Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

A nie mówiłem? Dlaczego nastąpił kryzys i jak najszybciej z niego wyjść?

Rekomendowane odpowiedzi

Fragment Przedmowy

Nie mamy w Polsce kapitalizmu i nigdy nie mieliśmy. To, co mamy, tak ma się do ulubionego ustroju Adama Smitha, jak przez wiele lat miała się „demokracja” w państwach realnego socjalizmu do demokracji zachodniej. Jesteśmy państwem o bardzo dużym stopniu ingerencji rządu w gospodarkę, wysokim udziale wydatków publicznych w dochodzie narodowym i szerzącym się fiskalizmie. Państwem do cna skorumpowanym, między innymi dlatego, że zamiast prywatnej własności będącej ostoją kapitalizmu mamy olbrzymi udział w gospodarce własności państwowej – ergo niczyjej.
Państwem, gdzie zastępy działaczy samorządowych, których liczba zwiększała się w tempie szybszym niż ongiś królików w Australii, mogą prowadzić niczym nieskrępowaną działalność gospodarczą wykorzystując majątek gminny. Nic zatem dziwnego, że taki ustrój nie satysfakcjonuje Polaków – tyle, że on nie ma nic wspólnego z kapitalizmem.

Dr hab. Robert Gwiazdowski jest profesorem Wyższej Szkoły Handlu i Prawa imienia Ryszarda Łazarskiego, Prezydentem Centrum Adama Smitha, adwokatem i doradcą podatkowym. W latach 2006-2007 był Przewodniczącym Rady Nadzorczej ZUS. Jest autorem książek Sprawiedliwość a efektywność opodatkowania oraz Podatek progresywny a proporcjonalny. Doktrynalne przesłanki, praktyczne konsekwencje, kilkudziesięciu artykułów naukowych oraz wielu popularno-naukowych i publicystycznych. Prowadzi własnego bloga pod adresem: http://www.blog.gwiazdowski.pl.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ZolV wspominał, że Rybiński jest jego guru ekonomicznym. Też go cenię i czytuję, jednak bardziej odpowiadają mi poglądy Gwiazdowskiego. Dlatego z czystym sumieniem mogę polecić jego książkę i w ogóle całą twórczość Gwiazdowskiego. Co prawda sam nie wszystko rozumiem, ale, jak się okazuje, rzeczywiście trzeba co nieco poczytać, by co nieco zrozumieć :) A pewnych idei, czy to Gwiazdowskiego czy Rybińskiego, nie zrozumie się bez poczytania tych, z których dorobku obaj czerpią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zabawne jest, że widząc te same zjawiska można je interpretować w absolutnie odmienny, nawet sprzeczny sposób.

Tutaj śmieszne jest, jak wolnorynkowe środowiska krytykują zjawiska, które powstały w świecie ekonomii i finansów jak najbardziej samorzutnie. Czyli zgodnie z regułami "niech się państwa nie wtrącają do gospodarki". Wielkie kartele finansowe są ponadpaństwowe (choć ostatnio stały się same niemal państwami w państwach), państwa niewiele mogą im zrobić, zatem spełniły owo marzenie wolnorynkowców o pełnej "wolności ekonomicznej". Co z tego wynika - wszyscy (łącznie z Panem Gwiazdowskim) widzą. Tylko jakoś trudno połączyć fakty w całość, że wielki monopol sam z siebie swojej władzy i przywilejów nie odda. A wręcz przeciwnie.

Dlatego biadolenie na "wtrącanie się Państwa do gospodarki" nie jest niczym innym, tylko napędzanie karteli i monopoli. Jedyne co sensowne w tej sytuacji - to właśnie WTRĄCENIE SIĘ PAŃSTW! Czyli robicie karteli, wkroczenie w (wolne... a jakże!) umowy, jeśli dają one pewnym podmiotom zbyt dużo władzy nad rynkiem. To ciekawe, że sprzeczność głównego wolnorynkowego postulatu (nie wtrącanie się państw do gospodarki) z błędami działania realnych rynków jest tak totalnie ignorowana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to się 'spełniły"? W którym miejscu liberałowie popierają rozwój korporacyjnych molochów, które nie działaja na zasadach wolnorynkowych? Wręcz przeciwnie, według liberalizmu jednym z niewielu obowiązków, jakie ma panstwo, jest niedopuszczanie do powstawania monopoli. Przecież potęga tych tzw. rynków finansowych czy koncernów naftowych bierze się właśnie z tego, że państwa z nimi współdziałają, pozwalają im działać na specjalnych zasadach, dofinansowują ich z budżetu, rozdają im specjalne przywileje itp. itd. A to z liberalizmem nie ma NIC wspólnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
liberalizmem

 

Nigdy nie było prawdziwych komunistów, liberałów, SLD, PO, PIS, nawet Korwin przysiadł jest tylko zdezorientowany , zapominający sztuki czytania , przodków, głodujący, z naćpanym młodym pokoleniem , wymierający Naród no i chyba jak co roku zaczyna się wiosna.

 

Ziemia żyzna , klimat umiarkowany , środek europy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zabawne jest, że widząc te same zjawiska można je interpretować w absolutnie odmienny, nawet sprzeczny sposób.

Tutaj śmieszne jest, jak wolnorynkowe środowiska krytykują zjawiska, które powstały w świecie ekonomii i finansów jak najbardziej samorzutnie. Czyli zgodnie z regułami "niech się państwa nie wtrącają do gospodarki". Wielkie kartele finansowe są ponadpaństwowe (choć ostatnio stały się same niemal państwami w państwach), państwa niewiele mogą im zrobić, zatem spełniły owo marzenie wolnorynkowców o pełnej "wolności ekonomicznej". Co z tego wynika - wszyscy (łącznie z Panem Gwiazdowskim) widzą. Tylko jakoś trudno połączyć fakty w całość, że wielki monopol sam z siebie swojej władzy i przywilejów nie odda. A wręcz przeciwnie.

Dlatego biadolenie na "wtrącanie się Państwa do gospodarki" nie jest niczym innym, tylko napędzanie karteli i monopoli. Jedyne co sensowne w tej sytuacji - to właśnie WTRĄCENIE SIĘ PAŃSTW! Czyli robicie karteli, wkroczenie w (wolne... a jakże!) umowy, jeśli dają one pewnym podmiotom zbyt dużo władzy nad rynkiem. To ciekawe, że sprzeczność głównego wolnorynkowego postulatu (nie wtrącanie się państw do gospodarki) z błędami działania realnych rynków jest tak totalnie ignorowana.

Wybacz, ale głupoty waść piszesz. Wolny rynek pieniądza nie polega na tym, że korporacje robią co chcą z pieniądzem państwowym. Polega na tym, że istnieje wiele konkurencyjnych rodzajów pieniądza(każda instytucja może emitować własny, nie wszystkie ten sam) i ludzie sobie wybierają czego chcą jako pieniądza używać, więc dzisiejszy system nie jest wolnorynkowy. Jest jeden rodzaj pieniądza, wszyscy musimy się w nim rozliczać. A korporacje się rozpadną gdy przestaną być dotowane i chronione przez rząd. Czyli też w systemie wolnorynowym. No chyba że będą ludziom służyły lepiej niż małe firmy, wtedy nie ma sensu ich rozbijać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A korporacje się rozpadną gdy przestaną być dotowane i chronione przez rząd. Czyli też w systemie wolnorynowym. No chyba że będą ludziom służyły lepiej niż małe firmy, wtedy nie ma sensu ich rozbijać.

 

1) Korporacje nie potrzebują dotacji - mają budżety większe niż niejedno państwo i mogą sobie kupować i rządy i państwa.

2) System wolnorynkowy sprzyja monopolom. Tylko utopijna - kanoniczna wersja wolnego rynku daje szansę na przełamywanie monopoli. Z oczywistych względów będzie trudno implementować utopię.

3) Nie umiem się wypowiedzieć co do "wielości" pieniądza ale pachnie mi to regresem do wymiany towarów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3) Nie ma regresu do wymiany towarów. Jedynie w wyniku konkurencji ludzie zaczynają używać pieniądza opartego na towarze(na przykład takiego, który mozna w banku wymienić na złoto). Z oczywistych przyczyn bank, który by chciał powodować inflację wypada z rynku, bo ludzie zażądają wymiany pieniądza na towar. Jeśli nie będzie można wymieniać to ludzie nie będą przyjmować takiego pieniądza. W przypadku braku zaufanej instytucji można używać jako pieniądza na przykład srebra, do czasu aż taka się znajdzie. Pieniądz tak na prawdę jest towarem, z tym że towarem którego ludzie nie kupują w celu konsumpcji, ale po to by wymienić go na inny towar. Tak pieniądzem stało się złoto. Następnie złoto było deponowane w bankach w zamian za gwarancje jego wypłaty, które służyły jako pieniądz. Gdy jakiś bank kombinował, ludzie nie chcieli przyjmować jego papierków i właściciele szli do banku wyjąć złoto. Bank zostawał z niczym. Po pewnym czasie rząd zaczął się wtrącać i ułatwiać kombinowanie przez zwalnianie banków z obowiązku wypłaty złota. Ostateczną instytucją ułatwiającą inflację stały się banki centralne wywołujące cykle koniunkturalne na nieznaną wcześniej skalę.

2) W takim razie który system mniej sprzyja monopolom niż wolnorynkowy? Jakie są inne wersje systemu wolnorynkowego i jak do nich przejść inaczej niż przez ingerencję państwa w funkcjonowanie?

1) To prawda. Mają i przekupują tym rządy by wprowadzały system interwencjonistyczny zamiast wolnorynkowego, bo w wolnorynkowym im bardzo ciężko. To nie znaczy że mamy im w tym pomagać. Żyjemy właśnie w takiej epoce. Korporacje kontrolują media by namawiać ludzi do rezygnacji z wolnego rynku by zezwalali rządom na interwencję. Z tym, że to jest zamach na gospodarkę wolnorynkową, a nie jej cecha. Problem jest w tym, że rząd ma prawo do interwencji(słabe konstytucje, nawet konstytucja USA nie jest już przestrzegana), ale gtwłównym powodem jest społeczeńso zmanipulowane mediami tak, by chciało od wolnego rynku odejść. Nawet taka korporacja jak General Motors niedawno była na skraju bankructwa. Co rząd USA zrobił? Nie zastosował się do zaleceń wolnorynkowych, zainterweniował w gospodarkę i dał jej dotacje. Jak można mówić że wolny rynek sprzyja korporacjom?

 

Pańska argumentacja przebiega mniej więcej tak: wolny rynek sprzyja korporacjom, bo korporacje przekupują państwo by w ten rynek interweniowało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3) Nie ma regresu do wymiany towarów. Jedynie w wyniku konkurencji ludzie zaczynają używać pieniądza opartego na towarze(na przykład takiego, który mozna w banku wymienić na złoto).

 

I skąd mam wiedzieć, że oferowane mi muszelki wydane przez bank Sołtysa Wąsosza są wymienialne?

 

Gdy jakiś bank kombinował, ludzie nie chcieli przyjmować jego papierków i właściciele szli do banku wyjąć złoto.

Bank zostawał z niczym.

 

Nie. To ludzie zostawali z niczym. I dalej tak jest z dokładnością do kwot gwarantowanych.

 

2) W takim razie który system mniej sprzyja monopolom niż wolnorynkowy?

 

Socjalizm i jego wyższe formy. A to dlatego, że socjalizm nie sprzyja nikomu.

 

1)Korporacje kontrolują media by namawiać ludzi do rezygnacji z wolnego rynku by zezwalali rządom na interwencję.

 

No ale przecież to wina ludzi a nie korporacji. Nie wiem ile trzeba by włożyć kasy w kontrolowanie mediów by przekonać ludzi to picia kwasu akumulatorowego.

A do interwencjonizmu, proszę, cak i już wszyscy przekonani. W tym miejscu dotykamy problemu dlaczego demokratyczne modele zarządzania nie sprawdzają się w biznesie.

 

Pańska argumentacja przebiega mniej więcej tak: wolny rynek sprzyja korporacjom, bo korporacje przekupują państwo by w ten rynek interweniowało.

 

Nie wiem jak można dojść do takiego wniosku. Wolny rynek sprzyja monopolom ponieważ brak ograniczeń powoduje, że większy wygrywa. Tak jak większy kryształ rośnie kosztem mniejszych. Jak już kupię wszystkie kopalnie i trochę transportu (ekspansja pionowa) to będę mógł kolejno wykupować konkurentów (ekspansja pozioma) nie mających dostępu do mojego taniego węgla. Wolny rynek nie ma mechanizmu by to powstrzymać. Tylko przełom technologiczny może coś zmienić.

 

Jestem za wolnym rynkiem. Naprawdę. Musimy tylko zdawać sobie sprawę, że wolny rynek reguluje sprawy w tempie geologicznym podczas gdy podejście biurokratyczne daje czasy reakcji rzędu dziesięcioleci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"I skąd mam wiedzieć, że oferowane mi muszelki wydane przez bank Sołtysa Wąsosza są wymienialne?"

Bierzesz tylko takie, które wiesz że są wymienialne.

 

"Nie. To ludzie zostawali z niczym. I dalej tak jest z dokładnością do kwot gwarantowanych."

Zostawali. Przez co nie ufali tak bardzo bankom i banki miały przez to związane ręce. Musiały przekonać klienta że są uczciwe. Dziś nie ma tego mechanizmu kontroli rynkowej nad bankami i robią sobie co chcą. Wcześniej tracił tylko ten kto zaufał oszustowi. Dziś traci każdy na cyklach koniunkturalnych, nieoptymalnej alokacji zasobów i inflacji(no dobrze, nie każdy. Są ludzie którzy potrafią taką okazję wykorzystać by się wzbogacić, mówimy tutaj o zwykłych obywatelach).

 

"Socjalizm i jego wyższe formy. A to dlatego, że socjalizm nie sprzyja nikomu."

Socjalizm to jedna wielka korporacja zajmująca się wszystkim i nie mająca żadnej konkurencji.

 

"No ale przecież to wina ludzi a nie korporacji."

Racja. Dlatego książka jest adresowana do ludzi by nie dali sobą manipulować, a nie do korporacji.

 

"Nie wiem ile trzeba by włożyć kasy w kontrolowanie mediów by przekonać ludzi to picia kwasu akumulatorowego.

A do interwencjonizmu, proszę, cak i już wszyscy przekonani."

Swego czasu ludzie kupowali radioaktywne garnki bo uważali że to dla nich dobre. Przekonywanie ludzi do picia kwasu akumulatorowego nie byłoby takie złe jak do interwencjonizmu. Jak przekonasz ludzi do picia kwasu to zaszkodzą sobie. Jak do interwencjonizmu to całemu społeczeństwu. Rewolucja październikowa też łatwo przyszła. Wystarczy dorobić otoczkę moralną do poglądów "wolno kraść" i ludzie kradną. Do picia kwasu trudniej przekonać też dzięki temu, że działa odrazu i widać co jest przyczyną zgonu. Interwencjonizm to bomba z opóźnionym zapłonem, w tym czasie dzieje się wiele rzeczy i ludzie na końcu już nie wiedzą co jest przyczyną a co skutkiem.

 

"W tym miejscu dotykamy problemu dlaczego demokratyczne modele zarządzania nie sprawdzają się w biznesie."

To na prawdę tak trudno wytłumaczyć?

 

"Wolny rynek sprzyja monopolom ponieważ brak ograniczeń powoduje, że większy wygrywa."

Dlaczego większy miałby wygrywać? Klient kupuje te towary, które mu bardziej odpowiadają. Nie ważne czy produkuje je większy czy mniejszy. Patrz przykład browarów. Wielkie browary tracą rynek, bo zaczęły oszczędzać na jakości piwa, rynek podbijają małe, wcześniej nikomu nie znane piwa. Większa firma to firma mniej elastyczna. Trudniej upilnować porzadku w korporacji niż w małym zakładzie. Małe firmy są w stanie z powodzeniem konkurować z wielkimi. Jeśli nie są to znaczy że ta wielka firma lepiej zaspakaja potrzeby konsumenta i powinna być sama na rynku. Wtedy jednak nie może robić co chce, bo jeśli zacznie być mniej wydajna to małe firmy ją zjedzą.

 

"Jak już kupię wszystkie kopalnie i trochę transportu (ekspansja pionowa) to będę mógł kolejno wykupować konkurentów (ekspansja pozioma) nie mających dostępu do mojego taniego węgla. Wolny rynek nie ma mechanizmu by to powstrzymać. Tylko przełom technologiczny może coś zmienić."

Czas opisać mechanizmy które Cię przed tym powstrzymają. Pierwszy już znalazłeś. Przełom technologiczny. Gdybyś robił to co mówisz bardziej opłacalne stałyby się inwestycje w badania nad nowymi źródłami energii. Drugi: im więcej kopalni wykupisz, tym cena kolejnych stanie się wyższa(zmniejszona podaż). Trzecie: rosnące ceny węgla przyczynią się do wzmożonych poszukiwań nowych złóź. Czwarty: Twoje działanie sprawi że bardziej opłacalna stanie się inwestycja w urządzenia energooszczędne=Twoje zyski spadają. Piąte: gdy ktoś wywęszy co chcesz zrobić to tanio Ci kopalni nie sprzeda. Im więcej będziesz ich miał, tym więcej będziesz musiał wydać na kolejną, która będzie przynosiła coraz mniejszy zysk.

Nie da się wykupić wszystkich kopalni tak samo jak nie da się wykupić całej ziemi, bo cenę reguluje prawo popytu i podaży. Nie da się go przeskoczyć. Nie byłbyś jedyną osobą chcącą mieć kontrolę nad kopalniami. Nie mówiąc już o sytuacji w której wolny rynek wprowadzamy tylko w naszym państwie, a reszta pozostaje bez zmian. Wtedy wykupienie całych światowych złóż jest niemożliwe ze względów prawnych w innych krajach, ale nawet gdyby nie było, to nikt nie dałby rady stać sie właścicielem wszystkich złóż.

Taka sytuacja miała miejsce na przykład w przypadku diamentów gdy na świecie istniało tylko kilka ich kopalni(prawdopodobnie nie było nacisku na szykanie nowych, bo diamenty nie są produktami pierwszej potrzeby). Dziś nawet złóż tak żadkiego surowca jak diamenty nie da się zmonopolizować na wolnym rynku i rządy muszą wspomagać lubiane przez nich kopalnie walką z "krwawymi diamentami". Swego czasu w USA pewna firma chciała korzystać z tego że była właścicielem wszystkich linii energetycznych w mieście. Była pewna że nic jej nie zagraża, będzie sobie narzucać ceny jakie jej się podobają i nie pozwalać innym przesyłać energii po jej drutach. Przeliczyła się. Konkurencja zwęszyła zarobek i po pewnym czasie w mieście były dwie równoległe sieci energetyczne.

 

"Musimy tylko zdawać sobie sprawę, że wolny rynek reguluje sprawy w tempie geologicznym podczas gdy podejście biurokratyczne daje czasy reakcji rzędu dziesięcioleci."

Mógłbyś rozwinąć? Dlaczego biurokraci mieliby być szybsi niż rynek, jeśli ich zysk nie motywuje do bycia wydajniejszymi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przetrzymana niemal 100 lat książka została parę tygodni temu zwrócona do Biblioteki Publicznej w St. Helenie w Kalifornii. „History of the United States for families and libraries” autorstwa Bensona Lossinga powinna wrócić do wypożyczalni najpóźniej 21 lutego 1927 r.
      Wolumin oddał 75-letni Jim Perry, który zostawił go na ladzie ze słowami: Ta książka była w naszej rodzinie od [...] pokoleń. Mężczyzna szybko wyszedł, nie udostępniając żadnych danych kontaktowych.
      Wydarzenia z 10 maja zostały zrelacjonowane w mediach, co pozwoliło dotrzeć do Perry'ego. Okazało się, że jakiś czas temu Jim zabrał się za porządki. Przez ponad 30 lat mężczyzna mieszkał z żoną w St. Helenie. Po śmierci Sandry postanowił się przenieść do nieodległej Napy. Pudła z książkami, przekazywane w rodzinie od lat, pojechały tam z nim. Ostatnio Perry zaczął je rozpakowywać. To wtedy zauważył, że jeden z egzemplarzy należy do biblioteki i zdecydował się go oddać.
      Wiele wskazuje na to, że książkę wypożyczył dziadek Sandry John McCormick, który chciał uczyć historii swoje córki.
      Pracownik zostawił zwróconą po latach książkę na biurku Chris Kreiden. Gdy tylko dyrektorka ją zobaczyła, wiedziała, że jest stara. Nic więc dziwnego, że chciała odtworzyć jej losy.
      Kreiden powiadomiła lokalne media, później temat podchwyciły media krajowe. Dzięki temu materiał o książce obejrzał w końcu Perry. Dowiedział się z niego, że gdyby biblioteka nadal pobierała kary za spóźnienia, trzeba by zapłacić ponad 1700 dol. Jim postanowił zadzwonić do St. Helena Public Library i porozmawiać o woluminie.
      Perry przyznał, że wydawało mu się, że zabawnie będzie podrzucić książkę. Nie zdawał sobie sprawy ze znaczenia znaleziska i myślał, że dla bibliotekarzy będzie to po prostu miła niespodzianka. Tymczasem egzemplarz z pudła okazał się częścią początkowych zbiorów instytucji...
      Biblioteczna historia miasta St. Helena liczy sobie 148 lat. W 1875 r. założono tu towarzystwo biblioteczne, które stało się biblioteką miejską w 1892 r. Początkowo korzystano z pomieszczeń na parterze Independent Order of Oddfellows Building (IOOF) przy Main Street. W 1904 r. mieszkańcy zapragnęli jednak dla książnicy bardziej stałego lokum. Skontaktowali się więc z filantropem Andrew Carnegiem, który przekazał na jego budowę 7,5 tys. dol. Carnegie Building powstał w 1908 r.
      Obecnie wykorzystywana siedziba przy Library Lane pochodzi z 1979 r. Później była ona powiększana i przebudowywana. „History of the United States for families and libraries” jest prezentowana w gablotce przy wejściu (w ten sposób można ją chronić przed dalszym zniszczeniem). Obok umieszczono wycinki z gazet.
      Warto przypomnieć, że niedawno w Polsce do biblioteki powróciła książka - III tom „Potopu” Henryka Sienkiewicza - wypożyczona ponad 65 lat temu. Pewien mężczyzna znalazł ją podczas porządków w domu nadającym się do rozbiórki. Wolumin wypożyczono z Powiatowej Biblioteki Publicznej w Suwałkach, którą zlikwidowano w związku z przekształceniami pod koniec 1956 r.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas badań prowadzonych w ramach światowej akcji The Poison Book Project w Leeds Central Library odkryto toksyczną książkę. Okładka „My Own Garden: The Young Gardener’s Yearbook” zawdzięcza swą zieloną barwę związkowi arsenu - zieleni szmaragdowej (in. paryskiej czy szwajnfurckiej).
      „My Own Garden: The Young Gardener’s Yearbook” usunięto z bibliotecznej półki. Dedykacja wskazuje, że w 1855 r. w prezencie od ojca Williama dostała ją młoda Caroline Gott (Gottowie byli znaną rodziną przemysłowców z Leeds).
      Do odkrycia doszło, gdy starsza bibliotekarka Rhian Isaac zaczęła zestawiać zbiory Leeds Central Library z bazą danych The Poison Book Project. Isaac zauważyła, że wydanie książki z jej miejsca pracy znajduje się na liście książek o ustalonym wykorzystaniu arsenu.
      The Poison Book Project oraz Arsenical Books Database prowadzą dr Melissa Tedone i dr Rosie Grayburn z amerykańskiego Winterthur Museum, Garden and Library. Jako bibliotekarka jestem zawsze niesamowicie podekscytowana odkryciem w naszych zbiorach książki rzadkiej bądź niezwykłej jakiegokolwiek rodzaju. Opisywany projekt jest ważny również z innego powodu - pomaga bibliotekarzom z całego świata zrozumieć, jak i kiedy takie [toksyczne] książki powstawały, a także jakie kroki można podjąć, by je śledzić i upewnić się, że są bezpiecznie przechowywane i odpowiednio zadbane - podkreśla Isaac.
      Co zaskakujące, metale ciężkie były niegdyś dość powszechnie wykorzystywane przy produkcji książek - do uzyskiwania zachwycających odcieni zieleni. O ile ludzie zdawali sobie wtedy sprawę z ich szkodliwości, o tyle prawdopodobnie nie rozumieli, na ile różnych sposobów można je przypadkowo wprowadzić do organizmu - dodaje bibliotekarka.
      Caroline i William byli potomkami handlarza wełną Benjamina Gotta. Przez kilka pokoleń Gottowie pozostawali wpływowymi lokalnymi przemysłowcami.
      Książka trafiła do zbiorów bibliotecznych Leeds, gdy Beryl Gott przekazała dużą część swojego księgozbioru, głównie książki botaniczne, bibliotekom publicznym Leeds (Leeds Public Libraries). Zabezpieczona pozycja czeka na badania spektrografem.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Książka wypożyczona ponad 65 lat temu wróciła do biblioteki. Niedawno podczas porządków w domu nadającym się do rozbiórki pewien suwalczanin znalazł III tom „Potopu” Henryka Sienkiewicza. Wypożyczono go z Powiatowej Biblioteki Publicznej w Suwałkach, którą zlikwidowano w związku z przekształceniami pod koniec 1956 r. To zaś oznacza, że pozycję wypożyczono co najmniej 65 lat temu.
      Jak ujawniła w wypowiedzi dla Radia 5 Suwałki dyrektorka Biblioteki Publicznej im. Marii Konopnickiej w Suwałkach Maria Kołodziejska, skruszony i przerażony znalazca bał się naliczenia kary za przetrzymanie książki. Bibliotekarze odstąpili od tego, zaznaczając, że minęło tyle lat, że zwyczajnie cieszą się z powrotu książki do zbiorów. W końcu nawet najstarsi pracownicy nie pamiętają już tamtych czasów...
      Pani Kołodziejska dodaje jednak, że nie wszyscy czytelnicy mogą liczyć na takie ulgi. Obecnie biblioteka wysyła upomnienia, także internetowo, i nie można się tłumaczyć, że nie miało się pojęcia o upływie terminu zwrotu.
      Oddany po latach tom III „Potopu” trafi prawdopodobnie do zbiorów specjalnych i będzie prezentowany jako swego rodzaju ciekawostka. Mówi się o dołączeniu książki do dokumentów historycznych, które pokazują, co działo się w suwalskiej placówce na przestrzeni lat. Ona zostanie już w bibliotece, nie będziemy jej nikomu wypożyczać i nikt nie będzie mógł tak długo jej przetrzymać - powiedziała PAP-owi pani dyrektor.
      Książkę wydano w 1949 r. Zachowała się oryginalna oprawa, ale dodatkowo została ona oprawiona przez introligatora.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak Kościół katolicki odnosi się do teorii ewolucji Darwina? Od czasu otwarcia archiwów Świętego Oficjum w 1997 roku możliwe stało się poznanie tego zagadnienia w sposób obiektywny i całościowy.
      „Kościół a ewolucja” ukazuje jasny i kompletny obraz kontrowersji wokół teorii Darwina w teologii katolickiej i w świecie nauk przyrodniczych. Wyjaśnia m.in. czym jest teoria inteligentnego projektu, czym teistyczny ewolucjonizm, a czym kreacjonizm. Pomimo tego, że napisana jest jako praca naukowa utrzymana została w lekkim i przystępnym stylu.
      Czytając ją, prześledzisz debaty dziewiętnastowiecznych teologów i wypowiedzi współczesnych papieży. Dowiesz się, co na temat ewolucji mówi kard. Ch. Schönborn oraz dlaczego jego stanowisko skrytykował bp J. Życiński. Książka Michała Chaberka skierowane jest do wszystkich odważnych ludzi, którzy nie boją się myśleć.
      Ze strony wydawnictwa można pobrać plik ze spisem treści [PDF] oraz fragmentem książki [PDF].
      O autorze:
      Michał Chaberek – dominikanin, (ur. w 1980 r. w Gdańsku) – studiował zarządzanie na Uniwersytecie Gdańskim oraz teologię w Kolegium Dominikanów w Warszawie i Krakowie. W 2007 roku przyjął święcenia kapłańskie. Trzy lata pracował w Lublinie, pełniąc posługę duszpasterza akademickiego, katechety i rekolekcjonisty. W 2011 obronił doktorat z teologii fundamentalnej na UKSW. W tym samym roku uczestniczył w elitarnym seminarium naukowym organizowanym przez Discovery Institute w Seattle. Interesuje się teorią inteligentnego projektu, historią teologii i nauczaniem św. Tomasza z Akwinu. Mieszka w Warszawie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pisanie SMS-ów wywiera negatywny wpływ na zdolność interpretowania i akceptowania nowych słów.
      Joan Lee z Uniwersytetu w Calgary ustaliła, że osoby, które wysyłały więcej wiadomości tekstowych, w mniejszym stopniu akceptowały nowe wyrazy. Dla odmiany zwolennicy tradycyjnych mediów - książek czy gazet - byli w tym względzie bardziej tolerancyjni.
      W ramach studium pytano studentów o ich nawyki dot. czytania, włączając w to SMS-owanie. Badanym przedstawiono szereg słów, zarówno prawdziwych, jak i fikcyjnych.
      Założenie dotyczące SMS-owania było takie, że zachęca ono do używania swobodnego języka. Studium wykazało jednak, że to mit. Ludzie, którzy akceptowali więcej słów, postępowali tak, bo potrafili lepiej zinterpretować ich znaczenie lub tolerować mimo braku rozpoznania. Studenci intensywniej korzystający z wiadomości tekstowych odrzucali więcej wyrazów, zamiast uznać je za słowa możliwe.
      Lee uważa, że czytanie tradycyjnych mediów wystawia ludzi na oddziaływanie zróżnicowanego i twórczego języka, sprzyjając elastyczności językowej i tolerancji w stosunku do różnych sformułowań/słów. Widząc nieznany czy nietypowy wyraz, starają się go zinterpretować.
      SMS-owanie jest związane ze sztywnymi ograniczeniami językowymi, które powodowały, że studenci odrzucali wiele słów testowych. To zaskakujące, ponieważ w języku wiadomości tekstowych istnieje wiele [reprezentujących slang internetowy] niezwykłych akronimów. Kanadyjka podkreśla, że dla zwolenników wiadomości tekstowych ważnym kryterium akceptowalności jest częstotliwość występowania słowa.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...