Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Internet w niebezpieczeństwie

Rekomendowane odpowiedzi

Specjaliści informują o olbrzymim wzroście liczby wirusów. Według firmy Postini obecnie zauważyć można 20-krotnie większą niż zwykle aktywność szkodliwego kodu.

W ostatnim czasie pojawiły się liczne e-maile, których autorzy próbowali zachęcić odbiorców do uruchomienia załączonego pliku, w którym rzekomo miał się znajdować film obrazujący zniszczenia, dokonane w Europie przez ostatnie burze. W rzeczywistości znajdował się tam szkodliwy kod, który dołączał zainfekowany komputer do botnetu (sieci komputerów-zombie).

Problem stał się na tyle duży, że Vint Cerf, jeden z twórców Internetu, stwierdził, że obecnie aż 25% podłączonych do Sieci komputerów jest częścią jakiegoś botnetu. Specjaliści są zdzania, że gwałtownie rosnąca liczba botnetów zagraża Internetowi jako całości. Takie sieci wykorzystywane są do przeprowadzania ataków DDoS, rozsyłania spamu i szkodliwego kodu.

Ponadto obserwowane są niespotykane dotąd zjawiska. W poprzednich latach zauważano w okolicach świąt Bożego Narodzenia wzrost liczby ataków na osoby prywatne, sklepy i instytucje finansowe. Cyberprzestępcy usiłowali kraść dane osobowe i finansowe internautów. Po nowym roku mieliśmy jednak zawsze do czynienia ze spadkiem ich aktywności.

Tym razem jest inaczej. Zagrożenie utrzymuje się na niezwykle wysokim poziomie i w najbliższym czasie nie należy spodziewać się spadku – zbliżają się bowiem Walentynki. A te są dla przestępców kolejną okazją do rozsyłania setek milionów e-maili zawierających niechciane reklamy czy szkodliwy kod.

Niestety, użytkownicy Internetu wciąż są bardzo nieostrożni. Wielu z nich nie używa nawet oprogramowania antywirusowego i firewalla, a liczni otwierają większość załączników, jakie przychodzą do nich pocztą elektroniczną.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wirusolodzy od dawna wiedzą o niezwykłym zjawisku dotyczącym wirusów atakujących drogi oddechowe. Dla patogenów tych naturalnym środowiskiem są ciepłe i wilgotne drogi oddechowe. Ich względna wilgotność wynosi zwykle 100%. Wystawienie na bardziej suche powietrze poza organizmem powinno szybko niszczyć wirusy. Jednak wykres czasu ich przeżywalności w powietrzu układa się w literę U.
      Przy wysokiej wilgotności wirus może przetrwać dość długo, gdy wilgotność spada, czas ten ulega skróceniu, ale w pewnym momencie trend się odwraca i wraz ze spadającą wilgotnością powietrza czas przetrwania wirusów... zaczyna się wydłużać.
      Naukowcy od dawna zastanawiali się, dlaczego przeżywalność wirusów zaczyna rosnąć, gdy względna wilgotność powietrza zmniejszy się do 50–80 procent. Odpowiedzią mogą być przejścia fazowe w ośrodku, w którym znajdują się wirusy. Ray Davis i jego koledzy z Trinity University w Teksanie zauważyli, że w bogatych w białka aerozole i krople – a wirusy składają się z białek – w pewnym momencie wraz ze spadkiem wilgotności zachodzą zmiany strukturalne.
      Jedna z dotychczasowych hipotez wyjaśniających kształt wykresu przeżywalności wirusów w powietrzu o zmiennej wilgotności przypisywała ten fenomen zjawisku, w wyniku którego związki nieorganiczne znajdujące się w kropli, w której są wirusy, w miarę odparowywania wody migrują na zewnątrz kropli, krystalizują i tworzą w ten sposób powłokę ochronną wokół wirusów.
      Davis i jego zespół badali aerozole i kropelki złożone z soli i białek, modelowych składników dróg oddechowych. Były one umieszczone na specjalnym podłożu wykorzystywanym do badania możliwości przeżycia patogenów.
      Okazało się, że poniżej 53-procentowej wilgotności krople badanych płynów tworzyły złożone wydłużone kształty. Pod mikroskopem było zaś widać, że doszło do rozdzielenia frakcji płynnej i stałej. Zdaniem naukowców, to dowód na przemianę fazową, podczas której jony wapnia łączą się z proteinami, tworząc żel. Zauważono jednak pewną subtelną różnicę. O ile w aerozolach do przemiany takiej dochodzi w ciągu sekund, dzięki czemu wirusy mogą przeżyć, to w większych kroplach proces ten zachodzi wolnej i zanim dojdzie do chroniącego wirusy przejścia fazowego, patogeny mogą zginąć.
      Naukowcy sądzą, że kluczowym elementem dla zdolności przeżycia wirusów, które wydostały się z dróg oddechowych, jest skład organiczny kropli i aerozoli. Ten zaś może zależeć od choroby i stopnia jej zaawansowania. Następnym etapem prac nad tym zagadnieniem powinno być systematyczne sprawdzenie składu różnych kropli oraz wirusów w nich obecnych, co pozwoli zrozumieć, jak działa proces dezaktywacji wirusów w powietrzu, mówi Davis.
      Zdaniem eksperta od aerozoli, Petera Raynora z University of Minnesota, badania takie można będzie w praktyce wykorzystać np. zapewniając odpowiedni poziom wilgotności powietrza w budynkach w zimie, nie tylko dla komfortu ludzi, ale również po to, by stworzyć najmniej korzystne warunki dla przetrwania wirusów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Szerokie rozpowszechnienie się internetu i technologii komunikacyjnych przyciąga ludzi do centrów miast. Zachodzi więc zjawisko odwrotne, niż przewidywano u zarania internetu i ery informacyjnej, informują naukowcy z Uniwersytetu w Bristolu.
      Pomimo tego, że internet pozwala nam na niezwykle łatwy dostęp do wszelkich informacji i umożliwia łatwe i szybkie nawiązanie kontaktu z osobami z drugiego końca świata, jego rozwój nie doprowadził do odpływu ludności z miast. Wręcz przeciwnie, specjaliści zauważyli odwrotne zjawisko. Coraz większe rozpowszechnienie się technologii informacyjnych prowadzi zwiększenia koncentracji ludzi w miastach.
      Nie od dzisiaj wiemy, że np. przedsiębiorstwa działające na uzupełniających się polach, mają tendencje do grupowania się na tym samym obszarze, gdyż zmniejsza to koszty działalności. Technologie informacyjne miały to zmienić.
      Doktor Emmanouil Tranos z Univeristy of Bristol i Yannis M. Ioannides z Tufts Univeristy przeanalizowali skutki zachodzących w czasie zmian dostępności i prędkości łączy internetowych oraz użytkowania internetu na obszary miejskie w USA i Wielkiej Brytanii. Geografowie, planiści i ekonomiści miejscy, którzy na początku epoki internetu rozważali jego wpływ na miasta, dochodzili czasem do dziwacznych wniosków. Niektórzy wróżyli rozwój „tele-wiosek”, krajów bez granic, a nawet mówiono o końcu miasta.
      Dzisiaj, 25 lat po komercjalizacji internetu, wiemy, że przewidywania te wyolbrzymiały wpływ internetu i technologii informacyjnych w zakresie kontaktów i zmniejszenia kosztów związanych z odległością. Wciąż rosnąca urbanizacja pokazuje coś wręcz przeciwnego. Widzimy, że istnieje komplementarność pomiędzy internetem a aglomeracjami. Nowoczesne technologie informacyjne nie wypchnęły ludzi z miast, a ich do nich przyciągają.
      Artykuł Ubiquitous digital technologies and spatial structure; an update został opublikowany na łamach PLOS One.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Firma BitDefender poinformowała o powrocie wirusa, który po raz pierwszy pojawił się przed sześciu laty na witrynie firmy Hewlett-Packard. Tym razem szkodliwy kod znaleziono w sterowniku jednego z urządzeń sprzedawanych przez HP.
      Funlove, bo o nim mowa, został odkryty na serwerze FTP wspomnianego koncernu. Przedstawiciele HP zostali o nim poinformowali i usunęli już aplikację zawierającą szkodliwy kod.
      To dowód na to, jak ważne jest filtrowanie ruchu wychodzącego w środowisku biznesowym. Pokazuje też jak wielkie zdolności do przetrwania ma szkodliwe oprogramowanie – powiedział Bogdan Dumitru, odpowiedzialny w BitDefenderze za sprawy technologii.
      Funlove usiłuje zdobyć przywileje administracyjne w systemie Windows NT dając w ten sposób cyberprzestępcom zdalny dostęp do zaatakowanej maszyny. Wirus infekuje również systemy Windows 9x, ME oraz Windows 2000.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Cyberprzestępcy zaatakowali i okradli kancelarię prawną obsługującą m.in. Lady Gagę, Drake'a czy Madonnę. Teraz szantażują ofiarę ujawnieniem 756 gigabajtów ukradzionych danych. Mają wśród nich znajdować się kontrakty, korespondencja prywatna czy umowy poufności.
      Nowojorska kancelaria Grubman Shire Meiselas & Sacks oferuje swoje usługi przemysłowi rozrywkowemu i mediom. Jak poinformowali badacze z firmy Emsisoft, kancelaria została zaatakowana za pomocą ransomware REvil (Sodinokibi). Przestępcy ukradli m.in. numery telefonów klientów kancelarii, adresy e-mail, ich prywatną korespondencję, umowy podpisane z agencjami reklamowymi i inne dokumenty związane z pracą słynnych osób.
      Niewielką część tych danych umieszczono w internecie. Są tam zrzuty ekranowe kilku umów czy dane folderów, do których cyberprzestępcy uzyskali dostęp. Grupa twierdzi, że ukradła 756 gigabajtów danych, które opublikuje, jeśli kancelaria im nie zapłaci, mówi Brett Callow, analityk z Emsisoft.
      Grubman Shire Meiselas & Sacks obsługuje najsławniejszych ze sławnych. Jej klientami są Elton John i Rod Stewart, Lil Nas X i U2 czy tacy giganci jak Facebook, Sony oraz HBO.
      Możemy potwierdzić, że padliśmy ofiarą cyberataku. Poinformowaliśmy naszych klientów i pracowników. Zatrudniliśmy światowej klasy ekspertów, którzy specjalizują się w takich sprawach i pracujemy nad rozwiązaniem problemu, oświadczyli przedstawiciele firmy.
      Nie wiadomo, jakiej kwoty domagają się szantażyści. Jednak na poparcie swoich gróźb opublikowali dokumenty, wśród których jest prawdopodobnie kontrakt podpisany w 2019 roku przez agenta Madonny w związku z organizacją jej trasy World Tour 2019-2020 czy inny dokument podpisany przez Christinę Aguilerę. Ujawnienie ukradzionych informacji może prowadzić do kradzieży tożsamości, podszywania się pod kogoś, ataków phishingowych i innych rodzajów oszustw. Niewykluczone też, że przestępcy mogą próbować kontaktować się bezpośrednio z ludźmi, których dane ukradli i żądać od nich pieniędzy, mówi Callow.
      Ataki z użyciem REvil nie są niczym nowym. W bieżącym roku zaatakowano w ten sposób kilkanaście celów. Przestępcy m.in. ukradli i ujawnili dane z National Eating Disorders Association, organizacji zajmującej się pomocom osobom z zaburzeniami odżywiania. Okradli też giełdę wymiany walut Travelex i wymusili na niej zapłatę ponad 2 milionów dolarów okupu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zwierzęta morskie utrzymują równowagę wśród wirusów zamieszkujących wodę. Biolog morski Jennifer Welsh będzie w najbliższy poniedziałek broniła – oczywiście online – pracy doktorskiej na Wolnym Uniwersytecie w Amsterdamie. Jej temat brzmi Marine virus predation by non-host organism.
      Wirusy to najbardziej rozpowszechnione cząstki biologiczne w środowisku morskim. Niewiele jednak wiadomo o potencjalnych skutkach ekologicznych procesu usuwania wirusów przez organizmy nie będące ich gospodarzami, czytamy w artykule, który Welsh opublikowała na łamach Nature. Wiemy, że wirusy, poprzez uśmiercanie czy skracanie życia w inny sposób, regulują populację organizmów będących ich gospodarzami. Pani Welsh chciała się dowiedzieć, jak populacja wirusów jest regulowana przez organizmy nie będące ich gospodarzami.
      Wirusy mogą być pożywieniem dla wielu organizmów. Na przykład ostryżyca japońska filtruje wodę, by pobierać z niej tlen, glony i bakterie. Przy okazji pochłania jednak wirusy. Podczas naszych eksperymentów nie podawaliśmy ostryżycom żadnego pożywienia. Filtrowały wodę tylko po to, by pobrać z niej tlen. Okazało się, że usunęły z wody 12% wirusów, mówi Welsh.
      Jednak to nie ostryżyce najbardziej efektywnie usuwały wirusy. Uplasowały się dopiero na 4. pozycji wśród zwierząt badanych przez Welsh. Z organizmów, które testowaliśmy, najlepiej sprawowały się gąbki, kraby i sercówki. Podczas naszych eksperymentów w ciągu trzech godzin gąbki usunęły z wody aż 94% wirusów. Nawet, gdy co 20 minut dostarczaliśmy do wody kolejny zestaw wirusów gąbki niezwykle efektywnie je usuwały, mówi uczona.
      Welsh dodaje, że uzyskanych przez nią wyników nie można przekładać wprost na środowisko naturalne. Tam sytuacja jest znacznie bardziej złożona. Obecnych jest bowiem wiele innych gatunków, które wpływają na siebie nawzajem. Na przykład, gdy ostryżyca filtruje wodę i w pobliżu znajdzie się krab, ostryżyca zamyka skorupę i przestaje filtrować. Ponadto na zwierzęta mają wpływ ruchy wody, temperatura, promieniowanie ultrafioletowe, wyjaśnia.
      Badania Welsh przydadzą się w akwakulturze. Ryby hoduje się tam w zamknięciu w wodach oceanicznych. W takich farmach słonej wody olbrzyma liczba zwierząt z jednego gatunku jest trzymana w monokulturze. Jeśli w takich hodowli wybuchnie epidemia, istnieje wysokie ryzyko, że patogen rozprzestrzeni się na żyjące w oceanie dzikie populacje. Jeśli do takiej hodowli dodamy wystarczającą liczbę gąbek, możemy zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...