Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Chcą sztucznie podbić ceny elektroniki

Rekomendowane odpowiedzi

Chińska firma Inner Mongolia Baotou Steel Rare-Earth oznajmiła, że na miesiąc znacząco obniży dostawy metali ziem rzadkich do USA, Japonii i Europy. Przedsiębiorstwo ma też zamiar rozpocząć skup metali. Jego celem jest zawyżenie ich cen na światowych rynkach.

Inner Mongolia Baotou kontroluje 60% chińskiej produkcji metali ziem rzadkich. Taka koncentracja była możliwa dzięki decyzji rządu w Pekinie o połączeniu bądź likwidacji 35 lokalnych firm działających na tym rynku.

Obecnie Chiny kontrolują 97% światowego rynku metali ziem rzadkich. Metale takie jak lantan, europ, neodym, erb czy gadolin są szeroko wykorzystywane w elektronice. Pomimo chińskiego monopolu ceny metali ciągle spadają. Od czerwca cena tlenku neodymu zmniejszyła się o 34% i wynosi obecnie 157 USD za kilogram, a obecna cena tlenku europu to 2094 dolarów za kilogram, czyli o 35% mniej niż w czerwcu.

Chińczycy zdają sobie sprawę, że mają być może ostatnią szansę na manipulowanie cenami metali. Ich produkcję chcą bowiem uruchomić Amerykanie, którzy prowadzą prace przy otwarciu kopalni Mountain Pass.

W przeszłości Mountain Pass była największym na świecie miejscem wydobycia metali ziem rzadkich. W 1998 roku doszło tam do serii wycieków wody zanieczyszczonych odczynnikami chemicznymi, co doprowadziło do zaprzestania produkcji. Kopalnię ostatecznie zamknięto w 2004 roku, gdy na rynku pojawili się Chińczycy oferujący tanie metale.

Firma Molycorp zainwestuje 500 milionów dolarów w ponowne uruchomienie kopalni. Prace zostaną zakończone w 2012 roku. Zainteresowanie ofertą Molycorp jest tak duże, że już przed rokiem podpisano umowy na sprzedaż 25% produkcji z roku 2012.

Uzyskane przez Molycorp zezwolenia umożliwiają tej firmie produkowanie nawet 40 000 ton metali ziem rzadkich rocznie po roku 2012. Specjaliści uważają, że popyt będzie i tak wyższy, nawet jeśli w Australii zostanie uruchomiona, zapowiadana na przyszły rok, kopalnia w Mount Weld, która od 2015 roku ma produkować rocznie 15 000 ton metali. To pokazuje, że Molycorp nie musi martwić się o zbyt dla swoich produktów.

Ponadto w ostatnich dniach Molycorp poinformowała, że przyspieszy prace i osiągnie pełną wydajność o trzy miesiące wcześniej niż planowano. Produkcję metali ziem rzadkich rozpoczyna też Kazachstan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak to jest jak przenosi się wszystko do Chin :)

Fabryczki, kopalnie, a później płacz i zgrzytanie zębów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akurat w tym przypadku posiadanie przez firmy fabryk w Chinach znacznie ułatwia, a nie utrudna sprawę ;) Amerykanie zawsze mogą użyć argumentu: "szkodzicie własnym, chińskim robotnikom" albo "szkodzicie własnym interesom, bo wasza gospodarka też cierpi". Gdyby fabryki były poza Chinami, to dopiero byłby cyrk :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ułatwia sprawę komu? Fabryki z nowoczesnymi technologiami na miejscu co tylko ułatwia reverse engineering a żółtki są w tym naprawdę dobrzy. Potem prosta droga do stworzenia własnego odpowiednika i USA czy ktoś inny może im tyłki pocałować na dobranoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie wierzysz w to, że chińscy robotnicy biegają tam z lutownicami i składają te chipy? :)

 

Cały proces faktycznej budowy procesorów jest silnie chroniony i przede wszystkim - wykonywany przez maszyny, zaprogramowane zresztą przez Amerykanów. Chińczycy pracują de facto jedynie na etapie wrzucania materiałów do maszyn oraz pakowania gotowych produktów - niewiele jest tutaj okazji do reverse engineering, bo taki Chińczyk widzi niewiele więcej, niż Europejczyk wyjmujący nowy procesor z pudełka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Być może, ale jednak mają ułatwiony dostęp. Monopol jednego Państwa nigdy nie jest dobry a do tego dąży.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I na tym polega działanie rynku, że jest on - jak widać na powyższym przykładzie - silniejszy niż Biuro Polityczne KPCh. Szkoda tylko, że biura polityczne na całym świecie jakoś tego pojąć nie potrafią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A po co Chińczycy mają bawić się śrubokrętami w reverse engineering? Wystarczy ukraść plany do fotolitografii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy naprawdę sądzicie, że globalny gigant pokroju Intela byłby pełen tak skrajnie zacofanych idiotów, żeby nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia i nie kontrolować produkcji? Przecież to nie państwowy urzędnik, któremu generalnie wszystko jedno, tylko firma dla której poufność tych informacji to być albo nie być! Błagam, zdajcie sobie z tego wreszcie sprawę, zamiast tworzyć kolejne teorie spiskowe :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam pojęcia, a już na pewno taka informacja nie ujrzałaby światła dziennego, ale chociażby po ostatnim ataku na drony USA widać, że nie ma rzeczy niemożliwych. Szpiegostwo przemysłowe, to nie tylko pusty termin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ależ ja nie twierdzę, że to nie jest możliwe. Zaznaczam jedynie, że firma o takim rozmiarze i takiej pozycji na rynku zatrudnia ludzi bez porównania bardziej zmotywowanych od jakiegokolwiek państwowego urzędu. Zapewniam Was także, że gdyby taka a nie inna lokalizacja fabryki wiązała się ze wzrostem ryzyka, firma na pewno nie zdecydowałaby się na tę lokalizację.

 

Natomiast jeżeli chodzi o wykradanie danych, to nie ma sensu robić tego w fabryce, w której maszyny wykonują gotowe programy (praktycznie niemożliwe do odczytania), tylko jak już, to na etapie produkcji i programowania, gdzie dane są dostępne w "surowej formie", którą można odczytać i przetworzyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bym taki porywczy w zapewnianiu nie był, gdybym 5 lat temu napisał ci, że Lehman Brothers zbankrutuje to pewnie zalałbyś komputer ze śmiechu. To, że firma jest duża nie znaczy, że nie głupia (oczywiście nie twierdzę, że takowa jest).

Wzrost ryzyka? Prawa rynku są proste - Pieniądze...i tu się prawo kończy. Chiny mają tanią siłę roboczą a kto nie wyprodukuje taniego produktu ten wypada ze żłoba bo konkurencja go zje. Myślisz, że będą się przejmować do kogo i co trafi? Samo postawienie fabryki choćby pilnie strzeżonej w Chinach jest cholernie niebezpieczne bo znajduje się na terenie nieobliczalnego Państwa zdolnego do wszystkiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Myślisz, że będą się przejmować do kogo i co trafi?" - naprawdę sądzisz, że firma nie będzie dbała o swoje interesy, gdy jest np. jedyną na świecie posiadającą odpowiednie know-how i status niekwestionowanego lidera?

 

"kto nie wyprodukuje taniego produktu ten wypada ze żłoba bo konkurencja go zje." - kto niby jest realną konkurencją np. dla Intela? No błagam :)

 

Jeszcze raz powtarzam: ŻADEN menedżer w tak dużej firmie nie postawiłby fabryki w miejscu, w którym istniałoby realne zagrożenie wycieku poufnych informacji. I jeszcze raz powtarzam też, że na etapie produkcji takie dane po prostu nie są dostępne, bo do fabryki trafiają zaprogramowane maszyny, a nie programy do ich obsługi w surowej formie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że będzie dbać, dlatego Chiny są dobrym miejscem (tylko i wyłącznie pod względem kosztów), by AMD nie zaczęło deptać po piętach. Wiem, że intel rządzi, lecz cena dla konsumenta to dobra motywacja. Doskonale zdaje sobie sprawę, że są dobrze zabezpieczone, ale jednak mam wątpliwości czy dostatecznie, lecz nie mnie to już osądzać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie do końca. Zauważ, że pisząc o tych fabrykach używają słowa "assembly". Raczej nie chodzi tu o produkcję, a rzeczywiście o składanie, bo o fabryce w Izraelu, w której na pewno idzie produkcja, piszą "manufacture".

Ponadto, zwróć uwagę, że w chińskich zakładach zajmują się 65-nanometrowymi układami. Znaczy starocie.

Nowoczesnym produkcyjnym zakładem jest uruchamiana dopiero fabryka w Dalian. Ale wspominają tam tylko o produkcji chipsetów.

Coś mi się wydaje, że aż na tyle Chińczykom nie ufają, by rozpoczynać tam produkcję swoich najnowszych kości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faktycznie, dobrze mówisz. Ale to tylko potwierdza to, co mówiłem wcześniej: jeżeli w oczach ekspertów (a nie bywalców forum - z całym szacunkiem dla Waszej wiedzy) zagrożenie istnieje, to firmy są tego zagrożenia świadome i lokują inwestycje tak, żeby unikać ryzyka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas dorocznej konferencji chińskiego przemysłu gier wideo, która odbyła się w Kantonie, zaprezentowano raport dotyczący wpływu państwowych regulacji ilość czasu, jaką najmłodsi mieszkańcy Państwa Środka spędzają przy online'owych grach wideo. Raport opisuje skutki wprowadzonych w połowie 2021 uregulowań, zgodnie z którymi operatorzy serwisów z grami wideo mogą oferować dostęp do nich osobom nieletnim jedynie w piątki, soboty, niedziele i święta w godzinach od 20 do 21.
      Jeszcze kilka lat temu media pełne były doniesień o problemach z uzależnieniem chińskich dzieci i młodzieży od gier wideo. Teraz, jak twierdzą przedstawiciele przemysłu, problem został w dużej mierze rozwiązany. Ze wspomnianego raportu wynika bowiem, że aż 70% młodych Chińczyków spędza przy grach online mniej niż 3 godziny w tygodniu. Ponadto 86% rodziców jest zadowolonych z wpływu nowych regulacji na ich dzieci. Zadowolenie to jest w pełni zrozumiałe. Tencent, lider na chińskim rynku gier poinformował, że ilość czasu, jaką łącznie przy grach wideo spędzają nieletni z Państwa Środka, spadła aż o 92%.
      Rządowe regulacje nie dotyczyły zresztą wyłącznie operatorów gier online. Spore ograniczenia nałożono na całą branżę. Na wydanie nowych gier trzeba mieć zgodę rządu, władze w Pekinie zakazały produkcji gier zawierających przemoc, wychwalających bogactwo czy zawierających treści związane z kultem celebrytów.
      Ograniczenia doprowadziły do tego, że w roku 2022 – po raz pierwszy od 2003 roku, od kiedy prowadzone są statystyki – doszło do skurczenia się chińskiego rynku gier wideo. Rynkowa wartość liderów rynku, jak Tencent Holdings czy NetEase Inc, spadła o ponad połowę. Tym bardziej, że pomiędzy sierpniem 2021, a marcem 2022 rząd nie zatwierdził żadnego nowego tytułu. Jednak w ciągu ostatnich miesiącach widać wyraźną zmianę. Władze wyraźnie poluzowały swoją politykę. W grudniu ubiegłego roku, po raz pierwszy od 18 miesięcy, na chiński rynek dopuszczono zagraniczne tytuły i to od razu 44. Analitycy spodziewają się, że w bieżącym roku władze w Pekinie zezwolą w sumie na sprzedaż 800–900 nowych tytułów gier. To natychmiast odbiło się na wycenie rynkowych liderów, których akcje w dużej mierze odrobiły straty z 2022 roku.
      Dane wskazują jednak, że chińska populacja graczy pozostała stabilna. Pomiędzy rokiem 2021 a 2022 zmniejszyła się ona jedynie o 0,33% i wynosi obecnie 664 miliony.
      W kontekście tak olbrzymiej liczby osób sięgających po gry wideo warto wspomnieć, że problem spędzania dużej ilości czasu przy elektronicznej rozrywce, czy wręcz uzależnień, wbrew pozorom wcale nie musi dotyczyć najmłodszych. Z badań przeprowadzonych przez firmę ExpressVPN wynika, że osoby w wieku 20–40 lat nie tylko częściej niż nastolatki grają w gry wideo, ale też odczuwają z nimi silniejszy związek emocjonalny. Z ankiety przeprowadzonej na 2000 graczy z USA i Wielkiej Brytanii wynika, że młodzi dorośli i nastolatki spędzają mniej czasu, niż osoby starsi. O ile bowiem wśród osób w wieku 30–40 lat do codziennego grania przyznało się 68% ankietowanych, to wśród dwudziestolatków odsetek ten wynosił 58%. Równie zaskakujący może być fakt, że choć osoby w wieku 46–55 lat rzadziej niż młodsi grają codziennie, to częściej zdarza im się zarywać noce przy grze. W tej grupie wiekowej jest też najwyższy odsetek osób, które spędzają na graniu więcej niż 24 godziny w tygodniu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Inżynierowie NASA rozpoczęli naprawę miejsca wycieku wodoru i mają nadzieję, że misja Artemis I będzie mogła wystartować już 23 września. Podczas gdy Amerykanie, nie bez przeszkód, dokonują kolejnych kroków w dziedzinie podboju kosmosu, dystans do nich starają się nadrobić Chińczycy. Ich ambity program związany z Księżycem szybko posuwa się naprzód. Na rok 2024 zaplanowali misję Chang'e-6 i chcą, jako pierwsi w historii, przywieźć próbki z niewidocznej z Ziemi strony Srebrnego Globu.
      Państwo Środka ma podstawy do optymizmu. W 2019 roku w ramach misji Chang'e-4 przeprowadzili pierwsze w historii lądowanie na niewidocznej stronie Księżyca. Było to możliwe dzięki wcześniejszemu umieszczeniu satelity komunikacyjnego w punkcie L2 (punkcie Lagrange'a) systemu Ziemie-Księżyc. Satelita tan przekazywał sygnały między Chang'e-4 a Ziemią.
      Rok później z powodzeniem przeprowadzili misję Chang'e-5 w ramach której na Ziemię zostały przywiezione pierwsze od ponad 40 lat próbki materiału z Księżyca. Misja była bardzo skomplikowana. Wykorzystano podczas niej orbiter, lądownik, pojazd startujący z powierzchni Srebrnego Globu oraz kapsułę powracającą z próbkami na Ziemię. Pekin przeprowadził automatyczne dokowanie na orbicie Księżyca, dzięki czemu można było przetestować technologie potrzebne podczas planowanej przed końcem dekady misji załogowej na Srebrny Glob.
      Misja Chang'e-6 ma wyląować w Basenie Biegun Południowy - Aitken. To największy krater uderzeniowy. Jest tak wielki, że mogą znajdować się tam skały pochodzące z głębokości dziesiątków kilometrów. Ponadto przed trzema laty naukowcy z Baylor University zidentyfikowali pod kraterem tajemniczą masę. Może to być pozostałość po asteroidzie, której uderzenie utworzyło krater. Przywiezione stamtąd próbki mogłyby dać odpowiedzi na wiele pytań dotyczących ewolucji Srebrnego Globu.
      Również na rok 2024 zaplanowana jest misja Chang'e-7. Ma ona lądować w okolicy, w której może też w przyszłości lądować załogowa misja Artemis 3. Celem tej misji będzie badanie zacienionych kraterów, w którym może znajdować się zamarznięta woda. Trzy lata później na Księżycu ma lądować Chang'e-8. Będzie ona prowadziła eksperymenty związane z wykorzystaniem miejscowych zasobów przez przyszłe misje załogowe.
      Żeby spełnić te ambitne zamierzenia Chiny potrzebują potężniejszych rakiet. W planach jest przygotowanie statku kosmicnego złożonego z trzech stopni głównych rakiety Long March 5 i poprawienie wydajności silników. Ma powstać rakieta zdolna do zabrania w okolice Księżyca ładunku o masie 27 ton. To mniej więcej tyle, co obecne możliwości SLS wykorzystywanej w programie Artemis. Przed rokiem 2030 mają się odbyć dwa loty takiej rakiety.
      Jeśli jednak Chiny myślą o budowie infrastruktury na Księżycu, Państwo Środka będzie potrzebowało potrzebowało znacznie potężniejszego pojazdu kosmicznego. Long March 9 ma być w stanie zabrać w podróż do Księżyca 50 ton ładunku. Jej zbudowanie będzie wymagało od chińskich inżynierów dokonania olbrzymich postępów technologicznych oraz wzniesienia nowego kompleksu startowego. Amerykanie zapowiadają, że rakietę zdolną do wyniesienia na Księżyc ponad 46 ton ładunku będą mieli w roku 2026. Chińczycy na Długi Marsz 9 będą musieli poczekać jeszcze wiele lat, ale Państwo Środka szybko nadrabia zaległości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Chiny doświadczają fali upałów, która ma olbrzymi wpływ na ludzi, rolnictwo i przemysł. Największe chińskie jezioro, zwykle pełne wody o tej porze roku, skurczyło się do 20% swojej powierzchni, upały niszczą uprawy, a z braku elektryczności zamykane są fabryki. Chiny doświadczają najdłuższej i najcieplejszej fali upałów od czasu, gdy w 1961 roku zaczęto dokonywać pomiarów w skali całego kraju. A historyk pogody, Maximiliano Herrera, twierdzi, że to najpotężniejsza fala upałów zanotowana gdziekolwiek na świecie.
      Rekordy ciepła zostały pobite w wielu miejscach Państwa Środka, jednak z największym problemem musieli zmagać się mieszkańcy 22-milionowego Chongqingu. Przed 8 dniami, 18 września, temperatura sięgnęła tam 45 stopni Celsjusza. Nigdy wcześniej, poza pustyniami prowincji Sinciang, nie notowano w Chinach tak wysokiej temperatury. Dotychczasowy chiński rekord ciepła wynosił 43,7 stopni Celsjusza. Co więcej, przez kolejne dwie doby temperatura w Chongqingu nie spadła poniżej 34,9 stopnia, co stanowi rekord sierpniowego minimum w Chinach.
      To, co dzieje się w Chinach, to połączenie najbardziej intensywnych i najbardziej długotrwałych upałów obejmujących olbrzymi obszar. Herrera, który monitoruje ekstrema temperaturowe na świecie mówi, że to bezprecedensowa sytuacja.
      Państwo Środka doświadcza suszy, przez którą spadły poziomy rzek, a 66 z nich całkowicie wyschło. Poziom wody w Jangcy jest w niektórych miejscach najniższy od 1865 roku, kiedy to zaczęto dokonywać regularnych pomiarów.
      Spadek poziomu rzek oznacza problemy z produkcją energii z hydroelektrowni. Dotknęło to szczególnie prowincji Syczuan, w której znajduje się Chongqing. Prowincja ta aż 80% energii pozyskuje z hydroelektrowni. Spadek produkcji energii oznaczał konieczność zamknięcia dziesiątek fabryk. Susza zniszczyła też kilkadziesiąt tysięcy hektarów upraw i uszkodziła kilkaset tysięcy. Wielu mieszkańców chroni się przed upałem w... tunelach metra.
      Niedobory energii z elektrowni wodnych to poważny długoterminowy problem. Chiny bardzo intensywnie rozwijają odnawialne źródła energii i mają ambitne plany redukcji emisji gazów cieplarnianych. Na długo zanim zaczęto inwestować w energetykę wiatrową i słoneczną, Chiny rozbudowały system mniejszy i większych elektrowni wodnych. Wiele firm pobudowało swoje zakłady w prowincji Syczuan, by korzystać z taniej energii z hydroelektrowni. Prowincja dotychczas mogła polegać na tym źródle energii tak bardzo, że jej nadmiar był wysyłany do innych regionów kraju.
      Teraz sytuacja uległa zmianie. Zmniejszenie produkcji z hydroelektrowni, które w ubiegłym roku dostarczyły Chinom aż 15% energii, spowodowało, że produkcję zwiększyły elektrownie węglowe. To zaś wiąże się ze zwiększeniem emisji gazów cieplarnianych, a zatem grozi dalszą destabilizacją klimatu. A to w wyniku tej właśnie destabilizacji Chiny doświadczają bezprecedensowej – trwającej już ponad 70 dni – fali upałów. Część specjalistów już wyraża obawy, że sytuację tę spróbują wykorzystać menedżerowie elektrowni węglowych, by przekonać władze do zmiany planów przekształcenia chińskiej energetyki w niskoemisyjną.
      Z drugiej jednak strony powtarzające się w ostatnich latach fale upałów i susze, przeplatane gwałtownymi powodziami, spowodowały, że w oficjalnej retoryce chińskich władz otwarcie zaczęto łączyć te zjawiska ze zmianami klimatu i antropogeniczną emisją gazów cieplarnianych. Władze Państwa Środka zapowiadają, że szczyt emisji dwutlenku węgla zostanie osiągnięty przed rokiem 2030, a później nastąpi jej spadek. Dlatego też Chiny są światowym liderem pod względem tempa przyłączania mocy z instalacji słonecznych i wiatrowych. W pierwszym kwartale bieżącego roku Chiny zainwestowały 4,3 miliarda dolarów w samą tylko energetykę słoneczną. To niemal 3-krotny wzrost w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Do roku 2025 Chiny chcą dwukrotnie zwiększyć produkcję energii ze Słońca i wiatru. Jeśli to się uda, to odnawialne źródła będą zapewniały Chinom 33% energii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Chiny planują przeprowadzenie testu obrony planetarnej. W 2026 roku chcą wystrzelić misję, w ramach której spróbują zmienić kurs asteroidy 2020 PN1. Z przedstawiony slajdów wynika, że rakieta Long March 3B wyniesie w przestrzeń kosmiczną impaktor i orbiter. Pierwsze z urządzeń uderzy w asteroidę, drugie zaś będzie obserwowało całe wydarzenie.
      Plan Chin jest podobny do misji DART wystrzelonej przez NASA w listopadzie ubiegłego roku. Już za 2 miesiące DART ma uderzyć w asteroidę Dimorphos (ok. 160 m średnicy) krążącą wokół większej asteroidy Didymos (ok. 780 m średnicy), a całe wydarzenie zarejestruje niewielki włoski satelita LICIACube, który stanowi część misji.
      Obecnie Ziemi nie zagraża żadna duża asteroida, której uderzenie mogłoby spowodować katastrofalne skutki. Specjaliści zajmujący się śledzeniem asteroid bliskich Ziemi są pewni, że tego typu niebezpieczeństwo nie będzie groziło nam przez najbliższych 100 lat. Jednak, jak widzimy, różne agencje kosmiczne już przygotowują się na taką ewentualność i pracują nad technologiami obrony naszej planety.
      Jednym z pomysłów na taką obronę jest rozbicie o powierzchnię asteroidy pojazdu, w wyniku czego asteroida – której trasa znajduje się na kursie kolizyjnym z Ziemią – lekko zmieni kurs i ominie planetę. Takie działanie musi być przeprowadzone na wiele lat przed upadkiem takiej asteroidy na Ziemię, gdyż zmiana kursu w wyniku uderzenia impaktora będzie minimalna, potrzeba zatem dużo czasu, by odchylenie od kursu na tyle się powiększyło, byśmy uniknęli niebezpieczeństwa. Na szczęście naprawdę duże asteroidy potrafimy wykryć na wiele lat zanim znajdą się w pobliżu Ziemi.
      Technologia kinetycznego impaktora to jedno z proponowanych rozwiązań obrony Ziemi przed planetami. Więcej o programie ochrony Ziemi pisaliśmy w artykułach Znamy już ponad 10 000 NEO oraz Szef NASA zaleca modlitwę. Ostatnio zaś przeprowadzono wyliczenia, z których dowiadujemy się, że broń atomowa może uchronić Ziemię przed asteroidami. Jednak z innych badań wynika, że obronienie Ziemi będzie trudniejsze, niż dotychczas sądziliśmy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Cincinnati Art Museum poinformowało właśnie o niezwykłym odkryciu, jakiego w muzealnych zbiorach dokonała w ubiegłym roku kurator kolekcji wschodnioazjatyckiej, doktor Hou-mei Sung. Okazało się, że z pozoru zwykłe lustro z brązu z XVI wieku, po odpowiednim oświetleniu, odbija wizerunek Buddy otoczonego promieniami światła.
      Takie „magiczne lustra” po raz pierwszy wyprodukowano za czasów dynastii Han (202 p.n.e. – 220 n.e.). Przy odpowiednim oświetleniu lustra ujawniają napisy lub rysunki. To skarb narodowy Chin, a my mamy to szczęście, że jeden z tych rzadkich obiektów jest w Cincinnati, mówi doktor Sung. Niezwykły zabytek zostanie wystawiony na widok publiczny od 23 lipca.
      Odkryte w Cincinnati „magiczne lustro” ma z tyłu napis 南無阿彌陀佛. To imię Buddy Amitabha, czyli Buddy Nieograniczonego Światła. To Budda będący źródłem życia i światła. Trafiło do muzealnych zbiorów w 1961 roku. Do ubiegłego roku było niczym niewyróżniającym się zabytkiem w liczącej ponad 100 000 przedmiotów muzealnej kolekcji. Uważano, że powstało w Japonii. O jego odkryciu zdecydował przypadek. Muzeum planowało zorganizowanie wystawy dzieł sztuki z brązu. Doktor Sung, wiedząc o istnieniu „magicznego lustra” w zbiorach Metropolitan Museum, z czystej ciekawości postanowiła przeprowadzić testy. Wraz z konserwatorem oświetlili je i okazało się, że w odbitym świetle widać jakiś wzór. Wykorzystali więc silniejszy bardziej skoncentrowany strumień światła i zobaczyli Buddę.
      „Magiczne lustra” było bardzo trudno wytworzyć. Naukowcy do dzisiaj nie wiedzą dokładnie, jak przebiegał proces produkcyjny. Nic więc dziwnego, że w światowych muzeach znajdują się pojedyncze zabytki tego typu. W muzeum w Szanghaju znajdują się cztery niewielkie „magiczne lustra” z czasów dynastii Han, uznane za skarby narodowe Chin. Ponadto jedno buddyjskie magiczne lustro znajduje się w Muzeum Narodowym w Tokio i jedno w nowojorskim Metropolitan Museum of Art. Oba te lustra powstały w Japonii w epoce Edo (1603–1867). Wstępnie badania lustra z Cincinnati wskazują, że powstało ono w Chinach i jest starsze od luster japońskich. Od luster z Szanghaju różni się tym, że odbija ukryty rysunek. Tamte lustra bowiem, po oświetleniu z przodu ich wypolerowanej strony, w jakiś sposób odbijają wzór widoczny z tyłu lustra.
      Pani Sung już się cieszy na samą myśl, że do Cincinnati Art Museum zaczną przybywać eksperci z całego świata, chcący zbadać niezwykły zabytek. Jestem podekscytowana, gdyż dzięki temu będę mogła dowiedzieć się więcej o naszych zbiorach, mówi.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...