Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Bez komputerów w... Krzemowej Dolinie

Rekomendowane odpowiedzi

W sercu Krzemowej Doliny, symbolu komputeryzacji i nowoczesnych technologii, istnieje szkoła, w której nie znajdziemy ani jednego komputera. Swoje dzieci posyła tam prezes ds. technologicznych eBaya oraz pracownicy takich firm jak Google, Yahoo!, Apple czy HP.

Waldorf School of Peninsula to jedna z około 160 szkół Waldorf w USA. W przeciwieństwie do trendów panujących w szkołach na całym świecie, szkoły Waldorf nie mają zamiaru wykorzystywać komputerów, a nawet zachęcają uczniów, by nie używali ich w domu.

W szkole korzysta się z tradycyjnych materiałów - papieru, długopisów. Uczniowie uczą się też robienia na drutach i garncarstwa. Zgodnie z filozofią Waldorf School nauka ma być kreatywna, ma być związana z aktywnością fizyczną, doświadczaniem nowych rzeczy i interakcją z innymi ludźmi. Komputery, zdaniem nauczycieli i rodziców, posyłających dzieci do Waldorfa, upośledzają kreatywne myślenie, ograniczają ruch, interakcje pomiędzy ludźmi i źle wpływają na zdolność skupienia uwagi.

Odrzucam stwierdzenie, że w szkole konieczna jest technologia. Pomysł, ze aplikacje na iPadzie lepiej nauczą moje dzieci czytania czy liczenia jest śmieszny - mówi 50-letni Alan Eagle, który jest odpowiedzialny w Google'u za komunikację najwyższych rangą menedżerów i m.in. pisze przemówienia dla Erica Schmidta. Jego 10-letnia córka nie wie, jak używać Google'a, a 13-letni syn dopiero się tego uczy.

Aż 75% rodziców dzieci uczęszczających do Waldorf School of Peninsula ma ścisłe związki z przemysłem wysokich technologii. Jednak Eagle nie widzi w tym sprzeczności. Uważa, że na wszystko jest czas i miejsce. „Gdybym pracował w Miramaksie i robił świetne, artystyczne filmy dopuszczalne dla osób powyżej 17. roku życia, to nie chciałbym, żeby moje dzieci oglądały je przed ukończeniem 17 lat" - stwierdza.

Eagle wspomina, że przed kilkoma dniami jego córka uczyła się operowania drutami. Dzięki nim nabędzie umiejętności rozwiązywania problemów, tworzenia wzorów, nauczy się liczenia i koordynacji. Długoterminowym celem nauki jest... własnoręczne wykonanie skarpetek.

Jedną z metod nauki języków obcych jest synchronizacja mózgu i ciała - uczniowie powtarzają za nauczycielem zdania, rzucając jednocześnie do siebie piłką. O tym, czym są ułamki, dzieci nie dowiadują się z ekranu komputera, a samodzielnie kroją jabłka, ciastka i inne pożywienie na ósme, trzecie czy dwunaste części.

Bezpośrednie porównanie osiągnięć osób uczących się metodami tradycyjnymi oraz używającymi w szkołach komputerów nie jest łatwe. Szkoły Waldorf, jako szkoły prywatne, nie mają obowiązku wykorzystywania ustandaryzowanych odgórnie opracowywanych testów umiejętności. Ich nauczyciele nie wykluczają, że dzieci z Waldorfa mogą gorzej wypaść w takich testach, gdyż nie trenują ich rozwiązywania, a same testy przygotowywane są pod kątem standardowych szkół.

Jednak aż 94% osób, które ukończyły szkoły średnie Waldorf kontynuuje edukację w szkołach wyższych.

Jak dowiadujemy się z reportażu w The New York Times, uczniowie podstawówek Waldorfa mają inny stosunek do nowoczesnej technologii niż ich rówieśnicy. Rzadko spędzają czas przed telewizorem, okazjonalnie korzystają z komputera w celach rozrywkowych i denerwuje ich, gdy ich rodzice, znajomi czy krewni poświęcają dużo uwagi urządzeniom, rozmawiając przez telefon czy grając w gry. Jak powiedział reporterowi 11-letni Aurad Kamkar, podczas wizyty u kuzynów nie mógł wytrzymać tego, że razem z czwórką innych dzieci musiał siedzieć przy konsoli i żadne z nich, zajęte grą, nie zwracało uwagi na innych. Dla 10-letniego Finna Heiliga, syna jednego z pracowników Google'a, nauka pisania na papierze ma dodatkową zaletę. Można na bieżąco śledzić swoje postępy. Można przypomnieć sobie, jak brzydkie pismo miało się w pierwszej klasie. Nie zrobi się tego na komputerze, bo tam wszystkie litery są takie same. A poza tym, jeśli umiesz pisać na papierze, to możesz pisać nawet jak woda zaleje komputer albo nie będzie prądu - stwierdza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Standardy jak w Polskich szkołach :P

Można przypomnieć sobie, jak brzydkie pismo miało się w pierwszej klasie. Nie zrobi się tego na komputerze, bo tam wszystkie litery są takie same. A poza tym, jeśli umiesz pisać na papierze, to możesz pisać nawet jak woda zaleje komputer albo nie będzie prądu

 

Łał...

 

Odrzucam stwierdzenie, że w szkole konieczna jest technologia.
Jakbym słyszał polskich polityków... (tylko bez szkole)

 

Zasadniczo zamiast całkowicie pozbawiać komputerów wystarczyło by dać takie z polskiej szkoły. Nikomu by się nie chciało używać :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że komputery zmieniają osobę korzystającą z nich. W opinii dinozaurów ta zmiana jest na gorsze. Od lat nie piszę ręcznie więc moje pismo przypomina pismo dziecka. Od pierwszego roku studiów kalkulator przyrośnięty do ręki pozbawił mnie umiejętności liczenia w pamięci. Obcowanie z ortografią internetu też nie pozostało bez śladu :) Wszystkie te zmiany zostałyby dawniej nazwane wtórnym analfabetyzmem.

 

Dla mnie ten amerykański eksperyment pachnie wstecznictwem. Nie umiem znaleźć uzasadnienia dla godzin kaligrafii tylko po to by pięknie pisać.

  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Opieszałość polskich polityków w sprawie utechnologicznienia szkół przynajmniej tutaj się przydaje. Im mniej komputerów w młodości tym lepiej dla nich, wyłączą prąd i "biedactwa" nie mają co robić.

Postęp technologiczny idzie nie zawsze w tym kierunku co trzeba, ma ułatwiać nie wyręczać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Standardy jak w Polskich szkołach :P

 

 

Łał...

 

Jakbym słyszał polskich polityków... (tylko bez szkole)

 

Zasadniczo zamiast całkowicie pozbawiać komputerów wystarczyło by dać takie z polskiej szkoły. Nikomu by się nie chciało używać :P

 

No nie... polscy politycy ciągle gadają o "iPadzie dla każdego dziecka", "notebooku dla każdego dziecka" itp. Chętnie by to zrobili, ale że ogólnie rzecz biorąc są wyjątkowymi nieudacznikami, to nie wiedzą jak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Silący się na dziwaczną oryginalność dorośli, eksperymentują na bezwłasnowolnych dzieciakach :-(

Wiecie jak skutkuje wychowanie dzieci bez telewizji?

W gronie rówieśnikòw nie chwytając reklamowego slangu i nie omawiając ostatniej akcji bohaterów dobranocki, stoją na uboczu powoli się alienując . Oczywiście, mają swoje niebagatelne zalety, ale czy bycie oryginałem uszczęśliwić ich w życiu?

 

 

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi o zakaz tylko umiar. Na chwilę pudełko można włączyć, tak samo jak z komputerem, ale nie jak dziecko nie widzi nic poza tym (w Polsce e-pokolenie nagminnie), gdzie jest to świetny sposób na niezajmowanie się pociechą. Rodzice zajęci bo pracują i nie mają czasu - nie masz czasu? To nie bierz się za dzieci. Ot na pozór prosta recepta bo w dzisiejszym świecie, tam gdzie wkroczyła nowoczesna technologia rodzi się depresja i patologia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Silący się na dziwaczną oryginalność dorośli, eksperymentują na bezwłasnowolnych dzieciakach :-(

 

Konserwatywni zwolennicy zachowania status quo zawsze tak mówią :P

 

Paradoksalne, prawda? Osoby narzekające na brak komputerów w szkołach wychodzą obecnie na konserwatystów i zwolenników pozostawienia rzeczy takimi, jakie są, bo komputery w szkołach to coś "normalnego". Na postępowców zmieniających świat wychodzą ci, którzy chcą zmian np. szkół bez komputerów. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jobsowi się kaligrafia bardzo przydała :)

 

Jako szkoła charakteru na pewno. Musiał też mieć pewien talent w tym kierunku.

Ale generalnie, upodobanie do długotrwałych, żmudnych i nudnych czynności nie kojarzy mi się dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Paradoksalne, prawda? Osoby narzekające na brak komputerów w szkołach wychodzą obecnie na konserwatystów i zwolenników pozostawienia rzeczy takimi, jakie są, bo komputery w szkołach to coś "normalnego". Na postępowców zmieniających świat wychodzą ci, którzy chcą zmian np. szkół bez komputerów. :)

Odstępstwo od normy to nie zawsze postęp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale generalnie, upodobanie do długotrwałych, żmudnych i nudnych czynności nie kojarzy mi się dobrze.

 

A to źle :) Bo akurat faktem jest, że komputery zmniejszają zdolność skupienia i utrzymania uwagi u ludzi. A to oznacza, że ludzie mają trudności z wykonywaniem wielu zadań.

Możliwość długotrwałego skupienia uwagi, wykonywania żmudnej czynności jest potrzebna. Posiadanie takiej umiejętności jest czymś pozytywnym, jej brak - czymś negatywnym. Bo to nie dotyczy tylko i wyłącznie umiejętności robienia czegoś, ale także zdolności do oczekiwania na nagrodę, zrozumienia, że nie wszystko można mieć, że nie wszystko "się należy" i ma być od razu itp. itd. To ważna umiejętność społeczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ano. Każdy konserwatysta się z Tobą zgodzi :D

A liberał uzna, że każde dziwactwo jest godne naśladowania, bo jest niestandardowe - dobrze rozumiem Twój tok myślenia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo to nie dotyczy tylko i wyłącznie umiejętności robienia czegoś, ale także zdolności do oczekiwania na nagrodę, zrozumienia, że nie wszystko można mieć, że nie wszystko "się należy" i ma być od razu itp. itd. To ważna umiejętność społeczna.

 

Samo określenie "zdolność oczekiwania na nagrodę" pachnie pasywnym i roszczeniowym i stosunkiem do życia. Lenistwo i poszukiwanie łatwiejszych dróg to jest motor rozwoju. Rozpoznawanie mowy zamiast pisania. Jeden Gutenberg warty milionów benedyktynów, jeden linotyp warty milionów Gutenbergów :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się nie dziwię, że w miejscu gdzie komputery są wszędzie, istnieje potrzeba takiego odmiennego podejścia. Owszem komputery są codziennością dziś dla większości z nas, ale umiejętność pisania odręcznego czy liczenia bez kalkulatora czy też zdolności manualne lub zdolności interpersonalne... komputer nie pomaga w edukacji i rozwijaniu tych aspektów tylko im przeszkadza.

 

To prawie to samo co u nas w kraju, tylko odwrotnie, bo rodzice stają na głowie by dziecko zaznajomić z nowoczesną technologią. :) Choć może ta analogia jest nieco nagięta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie przyszło do głowy coś takiego: gdyby L. da Vinci chodził do "tradycyjnej" szkoły z komputerami, to Mona Liza powstała by od początku jako grafika komputerowa, czy z lenistwa byłoby to zdjęcie koleżanki obrobione w fotoszopie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szkolnictwo tego typu jest od wielu lat obecne w polsce, ma także swoje nazewnictwo: szkoły waldorfskie. Są obecne w bodaj wszystkich większych miastach od poziomu przedszkoli po licea. Idea ta zrodziła się w Szwajcarii na początku XX wieku. Z innych alternatywnych metod pedagogicznych są też szkoły Montessori, nie wiem, czy jeszcze jakieś inne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale się Rand ostatnio najeździła po tych szkołach Montessori w książce co ją miesiąc temu czytałem. mogliby sprywatyzować szkoły i znieść odgórny program i przymus edukacji coby była różnorodność nauczania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę późno zauważyłem ten artykuł, ale nie mogę go zostawić bez komentarze. Szczególnie czytając poniższe 'głosy'.

Nie czuję się kompetentny w dziedzinie pedagogiki waldorfskiej, która de facto od wielu lat jest wykładana na uniwersytetach (również w Polsce), ani 'komentarz pod artykułem' nie jest miejscem na prezentację takiego szerokiego tematu, ale...

Niech was nie zwiodą drewno, filc i akwarela - materiały używane przez dzieci w przedszkolach i szkołach waldorfskich! Pedagogika tam realizowana jest na wskroś nowoczesna. Opiera się na współczesnych, z początku XX wieku, osiągnięciach z dziedziny nauk społecznych. Przypomnę, że pedagogika realizowana powszechnie w polskich szkołach publicznych, to kontynuacja metod wypracowanych w oświeceniu. Poza zmianą przedmiotu nauki, co jest konsekwencją ich rozwoju, zrezygnowano tylko z 'dyscypliny' i nauki kaligrafii a wprowadzono testy i komputery. Reszta pozostała nienaruszona, mimo rozwoju takich nauk jak psychologia rozwojowa.

Chociażby sposób w jaki dzieci w szkołach waldorfskich uczą się pisać jest konsekwencją wiedzy zdobytej w dziedzinie psychomotoryki (tak krótko odpowiadając na zarzut wobec 'nudnej' kaligrafii w porównaniu z 'arcyciekawym' maszynopisaniem ;) ).

 

Status pedagogiki waldorfskiej jest utrwalony w wielu krajach, jak Szwajcaria, Austria, Niemcy, Szwecja, Holandia. I nie ma tu mowy o eksperymencie. To są ściśle i konsekwentnie realizowane doświadczenia kilku pokoleń pedagogów.

 

Powyższy artykuł skupił się właściwie tylko na wyborze materiału, z którym pracuje się w tych placówkach, co oczywiście jest 'sensacyjne' w kontekście miejsca, gdzie znajduje się opisywana szkoła. I stąd komentarze dotyczą tylko tego aspektu. W rzeczywistości, pedagogika waldorfska nie zabrania korzystanie z współczesnych technologii, ona ich po prostu NIE POTRZEBUJE do osiągnięcia zamierzonych celów. Proste materiały, jak glina, nie stawiają takich ograniczeń jak maszyny (np. komputery) i w rękach prawdziwego pedagoga (i to jest podstawowy problem szkół) stają się genialnym narzędziem edukacyjnym. Pedagogika waldorfska uczy przede wszystkim wrażliwości oraz kreatywności.

Wychowankowie placówek waldofskich nie są dziećmi zamkniętymi pod kloszami w 'średniowiecznym świecie', po prostu współczesnych 'instrumentów' tam się nie używa, za to używa się współczesną wiedzę o psychologii i pedagogice dziecka. Poza tym, (proszę nie traktować tego jako przejaw hipokryzji, a jedynie jako dowód na to, że technologia jest tylko instrumentem a nie celem) te same dzieci, które wcześniej szydełkowały i malowały akwarelami, po szkole sięgają również po telefony i komputery. I nie potrzebna im jest szkoła, aby nauczy ich obsługi tych urządzeń. Bo chyba nikt nie wierzy w to, że tym co proponuje aktualnie polska szkoła publiczna w klasach 1-6 przygotowuje się inteligentne społeczeństwo informatyczne. Na tym etapie dzieci powinny uczyć się samodzielnego MYŚLENIA i KREATYWNOŚCI. A narzędzia obsłużą same, a potem same będą potrafiły je rozwijać. Pozwolę sobie na prostackie porównanie, żeby nauczyć się jeździć na motocyklu, to łatwiej najpierw wsiąść na rower, aby opanować równowagę, a nie ćwiczyć na symulatorze przed ekranem komputera.

 

W szkole waldorfskiej dzieci nabierają pewności siebie i przyswajają wiedzę o świecie takim jakim on jest, a nie jakimś alternatywnym, wyidealizowanym, encyklopedycznym. Są wrażliwe i ciekawe świata. Tu nie trzeba tworzyć specjalnych klas integracyjnych, bo tu uczucia są ciągle na wierzchu. Tutaj można czegoś nie wiedzieć i nie popaść w kompleksy, tylko nauczyć się. Każdy pracuje w swoim tempie. A jeśli wie się więcej, to można tę umiejętność spożytkować, chociażby przekazując innym.

Jestem informatykiem, fizykiem teoretyczny a jednocześnie rodzicem córek, które uczęszczały do przedszkola, a teraz jedna z nich do szkoły waldorfskiej.

Nie znam dziecka z tej szkoły, które czuje się nieszczęśliwe lub wyalienowane ze współczesnego świata przez metodę tej pedagogiki.

 

Nie mogę powiedzieć, że pedagogika waldorfska jest dobrą lub złą metodą, bo to przymiotniki wartościujące, a w ogólnej ocenie nie wiemy, ani co naszym dzieciom się przyda za 20 lat, ani jakimi staną się ludźmi i to właśnie dzięki/przez wybraną metodę. Wiem jakie wartości są tu kultywowane i to mnie przekonuje.

Wcześniejszym komentatorom polecam bardziej szczegółowe zapoznanie się z tematem przed wyrażeniem swojej opinii szczególnie na portalu, który jest poświęcony poszerzaniu wiedzy ;)

 

Przy okazji polecam zapoznanie się z wynikami badań nad kondycją polskiej edukacji w szkołach publicznych:

http://wyborcza.pl/1...dyskutowac.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Młodzież, która zbyt dużo czasu spędza przed komputerem, ma więcej ubytków i częstsze problemy z chorobami przyzębia, np. z krwawieniem dziąseł – wynika z analiz naukowców WUM i UKSW, którzy przebadali ponad 1,6 tys. polskich 18-latków. To pierwsze takie badania w Europie.
      W ramach projektu, którego kierownikiem była prof. Dorota Olczak-Kowalczyk z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM), przebadano ponad 1,6 tysiąca 18-latków z Polski. Badania polegały zarówno na wypełnieniu kwestionariusza, który zawierał pytania dotyczące statusu społeczno-ekonomicznego i informacji o zachowaniach związanych ze zdrowiem, jak i na ocenie klinicznej stanu zębów i dziąseł. Do badań wybrano szkoły z każdego województwa z powiatów o charakterze wiejskim i miejskim.
      Okazało się, że nadmierne, czyli trwające ponad 3 godziny dziennie, korzystanie z komputera zadeklarowało 31 proc. respondentów. Równocześnie młodzież ta miała zdecydowanie częściej niewypełnione ubytki – opowiada PAP współprowadzący badania prof. Jacek Tomczyk z Instytutu Ekologii i Bioetyki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW) w Warszawie. U nadużywających komputera nastolatków zdiagnozowano średnio 2,27 ubytków, podczas gdy u tych mniej przesiadujących przed ekranem – 1,97.
      Z ankiety wynika, że osoby z grupy spędzającej przed komputerem najwięcej czasu gorzej dbają o higienę jamy ustnej – np. tylko 34 proc. spośród nich posługuje się nicią dentystyczną, natomiast wśród osób nieprzesiadujących przy komputerze – 41 proc.
      Również osobom, które zadeklarowały nadmierne korzystanie z komputera, towarzyszyło większe ryzyko chorób przyzębia w postaci krwawienia z dziąseł. Taki symptom w tej grupie odnotowało 35 proc. badanych. Tymczasem wśród respondentów nienadużywających komputera krwawienie występowało u 29 proc. badanych.
      Tomczyk dodaje, że nadmierne korzystanie z komputera wiąże się również ze złymi nawykami żywieniowymi. Młodzież ta częściej opuszcza śniadania, rzadziej spożywa warzywa i owoce, a częściej spożywa produkty bogate w cukry.
      Do tej pory wiele badań wskazywało, że nadmierne używanie komputerów może wiązać się z niezdrowym trybem życia – brakiem ruchu, nieregularnymi posiłkami, niezdrowym jedzeniem typu fast-food czy brakiem snu. Takie zachowania skutkują wieloma problemami zdrowotnymi m.in. otyłością czy cukrzycą a nawet zaburzeniami psychicznymi.
      Otwartym pozostało pytanie o związek między nadmiernym używaniem komputerów, a zdrowiem jamy ustnej. Jedyne takie badania przeprowadzono w Korei Południowej z uwagi na to, że kraj ten ma najwyższy odsetek internautów na świecie. Postanowiliśmy przeprowadzić podobne analizy wśród polskiej młodzieży – opowiada Tomczyk.
      Czy skala problemu nieodpowiedniej higieny jamy ustnej w Polsce wśród młodzieży nadużywającej komputera jest zbliżona do skali w Korei Płd.? W ocenie naukowca odpowiedź na to pytanie nie jest jasna, bo badania przeprowadzono w nieco inny sposób. Jednak tendencja wyłaniająca się z obu badań jest zbliżona – podkreśla Tomczyk.
      Naukowiec zapytany przez PAP, w jaki sposób należy walczyć z problemem odpowiada krótko: większa edukacja. Wiadomo, że przesiadywanie przed komputerem sprzyja wielu chorobom, w tym otyłości. Natomiast trzeba pokazywać młodzieży i rodzicom, że do tej plejady chorób należy również zaliczyć – o czym nie wiedziano – niekorzystne zmiany w jamie ustnej – kończy.
      Wyniki badań przeprowadzonych w 2017 r. w ramach projektu „Monitoring zdrowia jamy ustnej populacji polskiej” ukażą się w czasopiśmie Clinical and Experimental Dental Research.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Inspektor Generalny ds. NASA poinformował Kongres, że w latach 2010-2011 agencja doświadczyła 5408 różnych incydentów dotyczących bezpieczeństwa. Jednym z nich było utracenie w marcu ubiegłego roku laptopa zawierającego algorytmy służące do kontrolowania Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
      Incydenty te dotyczyły bardzo szerokiego spektrum wydarzeń, od osób prywatnych sprawdzających swoje umiejętności i próbujących włamać się do sieci NASA, poprzez dobrze zorganizowane grupy przestępcze włamujące się dla zysku, po ataki, które mogły być organizowane przez obce służby wywiadowcze - czytamy w oświadczeniu Paula Martina.
      Niektóre z tych ataków dotknęły tysięcy komputerów, powodując zakłócenia prowadzonych misji i zakończyły się kradzieżami danych, których wartość NASA ocenia na ponad 7 milionów dolarów - stwierdzono. Nie wiadomo, jak ma się liczba ataków na NASA do ataków na inne amerykańskie agendy rządowe. Inspektor Generalny ds. NASA jako jedyny spośród kilkudziesięciu inspektorów regularnie zbiera informacje na temat cyberataków z zagranicy.
      Wśród wpadek Agencji Martin wymienił też zgubienie lub kradzież 48 mobilnych urządzeń komputerowych, które NASA utraciła w latach 2009-2011. Jednym z nich był niezaszyfrowany laptop skradziony w marcu 2011, w którym znajdowały się algorytmy pozwalające na sterownie Międzynarodową Stacją Kosmiczną. Na innych utraconych komputerach znajdowały się dane osobowe czy informacje techniczne dotyczące programów Constellation i Orion.
      Co gorsza, NASA nie jest w stanie sporządzić szczegółowego raportu na temat utraconych danych, gdyż opiera się na zeznaniach pracowników informujących o zgubionych i skradzionych urządzeniach, a nie na faktycznej wiedzy o zawartości komputerów.
      NASA wdraża program ochrony danych, jednak, jak zauważa Martin, dopóki wszystkie urządzenia nie zostaną objęte obowiązkiem szyfrowania, dopóty incydenty takie będą się powtarzały.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sąd Apelacyjny dla Jedenastego Okręgu orzekł, że odszyfrowanie danych na dysku twardym może być uznane za złożenie zeznań. Tymczasem Piąta Poprawka zabrania zmuszania obywateli do składania obciążających ich zeznań. Takie orzeczenie oznacza, że podejrzanego nie można zmuszać do podania hasła do dysku.
      Orzeczenie takie wydano w sprawie US vs. John Doe. Jest to sprawa o posiadanie pornografii dziecięcej przez niewymienioną z nazwiska osobę. Podejrzany nie został o nic formalnie oskarżony, jednak spędził w więzieniu osiem miesięcy za obrazę sądu, gdyż odmówił podania haseł do siedmiu dysków twardych. Prokuratura podejrzewa, że na dyskach znajduje się dziecięca pornografia. Doe, odmawiając podania haseł, powoływał się na Piątą Poprawkę. Teraz Sąd Apelacyjny potwierdził jego racje i zwolnił go z więzienia.
      Doe nadal może zostać zmuszony do ujawnienia zawartości dysków, jeśli tylko prokuratura udowodni, że jest on w stanie to zrobić. Jeśli tak się stanie, Doe otrzyma od sądu immunitet, który uniemożliwi prokuraturze wykorzystanie zdobytych w ten sposób informacji przeciwko niemu.
      Początkowo prokuratura i sąd niższej instancji zagwarantowały Doe, że nie będzie ścigany za upowszechnianie treści z dysków, chciały go jednak sądzić za samo posiadanie treści pedofilskich jeśli takie zostałyby znalezione. Sąd Apelacyjny uznał jednak, że to zbyt skromny immunitet.
      Orzeczenie Sądu Apelacyjnego nie będzie miało zastosowania do każdej sprawy o odszyfrowanie danych. W omawianym powyżej przypadku prokuratura nie wie, co jest na dyskach. Sąd uznał, że proces podawania hasła nie jest równoznaczny z procesem przekazywania kluczy do drzwi, gdyż wymaga sięgnięcia do pewnej wiedzy zawartej w umyśle i jako taki może być traktowany jako zeznanie. Gdyby jednak prokuratura wiedziała, co znajduje się na dyskach, wówczas podejrzany musiałby ujawnić ich zawartość, gdyż już nawet przed tym ujawnieniem wnioski śledczych byłyby „przesądzone“. Zgodnie z logiką orzeczeń Sądu Najwyższego w takim przypadku przekazanie hasła staje się procesem fizycznym i nie jest uznawane za zeznanie.
      We wspominanej przez nas wcześniej sprawie przeciwko Ramonie Fricosu prokuratorzy mają wiedzę o zawartości jej dysku twardego z podsłuchów.
      Trzeba też pamiętać, że orzeczenia Sądu Apelacyjnego są wiążące tylko dla sądów niższej instancji z jego własnego okręgu.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Młode dziewczęta, która spędzają zbyt dużo czasu przy komputerze oraz na obsłudze urządzeń elektronicznych, ryzykują zaburzeniem rozwoju społecznego i emocjonalnego. Na szczęście negatywne efekty takich zachowań można bardzo łatwo zniwelować dzięki rozmowie twarzą w twarz z drugim człowiekiem.
      Profesorowie Roy Pea i Clifford Nass i ich zespół ze Stanford University zbadali 3461 dziewcząt w wieku 8-12 lat. Przeprowadzili z nimi wywiady, dzięki którym poznali ich zwyczaje dotyczące używania urządzeń elektronicznych oraz ich życie społeczne i emocjonalne. Wyniki były zatrważające - mówi Ness.
      Dziewczęta - subskrybentki magazynu Discovery Girls - wypełniały onlineowe ankiety, w których musiały szczegółowo wyliczyć ile czasu spędzają na oglądaniu filmów (w telewizji, na komputerze, w kinach), słuchaniu muzyki, czytaniu, odrabianiu lekcji, pisaniu e-maili, pisaniu na Facebooku i MySpace, pisaniu SMS-ów, rozmawianiu przez komunikatory, rozmowach telefonicznych oraz wideorozmowach. Pytano ich również, jak często wykonują co najmniej dwie takie czynności jednocześnie.
      Badania wykazały, że wielozadaniowość, oglądanie wideo i komunikowanie się w ludźmi przez internet są znacząco statystycznie powiązane z negatywnymi doświadczeniami, takimi jak gorszej jakości życie społeczne, poczucie nie bycia normalnym, posiadanie większej liczby znajomych, o których rodzice sądzą, iż wywierają na badaną zły wpływ oraz zmniejszona liczba godzin snu.
      Naukowcy podkreślają, że na razie zauważyli oczywisty związek, jednak jeszcze nie znaleźli przyczyn takiego stanu rzeczy, zatem dotychczas nie udowodnili jednoznacznie wynikania.
      Płynące z badań wnioski są bardzo niepokojące, gdyż wiek 8-12 lat to dla dziewcząt najważniejszy okres rozwoju społecznego i emocjonalnego.
      Na szczęście naukowcy zadali badanym niezwykle ważne pytanie: jak dużo czasu spędzają na rozmowie z drugim człowiekiem twarzą w twarz. Okazało się, że im więcej czasu poświęcały dziewczęta takim kontaktom, tym lepszej jakości było ich życie społeczne, czuły się mniej wyobcowane, więcej spały i miały mniej znajomych oskarżanych o rodziców, że wywierają na nie zły wpływ. Dlatego też, jak mówią naukowcy, rodzice powinni powrócić do starej metody wychowawczej i powtarzać dzieciom „patrz na mnie, gdy do ciebie mówię“. Ludzie uczą się bowiem interpretowania emocji, patrząc na twarze innych osób. To bardzo trudne zadanie i mało prawdopodobne jest, żeby się go nauczyć, gdy podczas rozmowy dzieci wpatrują się w telewizor, komputer czy wyświetlacz telefonu.
      Doświadczeń z rozmowy twarzą w twarz nie da się niczym zastąpić. Nowe media i sposób ich wykorzystywania mogą być mylące. Gdy dziecko widzi w serwisie społecznościowym ikonki przedstawiające zadowolonych ludzi, ogląda zdjęcia znajomych, na których są oni uśmiechnięci i ma mało kontaktów twarzą w twarz, może dość do wniosku, że wszyscy wokół są szczęśliwi, z wyjątkiem niego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wcześniej niż oczekiwano Chiny przegoniły USA pod względem zarówno liczby sprzedanych pecetów, jak i wartości sprzedaży. Z danych IDC wynika, że w drugim kwartale bieżącego roku w Państwie Środka sprzedano pecety o łącznej wartości 11,9 miliarda USD, podczas gdy mieszkańcy Stanów Zjednoczonych wydali na komputery osobiste 11,7 miliarda dolarów. Chińska sprzedaż pecetów wzrosła o 14,3% rok do roku i wyniosła 18,5 miliona sztuk. W USA sprzedano 17,7 miliona pecetów, czyli o 4,9% mniej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego.
      Chiny stały się tym samym największym rynkiem komputerów osobistych. Wcześniej analitycy uważali, że przegonią one USA dopiero w przyszłym roku. Do dużego zwiększenia sprzedaży pecetów w Chinach przyczyniły się większe niż spodziewane zakupy dokonywane przez sektor rządowy. W tym samym czasie wciąż trwający kryzys ekonomiczny i rosnąca popularność tabletów spowodowały w USA spadek liczby sprzedanych komputerów.
      USA prawdopodobnie wrócą na pozycję lidera w czwartym kwartale bieżącego roku, w związku ze zwiększonymi zakupami w okresie świątecznym, jednak w przyszłym roku prawdopodobnie na stałe stracą pozycję największego rynku pecetów.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...