Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Bieżnia obnażyła słabe strony zbroi

Rekomendowane odpowiedzi

Nosząc podczas walki zbroje, średniowieczni żołnierze zużywali 2-krotnie więcej energii, niż gdyby ich na siebie nie wkładali. Naukowcy z Wielkiej Brytanii, Włoch i Nowej Zelandii jako pierwsi klarownie zademonstrowali, w jaki sposób średniowieczna zbroja ograniczała wydajność rycerzy oraz innych osób uczestniczących w wojnach i potyczkach zbrojnych. Wyniki badań ukazały się w piśmie Proceedings of the Royal Society B.

Podczas walki XV-wieczni żołnierze nosili zbroję ze stalowych płyt, ważącą przeważnie 30-50 kg. Uważa się, że to istotny czynnik który w dużej mierze decydował o tym, czy dana armia wygra, czy poniesie porażkę. Odkryliśmy, że noszenie takiego ciężaru rozłożonego na całym ciele wymaga zużycia o wiele większych ilości energii niż noszenie identycznej masy w plecaku. Dzieje się tak, gdyż kończyny są obciążone dodatkowymi kilogramami [ok. 7-8], co oznacza, że trzeba włożyć więcej wysiłku w każdy krok. W przypadku plecaka ciężar znajduje się w jednym miejscu i przesunięcie nóg jest prostsze – tłumaczy szef zespołu badawczego dr Graham Askew z Uniwersytetu w Leeds.

Podczas eksperymentów akademicy z Leeds, Mediolanu i Auckland współpracowali z wytrenowanymi ochotnikami, którzy odtwarzają walki dla Royal Armouries Museum w Leeds. Wkładali oni dokładne repliki 4 rodzajów europejskich zbroi pełnych (w tym angielskiej, północnowłoskiej i niemieckiej, zwanej częściej gotycką) i biegali oraz maszerowali na bieżni. W tym czasie za pomocą maski do respirometrii mierzono zużycie tlenu i ilość wydalanego dwutlenku węgla. W ten sposób uzyskiwano dane dotyczące wykorzystania energii. Dodatkowo akademikom udało się stwierdzić, jak zbroja wpływała na oddech. W normalnych warunkach osoba wykonująca ćwiczenia na bieżni oddychałaby głęboko, tymczasem tutaj pojawiała się seria o wiele płytszych ruchów klatki piersiowej, które także przyczyniały się do zużywania większych ilości energii. Przy poruszaniu się bardzo szybko zaczynało brakować tchu, co zapewne mocno ograniczało wydajność bojową – podkreśla dr Federico Formenti z Uniwersytetu w Auckland. Kamera szybkoklatkowa pozwoliła na analizę ruchów kończyn.

W XV w. zaczęto stosować na dużą skalę nowe rodzaje broni – kusze i długie angielskie łuki. Musiała więc wyewoluować także zbroja. Zbroja pełna, często tzw. płytowa, pokrywała całe ciało żołnierza. Za dodatkową ochronę trzeba było jednak słono zapłacić dodatkowym wysiłkiem. Co ciekawe, dotąd nikt nie sprawdził eksperymentalnie, jak dużym. Naukowcy sądzą, że zbroje przesądziły o wynikach różnych bitew, np. pod Azincourt, gdzie mający znaczną przewagę liczebną Francuzi przegrali z wojskami angielskimi pod wodzą króla Henryka V. Zakuci w zbroje Francuzi utknęli w błocie, które po nocnej burzy pokryło całą równinę. Trzon zwycięskiej armii stanowiło właśnie łucznictwo. W XVI w. sytuacja na polach bitwy zmieniła się, ponieważ na początku tego stulecia broń palna zaczęła osiągać coraz większy stopień rozwoju tak technicznego, jak i formalnego. Wskutek tego zmniejszyła się liczba starć twarzą w twarz. Interesujące, co się wtedy stało ze zbroją. Usunięto część osłaniającą podudzia, czyli element zwiększający energetyczność ruchów nóg – opowiada Askew.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakby ochotnicy potrenowali w zbrojach 2-3 miesiące, nauczyli właściwej techniki oddechu i poruszania w niej wydatek energetyczny z pewnością by się zmniejszył. To ,że jest się wysportowanym nie oznacza że ma się umiejętność czy chodźby pojęcie o poruszaniu się w pancerzu... I mówie nie jako laik ale jako były członek bractwa rycerskiego :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na stronie źródła artykułu jest filmik z eksperymentu i dokładnie widać jaką zbroję wybrali do testów. Natomiast u jeźdźca w pełnej zbroi ten ciężar inaczej się rozkłada i nie obciąża tak bardzo człowieka.

Pełna zbroja była bardzo droga i pewnie niezbyt wielu piechurów ją posiadało.

 

Myślę, że to mało odkrywczy eksperyment, bo bez niego intuicyjnie wiadomo, że w zbroi jest mniej mobilnie i ciężej - a 2 czy 3 razy niewiele zmienia.

Poza tym nie wiemy, jaki odsetek piechurów posiadał taką pełną zbroję, prawdopodobnie niewielki.

Ech...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy był pewnie w muzeum i widział średniowieczne sprzęty. Mnie rzuciło się w oczy łóżko rycerza: góra 1,5m długości czyli średniowieczny wojownik miał pewnie z 1,4m a jak się wzięło w rękę miecz to ważył kilka-kilkanaście kg. Czyli rycerz z tamtych czasów miał zupełnie inną budowę, był krępy ale musiał być mocno umięśniony. Zupełnie inaczej od współczesnego człowieka. Nie wiadomy też jest w mięśniach stosunek włókien wolno- i szybko-kurczących się u rycerzy, też mógł być inny jak dzisiaj. Także eksperyment nieco nietrafiony, bo jak wcześniej zuważono trening czyni swoje, a uwarunkowania fizyczne ludzi średniowiecza też były inne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podczas walki XV-wieczni żołnierze nosili zbroję ze stalowych płyt, ważącą przeważnie 30-50 kg.

 

Że co? ;D Pełna bojowa zbroja płytowa ważyła zwykle 20 kg, do góra 30 kg. Ja się nie dziwię, że w 50-kilogramowym „Power Armorze” ktoś mógłby się zasapać czy doznać uszkodzenia kręgosłupa na polu bitwy. Rycerze (ci, których było na to stać) mieli owszem także wersje cięższe, aczkolwiek były to zdobione zbroje reprezentacyjne lub zbroje pojedynkowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

50 kilowa zbroja to bajka taksamo jak kilku-kulkunastu kilogramowy miecz :P Jeśli "jedynka" waży ponad 1 kilo to jest bubel, tak samo miecz wielki czy półtorak 1,2-1,5kg. 5 kilowym może i dało by się walczyć, pytanie tylko jak skutecznie i jak długo :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najcięższe miecze dwuręczne to kilka kg: 4-5kg, te kilkanaście to już tylko kopie, na które były jak gdzieś czytałem, właśnie haki w zbroji bo to już ciężko było wozić konno trzymając ręcznie. Generalnie pamiętam odczucie z dzieciństwa, gdy próbowałem podnieśc taki miecz, wydawał mi się bardzo ciężki, pewnie wydawał się z dwa-trzy razy cięższy niż był w rzeczywistości  :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że często mylone są miecze ceremonialne z mieczami bojowymi i potem wszyscy myślą, że zwykły zweihander ważył 10 kg i można było nim karczować las.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Średniowiecze, którego symboliczny koniec często wyznaczamy arbitralnie na rok 1492, to chyba najbardziej obecna w umysłach współczesnych ludzi epoka historyczna. Jednak nie dlatego, że tak wiele osób się nią interesuje. Wręcz przeciwnie. Dlatego, że tak wiele osób ją odrzuca. Średniowiecze stanowić ma kontrast wobec czasów nam współczesnych. Jest symbolem ciemnoty, zacofania, zabobonu, głupoty, bezmyślności, okrucieństwa, nędzy, klerykalizmu oraz wszechogarniającego terroru Kościoła. Stosunek do średniowiecza, potrzeba jego potępienia – chociażby w formie stwierdzenia, że niepożądane zjawiska społeczne czy niepodobające się nam poglądy są „jak ze średniowiecza” – stał się testem nowoczesności, tolerancji i otwartości.
      Jednym ze współczesnych symboli średniowiecza jest „płaska Ziemia”, popularne przekonanie, jakoby ludzie wówczas uważali, że nasza planeta jest płaska. Cóż bowiem innego mogli myśleć żyjący w zabobonie głupcy, poddani terrorowi kleru, który pilnował, by całe ich życie kręciło się wokół Biblii, a żadna niezależna, niezgodna z Pismem myśl się nie upowszechniła?
      Przekonanie o tym, że w średniowieczu wierzono w płaską Ziemię wiele mówi jednak nie o średniowieczu, a o czasach współczesnych. Ten rozpowszechniony obecnie pogląd jest bowiem mitem stworzonym przed około 200 laty i od tej pory podtrzymywanym.
      Jaki kształt ma Ziemia?
      Model kulistej Ziemi stworzyli pitagorejczycy w VI lub V wieku p.n.e.. Po V wieku p.n.e. żaden grecki autor posiadający jakąkolwiek reputację (z wyjątkiem atomistów, Leukipposa i Demokryta, którzy mieli w pewnym stopniu reakcyjne poglądy na astronomię), nie uważał kształtu Ziemi za inny niż kulisty, stwierdza D.R. Dicks w „Early Greek Astronomy to Aristotle”.  Ziemia jako kula jest obecna w pracach każdego znaczącego filozofa zajmującego się geografią. Od Arystotelesa, przez Eratostenesa, po Klaudiusza Ptolemeusza. Wiedzę tę po Grekach odziedziczyli Rzymianie. Ideę kulistości Ziemi propagował i Pliniusz Młodszy, i Pomponiusz Mela.
      Zachodnioeuropejskie średniowiecze wiedzy tej nie utraciło. Jednak dla chrześcijańskich teologów kwestia kształtu Ziemi nie była sprawą centralną. Już Bazyli z Cezarei (330–379), jeden z Ojców Kościoła, twórca wschodniego monastycyzmu i jedna z najważniejszych postaci ówczesnej teologii, wyjaśniał, że Ziemia znajduje się w centrum wszechświata i masa kosmosu naciska na nią ze wszystkich stron. Z tego wynika, mówi Bazyli, że Ziemia jest prawdopodobnie kulą i przypomina, że filozofowie określili nawet obwód Ziemi. Dodaje jednak, że jeśli czytający i słuchający go mnisi nie rozumieją tej koncepcji, to wcale jej rozumieć nie muszą, powinni się modlić i dziękować Bogu za stworzenie Ziemi, niezależnie od jej kształtu.
      Bazyli wspomina o filozofach, a nie o Biblii, gdyż… Biblia nie wspomina o kształcie Ziemi. Dla Ojców Kościoła i późniejszych teologów Biblia była najwyższym autorytetem, ważniejszym od pism świeckich filozofów. Jednak nie była postrzegana przez nich jako źródło wiedzy naukowej. Tam, gdzie opisy biblijne wydawały się sprzeczne z doświadczeniem empirycznym, uznawano je za alegorię.
      Święty Augustyn (354–430) przypominał, że w Biblii nie istnieje żaden jasny opis fizycznego kształtu Ziemi czy kosmosu. Dlatego też ostrzegał chrześcijan, by nie wyrywali z kontekstu słów Pisma Świętego i nie używali ich do walki z poglądami pogańskich filozofów. W ten sposób bowiem ośmieszą i siebie, i Biblię, i chrześcijaństwo. Skoro Biblia, argumentuje Augustyn, nic nie mówi o kształcie Ziemi, to nie jest to konieczne do zbawienia. Dyskusja na ten temat jest zatem jałowa. Jest to bowiem nie kwestia teologiczna, a należąca do nauk przyrodniczych. A jako, że Pismo nie odpowiada na to pytanie, powinniśmy być otwarci na dowody przedstawiane przez filozofów.
      Augustyn i inni Ojcowie Kościoła zwracali szczególną uwagę na Psalm 104 (PS 104:2-3): Rozpostarłeś niebo jak namiot, wzniosłeś swe komnaty nad wodami. Za rydwan masz obłoki, przechadzasz się po skrzydłach wiatru. Zauważali, że ci, którzy dosłownie biorą te słowa twierdząc, że kształt nieba przypomina namiot, muszą też uznać, że Bóg mieszka w fizycznie istniejącym pałacu na wodzie i jeździ rydwanem, co jest oczywistym absurdem. Dlatego też Augustyn podkreśla, że w wielu miejscach, np. Księgach Hioba (36:29) czy Izajasza (40:22), „namiot” ma znaczenie przenośne.
      O kulistej Ziemi mówi też Doktor i Ojciec Kościoła, św. Ambroży (340-397), który nawrócił i ochrzcił św. Augustyna. W jego „Hexaemeronie” z 389 roku, inspirowanym zresztą dziełem św. Bazylego o tym samym tytule, znajdziemy informację, że Ziemia jest kulą zawieszoną w pustce.
      W VI i VII wieku poglądy o kulistości Ziemi głosili najbardziej poczytni encyklopedyści, św. Beda Czcigodny i św. Izydor z Sewilli. Beda (673–735), ojciec angielskiej historii i wielki uczony wczesnego średniowiecza, zajmował się naukami przyrodniczymi. W traktacie o chronologii „De temporum ratione” pisze, że przyczyną nierównej długości dni jest kulisty kształt Ziemi […] jest faktem, że Ziemia znajduje się w centrum wszechświata nie tylko pod względem szerokości, jak gdyby była okrągła niczym tarcza, ale również we wszystkich kierunkach, jak piłka do gry, bez względu na to, jak jest odwrócona. Uczony wyraźnie więc zaznacza, że Ziemia nie jest okrągła i płaska, ale kulista.
      Święty Izydor (560–636) jest mniej dokładny, przez co próbowano mu przypiąć łatkę „płaskoziemcy”. Izydor, arcybiskup Sewilli, uznany w XVIII wieku za Doktora Kościoła – a tytułem takim uhonorowano dotychczas około 40 osób – jest autorem najbardziej popularnej wczesnośredniowiecznej encyklopedii. Niektórzy współcześni historycy uważają go za najbardziej uczonego człowieka swoich czasów.
      Pewne ustępy jego „Etymologii” – jednej z pierwszych encyklopedii w dziejach – na przykład ten, w którym mówi, że każdy doświadcza rozmiarów i ciepła Słońca w ten sam sposób, są różnie rozumiane. Niektórzy interpretują to jako stwierdzenie, że wszyscy mieszkańcy Ziemi widzą wschód Słońca w tym samym momencie, zatem Ziemia jest płaska. Inni uważają jednak, że ustęp ten mówi, iż kształt Słońca się nie zmienia podczas jego podróży wokół Ziemi. Izydor stwierdzał też, że Ziemia jest okrągła jak koło. Z drugiej jednak strony, w „O istocie rzeczy”, podawał obwód Ziemi i twierdził, że wszechświat jest kulisty. Izydor mógł być niekonsekwentny czy nieuważny, co nie jest niczym dziwnym zważywszy, że swoją 20-tomową encyklopedię pisał przez ponad 20 lat, a była ona jednym z dzieł, jakie stworzył. Jednak trzeba zwrócić uwagę, że – niezależnie od interpretacji niektórych ustępów – cała praca naukowa Izydora jest konsekwentna i logiczna tylko wówczas, jeśli uznawał on kulistość Ziemi.
      Dzieła Izydora, Bedy, Augustyna i Ambrożego były powszechnie wykorzystywane w szkołach klasztornych i katedralnych, które stanowiły podstawę ówczesnego szkolnictwa. Osoby, które tam się uczyły miały okazję zapoznać się z poglądami na kształt Ziemi.
      Powszechny pogląd o kulistości Ziemi znalazł swoje odzwierciedlenie w królewskich regaliach. Chrześcijańscy władcy używali globus cruciger, reprezentującego Ziemię królewskiego jabłka zwieńczonego krzyżem. Symbolizowało ono władzę Chrystusa nad Ziemią. Kulistą ziemią. Globus cruciger znajdziemy też w herbach papieskich, gdzie jest nim przyozdobiona tiara. I większość zachowanych papieskich tiar (najstarsza pochodzi z XVI wieku) jest zwieńczona globus cruciger.
      Jan z Damaszku (675–749) powtarza za Augustem i innymi ojcami Kościoła, że kształt Ziemi i sfery niebieskiej nie mają znaczenia dla bycia chrześcijaninem. Wiedza geograficzna jest bezużyteczną marnością, skoro jednak filozofowie wykazali, że Ziemia jest globem, niech tak będzie. Mniej konkretny i konsekwentny był Raban Maur (776–856), benedyktyński mnich, teolog i encyklopedysta. Podjął on nieudaną próbę pogodzenia na gruncie matematyki biblijnych ustępów mówiących o „czterech krańcach Ziemi” z jej okrągłym lub kulistym kształtem. Maur, opisując kształt Ziemi, czasem używa słowa „koło”, co może sugerować kształt dysku, a innym razem jasno daje do zrozumienia, że jest to kula.
      Pogląd o kulistości Ziemi znajdziemy też w pracach filozofa, teologa i tłumacza Jana Szkota Eriugeny (810–877) jak i u wykształconego w szkołach katedralnych kronikarza i geografa Adama z Bremy (ok. 1050– po 1081). Jest on autorem niezwykle ważnego dzieła historyczno-geograficznego Gesta Hammaburgensis Ecclesiae pontificum, w którym – to warta zapamiętania ciekawostka – znalazła się najstarsza znana nam wzmianka o Winlandii, czyli części Ameryki Północnej, do której dotarł Leif Eriksson.
      Kulistość Ziemi nie jest czymś ani zaskakującym, ani podlegającym dyskusji dla późniejszych autorów. Johannes de Sacrobosco (1195–1256) w traktacie „O sferach” pisze, że Ziemia jest kulą i opisuje jej miejsce we wszechświecie. Jego dzieło przez kolejne wieki była podręcznikiem akademickim. Filozofowie scholastyczni, w tym największy z nich, św. Tomasz z Akwinu (1225–1274), potwierdzają kulistość Ziemi. Dla Akwinaty oczywistym było, że jego czytelnicy uważają Ziemię za kulę. Była to bowiem wiedza przekazywana na średniowiecznych uniwersytetach.
      W średniowieczu nie istniał więc problem „płaskiej Ziemi”. Ówczesna nauka wiedziała, że planeta jest kulista. Jednak poglądu tego nie wyrażali wszyscy autorzy.
      Dysydenci
      Laktancjusz (ok. 240–ok. 320) był pogańskim retorem, który około 300 roku nawrócił się na chrześcijaństwo. Zaczął wytrwale bronić swojej nowej wiary. Jego najważniejszym dziełem jest Institutiones Divinae, które było z jednej strony próbą wykazania błędów pogańskich wierzeń, z drugiej zaś – miało być pierwszym spisanym po łacinie systematycznym podsumowaniem teologii chrześcijańskiej. Autor jednak nie sprostał zadaniu. Z jego dzieła wynika, że nie rozumiał dobrze podstaw chrześcijaństwa i praktycznie nie znał Pisma Świętego. Twierdzenia, zawarte w jego pismach, spowodowały nawet, że po śmierci uznany został za heretyka. Lepiej szło mu wykazywanie niedorzeczności pogańskiego politeizmu niż opisywanie chrześcijańskiej teologii.
      Laktancjusz uważał, że skoro Biblia nie mówi nic o kształcie Ziemi, jest to kwestia nieistotna. Jednak na tym nie poprzestał. Odrzucał całą pogańską filozofię i naukę, jako przeszkadzające w zbawieniu. Nie mógł więc nie skrytykować również koncepcji kulistej Ziemi. Wyśmiewa ją, twierdząc, że kulista Ziemia oznacza, iż gdzieś tam są lądy, na których ludzie chodzą do góry nogami, budynki są do góry nogami, rośliny rosną korzeniami w górę, a śnieg czy deszcz lecą od znajdujących się poniżej niebios do znajdującej się powyżej Ziemi. To oczywiste absurdy, zatem Ziemia nie może być kulą, stwierdzał. Jednak, co należy podkreślić, Laktancjusz nie mówił, jaki Ziemia ma kształt. Nie można go uznać za propagatora płaskiej Ziemi, ale za przeciwnika Ziemi kulistej.
      Zwolennikiem płaskiej Ziemi był za to z pewnością żyjący w VI wieku Kosmas Indicopleustes. Ten mnich, podróżnik i geograf, którego nazwisko oznacza „podróżującego do Indii” dotarł do Cejlonu i Abisynii. Około połowy VI wieku napisał „Chrześcijańską topografię”, dziwne dzieło, w którym prawdopodobnie próbował połączyć dosłowne odczytywanie Biblii z pogańską filozofią. Za fakt naukowy uznał biblijne niebo rozpostarte jak namiot oraz cztery krańce (rogi) Ziemi. Nie zrozumiał naukowych opisów świata, uznając, że Eratostenes i Strabon uważali Ziemię za płaski owal. I na to wszystko nałożył opis Mojżeszowego Namiotu Spotkania jako rzeczywistego odbicia kształtu świata. Tutaj posiłkował się Orygenesem. Jednak Orygenes rozumiał metafory, a Kosmas nie rozumiał Orygenesa. W efekcie powstał obraz płaskiej owalnej Ziemi leżącej na dnie wszechświata, nad którą roztaczało się niebo na kształt namiotu. Noc zapadała, zdaniem Kosmasa, gdy Słońce ukrywało się za wielką górą na północy Ziemi.
      Wiemy, że Kosmas znał Arystotelesowską koncepcję kulistej Ziemi, ale ją odrzucał. Jego opis jest tak niezwykły, że współcześni komentatorzy uznają, iż próbował on opisać świat w kategoriach moralnych i duchowych. Nie zwracał uwagi na to, czy jego opis zgadza się z rzeczywistością fizyczną. Jednak zbytnio skupił się na szczegółach fizycznych, tworząc coś dziwacznego.
      Kosmas jest jedynym autorem, o którym z pewnością wiemy, iż uważał Ziemię za płaską. Jego wpływ na myśl mu współczesnych oraz kolejnych pokoleń był jednak żaden. Nie był poczytnym autorem. Dysponujemy trzema zachowanymi w znacznej mierze rękopisami jego dzieła – z czego jeden mógł należeć do niego samego – oraz kilkoma obszernymi fragmentami. Jest on praktycznie nieobecny w pracach innych autorów. Jeszcze za życia jego dzieło zostało skrytykowane przez Jana Filopona, który przypominał mu, że chrześcijanie nie powinni wyrażać na temat kosmosu opinii sprzecznych z rozumem i obserwacjami, gdyż w ten sposób uchodzą za głupców w oczach wykształconych pogan. Przez kolejnych trzysta lat o Kosmasie nikt nie wspomina. Kolejną krytykę jego poglądów przeprowadził Focjusz I Wielki, patriarcha Konstantynopola w latach 858–867. Na Zachodzie Kosmas pozostaje nieznany. Pierwszy jego przekład na łacinę ukazał się w 1706 roku. Najwyraźniej średniowieczni komentatorzy nie uważali tekstu Kosmasa za wartego uwagi. Pod koniec XIX wieku dzieło Kosmasa przetłumaczono na angielski i wkrótce uznano, że był on typowym przedstawicielem średniowiecznej myśli.
      Kulistość Ziemi odrzucał z pewnością Sewerian (ur. ok. 355), biskup syryjskiej Gabali, który w swoich homiliach prezentował posuniętą do absurdu dosłowną interpretację stworzenia świata, włącznie z namiotem niebios rozciągającym się nad Ziemią. Być może, ale nie jest to jasne, kulistej Ziemi nie uznawał biskup Teodor z Mopsuestii (350–428). Ponadto pośrednie dowody wskazują też na biskupa Tarsu, Diodora (zm. 390 r.), którego Focjusz Wielki krytykował za odrzucanie kulistości na rzecz kształtu namiotu.
      I to prawdopodobnie wszyscy. Chrześcijańskich pisarzy, uczonych i teologów, którzy pomiędzy I a XV wiekiem stwierdzali, że Ziemia nie jest kulą, możemy policzyć na palcach jednej ręki. Jeszcze mniej uważało, że Ziemia jest płaska. Poza nimi są też nieliczni, którym zabrakło konsekwencji lub ich prace możemy dwojako interpretować.
      Co jednak o kształcie Ziemi sądzili ludzie, który nie zajmowali się teologią, filozofią czy innymi naukami? W ich przypadku wnioski możemy wyciągać na podstawie literatury do nich skierowanej. Dante w „Boskiej komedii” niejednokrotnie mówi o sferycznej Ziemi. Pierre d'Ailly, studiowany zresztą z uwagą przez Kolumba, w swoim „Ymago Mundi” porównuje Ziemię do jabłka. W „Legendarzu południowoangielskim”, XIII-wiecznej rymowanej kompilacji żywotów świętych, spisanej w języku średnioangielskim, pada stwierdzenie, że Ziemia jest mniejsza od najmniejszej gwiazdy, a wyliczenie długości podróży św. Michała wyraźnie pokazuje, że autor znał prace Al-Farghaniego, arabskiego astronoma, którego najważniejsze dzieło jest podsumowaniem i uzupełnieniem „Almagestu” Klaudiusza Ptolemeusza. Napisane ok. 140 roku dzieło Ptolemeusza jest jedną z najważniejszych i najbardziej wpływowych prac naukowych w dziejach, kompendium ówczesnej wiedzy astronomicznej. Obowiązywało do czasu obalenia teorii geocentrycznej. Ziemia jest w nim, oczywiście, kulą.
      W jednej z najbardziej poczytnych książek Europy XIV-XVI wieku, „Podróżach Jeana de Mandeville'a do Ziemi Świętej” padają wprost stwierdzenia, że ziemia jest kulą i można ją opłynąć. Również dla Chaucera (ok. 1340–1400) jasnym jest, że jego czytelnicy wiedzą, iż Ziemia jest kulą.
      Obraz Ziemi porównywanej do jajka, piłki czy jabłka jest powszechny w literaturze anglo- i francuskojęzycznej.  Nie zawsze jednak kwestia kształtu Ziemi jest jednoznacznie opisana. Analizy literatury francuskiej XII i XIII wieku pokazują, że język starofrancuski nie odróżniał wyraźnie terminów na określenie kształtu (jak roond/roondece) i Ziemi (monde/terre). Tego samego terminu używano na przykład na określenie „okrągłego stołu”, jak i „okrągłej Ziemi”, zatem tam, gdzie wprost nie ma odwołania do kulistego przedmiotu, nie możemy być całkowicie pewni, czy chodzi o Ziemię w kształcie kuli czy dysku. Jednak, co trzeba podkreślić, nie pada stwierdzenie wprost, że Ziemia jest płaska. Uwagi te nie dotyczą literatury fantastycznej czy satyrycznej. W tego typu dziełach Ziemia mogła przyjmować różny kształt.
      Skąd więc nasze przekonanie, że w średniowieczu uważano, iż Ziemia jest płaska? Wynika ono ze sporów ideologicznych i politycznych oraz niezrozumienia średniowiecznych map.
      Czym jest mapa?
      Mówimy obecnie o „mapach drogowych” firm produkujących chociażby procesory, mapie ciała czy umysłu. Mapa nie musi być zatem graficzną reprezentacją otoczenia geograficznego. Jednak, gdy jedna ze stron wspomnianych sporów ideologiczno-politycznych patrzyła na średniowieczne mapy, widziała w nich reprezentację płaskiej Ziemi.
      Z okresu pomiędzy VIII a XV wiekiem przetrwało do naszych czasów około 1100 map. Wszystkie są płaskie. Całkiem jak współczesne mapy. Wiele z nich przedstawia świat w okręgu. Ponad połowa to mapy O-T, zwane też mapami izydoriańskimi. Po raz pierwszy pojawiły się jako ilustracje do dzieł Izydora z Sewilli. Nie były jego autorstwa, miały w sposób uproszczony ilustrować jego koncepcje.
      Na mapach O-T ocean oblewający cały znany świat. Ocean tworzy kształt litery O, natomiast kontynenty (Azja, Europa i Afryka) przedzielone były literą T, symbolizującą wody rozdzielające kontynenty – rzeki Don i Nil – oraz Morze Śródziemne. Przywoływano je jako dowód, iż średniowiecze wyobrażało sobie Ziemię jako płaski dysk.
      Jednak mapy O-T nie były fizycznymi reprezentacjami świata, a symbolicznymi przedstawieniami jego znanej części. Pokazywały prawdę moralną. W środku tych map umieszczano Jerozolimę. Nie wyrażano w ten sposób przekonania, że Jerozolima fizycznie znajduje się w centrum znanego świata, nie mówiąc już o całym świecie. Przekazywano, że Jerozolima to moralne i duchowe centrum świata.
      Mapy te mają orientację wschodnią, z Azją na samej górze. Na wschodzie bowiem miał znajdować się Raj. Często wpisywano w nie postać Chrystusa, przedstawiano Adama i Ewę, świętych i władców. Litera T, tworzona przez Don, Nil i Morze Śródziemne mogła reprezentować krzyż Chrystusa. Dla twórców tych map prawda moralna była ważniejsza niż rzeczywistość fizyczna. Dlatego też na przykład znamy średniowieczną mapę, na której miasta zajęte przez Turków są oznaczone jako miasta chrześcijańskie. I nie wynika to z niewiedzy ich autora. Podkreślał on w ten sposób, że miasta te – w sensie duchowym i moralnym – są chrześcijańskie. To było ważniejsze, niż kwestie polityczne czy wojskowe.
      Mapy O-T nie miały przedstawiać świata fizycznego i służyć celom praktycznym. Oczywiście średniowiecze posiadało i mapy praktyczne. Jedne z nich to proste, użyteczne przedstawienia tras pomiędzy interesującymi nas miastami, wraz z wymienieniem miejscowości, jakie będziemy mijać po drodze. Drugie, powszechnie używane od II połowy XIII wieku, tzw. portolany, były szczegółowymi mapami dla żeglarzy. Zawierały dane dotyczące długości i szerokości geograficznej, wyrysowaną linię brzegową, zaznaczone miejscowości, korygowano je o obserwacje astronomiczne.
      Humaniści zasiali ziarno
      Petrarka (1304–1374), pierwszy z humanistów, dzielił dzieje na epokę starożytną i nowożytną, „nową”. Żył w czasach, gdy na na zachód Europy szerokim strumieniem docierały dzieła klasyków, czy to w oryginale czy to tłumaczone, przede wszystkim z greki, na łacinę, hebrajski czy arabski. Dostępna stała się olbrzymia część wiedzy świata starożytnego, wraz z bogactwem komentarzy wschodnich autorów. Twórcy rodzącego się renesansu gloryfikowali wielkość starożytnych oraz swoją, jako tych, którzy starożytnych na nowo odkrywają, przywracając ludzkości złoty wiek. Skoro zaś trzeba było go przywrócić, to oznaczało, że został on przerwany, wiedzę utracono, cywilizacja upadła. Dlatego też Petrarka ukuł ok. 1340 roku termin „wieki ciemne” na określenie okresu, jaki upłynął od upadku Cesarstwa Rzymskiego do jego czasów. On i inni humaniści uważali te wieki za czas stagnacji intelektualnej i naukowej, ignorancji i zabobonów. Stworzyli obraz, który pokutuje do dzisiaj. Jednak, co ważne dla naszych rozważań, nie twierdzili, że w średniowieczu wierzono w płaską Ziemię. A cóż by ich powstrzymało przed wyrażeniem i takiej opinii, gdyby miała ona jakiekolwiek podstawy?
      Humanistyczni historycy opisywali albo starożytność, albo czasy sobie współczesne. To stopniowo rodziło wrażenie, że w okresie pomiędzy tymi dwiema epokami zapadła ciemność, utracono wiedzę, wierzono w zabobony, nie znano ani autorów klasycznych ani nawet Biblii, a nad wszystkim rozciągał się złowrogi cień Kościoła i władzy świeckiej.
      Obraz ten przetrwał i rozwija się mimo tego, że od dawna wiadomo, iż nie istniał ani bezpośredni związek między starożytnością, a nowożytnością, że renesans nie odkrył żadnego antycznego autora, gdyż wszyscy byli znani w wiekach go poprzedzających, wiele manuskryptów uznanych przez humanistów za klasyczne oryginały powstało w klasztornych skryptoriach, a mnisi ocalili liczne z nich od zapomnienia.
      Sam termin „średniowiecze” powstał zaś w XV wieku i oznaczał dla jego twórców i posługujących się nim uczonych, niemal ten sam okres, co „wieki ciemne” dla Petrarki – od upadku Rzymu po ich własne czasy.
      Płaska Ziemia
      Nasze przekonanie o wierze ludzi średniowiecza w płaską Ziemię ma dwóch ojców. Pierwszym z nich jest pisarz i historyk, Washington Irving (1783–1859). Już na początku swojej kariery pisarskiej mieszał historię z fikcją. W 1809 roku ukazała się jego niezwykle poczytna „History of New York from the Beginning of the World to the End of Dutch Dynasty”. Wydał ją pod pseudonimem Diederich Knickerbocker. Przed jej publikacją umieścił w nowojorskiej prasie serię ogłoszeń, w którym poszukiwano zaginionego holenderskiego historyka Diedericha Knickerbockera. Miał on zniknąć podczas pobytu w jednym z hoteli. Irving umieścił nawet ogłoszenie od rzekomego właściciela hotelu, że pan Knickerbocker nie wrócił do swojego pokoju, nie uregulował rachunków, w związku z tym właściciel, by odzyskać pieniądze, opublikuje manuskrypt, który Knickerbocker zostawił. Książka była ogromnym sukcesem. Później Irving pracował jako dziennikarz, był poczytnym autorem książek i opowiadań. Dużo podróżował po Europie.
      W 1826 roku amerykański ambasador w Hiszpanii zaprosił Irvinga, by ten dołączył do jego misji. Wspominał przy tym, że pisarz nie będzie się nudził, może bowiem zająć się tłumaczeniem niedawno udostępnionych dokumentów dotyczących podróży Kolumba. Irving, którego ostatnia książka została źle przyjęta, uznał to za dobry pomysł. Szybko jednak stwierdził, że dokumenty są „suche” i musi tchnąć nieco życia w historię. Mimo, że miał dostęp do manuskryptów z epoki, odrzucił je, skupiając się na napisaniu porywającej historii.
      „History of the Life and Voyages of Christopher Columbus”, opublikowana w 1828 roku, nie tylko ukształtowała wyobrażenia ludzi współczesnych Irvingowi, ale wpłynęła też na system edukacji, podręczniki szkolne, historyków i na nasze wyobrażenie o średniowieczu. Najbardziej znaną sceną jest rzekoma konfrontacja pomiędzy Kolumbem, a głupim klerem podczas soboru w Salamance. Irving udramatyzował wymyślone przez siebie wydarzenie dodając, że dopiero co w Hiszpanii powołano do życia Inkwizycję i każda opinia, która pachniała herezją, mogła sprowadzić na Kolumba prześladowania. Kolumb stanął przed zgromadzeniem profesorów, mnichów i kościelnych dygnitarzy, którzy przesłuchiwali go odnośnie planów dopłynięcia do Indii. Przekonywał ich, że jest to możliwe, gdyż Ziemia jest kulą. Ci jednak twierdzili, że jest płaska, cytując przy tym Biblię oraz różnych świętych i wybitnych teologów, w tym Augustyna, Ambrożego czy Laktancjusza.
      Ta wymyślona, udramatyzowana scena przemawiała do wyobraźni. A pozorów prawdziwości dodawała bibliografia, którą podpierał się Irving. Powoływał się na biografię Kolumba autorstwa jego syna Ferdynanda. Autor wspomina w niej o obradach komisji mającej doradzić Królom Katolickim zasadność sfinansowania planów Kolumba, jednak nie informuje o żadnych zastrzeżeniach co do kulistego kształtu Ziemi. W bibliografii Irvinga są też odniesienia do hiszpańskich historyków Antonio de Remesala i Gonzalo Oviedo, jednak nie wspominali oni o żadnym spotkaniu w Salamance. Zresztą nawet sam wybór uniwersytetu w Salamance jako miejsca, w którym prezentowane i uznawane są poglądy o płaskiej Ziemi nie był zbyt szczęśliwy. Uczelnia ta reprezentowała w czasach Kolumba najwyższy poziom naukowy, była ceniona szczególnie za nauczanie geografii i astronomii, a jednym z jej wykładowców był wybitny żydowski astronom, rabbi Abraham Zacuto.
      Być może sugestywny obraz rzekomego wystąpienia Kolumba podczas „soboru w Salamance” nie odbiłby się takim echem, gdyby nie ówczesny kontekst historyczny. W USA na sile zyskiwały sentymenty antykatolickie i antyhiszpańskie, rozpowszechniały się teorie o płaskiej Ziemi i Ziemi pustej wewnątrz, a sam Irving, który dużo podróżował, mógł obserwować, jak na początku XIX wieku zacofany był Kościół w Hiszpanii. Tworzyło to atmosferę, w której dzieło Irvinga świetnie się sprzedawało.
      Pierwszy nakład 10 000 egzemplarzy rozszedł się od ręki, a na autora spadł deszcz honorów. Jeszcze w tym samym roku Irving został wybrany członkiem korespondencyjnym hiszpańskiej Królewskiej Akademii Historii, w kolejnych latach otrzymał doktoraty honorowe Columbia University, University of Oxford i Harvard University oraz złoty medal brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Literatury. Do końca XIX wieku opis życia i podróży Kolumba pióra Irvinga doczekał się 175 wydań. Z jego książki korzystali nie tylko przeciętni czytelnicy, ale również pisarze i historycy, poszukując w niej informacji o życiu odkrywcy Ameryki.
      Francuski naukowiec i antyklerykał Antoine-Jean Letronne (1787–1848) był dla nauki tym, kim Irving dla opinii publicznej i jej postrzegania poglądów średniowiecza na kształt Ziemi. Na jego postawę wpłynął klimat intelektualny ówczesnej Europy oraz studia geograficzne pod kierunkiem Edme Mantelle, znanego historyka, wyznawcy filozofii Woltera, który wśród młodych czytelników starał się propagować idee Oświecenia. Mantelle uważał średniowiecze za okres ciemnoty, a rozgłos zdobył opisując Jezusa jako szarlatana.
      Inteligencja Letronne'a zrobiła na Mantelle'u duże wrażenie, zaprosił go więc do współpracy, został jego patronem naukowym. Letronne studiował grekę, łacinę, egiptologię i matematykę. Był świetnym erudytą i polemistą, zawsze jednak uważał, by nie zranić uczuć interlokutora. Napisał m.in. krytyczną historię chrześcijaństwa oraz traktat, w którym obalił przekonanie o rzekomej autentyczności relikwii św. Ludwika. Wśród swoich zwolenników uchodził niemal za świeckiego świętego. Zdobył sobie taką pozycję w świecie naukowym, że wielu historyków powtarzało jego poglądy i interpretacje, nie odwołując się do źródeł, z których korzystał.
      W 1834 roku napisał artykuł „O poglądach Ojców Kościoła na kosmografię”. Już pierwsze zdanie ustawiało całą narrację. Letronne stwierdzał bowiem, że jeszcze do niedawna uważano, iż cała nauka powinna opierać się na Biblii. Nie mogąc pominąć powszechnie znanej kwestii, że najbardziej wpływowi z wczesnochrześcijańskich myślicieli, Orygenes i św. Augustyn, nauczali czegoś wręcz przeciwnego, informował swoich czytelników, że byli oni w mniejszości. W kolejnych ustępach swojej pracy stwierdzał, że Augustyn, Bazyli czy Ambroży mieli takie same poglądy jak Laktancjusz i Sewerian. Przekonywał czytelników, że wobec takiej postawy filozofów i teologów, średniowieczni astronomowie zostali zmuszeni do stwierdzenia, że Ziemia jest płaska. Przyznawał, co prawda, że Focjusz skrytykował poglądy Kosmasa, następnie jednak przeszedł do szczegółowego opisu tych poglądów i na koniec stwierdził, iż większość je podzielała.
      Za błyskotliwym i wyrazistym Letronne'em podążyli wkrótce inni, rozpowszechniając jego poglądy na myślenie średniowiecznych autorów o kształcie Ziemi.
      Prawdziwymi twórcami mitu o tym, jakoby w średniowieczu uważano Ziemię za płaską, są więc XIX- i XX-wieczni autorzy. W kolejnych dziesięcioleciach po Irvingu i Letronne'ie zbieg czynników społecznych, politycznych i kulturowych wzmógł zapotrzebowanie na mity pokazujące ciemnotę, zacofanie i uleganie zabobonom w średniowieczu.
      Wcześniejsi myśliciele, równie krytycznie nastawieni do wieków średnich, nie pisali o rzekomym postrzeganiu Ziemi jako płaskiej. Nie mówili o tym ani filozofowie Oświecenia, ani ich prekursorzy, nie ma jej w pracach protestantów, którzy mogli przecież wykorzystać ten argument do walki z katolikami i papiestwem.
      Wzmiankę o płaskiej Ziemi znajdziemy u Woltera, który wspomina – i ma rację – że Ziemię za płaską uważali starożytni hebrajscy astronomowie. Francis Bacon, który z zapałem zwalczał chrześcijańskie przesądy, pisze, że astronomowie, który odkryli kulistość Ziemi i wynikające z niej konsekwencje w postaci istnienia antypodów byli zwalczani przez Ojców Kościoła. Kwestię antypodów znajdziemy też u Thomasa Paine'a, jednego z Ojców Założycieli USA, który stwierdził, że biskup Wirgiliusz z Salzburga został spalony na stosie za przyjmowanie istnienia antypodów, zatem za przyjmowanie kulistości Ziemi. Paine się mylił. Nikt Wirgiliusza nie spalił. Został on napomniany przez papieża Zachariasza za niezgodną z ówczesną teologią wiarę w zamieszkane antypody. Napomnienie to w niczym Wirgiliuszowi nie przeszkodziło i kilka lat później otrzymał sakrę biskupią.
      Nie można tutaj nie przypomnieć, że i Kopernik w przedmowie do swojego najważniejszego dzieła stwierdza, że ci, którzy są przeciwni modelowi heliocentrycznemu, błądzą równie mocno jak Laktancjusz wyśmiewający kulistość Ziemi. Kopernik przypomina, że Laktancjusz nie był astronomem, więc zapewne znajdą się i tacy, którzy nie znając się na astronomii, będą próbowali wykorzystać Pismo Święte do sprzeciwiania się teorii heliocentrycznej. Kopernik nie twierdzi, że poglądy Laktancjusza są typowe dla epoki, czy że w średniowieczu uważano, iż Ziemia jest płaska. Gdy w późniejszych rozdziałach wspomina o płaskiej Ziemi, przywołuje poglądy pogan.
      Z oczywistej, i nieistotnej dla zbawienia kwestii kulistości Ziemi, wynikały konsekwencje w postaci istnienia ewentualnych antypodów, czyli lądów po drugiej stronie kuli. Ta akurat kwestia była istotna, gdyż jeśli lądy takie nawet istniały, to powstawało pytanie, czy były zamieszkane. Z punktu widzenia średniowiecznej teologii, nie mogły być zamieszkane, gdyż wszyscy ludzie pochodzili od Adama i Ewy. Nie mogli więc mieszkać na lądach, na które ludzie nie mogli się dostać. A nie mogli do nich dotrzeć, gdyż uniemożliwiał to bezmiar oceanu, ponadto strefa równikowa była tak gorąca, że ludzie nie mogli jej przebyć. Z tego więc wynikało, że nawet jeśli antypody istnieją, to ludzie zamieszkują tylko znane średniowieczu kontynenty: Europę, Azję i Afrykę.
      Jednak ze sprzeciwu średniowiecznej nauki czy to wobec istnienia antypodów, czy istnienia ludzi na antypodach, nie można wyciągać wniosku – co często w XIX wieku robiono – że jest on jednoznaczny ze sprzeciwem wobec kulistości Ziemi.
      Powszechny pogląd o płaskiej Ziemi odszedł w zapomnienie w V wieku p.n.e. dzięki pracom greckich uczonych i przez około 2400 lat wydawało się, że kwestia kształtu naszej planety została ustalona. Jednak w XIX wieku spór o kształt Ziemi pojawił się w świadomości społecznej i nauce.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2013 roku na północy Chin w pobliżu miasta Turfan znaleziono grób około 30-letniego mężczyzny, a w nim niemal kompletną skórzaną zbroję łuskową. Zachowała się ona tylko dzięki wyjątkowo suchemu klimatowi. Badania niezwykłego znaleziska podjął się międzynarodowy zespół z Niemiec, Rosji, USA i Chin prowadzony przez Patricka Wertmanna z Uniwersytetu w Zurichu. Zakończone właśnie badania wykazały, że zbroja pochodzi sprzed ok. 2700 lat i nie jest produktem miejscowym.
      Zbroje łuskowe składały się z metalowych łusek przyszytych do materiału. Chroniły one wojownika, nie krępując jego ruchów. Początkowo były bardzo cenne. Ze względu na koszt materiału oraz żmudny proces produkcyjny, pozwolić mogła sobie na nie elita. Bardzo rzadko znajduje się je pochowane wraz z właścicielem. Z czasem jednak, gdy pojawiły się wielkie imperia i ich armie, zbroje takie zaczęto wytwarzać bardziej masowo, korzystając przy tym z tańszych materiałów jak skóra.
      Na podstawie budowy i szczegółów konstrukcyjnych zbroi naukowcy doszli do wniosku, że powstała ona w imperium nowoasyryjskim pomiędzy rokiem 786 p.n.e. a 543 p.n.e. Zbroja była złożona z około 5444 mniejszych i 140 większych łusek i wraz z podściółką oraz pasami ściągającymi ważyła 4-5 kilogramów. Przypominała kamizelkę, chroniącą przód tułowia, biodra, boki oraz dół pleców. Można było ją szybko założyć bez niczyjej pomocy, a dzięki pasom można ją było dostosować do różnych wielkości ciała.
      Zbroje takie były produkowane w dużej liczbie, mówi Patrick Wertmann. Wraz z rozpowszechnieniem się rydwanów w IX wieku pojawiła się specjalna zbroja dla jeźdźców. Później stała się ona standardowym wyposażeniem wojsk imperium nowoasyryjskiego.
      Znaleziona w Chinach zbroja, chociaż nie jest identyczna, częściowo pod względem stylistycznym i funkcjonalnym przypomina zbroję o nieznanym pochodzeniu przechowywanym w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku. Naukowcy nie wykluczają, że są to zbroje różnych jednostek tej samej armii. Ta z Met Museum mogła być zbroją piechura, ta znaleziona w Chinach była zbroją jeźdźca.
      Nie wiadomo, czy zbroja z Chin należała do miejscowego najemnika walczącego w armii asyryjskiej, który przywiózł ją do domu czy też była zdobyczą wojenną. Nawet mimo tego, że nie jesteśmy stwierdzić, w jaki sposób zbroja łuskowa trafiła z Asyrii na północ Chin, jest ona jednym z rzadkich dowodów transferu technologii pomiędzy wschodem a zachodem Eurazji na początkach pierwszego tysiąclecia przed naszą erą, mówi Wertmann.
      Szczegóły badań opublikowano na łamach Quaternary International.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Muzeum w Luwrze poinformowało o odzyskaniu pięknie zdobionej renesansowej zbroi pokrytej złotem i srebrem. Zbroję w 1922 roku podarowała muzeum rodzina Rotszyldów. Zabytek znajdował się w zbiorach przez 60 lat i... zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.
      Zbroję wykonano prawdopodobnie w Mediolanie w latach 1560–1580. Jej odzyskanie stało się możliwe, dzięki ekspertowi, który został poproszony przez pewną rodzinę o ocenę zabytku. Ten nabrał podejrzeń, co do jej pochodzenia i zawiadomił policję. Gdy funkcjonariusze przejrzeli bazy danych ukradzionych przedmiotów okazało się, że jest to ta sama zbroja, która 31 maja 1983 roku zniknęła z Luwru w niewyjaśnionych okolicznościach. Obecnie prokuratura prowadzi śledztwo, by wyjaśnić, w jaki sposób zabytek trafił w ręce wspomnianej rodziny.
      Byłem pewien, że pewnego dnia zbroja ta gdzieś wypłynie, gdyż jest to bardzo charakterystyczny obiekt. Jednak nie spodziewałem się, że jest ona wciąż we Francji i wciąż w jednym kawałku, mówi Philippe Malgouyers, jeden z dyrektorów Luwru. To bardzo prestiżowe dzieło sztuki. Odpowiednik luksusowego samochodu w czasach dzisiejszych. W XVI wieku broń stała się przedmiotem bardzo luksusowym. Zbroje były bogato zdobione i nie używano ich do walki, dodaje.
      Jak poinformował Jean-Luc Martinez, ostatnia kradzież w Luwrze miała miejsce w 1998 roku. Zniknął wówczas XIX-wieczny portret autorstwa Jeana-Baptiste'a Camille Corota.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na Zamku Królewskim na Wawelu właśnie zakończyła się uroczystość przekazania Polsce bezcennej zbroi młodego Zygmunta Augusta. Zbroi, którą 13-letni królewicz otrzymał w prezencie od króla Czech i Węgier z okazji zaręczyn z jego córką Elżbietą.
      Zbroja Zygmunta Augusta trafiła na Węgry w 1933 roku decyzją sądu arbitrażowego. Została ona przekazana ze skarbca cesarskich zbiorów wiedeńskich do Muzeum Narodowego w Budapeszcie jako rzekoma własność króla Węgier Ludwika II Jagiellończyka, który w wieku 20 lat zginął w bitwie z Turkami pod Mohaczem.
      Już w 1939 roku wybitny bronioznawca Bruno Thomas wykazał, że zbroja została zamówiona w 1533 roku przez króla Czech i Węgier Ferdynanda I z okazji zaręczyn jego córki Elżbiety z królewiczem Zygmuntem Augustem. Na napierśniku zbroi znajdziemy zresztą na to dowód w postaci inicjałów E (Elisabetha) oraz S (Sigismundus).
      Wiemy, że zbroję wykonał mistrz Jörg Seusenhofer, którego dzieła są uważane za najświetniejsze osiągnięcia renesansowego płatnerstwa. Z zachowanej korespondencji z płatnerzem wiadomo, że do zbroi należały też dwa siodła. Niestety, do dzisiaj zachowały się jedynie okucia łęków jednego z nich. Jednym z najbardziej znanych dzieł jest komplet uzbrojenia arcyksięcia Ferdynanda, który Seusenhofer wykonał w 1547 roku.
      W późnym średniowieczu i renesansie zbroje pełniły nie tylko funkcje użytkowe, ale też reprezentacyjne. Świetnym tego przykładem jest omawiana właśnie zbroja. Stalowe płyty zostały wykute na wzór ubioru z miękkiej tkaniny przeszywanego w deseń ukośnej kratownicy wypełnionej czworoliśćmi. Dekorację wykonano za pomocą trawienia i złoceń, które kontrastują z polerowanym tłem.
      Zygmunt August posiadał bogatą zbrojownię, z której – oprócz wspomnianej tutaj zbroi młodzieńczej – zachowała się pełna zbroja jeździecka wykonana w Norymberdze przez Kunza Lochnera, a podarowana królowi Szwecji Janowi III z okazji jego ślubu z Katarzyną Jagiellonką. Znajduje się ona obecnie w Zbrojowni Królewskiej w Sztokholmie.
      Przekazaną przez Węgry zbroję można będzie od jutra do końca lutego oglądać bezpłatnie w Sali Senatorskiej Zamku Królewskiego na Wawelu.
      Zbroja została zwrócona na podstawie umowy podpisanej w 1992 roku pomiędzy rządami RP i Republiki Węgierskiej o współpracy kulturowej i naukowej. Pod koniec ubiegłego roku Viktor Orban podpisał dekret o przekazaniu zbroi Polsce.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Eksperci z Rocky Mountain Institute opublikowali raport, z którego dowiadujemy się, że koszty produkcji energii z węgla osiągnęły punkt zwrotny i obecnie energia ta na większości rynków przegrywa konkurencję cenową z energią ze źródeł odnawialnych. Z analiz wynika, że już w tej chwili koszty operacyjne około 39% wszystkich światowych elektrowni węglowych są wyższe niż koszty wybudowania od podstaw nowych źródeł energii odnawialnej.
      Sytuacja ekonomiczna węgla będzie błyskawicznie się pogarszała. Do roku 2025 już 73% elektrowni węglowych będzie droższych w utrzymaniu niż budowa zastępujących je odnawialnych źródeł energii. Autorzy raportu wyliczają, że gdyby nagle cały świat podjął decyzję o wyłączeniu wszystkich elektrowni węglowych i wybudowaniu w ich miejsce odnawialnych źródeł energii, to przeprowadzenie takiej operacji stanie się opłacalne już za dwa lata.
      Szybsze przejście od węgla do czystej energii jest w zasięgu ręki. W naszym raporcie pokazujemy, jak przeprowadzić taką zmianę, by z jednej strony odbiorcy energii zaoszczędzili pieniądze, a z drugiej strony, by pracownicy i społeczności żyjące obecnie z energii węglowej mogli czerpać korzyści z energetyki odnawialnej, mówi Paul Bodnar, dyrektor Rocky Mountain Institute.
      Autorzy raportu przeanalizowali sytuację ekonomiczną 2472 elektrowni węglowych na całym świecie. Wzięli też pod uwagę koszty wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych oraz jej przechowywania. Na podstawie tych danych byli w stanie ocenić opłacalność energetyki węglowej w 37 krajach na świecie, w których zainstalowane jest 95% całej światowej produkcji energii z węgla. Oszacowali też koszty zastąpienia zarówno nieopłacalnej obecnie, jak o opłacalnej, energetyki węglowej przez źródła odnawialne.
      Z raportu dowiadujmy się, że gdyby na skalę światową zastąpić nieopłacalne źródła energii z węgla źródłami odnawialnymi, to w bieżącym roku klienci na całym świecie zaoszczędziliby 39 miliardów USD, w 2022 roczne oszczędności sięgnęłyby 86 miliardów, a w roku 2025 wzrosłyby do 141 miliardów. Gdyby jednak do szacunków włączyć również opłacalne obecnie elektrownie węglowe, innymi słowy, gdybyśmy chcieli już teraz całkowicie zrezygnować z węgla, to tegoroczny koszt netto takiej operacji wyniósłby 116 miliardów USD. Tyle musiałby obecnie świat zapłacić, by już teraz zrezygnować z generowania energii elektrycznej z węgla. Jednak koszt ten błyskawicznie by się obniżał. W roku 2022 zmiana taka nic by nie kosztowała (to znaczy koszty i oszczędności by się zrównoważyły), a w roku 2025 odnieślibyśmy korzyści finansowe przekraczające 100 miliardów dolarów w skali globu.
      W Unii Europejskiej już w tej chwili nieopłacalnych jest 81% elektrowni węglowych. Innymi słowy, elektrownie te przeżywałyby kłopoty finansowe, gdyby nie otrzymywały dotacji z budżetu. Do roku 2025 wszystkie europejskie elektrownie węglowe będą przynosiły straty. W Chinach nieopłacalnych jest 43% elektrowni węglowych, a w ciągu najbliższych 5 lat nieopłacalnych będzie 94% elektrowni węglowych. W Indiach zaś trzeba dopłacać obecnie do 17% elektrowni, a w roku 2025 nieopłacalnych będzie 85% elektrowni.
      Co ważne, w swoich wyliczeniach dotyczących opłacalności elektrowni węglowych analitycy nie brali pod uwagę zdrowotnych i środowiskowych kosztów spalania węgla.
      Energia węglowa szybko staje się nieopłacalna i to nie uwzględniając kosztów związanych z prawem do emisji i regulacjami odnośnie zanieczyszczeń powietrza. Zamknięcie elektrowni węglowych i zastąpienie ich tańszymi alternatywami nie tylko pozwoli zaoszczędzić pieniądze konsumentów i podatników, ale może też odegrać znaczną rolę w wychodzeniu gospodarki z kryzysu po pandemii, mówi Matt Gray stojący na czele Carbon Tracker Initiative.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...