Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Recommended Posts

Biolodzy z Uniwersytetu Alaskańskiego w Fairbanks badają tkanki fok obrączkowanych (Pusa hispida), by sprawdzić, czy przyczyną nagłego pogorszenia stanu ich zdrowia nie jest przypadkiem napromieniowanie po katastrofie nuklearnej w Fukushimie.

Od lipca br. na wybrzeżu alaskańskiej Arktyki znaleziono liczne osobniki z krwawiącymi ranami na tylnych płetwach, podrażnieniem skóry wokół nosa i oczu oraz łysiejącymi plackami na całym ciele. Niektóre ssaki zmarły, innym na szczęście udało się przeżyć. Na początku naukowcy sądzili, że fokom zagraża wirus, ale jak dotąd, mimo wytężonej pracy specjalistów z Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej oraz Służby Połowu i Dzikiej Przyrody Stanów Zjednoczonych, żadnego nie udało się wyizolować. W takiej sytuacji pojawiło się podejrzenie, że w grę może wchodzić napromieniowanie.

Ostatnio dostaliśmy próbki tkanek chorych zwierząt, które schwytano w pobliżu Wyspy Świętego Wawrzyńca. Mamy zbadać materiał pod kątem radioaktywności. Niektórzy z członków lokalnych społeczności obawiają się, że może istnieć związek między tajemniczą chorobą fok a uszkodzeniem reaktora w Fukushimie - opowiada prof. John Kelly z Instytutu Nauk Morskich Uniwersytetu Alaskańskiego.

Na wyniki trzeba będzie, oczywiście, poczekać. Warto dodać, że badania wody z Oceanu Spokojnego w okolicach USA nie wykazały, by od marca wzrósł poziom promieniowania.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Na wyniki trzeba będzie, oczywiście, poczekać.

Super - amerykańcy wypuścili artykuł o tym, że chcą coś zbadać, i już powstaje z tego news. Skubani potrafią ukręcić coś z niczego...

Share this post


Link to post
Share on other sites

Raczej chodzi o kasę by tych badań nie robić, ryby pojadły a foki pojadły ryb, co z tuńczykiem w puszce??

Z tego co wiem tuńczyk nigdy nie należał do zdrowych ryb jako, że może żyć nawet 30 lat i przez ten cały czas w jego organizmie kumulują się wszelkiej maści toksyny, dioksyny, metale ciężkie i zapewne pierwiastki promieniotwórcze.. Nie wspominając już o tym co uwalnia się z owej puszki ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Proponuję stworzyć analogiczny news pt. "Księżyc powoduje raka u żab tropikalnych?"

Share this post


Link to post
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now
Sign in to follow this  

  • Similar Content

    • By KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy opisali nową jednostkę chorobową u ptaków. Plastikoza jest powodowana przez niewielkie kawałki plastiku, które wywołują stan zapalny w przewodzie pokarmowym. Została opisana u ptaków morskich, ale odkrywcy nie wykluczają, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Na zewnątrz ptaki te wyglądają na zdrowe, jednak nie jest z nimi dobrze, mówi doktor Alex Bond z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Ciągły stan zapalny prowadzi do bliznowacenia i deformacji tkanki, co negatywnie wpływa na rozwój i szanse przeżycia ptaków.
      To pierwsze przeprowadzone w ten sposób badania. Wykazały one, że spożywanie plastiku może poważnie uszkodzić przewód pokarmowy ptaków, dodaje uczony. Chorobę zidentyfikowano dotychczas u jednego gatunku, burzyka bladodziobego. Biorąc jednak pod uwagę stopień zanieczyszczenia środowiska naturalnego plastikiem, nie można wykluczyć, że dotyka ona też innych gatunków.
      Autorzy badań opisanych na łamach Journal of Hazardous Materials przez ponad 10 lat badali ptaki na wyspie Lord Howe. Zauważyli, że przebywające tam burzyki są najbardziej zanieczyszczonymi plastikiem ptakami na planecie. Zjadają plastik unoszący się na powierzchni wody, myląc go z pożywieniem. Naukowcy postanowili bliżej się temu przyjrzeć. W ten sposób odkryli nową jednostkę chorobową powodującą zwłóknienia tkanki i na wzór podobnych chorób – jak azbestoza – nadali jej nazwę plastikozy.
      Choroba ta, wywoływana przez ciągły stan zapalny spowodowany obecnością kawałków plastiku, prowadzi do formowania nadmiernego bliznowacenia i włóknienia tkanki, co zmniejsza jej elastyczność i prowadzi do zmiany struktury. Okazało się, że wśród burzyków na Lord Howe takie zwłóknienie żołądka gruczołowego jest czymś powszechnym. Dlatego też uznano to za nową jednostkę chorobową.
      Bliznowacenie tkanki narusza strukturę fizyczną żołądka gruczołowego. W miarę zwiększania się ekspozycji na plastik, tkanka poddana jest coraz poważniejszemu stanowi zapalnemu, aż do wystąpienia poważnych uszkodzeń. Dobrym przykładem plastikozy jest jej wpływ na gruczoły wydzielające soki trawienne. W miarę, jak ptak połyka kolejne kawałki plastiku, funkcje tych gruczołów ulegają coraz większemu upośledzeniu, aż w końcu dochodzi do całkowitej utraty struktury tkanki, mówi Bond. W wyniku utraty tych gruczołów, ptaki są bardziej podatne na infekcje oraz pasożyty, dochodzi również do zmniejszenie wchłaniania witamin.
      Bliznowacenie powoduje też, że żołądek staje się twardszy i sztywniejszy, co upośledza trawienie. Jest to szczególnie niebezpieczne dla piskląt i młodych ptaków, które mają mniejsze żołądki. Obecność plastiku zauważono w odchodach aż 90% młodych karmionych jeszcze przez rodziców. W ekstremalnych przypadkach prowadzi to do śmierci głodowej ptaka, którego żołądek zostaje całkowicie zapchany plastikiem. Plastikoza może mieć też wpływ na rozwój ptaków. Zauważono bowiem, że długość skrzydeł ptaków oraz waga zwierząt jest skorelowana z ilością plastiku w organizmach.
      Ptaki w sposób naturalny spożywają materię nieorganiczną, na przykład kamyki. Jednak naukowcy nie zauważyli, by prowadziło to do bliznowacenia w układzie pokarmowym. Za to obecnie w żołądku kamyki mogą rozbijać plastik na mniejsze kawałki, przez co jest on jeszcze bardziej niebezpieczny dla ptaków.
      Bond i jego zespół już wcześniej znaleźli mikroplastik w nerkach i śledzionie ptaków, gdzie również wywoływał stany zapalne, włóknienie i utratę struktury tkanki. Nie można wykluczyć, że w podobny sposób plastik wpływa na wiele innych gatunków zwierząt.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Szlamnik zwyczajny to zagrożony wyginięciem ptak średniej wielkości, który znany jest z niezwykle długich lotów migracyjnych. Jednak to, czego dokonał ostatnio 5-miesięczny przedstawiciel tego gatunku przejdzie do historii ornitologii. Osobnik znany z numeru swojego nadajnika – 234684 – wystartował 13 października z Alaski i po 11 dobach, nie lądując w międzyczasie, doleciał do Ansons Bay na Tasmanii.
      Zwierzę przeleciało 13 560 kilometrów, bijąc przy tym ubiegłoroczny rekord dorosłego samca 4BBRW o ponad 500 kilometrów. Samiec ten znany jest zresztą z długich lotów. W 2020 roku przeleciał on 12 200 km z Alaski na Nową Zelandię.
      Z danych zebranych w czasie lotu tegorocznego rekordzisty dowiadujemy się, że minął on Hawaje od zachodu i po 6 dniach od startu przeleciał nad Kiribati. Dwa dni później minął Vanuatu, leciał dalej na południe omijając Sydney w odległości 620 kilometrów, przeleciał między wschodnim wybrzeżem Australii a Nową Zelandią, w końcu 23 października skręcił ostro w prawo i 24 października wylądował na Tasmanii. Łatwo policzyć, że zwierzę, nie jedząc i nie pijąc, poruszało się przez 11 dób z prędkością ponad 50 km/h.
      Niezwykłą cechą szlamników jest fakt, że młode migrują osobno od dorosłych. Dorosłe osobniki startują z Arktyki około 6 tygodni wcześniej, mówi Sean Dooley z BirdLife Australia. Młode w tym czasie gromadzą zapasy tłuszczu. Ten ptak prawdopodobnie leciał w stadzie. To niewiarygodny rekord lotu ciągłego, dodaje Dooley.
      Szlamniki przed lotem gromadzą w organizmie olbrzymie zapasy tłuszczu. Są w stanie zmniejszyć swoje organy wewnętrzne, by pomieścić więcej tłuszczu. Szlamniki podlegają w Polsce ścisłej ochronie. Ich światowa populacja zmniejsza się w wyniku eksploatacji mórz i rzek przez człowieka.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Alaska Volcano Observatory (AVO) informuje o jednoczesnym wzroście aktywności czterech wulkanów na Aleutach. Z trzech wydobywa się popiół i dym, w czwartym zaobserwowano wzrost temperatury powierzchni. Aleuty położone są na pacyficznym Pierścieniu Ognia, obszarze, w którym styka się wiele płyt tektonicznych. Znajdują się tam setki wulkanów i dochodzi do około 90% trzęsień ziemi.
      W związku z zaistniałą sytuacją dla wulkanów Great Sitkin, Pavlof i Semisoochnoi ogłoszono alarm „pomarańczowy”, wskazujący na nadchodzącą erupcję. Wulkan Cleveland objęto alarmem „żółtym”, oznaczającym zwiększoną aktywność.
      Najbardziej aktywnym z nich wszystkich jest Pavlof. To stratowulkan o wysokości 2518 metrów nad poziomem morza. Do jego ostatniej erupcji doszło w 2016 roku. Wulkan położony jest w odległości około 56 km od miasteczka Cold Bay, zamieszkanego przez 108 osób. Miasteczka nie uznaje się obecnie za zagrożone. Chris Waythomas z AVO określa wulkan mianem „podstępnego”. Do jego erupcji może dojść bez ostrzeżenia, mówi.
      Great Sitkin to również stratowulkan. Jego wysokość wynosi 1740 metrów. Położony jest na wyspie o tej samej nazwie, a ostatnio aktywny był w czerwcu 2019 roku. Niewysoki, 800 m, Semisopochnoi znajduje się największej z młodych wysp wulkanicznych zachodnich Aleutów, od której bierze swoją nazwę. Wiemy, że w 1873 roku doszło do jego erupcji, a w ciągu poprzednich 100 lat mogły mieć miejsce jeszcze 4 erupcje, jednak brak jest dobrej dokumentacji na ten temat. Najbliższym miastem jest w jego przypadku Akad, położone w odległości 259 km.
      Najspokojniejszy z nich, stratowulkan Cleveland, leży na wyspie Chunginadak. Do najbliższej miejscowości, miasta Nikolski, dzielą go 73 kilometry.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      W Fukushimie kwitnie dzikie życie. To kolejny, po Czernobylu, obszar katastrofy nuklearnej, gdzie po wyprowadzeniu się ludzi i mimo radioaktywnego skażenia, powróciła dzika przyroda.
      Takie wnioski płyną z badań zespołu naukowego z University of Georgia, który przeanalizował ponad 267 000 zdjęć wykonanych w Fukushimie i zauważył na nich przedstawicieli ponad 20 gatunków zwierząt, w tym dziki, zające, lisy, bażanty, makaki i szopy.
      Nasze badania to pierwszy dowód na obecność i obfitość dzikich zwierząt w strefie ewakuowanej w Fukushimie, mówi profesor James Beasley. Szczególnie widoczny jest wzrost liczebności tych gatunków, które zwykle wchodzą z ludźmi w konflikty, jak dziki.
      Zdjęcia pochodziły ze 106 aparatów pułapkowych umieszczonych w trzech strefach. Jedna z nich to strefa całkowitej ewakuacji ludzi, gdzie poziom zanieczyszczeń jest największy. Druga to strefa o ograniczonej obecności ludzi, ze średnim poziomem zanieczyszczenia. W końcu strefa trzecia to ta, w której ludzie pozostali. Wszystkie trzy strefy zostały ustanowione przez japoński rząd w 2011 roku.
      W ciągu 120 dni aparaty wykonały ponad 46 000 zdjęć dzików. Ponad 26 000 z nich wykonano w strefie całkowitej ewakuacji, 13 000 w strefie o ograniczonym dostępie, a w strefie zamieszkanej było to 7000 zdjęć. Podobny wzorzec zauważono w przypadku innych zwierząt.
      Naukowcy podkreślają, że nie badali stanu zdrowia populacji zwierząt. Naukowcy brali za to pod uwagę inne zmienne, jak odległość od dróg, pora dnia, w której zwierzęta były aktywne, rodzaj roślinności, typ terenu czy jego wysokość nad poziomem morza. Mamy tutaj różne typy terenów, od górskich po habitaty wybrzeża morskiego. [...] Opierając się na tych analizach stwierdziliśmy, że głównymi czynnikami wpływającymi na obfitość występowania zwierząt są poziom ludzkiej aktywności, wysokość nad poziomem morza i typ habitatu, a nie poziom promieniowania, mówi Beasley.
      Badania wykzały też, że wzorce aktywności większości gatunków są zgodne z tym, co o nich wiemy. Szopy, które zwykle są aktywne nocą, pozostały aktywne nocą, a bażanty, aktywne za dnia, były aktywne za dnia. W przypadku dzików zauważono jednak różnicę. Na obszarze niezamieszkanym były one bardziej aktywne za dnia niż na obszarze zamieszkanym, co sugeruje, że gdy nie ma ludzi, modyfikują swoje zachowanie.
      Jednak najbardziej interesujące spostrzeżenie dotyczyło zachowania serau kędzierzawego. To duży ssak podobny do kozy. Zwykle zwierzęta te unikają ludzi, jednak w przypadku Fukushimy okazały się najbardziej aktywne na wyżej położonych terenach wiejskich zamieszkanych przez ludzi. Naukowcy sądzą, że serau unikają w ten sposób szybko rosnącej populacji dzików w strefie ewakuowanej.
      Wśród dzikich zwierząt, które odradzają się w Fukushimie są m.in. lis, paguma chińska, łasica, jeleń wschodni i niedźwiedź himalajski.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Archeolodzy odkryli miejsce zbiorowej egzekucji, które może potwierdzać legendę o wojnie sprzed 350 lat, która rozpoczęła się podczas... wypadku w czasie chłopięcej zabawy..
      W XVII wieku przez Alaskę przetoczyła się seria konfliktów znana z historii jako „wojny łuku i strzały”. Jedna z legend ludu Yup'ik mówi, że konflikt rozpoczął się od wypadku w czasie gry w rzutki, gdy jeden z chłopców trafił innego w oko. Zgodnie z legendą, ojciec poszkodowanego wybił sprawcy oboje oczu. Wówczas krewny chłopca pozbawionego oczu się zemścił. W konflikt włączali się kolejni członkowie rodzin obu chłopców, w końcu seria wojen ogarnęła Alaskę i Yukon.
      To seria różnych opowieści. Na pewno wiemy, że wojny łuku i strzały toczyły się w okresie małej epoki lodowej, kiedy to temperatury w krótkim czasie spadły z tych nieco wyższych niż obecnie, do niższych, mówi Rick Knecht z University of Aberdeen. Ochłodzenie klimatu i mniejsza dostępność pożywienia są uważane za prawdziwe przyczyny wojen.
      Jednak teraz odkryto coś, co wpisuje się w serię legend o grze w rzutki. Knecht i Charlotta Hillerdal kierują wykopaliskami w pobliżu miasta Agaligmiut (Nunalleq). Znaleźli tam masowy grób, do którego trafiło 28 osób oraz ok. 60 000 dobrze zachowanych artefaktów. Pochowano w nim osoby, które zostały związane liną, a następnie zamordowane. Zwłoki leżały twarzami w dół, a niektóre z ofiar mają z tyłu czaszki dziurę, która może pochodzić od włóczni lub strzały. Datowanie miejsca pochówku nie jest pewne, jednak wiemy, że Agaligmiut był dużym kompleksem obronnym, który został zbudowany pomiędzy 1590 a 1630 rokiem, a zniszczeniu uległ w wyniku ataku i podpalenia pomiędzy rokiem 1652 a 1677.
      Wedle przekazów ustnych mieszkańcy Agaligmiut, dowodzeni przez człowieka imieniem Pillugtuq, zaatakowali wieś, której nazwa jest różnie przekazywana. Mieszkańcy wsi wcześniej dowiedzieli się o szykowanym ataku, przygotowali zasadzkę i zabili wszystkich lub prawie wszystkich wojowników przeciwnika. Jedna z legend mówi, że w walce brały też udział kobiety z zaatakowanej wioski przebrane za wojowników. Inna legenda wspomina szamana, który na krótko przed tym, jak wojownicy opuścili Agaligmiut, miał ostrzec Pillugtuqa, że jego miejscowość zostanie spalona. Ostrzeżenia zostały zignorowane.
      Po tym, jak Pillugtuq został pokonany, wojownicy ze zwycięskiej wioski ruszyli na Agaligmiut, zabili jego mieszkańców, a samą miejscowość spalili. Jako, że wcześniej pokonali wojowników, legendy mówią, że w Agaligmiut przebywały tylko kobiety, dzieci i starcy. Wykopaliska potwierdzają tę wersję. W zbiorowym grobie pochowano właśnie kobiety, dzieci i starców. Był tam tylko jeden mężczyzna w wieku, w którym mężczyźni byli wojownikami, mówi Knecht.
      Wśród 60 000 artefaktów znaleziono m.in. lalki, figurki, maski, kosze oraz groty strzał. Dzięki wiecznej zmarzlinie zabytki były bardzo dobrze zachowane. To niezwykłe. Wiele z tych rzeczy wciąż nadaje się do użytku. Czasami drewno jest wciąż jasne, nie pociemniało z upływem czasu, mówi Knecht.
      Najbardziej interesującymi artefaktami są drewniane maski używane w obrzędach tanecznych. Często przedstawiają one osobę zamieniającą się w zwierzę lub zwierzę zamieniające się w człowieka, dodaje uczony. Figurki i lalki miały różne przeznaczenie. Były używane w rytuałach religijnych oraz podczas zabawy.

      « powrót do artykułu
  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...