Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Wkrótce urodzi się siedmiomiliardowy Ziemianin

Rekomendowane odpowiedzi

Z danych ONZ wynika, że przed końcem bieżącego roku na Ziemi będzie żyło 7 miliardów ludzi. Szacunki mówią, że w roku 2011 umrze 57 milionów osób, a urodzi się 135 milionów. Do roku 2050 liczba ludności ma zwiększyć się o kolejne 2,3 miliarda, a zatem o niewiele mniej niż żyło na planecie w roku 1950. Z kolei do końca wieku populacja ludzi przekroczy 10 miliardów.

Aż 97% wzrostu liczby ludności będzie miało miejsce w regionach słabiej rozwiniętych, z czego niemal połowa przypadnie na Afrykę. Jednocześnie w najbogatszych krajach liczba ludzi będzie utrzymywała się na mniej więcej tym samym poziomie. Będzie coraz więcej osób starszych i coraz mniej młodszych.

Oczywiście wszystko to są szacunkowe dane, obliczane na podstawie przewidywanej liczby urodzeń na jedną kobietę. W zależności od tego, jakie liczby weźmiemy pod uwagę, dojdziemy do wniosku, że do roku 2100 na Ziemi będzie żyło od 6,2 do 15,8 miliarda ludzi.

Jako, że z największą liczbą urodzeń mamy do czynienia w krajach słabo rozwiniętych, już teraz cierpiących na niedobory zasobów koniecznych do utrzymania swojej ludności, pogłębiające się problemy doprowadzą albo do zmniejszenia przewidywanej liczby urodzeń, albo też do masowych migracji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najwyższy czas na terraformację Marsa. Za te pareset lat Ziemia może takiego przyrostu ludzi nie wykarmić..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony strasznie - coraz większy tłok, problemy z wodą i żywnością, możliwe naprawdę wielkie zamieszanie w postaci wojen... a zdrugiej jaka szansa żeby w końcu ruszyć w kosmos.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zakładając że przy bogactwie mniej dzieci to jak biedni się wzbogacą to przyrost zmaleje,ale to nic pewnego

 

osobiście stawiam na choroby, biedę i wojny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wykarmić ludzi to jedno, większość ludzi nie chce po prostu żyć, ale coś robić, mieć pracę, mieszkanie, środek transportu, elektryczność, podstawowe media. Tego już nie będzie można wszystkim ludziom zapewnić. Biorąc pod uwagę obecne podejście do człowieka i ogólny szacunek, co widzę chociażby szukając pracy i wysyłając aplikacje, widzę że idzie to w coraz gorszą stronę. Ludzie sfrustrowani, widząc powszechną bezczelność tych, którzy mieli więcej szczęścia, bądź znajomości i braku skrupułów, narasta w nich furia. Zobacz po naszym kraju, jesteśmy w stanie wykarmić ze 100 milinów ludzi, mamy surowce by budować domy, budynki mieszkalne. Mamy mądre głowy by projektować dobra dla ludzi. Moglibyśmy rozwijać formy odnawialnej energii. Moglibyśmy racjonalnie gospodarować surowcami ziemskimi. Jednak chciwość ludzka dąży do sam widzisz czego. Gdzie jednym wzbrania się rozwoju czy jedzenia, drudzy rozkradają surowce tych i tak biednych ludzi. To kwestia chciwości ludzkiej, do skali potworności i bestialstwa. Dlatego skłaniam się do zdania Jajcentego, ze zdecydowanym wskaźnikiem na wojny. Jeszcze słowem do Skotosa: osobiście wole by ludzkość jako taką szlag trafił, jak mielibyśmy z takim myśleniem jak obecnie zdobywać kosmos. Byśmy pewnie wykończyli wszystko co byśmy znaleźli na swojej drodze w imię zysku i "bezpieczeństwa".

Do 10 milionów na pewno nie dotrzemy na ziemi, zobacz jaka jest propaganda nad przeludnieniem obecnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem tego samego zdania. Jakby ludzkość wytrzebiła pandemia lub kataklizm, albo sama do tego by doprowadziła to wreszcie (na jakiś okres czasu) zaczęlibyśmy dbać o to co mamy.

 

Nieludzka gospodarka konsumpcyjna opierająca się na produkowaniu złomu z tykającą bombą zegarową po to by kupić za chwilę nowe już się mści, żeby było mało pieniądze są taśmowo produkowane z niczego a zadłużone państwa sztucznie podtrzymywane przy życiu, jak z ostatnich dni USA czy Grecja.

Ciekawie się robi, UE zdycha z własnej głupoty i między innymi dzięki rozdętej biurokracji do granic możliwości, USA podobnie a Chiny sobie spokojnie i powolutku zdobywają Świat.

I Wojna Światowa niczego ich nie nauczyła, dlatego wybuchła druga, teraz na nasze nieszczęście wyciągnięto z obu wnioski i mamy państwa w państwach, choćby korelacja UE <-> Polska.

 

Smok nie śpi...i z ropą są kłopoty.

III Wojna Światowa to tylko kwestia czasu.

 

PS.

W zasadzie mocno subiektywnie to uważam, że jesteśmy pod kolejnym zaborem od 1 maja 2004. Takie Województwo...

Przykre

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taka ciekawostka: zastanawiałeś się np. dlaczego zostały zakupione na nasz kraj cztery działa typu LRAD do walki z tłumem, czy zmienia się prawo o stanie wyjątkowym i stanie wojennym: a) po wizycie Obamy w Polsce, :) przed tym jak USA ogłosi niewypłacalność, co równo rozniesie się po Ameryce i po Europie?

Jak pół roku temu do roku mówiłem znajomym, że system upadnie, bo nie ma innej opcji, śmiali się ze mnie, że to niemożliwe, a teraz... no właśnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak pół roku temu do roku mówiłem znajomym, że system upadnie, bo nie ma innej opcji, śmiali się ze mnie, że to niemożliwe, a teraz... no właśnie.

 

<siara mode=on>No ale dzisiaj ma podpisać żeby nie upadło...</siara>

Może słusznie się śmiali ? Znajomy zwraca uwagę na fakt, iż w sytuacjach kryzysowych ludzie panicznie kupują dolary. Wystarczy zatem ogłosić, że jest kryzys i dolar znowu będzie więcej wart niż kapsle z których go biją...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurcze no, a w Grecji, Hiszpanii, Portugalii, Tunezji, Syrii i Egipcie zapomnieli kupić… Jest to nieco niepokojące, ale skuteczne rozwiązanie. Pamiętaj, że wkrótce Euro 2012. Czy teraz już w innym świetle wygląda ten zakup? Z drugiej strony USA także zmieni(ło) prawo, aby móc odpowiedzieć atakiem rakietowym na atak cybernetyczny. Takie już koleje losu i potrzeba dostosowania się do rozwoju technologicznego. A system? Niech bankruci upadają skoro źle zarządzali, a nie podtrzymuje się na siłę finansowe trupy. Tylko, że podtrzymywanie jest korzystne dla tych, co dzięki temu zakładają smycz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jak pół roku temu do roku mówiłem znajomym, że system upadnie, bo nie ma innej opcji, śmiali się ze mnie, że to niemożliwe, a teraz... no właśnie.

A teraz przeprowadzi się prostą operację księgową, taką samą jaką przeprowadzano już co najmniej kilka razy w ostatnich latach. A potem będzie po staremu, bo w praktyce cały dług to tylko pusta liczba, ot taki sobie zapis na papierku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jutro się przekonamy.

U nas dług to pusta liczba także? Bo za te puste liczby sprzedaje się realne bogactwo narodowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tu właśnie jest problem, bo nasza pusta liczba może nas wpędzić w kłopoty(ot choćby zablokuje nam ktoś kredycik w Banku Światowym albo zmieni nieco stawki tych czy innych dopłat), a Amerykanom i tak krzywdy nikt nie zrobi. Pierwsza zasada politycznego survivalu mówi: nie atakuje się członków atomowego klubu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślałem bardziej że to kwestia tego że bank światowy i FED jest własnością Amerykanów i dlatego ich własny bank nie ruszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Amerykanie to powinni przede wszystkim wrócić do źródeł i posłuchać np. Jeffersona, który mówił, że rząd nie ma prawa zadłużać przyszłych pokoleń. Przestrzegał przed rosnącymi wydatkami rządowymi, które doprowadzą do coraz większego opodatkowania, a to z kolei zamieni ludzi w niewolników, bo aby się utrzymać będą musieli pracować coraz więcej.

 

I to nieprawda, że USA mogą się zadłużać bez końca. Każdy dług w końcu trzeba spłacić. Obecne zadłużanie się USA skończy się tym, że kolejne pokolenia będą musiały żyć na niższym poziomie. Innymi słowy - obecne pokolenia żyją na koszt przyszłych, zmuszają ich do obniżenia poziomu życia po to, by same żyć na ich koszt.

I to samo dotyczy każdego innego państwa. Oczywiście większy może więcej. Więc USA mają znacznie większe możliwości niż taka Polska czy inna Grecja. Ale zasada jest ta sama dla wszystkich.

 

Zainteresowanym polecam ten wpis: http://www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=986

 

I w ogóle blog Gwiazdowskiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Tomek

 

Bank Światowy nie jest własnością USA. Ma jedyne siedzibę na terenie tego kraju.

 

@Mariusz

 

Oczywiście, że zadłużanie się jest samo w sobie złe. Chodziło mi jedynie o to, że samo zbliżenie się do kolejnego limitu nie niesie ze sobą realnych konsekwencji, więc sytuacja z wczoraj, kiedy byliśmy o krok od limitu, wcale nie będzie lepsza od sytuacji aktualnej za tydzień, kiedy do limitu będzie np. brakowało 2 bilionów USD. Limit to wartość całkowicie teoretyczna, którą można z łatwością zmienić jednym prostym głosowaniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Całkowicie się zgadzam. Kolejne głosowanie, kolejny limit. Tylko kiedyś będą musieli to błędne koło zatrzymać. A im później to zrobią, tym będzie gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przed ciężką zimą zawsze bogato owocują sady. Nadzieja w portalach społecznościowych które w ułamku sekundy docierają do milionów zgranych osobników i tym samym kształtują przyszłość ponad granicami państwowo-unijno-kontynętalno-religijnymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szacunki mówią, że w roku 2011 umrze 57 milionów osób, a urodzi się 135 milionów.

 

Czyli na sekundę rodzi się 4,3 ludzia zaś umiera 1,8. Postukajcie sobie palcem ~2 razy na sekundę, każde stuknięcie to czyjaś śmierć ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@mikroos

Miałeś rację, po prostu zwiększyli limit :)

Zauważyłem, że powoli świat zaczyna się buntować przeciwko działaniom Stanów, np. to co mówił Putin. Z tego co trzepią media to może jeszcze z tego lipa niezła wyjść, co wy o tym sądzicie? Do czego to w końcu doprowadzi?

@Mariusz

Zastanawia mnie jedno.

Dlaczego tu jest mowa o kolejnych pokoleniach i zadłużeniu i przyszłej stopie życiowej. Tego nie rozumiem. Czy jest to kwestia wiary w pieniądza i system, który miałby się utrzymać, czy patrzysz realnie na surowce. Bo ja się zastanawiam i dedukuje tak:

jest pusty dług, świat patrzy, jest waluta, gospodarka i pieniądze. Ale są także surowce z których się produkuje. I rozumuje, że przyszłe pokolenia mają przechlapane jeżeli rozkradniemy i zniszczymy surowce. Ale system polityczny i gospodarczy?! Powiedzmy upadnie gospodarka i polityka, to ludzie po prostu zaczną coś od nowa, coś innego, lub podobnego, a skoro są surowce, to zawsze po produkują sobie co będzie im potrzebne. Pieniądz jest tylko wartością nabywczą, wart tyle ile za niego kupisz. W końcu to ziemia i natura i rolnictwo wyżywiają ludzi a nie pieniądze. Jeżeli nie dolary, to co innego, jeżeli nie pieniądze, to barter lub praca. Gdzie się mylę i błędnie rozumuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość simian raticus

Dzikie życie to i rozród dziki! Studentki i studenci robią takie rzeczy jakich w porno nie ma! Cholerna psychologia i seksuologia! Rzygać mi się od tego chce już! Jedni nie kopulują wcale, a drudzy robią to za dziesięciu! Urzędasy miny mają jakby chcieli zabić i powiedzieć nie przychodź tu! Odejdź! :)

Wykarmić się też cieżko! Nie stać mnie na polę by ziemniaków zasiać czy nie mam karty wędkarskiej by ryb nałowić! działki nie mam i kopru nie nasadzę, jabłoni nie mam czy agrestu! Nawet grill'a nie mam, bo nie jestem zamerykanizowany, a kiełbasy, boczku czy innego mięsa nie jadam! W pracy nie jeden ma gardło zpiłowane i jak kogut pieje! Drugi z papą pijany mało se zębów o bort nie wybije! Trzeci leży na steropianie zkacowany! Back too the komuna!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mammona jest tworzona z niczego czego najlepszym przykładem jest USA, powiększają sobie limit i już ot nie są bankrutami - przecież to kpina.

Pieniądze nie mają żadnego pokrycia w surowcach a korporacje są przewartościowane, demokracja i kapitalizm to są jaja nie ustrój i na deser banki, geniusz złodziejstwa i zniewolenia państw, ludzi...Ile to osób bierze kredyty na pół życia by spełnić swoje marzenia?

Marzenia o sraniu w gacie czy spłacę następną ratę?

Najgorsze jest to, że każde nowe pokolenie jest głupsze od poprzedniego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy mieszkanie w klitce 30 metrowej jest marzeniem. Na pewno nie dla mnie. Ludzie stają się niewolnikami banków by mieć możliwość, czy raczej podstawę do wejścia w życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Marzenia o sraniu w gacie czy spłacę następną ratę?

Nie zapominaj o tym, że kredyt zaciąga się na własne życzenie i w pełni dobrowolnie. I jeśli banki to wg Ciebie jaja, to wybacz, ale postawa kredytobiorców to równie wielkie jaja, bo zaciągają kredyt, choć uzyskana w ten sposób kasa nie ma pokrycia w ich majątku. Ale korporacje i USA krytykuje się bardzo łatwo, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Organizacji Narodów Zjednoczonych prowadzone są prace, które mogą zakończyć się uchwaleniem pierwszej międzynarodowej konwencji o ochronie życia morskiego na otwartych oceanach. Nad konwencją pracują przedstawiciele 193 krajów, którzy będą tam obradowali do 17 września. Pomysłodawcy nowych przepisów chcą, by zaczęły one obowiązywać od 2020 roku.
      O potrzebie ustanowienia takiego prawa niech świadczy chociażby historia tuńczyka błękitnopłetwego. To jedna z największych i najszybszych ryb w oceanie. W pogoni za ofiarą osiąga prędkość przekraczającą 70 km/h, a waga ryby może dochodzić do 230 kilogramów. Ten wielki drapieżnik dominował niegdyś na Pacyfiku, Atlantyku i Oceanie Indyjskim. Jednak w ciągu ostatniego stulecia ludzie tak zdziesiątkowali tuńczyka błękitnopłetwego, że obecnie jego pacyficzna populacja stanowi 2,6% populacji pierwotnej. Wiele innych gatunków spotkał podobny los. Zwierzęta i rośliny żyjące na wodach międzynarodowych, które stanowią 2/3 światowych oceanów, nie są chronione żadną uniwersalną konwencją. To olbrzymia luka, prawdziwa dziura na środku oceanu, mówi Lance Morgan, prezydent Marine Conservation Institute, niedochodowej amerykańskiej organizacji, która walczy o ochronę oceanów.
      Wody międzynarodowe to dom wielu niezwykłych gatunków, takich jak delfiny, wieloryby, rekiny czy żółwie. Znajdują się tam cenne łowiska i niezbędne do prawidłowego funkcjonowania planety ekosystemy, których nie znajdziemy nigdzie indziej. Mimo to do niedawna nie istniał żaden duży obszar chroniony na wodach międzynarodowych. Pierwszy taki rezerwat, na morzu Rossa, zaczął działać w grudniu ubiegłego roku. Inne duże rezerwaty istnieją na wodach i strefach ekonomicznych państw. Wody międzynarodowe nie są chronione, przez co są dostępne dla rybołówstwa i innych gałęzi przemysłu.
      Konieczność ochrony bioróżnorodności wód międzynarodowych staje się coraz bardziej paląca, w obliczu postępu technicznego, który pozwala na eksploatację dotychczas niedostępnych zasobów. Dość wspomnieć, że International Seabed Authority (ISA) przyznała już 29 firmom z 19 krajów prawo do eksploatacji złóż mineralnych znajdujących się w ekologicznie ważnych miejscach oceanów. Będą więc mogły one prowadzić prace górnicze m.in. w oceanicznej strefie spękań Clarion-Clipperton, w której, jak się okazało, co najmniej 50% miejscowych gatunków nie jest znanych nauce, czy też też na polach hydrotermalnych Zaginione Miasto na Atlantyku.
      Zarys traktatu chroniącego wody międzynarodowe ma zostać przygotowany w bieżącym roku. Otrzymają go wszystkie zainteresowane kraje, które będą mogły go przeanalizować przed kolejnym spotkaniem w tej sprawie, przewidzianym na kwiecień 2019 roku. Nowe przepisy będą prawdopodobnie rozszerzeniem Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS). Została ona uchwalona w 1982 roku, a weszła w życie w 1994 roku. Nie zajmuje się ona jednak ochroną bioróżnorodności.
      Stany Zjednoczone są jedynym dużym krajem, który nie podpisał UNCLOS. Mimo tego, właśnie USA odegrały kluczową rolę w uchwaleniu historycznego dodatku do UNCLOS, który od 1995 roku chroni ryby migrujące. Także i teraz w obradach ONZ bierze duża delegacja z Waszyngtonu, który jest żywotnie zainteresowany uregulowaniem takich zagadnień jak prawa patentowe, handlowe i prawa do połowów.
      Poważnym problemem, który może przeszkodzić w objęciu oceanów ochroną, jest kwestia dzielenia się odkryciami. Obecnie UNCLOS przewiduje, że wszystko, co zostanie odkryte na na lub pod dnem morskim na wodach międzynarodowych stanowi wspólne dziedzictwo ludzkości i powinno służyć dobru wszystkich ludzi. Tymczasem niemiecka korporacja BASF jest właścicielem niemal połowy światowych patentów na sekwencjonowanie genomu organizmów morskich, może komercjalizować te patenty i nie musi się nimi z nikim dzielić. Takie działanie są niemożliwe na wodach terytorialnych. Prawo uchwalone w 2010 roku przewiduje bowiem, że jeśli osoba fizyczna, firma czy kraj korzysta z zasobów genetycznych znajdujących się na wodach innego państwa, musi się z tym państwem nimi podzielić. Kraje rozwijające się są zainteresowane rozszerzeniem tej zasady na wody międzynarodowe. Jednak takim pomysłom sprzeciwiają się potęgi – USA, Japonia czy Wielka Brytania, które nie chcą w żaden sposób rekompensować innym państwom praw patentowych z wód międzynarodowych. Jednak istnieje dobra wola, by rozwiązać te problem.
      Kolejnym skomplikowanym zagadnieniem jest uregulowanie jednym traktatem działalności różnych gałęzi przemysłu. Obecnie kwestiami tymi zarządza około 20 międzynarodowych organizacji, którym podlegają m.in. rybołówstwo, transport morski, wydobycie surowców i inne zagadnienia. Organizacje te i sektory w niewielkim tylko stopniu komunikują się ze sobą.
      Można się spodziewać, że uchwaleniu nowego prawa będzie przeciwny zarówno przemysł, jak i kraje, dla których rybołówstwo na otwartym oceanie stanowi ważną gałąź przemysłu: Chiny, Japonia, Korea Południowa czy Japonia. Jednak przeciwnicy nowych rozwiązań muszą wziąć pod uwagę, że 90% ryb jest nadmiernie lub w pełni wyeksploatowanych, a wiele niezależnych studiów wykazało, że ograniczenie połowów na otwartym oceanie nie wpłynie negatywnie na zyski czy masę złowionych ryb. Wykonaliśmy świetną robotę w doprowadzeniu zasobów morskich na krawędź zapaści. W końcu się budzimy i zdajemy sobie sprawę, że nie możemy zakładać, iż oceany są całkowicie odporne na nasze działania, mówi Liz Karan, ekspertka od wód międzynarodowych pracująca dla The Pew Charitable Trust.
      Czasu zostało naprawdę niewiele. Naukowcy ostrzegają, że jeśli chcemy uniknąć masowego wymierania życia w oceanach, to do roku 2030 powinniśmy objąć ochroną co najmniej 30% oceanów. Obecnie obszary chronione stanowią 2% powierzchni oceanów, z czego połowa to obszary ściśle chronione. ONZ chce do roku 2020 objąć ochroną 10% oceanów.
      Obecnie istnieje 6 morskich obszarów chronionych o powierzchni powyżej miliona kilometrów kwadratowych. Są to Marae Moana (1.976.000 km2, Wyspy Cooka, ustanowione w 2017 roku), Morze Rossa (1.555.851 km2, Antarktyka, 2017), Papahānaumokuākea Marine National Monument (1.508.870 km2, Hawaje i Midway, USA, 2006), Park Narodowy Morza Koralowego (1.292.967 km2, Nowa Kaledonia, Francja, 2014), Pacific Remote Islands Marine National Monument (1.277.860 km2, centralny Pacyfik, USA, 2009) oraz South Georgia Marine Protected Area (1.070.000 km2, Georgia Południowa i Sandwich Południowy, Wielka Brytania, 2012).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W amerykańskiej Izbie Reprezentantów złożono rezolucję numer 1775, którą jej autorzy nazywają "ręce precz od Internetu". Ma ona związek z proponowanym przez ONZ powołaniem międzyrządowego panelu, który miałby regulować Internet.
      Rezolucję złożyła Many Bono Mack, a jej celem jest uniemożliwienie organizacjom międzyrządowym regulowania sieci.
      Internet powstał i rozwinął się właśnie dzięki temu, że nie był poddany rządowym regulacjom. Próby kontrolowania przez ONZ czegoś tak istotnego dla gospodarki jak internet, posuwają się zbyt daleko. Już i tak mamy sporo problemów z powstrzymaniem zakusów Federalnej Komisji Komunikacji, która chce regulować internet. W jaki niby sposób mielibyśmy powstrzymywać rządu Syrii, Iranu czy Wenezueli? - mówi pani Mack.
      Kongresmen Mack wezwała też prezydenta i jego administrację do sprzeciwienia się wszelkim próbom przekazania kontroli nad internetem do ONZ-u lub innej organizacji międzyrządowej.
      Mack może liczyć na wsparcie innych członków amerykańskich władz ustawodawczych, którym również nie podoba się, że rządy różnych państw, używając przykładu Wikileaks jako ostrzeżenia, próbują ograniczać swobodę sieci.
      Sprzeciw amerykańskich polityków może mieć znaczenie praktyczne, jednak protestują także i ci, których głos jest przede wszystkim głosem symbolicznym. Propozycję ONZ-u skrytykował też Vint Cerf, uznawany za jego z ojców internetu. Sądzimy, że rządom nie powinno się dawać monopolu na zarządzanie internetem - stwierdził Cerf. Poparł jednocześnie obecny model zarządzania internetem, gdyż ma nań wpływ wiele organizacji, w tym firmy prywatne i uczelnie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak donosi Guardian, przedstawiciele Rosji, USA oraz ONZ-u prowadzą tajne rozmowy mające na celu zapobieżenie ewentualnej cyberwojnie. Celem rozmów jest opracowanie rozwiązań, pozwalających na zmniejszenie liczby ataków, do których dochodzi w Sieci.
      W ostatnich latach ryzyko cyfrowego konfliktu znacznie wzrosło. Doszło m.in. do wielkich ataków na Estonię i Gruzję, które weszły w konflikt z Rosjanami. Do dzisiaj jednak nie wiadomo, czy w ataki był zaangażowany rząd Federacji Rosyjskiej, czy też przeprowadziły je gangi działające na własną rękę.
      Regularnie dochodzi też do ataków na amerykańskie sieci wojskowe i rządowe. Przed paroma miesiącami ktoś włamał się do dwóch komputerów i ukradł plany myśliwca konstruowanego przez USA, Izrael, Holandię i Wielką Brytanię. Z kolei przed dwoma laty chińska armia przeprowadziła atak na systemy Pentagonu i Whitehallu.
      Z nieoficjalnych doniesień na temat toczonych osób wynika, że Rosji zależy przede wszystkim na "cyfrowym rozbrojeniu", podczas gdy Stany Zjednoczone chcą zacieśnić współpracę w zwalczaniu cyberprzestępczości. Amerykańscy eksperci uznają ją bowiem za największą bolączkę internetu. Cyfrowe przestępstwa przynoszą straty liczone w dziesiątkach miliardów dolarów, dlatego też USA chce ułatwić zwalczanie tego typu działań, a bez współpracy takich krajów jak Rosja i Chiny, gdzie działają szczególnie aktywne cybergangi, walka z online'ową przestępczością się nie powiedzie.
      Analitycy zgadzają się co do faktu, że USA, Rosja i kilka innych krajów, posiada niezwykle zaawansowane technologie umożliwiające prowadzenie cyberwojny. Brak jednak bliższych szczegółów na ten temat, jako że żadne dokumenty nigdy nie trafiły w ręce osób postronnych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zgodnie z raportem ONZ State of World Population, odcisk węglowy kobiet jest słabszy, jako grupa są jednak bardziej podatne na skutki globalnego ocieplenia.
      Panie rzadziej prowadzą samochody i latają samolotami, kupują też mniej nieprzyjaznych środowisku produktów. Obywatelki krajów uprzemysłowionych nabywają za to chętniej żywność ekologiczną/organiczną, z większym prawdopodobieństwem segregują też śmiecie i są bardziej zainteresowane efektywnym wykorzystaniem energii.
      W raporcie ONZ-etu powołano się na badania, które wskazywały, że kobiety reagują pozytywniej niż mężczyźni na reklamy produktów, które wg wytwarzających je firm, są mniej szkodliwe dla środowiska. Poza tym panie są mniej skłonne wierzyć, że rządy i korporacje rozwiążą problemy ekologiczne i wolą wziąć sprawy w swoje ręce. Międzypłciowa różnica w postawie wobec ekologii staje się coraz wyraźniej zaznaczona wraz ze wzrostem dochodów.
      Kiedy w zeszłym roku na przedmieściach Sydney przeprowadzono sondę dotyczącą ekorozwoju, okazało się, że do inicjatyw obejmujących współpracę i działania społeczne łatwiej było przyciągnąć właśnie panie. Mężczyźni angażowali się w ekorozwój mniej chętnie, a podczas dyskusji na tematy związane z ochroną środowiska generalnie bardziej pociągały ich rozwiązania techniczne i biznesowe niż osobiste.
      Na tym jednak nie koniec. Autorzy raportu zwracają uwagę na różnice dietetyczne, które obniżają odcisk węglowy kobiet. Panie nie tylko jedzą mniej w stosunku do rozmiarów ciała, ale – przynajmniej w niektórych krajach – konsumują więcej warzyw i mniej mięsa. W Danii mężczyźni spożywają średnio 139 g mięsa dziennie, podczas gdy kobiety tylko 81 g.
      Czemu zmiany klimatyczne miałyby silniej uderzać w kobiety? Twórcy dokumentu State of World Population podkreślają, że jeśli chodzi o pracę na roli, w biednych krajach to panie stanowią główną siłę roboczą i nie mają dostępu do wielu zarezerwowanych dla mężczyzn sposobów zarobkowania. Kobiety zajmują się gospodarstwem domowym i dbają o członków rodziny, co często ogranicza ich mobilność i zwiększa podatność na związane z pogodą katastrofy naturalne. Susza i nieregularne opady zmuszają je do cięższej pracy, by zdobyć jedzenie, energię i wodę. Poza tym to córki częściej porzucają szkołę, by pomóc matkom w realizacji tych zadań.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rząd Malediwów planuje podwodne posiedzenie, podczas którego zostanie podpisany dokument dotyczący zmniejszenia emisji dwutlenku węgla. Prezydent Mohamed Nasheed i jego gabinet zanurkują 17 października.
      Doradca prezydenta powiedział BBC, że forma działania jest może dosyć rozrywkowa, ale przesłanie jak najbardziej poważne. Rosnący poziom mórz stanowi zagrożenie dla ok. 1200 nizinnych koralowych wysp, które gdy obecny trend się utrzyma, znikną pod wodą. Mniej więcej 80% archipelagu Malediwów znajduje się mniej niż metr nad poziomem morza, dlatego obawy mieszkańców nie są bynajmniej nieuzasadnione. Uważają oni, że gdy ich kraj w pełni odczuje skutki topnienia czap lodowych na biegunach, dla innych nacji także już będzie za późno.
      Podczas posiedzenia ministrowie będą się porozumiewać za pomocą gestów oraz wodoodpornych pisaków i tablic. Repertuar sygnałów dostępnych dla nurków jest ograniczony, dlatego liczba poruszanych zagadnień również będzie zawężona. Urzędnicy zaapelują jednak do wszystkich narodów – tych biednych i tych bogatych – by traktowały zmianę klimatu poważnie.
      Trening odbyli już wszyscy ministrowie poza jednym, który ze względu na chorobę wykluczającą nurkowanie nie mógł towarzyszyć im podczas prób w bazie wojskowej.
      W dniu zero prezydent Nasheed, będący licencjonowanym nurkiem, weźmie udział w podwodnej konferencji prasowej. Malediwscy urzędnicy podpiszą dokument, który trafi na wokandę podczas grudniowej konferencji ONZ-etu w Kopenhadze. Nowe porozumienie ma zastąpić Protokół z Kioto, wygasający już za 3 lata, bo w 2012 r.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...