Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Produkcja dysków twardych będzie rosła

Rekomendowane odpowiedzi

Producenci dysków twardych, Seagate i Western Digital, zapowiadają, że w pierwszym kwartale przyszłego roku zaczną  uzupełniać braki rynkowe spowodowane zalaniem fabryk przez powodzie w Tajlandii. Obecna produkcja HDD wynosi 110-120 milionów sztuk kwartalnie. Pomiędzy styczniem a końcem marca na rynek ma zaś trafić około 140 milionów dysków twardych. Kwartalny popyt na tego typu urządzenia wynosi obecnie około 170 milionów sztuk.

Oświadczenie największych producentów dysków twardych oznacza, że są oni w stanie przywrócić produkcję szybciej niż sądzono. Także japoński producent silników do dysków twardych, Nidec, stara się jak najszybciej przywrócić produkcje. Firma informuje, że już teraz osiągnęła poziom 80% produkcji sprzed powodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko niech potanieją te dyski.. a najlepiej to niech potanieją w końcu SSD

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas niedawnego prezentowania wyników finansowych za pierwszy kwartał roku podatkowego 2020 dyrektor wykonawczy Seagate'a Dave Mosley poinformował, kiedy możemy spodziewać się rynkowego debiutu dysków twardych o wyższej pojemności.
      Mosley zapowiedział, że 18-terabajtowe HDD trafią na rynek w pierwszej połowie przyszłego roku. Z kolei 20-terabajtowy HDD wykonany w technologii HAMR powinien trafić do sklepów przed końcem przyszłego roku. Warto jednak zauważyć, że dysk o pojemności 20TB będzie wykorzystywał też technologię SMR (Shingled Magnetic Recording), która nie budzi entuzjazmu zwolenników jak największej wydajności. Najprawdopodobniej wspomniane urządzenia zostaną najpierw zaoferowane na rynku przedsiębiorstw.
      Obecnie Seagate jest jedynym przedsiębiorstwem, który masowo produkuje 16-terabajtowe dyski, będące punktem odniesienia dla przemysłu. [...] Jesteśmy liderem pod względem gęstości zapisu. To dzięki naszej rewolucyjnej technologii HAMR, która pozwoli nam na przestrzeni kolejnej dekady osiągnąć co najmniej 20-procentowy skumulowany roczny wskaźnik wzrostu gęstości zapisu, mówił Mosley.
      Nie wiadomo, ile będą kosztowały nowe dyski. Obecnie 16-terabajtowy HDD można kupić za około 420 USD. Seagate twierdzi, że w roku 2026 będzie w stanie wyprodukować dysk o pojemności 50TB.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z organizacji Climate Central w Princeton ostrzegają na łamach Nature, że przed rokiem 2050 tereny zamieszkane przez 300 milionów osób będą doświadczały corocznych powodzi, a do końca wieku obszary zamieszane przez 200 milionów osób na stałe znajdą się poniżej linii wysokiego przyboru wody. Swoje wnioski uczeni wyciągnęli na podstawie nowych danych dotyczących wysokości wybrzeży nad poziomem morza.
      Nie od dzisiaj wiemy, że w skutek globalnego ocieplenia rośnie poziom oceanów. Szacunki mówią, że – w zależności od rozwoju sytuacji – w XXI wieku globalny poziom oceanów wzrośnie od 0,6 do ponad 2 metrów, a może jeszcze więcej. Wszystko będzie zależało od stabilności pokryw lodowych Arktyki i Antarktyki oraz poziomu emisji gazów cieplarnianych. Wiadomo też, że w związku z tym wzrostem zagrożone będą wybrzeża i mieszkający na nich ludzie.
      Naukowcy od dawna szacują ryzyko powodzi związanych z podnoszeniem się poziomu oceanu. Do jego wyliczenia potrzebne są m.in. dotyczące wysokości danego obszaru nad poziomem morza. Problem jednak w tym, że, poza danymi z USA, Australii i części Europy, informacje takie są albo niedostępne, albo ich zdobycie jest niezwykle kosztowne. To zaś znacząco  ogranicza możliwości rzetelnej oceny sytuacji.
      Dokładne pomiary wysokości dużych obszarów nad poziomem morza są kosztowne i skomplikowane. W niektórych krajach, jak USA, badania takie prowadzi się za pomocą technologii lidar. To bardzo pracochłonna i kosztowna metoda. Wymaga bowiem, by nad badanym terenem latał samolot, śmigłowiec lub dron, wyposażony w odpowiednie urządzenia laserowe. Stany Zjednoczone mogą sobie pozwolić na przeprowadzenie tego typu badań nad olbrzymimi obszarami
      Jednak w większości przypadków naukowcy muszą polegać na danych pochodzących z prowadzonego przez NASA projektu Shuttle Radar Topography Mission (SRTM), która mierzy wysokości za pomocą satelity. Dane SRTM są publicznie dostępne, jednak są mniej dokładne niż dane z lidar. SRTM mierzy bowiem wysokość samego gruntu oraz obiektów wystających ponad grunt. Dane takie są więc zawyżone, szczególnie na obszarach gęsto zurbanizowanych i zalesionych. Wiadomo na przykład, że dla nisko położonych części wybrzeży Australii SRTM zawyża pomiary aż o 2,5 metra. Wydaje się, że średni pomiar za pomocą SRTM odbiega od rzeczywistości o około 2 metry. W przypadku wybrzeży te 2 metry czynią olbrzymią różnicę.
      Naukowcy z Climate Central stworzyli cyfrowy model CoastalDEM, który jest znacząco bardziej dokładny niż SRTM, szczególnie w odniesieniu do gęsto zaludnionych obszarów. Wykorzystali przy tym ponad 51 milionów punktów danych. Okazało się, że na gęsto zaludnionych obszarach USA, gdzie zagęszczenie ludności sięga 20 000 osób na km2 – tak jest w częściach Bostonu, Miami czy Nowego Jorku – SRMT przeszacowuje wysokość nad poziomem morza średnio o 4,7 metra, podczas gdy CoastalDEM zmniejsza ten błąd do około 10 centymetrów.
      Po połączeniu CoastalDEM z modelami dotyczącymi wzrostu poziomu oceanów oraz modelami powodzi na wybrzeżach okazało się, że znacznie większe obszary niż dotychczas sądzono będą narażone na powodzie związane z rosnącym poziomem wód.
      Przy założeniu umiarkowanego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych przewidywania oparte na modelu SRTM pokazują, że w roku 2050 na coroczne powodzie narażonych będzie 79 milionów mieszkańców wybrzeży. Takie same założenia przy wykorzystaniu modelu CoastalDEM zwiększają liczbę narażonych do 300 milionów.
      Wzrost poziomu oceanów dotknie przede wszystkim mieszkańców Azji. I tak w Chinach, wedle wyliczeń przy uwzględnieniu danych z CoastalDEM, corocznych powodzi na wybrzeżach mogą spodziewać się 93 miliony osób (29 milionów wg SRTM), w Bangladeszu będą to 42 miliony (SRTM: 5 milionów), w Indiach to 36 milionów (SRTM: 5 milionów). Na powodzie powinno też przygotować się 31 milionów mieszkańców Wietnamu (SRTM: 9 milionów), 23 miliony obywateli Indonezji (SRTM: 5 milionów) oraz 12 milionów zamieszkujących Tajlandię (SRTM: 1 milion). W tych sześciu krajach mieszka 75% osób, które będą narażone na coroczne powodzie spowodowane wzrostem poziomu oceanów.
      Naukowcy podkreślają, że w swoich badaniach brali pod uwagę zagrożenie powodzią związane z wysokością danego obszaru nad poziomem morza. Nie uwzględniali istniejących i przyszłych działań władz, mających na celu zabezpieczenie zalewanych terenów.
      Jako, że poziom oceanów będzie rósł również po roku 2050 uczeni wykonali modelowanie do roku 2100. Z CoastalDEM wynika, że wówczas obszary zamieszkane przez 200 milionów osób mogą na stałe znaleźć się pod wodą. I znowu najbardziej zagrożone będą kraje Azji. W Chinach, Bangladeszu, Indiach, Wietnamie, Indonezji i Tajlandii mieszka 151 milionów ludzi (tylko w Chinach są to 43 miliony), których domy mogą zostać na stałe zatopione. Podobny los może spotkać wielu mieszkańców innych krajów, od Nigerii i Egiptu, poprzez Wielką Brytanię po Brazylię. W tym też czasie doroczne powodzie będą groziły kolejnym 360 milionom osób, co oznacza, że do końca wieku 560 milionów mieszkańców wybrzeży będzie żyło w ciągłym zagrożeniu. I to przy założeniu ograniczonej redukcji emisji. Jeśli zaś emisja będzie wyższa, niż założono, zagrożone będą obszary zamieszkane przez 640 milionów osób.
      Skutki gospodarcze takiego rozwoju sytuacji będą trudne do przewidzenia. Dość wspomnieć, że w ostatnich dekadach przybrzeżne prowincje Chin przyciągnęły miliony emigrantów z wnętrza kraju. Podnoszący się poziom oceanów zagrozi globalnym centrom gospodarczym w prowincjach Guangdong czy Jiangsu.
      Autorzy badań wymienili ich słabości. Przyznają, że model CoastalDEM jest mniej dokładny niż lidar i zawyża średnią wysokość nad poziomem morza. Ponadto w swoich wyliczeniach wykorzystali dane populacji pochodząc e bazy 2010 LandScan. W ciągu ostatnich lat populacja ludności znacznie wzrosła. Ponadto wciąż nieznany jest wpływ Arktyki i Antarktyki na przyszły wzrost poziomu oceanów. W ostatnim czasie pojawiły się badania sugerujące, że szczególnie lody Antarktyki mogą być mniej stabilne niż sądzono. W analizach wykorzystano ponadto model RCP4.5, który zakłada, że na globalną skalę zostanie wdrożone porozumienie paryskie. Badania nie uwzględniają też infrastruktury chroniącej przed powodziami. Warto jednak wspomnieć, że taka infrastruktura jest kosztowna, wymaga znacznych wysiłków na jej utrzymanie i nawet w USA w 2013 roku oceniano, że jedynie 8% tego typu infrastruktury znajduje się w akceptowalnym stanie.
      W sieci dostępna jest też interaktywna mapa, na której można sprawdzić przyszłe ryzyko powodzi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jedna z pięciu największych znanych w historii świata megapowodzi zdarzyła się w rejonie Suwałk kilkanaście tysięcy lat temu. Do dziś widać jej skutki. Przełomowe odkrycie naukowców z UMK zmienia myślenie o krajobrazie Europy Środkowej i wyjaśnia m.in. genezę jeziora Hańcza.
      15-17 tysięcy lat temu, w okresie zlodowacenia, przez rejon dzisiejszych Suwałk przeszła jedna z pięciu największych znanych powodzi w historii Ziemi. Źródłem tej wody był topniejący lądolód. Powódź ta niosła ze sobą 2 mln metrów sześciennych wody na sekundę. To 10 razy więcej, niż średni przepływ rzeki Amazonki albo 2 tysiące razy więcej wody, niż uchodzi średnio z Wisły do Bałtyku. Taka powódź trwała prawdopodobnie tylko kilkanaście dni, ale jej skutki widoczne są aż do dziś w krajobrazie Europy Centralnej - w tym północno-wschodniej części Polski.
      To, że taka powódź zdarzyła się w plejstocenie, ogłosili właśnie światu badacze z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu na łamach czasopisma Earth-Science Reviews. Dzięki temu możemy zupełnie inaczej spojrzeć na niektóre struktury geologiczne w krajobrazie Europy Środkowej.
      Te badania rzucają nowe światło na to, jak powstał system pradolin w Polsce - mówi PAP dr hab. Piotr Weckwerth, prof. UMK, pierwszy autor publikacji. Jak dodaje, badania wyjaśniają też m.in. genezę powstania Hańczy - najgłębszego polskiego jeziora.
      Kilkanaście tysięcy lat temu z rejonu dzisiejszej Polski ustępował lądolód skandynawski. Ilość lodu, którą gromadził, była niewyobrażalna: w centralnej jego części grubość lodu wynosiła 2-3 km, a przy krawędzi miąższość lodu sięgała około 250-300 metrów.
      Można przyjąć, że lód okrywał wtedy rozległe rejony Polski na północ od Poznania, Szczytna czy Suwałk. Kiedy taki lądolód się topił, czasem pod lodem lub na jego powierzchni powstawały jeziora, w których przez długi czas gromadziła się woda.
      Do powodzi w rejonie dzisiejszych Suwałk doszło prawdopodobnie wtedy, kiedy dno jednego z takich gigantycznych jezior na lodowcu się rozszczelniło. Woda zaczęła z niego uchodzić z gigantyczną prędkością. Jezioro takie mogło mieć ok. 30 km średnicy – mówi prof. Piotr Weckwerth.
      Miejscem, w którym woda spadała z powierzchni lądolodu w kierunku jego podłoża i dalej na przedpole, według ustaleń naukowców z UMK, było m.in. jezioro Hańcza - najgłębsze jezioro w naszej części Europy. Tam widać ślady silnej erozji pod lodem wywołanej przez wodę, która z wielką siłą rozcinała podłoże i wyrzucała materiał na zewnątrz czoła lądolodu - opowiada inny autor pracy, prof. Wojciech Wysota.
      W czasie powodzi teren zalała woda o głębokości ponad 20 metrów, która płynęła z prędkością ponad 55 km na godzinę. Woda ta podążała systemem pradolin na południowy zachód - najpierw w kierunku dzisiejszej Biebrzy, Narwi, a dalej - w stronę obecnych Niemiec, Morza Północnego, kanału La Manche, aż do Zatoki Biskajskiej – tłumaczą naukowcy. (Morze Północne i Kanał La Manche wówczas nie były ukryte pod wodą, a stanowiły ląd).
      ZMARSZCZKI PRZED CZOŁEM LĄDOLODU
      Tę gigantyczną powódź sprzed kilkunastu tysięcy lat udało się odkryć przypadkiem. Przeglądałem Geoportal, gdzie prezentowany jest m.in. lidarowy obraz rzeźby terenu. Szczególną moją uwagę zwrócił rejon Suwałk. Nagle coś zrozumiałem: zobaczyłem formy, które przypominały coś znajomego - opowiada prof. Wysota.
      Jak tłumaczy, na dnie rzeki powstają nieraz - np. w piasku - charakterystyczne kilkucentymetrowe zmarszczki - tzw. ripelmarki. Kiedy oglądał obraz lidarowy okolic na południe jeziora Wigry, dostrzegł w rzeźbie terenu podobne kształty, tylko znacznie, znacznie większe: każda taka zmarszczka miała do 8 metrów wysokości. A to znaczyło, że kiedyś płynęło tędy mnóstwo wody.
      Prof. Wysota wiedział, jak w świetle najnowszych badań wyjaśnić istnienie takich ogromnych riplemarków: podobne formy obserwowano w stanie Waszyngton w USA czy na Ałtaju. Tam dokładnie opisano je i wykazano, że powstały one w wyniku wielkich lodowcowych powodzi. A to oznaczało, że z podobną powodzią mieliśmy do czynienia również w naszej części Europy.
      Dzięki analizie parametrów tych zmarszczek naukowcy mogli ustalić, jak wiele wody musiało tamtędy płynąć i jak przebiegała w tamtym rejonie powódź. Puzzle zaczęły się składać w całość.
      Dr hab. Piotr Weckwerth opowiada, że dotychczas tajemnicą było pochodzenie systemu pradolin Warszawsko-Berlińskiej i Toruńsko-Eberswaldzkiej - równoleżnikowych obniżeń terenu w Polsce i Niemczech. System pradolin musiał powstać w wyniku przepływu wielkich ilości wody. Nikt jednak nie wiedział, skąd ona miałaby pochodzić. My dostarczyliśmy dowodów, że były to potężne i katastrofalne powodzie lodowcowe, którymi płynęła woda zgromadzona w jeziorach na powierzchni lądolodu. One dawały mnóstwo wody, która kształtowała sieć dolin i pradolin - opowiada.
      Jak dodaje, istnieją dowody na to, że takie powodzie, których źródłem był lądolód, odnawiały się i dochodziło do nich cyklicznie, także w innych obszarach północnej Polski.
      W ramach grantu z NCN OPUS 16 dr hab. Piotr Weckwerth wraz z zespołem prowadzić będzie bardziej szczegółowe badania dotyczące występowania takich lodowcowych powodzi w plejstocenie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Seagate poinformowało o wyprodukowaniu i udanym przetestowaniu pierwszego w historii w pełni funkcjonalnego 3,5-calowego dysku twardego o pojemności 16 terabajtów z technologią HAMR (heat-assisted magnetic recording). Urządzenie ma trafić do sprzedaży już w przyszłym roku. Seagate wierzy, że technologia HAMR pozwoli na wyprodukowanie w nadchodzącym dziesięcioleciu dysków twardych po pojemności przekraczającej 20 terabajtów.
      Dysk z serii Exos jest obecnie wykorzystywany w testach aplikacji biznesowych. To urządzenie typu plug-and-play, a jego producent zapewnia, że dyski HAMR można bez najmniejszych przeszkód stosować w obecnie istniejącej infrastrukturze centrów bazodanowych i systemów komputerowych. Klient nie musi zmieniać architektury czy kupować innego, poza dyskiem, sprzętu.
      Obecnie na rynku nie ma dostępnego żadnego dysku HAMR. Technologia HAMR, nad którą Seagate pracuje od kilku lat, polega na zastosowaniu diod laserowych na każdej głowicy zapisująco-odczytującej. Laser podgrzewa nośnik w miejscu, gdzie mają być zapisane dane. Dzięki temu, łatwiej je zapisać, a stygnięcie nośnika stabilizuje dane. Dzięki takiemu rozwiązaniu informacje można znacznie gęściej upakować niż w tradycyjnych dyskach twardych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Agenci federalni uzyskali dostęp do dysku Ramony Fricosu, o której sprawie już wcześniej wspominaliśmy. W najbliższym czasie sąd nie będzie zatem musiał rozstrzygać, czy i jak można zmusić podsądnego do ujawnienia hasła.
      W ubiegłym tygodniu sąd apelacyjny podtrzymał wyrok sądu niższej instancji, który stwierdził, że Fricosu musi podać hasło. Adwokat podejrzanej sugerował, że zapomniała ona hasła, więc oczekiwano ciekawych rozstrzygnięć prawnych dotyczących prawa do prywatności i ochrony przed samooskarżeniem.
      Jednak wczoraj adwokatowi Fricosu dostarczono dokument, w którym poinformowano go o odszyfrowaniu dysku oraz o jego zawartości.
      Nie wiadomo, w jaki sposób śledczy dostali się do urządzenia. Prawnik oskarżonej przypuszcza, że zdradził je jej mąż, który również będzie odpowiadał w tej samej sprawie.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...