Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Kaski motocyklowe chronią głowę i mózg przed urazami, ale, niestety, mogą prowadzić do utraty słuchu.

Naukowcy z University of Bath i Bath Spa University przeprowadzili testy w tunelu aerodynamicznym. Stwierdzili, że wbrew obiegowej opinii, źródłem największego hałasu wcale nie jest silnik, ale powietrze przepływające wokół kasku. Nie trzeba przekraczać dozwolonych prędkości, by natężenie dźwięku przestało być bezpieczne.

Podczas eksperymentu kaski wkładano na głowy manekinów. W różnych miejscach kasku, a także w uchu manekina montowano mikrofony. Okazało się, że źródłem znaczącego hałasu, który docierał aż do błony bębenkowej, była dolna część kasku, a także pasek pod brodą.

Brytyjczycy sprawdzali również, jak na głośność wpływają kształt kasku (kąty ustawienia i wycięcia poszczególnych elementów) oraz prędkość wiatru.

Czasowe przesunięcie progu słyszenia (ang. temporary threshold shift, TTS) zmienia się jako funkcja charakterystyki spektralnej hałasu. Naukowcy z Bath podkreślają jednak, że przed ich badaniami TTS mierzono i przewidywano w sposób nieuwzględniający zmienności częstotliwości. Z tego powodu w czasie jednego z eksperymentów poddali oni ochotników audiometrii tonalnej (ang. pure tone audiometry), w ramach której określano najsłabszy słyszany przez nich dźwięk. Badanie przeprowadzano przed i po ekspozycji na biały szum. Jako że wcześniej zespół Nigela Holta ustalił, że kask motocyklowy działa jak filtr spektralny, wytłumiając dźwięki o częstotliwości powyżej 500 Hz i wzmacniając dźwięki o częstotliwości poniżej 500 Hz, testy przeprowadzano w i bez kasku motocyklowego. Okazało się, że wzorzec czasowego przesunięcia progu słyszenia stanowi funkcję filtrujących cech hełmu. Wystąpił np. wzrost wrażliwości na wysokie dźwięki i większy niż oczekiwano spadek wrażliwości na niskie dźwięki wzmacniane przez kask. Akademicy z Bath zaprezentowali wyniki swoich studiów na 161. konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Akustycznego, która odbywała się od 23 do 27 maja w Seattle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawa informacja, chociaż uważam że na Harley'u natężenie dźwięku pochodzące od silnika może być znacznie wyższe ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawia mnie, jak ci ludzie wpadają na sam pomysł przeprowadzenia tego typu badań. Może któryś z nich sam jeździ motocyklem i zauważył, że coś jest nie tak z dźwiękami w kasku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no dlatego jeśli gdzieś dalej się jedzie to praktykowane jest używanie stoperów do uszu

wytłumiają szum i silnik dość znacznie i wystarczający aby nie być głuchym przez kolejne 2 godziny po jeździe...

nie słychać nic poza własnymi myślami i odgłosami silnika przy maksymalnych obrotach :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie słychać nic poza własnymi myślami i odgłosami silnika przy maksymalnych obrotach :)

 

Pojazdów uprzywilejowanych również? ;p

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma dramatu.

Po pierwsze można przyjąć ze nie hałasuje silnik a wydech (w uproszczeniu). To nie samo spalanie generuje hałas a jego efekty czyli spaliny wydostające się z cylindra z dużą prędkością zadanie tłumika to wyhamowanie. Jak mamy "wolny wydech" to mniej hamujemy wylot. oczywiście dochodzą rożne zjawiska falowe do tego ale mniejsza o to.

Po drugie wszystko zależy od kasku co nie est specjalnie odkrywcze ale brak informacji o rodzaju kasku powoduje ze informacja jest niepełna. Z doświadczenia kaski pełne są cichsze.

Po trzecie jest tez czynnik dodatkowy i są to drgania ja po jeździe na sprzęcie jednocylindrowym (lubię starsze motocykle a w zasadzie bardziej grzebnie niż jeżdżenie) odczuwam w uszach coś na kształt dyskomfortu i wg mnie jest to spowodowane drganiami przenoszonymi z motocykla a nie żadnymi szumami czy wydechem i to też może mieć jakiś wpływ.

 

Mariusz Błoński a co powiesz o badaniu "cićków" w pępku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Czemu tak nie lubimy drapania paznokciem po tablicy czy odgłosu łamania styropianu? Odpowiedzi należy szukać w częstotliwości dźwięków i budowie ludzkiego ucha.
      Choć zapewne nie było to proste, naukowcom udało się zebrać grupę 104 ochotników, którzy zgodzili się wysłuchać różnych nieprzyjemnych dźwięków. Części z nich (24) mierzono w tym czasie tętno, ciśnienie krwi oraz reakcję skórno-galwaniczną.
      Christoph Reuter z Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Wiedeńskiego i Michael Oehler z Macromedia Hochschule für Medien und Kommunikation poprosili badanych, by określili dyskomfort odczuwany przy każdym dźwięku.
      Eksperyment przeprowadzano na dźwiękach z szerokiego spektrum częstotliwości. Analiza ujawniła, że wolontariusze reagowali najsilniej na dźwięki z zakresu 2000-4000 herców. Niemiecko-austriacki duet nie był tym szczególnie zaskoczony, ponieważ wcześniejsze studia pokazały, że ludzie reagują silniej na składowe odgłosu drapania paznokciem tablicy o średniej, a nie wyższej częstotliwości. Wkład Reutera i Oehlera polegał na sprecyzowaniu granic przedziału najsilniej zaznaczonej odpowiedzi.
      Naukowcy zastosowali ciekawy wybieg - podawali badanym różniące się informacje odnośnie do źródła dźwięków. Jednych przekonywano, że dźwięk stanowi część kompozycji muzycznej, a innym mówiono prawdę, że to skrobanie tablicy. Sądząc, że słyszą fragment utworu, ludzie uznawali dźwięk za mniej nieprzyjemny, ale oszukać dawał się tylko umysł, a nie ciało, bo reakcje fizjologiczne były takie same jak w podgrupie znającej faktyczny stan rzeczy.
      Niekiedy akustycy usuwali z nagrania niektóre składowe, np. piskliwe drapanie, ale nie ograniczało to w znaczący sposób nieprzyjemnych wrażeń. Nadal pozostawały bowiem dźwięki z zakresu 2000-4000 herców, czyli odpowiadające częstotliwości ludzkiego głosu. W tym podobieństwie panowie upatrują zresztą źródła problemu. Kanał słuchowy naszego ucha jest ponoć tak zbudowany, że wzmacnia dźwięki o takiej charakterystyce, wzmacnia więc też te niepożądane...
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ćmy rolnice tasiemki (Noctua pronuba) są tak wyczulone na ultradźwięki polujących nietoperzy, że neurony w ich uchu reagują na ruch błony bębenkowej odpowiadający wielkości atomu. Biolodzy z Uniwersytetu w Bristolu tłumaczą, że gdyby błonę bębenkową przeskalować, by miała grubość ściany z cegieł, owad byłby w stanie wykryć przemieszczenie ścianki na grubość włosa.
      Brytyjczycy tłumaczą, że u motyli występuje narząd tympanalny, który stanowi rodzaj rezonatora pokrytego cienką błoną bębenkową. Znajdują się na niej skolopofory, zbudowane z trzech komórek - jednej nerwowej i dwóch okrywających. Podobnie jak w naszym uchu wewnętrznym, drgania są przekształcane w impulsy elektryczne. Wibracje można opisać za pomocą częstotliwości (jak szybko błona się porusza) oraz natężenia (jak bardzo się przemieszcza). Dotąd nie wiedziano jednak, które z właściwości dźwięku są przekładane na sygnał nerwowy.
      Zespół dr Hannah ter Hofstede spróbował więc jednocześnie monitorować aktywność neuronów ćmy i drgania błony bębenkowej w czasie podawania dźwięków o różnych częstotliwościach i natężeniu. Brytyjczycy zauważyli, że do pobudzenia komórek nerwowych wystarczyło przemieszczenie błony rzędu 140 pikometrów, co odpowiada wielkości niektórych atomów.
      Gdyby neurony po prostu wykrywały dźwięki, to drobne przesunięcie byłoby takie samo dla wszystkich częstotliwości, różniłaby się tylko prędkość wibracji. [W świetle uzyskanych wyników wygląda jednak na to], że neurony słuchowe są aktywowane przez niewielkie przemieszczenia błony bębenkowej, a nie częstotliwość jej drgań - tłumaczy dr Holger Goerlitz. Pewnym wyjątkiem są niskie dźwięki o częstotliwości poniżej 15 kHz, w przypadku których do pobudzenia neuronów dochodziło przy większych przemieszczeniach błony bębenkowej. Ćmy są głuche na niskie, nieszkodliwe dźwięki z tła [muszą być naprawdę głośne, by je odnotowały], co umożliwia im dokładniejsze dostrojenie do ważniejszych odgłosów: ultradźwięków wydawanych przez polujące na nie drapieżniki - podsumowuje dr Hannah ter Hofstede.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Powstała płynna antena, która zmienia kształt, a zatem i częstotliwość na jakiej pracuje. Tego typu urządzenia mogą doprowadzić w przyszłości do stworzenia elektroniki, która w odpowiedzi na bodźce zmienia na żądanie swoje funkcje.
      Antena jest dziełem uczonych z North Carolina State University i University of Utah.
      Jej twórcy wykorzystali przewodzący płynny eutektyczny stop galu i indu o niskiej lepkości, który wstrzyknęli do mikrokanału długości 51 milimetrów. Mikrokanał podzielony jest na cztery zbiorniki. Dwa środkowe są od siebie oddzielone na stałe, podczas gdy każdy z zewnętrznych od sąsiedniego środkowego oddzielają kolumienki, pomiędzy którymi jest wolna przestrzeń. Po wstrzyknięciu do środka metalicznego stopu na jego powierzchni spontanicznie formuje się podobna do membrany warstwa tlenku, która zapobiega zlewaniu się metalu pomiędzy sąsiadującymi ze sobą zbiornikami środkowymi i wewnętrznymi. W takim stanie całość działa na najwyższych częstotliwościach, tworząc krótką dipolową antenę składającą się z metalu w dwóch wewnętrznych zbiornikach. Gdy do jednego jej końca przyłożymy odpowiednie ciśnienie, dojdzie do przełamania warstwy tlenku i metal z jednego z zewnętrznych zbiorników połączy się z metalem z sąsiadującego zbiornika wewnętrznego, tworząc dłuższą, z więc pracującą na niższych częstotliwościach antenę. Przyłożenie ciśnienia do drugiego końca wywoła taki sam efekt, jeszcze bardziej wydłużając antenę, a zatem obniżając częstotliwość z jaką pracuje. Zmiany przebiegają błyskawicznie, w ciągu milisekund.
      To nie pierwsza antena o zmiennym kształcie, jednak prostota jej budowy daje temu urządzeniu przewagę nad innymi rozwiązaniami. W tym przypadku do przełączania nie jest potrzebny żaden zewnętrzny mechanizm. Antenę można tak skonfigurować, by przełączenie nastąpiło w ściśle określonych warunkach. Dzięki temu może ona działać jako czujnik.
      Obecnie proces przełączenia nie jest odwracalny, co jednak oznacza, że można ją wykorzystać w postaci pasywnego elementu pamięci.
      Antenę tę można np. zastosować jako element tagu RFID. Wyobraźmy sobie, że zamówiliśmy jakiś towar pocztą. Jeśli kurier upuścił naszą paczkę, to kształt anteny uległ zmianie, co zostanie wykazane podczas skanowania tagu. W ten sposób RFID spełni rolę czujnika - mówią twórcy anteny.
      Obecnie rozpoczynają oni prace nad odwracalnym przełączaniem anteny, co znacznie zwiększy jej możliwości. Pozwoli np. na jej konfigurację tak, by pracowała na tej częstotliwości, na której zachodzi w danym momencie mniej interferencji.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Częstość wojen między państwami rosła od 1870 do 2001 r. średnio o 2% rocznie - donoszą badacze z Uniwersytetu w Warwick i Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie.
      Wydawać by się mogło, że między końcem zimnej wojny a 11 września 2001 r. świat mógł się nacieszyć względnym spokojem, jednak prof. Mark Harrison z Warwick i prof. Nikolaus Wolf z Uniwersytetu Humboldtów wykazali, że liczba konfliktów między parami państw rosła stale z średnio 6 na rok między 1870 a 1913 r. do 17 rocznie w okresie dwóch wojen światowych, 31/rok w okresie zimnej wojny i aż 36 rocznie w latach 90. ubiegłego wieku.
      Liczba konfliktów rośnie i jest to stabilny trend. Z powodu dwóch wojen światowych wzorzec uległ zaburzeniu między 1914 a 1945 r., ale po 1945 r. częstość wojen powróciła do dawnego kursu sprzed 1913 r. - dowodzi Harrison.
      Jednym z kluczowych czynników napędzających opisany proces jest rosnąca liczba państw. W 1870 r. było ich 47, a w 2001 aż 187. Starło się więcej par państw, ponieważ w ogóle było więcej par. To nie dodaje otuchy, ponieważ pokazuje, że istnieje bliski związek między wojnami, a tworzeniem (się) państw i nowych granic. Poza tym, bez względu na to, jak ją podzielimy, mamy tylko jedną planetę. Nasza planeta widziała dotąd dwie wojny światowe. Doświadczenie to sugeruje, że nie można być nigdy całkowicie pewnym, które z małych konfliktów przeobrażą się na zasadzie kuli śnieżnej w dużo szersze i bardziej mordercze zmagania - podkreśla Harrison.
      Za konflikt niemiecko-brytyjski zespół uznawał wszystko pomiędzy regularną wojną a pokazem siły w postaci wysyłania łodzi podwodnych w pobliże granicy. Nie pozwala to co prawda na przedstawienie intensywności przemocy, ale umożliwia uchwycenie gotowości władzy do siłowego rozstrzygania sporów. Jako że Harrison i Wolf przyglądali się tylko wojnom między państwami, w ich opracowaniu nie uwzględniono wojen domowych.
      Naukowcy opowiadają, że gdy rozmawiali o swoich badaniach z kolegami, ciągle pojawiały się 2 pytania związane z dodatkowymi wojnami po 1945 r.: "Czy to nie są po prostu wojny Ameryki?" i "Czy nie są to wojny koalicyjne, do których wiele bardzo oddalonych państw dołącza się symbolicznie, nie oddając nawet jednego strzału?". Harrison i Wolf odpowiadają, że nie. Gdyby wyeliminować dane nt. konfliktów USA, różnica jest praktycznie żadna, bo trend rosnący nadal występuje. Poza tym inni naukowcy wykazali wcześniej, że średni dystans między zwaśnionymi krajami stale spada od lat 50. XX w.
      Kto inicjuje spory? Akademicy podkreślają, że co prawda rzeczywiście państwa z większym PKB częściej decydują się na interwencje militarne, ale tendencja ta nie nasiliła się w ciągu 130 objętych analizą lat. Oznacza to, że gotowość do siłowego rozwiązywania konfliktów jest coraz bardziej niezależna od globalnego rozkładu dochodów.
      Myśl socjologiczno-politologiczna zakłada, że gdy państwa stają się coraz bogatsze, bardziej demokratyczne i wzajemnie zależne, wojen powinno być mniej. Harrison uważa, że opisana teoria nie jest zła, lecz niekompletna. Politolodzy za bardzo skupili się na preferencjach, tendencji do wojen, pomijając możliwości. Częstsze wojny nie są w takim ujęciu skutkiem chęci, lecz możliwości. Badacze wyjaśniają, że wzrost ekonomiczny sprawił, że prowadzenie wojny stało się tańsze w odniesieniu do tzw. dóbr cywilnych. Poza tym państwom pozwolono opodatkować i pożyczać więcej niż kiedykolwiek dotąd, a zjawisku temu towarzyszył rozrost demokracji. Nie da się też zaprzeczyć, że konflikt zbrojny przeszkadza w handlu, jednak te kraje, którym udało się podtrzymać zewnętrzne kontakty handlowe w czasie wojny, mogły skuteczniej finansować swoje poczynania.
      Innymi słowy: rzeczy, które miały spowodować, że politycy będą mniej pragnąć wojny - wzrost zdolności produkcyjnych, demokracja, możliwości handlowe - sprawiły, że wojna stała się tańsza - podsumowuje Harrison.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W bieżącym roku do rąk amerykańskich użytkowników trafią pierwsze urządzenia, które będą używały niewykorzystane pasmo radiowe przydzielone naziemnej telewizji. Wśród tych urządzeń znajdą się zarówno bezprzewodowe rutery sieciowe, jak i telefony komórkowe czy tablety. Aby zapobiec interferencjom z sygnałem telewizyjnym, urządzenia będą automatycznie łączyły się z rządową bazą danych i sprawdzały dostępne częstotliwości w swojej okolicy. Jako, że częstotliwości na jakich nadawany jest sygnał telewizyjny pozwalają na przesyłanie fal o większej długości niż częstotliwości telefonii komórkowej czy Wi-Fi, komunikacja bezprzewodowa może odbywać się na większe odległości.
      Microsoft chce odgrywać kluczową rolę w całym systemie, wobec czego koncern złożył do Federalnej Komisji Komunikacji (FCC) wniosek o otrzymanie prawa do administrowania bazą danych. Firma posiada odpowiednią technologię o nazwie SenseLess. Dotychczas takie prawo przyznano Google'owi i ośmiu innym firmom, jednak nie wiadomo, jak działają ich technologie.
      Microsoft pokazał swoje rozwiązanie podczas konferencji w Las Vegas, gdzie za pomocą urządzenia firmy Adaptrum podłączono do internetu konsolę Xbox 360.
      Urządzenie dostępowe najpierw łączy się z bazą danych za pomocą częstotliwości o której z góry wiadomo, że w danej okolicy jest zawsze wolna i informuje ją o swoim położeniu. Wówczas baza przekazuje urządzeniu dane na temat wszystkich innych wolnych częstotliwości w okolicy. W SenseLess wykorzystano dane na temat każdego licencjonowanego sygnału telewizyjnego w USA, które połączono ze szczegółowymi mapami i modelami topograficznymi, które przewidują, w jaki sposób rozprzestrzenia się sygnał w zależności od odległości i ukształtowania terenu.
      SenseLess została stworzona przez zespół Ranveera Chadry. Współpracujący z nim Rohan Murty z Uniwersytetu Harvarda przeprowadził testy w warunkach polowych, w czasie których przebył samochodem 24 000 kilometrów, sprawdzając działanie technologii. Nie mieliśmy żadnych fałszywych pozytywnych informacji. Nigdy nie zdarzyło się tak, by SenseLess poinformowała nas, że dany kanał jest wolny, gdy w rzeczywistości był zajęty - mówi Chandra.
      Co więcej, badania wykazały, że urządzenia dostępowe nie muszą podawać bardzo dokładnej lokalizacji. Jest to o tyle istotne, że wiele z nich będzie pracowało w pomieszczeniach, gdzie sygnał GPS jest mniej dokładny. Przy zastosowaniu odpowiednich technik urządzenie może wskazywać lokalizację z dokładnością do 950 metrów, a użytkownik straci możliwość skorzystania jedynie z 2% dostępnych częstotliwości - dodaje Chandra.
      Uczony wraz z zespołem ciągle udoskonalają SenseLess tak, by zachęcić FCC do uwolnienia kolejnych częstotliwości. Udowodnili, że możliwe jest niezakłócone przesłanie filmu HD na tym samym kanale, na którym pracują bezprzewodowe mikrofon (a te używają częstotliwości bliskich częstotliwościom TV) bez zauważalnego pogorszenia jakości dźwięku nagrywanego za pomocą mikrofonu. To z kolei dowodzi, jak mówi Chandra, że FCC zbyt konserwatywnie podchodzi do udostępniania częstotliwości. Obecnie Komisja wymaga, by urządzenia bezprzewodowe nie używały kanałów wykorzystywanych przez mikrofony i telewizję. Odkryliśmy, że nie trzeba zabraniać wykorzystywania całego kanału - mówi Chandra.
      Mamy zamiar rozwijać całą technologię, którą dotychczas opracowaliśmy, nawet jeśli nie możemy jej wdrożyć ze względu na przepisy FCC. W przyszłości te przepisy mogą się zmienić, a poza tym, inne kraje mogą stosować inne zasady korzystania z nieużywanych częstotliwości - stwierdził Paul Garnett, odpowiedzialny w Microsofcie za standardy i interoperacyjność. Już w tej chwili SenseLess została dostosowana do pracy w wielu innych krajach, w tym w Finlandii, Singapurze i Wielkiej Brytanii.
      Technologia pozwala też różnym urządzeniom, takim jak np. cyfrowe mikrofony, o poproszenie bazy danych o zarezerwowanie pewnych częstotliwości tylko dla nich.
      Kevin Werbach, specjalista ds. komunikacji z University of Pennsylvania zauważa, że tego typu technologie posłużą do dynamicznego zarządzania przydziałem bezprzewodowego spektrum, dzięki czemu będzie ono znacznie bardziej efektywnie wykorzystywane, niż ma to miejsce obecnie, gdzie całe zakresy częstotliwości są sztywno przypisane do pewnych usług i firm.
      Działania Microsoftu uprawdopadabniają tezę, że firma ta chce rzucić wyzwanie operatorom telefonii komórkowej.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...