Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

NRC: elektrownie atomowe mniej ryzkowne niż sądziliśmy

Rekomendowane odpowiedzi

Po awarii w elektrowni w Fukushimie świat baczniej zaczął przyglądać się energetyce jądrowej. W USA senatorowie zażądali, by Nuclear Regulatory Commision (NRC) przeprowadziła inspekcje amerykańskich reaktorów. Tymczasem NRC wraz z Sandia National Laboratory od sześciu lat prowadzi badania, które mają dać odpowiedź na pytanie dotyczące zagrożenia dla życia mieszkańców w razie wystąpienia bardzo poważnej awarii. Pełny raport z badań ukaże się prawdopodobnie wiosną przyszłego roku, jednak już teraz organizacja o nazwie Union of Concerned Scientists, która specjalizuje się w technologiach atomowych zdobyła, powołując się na Freedom of Information Act, wstępną wersję raportu.

Wynika z niego, że ryzyko jest znacznie mniejsze niż mówiły wcześniejsze badania NRC.

Studium ma dać odpowiedź na pytanie ile cezu-137 wydostanie się z amerykańskiej elektrowni podczas awarii. Rozważany jest scenariusz, podczas którego dochodzi do całkowitej utraty zasilania przez elektrownię, nie działa też zasilanie awaryjne. W związku z tym dochodzi do stopienia rdzenia.

NRC skupiło się na dwóch różnych elektrowniach: Peach Bottom Atomic Power Station w Pennsylvani, która korzysta z reaktorów takich, jak w Fukishimie (BWR - reaktor wodny wrzący) oraz Surry Power Station w Virginii, gdzie wykorzystywany jest reaktor wodny ciśnieniowy (PWR). Pod uwagę wzięto też dane ze 100 innych reaktorów. Specjaliści NRC doszli do wniosku, że w amerykańskich elektrowniach ryzyko stopienia rdzenia jest bardzo małe, a awaria tego typu będzie prowadziła do znacznie mniejszej liczby przypadków śmiertelnych, niż dotychczas sądzono.

Z nowych symulacji wynika, ze w czasie awarii poza reaktor przedostanie się 1-2 procent cezu-137. Poprzednie szacunki mówiły o ucieczce nawet 60% pierwiastka. Stwierdzono też, że na śmiertelną postać nowotworu zachoruje 1 na 4348 osób mieszkających w promieniu 10 mil od elektrowni. Wcześniej szacowano, że będzie to 1 na 167 osób.

Zdaniem NRC uwolnienie się materiału radioaktywnego nie nastąpi gwałtownie, co oznacza, że ludzie mieszkający w pobliżu elektrowni będą mieli czas na ewakuację. Liczba przypadków gwałtownej śmierci, związanych z wystawieniem na olbrzymie dawki promieniowania będzie bliska zeru. Niektóre osoby otrzymają jednak na tyle dużą dawkę, że w ciągu kilku dekad rozwiną się u nich śmiertelne nowotwory.

Wydarzenia przebiegają wolniej, a w niektórych przypadkach znacznie wolniej niż początkowo oceniano. Uwalniają się mniejsze dawki promieniowania niż sądzono - mówi Charles G. Tinkler, jeden z autorów raportu.

Autorzy badań symulowali różne scenariusze, biorąc pod uwagę temperatury, przepływ wody czy ciśnienie pary wodnej.

NRC ocenia, że w przypadku elektrowni Pech Bottom w krótkim czasie nie doszłoby do żadnego przypadku śmiertelnego wśród okolicznych mieszkańców. Jednak znacznie póxniej pojawiłyby się śmiertelne formy nowotworów.

Raport NRC spotkał się już z krytyką. Jednym z najbardziej znaczących krytyków jest znany fizyk atomowy Edwin Lyman, członek Union of Concerned Scientists. Jego zdaniem NRC w swoich raportach zawsze rysuje zbyt cukierkowy obraz i pod tym względem najnowsze badania nie różnią się od innych. Zdaniem Lymana NRC błędnie zakłada, że 99,5% osób mieszkających w promieniu 10 mil od elektrowni uda się ewakuować zanim zostaną narażeni na duże dawki promieniowania. Ponadto, jak zauważa fizyk, NRC przyjęło, że awaria ma miejsce podczas typowej dla danego obszaru pogody. Jeśli jednak w czasie awarii pojawi się deszcz to, jak zwraca uwagę Lyman, materiał radioaktywny zostanie zmyty z powietrza na niewielki obszar ziemi. Uczony uważa też, że NRC powinna badać nie wpływ na obszar 10 ale 50 mil wokół elektrowni. W USA w promieniu 10 mil od elektrowni żyje przeciętnie 62 000 osób, podczas gdy przeciętna populacja w promieniu 50 mil to już 5 000 000 osób.

NRC broni się twierdząc, że badania miały pokazać najbardziej prawdopodobny, a nie najgorszy scenariusz z możliwych. Przypomina, że poprzednie oceny dotyczące promienia 50 mil pokazywały, że umrze 1 na 2128 osób, a obecne mówią, że umrze 1 na 6250 osób.

Lymana te tłumaczenia nie przekonują. Jego zdaniem raport dowodzi tylko, jak niebezpieczne są reaktory atomowe. Badanie prowadzone przez NRC korzysta bowiem z tak olbrzymiej ilości zmiennych, że trzykrotne zmniejszenie ryzyka nie ma znaczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dobrze wiadomo, że są o wiele lepsze źródła energii, a energia atomowa nie jest niczym wspaniałym, ani czystym ani bezpiecznym...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dobrze wiadomo, że są o wiele lepsze źródła energii, a energia atomowa nie jest niczym wspaniałym, ani czystym ani bezpiecznym...

 

Dobra, masakrę czas zacząć.

 

A propos bezpieczeństwa. Na świecie jest 441 elektrowni atomowych. Wymień 3, które wybuchły, albo wymień jakiekolwiek, które spowodowały śmierć co najmniej 100 ludzi na przestrzeni maksimum dziesięciu lat. Ponadto: wyjaśnij dlaczego średnia życia wokół elektrowni atomowych we Francji jest o ponad błąd statystyczny większa niż w innych jej rejonach.

 

A propos czystości. Gdyby cały świat korzystał z elektrowni atomowych, to na jedną osobę przypadłoby 39,7 grama odpadów ROCZNIE, czyli równowartość monety kilkudziesięciogroszowej. Dla porównania: taka sama energia to ok. 10 000 kg gazów naturalnych i węgla na osobę rocznie, plus inne trujące emisje (źródło: http://www.whatisnuclear.com/articles/waste.html#howmuch). Sam Lem (zauważ, że on był bardzo inteligentny i posiadał olbrzymią wiedzę naukową na ten temat) w jednej ze swoich książek, masakrując ludzi protestujących przeciw elektrowniom atomowym, obliczył (cytuję z pamięci, ale prawie na pewno nie zawyżyłem), że w Polsce elektrownie węglowe produkują 28 800 ton pierwiastków promieniotwórczych (wymieniał kadm, i bodajże bor), które normalnie znajdują się w węglu, bezpośrednio do atmosfery. Co więcej, tworzywa sztuczne użyte przy produkcji wiatraków i ogniw słonecznych nadal są bardziej szkodliwe (tj. powstaje przy ich produkcji/recyklingu więcej odpadów w przeliczeniu na rok na osobę) od elektrowni atomowych.

 

A propos wspaniałości. PRZECIEŻ W ELEKTROWNI ATOMOWEJ SIĘ ROZSZCZEPIA ATOMY, no przecież trudno o coś fajniejszego.

 

Nie, NIE MA lepszych źródeł uzyskiwania energii na skalę komercyjną. Najpierw zbudujmy elektrownie atomowe, które są obecnie najlepsze, a potem wymieniajmy je na "dobrze wiadome" i nieistniejące lepsze rozwiązania. Bo na razie to Polska, która próbowała zbudować elektrownię atomową w Żarnowcu, przez głupich, niedorozwiniętych umysłowo studentów protestujących przeciw niej, nie ma praktycznie NIC oprócz największego zła, czyli elektrowni węglowej.

 

Przyznaj się - wciskasz ciemnotę, bo się węgla nawpier...niczałeś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ WhizzKid zgadzam się z tobą w ogólnym sensie wypowiedzi ale:

 

- trochę za ostry ton wypowiedzi :P

- 28 800 ton pierwiastków promieniotwórczych to trochę dużo jak na Polskę. Aktualne zużycie węgla w polsce to jakieś 140 mln ton rocznie, a toby znaczyło że ruda węgla zawiera jakieś 0,02% wg pierwiastków promieniotwórczych. Z drugiej strony w węglu kamiennym wydobywanym w Polsce notowano zawartość uranu do 2,6 kg na tonę węgla. Żeby było dosadniej, każda tona takiego węgla kamiennego zawierała 2,6 kg Uranu(nie wiem czy czasem nie można tego już traktować jako rudy uranu).

Oczywiście nie każda ruda zawiera takie ilości, ale to jest ilość która daje do myślenia. Średnia zawartość Uranu w węglu eksploatowanym na śląsku to około 6g Uranu na tonę węgla, a toru około 9,5g na tonę węgla.

 

Elektrownia atomowa emituje do atmosfery mniej niż 0,1 g rocznie pierwiastków promieniotwórczych. Elektrownie węglowe samego toru jakieś 110 kg rocznie (tylko polskie), plus trzeba też pamiętać o tym co pozostaje w popiołach i trzeba gdzieś składować. Dla porównania wybuch w elektrowni w czarnobylu spowodował uwolnienie kilkunastu kilogramów radioaktywnych pierwiastków - przy czym były to głównie izotopy jodu, cezu oraz strontu - każdy z nich z czasem połowicznego rozpadu poniżej 30 lat, większość tego co wtedy uleciała do atmosfery zdążyła się już rozłożyć do niepromieniotwórczych pierwiastków.

 

W okolicach elektrowni węglowych promieniowanie jest 40-krotnie większe niż maksymalne dopuszczalne promieniowanie w elektrowni atomowej (Pozdrawiam wszystkich mieszkających na Żeraniu). To co jest emitowane znacznie się różni, w elektrowniach atomowych procesu rozpadu są sztuczne przyspieszane i prowadzone w ten sposób aby maksymalnie wykorzystać promieniotwórczość paliwa - większość ciężkich pierwiastków promieniotwórczych(uran, rad, polon, tor, pluton itp) w paliwie atomowym zostaje "spalona", a następnie to co się da i tak jest z tych prętów odzyskiwane, na składowiska jest kierowana mieszanina stabilnych izotopów różnych pierwiastków, oraz niestabilne izotopy, przy czym są to w większości pierwiastki o liczbie atomowej mniejszej od ołowiu ( jest to ważna informacja - jądra takich pierwiastków w trakcie rozpadu emitują głównie promieniowanie alfa oraz beta - jest to promieniowanie o bardzo nikłej przenikliwości - aby je zatrzymać wystarczy porządna betonu lub ewentualnie kilkumilimetrowa blacha ołowiana). No i najważniejsze zużyte paliwo jądrowe nie jest uwalniane do środowiska - jest magazynowane lub recyklingowane, nikt ci tego do ogródka nie zwali, a w przypadku popiołów z elektrowni węglowych nie byłbym tego taki pewien.

 

Tymczasem Uran, tor zachowują swoją aktywność promieniotwórczą przez setki tysięcy lat. To znaczy że okolice elektrowni węglowych nadal pozostaną w ten sposób skażone, przez następne kilkaset pokoleń - nie uwzględniając oczywiście tego, że deszcze będą je stopniowo wymywać i przenosić do wód gruntowych - nie wiem co jest fajniejsze.

 

Na świecie zdarzyły się do tej pory trzy wypadki z udziałem elektrowni atomowych, słynny czarnobyl wywołany przez obsługę reaktora bo chcieli zobaczyć co się stanie, po 25 latach jesteśmy w stanie powiedzieć że pomimo zniszczenia reaktora oraz wydostania się dużej ilości promieniowania, negatywne skutki ograniczyły się do małego obszaru oraz były mniejsze niż szacowano. Dwa pozostałe to wyciek paliwa na Thre misles island Fukushima - przy czym ta ostatnia wydarzyła się w wyniku bardzo silnego trzęsienia ziemi w reaktorze który miał być w kolejnym roku wyłączony z uwagi na jego wiek.

 

Elektrownie węglowe odpadają bo emitują duże ilości odpadów (szczerze to substancje promieniotwórcze to najmniejszy problem) - poza tym za kilkadziesiąt lat pokłady węgla również się wyczerpią.

Elektrownie słoneczne i wiatrowe wymagają dużych powierzchni oraz są bardzo zależne od pogody, i NIE SĄ OBOJĘTNE DLA ŚRODOWISKA - elektrownie wiatrowe - ultradźwięki oraz tępienie ptaków, elektrownie słoneczne - produkcja ogniw przy których produkuje się duże ilości odpadów.

Elektrownie wodne - konieczność uregulowania rzek, co źle służy rybkom :)

Elektrownie pływowe - ultradźwięki bardzo źle wpływają na rybki i inne morskie zwierzęta.

 

Koszt jednostkowy wyprodukowania energii w przypadku elektrowni wykorzystujących źródła odnawialne jest zdecydowanie wyższy od tej uzyskiwanej z elektrowni atomowej, poza tym nie gwarantuje stałych i pewnych dostaw energii.

Jest tylko jedno bardziej ekonomiczne źródło energii - elektrownie termojądrowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ WhizzKid zgadzam się z tobą w ogólnym sensie wypowiedzi ale:

(...)

 

Mogłem źle zera wypisać, będę musiał sprawdzić, aczkolwiek wynikało z tego, że elektrownie węglowe są bardziej promieniotwórcze od atomowych. Ponadto nie wspominałem o samym uranie, ale o podobnych pierwiastkach ;-)

 

Co do trzech wypadków - Fukushima nie spowodowała niczyjej śmierci, a z tego co wiem, poziom napromieniowania okolic jest obecnie niewiele wyższy od tego generowanego przez telefon komórkowy.

 

Co do tonu wypowiedzi - być może za ostry, lecz wielce mnie denerwuje, że ludzie nie mający pojęcia nawet najmniejszego jak działa elektrownia atomowa tak na psioczą na podobne ośrodki + całe to sianie paniki ostatnio, nie wspominając już o Green Peace zaczepiających na ulicy :< Zaopatruj w detale, a ja w zjebkę, może się w końcu uda ludziom wytłumaczyć :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do trzech wypadków - Fukushima nie spowodowała niczyjej śmierci, a z tego co wiem, poziom napromieniowania okolic jest obecnie niewiele wyższy od tego generowanego przez telefon komórkowy.

 

żałosne... żeby świadomie głosić taką kłamliwą propagandę... ręce opadają

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Pomijając tych co wchodzili do środka albo zginęli przez samo tsunami. Z ostatnich danych, o jakich czytałem, napromieniowanie morza nie wzrosło znacznie, ze względu na duże rozrzedzenie napromieniowanej wody.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Górnicy na na wstępie na samą pylicę chorują jeden po drugim jeszcze zanim paliwo trafi do tych fantastycznych elektrowni węglowych, ale przecież co tam oni...robociki? Kto by się tam przejmował. Elektrowni trzeba ich postawić znacznie, znacznie więcej i regularnie transportować węgiel, a do transportu trzeba użyć ciężarówek, które są jakże czyste dla środowiska (wystarczy za nimi pojeździć na trasie). By przewieźć ładunek trzeba mieć po czym, co znowu niszczy środowisko. Podobnie z elektrowniami wiatrowymi, z czegoś trzeba je zrobić, po czymś przewieźć.

Jak dobrze zrozumiałem przeciwników to nie jest szkodliwe...

 

Poza tym technologia idzie naprzód (TWR)

http://kopalniawiedzy.pl/forum/index.php/topic,18899.0.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Energię należy czerpać z reakcji łączenia atomów ( syntezy) a nie ich rozpadu , HHO też jest obiecujące, ogniwa paliwowe, półprzewodnikowe pompy ciepła, kolektory słoneczne , kontrola pogody (łagodna zima ) ale najpierw musi zajść zmiana umysłowa i zrozumienie że Planeta to nie worek św. mikołaja dla bezczelnych bachorów tylko organizm z który należy żyć w symbiozie wpleciony w coś znacznie większego .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość simian raticus

Uran się skończy tak samo jak ropa i węgiel! Ludzi jest za dużo po prostu! A płodzą się na potęgę i kopulują zamiast się zająć sensowniejszymi rzeczami!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Pomijając tych co wchodzili do środka albo zginęli przez samo tsunami. Z ostatnich danych, o jakich czytałem, napromieniowanie morza nie wzrosło znacznie, ze względu na duże rozrzedzenie napromieniowanej wody.

... ale jednak ktoś wchodzić musiał...

 

Mnie natomiast WhizzKid denerwuje, o czym już pisałem w innym wątku, jak to cwanie temat kieruje się tylko na ekologię, a nie na ekonomiczną opłacalność. Nie wiem jak jest na zachodzie, im się pewnie opłaca, bo mają paliwo i technologię, ale mnie denerwuje sianie propagandy jakoby w Polsce atom to była jedyna alternatywa.

 

Wymieniliście zresztą wyżej jak to energia słoneczna jest nieekologiczna, wodna i wiatru też... ale o geotermii nikt nic nie pisze. Nie wspomnę o energii słonecznej z orbity (jakaś tam przyszłość).

 

radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakaś tam przyszłość to wiesz z tymi orbitami :) Ale że co, wg Ciebie atom jest nieopłacalny? Bo mi się wydawało, że właśnie bardzo tanią energię produkuje. Geotermia? Fajna sprawa, przyznaję, ale geotermia nie rozwiązuje problemu energii w skali kraju (poza Islandią, gdzie mają podgrzewane ulice).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakaś tam przyszłość to wiesz z tymi orbitami :) Ale że co, wg Ciebie atom jest nieopłacalny? Bo mi się wydawało, że właśnie bardzo tanią energię produkuje. Geotermia? Fajna sprawa, przyznaję, ale geotermia nie rozwiązuje problemu energii w skali kraju (poza Islandią, gdzie mają podgrzewane ulice).

I tu się mylisz. Polska, obok Niemiec i Islandii ma najlepsze warunki do geotermii i to właśnie w skali kraju. Energię masz dostępną non stop, niezależnie od tego czy wieje czy świeci słońce. Do tego możesz rozproszyć źródła energii, elastycznie włączać/wyłączać sekcje produkcji prądu w zależności od dobowego zapotrzebowania itd. itp. Tego nie zrobisz z elektrownią atomową ani węglową.

Znalazłem swoją niedawną wypowiedź na ten temat:

Cytat: amur49 w Lipiec 15, 2011, 09:21:49 pm

 

    ...To daję pod uwagę zwłaszcza tym technicznym naiwniakom, którym marzy się budowa odpowiedniej (i to ogromnej) ilości farm wiatrowych, zamiast elektrowni atomowej.

Kurka, no aż się zalogowałem, od nie wiem jakiego czasu, żeby odpowiedzieć na ten "tekst".

 

Primo: pod uwagę technicznym "wymiataczom" daję fakt, że energia geotermii jest osiągalna przez całą dobę 365 dni w roku. Elektrownie słoneczne buduje się nawet w Kanadzie (o tym, że słońce jest/będzie dostępne non stop było nawet na kopalni - elektrownia orbitalna - no, ale to przyszłość). Ciekawe, że Niemcy rezygnują z atomu (mają 17 elektrowni) na rzecz energii odnawialnej... ale to przecież naiwniaki, nie wiedzą co czynią... My MUSIMY wybudować sobie 2, zbawią nas.

 

Secundo: pod uwagę ekonomicznym naiwniakom daję pod uwagę, że:

1) trzeba mieć technologie albo za nią zapłacić (tyle ile zażąda sprzedawca)

2) trzeba mieć paliwo albo za nie zapłacić  (tyle ile zażąda sprzedawca, żeby nie skończyło się jak z gazem z Rosji)

3) trzeba mieć wykształconych pracowników albo zapłacić za ich wykształcenie

4) trzeba mieć miejsce do przechowywania odpadów

5) jak się nie ma na to kasy to trzeba ją pożyczyć (100mld, po stawkach dziwnie mniejszych jak na zachodzie, a autostrady czy stadiony to u nas są najdroższe...)

6) jak się pożycza dużo kasy na długi okres to się oddaje jakieś 2x tyle (kto ma hipotekę ten wie)

7) zanim spłacimy tę pożyczkę to trzeba będzie elektrownie zamknąć... i za to zapłacić! (ponoć więcej jak za budowę)

8) szacowane pokrycie zapotrzebowania na energię w PL w 2021 to zaledwie od kilku do kilkunastu %

9) i ostatnie: budować elektrownie atomową w kraju, w którym nie potrafią zrobić autostrady, bezcenne.

 

pozdro

radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawi mnie jednak fakt, że Niemcy zaczęli debatę o atomie dopiero po Fukushimie. Plus, jeśli Greenpeace czegoś nie lubi, to to z definicji musi być dobre. Niemniej, nie mam nic przeciw geotermii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawi mnie jednak fakt, że Niemcy zaczęli debatę o atomie dopiero po Fukushimie. Plus, jeśli Greenpeace czegoś nie lubi, to to z definicji musi być dobre. Niemniej, nie mam nic przeciw geotermii.

Ha! I właśnie jesteś w błędzie. Angela ogłosiła taki plan na miesiąc czy dwa PRZED Fukishimą (w styczniu czy jakoś tak). Ludziom się wydaje, że po, bo głośno zaczęto o tym przypominać w mediach właśnie w związku z Fukushimą.

I znowu zacytuję siebie, bo mikroos to samo napisał co Ty :)

Ile elektrowni geotermalnych (24/7) można wybudować za 100 mld?

Ile słonecznych?

(nie jestem entuzjastą wiatrowych po przeczytaniu ciekawego art. w WiZ o tym, że jednak odbierając energię wiatru przyczyniamy się do zwiększenia średniej temp. o 2st. C na obszarze tej elektrowni co źle wpływa na środowisko wokół. O hałasie, "pejzażu", zabijaniu ptaków/nietoperzy i niestałości wiatrów nie wspomnę.)

I ile wcześniej można by zaspokoić nasze potrzeby energetyczne w PL zanim podobno (patrz autostrady A4, A2 itd.) w 2021 powstanie u nas pierwsza siłownia atomowa?

No sorry, Francja jak ma 58 siłowni to może sobie wybudować jeszcze parę... nam ta jedna/dwie nie jest do niczego potrzebna. Musimy gonić Europę zachodnią w rozwoju, ale czy koniecznie musimy iść dokładnie tą samą drogą i popełniać te same błędy?

 

btw. Ja tam greenpeacu nie lubię, za to lubię swoje pieniądze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wypraszam sobie. Drugi już raz próbujesz mi - raz w tamtym wątku, a raz w tym - wmówić, że wypowiedziałem się na korzyść EA, i powtarzasz te słowa to pomimo jasnego sprostowania. Nie życzę sobie, bo w dyskusji w ogóle nie wziąłem udziału :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wypraszam sobie. Drugi już raz próbujesz mi - raz w tamtym wątku, a raz w tym - wmówić, że wypowiedziałem się na korzyść EA, i powtarzasz te słowa to pomimo jasnego sprostowania. Nie życzę sobie, bo w dyskusji w ogóle nie wziąłem udziału :)

 

No dobra, dobra, nie bądź taki drażliwy :P

 

Chciałem oficjalnie przeprosić Szanownego Pana mikroosa za swoją nieścisłą wypowiedź odnośnie jego stanowiska w sprawie budowy elektrowni atomowych. Niniejszym oświadczam, że moja wypowiedź dotyczyła tylko i wyłącznie powodów, dla których Niemcy zamykają swoje elektrownie atomowe, i że tym powodem nie była katastrofa w Fukushimie.

 

8)

 

radar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Górnicy na na wstępie na samą pylicę chorują jeden po drugim jeszcze zanim paliwo trafi do tych fantastycznych elektrowni węglowych, ale przecież co tam oni...robociki?

 

Za to górnicy w kopalniach uranu to okazy zdrowia.

 

Kto by się tam przejmował. Elektrowni trzeba ich postawić znacznie, znacznie więcej

 

Jest oczywiste, że energetyka węglowa się skończy. Na razie jest tańsza i w miarę oswojona. Nie ma co skakać wyżej nerek tylko spokojnie rozważać alternatywy. Może fuzja? Może en. geotermalna? Można oszczędzać a przez oszczędzanie wychodować zimnolubną odmianę człowieka - 50% oszczędności!Jest wiele możliwości a nie tylko węgiel albo uraan.

 

 

Podobnie z elektrowniami wiatrowymi, z czegoś trzeba je zrobić, po czymś przewieźć.

 

Nie ma czystych technologii a w to że en. jądrowa jest czystsza i bezpieczniejsza nikt (poza grupką zapaleńców) nie wierzy. Pewnie dlatego, że zapaleńcy są uzbrojeni w teorie a przeciwnicy w fakty: Czernobyl i Fukushimę. Ile jeszcze razy musi pierdyknąć ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma czystych technologii a w to że en. jądrowa jest czystsza i bezpieczniejsza nikt (poza grupką zapaleńców) nie wierzy. Pewnie dlatego, że zapaleńcy są uzbrojeni w teorie a przeciwnicy w fakty: Czernobyl i Fukushimę. Ile jeszcze razy musi pierdyknąć ?

 

Wybuchła jedna (nie ma już takich) i zepsuła się jedna (kilkudziesięciometrowe tsunami było potrzebne), nie wybuchła. Dwie na 440. Uhm... wg mnie to jest bezpieczne. Czysta? Przeczytaj z łaski swojej wyliczenia które podałem wraz ze źródłem, i albo wskaż mi namacalne argumenty przeciw, albo wypluj słowa, że tylko zapaleńcy w to wierzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za to górnicy w kopalniach uranu to okazy zdrowia.

Ile jest kopalni węgla a ile uranu. Ja takich danych nie posiadam, ale z pewnością mogę powiedzieć, że różnica jest ogromna co bezpośrednio przekłada się na ilość chorych osób/trupów.

 

Nie ma czystych technologii a w to że en. jądrowa jest czystsza i bezpieczniejsza nikt (poza grupką zapaleńców) nie wierzy. Pewnie dlatego, że zapaleńcy są uzbrojeni w teorie a przeciwnicy w fakty: Czernobyl i Fukushimę. Ile jeszcze razy musi pierdyknąć ?

 

Widzisz, niektórzy ludzie po prostu muszą zobaczyć, wymacać, poczuć a kataklizmy są idealną pożywką bo jednorazowo ginie duża ilość osób. Gdyby stało się to na przestrzeni lat tak jak dzieje się to w przypadku użycia elektrowni węglowych to sprawę się olewa. Bo nie widać.

To, że nie widać nie znaczy, że nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dwie na 440. Uhm... wg mnie to jest bezpieczne.

Zechciej odpowiedzieć na pytanie: ile jeszcze musi razy pierdyknąć żebyś zmienił zdanie?

 

Czysta? Przeczytaj z łaski swojej wyliczenia które podałem wraz ze źródłem, i albo wskaż mi namacalne argumenty przeciw, albo wypluj słowa, że tylko zapaleńcy w to wierzą.

 

Zapaleńcy to był eufemizm albowiem nie chciałem nikogo urazić...

 

Ale skoro o tym mowa to zapewne jestem w stanie znaleźć badania dowodzące przeciwnej tezy, albo nawet ortogonalnej. Zabawne jest to, że mniej więcej do Fukushimy byłem gorącym orędownikiem BWRów -  po jestem przeciwnikiem. Nie obchodzi mnie jak złośliwa była Matka Natura nasyłając trzęsienie i tsunami na biedną starą ale bezpieczną elektrownię. Ważne, że stos miał się wyłączyć sam bo rozszczelnienie to utrata moderatora, zatrzymanie reakcji, itp. radosne i ssane z palucha teorie. Tymczasem siał syfem na 20 km dookoła.

 

Raport który tu dyskutujemy jest w mojej opinii próbą manipulacji i odzyskania wiarygodności bo nie ulega wątpliwości, że nacisk na wyłączanie elektrowni jądrowych może być uciążliwy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie ta dyskusja przypomina argumenty o niebezpieczeństwach podróżowania. Stary dobry węgiel (samochód) kontra strach przed lataniem samolotem (atom). Ten strach jest w psychice ludzkiej że boimy się nowości i nic tego nie zmieni. Nikt normalny nie będzie się bał wsiąść do samochodu choć ludzi giną w nich setki razy więcej ludzi niż w wypadkach lotniczych. Bo lotnicze wypadki są straszne bo ginie na raz klkaset osób. Tak samo jest w energetyce węglowej i atomowej

Myślę, że żadne argumenty nie przekonają obu stron. Szkoda że decydenci też podlegają tym emocjom wpływom społecznych nastrojów a nie racjonalnie analizują za i przeciw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że żadne argumenty nie przekonają obu stron.

 

Ależ ja właśnie zostałem przekonany! Po Czernobylu, uniosłem brew w niemym pytaniu ale protestujących przeciw Żarnowcowi miałem za zabobonną bandę wsteczniaków. Po Fukushimie czuję się całkowicie przekonany. 

 

Szkoda że decydenci też podlegają tym emocjom wpływom społecznych nastrojów a nie racjonalnie analizują za i przeciw.

 

Decydenci nie ulegają emocjom. To banda zimnokrwistych [cenzura - wilk], których jedynym celem jest zdobycie i utrzymanie władzy, To sprzyja populistom. Tak więc jeśli uważasz, że rozbijanie jąder jest dobre to pisz petycje, zbieraj podpisy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Decydenci nie ulegają emocjom. To banda zimnokrwistych [cenzura - wilk], których jedynym celem jest zdobycie i utrzymanie władzy

 

Hmm, a więc tak to widzisz...

 

...ja widzę małych pazernych ludzików z rozbuchanym ego, zaślepionych przez ponoć najsilniejszy z narkotyków, z niepohamowanym parciem na szkło, z syndromem boga, podejmujących nietrafne decyzje, byle tylko przypodobać się gawiedzi. Czasem jedni są ciut sprytniejsi od drugich, i ci pierwsi są u steru, później jest na odwrót. Są tam tacy co kradną, oszukują, kłamią, grają hakami, teczkami, są demagogami, populistami, a czasem się pogubią w tym i w życiu. I odchodzą z polityki...czasem za zawsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mieszkaniec Gorzowa Wielkopolskiego odzyskał wzrok po... wypadku samochodowym. Wcześniej, przez ponad 20 lat był niewidomy. Janusz Góraj przechodził przez ulicę, gdy na przejściu dla pieszych potrącił go samochód.
      Upadłem na maskę samochodu, uderzyłem głową o tę maskę, później osunąłem się na jezdnię, mówił w wywiadzie dla Polsat News.
      Pan Góraj stracił wzrok z powodu ostrej alergii. Nie widział na jedno oko, w drugim widział tylko światło i kontury obiektów.
      Po wypadku został odwieziony do szpitala. Podczas pobytu w nim zaczął odzyskiwać wzrok w lewym oku. Dwa tygodnie później widział już wszystko wyraźnie.
      Ani pan Janusz, ani lekarze nie potrafią wyjaśnić, co się stało. Niewykluczone, że wzrok odzyskał dzięki lekom podawanym mu w trakcie leczenia ortopedycznego.
      Teraz mężczyzna odzyskał samodzielność. Znalazł też pracę ochroniarza w szpitalu, w którym odzyskał wzrok.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Państwa wykorzystujące elektrownie atomowe są przygotowane na długotrwałe składowanie odpadów. Jedną z najważniejszych zasad bezpiecznego składowania takich odpadów jest niedopuszczenie do kontaktu z wodą. Jednak, jak się okazuje, współczesne metody przechowywania mogą... ułatwiać skażenie, jeśli już dojdzie do kontaktu z wodą.
      Wiadomo, że odpady z elektrowni atomowych trzeba przechowywać przez setki lat. Jeśli w tym czasie dostanie się do nich woda, istnieje ryzyko skażenia wód gruntowych radioaktywnymi izotopami i rozprzestrzenienie zanieczyszczeń daleko poza miejsce składowania odpadów.
      Aby temu zapobiec odpady zatapia się w obojętnym chemicznie nierozpuszczalnym szkle, a samo szkło umieszcza się w beczkach ze stali nierdzewnej, które izolują całość od otoczenia.
      Testy wykazały, że każde z tych rozwiązań świetnie się sprawdza. Przynajmniej w teorii. Grupa naukowców z Pacific Northwest National Laboratory, Pennsylvania State University, Ohio State University, Rensselaer Polytechnic Institute oraz francuskiej Komisji Energii Atomowej i Alternatywnych Źródeł Energii, stwierdziła, że jeśli woda w jakiś sposób dostanie się do beczki, to na styk stali i szkła będzie działał jak katalizator przyspieszający degradację obu materiałów i uwalnianie odpadów do środowiska.
      Naukowcy skupili się na zbadaniu scenariusza, w którym woda przedostaje się do beczek. Takiej sytuacji nie można wykluczyć. Nie wiemy bowiem, jak w ciągu setek lat zmieni się otoczenie, w którym przechowywane są odpady. Nie potrafimy przewidzieć, jak zmiany we wzorcach odpadów wpłyną na krążenie wód gruntowych. Zatem nawet tam, gdzie obecnie jest sucho i gdzie składuje się z beczki z odpadami, w przyszłości może pojawić się woda.
      Zatem, jak stwierdzili specjaliści, należy tak przechowywać odpady z elektrowni atomowych, by pozostawały one bezpieczne nawet wówczas, gdy zostaną narażone na kontakt z wodą. Dotychczasowe testy wykazywały, że zarówno stal nierdzewna jak i szkło są długoterminowo stabilne przy kontakcie z wodą. Jednak teraz eksperci testowali, co się stanie, jeśli szkło i stal mają ze sobą kontakt, a pomiędzy nie dostanie się woda.
      Okazało się, że na styku obu materiałów zachodzą inne reakcje chemiczne niż na powierzchni każdego z nich z osobna. Przy długoterminowym kontakcie z wodą tak czy inaczej dochodzi do rozpuszczenia materiału. Na styku stali i szkła lokalna koncentracja takich rozpuszczonych materiałów może być wysoka, co tworzy nowe środowisko chemiczne, przyspieszając korozję. Materiały zaczynają ze sobą reagować w znacznie szybszym tempie niż ma to miejsce normalnie. Pojawia się zjawisko korozji szczelinowej, podczas której zwiększa się lokalna kwasowość, co sprzyja przyspieszeniu korozji stali.
      Naukowcy postanowili sprawdzić swoje przewidywania w praktyce. Zetknęli ze sobą szkło i stal nierdzewną, dodali do tego roztwór chlorku sodu. Całość była przez 30 dni trzymana w temperaturze 90 stopni Celsjusza. Później oba materiały zbadano za pomocą mikroskopu. Okazało się, że z części szkła całkowicie zostały wypłukane metale. To typowe zjawisko wymywania metali ze szkła w kwaśnym środowisku. W pobliżu miejsca prowadzenia eksperymentu zanotowano znaczące zwiększenie ilości żelaza, co pokazuje, że również stal zaczęła się rozpuszczać. Naukowcy uważają, że dodatkowo reaktywność, a co za tym idzie degradacja materiałów, jest zwiększana przez chrom, który w dużych ilościach (m.in. 11%) wchodzi w skład stali nierdzewnej.
      Badania samej stali wykazały, że w wyniku reakcji pokryła się też warstwą aluminium, sodu i innych metali. To wskazuje, że część rozpuszczonego materiału osadziła się na stali. Taka warstwa może z czasem zmniejszyć reaktywność i zmniejszyć tempo korozji stali, jednak potrzebne są dłużej trwające eksperymenty, by to potwierdzić.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      U pacjentów z chorobami serca, którzy zażywają obniżające poziom cholesterolu statyny, o wiele rzadziej rozwija się depresja (Journal of Clinical Psychiatry).
      Prof. Mary Whooley z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco oceniała częstość występowania depresji w grupie 965 chorych na serce osób. Okazało się, że pacjenci zażywający statyny znacznie rzadziej mieli kliniczną depresję. By dokładniej przyjrzeć się nowo odkrytemu zjawisku, przez dodatkowe 6 lat śledzono losy 776 chorych bez depresji - w grupie tej 520 osób zażywało statyny, a 256 nie. Wśród chorych leczonych statynami depresja rozwinęła się u 18,5%. Dla porównania, zdiagnozowano ją u 28% grupy niezażywającej statyn. Po przeliczeniu oznacza to, że u ludzi korzystających z dobrodziejstw statyn ryzyko wystąpienia depresji jest aż o 38% niższe.
      Whooley podkreśla, że w miarę upływu czasu różnice między grupami stawały się coraz silniej zaznaczone: u pacjentów zażywających statyny ryzyko zachorowania na depresję stawało się coraz mniejsze, a u chorych z innym planem terapeutycznym coraz wyższe. Sugeruje to, że statyny wywierają długoterminowy wpływ ochronny, być może zapobiegając miażdżycy tętnic mózgu, która w innym razie przyczyniłaby się do [rozwoju czy wpływałaby na natężenie] objawów depresyjnych.
      Statyny korzystnie wpływają na śródbłonek (wyściółkę) naczyń krwionośnych, przez co stają się one mniej sztywne i lepiej dostosowują się do zmiennych potrzeb organizmu. Trzeba jednak kolejnych studiów, by dokładniej poznać mechanizm wpływu tych leków. Pani profesor nie wyklucza również, że pacjenci zażywający statyny są ogólnie zdrowsi od osób, które ich nie łykają i z jakiegoś powodu nie bierzemy tego pod uwagę, mimo że wzięliśmy poprawkę na różne czynniki, np. palenie, aktywność fizyczną i poziom cholesterolu.
      Gdyby w przyszłości potwierdziło się, że statyny chronią przed depresją, można by w ten sposób podwyższać nastrój u pacjentów z chorobami serca i poprawiać funkcje sercowo-naczyniowe u chorych z depresją. Odkrycie dotyczące statyn wydaje się tym ważniejsze, że wcześniej Whooley wykazała, że depresyjni sercowcy rzadziej się gimnastykują i mają mniejszą motywację do brania leków, przez co rośnie ryzyko zawału czy udaru.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Skłaniając ludzi do myślenia w szybkim tempie, można ich zachęcić do podejmowania ryzyka. Amerykańscy psycholodzy uważają, że współczesne filmy o wartkiej akcji czy migające światła w kasynie wywierają na nas taki właśnie wpływ.
      W ramach wcześniejszych badań prof. Emily Pronin z Princeton University wykazała, że można zmienić tempo myślenia i że myślenie w żywszym tempie wprowadza ludzi w dobry nastrój. Wiedząc to, Amerykanka zastanawiała się, czy myśląc szybko, jesteśmy bardziej skłonni podejmować ryzyko. Stąd pomysł na 2 eksperymenty.
      W 1. uczestnicy odczytywali na głos stwierdzenia wyświetlane na ekranie komputera. Prędkość wyświetlania można było kontrolować i czasem była ona 2-krotnie większa od zwykłego tempa czytania, a czasem 2-krotnie mniejsza. Później ochotnicy mieli nadmuchać serię wirtualnych balonów. Każde dmuchnięcie dodawało do banku kolejne 5 centów, jednocześnie zwiększało się jednak ryzyko pęknięcia. Jeśli dana osoba przestawała dmuchać przed pęknięciem, zachowywała zebrane pieniądze. Jeśli nie, ulatniały się one razem z powietrzem z pękniętego balonu. Okazało się, że osoby, które zmuszono do czytania z prędkością większą od przeciętnej, dmuchały dłużej niż reszta i z większym prawdopodobieństwem traciły pieniądze.
      W drugim eksperymencie badani oglądali 3 filmiki wideo. Każdy przedstawiał neutralne sceny - np. wodospady, iguany czy miasta - ale zróżnicowano je ze względu na średnią długość ujęcia. Tempo było więc bardzo duże (jak w klipach muzycznych), średnie (jak w typowym filmie hollywoodzkim) albo plasowało się między nimi. Po obejrzeniu nagrań uczestnicy studium wypełniali kwestionariusz z pytaniami dotyczącymi prawdopodobieństwa angażowania się w najbliższym półroczu w ryzykowne zachowania, np. seks bez zabezpieczeń. I tym razem stwierdzono, że im większe tempo filmu i myślenia, tym większa skłonność do podejmowania ryzyka.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Liczne badania wykazały, że używanie przez kierowców telefonów komórkowych w czasie jazdy znacznie zwiększa ryzyko wypadku. Sama rozmowa oznacza 4-krotnie większe prawdopodobieństwo kolizji, a wysyłanie SMS-ów zwiększa je aż 23 razy.
      Proponowane są usługi i aplikacje mające na celu zmniejszenie niebezpieczeństwa. Wszystkie one mają jednak pewną poważną wadę. Działają wówczas, gdy wykryją, iż telefon znajduje się w poruszającym się pojeździe. A to oznacza, że np. zablokowane mogą zostać również telefony pasażerów.
      Naukowcy z Rutgers University oraz Stevens Institute of Technology pracują nad rozwiązaniem, dzięki któremu możliwe będzie blokowanie tylko telefonu kierowcy, a pasażerowie będą mogli swobodnie korzystać ze swoich urządzeń. Uczeni wpadli na pomysł by skomunikować telefon za pomocą technologii Blutooth z systemem stereo w samochodzie. Stereo wysyła niesłyszalne dla ludzkiego ucha dźwięki, które są odbierane przez mikrofon telefonu. Specjalny algorytm wylicza pozycję telefonu w samochodzie, stwierdzając dzięki temu, czy jest on używany przez kierowcę, czy pasażera.
      Wokół tej technologii budowana jest też cała gama aplikacji pomocniczych. Powstaje na przykład program, który informuje osoby z listy kontaktów kierowcy o tym, że właśnie prowadzi on pojazd. Daje im też możliwość stwierdzenia, że rozmowa jest bardzo pilna i mimo to chcą nawiązać połączenie. Inny pomysł to połączenie systemu wykrywania pozycji telefonu z kalendarzem, dzięki czemu, jeśli w kalendarzu mamy zapisane jakieś spotkanie, na które właśnie jedziemy, będziemy mogli łatwo powiadomić uczestników spotkania, że się spóźnimy. Kierowca powinien mieć możliwość nawiązania połączenia za pomocą jednego przycisku. Bez konieczności wyszukiwania w menu kontaktów - mówi Marco Gruteser.
      Prototypowy system został zaprezentowany w laboratorium w ubiegłym roku, teraz jednak znacznie go udoskonalono. Przede wszystkim został już wbudowany w telefony, zintegrowano go z różnymi aplikacjami, a naukowcy pracują nad uproszczeniem algorytmu tak, by wykrywał położenie telefonu w samochodzie w ciągu 3-4 sekund zamiast obecnych 7-8 sekund.
      Gruteser mówi, że największym minusem systemu jest to, iż bazuje on na technologii Bluetooh. Jest ona niedostępna w znakomitej większości starszych modeli samochodów, a i nie wszystkie nowe są w nią wyposażone. Ponadto różne wymiary kabin samochodowych i różna konfiguracja głośników powodują, że wykrywanie nie działa idealnie. Obecnie system potrafi wykryć kierowcę z 90-procentową dokładnością.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...