Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Rzeczy z końca są lepsze, bo są z końca

Rekomendowane odpowiedzi

Ludzie często pozytywnie postrzegają ostatnie chwile jakiegoś zdarzenia, ponieważ zwyczajnie sygnalizują one koniec doświadczenia. Jednym słowem: nieważne jakie są naprawdę, będą wydawać się przyjemniejsze, bo zaraz pozostanie po nich tylko wspomnienie.

Ed O'Brien, student z University of Michigan, wyjaśnia, że zjawisko to można wykorzystać w praktyce, bo nawet jeśli zdarzenie jest negatywne czy bolesne, będziemy je lepiej wspominać, jeśli zakończy się miłym akcentem.

O'Brien i Phoebe Ellsworth przeprowadzili eksperyment z 52 ochotnikami, którzy próbowali pralinek w 5 smakach: karmelowych, marcepanowych, śmietankowych oraz z mlecznej i gorzkiej czekolady. Badani oceniali przyjemność czerpaną z jedzenia czekoladek i opisywali smaki, naukowcy wiedzieli więc, w jakiej kolejności konsumowali wybrane wcześniej na chybił trafił przysmaki.

Później badanych wylosowano do 2 grup i częstowano 5 czekoladkami. W jednej grupie przed podaniem każdej kolejnej pralinki, także ostatniej, mówiono "to następna czekoladka". W drugiej przed podaniem ostatniej wyraźnie to zaakcentowano ("To ostatnia czekoladka"). Okazało się, że dla przedstawicieli 2. grupy jedzenie 5. pralinki było przyjemniejsze. Gdy proszono o wytypowanie ulubionego smaku, często wskazywali właśnie na smak 5. z próbowanych czekoladek, mimo że eksperymentator wyciągał je losowo. Co ciekawe, całe doświadczenie także było wyżej oceniane przez osoby z grupy, która wiedziała, kiedy test smakowy się zakończy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bez powodu każdy profesjonalny sprzedawca po przedstawieniu klientowi złej wiadomości przedstawi zaraz pozytywną, choćby o pogodzie... zawsze w tej kolejności ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bez powodu każdy profesjonalny sprzedawca po przedstawieniu klientowi złej wiadomości przedstawi zaraz pozytywną, choćby o pogodzie... zawsze w tej kolejności ;)

 

Już Stirlitz wiedział, że ludzie pamiętają tylko koniec rozmowy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już Stirlitz wiedział, że ludzie pamiętają tylko koniec rozmowy :)

Z początku trochę też ;) Ale środka faktycznie jakby nie było...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zwolennicy teorii spiskowych, osoby zaprzeczające globalnemu ociepleniu czy Holocaustowi nie przyjmują do wiadomości danych naukowych. Badania przeprowadzone właśnie na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley sugerują, że to raczej informacja zwrotna, a nie twarde dowody, wpływają na pewność, z jaką wygłaszamy jakieś opinie czy podtrzymujemy własne poglądy.
      Psychologowie zauważyli właśnie, że w co wierzymy, może zostać osłabione lub wzmocnione nie przez logiczne rozumowanie i przedstawianie faktów, a przez pozytywną lub negatywną reakcję na nasze słowa. Badania, opisane w Open Mind, rzucają nowe światło na to, w jaki sposób ludzie przetwarzają informacje będące w sprzeczności z ich obrazem świata i jak pewne zwyczaje związane z przyswajaniem informacji mogą ograniczać nasze horyzonty myślowe.
      Jeśli myślisz, że wiesz dużo na jakiś temat, nawet jeśli tak naprawdę nie wiesz, to z mniejszym prawdopodobieństwem znajdziesz w sobie tyle ciekawości, by dalej drążyć ten temat. I w ten sposób nie dowiesz się, jak mało w rzeczywistości wiesz, mówi główny autor najnowszych badań, doktorant Louis Marti.
      Bardzo ważna dla naszego oglądu świata i procesu uczenia się ma dynamika kognitywna. Wyjaśnia też ona, dlaczego niektórzy ludzie łatwo wpadają w sidła różnych szarlatanów. Jeśli wyznajesz jakąś szaloną teorię, która jednak pozwoliła Ci kilka razy w życiu prawidłowo przewidzieć rozwój wypadków, pozostaniesz przywiązany do tej teorii i raczej nie będziesz chciał zbierać więcej informacji, dodaje profesor Celeste Kidd.
      Głównym celem badań było sprawdzenie, co w największym stopniu wpływa na ludzką pewność dotyczącą rzeczy, których się uczą. Okazało się, że są to raczej ostatnie doświadczenia, a nie długoterminowy zbiór doświadczeń.
      W badaniach wzięło udział 500 dorosłych osób, którym na ekranie wyświetlano 24 różne kombinacje kolorowych figur. Zadaniem badanych było stwierdzenie, które z tych kształtów to „Daxxy", obiekt wymyślony przez badaczy. Osoby badane nie miały żadnych informacji o „Daxxy". Po wyrażeniu swojej opinii, przekazywano im informację, czy się mylili czy też prawidłowo zgadli. Wcześniej jednak, pytano ich, na ile są pewni swojej odpowiedzi.
      W ciągu eksperymentu stwierdzono, że ludzie byli bardziej pewni, że prawidłowo zidentyfikowali „Daxxy” jeśli w ciągu ostatnich 4-5 poprzednich razy dokonali prawidłowej identyfikacji. Ich doświadczenie z przebiegu całego eksperymentu odgrywało mniejsza rolę niż to, co wydarzyło się niedawno.
      Bardzo interesujący był fakt, że jeśli nawet 19 pierwszych odpowiedzi udzielili źle, to gdy kolejną zgadli, byli bardzo pewni co do następnych odpowiedzi. Pewność ich opinii nie bazowała na całym eksperymencie, a na ostatnich wydarzeniach, mówi Marti.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wykształcenie i doświadczenie muzyczne mają biologiczny wpływ na proces starzenia. Dotąd zakładano, że związane z wiekiem opóźnienia w procesie czasowania neuronalnego są nieuniknione. Można je jednak wyeliminować lub skompensować właśnie dzięki "uprawianiu" muzyki.
      Naukowcy z Northwestern University mierzyli automatyczne reakcje mózgu starszych i młodszych muzyków oraz niemuzyków na dźwięki mowy. Okazało się, że starsi muzycy nie tylko wypadali lepiej od niezwiązanych z muzyką rówieśników, ale i odkodowywali dźwięk tak samo dokładnie i szybko jak młodsi niemuzycy. To wspiera teorię, że stopień, do jakiego aktywnie doświadczamy dźwięków w ciągu życia, wywiera pogłębiony wpływ na działanie naszego układu nerwowego - podkreśla Nina Kraus.
      Wytrenowany mózg jest w stanie częściowo przezwyciężyć związaną ze starzeniem utratę słuchu. Co więcej, pomaga nawet edukacja rozpoczęta w jesieni życia. Wcześniej Kraus wykazała, że doświadczenia muzyczne mogą kompensować ubytki pamięciowe i problemy ze słyszeniem mowy w hałaśliwym środowisku - dwie bolączki starszych osób. Jej laboratorium badało wpływ doświadczeń muzycznych na plastyczność mózgu w różnym wieku (zarówno w normalnej populacji, jak i wśród chorych z różnymi zaburzeniami).
      Kraus przestrzega, że wyniki najnowszych badań nie wskazują, że muzycy mają przewagę nad niemuzykami w każdym zakresie i ich neurony szybciej reagują na każdy dźwięk. Studium zademonstrowało, że doświadczenie muzyczne wybiórczo oddziałuje na czasowanie elementów dźwięku ważnych dla odróżnienia jednej spółgłoski od drugiej.
      Podczas oglądania filmu z napisami u 87 prawidłowo słyszących dorosłych, dla których angielski był językiem ojczystym, mierzono automatyczne reakcje nerwowe. Muzycy zaczęli się uczyć gry przed ukończeniem 9 lat i byli zaangażowani muzycznie przez całe życie. Niemuzycy kształcili się muzycznie 3 lata bądź mniej.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Spośród wszystkich części ciała największą przyjemność sprawia drapanie kostek. Najprawdopodobniej dlatego, że i świąd jest odczuwany w tych okolicach najbardziej intensywnie.
      W eksperymencie naukowców pracujących pod kierownictwem prof. Francisa McGlone'a z Liverpoolskiego Uniwersytetu Johna Mooresa wzięło udział 18 zdrowych osób (zarówno kobiet, jak i mężczyzn) w wieku od 22 do 59 lat. By ustalić, jaką rolę w odczuwaniu ulgi odgrywa przyjemność z drapania, akademicy sprawdzali, czy świąd w 3 wybranych punktach ciała - na przedramieniu, plecach i kostce - jest postrzegany z różną intensywnością.
      Pomysłowi autorzy badania opublikowanego na łamach British Journal of Dermatology drażnili skórę ochotników włoskami owoców świerzbowca właściwego (jego strąki są pokryte długimi, szczeciniastymi i parzącymi włoskami). Przez 5 minut nie wolno się było drapać. W tym czasie proszono o ocenę natężenia swędzenia w każdym drażnionym punkcie. Później naukowcy osobiście drapali plecy, przedramiona i kostki swoich "ofiar" za pomocą szczoteczek do pobierania cytologii, by technika drapania pozostawała u wszystkich taka sama. Dla porównania oszacowywano natężenie swędzenia i przyjemność z podrapania, kiedy między stymulacją a drapaniem nie pojawiała się wymuszona przerwa. Pomiarów za pomocą wizualnej skali analogowej dokonywano w 30 sekundowych odstępach (wizualna skala analogowa służy do oceny zmiennej subiektywnej cechy, która może przybierać wartości w sposób ciągły, przy czym nie da się jej zmierzyć dostępnymi urządzeniami).
      Okazało się, że uśrednione oceny intensywności świądu i przyjemności z drapania były w przypadku kostki i pleców wyższe niż w odniesieniu do przedramienia. Dla przedramienia i kostki im silniejszy świąd, tym większa przyjemność z drapania. We wszystkich 3 przypadkach im silniejszy wyjściowy świąd, tym silniejszy spadek uczucia swędzenia pod wpływem drapania. Jeśli chodzi o przedramię i plecy, stopień odczuwanej przyjemności zmienia się (spada) równolegle do zmniejszenia świądu, natomiast w przypadku kostki przyjemność cały czas pozostaje intensywna i spada tylko nieznacznie, gdy spada nasilenie świądu. Jednym słowem: kostka swędzi najbardziej intensywnie, a jej drapanie wydaje się bardzo przyjemne (w dodatku przez wyjątkowo długi czas). Najsłabiej swędzi przedramię, a jego drapanie daje krótszą i niezbyt intensywną przyjemność.
      Akademicy sądzą, że kostki okazały się tak wrażliwe na swędzenie, bo to rejon często wchodzący w kontakt np. z bakteriami czy owadami, które można usunąć ze skóry właśnie za pomocą drapania. Co by nie mówić, intensywna przyjemność z ich skrobania spełnia więc ważną ewolucyjnie funkcję.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Im bardziej wpływowa osoba, tym wyższa wydaje się sama sobie - twierdzą amerykańscy psycholodzy. W świetle wyników ich badań Napoleon Bonaparte powinien uważać się za człowieka dość słusznego wzrostu i tak zapewne było...
      Przed przystąpieniem do każdego z 3 eksperymentów dotyczących oceny wzrostu Michelle Duguid z Uniwersytetu Waszyngtona w St Louis i Jack Goncalo z Uniwersytetu Cornella wywoływali u badanych poczucie mocy. W pierwszym eksperymencie naukowcy prosili niektórych ochotników, by przypomnieli sobie sytuację, gdy mieli nad kimś władzę, a innym polecili, by przywołali wspomnienia bycia rządzonym przez drugą osobę. Później wszyscy mieli ocenić swój wzrost w porównaniu do tyczki (była tak przycięta, by długość dokładnie o 0,5 m przekraczała wzrost badanego). Ludzie utwierdzani w poczuciu mocy uważali, że bliżej im do wymiarów tyczki, niż wskazywałyby na to liczby.
      W drugim badaniu utworzono pary: jeden z wolontariuszy był menedżerem, drugi szeregowym pracownikiem. Później w kwestionariuszu należało wpisać swój wzrost. Okazało się, że zarządzająca osoba z tandemu zawyżała wpisy.
      W 3. i ostatnim eksperymencie Duguid i Goncalo znowu prosili ochotników o przypomnienie sobie sytuacji rządzenia i poddawania się czyjejś woli. Potem badani mieli wybrać dla siebie awatar w grze Second Life. Osoby z grupy z primingiem mocy decydowały się na wyższe postaci.
      Skoro ktoś czuje się wyższy, zajmując istotne stanowisko, sytuację można odwrócić. Kontrola fizycznego położenia może być stosunkowo niedrogą i nieinwazyjną metodą dodawania komuś mocy i fundamentalnej zmiany stanu psychicznego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mimo że kobiety żyją średnio dłużej niż mężczyźni, panie systematycznie twierdzą, że czują się gorzej od panów. Naukowcy zastanawiali się, czy przedstawicielki płci pięknej bardziej zwracają uwagę na swoje dolegliwości, skwapliwiej stwierdzają, że są chore, z większym prawdopodobieństwem przyznają się do swych chorób, a mężczyźni robią to z oporami, co wskazywałoby na odchylenie komunikacyjne, czy też zjawisko ma raczej podłoże w postaci częstszego występowania wśród kobiet schorzeń przewlekłych. Prawdą okazało się to ostatnie (European Journal of Public Health).
      Davide Malmusi z barcelońskiego Instytutu Zdrowia Publicznego analizował dane zebrane podczas Spain's 2006 National Health Survey. Przeprowadzono wtedy wywiady z ponad 29 tys. osób. Połowa uczestników miała od 16 do 44 lat, a połowę stanowili ludzie starsi. Pytano, jak ochotnicy określiliby swój ogólny stan zdrowia z ostatnich dwunastu miesięcy: jako bardzo dobry, dobry, zadowalający, zły, bardzo zły, a także czy problemy zdrowotne ograniczały w ostatnim półroczu ich aktywność.
      Wśród kobiet 38,8% oceniło swój stan zdrowia jako bardzo zły lub zły, a 25,7% przyznało się do ograniczenia aktywności przez choroby. Dla porównania, wśród mężczyzn tylko 27% ankietowanych opisało swój stan zdrowia jako bardzo zły/zły, a 19,3% wspominało o przewlekłym ograniczeniu aktywności przez choroby.
      Obraz sytuacji stał się jednak nieco inny (kobiety przestały się już wydawać takie hipochondryczne), gdy Hiszpanie zestawili samoocenę stanu zdrowia danej osoby z liczbą przewlekłych chorób. W przypadku obu płci wysoka liczba przewlekłych chorób w takim samym stopniu korelowała ze złą oceną stanu zdrowia. Wśród osób z tymi samymi lub taką samą liczbą chronicznych przypadłości kobiety nie stwierdzały częściej/bardziej ochoczo, że ich stan zdrowia nie jest dobry.
      Nie wiadomo, dlaczego u kobiet występuje wyższy wskaźnik chorób przewlekłych, na które składają się głównie zapalenia stawów, choroby psychiczne, a także bóle szyi, pleców i głowy. Rozstrzygną to zapewne przyszłe badania.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...