Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Unia Europejska proponuje, by obywatele mieli możliwość oznaczania witryn zawierających nielegalne lub niepożądane treści. Informacja o wyborach internautów trafiałaby do policji, która bliżej przyglądałaby się takim witrynom. Oznaczanie witryn to jedna z podstawowych inicjatyw rozpoczętego przez Komisję Europejską „Clean IT Project“.

W projekcie bierze udział m.in. Europol, niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, hiszpańskie Narodowe Centrum Koordynacji Działań Antyterrorystycznych czy holenderski Narodowy Koordynator ds. Bezpieczeństwa i Antyterroryzmu.

Jak czytamy konspekcie dyskusji, która odbyła się podczas pierwszego, listopadowego spotkania wyżej wymienionych organizacji oraz innych osób i stron, internet jest używany również do celów nielegalnych. Niewłaściwe użycie obejmuje wiele form, w tym cyberprzestępczość, mowę nienawiści, dyskryminację, nielegalne oprogramowanie, pornografię dziecięcą i terroryzm. Dowiadujemy się również, że ograniczenie nielegalnego i niepożądanego użycia internetu przez terrorystów i ekstremistów wymaga współpracy dostawców internetu, użytkowników, organizacji naukowych i edukacyjnych, organizacji pozarządowych, prawodawców oraz organów ścigania. Uczestnicy projektu zauważają, że jego celem jest również ograniczenie użycia internetu przez organizacje lub osoby zachęcające do morderstw, przemocy i/lub publikujących lub rozpowszechniających materiały rasistowskie, ksenofobiczne oraz mowę nienawiści.

Clean IT Project zakłada, że nielegalne i niepożądane treści powinny być usuwane przez ISP lub ich klientów. Czytamy również, że „niechciane treści nie muszą być treściami nielegalnymi, jednak na gruncie regulaminu dostawcy internetu są niepożądane w jego sieci“. Dowiadujemy się też, że co prawda Clean IT ma na celu ograniczenie rozpowszechniania terroryzmu i ekstremizmu za pomocą internetu, jednak niektóre z wymienionych poniżej częściowych rozwiązań będą ograniczały też inne formy nielegalnego bądź niepożądanego wykorzystania internetu.

Wśród wspomnianych częściowych rozwiązań wymieniono działania edukacyjne i informacyjne mające na celu zwiększenie aktywności użytkowników [informujących o nielegalnych/niepożądanych treściach - red.] i zwiększenie jakości powiadomień. Proponowane jest prowadzenie kampanii informacyjnych przez rządy, dostawców internetu i organizacje pozarządowe. Mają powstać filtry rodzicielskie, które na podstawie czarnych list tworzonych przez policję będą blokowały niepożądane witryny. Rządy oraz organa ścigania miałyby wysyłać do dostawców internetu informacje dotyczące zagrożeń w ich sieci. Proponuje się też stworzenie sądów i prokuratur wyspecjalizowanych w tego typu sprawach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie to brzmi groźnie dla wolności słowa, której ostoją w dzisiejszym świecie jest Internet.

Władza i jej sympatycy mogą uznać krytykę działań jako "mowę nienawiści", a takie przepisy umożliwią cenzurowanie niemal wszystkiego.

Wydaje mi się, że środki będące obecnie w użyciu są wystarczające do działań, w jakich miałoby pomóc to nowe rozwiązanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Niepożądane" treści? Odważniej niż w SOPA; nawet nie ukrywają, że chcą blokować więcej niż tylko to, co nielegalne. To kolejna próba wprowadzenia cenzury internetu (w dodatku na pierwszy rzut oka wadliwie zaprojektowanej z każdej możliwej strony) przez ignorantów sponsorowanych pieniędzmi koncernów rozrywkowych (być może przy użyciu zasady kontrastu, do cichego wprowadzenia "łagodniejszych" przepisów). Tak czy inaczej, mam nadzieję, że internet "obroni się" przed tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

SOPA przy tym to małe piwo. Tym bardziej, że w USA działają silniejsze organizacje, które SOPA się sprzeciwiają. Ponadto, jak już zauważył Abrams, o ile SOPA sama w sobie nie narusza Pierwszej Poprawki, to decyzje wydawane na jej podstawie muszą być zgodne z pierwszą poprawką. A to, co tutaj, to nic innego jak powrót do cenzury. Kto będzie definiował czym jest "mowa nienawiści" i co to są "treści niepożądane"?

Jeśli rzeczywiście jesteśmy u schyłku potęgi Zachodu to właśnie dzięki odejściu od tego, co budowało jego potęgę: liberalizmu gospodarczego i nierozerwalnie z nim związanej wolności jednoski. A tu mamy kolejny przykład tego odchodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co ma ten pomysł wspólnego z SOPA? SOPA to narzędzie pozwalające jednej organizacji odcinać od światowego internetu dowolne strony internetowe. To właśnie ta propozycja EU jest małym piwem w porównaniu z SOPA. W gruncie rzeczy niewiele zmienia, nie proponuje żadnych nowych praw, sugeruje jedynie by użytkownicy internetu mieli wygodniejszy sposób na zgłaszanie ofensywnych witryn, poprawiając jakość informacji dostępnej dla policji oraz by ISP/klienci sami wykazywali w tej kwestii inicjatywę i częściej stosowali swoje regulaminowe prawo do odcinania tego typu stron i użytkowników od sieci, co wydaje się mało przemyślane bo tu decydują głównie pieniądze.

 

W każdym razie nawet jeśli tzw. "dobra" witryna zostanie w ten sposób oznaczona (np. poprzez celowe zorganizowane działanie), jedyne co się może stać, to postępowanie policyjne zakończone ewentualnie normalnym postępowaniem sądowym. Zakres konspiracji musiałby być bardzo duży, by taka strona ucierpiała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To się z Tobą nie zgodzę. SOPA ma walczyć tylko z piractwem. I nie ma mowy o organizacjach odcinających witryny. Organizacja, która uważa, że jej IP zostały naruszone, może pójść do sądu, gdzie może uzyskać nakaz, i na podstawie tego nakazu Prokurator Generalny może zarządzić zablokowanie takiej witrny. Jednak, jak zauwazył F. Abrams, musi być przy tym zachowana Pierwsza Poprawka, a ta gwarantuje wolność słowa.

 

Natomiast tutaj, mamy stwierdzenie o blokowaniu stron zawierających treści LEGALNE, ale "niepożądane". Wiesz, kto będzie decydował o tym, które treści są "niepożądane"? Urzędnicy i politycy. Znając realia UE szybko się okaże, że treściami niepożądanymi są np. krytyka samej UE. Co to jest "mowa nienawiści"? Też zaraz się okaże, że krytyka polityki UE jest mową nienawiści.

Zauważ, w jaki sposób działa UE.... Głosy krytyczne były dotychczas spychane na margines, eurosceptyków wyśmiewano, obrażano. Nagle kryzys pokazał, że eurosceptycy mieli rację, nagle euroentuzjaści znaleźli się w defensywie. Obawiam się, że mogą wymyślić, iż już ostracyzm nie pomaga, że trzeba prawnie ograniczyć wolność krytyki. UE coraz bardziej odchodzi od demokracji i to jest prawdziwy problem. A powyższe propozycje to kolejny dowód na to.

  • Pozytyw (+1) 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mają powstać filtry rodzicielskie, które na podstawie czarnych list tworzonych przez policję będą blokowały niepożądane witryny.

 

To jest dobry kierunek, na zasadzie adblocka będę mógł zaimportować reguły i zablokować to czego JA nie chcę. Dobrze jest pamiętać, że wolność słowa łączy się z prawem do niesłuchania. Zresztą tego typu cenzura jest już powszechnie stosowana (przez firmy) na firewallach brzegowych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie jest dobry kierunek, bo instytucje państwowe nie są od tego, by decydować, które treści są pożądane, a które niepożądane. Państwo nie ma prawa decydować, co obywatel może słuchać, czytać czy myśleć. Państwo może decydować, w pewnym organiczonym zakresie, co obywatel może mówić. Ale w bardzo ograniczonym zakresie i dotyczy to tylko wyraźnego wzywania do popełnienia przestępstwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To się z Tobą nie zgodzę. SOPA ma walczyć tylko z piractwem. I nie ma mowy o organizacjach odcinających witryny. Organizacja, która uważa, że jej IP zostały naruszone, może pójść do sądu, gdzie może uzyskać nakaz, i na podstawie tego nakazu Prokurator Generalny może zarządzić zablokowanie takiej witrny. Jednak, jak zauwazył F. Abrams, musi być przy tym zachowana Pierwsza Poprawka, a ta gwarantuje wolność słowa.

 

Natomiast tutaj, mamy stwierdzenie o blokowaniu stron zawierających treści LEGALNE, ale "niepożądane". Wiesz, kto będzie decydował o tym, które treści są "niepożądane"? Urzędnicy i politycy. Znając realia UE szybko się okaże, że treściami niepożądanymi są np. krytyka samej UE. Co to jest "mowa nienawiści"? Też zaraz się okaże, że krytyka polityki UE jest mową nienawiści.

Zauważ, w jaki sposób działa UE.... Głosy krytyczne były dotychczas spychane na margines, eurosceptyków wyśmiewano, obrażano. Nagle kryzys pokazał, że eurosceptycy mieli rację, nagle euroentuzjaści znaleźli się w defensywie. Obawiam się, że mogą wymyślić, iż już ostracyzm nie pomaga, że trzeba prawnie ograniczyć wolność krytyki. UE coraz bardziej odchodzi od demokracji i to jest prawdziwy problem. A powyższe propozycje to kolejny dowód na to.

 

SOPA może zostać wykorzystana w dowolnym celu, szczególnie w przyszłości, ponieważ w dzisiejszym USA poprawki konstytucyjne nie są żadną dobrą gwarancją i stąd wynika ta ostra wojna, którą wzbudziła. Ale to swoją drogą, niewiele w tej kwestii my Polacy możemy zrobić. Co do pozostałych argumentów zgadzam się z Tobą, przynajmniej w ogólnym zarysie. Po prostu zauważam, że na razie nie są to żadne konkretne działania i nie jest to nic, co dawałoby dodatkową władzę w ręce Unii. Gdy pojawi się coś konkretnego godzącego w wolność internetu, na pewno będę przeciw temu.

 

To nie jest dobry kierunek, bo instytucje państwowe nie są od tego, by decydować, które treści są pożądane, a które niepożądane.

 

No nie byłbym tego taki pewien. Owszem, tworzenie wyjątków od wolności słowa może szybko zamienić się w zwyczajną cenzurę, ale brak takowej może się okazać równie szkodliwy dla społeczeństwa. Tu nie ma prostych odpowiedzi i jednolitych reguł które zawsze są słuszne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie jest dobry kierunek, bo instytucje państwowe nie są od tego, by decydować, które treści są pożądane, a które niepożądane.

 

Jak to? A zakaz mowy nienawiści, a poprawność polityczna, a delegalizacja symboli - to wszystko już jest. Ciekawi mnie jak chcesz im to odebrać :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to? A zakaz mowy nienawiści, a poprawność polityczna, a delegalizacja symboli - to wszystko już jest. Ciekawi mnie jak chcesz im to odebrać :)

 

Dlatego napisałem wcześniej: "Jeśli rzeczywiście jesteśmy u schyłku potęgi Zachodu to właśnie dzięki odejściu od tego, co budowało jego potęgę: liberalizmu gospodarczego i nierozerwalnie z nim związanej wolności jednoski. A tu mamy kolejny przykład tego odchodzenia".

 

Dla mnie wzorem realizacji wolności słowa są ciągle USA (mimo, że za Obamy coraz bardziej wolność jest ograniczana), a dobrym przykładem jej realizacji jest to, co się dzieje wokół Westboro Baptist Church (WBC). Co więcej, kultura poszanowania wolności słowa wpływa na zachowanie ludzi. Na jednym z amerykańskich forów czytałem, że do pewnego miasteczka przybyły świry z WBC, by urządzić na pogrzebie żołnierza swoją hucpę. Na to skrzyknęli się członkowie miejscowych klubów motocyklowych, otoczyli członków WBC i... nie, nie doszło do bójki, nie było żadnej przemocy. Po prostu w momencie, gdy ci z WBC próbawali wznosić swoje hasła, motocykliści podkręcali manetki gazu i ich zagłuszali.

 

Wyobrażasz sobie, że w Polsce spotkanie dwóch tak mocno zantagonizowanych i tak bardzo kontrowersyjnych/radykalnych grup, zakończyłoby się spokojnie? Tym bardziej, gdyby broń była tak szeroko dostepna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To się z Tobą nie zgodzę. SOPA ma walczyć tylko z piractwem. I nie ma mowy o organizacjach odcinających witryny. Organizacja, która uważa, że jej IP zostały naruszone, może pójść do sądu, gdzie może uzyskać nakaz, i na podstawie tego nakazu Prokurator Generalny może zarządzić zablokowanie takiej witryny. Jednak, jak zauważył F. Abrams, musi być przy tym zachowana Pierwsza Poprawka, a ta gwarantuje wolność słowa.

Akurat będzie kij którym ktoś zacznie machać to w ten czy inny sposób ktoś po łbie nim dostanie. A co będzie dalej to sobie w Procesie Kawki doczytajcie

I to nie ważne czy to SPOA czy inne narzędzie.

Na przykład:

http://di.com.pl/new..._2007_roku.html

 

Sprowadzi się to do konieczności udowadniania ze się nie jest jeleniem tylko dla tego ze się drzewem w kominku pali.

 

To jest dobry kierunek, na zasadzie adblocka będę mógł zaimportować reguły i zablokować to czego JA nie chcę. Dobrze jest pamiętać, że wolność słowa łączy się z prawem do niesłuchania. Zresztą tego typu cenzura jest już powszechnie stosowana (przez firmy) na firewallach brzegowych.

 

Świetnie pod warunkiem jednak ze będziesz miał na to jakikolwiek wpływ a nie zaimportujesz to jako paczkę lub wręcz twój ISP to zrobi za Ciebie.

Nie trzeba adblocka ja korzystam z pliku hosts i czego nie chce to nie mam.

Natomiast to czego ja nie chce nie jest zupełnie w interesie różnych instytucji bo blokuje w ten sposób szczególnie reklamy i inne szpiegostwo.

 

 

Wydaje mi się ze postanowiono sobie zmajstrować nowy front. I dać ludziom do łapki maczugę. Ludzie są organicznymi debilami na tyle ze staną naprzeciw sobie i zaczną się okładać nawzajem tylko dla tego ze mają maczugi. A pomysłodawca będzie mieć spokój. Zaraz zwolennicy kolorowych zaczną walkę ze środowiskami narodowo-kibicowskimi i odwrotnie. Zwolennicy pisu ze zwolennikami po i na odwrót i w zasadzie na każdym polu gdzie są jakieś różnice zdań powstaną jakieś animozje i będą konflikty nawet jeśli ich do tej pory nie było bo nie było ku temu środków (technicznych) . Ludzie będą się wzajemnie napierniczać a wielki brat będzie miał spokój. To takie zarządzanie przez konflikt. Ale oczywiście to wszystko dla dobra dzieci czy tam kogo. I co ciekawe każdy kto dziś nie mógł przeciwnikowi przywalić inaczej uzna to narzędzie za dobre mimo ze sam zaraz po łbie dostanie.

Nie da się ocenić odgórnie co jest dobre a co złe i o tym powinna decydować jednostka bo to ona ponosi konsekwencje swoich działań.

Żadne tam narodowe firewalle SPOA sroa i tak dalej. Bo wystarczy ze się jeden debil do tego dorwie żeby bydła narobić.

No i to tez troche tak jest ze dobrze jest mieć w społeczenstwie kapusów ze swoimi jakimis tam motywacjami niz ich nie mieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Szerokie rozpowszechnienie się internetu i technologii komunikacyjnych przyciąga ludzi do centrów miast. Zachodzi więc zjawisko odwrotne, niż przewidywano u zarania internetu i ery informacyjnej, informują naukowcy z Uniwersytetu w Bristolu.
      Pomimo tego, że internet pozwala nam na niezwykle łatwy dostęp do wszelkich informacji i umożliwia łatwe i szybkie nawiązanie kontaktu z osobami z drugiego końca świata, jego rozwój nie doprowadził do odpływu ludności z miast. Wręcz przeciwnie, specjaliści zauważyli odwrotne zjawisko. Coraz większe rozpowszechnienie się technologii informacyjnych prowadzi zwiększenia koncentracji ludzi w miastach.
      Nie od dzisiaj wiemy, że np. przedsiębiorstwa działające na uzupełniających się polach, mają tendencje do grupowania się na tym samym obszarze, gdyż zmniejsza to koszty działalności. Technologie informacyjne miały to zmienić.
      Doktor Emmanouil Tranos z Univeristy of Bristol i Yannis M. Ioannides z Tufts Univeristy przeanalizowali skutki zachodzących w czasie zmian dostępności i prędkości łączy internetowych oraz użytkowania internetu na obszary miejskie w USA i Wielkiej Brytanii. Geografowie, planiści i ekonomiści miejscy, którzy na początku epoki internetu rozważali jego wpływ na miasta, dochodzili czasem do dziwacznych wniosków. Niektórzy wróżyli rozwój „tele-wiosek”, krajów bez granic, a nawet mówiono o końcu miasta.
      Dzisiaj, 25 lat po komercjalizacji internetu, wiemy, że przewidywania te wyolbrzymiały wpływ internetu i technologii informacyjnych w zakresie kontaktów i zmniejszenia kosztów związanych z odległością. Wciąż rosnąca urbanizacja pokazuje coś wręcz przeciwnego. Widzimy, że istnieje komplementarność pomiędzy internetem a aglomeracjami. Nowoczesne technologie informacyjne nie wypchnęły ludzi z miast, a ich do nich przyciągają.
      Artykuł Ubiquitous digital technologies and spatial structure; an update został opublikowany na łamach PLOS One.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Iskra
      Dokładnie 50 lat temu, późnym wieczorem 29 października 1969 roku na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA) dwóch naukowców prowadziło pozornie nieznaczący eksperyment. Jego konsekwencje ujawniły się dopiero wiele lat później, a skutki pracy profesora Leonarda Kleinrocka i jego studenta Charleya Kline'a odczuwamy do dzisiaj.
      Kleinrock i Kline mieli do rozwiązania poważny problem. Chcieli zmusić dwa oddalone od siebie komputery, by wymieniły informacje. To, co dzisiaj wydaje się oczywistością, przed 50 laty było praktycznie nierozwiązanym problemem technicznym. Nierozwiązanym aż do późnego wieczora 29 października 1969 roku.
      Jeden ze wspomnianych komputerów znajdował się w UCLA, a drugi w oddalonym o 600 kilometrów Stanford Research Institute (SRI) w Menlo Park. Próby nawiązania łączności trwały wiele godzin. Kline próbował zalogować się do komputera w SRI, zdążył w linii poleceń wpisać jedynie  „lo”, gdy jego maszyna uległa awarii. Wymagała ponownego zrestartowania i ustanowienia połączenia. W końcu około godziny 22:30 po wielu nieudanych próbach udało się nawiązać łączność i oba komputery mogły ze sobą „porozmawiać”. Wydaje się jednak, że pierwszą wiadomością wysłaną za pomocą sieci ARPANETu było „lo”.
       

       
      Trudne początki
      Początków ARPANETU możemy szukać w... Związku Radzieckim, a konkretnie w wielkim osiągnięciu, jakim było wystrzelenie Sputnika, pierwszego sztucznego satelity Ziemi. To był dla Amerykanów policzek. Rosjanie pokazali, że pod względem technologicznym nie odstają od Amerykanów. Cztery lata zajęło im nadgonienie nas w technologii bomby atomowej, dziewięć miesięcy gonili nas w dziedzinie bomby wodorowej. Teraz my próbujemy dogonić ich w technice satelitarnej, stwierdził w 1957 roku George Reedy, współpracownik senatora, późniejszego prezydenta, Lyndona Johnsona.
      Po wystrzeleniu Sputnika prezydent Eisenhower powołał do życia Advanced Research Project Agency (ARPA), której zadaniem była koordynacja wojskowych projektów badawczo-rozwojowych. ARPA zajmowała się m.in. badaniami związanymi z przestrzenią kosmiczną. Jednak niedługo później powstała NASA, która miała skupiać się na cywilnych badaniach kosmosu, a programy wojskowe rozdysponowano pomiędzy różne wydziały Pentagonu. ARPA zaś, ku zadowoleniu środowisk naukowych, została przekształcona w agencję zajmującą się wysoce ryzykownymi, bardzo przyszłościowymi badaniami o dużym teoretycznym potencjale. Jednym z takich pól badawczych był czysto teoretyczny sektor nauk komputerowych.
      Kilka lat później, w 1962 roku, dyrektorem Biura Technik Przetwarzania Informacji (IPTO) w ARPA został błyskotliwy naukowiec Joseph Licklider. Już w 1960 roku w artykule „Man-Computer Symbiosis” uczony stwierdzał, że w przyszłości ludzkie mózgi i maszyny obliczeniowe będą bardzo ściśle ze sobą powiązane. Już wtedy zdawał on sobie sprawę, że komputery staną się ważną częścią ludzkiego życia.
      W tych czasach komputery były olbrzymimi, niezwykle drogimi urządzeniami, na które mogły pozwolić sobie jedynie najbogatsze instytucje. Gdy Licklider zaczął pracować dla ARPA szybko zauważył, że aby poradzić sobie z olbrzymimi kosztami związanymi z działaniem centrów zajmujących się badaniami nad komputerami, ARPA musi kupić wyspecjalizowane systemy do podziału czasu. Tego typu systemy pozwalały mniejszym komputerom na jednoczesne łączenie się z wielkim mainframe'em i lepsze wykorzystanie czasu jego procesora. Dzięki nim wielki komputer wykonywać różne zadania zlecane przez wielu operatorów. Zanim takie systemy powstały komputery były siłą rzeczy przypisane do jednego operatora i w czasie, gdy np. wpisywał on ciąg poleceń, moc obliczeniowa maszyny nie była wykorzystywana, co było oczywistym marnowaniem jej zasobów i pieniędzy wydanych na zbudowanie i utrzymanie mainframe’a.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dokładnie przed 50 laty, 29 października 1969 roku, dwaj naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, wykorzystali nowo powstałą, rewolucyjną sieć ARPANET, do przesłania pierwszej wiadomości. Po wielu nieudanych próbach około godziny 22:30 udało się zalogować do komputera w oddalonym o 600 kilometrów Stanford Research Institute.
      Wieloletnia podróż, która rozpoczęła się od... wysłania Sputnika przez Związek Radziecki i trwa do dzisiaj w postaci współczesnego internetu, to fascynująca historia genialnych pomysłów, uporu, porażek i ciężkiej pracy wielu utalentowanych ludzi. Ludzi, wśród których niepoślednią rolę odegrał nasz rodak Paul Baran.
      To, co rozpoczęło się od zimnowojennej rywalizacji atomowych mocarstw, jest obecnie narzędziem, z którego na co dzień korzysta ponad połowa ludzkości. W ciągu pół wieku przeszliśmy od olbrzymich mainframe'ów obsługiwanych z dedykowanych konsol przez niewielką grupę specjalistów, po łączące się z globalną siecią zegarki, lodówki i telewizory, które potrafi obsłużyć dziecko.
      Zapraszamy do zapoznania się z fascynującą historią internetu, jednego z największych wynalazków ludzkości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie udostępni całe archiwum Alberta Einsteina. Dzięki internetowi będziemy mogli zapoznać się zarówno z listami miłosnymi uczonego, jak i z jego notatkami, które tworzył pracując nad swoimi teoriami.
      Od 2003 roku w sieci dostępnych jest około 900 zdjęć manuskryptów oraz niekompletny spis obejmujący około połowy archiwum. Teraz, dzięki pieniądzom z Polonsky Foundation, która wcześniej pomogła zdigitalizować prace Izaaka Newtona, zapoznamy się z 80 000 dokumentów i innych przedmiotów, które zostawił Einstein.
      Projekt digitalizacji całości archiwów rozpoczęto 19 marca 2012 roku. Uruchomiono witrynę alberteinstein.info, na której można będzie zapoznawać się ze spuścizną fizyka. Obecnie można na niej oglądać 2000 dokumentów, na które składa się 7000 stron.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      BEREC, agenda Unii Europejskiej odpowiedzialna za regulacje na rynku telekomunikacyjnym poinformowała, że w UE powszechnie blokuje się dostęp do internetu. Według BEREC w ramach praktyk zarządzania ruchem najczęściej ogranicza się przepustowość lub blokuje w ogóle protokół P2P oraz telefonię internetową (VoIP). Ta ostatnia jest blokowana przede wszystkim w sieciach telefonii komórkowej i wynika to z zapisów w umowach zwieranych z klientami.
      Badania przeprowadzone przez BEREC pokazują, że około 25% dostawców internetu usprawiedliwia blokowanie czy ograniczanie ruchu względami „bezpieczeństwa i integralności“ sieci. Około 33% stosuje różne techniki zarządzania ruchem, gdyż obok standardowych usług świadczą też usługi wyspecjalizowane, np. oferują obok internetu telewizję czy telefonię.
      Obecnie BEREC prowadzi analizę uzyskanych danych. Zostaną one sprawdzone, skonsolidowane i na ich podstawie powstanie szczegółowy raport, który zostanie przedstawiony w drugim kwartale bieżącego roku.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...