Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Zakaz prewencyjnego filtrowania ruchu P2P

Rekomendowane odpowiedzi

Jak nie włącza radia to artysta nadal zarabia pieniądze. Nie mieszaj faktu włączenia/niewłączenia radia z zarabianiem.

Tu się właśnie bardzo mylisz. Bo radio puszcza to, czego ludzie słuchają, a wytwórnie podpisują kontrakty z tymi, na których mogą zarobić. Tak więc niestety absoultnie nie masz racji.

Poza tym zdaje się że odtwarzanie w radiu muzyki danego artysty podlega różnym umowom i nie zawsze każde odtworzenie wiąże się z tantiemami.

Nawet jeśli nie jest rozliczane każde odtworzenie, to zawsze istnieje korelacja między liczbą odsłuchań i wypłaconą kwotą.

@Jajcenty

1) Nie wiem jak Ciebie, ale mnie ściąganie z neta nic kosztuje. - jaki zatem błąd w myśleniu?

Taki, że to kosztuje artystę, bo niezarobienie to to samo, co strata.

2) Nie obchodzi mnie ile artysta zarabia na emisji utworu - to sprawa między nim a producentem.

Ale jednocześnie słuchając z innego źródła sprawiasz, że artysta nie zarobi tantiem, bo np. jeśli mniej osób słucha radia, to radio mniej zarabia na reklamach, więc okradziona zostaje kolejna osoba.

3) Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapłaci za płytę 100 tys. złotych. Zatem płyta nie jest tyle warta. Jednak sprzedawana po 50 zeta za sztukę jest - przynosi artystom wielokrotność tej kwoty - nie sądzisz, że ktoś wydymał durne społeczeństwo ?

Nie, nie sądzę. Wolny rynek płaci za towary tyle, ile są one warte dla odbiorców - gdyby były droższe, nikt by ich nie kupował. To dziecinnie proste.

4) Nie akceptuję kradzieży, ale uważam, że stworzono mechanizm pozwalający ciągnąć nieuzasadnione zyski.

A co to niby jest nieuzasadniony zysk? Ktoś się napracował, spędził nierzadko rok czy dwa lata nad pisaniem płyty, a Ty sobie ściągasz za darmo i myślisz, że nikomu nie stała się krzywda? Bardzo mi przykro, stała się, bo ktoś nie dostał zapłaty za swoją pracę, a to jest tożsame z pospolitą kradzieżą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co to niby jest nieuzasadniony zysk? Ktoś się napracował, spędził nierzadko rok czy dwa lata nad pisaniem płyty, a Ty sobie ściągasz za darmo i myślisz, że nikomu nie stała się krzywda? Bardzo mi przykro, stała się, bo ktoś nie dostał zapłaty za swoją pracę, a to jest tożsame z pospolitą kradzieżą.

 

mikroos, zwolnij!

 

Jestem wrogiem piractwa i uważam, że piractwo jest złe. Pisałem o tym na tym forum już wielokrotnie.

Po drugie manipulujesz - ja piszę o nadmiernych zyskach a Ty wpierasz we mnie, że chcę by twórca robił za friko.

 

A nieuzasadniony zysk to np 1 mln złotych za dzień zdjęciowy znanego aktora w reklamie.

Wiem, towar wart jest tyle ile ludzie chcą za niego zapłacić ale w takich przypadkach uważam, że zawodzi jakiś mechanizm. Chciałbym by utwory przechodziły do strefy publicznej znacznie szybciej ponieważ już zostały (w moim odczuciu) zapłacone.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście temat rzeka i jak już pisałem zasady rynku dopiero się kształtują a prawo oraz jego egzekucja nie nadążają za rozwojem technicznym.

 

Generalnie w sklepach jako CD, mp3 czy nawet słuchając w radiu używamy utworu na jakiś określonych w licencji zasadach.

Generalnie nawet nie utworu, ale jego konkretnego wykonania do którego prawa mają konkretne podmioty i korzystanie w zdefiniowany w licencji sposób użycia.

Spór oczywiście polega na tym, że użytkownicy chcą mieć wszystko za darmo a firmy fonograficzne chcą wszystko kontrolować i to za grubą kasę.

 

Osobiście wierzę w rynek.

 

Firmom fonograficznym rzeczywiście odpływa kasa i zmuszone są zbudować systemy kontroli i rozliczania własnych utworów.

Jeśli tego nie zrobią przestanie im się w ogóle opłacać finansowanie produkcji: wynajęcie studia, profesjonalny mastering, poligrafia itp

Jednocześnie polskie firmy fonograficzne nie są jeszcze przygotowane technologicznie na np: rozliczanie masowych ściągnięć pojedynczych utworów z całego posiadanego asortymentu.

Systemy takie dopiero są tworzone.

 

Jednocześnie następuje proces zanikania anonimowości w sieci.

Kwestią czasu jest dostosowanie prawa które umożliwi firmom prawniczym bardzo opłacalne ściganie "piratów" na wniosek firm fonograficznych.

 

Wtedy dopiero wejdzie rynek i okaże się że rozwiązanie jest gdzieś po środku.

Aktualny system po prostu nie trzyma się ... kupy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
ja piszę o nadmiernych zyskach

No dobrze, ale co to są nadmierne zyski? Takie, jakich Ty zazdrościsz innym? :) I dlaczego uważasz, że akurat Ty masz prawo orzekać, kto zarabia za dużo, a kto adekwatnie do poniesionego wysiłku? I dlaczego wrzucasz wszystkie wytwórnie do jednego worka, skoro mnóstwo artystów nagrywa dla naprawdę małych firm - przecież prawo dotyczy także tych artystów.

A nieuzasadniony zysk to np 1 mln złotych za dzień zdjęciowy znanego aktora w reklamie.

Wprost przeciwnie - gdyby był nieuzasadniony, to nikt by mu tyle nie zapłacił. A skoro chce, to znaczy, że reklamodawca sam zarobi na tym jeszcze więcej, więc zarobek jest w pełni uzasadniony.

Wiem, towar wart jest tyle ile ludzie chcą za niego zapłacić ale w takich przypadkach uważam, że zawodzi jakiś mechanizm. Chciałbym by utwory przechodziły do strefy publicznej znacznie szybciej ponieważ już zostały (w moim odczuciu) zapłacone.

A co w takim razie z artystami, których odkrywa się po wielu latach? Często zdarza się, że np. w reklamie wykorzysta się piosenkę sprzed 10 lat, która nagle staje się totalnym hitem i dopiero wtedy zaczyna wzbudzać masowe zainteresowanie. Odmówisz artyście zarobku, bo płyta wyszła 10 lat temu? Przykro mi, ale nie dostrzegam w tym żadnego sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, ale co to są nadmierne zyski? Takie, jakich Ty zazdrościsz innym? :)

 

Jeśli grajek i komediant ma się lepiej od np. chirurga to zawodzą mechanizmy rynkowe - tak uważam. Upierasz się traktować utwory i dzieła jak zwykle produkty materialne typu koszula czy samochód dlatego nie szansy byśmy doszli do porozumienia.

 

I dlaczego uważasz, że akurat Ty masz prawo orzekać, kto zarabia za dużo, a kto adekwatnie do poniesionego wysiłku?

 

Niczego nie chce orzekać. Dajemy twórcy i wytwórni czas na zarobienie pieniędzy. Ile zarobią to ich sprawa. Czas ochrony ma być dobrany tak by chronić społeczność, która najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z mechanizmu tego przekrętu.

 

Wprost przeciwnie - gdyby był nieuzasadniony, to nikt by mu tyle nie zapłacił. A skoro chce, to znaczy, że reklamodawca sam zarobi na tym jeszcze więcej, więc zarobek jest w pełni uzasadniony.

 

Martwi mnie brak rynkowych mechanizmów ograniczających tak oczywiste przewartościowanie pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jeśli grajek i komediant ma się lepiej od np. chirurga to zawodzą mechanizmy rynkowe - tak uważam.

A ja uważam, że nie. Ten grajek posiada talent, za który inni chcą mu płacić, więc w czym problem? Pamiętaj, że na zarobki jednego i drugiego wpływasz także Ty - przecież decyzję podejmujesz własnym portfelem.

Upierasz się traktować utwory i dzieła jak zwykle produkty materialne typu koszula czy samochód dlatego nie szansy byśmy doszli do porozumienia.

Bo są dokładnie tym samym: efektem czyjejś pracy, za którą należy się płaca. Tak mnie przynajmniej wychowano.

Niczego nie chce orzekać.

Już to zrobiłeś - choćby w poprzednim zdaniu.

Dajemy twórcy i wytwórni czas na zarobienie pieniędzy. Ile zarobią to ich sprawa.

No dobrze, ale dlaczego? Czy uważasz, że po opracowaniu np. nowego modelu obuwia producent ma prawo zarabiać przez 10 lat, a później powinien mieć ustawowy obowiązek zarabiać na nich okrągłe zero, tzn. pracować dokładnie po kosztach? To by dopiero było zachwianie normalnych mechanizmów - ludzie są gotowi płacić tyle samo, ale ustawowo zabraniamy producentowi na tym korzystać. To tylko pokazuje, że im mniej jest regulacji, tym większej liczby absurdów udaje się uniknąć.

Czas ochrony ma być dobrany tak by chronić społeczność, która najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z mechanizmu tego przekrętu.

Ale dlaczego przekrętu? Przecież ludzie sami decydują, ile chcą zapłacić. Najwidoczniej godziny rozrywki przy płycie są warte tych kilkudziesięciu złotych - w końcu w przeliczeniu na godziny wychodzi to bez porównania taniej od wizyty w kinie, o wyjściu na piwo nie wspominając.

Martwi mnie brak rynkowych mechanizmów ograniczających tak oczywiste przewartościowanie pracy.

Znów: to co znaczy "przewartościowaniu"? I dlaczego znowu próbujesz orzekać, co jest przewartościowane, a co nie? W tym momencie idealnie zaprzeczasz temu, co napisałeś wcześniej, że nie próbujesz niczego orzekać - przecież dokładnie to teraz robisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja uważam, że nie. Ten grajek posiada talent, za który inni chcą mu płacić, więc w czym problem?

 

W tym, że w mojej ocenie grajkowie razem z wytwórcami znaleźli sposób na pasożytowanie. Pobierają drobną składkę ale w rezultacie sprzedają swój produkt za cenę wielokrotnie przekraczającą jego wartość - zwykle nazywa się to oszustwem. Dlaczego? już pisałem nikt nie kupi płyty za 100 tys jednak wystarczy nakłonić 2000 osób do zakupu za 50 zł i już.

 

A potem w obronie tego sposobu próbują ograniczać moją wolność w szczególności w tym przypadku chcą filtrowania mojego ruchu p2p. Stąd zyskałem tytuł do wypowiedzi co sądzę o ich prawach.

 

Ponadto, ochrona ogranicza dostęp do dóbr kultury - wnoszę o skrócenie czasu jej trwania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybacz, ale jeśli ktoś tu próbuje pasożytować, to raczej osoba oczekująca skrócenia okresu ochrony, żeby móc za darmo korzystać z efektów czyjejś pracy :) Na dodatek mnóstwo osób używa przy tym wymówki w postaci krzewienia kultury - jest to argument o tyle śmieszny, że wielu z tych zatroskanych o kulturę aktywistów słucha muzyki na poziomie Rihanny, ogląda filmy z gatunku Kac Vegas i nie potrafi poprawnie pisać w języku ojczystym* .

 

Jeśli chodzi o filtrowanie ruchu, to jest to osobna kwestia i ten pomysł ja także uważam za chory. Niemniej jednak używanie argumentów o krzewieniu kultury to IMHO zwykłe szukanie wymówki.

 

 

* - oczywiście nie mówię teraz o Tobie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybacz, ale jeśli ktoś tu próbuje pasożytować, to raczej osoba oczekująca skrócenia okresu ochrony, żeby móc za darmo korzystać z efektów czyjejś pracy :)

 

Nie za darmo. Twierdzę, że cena została zapłacona i to wielokrotnie.

 

W mojej ocenie popełniasz błąd stosowania praw i reguł do których przywykłeś obcując z tworami materialnymi jak buty czy samochód. Nie chcesz uznać odmienności tych bytów. Wszelkie porównania do butów, samochodów, itp są chybione i wiodą na manowce.

Spróbuj za to, znaleźć analogie między magicznymi lampami i cudownymi kroplami homeopatycznymi a utworami - w obu tych przypadkach klient ma wolną wolę i dokonuje świadomego wyboru dramatycznie przepłacając.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nie za darmo. Twierdzę, że cena została zapłacona i to wielokrotnie.

Ale nie przez Ciebie, więc Ty nie posiadasz prawa do tego produktu.

W mojej ocenie popełniasz błąd stosowania praw i reguł do których przywykłeś obcując z tworami materialnymi jak buty czy samochód. Nie chcesz uznać odmienności tych bytów. Wszelkie porównania do butów, samochodów, itp są chybione i wiodą na manowce.

Ależ wprost przeciwnie - skoro ktoś chce ściągać muzykę z netu, to znaczy,że jednak ma ona dla niego wartość. A skoro ma wartość, to wypadałoby zapłacić, bo inaczej mówimy o pospolitej kradzieży. Poza tym mówiłem już wcześniej o butach: zgodnie z Twoją logiką po 10 latach producent butów powinien być zobowiązany do ich ciągłej produkcji, ale rachunek powinien być dokładnie zerowy, tzn. zero zysku, ale też zero straty. Trochę bez sensu, nie sądzisz?

Spróbuj za to, znaleźć analogie między magicznymi lampami i cudownymi kroplami homeopatycznymi a utworami - w obu tych przypadkach klient ma wolną wolę i dokonuje świadomego wyboru dramatycznie przepłacając.

Z tym, że w przypadku cudownej lampy człowieka zwyczajnie się oszukuje, obiecując mu, że zostanie wyleczony. A muzyka to muzyka - ma dawać rozrywkę i skoro ktoś chce jej słuchać, to najwidoczniej się przy niej bawi, więc otrzymał produkt zgodny z deklaracjami wytwórcy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym, że w przypadku cudownej lampy człowieka zwyczajnie się oszukuje, obiecując mu, że zostanie wyleczony.

 

Tak to nawet na penicylinie nie jest napisane. A producent twierdzi, że były przypadki wyleczeń wśród ludzi stosujących lampę - sama prawda.

I skąd nagle ta troska o konsumenta? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tak to nawet na penicylinie nie jest napisane.

A niestety na tego typu produktach jak najbardziej jest - poczytaj sobie np. o srebrze koloidalnym, metodzie Huldy Clark albo Citrosepcie - totalne oszustwo w formie obietnicy wyleczenia każdej choroby znanej ludzkości bez jakiejkowiek podstawy merytorycznej (albo z "podstawami" w rodzaju zafałszowanych wyników badań, wyników badań z karygodnymi błędami metodologicznymi itd.).

 

Jeśli chodzi o leki, to akurat trafiłeś na fatalny przykład :) Bo wszelkie środki lecznicze muszą mieć skuteczność udowodnioną wg bardzo konkretnych kryteriów - dopiero po ich spełnieniu można mówić o tym, że coś działa, ale wtedy na poparcie takiej reklamy są już odpowiednie dokumenty.

A producent twierdzi, że były przypadki wyleczeń wśród ludzi stosujących lampę - sama prawda.

Jeśli to udowodni i wykaże, że chorego wyleczyła lampa a nie efekt placebo, to nie mam nic przeciwko takim dekaracjom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli to udowodni i wykaże, że chorego wyleczyła lampa a nie efekt placebo, to nie mam nic przeciwko takim dekaracjom.

 

Niczego nie musi udowadniać. Nie sprzedaje leku - sprzedaje efekt placebo - w pewnym sensie to dobroczyńca ludzkości leczy nie uszkadzając wątroby :)

 

Co do srebra czy citroseptu - nie sądzę by było tam coś więcej ponad sugestie. W przeciwnym wypadku zostaliby sprocesowani ze szczętem. Ale poczytam w wolnej chwili.

 

A na penicylinie jest napisane, że stosuje się na np. gronkowce ale gwarancji wyleczenia to tam nie widziałem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo gwarancji wyleczenia nigdy nie dostaniesz - możesz jedynie liczyć na dane statystyczne z eksperymentów. Z ulotki dowiesz się np., że penicylina zwalcza gronkowce (co jest prawdą), a w literaturze znajdziesz zawsze informacje o konkretnych eksperymentach oraz o odsetku osób wyleczonych, czasie leczenia itd. Tak więc masz pełną informację.

 

Jeśli chodzi o suplementy, na całe szczęście EFSA (europejska komisja ds. bezpieczeństwa żywnosci) wymusiła teraz rozpoczęcie kikuletniego procesu weryfikacji tej klasy środków. Każdy producent, który choćby sugeruje lecznicze działanie, musi je wykazać na podstawie danych z literatury. Może być śmiesznie, jak uświadomi się ludziom, że w wielu przypadkach "dowody skuteczności" to badania in vitro na dawkach odpowiadających żarciu wiadra suplementu dziennie (a przy okazji wyjdzie na jaw, jaką przewałą była histeryczna obrona miłośników "terapii alternatywnych" wobec Codex Alimentarius, któy ma za zadanie właśnie takie praktyki ukrócić)... :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat który wydaje się nie mieć końca. Nie rozumiem w ogóle po co argumentować rzeczy tak oczywiste. Wszyscy żyjemy w społeczeństwie w którym obowiązują zasady prawne, tych zasad należy przestrzegać albo poniesie się odpowiednią karę. Nie podoba się? można wyemigrować do kraju z innym systemem prawnym lub w przypadku braku odpowiedniego, zapraszam do samotni - jakiejś jaskini albo lasu z dala od społeczeństwa.

 

Łamanie ustanowionego prawa nie ma ŻADNEGO uzasadnienia, w przeciwnym wypadku każdy mógłby interpretować prawo na swój rozum i wedle własnego interesu i mielibyśmy bezprawie. Skutków bezprawia chyba nikomu nie muszę tłumaczyć.

 

Nie powiem, że nigdy nie zdarzyło mi się niczego ściągnąć z internetu nielegalnie. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że był to czyn bezprawny i nie będę się próbował na "swój rozum" usprawiedliwiać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmm... aż tak też bym nie generalizował. Sam fakt, że ustanowiono jakieś prawo, nie oznacza jeszcze, że jest ono rozsądne. Gdyby tak było, nie byłoby sensu prowadzenie Sejmu, bo przecież prawo już jest, a skoro jest, to jest dobre, więc po co ustanawiać nowe?

 

Myślę, że nasza dyskusja dotyczyła nie tyle legalności ściągania, co raczej wymiaru etycznego. A to już nieco inna para kaloszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Nie powiem, że nigdy nie zdarzyło mi się niczego ściągnąć z internetu nielegalnie. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że był to czyn bezprawny i nie będę się próbował na "swój rozum" usprawiedliwiać.

 

Akurat polskie prawo jest w tej dziedzinie dość liberalne. Nie ma zatem pewności czy popełniłeś przestępstwo.

 

Najważniejsze jest że z Mikroosem nie spieramy się o to czy piractwo jest przestępstwem - bo jest i nie ma o czym mówić.

 

Spór dotyczy PRAWA - jakie ma być i jakie będzie najlepsze. Do końca sporu jeszcze daleko albowiem brak zgody co do tego co jest "dobre"

 

Prawdopodobnie mam również z Mikroosem różnice zdań co do prymatu społeczeństwa nad jednostką lub odwrotnie.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że nasza dyskusja dotyczyła nie tyle legalności ściągania, co raczej wymiaru etycznego. A to już nieco inna para kaloszy.

 

Otóż to! A dokładniej kiedy społeczeństwo (czyli ja) może ograbić biednego twórcę z owoców jego talentu i pracy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmm... aż tak też bym nie generalizował. Sam fakt, że ustanowiono jakieś prawo, nie oznacza jeszcze, że jest ono rozsądne. Gdyby tak było, nie byłoby sensu prowadzenie Sejmu, bo przecież prawo już jest, a skoro jest, to jest dobre, więc po co ustanawiać nowe?

 

 

Sam fakt istnienia jakiegoś prawa stwarza konieczność jego przestrzegania. Napisałem w ten sposób ponieważ w tym wątku próbowano przytaczać wiele argumentów jakoby kopiowanie nie było kradzieżą.

Nigdzie natomiast nie napisałem, że prawa nie można zmieniać! :)

 

W tym przypadku jednak nie wiem czy da się prawo zmienić. Istnieje bowiem prawo mówiące, że jeżeli ktoś wykonuje jakąś pracę i żąda za nią zapłaty to musi ją otrzymać. Trudno było by takie prawo zmienić...

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polecam film "GOOD COPY BAD COPY" - a documentary about the current state of copyright and culture

http://www.goodcopybadcopy.net/

 

Wprowadzenie totalnego respektowania praw autorskich bez przedawniania umożliwia masę nadużyć i blokowanie możliwości powstania wielu innych utworów. Wyobraźcie sobie, że jakaś wytwórnia będzie miała prawa do podstawowych rodzajów bitów (muzycznych). W zasadzie każdy popowy utwór muzyczny posiada jakieś bity które powstają poprzez złożenie "podstawowych".

Czyli, że za dosłownie każdy utwór należy płacić tylko dla tego, że ktoś ma patent na perkusję?

 

Wyobraźcie sobie, że ochrona praw autorskich może blokować jakiś genialny utwór, który czerpie z dorobku poprzedników ale jest nową wartością i może być przydatny dla wszystkich.

Np: zrobię jakiś genialny remiks M. Jacksona, Madonny i Bittlesów. Oczywiste jest, że nigdy mi się to nie opłaci.

Oczywiście blokowanie następuje również na innych polach niż muzyka.

 

Aktualne prawo wyszło już dalej niż ochrona autora za życia.

Przecież nawet dzisiaj trzeba płacić tantiemy od utworów Elwisa który nadal "zarabia" miliony funtów rocznie.

 

A od jakiej ilości kombinacji słów miało by się zaczynać prawo autora do jego własnego "autorskiego" tekstu?

Przy aktualnej ilości osób oraz komentarzy w internecie bardzo łatwo o plagiat.

 

Temat będzie tym ciekawszy, że stale udoskonalane są drukarki 3D.

To dopiero będzie walka, gdy każdy będzie mógł tanio mieć dowolne inne produkty a sieć będzie pełna "recept" na różne przedmioty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Filtr stworzony na Uniwersytecie w Exeter może rozłożyć plastikowe mikrowłókna, które trafiają do wody podczas prania ubrań. Inteligentny filtr je wychwytuje i za pomocą zestawu enzymów rozkłada do 2 produktów: kwasu tereftalowego i glikolu etylenowego. W wysokich stężeniach związki te mogą być toksyczne, ale ilość wody wykorzystywana w czasie prania wystarczy do rozcieńczenia ich do bezpiecznego poziomu.
      Filtr opracowało 10 studentów z różnych kierunków. By rozpocząć produkcję filtra i jego montowanie w urządzeniach, grupa PETexe współpracuje z partnerami przemysłowymi, np. firmą Miele.
      Syntetyczne włókna, takie jak poliester czy nylon, stanowią sporą część materiałów ubraniowych. Mikrowłókna uwalnianie w czasie każdego prania spływają do oceanu. Przez to znajdują się w wodzie z kranu, jedzeniu, które spożywamy, a nawet w powietrzu, którym oddychamy. Nasz inteligentny filtr, zaprojektowany tak, by pasował do odpływu pralek, wychwytuje ok. 75% tych włókien i je rozkłada - wyjaśnia Rachael Quintin-Baxendale.
      Quintin-Baxendale dodaje, że rozłożenie w ten sposób większych kawałków plastiku zajęłoby dużo czasu, ale mikrowłókna są tak drobne, że mamy nadzieję rozłożyć je w pełni pomiędzy praniami. Obecnie eksperymentujemy z różnymi stężeniami enzymów, aby znaleźć optymalne warunki do tego procesu.
      Lydia Pike opowiada, że polimerem najczęściej wykorzystywanym w ubraniach jest poli(tereftalan etylenu), PET. Podstawowym enzymem stosowanym przez nas do rozłożenia go jest PETaza.
      Oprócz tego studenci pracują nad aplikacją, która pozwoli ludziom monitorować proces i zarządzać filtrem. Dzięki niej możliwe też będzie udostępnianie danych; członkowie PETexe wykorzystają je do poprawienia wydajności enzymów.
      Choć na obecnym etapie skupiamy się na pralkach, możliwe, że działające na podobnych zasadach filtry znajdą zastosowanie w fabrykach materiałów i w stacjach uzdatniania wody.
      Projekt jest wspierany i sponsorowany przez różne podmioty, w tym Google'a. Filtr uzyskiwany za pomocą drukarki 3D został stworzony na listopadowy iGEM (International Genetically Engineered Machine), czyli konkurs z dziedziny biologii syntetycznej organizowany przez MIT. PETexe ma jednak nadzieję, że pomysł uda się dalej rozwinąć...

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      MPAA, amerykańskie stowarzyszenie przemysłu filmowego, które w głównej mierze przyczyniło się do zamknięcia Megaupload, wzięło na celownik kolejny serwis. Do sądu okręgowego na Florydzie trafił wniosek o wydanie nakazu zamknięcia Hotfile. Działa on na podobnych zasadach jak Megaupload, a MPAA twierdzi, że ponad 90% przechowywanych tam materiałów stanowią treści chronione prawami autorskimi. Co ciekawe, to niepierwsze starcie Hotfile z przemysłem filmowym. W ubiegłym roku serwis zapowiedział, że pozwie do sądu firmę Warner Bros., gdyż miała ona naruszyć zasady korzystania z narzędzi antypirackich Hotfile doprowadzając do usunięcia z serwisu treści, do których nie posiadała praw.
      MPAA od lat prowadzi działania mające nakłonić władze i prawodawców, że serwisy umożliwiające hostowanie i współdzielenie plików powinny być zamykane. Teraz, niewątpliwie zachęcona skutecznym zamknięciem Megaupload, organizacja postanowiła udać się do sądu. MPAA twierdzi, że Hotfile celowo zachęca użytkowników do nielegalnego dzielenia się chronionymi prawem treściami oraz im w tym pomaga. Prawnicy Hotfile odpowiadają, że zasady działania serwisu są zgodne z  opracowaną przez Bibliotekę Kongresu ustawą DMCA.
      Jeśli jednak MPAA udowodni, że serwis celowo umożliwia łamanie prawa, sąd prawdopodobnie nakaże jego zamknięcie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Megaupload został zamknięty przez władze Nowej Zelandii na wniosek amerykańskich organów ścigania. Kim Dotcom, jego założyciel, poinformował, że wśród użytkowników serwisu znajdowało się wielu urzędników amerykańskiego rządu.
      Prawnicy Megaupload ciężko pracują, by użytkownicy odzyskali dostęp do swoich danych. Prowadzimy negocjacje, by mogli oni odzyskać dane. I wiecie co. Odkryliśmy, że wielu użytkowników Megaupload to amerykańscy urzędnicy rządowi, wśród nich pracownicy Departamentu Sprawiedliwości i Senatu - powiedział Dotcom.
      Za użytkownikami Megaupload wstawiła się też organizacja Electronic Frontier Foundation, która prowadzi stronę MegaRetrieval w odzyskaniu dostępu do danych.
      Megaupload pozwalał użytkownikom na przechowywanie na swoich serwerach ich własnych plików. Oczywiście znaczną część stanowiły pliki naruszające prawa autorskie, jednak nie wszyscy użytkownicy łamali prawo.
      Po aresztowaniu Dotcoma i zamknięciu serwisu użytkownicy stracili dostęp do swoich plików. Co prawda serwery, na których są przechowywane dane zostały już dawno przeszukane i firmy hostujące mogą zrobić z nimi co chcą, jednak domena Megaupload.com została przejęta przez amerykańskie organa ścigania. Firmy hostujące dotychczas Megaupload zgodziły się przez jakiś czas nie kasować danych, mimo że nie otrzymują już pieniędzy za ich przechowywanie. Obecnie trwają starania o to, by użytkownicy mogli przynajmniej przenieść pliki na swoje własne dyski. Ich udostępnienie nie będzie jednak proste. Uruchomienie domeny, która pozwoli na dostęp do tych plików może skończyć się jej ponownym zablokowaniem, jeśli będzie ona oferowała materiały naruszające prawa autorskie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      BEREC, agenda Unii Europejskiej odpowiedzialna za regulacje na rynku telekomunikacyjnym poinformowała, że w UE powszechnie blokuje się dostęp do internetu. Według BEREC w ramach praktyk zarządzania ruchem najczęściej ogranicza się przepustowość lub blokuje w ogóle protokół P2P oraz telefonię internetową (VoIP). Ta ostatnia jest blokowana przede wszystkim w sieciach telefonii komórkowej i wynika to z zapisów w umowach zwieranych z klientami.
      Badania przeprowadzone przez BEREC pokazują, że około 25% dostawców internetu usprawiedliwia blokowanie czy ograniczanie ruchu względami „bezpieczeństwa i integralności“ sieci. Około 33% stosuje różne techniki zarządzania ruchem, gdyż obok standardowych usług świadczą też usługi wyspecjalizowane, np. oferują obok internetu telewizję czy telefonię.
      Obecnie BEREC prowadzi analizę uzyskanych danych. Zostaną one sprawdzone, skonsolidowane i na ich podstawie powstanie szczegółowy raport, który zostanie przedstawiony w drugim kwartale bieżącego roku.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Studenci najsłynniejszej uczelni technicznej świata - MIT-u (Massachusetts Institute of Technology) - mogą otrzymać od władz uczelni certyfikat ukończenia kursu... piractwa. I nie chodzi tutaj o piractwo komputerowe, a to prawdziwe, morskie.
      Uczelnia postanowiła uczynić oficjalnym zwyczaj, który był praktykowany przez jej studentów przez co najmniej 20 lat. MIT wymaga, by uczący się ukończyli w czasie studiów co najmniej 4 różne kursy wychowania fizycznego. Teraz ci, którzy z powodzeniem ukończą strzelanie z pistoletu, łuku, żeglarstwo i szermierkę otrzymają oficjalny certyfikat
      Carrie Sampson Moore, dziekan wydziału wychowania fizycznego, mówi, że co roku kontaktowali się z nią studenci, prosząc o wydanie zaświadczenia o ukończeniu kursu pirata. Zawsze mówiłam im, że to inicjatywa studencka i byli bardzo rozczarowani - stwierdziła Moore.
      Od początku bieżącego roku postanowiono, że uczelnia zacznie wydawać oficjalne certyfikaty. Drukowane są one na zwoju pergaminu z równą starannością jak inne uczelniane dyplomy. Właśnie otrzymało je czterech pierwszych piratów, a w kolejce czekają następni.
      Mimo, iż cała ta historia może brzmieć niepoważnie, to certyfikat i warunki jego uzyskania są traktowane przez uczelnię całkiem serio. Przyszli piraci nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową, a otrzymanie świadectwa ukończenia kursu wiąże się ze złożeniem przysięgi. Stephanie Holden, która znalazła się w czwórce pierwszych piratów, zdradziła, że musiała przysiąc, iż ucieknie z każdej bitwy, której nie będzie mogła wygrać i wygra każdą bitwę, z której nie będzie mogła uciec.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...