Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Ciężar ściąga myśli ku ważkim sprawom

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy ludzie niosą coś ciężkiego, np. wypełnione po brzegi torby z zakupami, ich myśli zwracają się ku poważniejszym kwestiom (Journal of Consumer Research).

Wcześniejsze badania pokazały, że fizyczne doświadczenie noszenia ciężarów może wpłynąć na ludzki osąd w niezwiązanych sprawach, takich jak istotność jakiegoś zdarzenia. W najnowszym studium sprawdzaliśmy, jaki mechanizm leży u podłoża tego zjawiska i kiedy ono występuje - tłumaczy Meng Zhang z Chińskiego Uniwersytetu w Hongkongu.

Podczas eksperymentów psycholodzy oceniali reakcje występujące podczas noszenia prawdziwych ciężarów oraz schematy myślowe uruchamiane pod wpływem primingu dot. pojęcia wagi. Okazało się, że metaforyczne skojarzenia oddziaływały na badanych tak samo, jak zmaganie się z realnymi ciężarami.

Prof. Zhang, która na co dzień pracuje na Wydziale Marketingu, przeprowadziła serię 5 eksperymentów z udziałem ponad 100 osób. Na początku przedstawiciele grupy eksperymentalnej dostawali do ręki torbę wypełnioną plastikowymi butelkami z wodą (ważyły ok. 4,5 kg), a grupa kontrolna nosiła reklamówki z pustymi butelkami. Ochotników poinformowano, że naukowcy zamierzają ustalić, jaki ciężar są skłonni nosić podczas robienia zakupów. Później obie grupy pytano m.in. o to, jak ważne jest dla ludzi publiczne wyrażanie swojego zdania, na ile ważne jest czytanie etykietek informujących o składzie produktu lub na ile istotne jest, by ludzie podtrzymywali więzi społeczne.

Okazało się, członkowie dźwigający torby z wodą przywiązywali większą wagę do poruszonych kwestii bądź uznawali je za bardziej stresujące. Ludzie po primingu słowami w rodzaju "ciężki", "tona" czy "obciążony" (badani czytali fragment tekstu o pracy dźwigu budowlanego) także uznawali zagadnienia społeczne za ważniejsze. Co ciekawe, w jednym z eksperymentów Zhang wykazała, że można znieść efekt ciężkiej torby, gdy ludzie zaczynają myśleć o czymś lekkim, np. balonach lub piórkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeśli chcemy przekonać kogoś do własnego zdania, wyperswadować coś czy skłonić do postępowania zgodnego z naszymi planami, najlepiej mówić w umiarkowanym tempie, robić częste przerwy i nie być nadmiernie pobudzonym.
      Naukowcy z Instytutu Badań Społecznych University of Michigan przeanalizowali ok. 1400 rozmów telefonicznych, podczas których próbowano zachęcić ludzi do wzięcia udziału w sondzie. Najgorzej radzili sobie ankieterzy, którzy mówili bardzo szybko, nie robili pauz i byli zbyt ożywieni.
      W ramach studium amerykańscy psycholodzy analizowali nagrania komunikatów wprowadzających w wykonaniu 100 kobiet i mężczyzn. Zwracali szczególną uwagę na tempo mówienia, fluencję słowną oraz wysokość głosu i porównywali je ze skutecznością ankieterów w przekonywaniu rozmówcy do wzięcia udziału w wywiadzie. Okazało się, że badani wymawiający ok. 3,5 słowa na sekundę wypadali o wiele lepiej od ankieterów wypowiadających się bardzo wolno lub bardzo szybko.
      Szef zespołu Jose Benki wyjaśnia, że osoby mówiące zbyt szybko są postrzegane jako kłamcy, a mówiące bardzo wolno jako niezbyt inteligentne lub nadmiernie pedantyczne. Studium ujawniło także, że zbyt duża zmienność tembru głosu brzmi, wg odbiorców, sztucznie, jak gdyby ankieter za bardzo się starał.
      Akademicy z University of Michigan ustalili też, że najlepiej sprawdzali się ankieterzy, którzy robili częste pauzy (ok. 4-5 razy na minutę). Idealnie płynna mowa może być bowiem uznawana za wyuczoną na pamięć kwestię.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie, którzy myślą o czasie, chcą spędzić więcej czasu z rodziną i przyjaciółmi, lecz jeśli naprowadzi się ich na skojarzenia związane z pieniędzmi, ich głowa będzie całkowicie zaprzątnięta pracą.
      Cassie Mogilner z University of Pennsylvania zaplanowała eksperyment przeprowadzany w Internecie. Wzięli nim udział dorośli, których proszono o ułożenie zdań z porozrzucanych słów. Czasem znajdowały się wśród nich wyrazy związane z czasem (np. "zegarek" czy "dzień"), a niekiedy z pieniędzmi (np. "bogactwo" lub "dolar"). Potem badanych pytano o plany na następną dobę. Okazało się, że ludzie, wobec których zastosowano priming dot. czasu, zamierzali spędzić więcej czasu w towarzystwie bliskich osób. Z kolei wśród zaprogramowanych na myślenie o pieniądzach przeważały plany związane z pracą.
      Kiedy psycholog przeprowadziła analogiczny eksperyment z udziałem obywateli o niskim dochodzie, okazało się, że priming czasowy podziałał na nich tak samo (chcieli się spotykać ze znajomymi), ale skłanianie do myślenia o pieniądzach już nie. Mogilner zastanawia się, czy zaobserwowany efekt nie jest przypadkiem związany z tym, że grupa ta i tak siłą rzeczy bardziej koncentruje się na pieniądzach. Niewykluczone również, że w grę wchodzi zjawisko zwane wyuczoną bezradnością, czyli utrwalone przekonanie o braku związku przyczynowego między własnym działaniem a jego konsekwencjami.
      Chcąc sprawdzić, jak ludzie naprawdę spędzają czas, członkowie zespołu Mogilner pochodzili do studentów zmierzających do uniwersyteckiej kawiarni. Oni także rozwiązywali zadanie w postaci rozrzucanki słownej. Gdy już się z tym uporali, eksperymentatorzy sprawdzali, co robili później: rozmawiali (także przez telefon) czy pracowali. Po wyjściu z kafejki badani wypełniali kwestionariusz dot. poczucia szczęścia i satysfakcji. Stwierdzono, że studenci, wobec których zastosowano priming czasowy, skoncentrowali się na kontaktach towarzyskich i byli szczęśliwsi, a osoby zaprogramowane za pomocą słów kojarzonych z pieniędzmi przede wszystkim się uczyły i czuły się mniej zadowolone z życia.
      Tyle się rozmawia i skupia na pieniądzach, optymalnych sposobach ich wydawania i oszczędzania oraz o związkach między pieniędzmi a szczęściem, że często ignorujemy dużo ważniejsze jego źródło, jakim jest czas – podsumowuje Mogilner.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Choć wydaje się, że Afrykanki przenoszą ładunki na głowie z olbrzymią łatwością, w rzeczywistości wcale tak nie jest. Takiej metody transportu ciężarów nie można uznać za skuteczniejszą od innych, dodatkowo wywołuje ona ból szyi.
      Ray Lloyd z University of Abertay Dundee uważa zatem, że sposób transportu nie jest w tym przypadku kwestią wyboru, ale koniecznością, podyktowaną przez konkretne warunki środowiskowe i ukształtowanie terenu. Nosząc coś na głowie, kobiety uwalniają po prostu ręce na czas podróży.
      Mniej więcej ćwierć wieku temu przeprowadzono badania, z których wynikało, że technika kładzenia różnych obiektów na czubku głowy jest znacznie efektywniejsza od przenoszenia ich w rękach lub na plecach i dlatego mieszkanki Czarnego Lądu bez specjalnego wysiłku są w stanie transportować na głowie ciężary stanowiące do 1/5 (20%) wagi ich ciała. Na rezultaty opisane w Nature powołano się w  publikacjach naukowych ponad 100-krotnie. Wg jednego z zaproponowanych wyjaśnień, część energii zużywanej na unoszenie ciężaru można wtedy przeznaczyć na samo przemieszczanie się.
      Lloyd przez 8 lat mieszkał w Botswanie, a do przeprowadzenia badań zainspirowały go widywane codziennie scenki rodzajowe. Szkot stwierdził, że w starszych studiach analizowano przypadki zaledwie 4-6 kobiet, stąd pomysł na powiększenie próby. Zespół z University of Abertay Dundee i RPA prowadził eksperymenty w Cape Peninsula University of Technology. Brały w nich udział 24 przedstawicielki ludu Khosa. Trzynaście z nich od ponad 10 lat nosiło na głowie ciężary, pozostałe nie miały żadnego doświadczenia w tej materii. Panie chodziły na bieżni bez ładunku i z ładunkiem na plecach bądź na głowie. Poza tym w badaniu wzięło udział 9 kobiet z British Territorial Army, które dotąd często przenosiły coś w plecakach, ale nigdy na głowie.
      Żadna z ochotniczek nie uznawała noszenia na głowie za łatwiejszą metodę. Wszystkie zużywały wtedy w przybliżeniu tyle samo tlenu, co podczas transportu ładunku na plecach. Co więcej, praktyka nie sprawiała, że noszenie na głowie stawało się łatwiejsze. Wcześniejsze doświadczenie nie dawało żadnych korzyści, a niektóre kobiety bez uprzedniej praktyki były najskuteczniejsze w noszeniu na głowie. Lloyd zaznacza, że doświadczenie nie łagodziło również bólu szyi oraz dyskomfortu. Kobiety wspominały, że po powrocie z wodopoju/studni trzeba było masować szyje matek i babek. Wszystkie badane zgodziły się co do tego, że wolałyby alternatywną metodę transportu niezbędnych dóbr, np. wody czy drewna na opał.
      Obecnie naukowcy ustalają (w planach jest wykonanie zdjęć rentgenowskich), czy noszenie ciężarów na głowie wywołuje długotrwałe urazy szyi. Chcą też zbadać starsze kobiety z jeszcze dłuższą praktyką w transportowaniu na głowie. Zaznaczają, że wymogi energetyczne noszenia wody i drewna zostaną także ocenione w terenie poza laboratorium.
       
      http://www.youtube.com/watch?v=2aR-OzItJVw
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie, którzy wiedzą, że może się wydarzyć coś nietypowego, wcale nie są lepsi, a czasem bywają wręcz gorsi w zauważaniu innych nieoczekiwanych zdarzeń od osób nieprzygotowanych na tę okoliczność.
      Profesor Daniel Simons z Instytutu Beckmana na University of Illinois i zespół wykorzystali nowe nagranie, przygotowane w oparciu o wideo wykorzystane w 1999 r. przez Simonsa i jego współpracownika Christophera Chabrisa. W oryginalnym materiale występowały dwie grupy graczy: w białych i czarnych koszulkach. Należało zliczyć, ile razy drużyna białych podała sobie piłkę, ignorując całkowicie rzuty czarnych. W międzyczasie na 9 sekund w kadrze pojawiał się człowiek w przebraniu goryla, kilkakrotnie uderzał się w pierś i wychodził, połowa badanych w ogóle go jednak nie zauważała. To spektakularny przykład niewidzenia pozauwagowego, kiedy nie dostrzegamy oczywistego obiektu, skupiając się na czymś innym.
       
       
      W ciągu 11 lat amerykańskie badanie stało się na tyle znane, że wiele osób wie już, że choć proszono o liczenie podań, trzeba szukać goryla. Simons postanowił to wykorzystać i przygotował małą modyfikację pierwotnego eksperymentu. Chciał sprawdzić, czy wiedząc o małpie, ochotnicy staną się bardziej czy mniej wyczuleni na inne zmiany. Wiedza o niewidzialnym gorylu może zwiększyć twoje szanse na ujrzenie innych nieoczekiwanych zdarzeń, ponieważ wiesz, że zadanie sprawdza, czy ludzie dostrzegają tego typu rzeczy [...]. Może być też tak, że wiedza o gorylu prowadzi do skupiania się tylko i wyłącznie na małpie, a kiedy wolontariusze już jakąś znajdą, nie zauważają niczego poza zwykłą scenerią.
      Podobnie jak w eksperymencie z 1999 r., około połowy ludzi, którzy nie słyszeli ani nie widzieli gorylego wideo, nie dostrzegało małpy w nowym filmie. Wśród osób uświadomionych widzieli ją wszyscy, ale wiedza o "bonusie" nie poprawiała detekcji innych niespodziewanych wydarzeń: tylko 17% tej grupy wytropiło jedno lub oba (zmianę koloru kurtyny i odejście jednego z członków drużyny czarnych), podczas gdy wskazanie jednej ze zmian powiodło się w przypadku 29% nieuświadomionych w kwestii oryginalnego wideo.
      Różnica między tymi dwiema grupami widzów nie jest istotna statystycznie, ale studium pokazuje, że priming nie zwiększa jednostkowej zdolności do dostrzegania niespodziewanych wydarzeń.
      Ludzie, którzy są zaznajomieni z celem i wnioskami oryginalnego studium, nadal pomijają oczywiste rzeczy w tym samym kontekście, jeśli koncentrują się na czymś innym. Chociaż wiedzą, że eksperymentator zamierza ich oszukać, pomijają coś oczywistego, coś, co z łatwością by dostrzegli, gdyby wiedzieli o jego istnieniu.
       
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Chcąc zwiększyć szanse, by młoda singielka się z nim umówiła, przeciętny mężczyzna powinien zadbać o odpowiednią oprawę muzyczną w trakcie lub tuż przed złożeniem propozycji. Okazuje się bowiem, że młode panie chętniej zgadzają się na spotkanie lub podają numer telefonu, jeśli usłyszą balladę miłosną. Słowem – warto sobie pomagać romantyzmem i liryką...
      Nicolas Guéguen i Céline Jacob z Université de Bretagne-Sud oraz Lubomir Lamy z Université de Paris-Sud zastanawiali się, że skoro za pośrednictwem mediów, np. gier wideo lub muzyki, prezentujących agresywne treści można wyzwolić agresywne zachowania lub myśli, to czy podobnie mają się sprawy z romantycznymi piosenkami i miłosnymi uniesieniami. Francuzi postanowili to sprawdzić na grupie 18-20-letnich samotnych kobiet.
      Guéguen i Jacob wykazali już zresztą wcześniej, że gdy w kwiaciarniach w tle odtwarza się liryczną muzykę, panowie wydają tam więcej pieniędzy. Tym razem psycholodzy skorzystali na początku z kwestionariusza, by ustalić, jakie utwory są dla ludzi neutralne, a jakie romantyczne. W kategorii pierwszej zwyciężyło L'heure du thé Vincenta Delerma, a w kategorii drugiej Je l'aime à mourir Francisa Cabrela. Grupa pań niebiorących udziału w badaniu oceniała atrakcyjność 12 młodych mężczyzn. Ostatecznie do eksperymentu zakwalifikowano jednego, któremu najbliżej było do przeciętności.
      Naukowcy zaaranżowali scenkę z udziałem 87 kobiet. Każda siedziała przez jakiś czas w poczekalni, słuchając grającej cicho muzyki. Potem dziewczyna przechodziła do innego pomieszczenia, gdzie eksperymentatorka informowała ją, że będzie dyskutować z młodym mężczyzną o różnicach między dwoma produktami spożywczymi. Po powrocie badaczka prosiła, by jeszcze chwilę poczekać i wtedy do gry wkraczał Pan Przeciętny. Oświadczał: Jak wiesz, nazywam się Antoine. Myślę, że jesteś bardzo miła i zastanawiałem się, czy nie dałabyś mi swojego numeru telefonu. Zadzwoniłbym do ciebie później i moglibyśmy pójść gdzieś w przyszłym tygodniu na drinka. Okazało się, że ballada miłosna odtwarzana w poczekalni niemal podwajała szanse Antoine'a: pod wpływem słów Cabrela aż 52% pań dawało chłopakowi swój numer, w porównaniu do zaledwie 28% słuchających neutralnego Delerma.
      Nasze wyniki potwierdzają, że efekt ekspozycji na treści medialne nie ogranicza się tylko do przemocy i potencjalnie może wpływać na szerokie spektrum zachowań. Rezultaty są interesujące dla naukowców pracujących nad oddziaływaniem brzmiącej w tle muzyki na indywidualne zachowanie – podsumowuje Guéguen.
      Skąd zaobserwowany efekt? Psycholodzy przypuszczają, że muzyka wyzwala pozytywne emocje, a to z kolei zwiększa otwartość na prośby. Niewykluczone też, że romantyczna piosenka zadziałała jak priming, zwiększając prawdopodobieństwo posłużenia się określonymi kategoriami poznawczymi, tutaj dot. liryzmu i miłości. By stwierdzić, które z wyjaśnień jest prawdziwe (może oba?), trzeba jednak przeprowadzić kolejne badania.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...