Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

NRC: elektrownie atomowe mniej ryzkowne niż sądziliśmy

Rekomendowane odpowiedzi

Wszyscy są marnotrawcami , ty który to czytasz też nim jesteś.

Skoro sprawność elektrowni to 25% a żarówki 4% to 96% energii chemicznej zawartej w węglu zmarnowało się kiedy ja zaświeciłeś a za całe 100% trzeba zapłacić. Elektrownia nieobciążona w 100% traci i tak swoją lichą sprawność .  Tu jest pole do popisu dla elektroniki .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uran i tor mamy w Polsce, był on nawet eksploatowany na przełomie lat 40 i 50 zeszłego stulecia. Rosjanie zaprzestali eksploatacji i zabezpieczyli szyby bo za Uralem znaleźli jakieś łatwo dostępne złoża które poza tym były dla nich o wiele bardziej strategicznie bezpieczne.

 

Elektrownie węglowe w samych Stanach Zjednoczonych powodują śmierć 26 000 osób rocznie z powodu chorób płucnych. Czarnobyl zabił bezpośrednio podobno oficjalnie w wyniku wybuchu na chorobę popromienną zachorowało 134 osób, 28 zmarło bezpośrednio po wybuchu, a 19 w kolejnych latach. Zdiagnozowana i szacunkowa liczba niewykrytych jeszcze nowotworów tarczycy to 4000, nie zaobserwowano wzrostu zachorowań na inne nowotwory oraz deformacji u rodzących się dzieci.

600 tysięcy osób otrzymało zwiększoną dawkę w postaci 1mSv w wyniku katastrofy, samo 600 tysięcy to olbrzymia liczba, ale ten 1mSv to dawka jaką się otrzymuje w przypadku dwóch czy trzech prześwietleń klatki piersiowej. Istnieją miejsca na Ziemi gdzie promieniowanie wynosi 100 mSv i nie powoduje to wzrostu ilości zachorowań na nowotwory ludzi którzy tam mieszkają ani nie wywołuje wad rozwojowych u dzieci. Z całego tego interesu najniebezpieczniejszy jest właściwie jod-131 i inne lekkie pierwiastki które wydostają się po wybuchu. Jeżeli nie dojdzie do rozszczelnienia reaktora i eksplozji w wyniku której materiał radioaktywny zostanie przeniesiony do atmosfery, długofalowe skutki takiej awarii będą nikłe.

 

Wypadki w elektrowniach atomowych są bardzo chwytliwe, bo boimy się tego czego nie znamy plus został nam już przed tym zaszczepiony strach. Jednak skutki takich wydarzeń są przeważnie podkoloryzowane.

 

Elektrownie geotermalne to fajna sprawa-prawdziwie darmowa i czysta energia.

Orbitalne panele słoneczne skupiające promienie na małej przestrzeni to również bardzo fajna sprawa, gdyby tylko na orbicie okołoziemskiej już teraz nie było pełno gruzu który by to wszystko poszatkował i nie narobił jeszcze więcej gruzu, ale może da się znaleźć takie miejsce gdzie nie lata zbyt dużo śmiecia i jednocześnie wiatr słoneczny nam tego nie usmaży/zepchnie :)

 

No i niestety racja że taka pełna siłownia atomowa to duże koszty, i będzie się ona zwracała przez lata, a planowy czas eksploatacji wynosi od 25 do 40 lat w zależności od modelu, i dopiero po mniej więcej 20 latach oszczędności z taniego mW zwrócą nam koszty takiej elektrowni (założenie uwzględnia stopniowy wzrost cen ropy naftowej, i gazu ziemnego oraz węgla - nie uwzględnia natomiast okresowych gwałtownych skoków ceny ropy naftowej związanych z czynnikami losowymi)

 

Fuzja jądrowa to fajna sprawa, ale koszty budowy takiej elektrowni najprawdopodobniej przyćmią wszystkie elektrownie atomowe. Podobno pierwsza elektrownia termojądrowa ma powstać do 2035 jeżeli uda się opanować proces - jak do tej pory dużym sukcesem było utrzymanie fuzji w stanie równowagi, tzn mniej więcej tyle samo energii było zużywane na  podtrzymanie reakcji co otrzymywane w wyniku procesu. Ale ogólnie dobrze rokuje na przyszłość.

 

I nie wiem czy jest w czym dalej wybierać. Biopaliwa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uran i tor mamy w Polsce, był on nawet eksploatowany na przełomie lat 40 i 50 zeszłego stulecia.

 

Pytanie czy mamy technologię, procedury, etc. czy musimy za to zapłacić?

 

Elektrownie geotermalne to fajna sprawa-prawdziwie darmowa i czysta energia.

 

Miód na moje uszy :) Zwłaszcza, że mamy warunki i wszystko co potrzeba, żeby to robić już teraz i tanio!

 

Orbitalne panele słoneczne...

Wydaje mi się, że w momencie, w którym będziemy mieć technologię na orbitalne panele to i na sprzątanie orbity też będziemy mieli.

 

No i niestety racja że taka pełna siłownia atomowa to duże koszty... (założenie uwzględnia stopniowy wzrost cen ropy naftowej, i gazu ziemnego oraz węgla - nie uwzględnia natomiast okresowych gwałtownych skoków ceny ropy naftowej związanych z czynnikami losowymi)

 

Nie uwzględnia również wzrostu cen wydobycia uranu i czy uwzględnia koszt zamknięcia tej elektrowni?

Pytanie, skoro inwestycję trzeba spłacać latami, to czy to faktycznie będzie tani MW?

 

Fuzja jądrowa to fajna sprawa... jeżeli uda się opanować proces...

 

Jeśli :/

 

I nie wiem czy jest w czym dalej wybierać. Biopaliwa?

Jest to jakaś alternatywa, ale najlepiej jakby powstawały z utylizacji śmieci, a nie na polach uprawnych.

 

radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego zimą nie detonuje się 100 wodorówek dla zaoszczędzenia paliw kopalnych  i zmniejszenia co2??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego zimą nie detonuje się 100 wodorówek dla zaoszczędzenia paliw kopalnych  i zmniejszenia co2??

 

Zalatuje trochę trollowaniem :)

 

Pomimo ogromnej ilości energii jaka jest wydzialana w takim wybuchu, jest ona praktycznie niczym w porównaniu do pojemności cieplnej ziemi oraz ilości energii jaką ona wymienia z przestrzenią kosmiczną.

W dodatku liczne wybuchy podniosłyby duże ilości pyłów w górne warstwy atmosfery co znacząco oziębiłoby powierzchnię planety, oraz miałoby wpływ na górne warstwy atmosfery chroniące nas przed promieniowaniem kosmicznym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstrzymajcie się z tym trolowaniem tutaj, było już 4500 wybuchów, kilka awarii atomowych elektrowni i urodził się 7mld. obywatel globu.  Należy używać kilku tonowych wybuchów nad oceanem na niskiej wysokości zimą przy sprzyjającym wietrze lub wyprodukować wolframowe "miski" wypełnione wodą i tam odpalać małe wodorówki co 2 godziny przez całą zimę a nawet latem odparowywać wodę kiedy jest susza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstrzymajcie się z tym trolowaniem tutaj, było już 4500 wybuchów, kilka awarii atomowych elektrowni i urodził się 7mld. obywatel globu.  Należy używać kilku tonowych wybuchów nad oceanem na niskiej wysokości zimą przy sprzyjającym wietrze lub wyprodukować wolframowe "miski" wypełnione wodą i tam odpalać małe wodorówki co 2 godziny przez całą zimę a nawet latem odparowywać wodę kiedy jest susza.

 

Broń masowego rażenia wydaje mi się trochę nazbyt inwazyjnym środkiem, jeżeli chodzi o modyfikowanie klimatu. Poza tym nie wiem czy dałoby to zamierzony skutek. Ilość ciepła wydzielana w takim wybuchu nie jest znowu taka duża, jeżeli byśmy chcieli to przyrównać do pojemności cieplnej ziemi.

Wybuch zbyt wysoko nie wpłynie w praktycznie większym stopniu na klimat w dalszych okolicach, a zbyt nisko wywowała tsunami.

Nie ma chyba czegoś takiego jak mała bomba wodorowa - to chyba z definicji są ładunki o dużej mocy. Poza tym do jej produkcji wymagana jest duża ilość wysokiej jakości paliwa jądrowego (chyba najlepiej sprawdza się pluton) co wiąże się z bardzo dużą ilością reaktorów atomowych - a skoro mamy tyle reaktorów, to po co nam jeszcze wybuchy termojądrowe skoro mamy olbrzymi nadmiar energii z samych reaktorów?

 

Materiał do bomby atomowej relatywnie prosto zdobyć (możną ja na przykład wykonać z radu który nie wymaga super oczyszczania), trudności pojawiają się w momencie budowy. W przypadku bomb termojądrowych problemy rosną w tempie geometrycznym - a co za tym idzie i koszta takich bomb. Nie zdziwiłbym się gdyby koszt produkcji takiej bomby odpowiadałby kosztowi budowy dobrej siłowni atomowej... Po co jeździć taksówką skoro za jedną przejażdżkę można sobie kupić samochód?

 

Jedno mnie ciekawi, dlaczego wolframowe miski?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  W przypadku bomb termojądrowych problemy rosną w tempie geometrycznym - a co za tym idzie i koszta takich bomb. Nie zdziwiłbym się gdyby koszt produkcji takiej bomby odpowiadałby kosztowi budowy dobrej siłowni atomowej... [/size] 

Są relatywnie tanie... materiał jądrowy jest potrzebny tylko do zapłonu.. reszta to płonąca woda w miskach z wolframu ponieważ wybuch byłby w tej " misce" ( miska wielkości kilkuset metrów odbijająca wybuch w górę jednocześnie dając możliwość odparowania jak największej ilości wody bez pyłu i wielokrotnie). Termojądrówki bo brak toksycznych odpadów .

Inny sposób to w górze wywiercić otwór zalać wodą a na dnie zdetonować ładunek wtedy wystrzelona  woda zakumuluje ciepło i opadając w postaci mgły przyniesie ciepło na ziemię. Mówimy o podgrzewaniu powietrza a to ma stosunkowo małą pojemność cieplną (zimą jest suche). Taki sztuczny gejzer tylko o olbrzymiej wydajności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mieszkaniec Gorzowa Wielkopolskiego odzyskał wzrok po... wypadku samochodowym. Wcześniej, przez ponad 20 lat był niewidomy. Janusz Góraj przechodził przez ulicę, gdy na przejściu dla pieszych potrącił go samochód.
      Upadłem na maskę samochodu, uderzyłem głową o tę maskę, później osunąłem się na jezdnię, mówił w wywiadzie dla Polsat News.
      Pan Góraj stracił wzrok z powodu ostrej alergii. Nie widział na jedno oko, w drugim widział tylko światło i kontury obiektów.
      Po wypadku został odwieziony do szpitala. Podczas pobytu w nim zaczął odzyskiwać wzrok w lewym oku. Dwa tygodnie później widział już wszystko wyraźnie.
      Ani pan Janusz, ani lekarze nie potrafią wyjaśnić, co się stało. Niewykluczone, że wzrok odzyskał dzięki lekom podawanym mu w trakcie leczenia ortopedycznego.
      Teraz mężczyzna odzyskał samodzielność. Znalazł też pracę ochroniarza w szpitalu, w którym odzyskał wzrok.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Państwa wykorzystujące elektrownie atomowe są przygotowane na długotrwałe składowanie odpadów. Jedną z najważniejszych zasad bezpiecznego składowania takich odpadów jest niedopuszczenie do kontaktu z wodą. Jednak, jak się okazuje, współczesne metody przechowywania mogą... ułatwiać skażenie, jeśli już dojdzie do kontaktu z wodą.
      Wiadomo, że odpady z elektrowni atomowych trzeba przechowywać przez setki lat. Jeśli w tym czasie dostanie się do nich woda, istnieje ryzyko skażenia wód gruntowych radioaktywnymi izotopami i rozprzestrzenienie zanieczyszczeń daleko poza miejsce składowania odpadów.
      Aby temu zapobiec odpady zatapia się w obojętnym chemicznie nierozpuszczalnym szkle, a samo szkło umieszcza się w beczkach ze stali nierdzewnej, które izolują całość od otoczenia.
      Testy wykazały, że każde z tych rozwiązań świetnie się sprawdza. Przynajmniej w teorii. Grupa naukowców z Pacific Northwest National Laboratory, Pennsylvania State University, Ohio State University, Rensselaer Polytechnic Institute oraz francuskiej Komisji Energii Atomowej i Alternatywnych Źródeł Energii, stwierdziła, że jeśli woda w jakiś sposób dostanie się do beczki, to na styk stali i szkła będzie działał jak katalizator przyspieszający degradację obu materiałów i uwalnianie odpadów do środowiska.
      Naukowcy skupili się na zbadaniu scenariusza, w którym woda przedostaje się do beczek. Takiej sytuacji nie można wykluczyć. Nie wiemy bowiem, jak w ciągu setek lat zmieni się otoczenie, w którym przechowywane są odpady. Nie potrafimy przewidzieć, jak zmiany we wzorcach odpadów wpłyną na krążenie wód gruntowych. Zatem nawet tam, gdzie obecnie jest sucho i gdzie składuje się z beczki z odpadami, w przyszłości może pojawić się woda.
      Zatem, jak stwierdzili specjaliści, należy tak przechowywać odpady z elektrowni atomowych, by pozostawały one bezpieczne nawet wówczas, gdy zostaną narażone na kontakt z wodą. Dotychczasowe testy wykazywały, że zarówno stal nierdzewna jak i szkło są długoterminowo stabilne przy kontakcie z wodą. Jednak teraz eksperci testowali, co się stanie, jeśli szkło i stal mają ze sobą kontakt, a pomiędzy nie dostanie się woda.
      Okazało się, że na styku obu materiałów zachodzą inne reakcje chemiczne niż na powierzchni każdego z nich z osobna. Przy długoterminowym kontakcie z wodą tak czy inaczej dochodzi do rozpuszczenia materiału. Na styku stali i szkła lokalna koncentracja takich rozpuszczonych materiałów może być wysoka, co tworzy nowe środowisko chemiczne, przyspieszając korozję. Materiały zaczynają ze sobą reagować w znacznie szybszym tempie niż ma to miejsce normalnie. Pojawia się zjawisko korozji szczelinowej, podczas której zwiększa się lokalna kwasowość, co sprzyja przyspieszeniu korozji stali.
      Naukowcy postanowili sprawdzić swoje przewidywania w praktyce. Zetknęli ze sobą szkło i stal nierdzewną, dodali do tego roztwór chlorku sodu. Całość była przez 30 dni trzymana w temperaturze 90 stopni Celsjusza. Później oba materiały zbadano za pomocą mikroskopu. Okazało się, że z części szkła całkowicie zostały wypłukane metale. To typowe zjawisko wymywania metali ze szkła w kwaśnym środowisku. W pobliżu miejsca prowadzenia eksperymentu zanotowano znaczące zwiększenie ilości żelaza, co pokazuje, że również stal zaczęła się rozpuszczać. Naukowcy uważają, że dodatkowo reaktywność, a co za tym idzie degradacja materiałów, jest zwiększana przez chrom, który w dużych ilościach (m.in. 11%) wchodzi w skład stali nierdzewnej.
      Badania samej stali wykazały, że w wyniku reakcji pokryła się też warstwą aluminium, sodu i innych metali. To wskazuje, że część rozpuszczonego materiału osadziła się na stali. Taka warstwa może z czasem zmniejszyć reaktywność i zmniejszyć tempo korozji stali, jednak potrzebne są dłużej trwające eksperymenty, by to potwierdzić.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      U pacjentów z chorobami serca, którzy zażywają obniżające poziom cholesterolu statyny, o wiele rzadziej rozwija się depresja (Journal of Clinical Psychiatry).
      Prof. Mary Whooley z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco oceniała częstość występowania depresji w grupie 965 chorych na serce osób. Okazało się, że pacjenci zażywający statyny znacznie rzadziej mieli kliniczną depresję. By dokładniej przyjrzeć się nowo odkrytemu zjawisku, przez dodatkowe 6 lat śledzono losy 776 chorych bez depresji - w grupie tej 520 osób zażywało statyny, a 256 nie. Wśród chorych leczonych statynami depresja rozwinęła się u 18,5%. Dla porównania, zdiagnozowano ją u 28% grupy niezażywającej statyn. Po przeliczeniu oznacza to, że u ludzi korzystających z dobrodziejstw statyn ryzyko wystąpienia depresji jest aż o 38% niższe.
      Whooley podkreśla, że w miarę upływu czasu różnice między grupami stawały się coraz silniej zaznaczone: u pacjentów zażywających statyny ryzyko zachorowania na depresję stawało się coraz mniejsze, a u chorych z innym planem terapeutycznym coraz wyższe. Sugeruje to, że statyny wywierają długoterminowy wpływ ochronny, być może zapobiegając miażdżycy tętnic mózgu, która w innym razie przyczyniłaby się do [rozwoju czy wpływałaby na natężenie] objawów depresyjnych.
      Statyny korzystnie wpływają na śródbłonek (wyściółkę) naczyń krwionośnych, przez co stają się one mniej sztywne i lepiej dostosowują się do zmiennych potrzeb organizmu. Trzeba jednak kolejnych studiów, by dokładniej poznać mechanizm wpływu tych leków. Pani profesor nie wyklucza również, że pacjenci zażywający statyny są ogólnie zdrowsi od osób, które ich nie łykają i z jakiegoś powodu nie bierzemy tego pod uwagę, mimo że wzięliśmy poprawkę na różne czynniki, np. palenie, aktywność fizyczną i poziom cholesterolu.
      Gdyby w przyszłości potwierdziło się, że statyny chronią przed depresją, można by w ten sposób podwyższać nastrój u pacjentów z chorobami serca i poprawiać funkcje sercowo-naczyniowe u chorych z depresją. Odkrycie dotyczące statyn wydaje się tym ważniejsze, że wcześniej Whooley wykazała, że depresyjni sercowcy rzadziej się gimnastykują i mają mniejszą motywację do brania leków, przez co rośnie ryzyko zawału czy udaru.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Skłaniając ludzi do myślenia w szybkim tempie, można ich zachęcić do podejmowania ryzyka. Amerykańscy psycholodzy uważają, że współczesne filmy o wartkiej akcji czy migające światła w kasynie wywierają na nas taki właśnie wpływ.
      W ramach wcześniejszych badań prof. Emily Pronin z Princeton University wykazała, że można zmienić tempo myślenia i że myślenie w żywszym tempie wprowadza ludzi w dobry nastrój. Wiedząc to, Amerykanka zastanawiała się, czy myśląc szybko, jesteśmy bardziej skłonni podejmować ryzyko. Stąd pomysł na 2 eksperymenty.
      W 1. uczestnicy odczytywali na głos stwierdzenia wyświetlane na ekranie komputera. Prędkość wyświetlania można było kontrolować i czasem była ona 2-krotnie większa od zwykłego tempa czytania, a czasem 2-krotnie mniejsza. Później ochotnicy mieli nadmuchać serię wirtualnych balonów. Każde dmuchnięcie dodawało do banku kolejne 5 centów, jednocześnie zwiększało się jednak ryzyko pęknięcia. Jeśli dana osoba przestawała dmuchać przed pęknięciem, zachowywała zebrane pieniądze. Jeśli nie, ulatniały się one razem z powietrzem z pękniętego balonu. Okazało się, że osoby, które zmuszono do czytania z prędkością większą od przeciętnej, dmuchały dłużej niż reszta i z większym prawdopodobieństwem traciły pieniądze.
      W drugim eksperymencie badani oglądali 3 filmiki wideo. Każdy przedstawiał neutralne sceny - np. wodospady, iguany czy miasta - ale zróżnicowano je ze względu na średnią długość ujęcia. Tempo było więc bardzo duże (jak w klipach muzycznych), średnie (jak w typowym filmie hollywoodzkim) albo plasowało się między nimi. Po obejrzeniu nagrań uczestnicy studium wypełniali kwestionariusz z pytaniami dotyczącymi prawdopodobieństwa angażowania się w najbliższym półroczu w ryzykowne zachowania, np. seks bez zabezpieczeń. I tym razem stwierdzono, że im większe tempo filmu i myślenia, tym większa skłonność do podejmowania ryzyka.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Liczne badania wykazały, że używanie przez kierowców telefonów komórkowych w czasie jazdy znacznie zwiększa ryzyko wypadku. Sama rozmowa oznacza 4-krotnie większe prawdopodobieństwo kolizji, a wysyłanie SMS-ów zwiększa je aż 23 razy.
      Proponowane są usługi i aplikacje mające na celu zmniejszenie niebezpieczeństwa. Wszystkie one mają jednak pewną poważną wadę. Działają wówczas, gdy wykryją, iż telefon znajduje się w poruszającym się pojeździe. A to oznacza, że np. zablokowane mogą zostać również telefony pasażerów.
      Naukowcy z Rutgers University oraz Stevens Institute of Technology pracują nad rozwiązaniem, dzięki któremu możliwe będzie blokowanie tylko telefonu kierowcy, a pasażerowie będą mogli swobodnie korzystać ze swoich urządzeń. Uczeni wpadli na pomysł by skomunikować telefon za pomocą technologii Blutooth z systemem stereo w samochodzie. Stereo wysyła niesłyszalne dla ludzkiego ucha dźwięki, które są odbierane przez mikrofon telefonu. Specjalny algorytm wylicza pozycję telefonu w samochodzie, stwierdzając dzięki temu, czy jest on używany przez kierowcę, czy pasażera.
      Wokół tej technologii budowana jest też cała gama aplikacji pomocniczych. Powstaje na przykład program, który informuje osoby z listy kontaktów kierowcy o tym, że właśnie prowadzi on pojazd. Daje im też możliwość stwierdzenia, że rozmowa jest bardzo pilna i mimo to chcą nawiązać połączenie. Inny pomysł to połączenie systemu wykrywania pozycji telefonu z kalendarzem, dzięki czemu, jeśli w kalendarzu mamy zapisane jakieś spotkanie, na które właśnie jedziemy, będziemy mogli łatwo powiadomić uczestników spotkania, że się spóźnimy. Kierowca powinien mieć możliwość nawiązania połączenia za pomocą jednego przycisku. Bez konieczności wyszukiwania w menu kontaktów - mówi Marco Gruteser.
      Prototypowy system został zaprezentowany w laboratorium w ubiegłym roku, teraz jednak znacznie go udoskonalono. Przede wszystkim został już wbudowany w telefony, zintegrowano go z różnymi aplikacjami, a naukowcy pracują nad uproszczeniem algorytmu tak, by wykrywał położenie telefonu w samochodzie w ciągu 3-4 sekund zamiast obecnych 7-8 sekund.
      Gruteser mówi, że największym minusem systemu jest to, iż bazuje on na technologii Bluetooh. Jest ona niedostępna w znakomitej większości starszych modeli samochodów, a i nie wszystkie nowe są w nią wyposażone. Ponadto różne wymiary kabin samochodowych i różna konfiguracja głośników powodują, że wykrywanie nie działa idealnie. Obecnie system potrafi wykryć kierowcę z 90-procentową dokładnością.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...