowieka w zgodzie z tym, jaki jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twórca nie może być primadonną, która tupie nóżką i zabrania wszystkim np. oglądania swojego obrazu do góry nogami (albo żąda za to dodatkowych opłat, bo w sumie twórcza adaptacja jego dzieła i trzeba na to licencji). To znaczy może być, ale wtedy albo kończy jako konsument blokowych śmietników, albo ląduje w Tworkach.

 

A jak to się ma do treści rozmowy...?

 

Nikt nie tupie nóżką. Temat jest bardzo poważny.

 

Po jednej stronie są ludzie, którzy - jak to pięknie sformułował Tolo - ściągną, gdy jest; nie ściągną, gdy nie ma. Przy okazji jednak - aby zabezpieczyć swoje dobre samopoczucie - twierdzą, że artysta ma obowiązek się dzielić, w imię wyższych, kulturowo-cywilizacyjnych celów ("dozwolony użytek"). Jeśli dzielić się nie chce, to niech spada (znaczy, niech chowa do szuflady), bo i tak zawsze będzie co ściągać.

 

Po drugiej stronie jest artysta. Ze swoją potrzebą/pasją/koniecznością tworzenia. A gdy wena się skończy i - trochę sam, bardziej poprzez innych - poczuje, że to jest dobre, ma potrzebę podzielenia się. Z czasem pojawia się naturalna potrzeba osiągnięcia finansowej niezależności w ten właśnie sposób.

I wówczas staje ze swoim pragnieniem naprzeciwko całego świata. I słyszy: "Prawdziwa sztuka obroni się sama."; "Jak nie chcesz się dzielić, to pisz do szuflady."; "Zapraszamy do nas, od każdej sprzedanej za 100 zł płyty dostanie pan 2 zł."; "Wystarczy wrzucić na youtube, a potem sprzedawać po 10 gr od kopii - i już jesteś bogaty."; "Jeśli chcesz zarabiać na tym, co stworzyłeś, to nie jesteś artystą, tylko rzemieślnikiem."

Etc.

 

Czy widać istotną rozbieżność, czy jeszcze nie...?

 

Artysta nie został stworzony biznesmenem. Chce zarabiać na efektach swojej weny - czyli chce tego samego, co każdy człowiek: żyć dzięki temu, w czym jest dobry. Różnica zaś polega na tym, że do rzemieślnika się przychodzi za potrzebą; artyście mówi się, że bez niego można funkcjonować. I ściąga się jego utwory bez żenady - bo ma się dzielić.

 

Czy teraz lepiej widać problem...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

"Jak dzieło będzie dobre, to się obroni". I to jest święta prawda.

 

Przepraszam za wyrażenie, ale... to jest gówno prawda. Van Gogh umarł nieznany. I nie był jedynym przypadkiem.

Oczywiście, w końcu ktoś go odkrył - dla niego to już jednak miało chyba niewielkie znaczenie.

 

Poza tym...

 

Weźmy kwestię twórczości plastycznej (w tym temacie jakoś łatwiej mi się poruszać ;-) ) Czy wiesz, jak działa w Polsce system pozwalający zaistnieć artyście-plastykowi? Sugeruję zapoznanie się z tematem - jest niezwykle ciekawy.

 

Pozostaje więc internet. I tu pojawia się problem mnogości (żeby nie być gołosłownym: http://www.deviantart.com/). Co oznacza, że trzeba być artystą sprawnym marketingowo, żeby się przebić. Usiłując zaś się przebić, dzieli się artysta z całym światem swoją twórczością, która jest wtedy namiętnie kopiowana. Jeśli jest dobra, rzecz jasna. I w ten sposób się ta sztuka broni: została skopiowana po wielekroć.

 

Gdzie leży wyjście z tego problemu? W znienawidzonym przez obrońców praw autorskich internecie! Wystarczy żeby twórca założył swoją stronę, albo zgłosił się do odpowiedniego serwisu i sprzedawał swoją twórczość osobiście. Oczywiście nie wyeliminuje to piractwa, ale przy odpowiednich cenach twórca obłowi się na jednym hicie do końca życia. Dlaczego? Bo ludzie chętnie zapłacą twórcy np 50gr za jedną piosenkę. Nie kupią całej płyty za 50zł, ale jak 100 000 osób ściągnie po jednej piosence, to już trochę zysk jest, prawda? I to na czysto. A z płyty za 50zł twórca dostałby może 2zł? Reszta byłaby dla pośredników. Oczywiście na takiej bezpośredniej sprzedaży stracą pośrednicy... no ale cóż, biznes to biznes. Do tej pory nazbierali na pewno tyle pieniędzy, że im nie braknie. Albo otworzą sobie z tego inny interes.

 

Nie jest to prawda. Włączam sobie radio online i słucham.

Poza tym nie chciałoby mi się uruchamiać machiny internetowej płatności, żeby wysłać 50 gr.

(W końcu jestem po dwóch stronach barykady.)

 

 

 

 

Poza tym bezpłatne dzielenie się należy traktować jako reklamę - wiele dzieł zyskało popularność wyłącznie dzięki tej formie 'marketingu'. A zyski ze sprzedaży oryginałów będą większe od poniesionych rzekomych strat (nie można zakładać, że coś, co można mieć za darmo, zostanie kupione za niebotyczne pieniądze jeśli nie będzie możliwe do uzyskania za darmo - to jak z tymi czereśniami. Po prostu ludzie z tego zrezygnują).

 

Jedynym problemem jest tu cena, którą można niezwykle zredukować jeśli wejdzie się w sprzedaż bezpośrednią. Bo większość ceny stanowią marże pośredników właśnie, którzy w obecnym systemie dystrybucji znajdują się na najlepszej pozycji.

 

Z tym się zgadzam, jednak i tu widzę problem.

Nie wystarczy wrzucić swoich utworów w jakieś miejsce, zapewniam Cię. Tu wraca kwestia mnogości.

Kilka lat temu w jakiejś firmie reklamowej zrobiłem pocztówki z kilku swoich prac. Przed wyjściem zapytałem ludzi, czy według nich to są tematy mogące się sprzedać. Młoda dziewczyna odpowiedziała krótko: "Wszystko kwestia marketingu."

 

Zatem - żeby zaistnieć i zarobić trzeba być artystą-biznesmenem.

 

 

Chciałem dorzucić jeszcze trzy grosze. Ubolewam, że takie postaci jak Kafka czy Mickiewicz, które tworzyły z potrzeby tworzenia, zostały zrównane z dzisiejszymi wyrobnikami, których mylnie nazywa się artystami.

 

Czy według Ciebie "dziś prawdziwych artystów już nie ma"?

 

 

 

Ci wyrobnicy grają teledysk czy piszą książkę pod dyktando wytwórni i dzieło to nie powstaje z potrzeby tworzenia, tylko z potrzeby zarabiania. Taka gwiazdka po jednej piosence, dzięki ogromnemu wysiłkowi marketingowców wylansowanej na hit sezonu, w kolejnym roku już nie jest przez nikogo pamiętana. Obecnie mamy do czynienia z produkcją treści a nie z tworzeniem dzieł. A że treści jest nadprodukcja, bo podaż jest większa niż popyt, to trzeba dużo inwestować w marketing, żeby sztucznie wykształcić w ludziach potrzeby obcowania z tą wyprodukowaną treścią - wmówić im, że jest to wartościowe i że jest im potrzebne.

 

Właśnie przedstawiłeś powód, dla którego "prawdziwa sztuka" ma problem z samo-bronieniem się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie tym popierasz tylko mój pogląd, że obecnie nie chodzi o twórczość i artyzm tylko o zarabianie pieniędzy.

 

Ad 1. Wystarczy Youtube i Facebook. Jeśli utwór utrafi w gusta (vide ostatnie Gangnam Style) to w ciągu kilkunastu dni będzie miał kilka milionów wyświetleń.

Ad 2. Nikt nie wie czy jest zdolny czy nie. Ale artyście to nie przeszkadza. Bo artyście nie zależy na sprzedaniu się, tylko na przekazaniu swojej wizji.

Ad 3. To potwierdza moją tezę o nadprodukcji. I pewnie z tego powodu tak wspominasz o 'lansie' - większość tej twórczości widocznie nie jest na tyle wartościowa żeby została zauważaona, więc trzeba wmówić ludziom że jest wartościowa.

 

A dobra jakość obroni się sama

 

Chyba strzeliłeś sobie w piętę. Nie znając wcześniej Gangnam Style, oglądnąłem. Jakieś 15 sekund.

Czyli uważasz, że Gangnam Style chodzi o twórczość i artyzm - dobrze rozumiem...? I za pomocą Gangnam Style udowadniasz, że sztuka obroni się sama...?

 

Ad 2. Nikt nie wie czy jest zdolny czy nie. Ale artyście to nie przeszkadza. Bo artyście nie zależy na sprzedaniu się, tylko na przekazaniu swojej wizji.

 

Piszesz to z perspektywy artysty?

 

 

Myślę, że tu warto też może nawiązać do piramidy potrzeb.. Jeśli ktoś bierze się za realizację potrzeb wyższych (tworzenie, sztuka) żeby realizować potrzeby podstawowe (zarobek na utrzymanie) to mam wrażenie, że nic dobrego z tego wyjść nie może. Bo w tym momencie sztuka przestaje być wartością, a staje się towarem. Zaś twórca przestaje być artystą, a staje się co najwyżej rzemieślnikiem. Może właśnie sztuka nie powinna być receptą na życie, a powinna być takim właśnie hobby, uprawianym gdy na to życie jest się w stanie zarobić właśnie wykonywaniem rzemiosła? A skoro ktoś mimo braku środków chce tworzyć, to znaczy że może jednak jest artystą.. ale wtedy niech tworzy niezależnie od popularności swojej sztuki, bo w sumie chyba na tym artyzm polega? Od podaży i popytu jest handel.

 

Zapraszam do zapoznania się z tematem Inwestowanie w sztukę.

Domyslam się zawczasu Twojej riposty - że rzecz dotyczy tych artystów, którzy już nie żyją. Na pierwszy rzut proponuję więc hasło Wilhelm Sasnal.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TrzyGrosze i Gedart - chciałbym odpowiedzieć Wam obu.

 

Zgadzam się również, że wartościowa sztuka, rozumiana jako taka za którą ludzie chcą dać pieniądze, oczywiście niech się sprzedaje. Ale zrobię tu dwie uwagi: po pierwsze to, że jest na dyskach, nie znaczy że jest wystarczająco wartościowa. Jest na dyskach dlatego, bo jest dostępna za darmo. Gdyby była dostępna wyłącznie za pieniądze i ludzie by mieli, to wtedy znaczy że jest na tyle wartościowa żeby za nią zapłacić tyle, za ile była wystawiona.

 

Druga rzecz - słusznie zauważyłeś Gedart, że do rzemieślnika się idzie za potrzebą. A sztuka jest wyżej na piramidzie potrzeb - może być istotna dopiero, jeśli spełni się potrzeby podstawowe (chociażby posiadanie prysznica i łóżka). Ktoś kto żyje od pierwszego do pierwszego (podejrzewam że jest to z 80% ludzi w Polsce niestety, w niektórych krajach jest trochę lepiej) nie będzie w stanie przeznaczyć znacznych sum na kulturę, bo zwyczajnie nie będzie to dla niego ważne, jeśli będzie miał wybierać między jedzeniem/rachunkami a muzyką czy inną formą sztuki. Dlatego mówiłem o mikrotransakcjach - ten ogrom ludzi będzie bardziej skory wydać po 1zł na 3 ulubione piosenki czy 15-30zł na fajną grę, na którą zrzuca się na Kickstarterze razem z tysiącem innych osób, niż wydać na produkt na półce sklepowej (album, gra w pudełku) który przeszedł przez dziesięciu pośredników i kosztuje 100zł.

 

TrzyGrosze, pytałeś jak bardzo ludzie byliby skorzy wydać to 1zł. Popularność obecnie różnych mikropłatności w grach online, portalach społecznościowych itd świadczy chyba o tym, że metoda ta ma powodzenie. Sam osobiście wydałem na przestrzeni kilku lat ze 100zł na 5-złotowe smsy z aktualizacjami do AllPlayera. Powoli zbieram się żeby przejść na inny program, bo zauważyłem że te 'nowe wersje' są robione tylko aby wymusić nowe aktualizacje, co uważam za nieuczciwe - chodzi o to że przestają mi działać jakieś starsze filmy na przykład. Oczywiście do momentu aż zrobię aktualizację :/ Tym niemniej chodzi mi o to, że ten 'rynek biedaków' jest ogromny. Trzeba po prostu zaproponować taką cenę, którą ludzie będą chcieli zapłacić.

 

I niestety taka jest przykra prawda, że bez sztuki da się żyć, a bez jedzenia czy mebli nie. Artyści muszą się z tym pogodzić. Zaś każdy obiekt jest wart tylko tyle i aż tyle, ile ktoś jest w stanie za niego dać - proste. Za niektóre treści ludzie są w stanie dać 0, za niektóre do 1-2zł, a za niektóre (np jakieś sławne obrazy, których ja osobiście nigdy bym sobie nie chciał powiesić - tylko miejsce na ścianie zajmują) po kikadziesiąt milionów. Ale w przypadku tych sum oczywiście nie mówimy o tych 80% społeczeństwa, tylko o 1-2%, które nie wiedzą co to stres czy wystarczy do pierwszego. I właśnie dlatego że nie wiedzą, są w stanie wydawać na rzeczy z praktycznego punktu widzenia niepotrzebne, ilości pieniędzy jakich niejeden z tych 80% nie zarobi przez całe swoje życie.

 

I żeby nie było - jestem przeciwny piraceniu wszystkiego na potęgę dla samej idei piracenia. Dążyłbym raczej nabywania płatnego, bo to faktycznie sprawia że artyści mogą dalej tworzyć. Ale trzeba dojść do kompromisu jeśli chodzi o cenę. Natomiast w czasach dzisiejszego 'lansowania' i wciskania ludziom kitu uważam że dobrze, iż mogę sobie pobrać 'grę wszechczasów' z torrentów i sprawdzić czy jest warta tych 100zł, które za nią wołają w sklepie. Często wtedy okazuje się, że jest warta co najwyżej 20. Nie wiem jak to u Was wygląda, ale np ja w miarę chętnie kupuję gry indie, dostępne w sieci z reguły w okolicach 30zł, i myślę że jest to kwota która dla wielu nie byłaby taką barierą jak ceny widziane w sklepach ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TrzyGrosze i Gedart - chciałbym odpowiedzieć Wam obu.

 

Zgadzam się również, że wartościowa sztuka, rozumiana jako taka za którą ludzie chcą dać pieniądze, oczywiście niech się sprzedaje. Ale zrobię tu dwie uwagi: po pierwsze to, że jest na dyskach, nie znaczy że jest wystarczająco wartościowa. Jest na dyskach dlatego, bo jest dostępna za darmo. Gdyby była dostępna wyłącznie za pieniądze i ludzie by mieli, to wtedy znaczy że jest na tyle wartościowa żeby za nią zapłacić tyle, za ile była wystawiona.

 

Mocne i prawdziwe. Fajna jest dla mnie ta rozmowa, bo pozwala widzieć zachowania człowieka takimi, jakie są - nie przesłonięte żadnym idealizmem. Dopiero wtedy mozna szukać rozwiązań.

 

 

 

Popularność obecnie różnych mikropłatności w grach online, portalach społecznościowych itd świadczy chyba o tym, że metoda ta ma powodzenie. Sam osobiście wydałem na przestrzeni kilku lat ze 100zł na 5-złotowe smsy z aktualizacjami do AllPlayera. Powoli zbieram się żeby przejść na inny program, bo zauważyłem że te 'nowe wersje' są robione tylko aby wymusić nowe aktualizacje, co uważam za nieuczciwe - chodzi o to że przestają mi działać jakieś starsze filmy na przykład. Oczywiście do momentu aż zrobię aktualizację :/ Tym niemniej chodzi mi o to, że ten 'rynek biedaków' jest ogromny. Trzeba po prostu zaproponować taką cenę, którą ludzie będą chcieli zapłacić.

 

Spoko, to ma sens. Jest to jeden z elementów, których muszę się nauczyć - dzięki więc za podpowiedź ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@lucky,

I tak mam subiektywne wrażenie , że intelektualizujesz własne skrupuły, ale zakończenie jest optymistyczne :) :

 

Dążyłbym raczej nabywania płatnego, bo to faktycznie sprawia że artyści mogą dalej tworzyć.

(ja już EOT, bo lepszej puenty dla mnie nie będzie)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@lucky_one: jeśli kultura nie jest komuś potrzebna, to nie zmienia tego ten prosty fakt, że kulturę może mieć za darmo - nieważna, to nieważna; ważna, to kupuję.

Słuchając samodzielnie kupionej płyty

P_.

PS: Kwestia kultury to bardziej złożony temat - vide oglądalność TVP Kultura...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie trzeba być wielkim artystą-biznesmenem (o ile taka chimera w ogóle jest możliwa), żeby posługiwać się normalnymi umowami przewidywanymi przez prawo i je egzekwować (albo chociaż zainteresować się co w takich umowach można/należy umieścić). Zaiksoidy czerpią z tych możliwości pełnymi garściami, a przepisy te są dostępne dla każdego. Jeśli jednak ktoś woli, żeby przybył mu na rumaku jakiś mecenas i wszystko załatwił, to niech się potem nie dziwi, że mecenas załatwi też i jego. Tyle na temat mojego stanowiska.

 

(:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...