Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Okazuje się, że czas nie jest tak mocno zakorzenioną uniwersalną ideą, jak dotąd sądzono. W Amazonii żyje bowiem plemię Amondawa, w którego języku nie ma nawet określenia na czas (Language and Cognition).

Zespołem kierował psycholog prof. Chris Sinha z Uniwersytetu w Portsmouth. Badano, w jaki sposób Amondawa mówią i myślą o czasie. Przez 2 miesiące przedstawiciele różnych specjalności, w tym lingwista Wany Sampaio i antropolog Vera da Silva Sinha, próbowali dociec, jak język plemienia przekazuje idee w rodzaju "następny tydzień" lub "zeszły rok". Okazało się, że takie koncepty w ogóle nie występują. Dla Amondawa czas dzieli się tylko na dzień i noc oraz pory suchą i deszczową. Co ciekawe, akademicy stwierdzili, że badani Indianie nie mają wieku. Zamiast liczyć lata, członkowie plemienia zmieniają tylko imiona, które odzwierciedlają etap życia czy pozycję w grupie i tak np. dziecko oddaje swoje imię noworodkowi, a samo przybiera inne.

Dla Amondawa czas nie istnieje w taki sposób jak dla nas. Teraz już bez żadnych wątpliwości możemy powiedzieć, że istnieje przynajmniej jeden język i kultura, która nie ma konceptu czasu jako czegoś mierzalnego, odliczanego czy stanowiącego przedmiot abstrakcyjnych rozważań. To nie znaczy, że Amondawa istnieją poza czasem, oni po prostu żyją raczej w świecie wydarzeń niż postrzegają te zdarzenia jako umieszczone w czasie.

Prof. Sinha wyjaśnia, że dysponujemy tyloma metaforami na oznaczenie czasu i jego przemijania – myślimy nawet o czasie jako rzeczy – [..] że zaczęliśmy uważać, że są one obiektywne, a to nieprawda. Stworzyliśmy te metafory i one stały się naszym sposobem myślenia. Amondawa nie mówią i nie myślą w ten sposób, chyba że uczą się innego języka.

Brytyjczycy podkreślają, że nie spodziewali się takiego odkrycia. Badali już wcześniej ten język i teraz chcieli się zająć jego przenośniami. Byliśmy zaskoczeni, widząc, że metafory czasu i abstrakcyjna idea czasu zwyczajnie nie występują. Sinha słusznie zauważa, że w wielu amazońskich językach, w tym w języku Amondawa, nie ma cyfr i liczb powyżej naszej piątki. Jak można się domyślić, bez tego czasu nie da się zmierzyć. Wygląda więc na to, że pojęcie czasu nie jest wrodzone i stanowi raczej wynik doświadczenia. Jedynym realnym biologicznym zegarem jest starzenie się naszych ciał. Wszystkie nasze złożone koncepty czasu są wynalazkami kultury [...].

Naukowcy przypominają, że 24-godzinna doba i konwencja 60-sekundowej minuty i 60-minutowej godziny to wynalazek Babilończyków. Tak do nich przywykliśmy, że przyjmujemy je za pewnik i coś naturalnego. Bez kalendarza i rozbudowanej koncepcji czasu nie zbudowalibyśmy naszej cywilizacji, jednak koszty postępu są ogromne – z naszego przyjaciela czas stał się najgorszym wrogiem, który pogania do ciągłej pracy.

Amondawa to jedna z 3 podgrup ludu Uru-Eu-Uaw-Uaw, które zamieszkują brazylijski stan Rondônia. Język Amondawa jest zagrożony wyginięciem. Powoli zastępuje go portugalski.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zadna nowosc. to samo sie tyczy wszystkich plemion aborygenskich, czy chociazby hopi zyjacych w arizonie (!). i gdy probuja takowych edukowac po angielsku, ci maja ogromne problemy z fizyka - bo bez zrozumienia koncepcji czasu bedacego totalna podstawa europejskiej kultury i sposobu myslenia nie da rady nic. to samo tez tyczy sie wielu plemion afrykanskich i w ogole bardzo wielu do dzis nie"ucywilizowanych" (brzydkie okreslenie, ale na skroty tak to nazwe) ludow - dzwinym by bylo, gdyby ameryka poludniowa byla tu wyjatkiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... gdy probuja takowych edukowac po angielsku, ci maja ogromne problemy z fizyka

 

Język angielski i inne języki europejskie także mają zasadnicze problemy z fizyką - kwantową. Schemat postrzegania rzeczywistości, który na jego podstawie budujemy, nie pozwala bez głębokiego poczucia paradoksu o niej mówić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@sylkis, Wizzkid: nie macie racji. Wy mówicie o plemionach, które inaczej postrzegają czas niż my. Inaczej, ale jednak go postrzegają. W notce jest mowa o plemieniu, które W OGÓLE nie postrzega czasu. A to kolosalna różnica.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@sylkis, Wizzkid: nie macie racji. Wy mówicie o plemionach, które inaczej postrzegają czas niż my. Inaczej, ale jednak go postrzegają. W notce jest mowa o plemieniu, które W OGÓLE nie postrzega czasu. A to kolosalna różnica.

 

Nie, Cejrowski wyraźnie mówił, że nie rozróżniają pór roku, lat, dni tygodnia, miesięcy i nie mierzą czasu w żaden sposób oprócz dnia i nocy. A żadne plemię nie może nie postrzegać w ogóle czasu, bo nawet na ruch potrzebny jest czas. Więc nie, w obutrzech przypadkach (moim, sylkisa i tym z artykułu) chodzi o brak postrzegania czasu jako czegoś a) istotnego :) mierzalnego.

 

PS. A "WhizzKid" albo fonentyczne "łizkid", bez hybryd proszę :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Język angielski i inne języki europejskie także mają zasadnicze problemy z fizyką - kwantową. Schemat postrzegania rzeczywistości, który na jego podstawie budujemy, nie pozwala bez głębokiego poczucia paradoksu o niej mówić.

 

nie znam fizyki kwantowej, ale ta newtonowska, ktorej ludzie ucza sie w szkole (ale SZKOLE, a nie uczeli!) na poziomie podstawowym twardo trzyma sie w ryzach europejskiego sposobu postrzegania swiata, a przynajmniej samo zrozumienie jej nie sprawia nam najmniejszego problemu (schodki sie zaczynaja dopiero wtedy, gdy w gre wchodzi matematyka, a nie samo filozoficzne rozumienie).

 

estesmy niewolnikami czasu, caly nasz swiat jest nim zwiazany. czas jest jednym z najbardziej podstawowych pojec w naszej kulturze, jest arche, jest kluczem pozwalajacym zrozumiec nasz sposob myslenia, nasz sposob postrzeganai swiata, kulture. bez pojecia czasu i umiejscowieniu sie w nim niczym jak w punkcie na liniowym kontinuum, czy tez punkcie na okregu albo powierchni kuli (to akurat tutaj bez znaczenia, bo to wszystko sprowadza sie do tego samego na potrzeby zobrazowania tego zagadnienia) - jestesmy czescia otaczajacego nas swiata, ktorego postawowa cecha jest vanitas, przemijanie, czy jakkolwiek to zwal - caly czas zyjemy przeszloscia i przyszloscia, zamiast terazniejszoscia.

 

natomiast hopi, czy tez aborygeni w ogole nie rozumieja koncepcji czym jest czas, oni sa jednoscia ze swiatem, tu i teraz (a przynajmniej do niedawna tak bylo - stety lub niestety ich kultury powoli ulegaja asymilacji i tworza sie bilingualne i kreolskie diaspory, charakteryzujace sie niemalze podwojna tozsamoscia i podwojnym sposobem postrzegania i rozumienia swiata), ktory kontroluje kazdy aspekt zycia kultury europejskiej. nie czuja o co chodzi, nie widza tego, wykrzacza to poza ich pojecie nakreslone przez dotychczasowy sposob spojrzenia na swiat, w ktorym nie ma rozgraniczenia miedzy tym "realnym" (z punktu widzenia europejczyka), a tym "ezoterycznym" (osiaganym przez rozne medytacje i inne spirytualistyczne fazy)... dopiero po zaawansowanej akwizycji jezyka angielskiego "cos rusza" w kwesti ich ewentualnego zrozumienia podwalin naszej nauki.

 

troche mieszam, ale to wszystko sie po prostu laczy i staram sie przekazac sama esencje o co chodzi bez wiekszego zaglebianai sie w temat, bo sam az takim znawca nie jestem - za to zarowno mam znajomych sie tego typu rzeczami interesujacych, jak i wykladowcow na uniwersytecie, ktorzy sami robili badania w australii nad takowymi plemionami itp i ostatnio czytalem tez sporo o hopi w roznych zrodlach akademickich (z baz danych oferowanych przez uniwerek szczecinski). w tamtych kulturach nie ma nadmiernego trenowania analitycznej polowy mozgu kosztem tej emocjonalnej, a czasem wrecz odwrotnie...

 

tak czy siak, byc moze w tamtych kulturach fizyka kwatnowa bylaby latwiejsza do opisania? a byc moze byloby w nich jeszcze gorzej i potrzebaby jej bylo jeszcze innej struktury myslenia (bo podejrzewam, ze jednak fizyka kwantowa jest bardzo analityczna)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To mi przypomina baśń Andersena: "Nowe szaty króla". Proste społeczności są jak dziecko; mówią, co widzą - po prostu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale się rozczulacie , przecież i w naszej Polsce są ludzie którzy czasu nie postrzegają tylko zdarzenia (kupka, papu, tv, lulu, renta, choinka) i niby wiedzą że tam się coś kręci (stąd wiosna).

 

Czas nabiera prawdziwego znaczenia kiedy droga jest każda sekunda ( umierający) , rozłąka z ukochaną osobą, oczekiwanie na zakończenie jakiegoś okresu (najczęściej niewygodnego dojazd do pracy, koniec tygodnia) .

 

No i są ludzie obsadzeni w czasie jakby przyklejeni z rozplanowanym co do minuty tygodniem , miesiącem (niewolnicy czasu).

 

Dla archeologa, geologa, astronoma czas to zupełnie coś innego niż dla elektronika, informatyka, fizyka.

 

Te plemiona nie mają określeń dla czasu a jednak robią zapasy jedzenia (operując cyklem przynajmniej rocznym).

 

Myślę że najlepiej by było opisać czas rozpadami uranu 235 (np: era kiedy go było 10 razy tyle, 8 razy tyle , dzisiaj, 0,8 dzisiaj itd.) wtedy ten czas by był na jakiejś stabilnej geologicznej skali (skali rozpadu :D ).

 

Ps: a szczęśliwi i tak czasu nie liczą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czas jest potrzebny wtedy, gdy ktoś chce policzyć np. prędkość lub siłę. Ale prędkość i siła to jedynie wrażenia. Te ostatnie pochodzą ze stopnia uśrednienia wartości podstawowych form bytu: ruchu i bezruchu ("masoprzestrzeni") [energii i masy E i (-E)]. Stąd pojęcie metra i kilograma, które wzajemnie transformują wywołując odpowiednio efekty przestrzenności i zwartości w zależności od tego, co akurat przeważa w układzie lokalnym. W sensie fizycznym, czas to po prostu wynik - zdarzenie, obiekt wynikowy: E + M = T - aktualna wartość lokalna lub totalna.

 

Ciekawe jest to, czy taki prosty człowiek rozumie, o co chodzi, czy zwyczajnie nie nabył umiejętności myślenia abstrahującego od rzeczywistości, które pozwala tworzyć narzędzia pomocnicze typu: metr, kilogram, sekunda.

 

p.s. Wesołych Świąt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na boliwijskich sawannach Llanos de Moxos (Llanos de Mojos) odkryto setki osad z lat 500–1400, które stanowią zagadkę i przedmiot fascynacji dla archeologów. W ciągu ostatnich kilku lat znaleziono tam dowody, że ludzie zamieszkali boliwijską Amazonię znacznie wcześniej niż sądziliśmy, już 1500 lat temu istniała tam rozległa sieć stawów hodowlanych, a Llanos de Moxos okazały się jednym z pięciu miejsc na świecie, gdzie udomowiono rośliny u zarania rolnictwa. Teraz odkryto tutaj dowody istnienia początków ośrodków miejskich.
      Naukowcy z Niemieckiego Instytutu Archeologicznego oraz Uniwersytetów w Bonn i Exeter przeprowadzili za pomocą technologii LIDAR badania dużych osad kultury Casarabe. Na tej podstawie doszli do wniosku, że mamy tutaj do czynienia ze wczesną urbanizacją o niskim zagęszczeniu. To pierwszy taki znany nam przypadek z nizin Amazonii. Opisane na łamach Nature badania rzucają nowe światło na rozpowszechnieni i zróżnicowanie wczesnych ośrodków miejskich w skali całego świata oraz na życie wczesnych społeczeństw zamieszkujących Amazonię.
      Llanos de Moxos to rozległy ekoregion tropikalnej sawanny w północnej Boliwii. Zajmuje on ponad 126 tysięcy kilometrów kwadratowych i znajduje się w południowo-zachodniej części basenu Amazonki. W porze deszczowej obszar ten jest zalewany na wiele miesięcy w roku, co nie zachęca do osadnictwa. A mimo to widoczne są tam liczne ślady ludzkiej obecności sprzed okresu hiszpańskiej kolonizacji.
      Już ponad 20 lat temu naukowcy zwrócili uwagę na „kopce” i rozciągające się od nich struktury wskazujące na obecność dróg czy kanałów. Wszystko to sugerowało istnienie stosunkowo gęstego osadnictwa. Naukowcy przystąpili do wykopalisk w dwóch takich „kopcach” znajdujących się w pobliżu wsi Casarabe. Okazało się, że „kopce” to pozostałości po piramidach czy platformach, na których stały budynki. Z czasem okazało się, że osadnictwo kultury Casarabe rozciąga się na obszarze około 4500 kilometrów kwadratowych. Istnieje tam 189 dużych miejsc osadnictwa, 273 mniejsze miejsca oraz 957 kilometrów dróg i kanałów.
      Dlatego też ostatnio naukowcy zdecydowali się na użycie technologi LIDAR. To metoda pomiaru odległości łącząca w sobie laser i teleskop. Laser wysyła krótkie precyzyjne impulsy światła, a teleskop rejestruje jego rozproszenie, odbicie czy zmianę długości fali. Tak uzyskane informacje są analizowane komputerowo i na tej podstawie tworzona jest trójwymiarowy model badanego obiektu czy obszaru.
      Na potrzeby najnowszych badań zmapowano sześć obszarów o łącznej powierzchni 200 km2. Uzyskane wyniki zaskoczyły naukowców. Na zbadanym terenie znajdowały się dwie duże osady, o których istnieniu wiedziano wcześniej. Zaskoczeniem były ich rzeczywiste rozmiary. Mniejsza z nich – Cotoca – miała bowiem 147 hektarów, , a większa, Landivar, aż 315 ha. Dla porównania warto wspomnieć, że do końca XII wieku Londyn wraz z przedmieściami liczył 275 hektarów.
      Obie otoczone są trzema koncentrycznymi strukturami obronnymi złożonymi z rowów i wałów ziemnych. W miejscach tych uwidoczniono masywne platformy oraz piramidy wznoszące się na wysokość 20 metrów nad sawannę, które stoją na 6-metrowych platformach. Budynki zorientowane są na linii przebiegającej od północy po północny-zachód.
      Cotoca i Landivar były głównymi centrami osadnictwa w swoich regionach. Z obu z nich rozciągają się wciąż widoczne proste drogi. Zbudowanie obu osad wymagało dużych nakładów pracy. Budowa samej tylko centralnej części Landivar wymagała przemieszczenia ok. 276 000 m3 materiału. W przypadku centralnej części Cotoca było to niemal 571 000 m3. I to właśnie osada Cotoca, której centralna część zajmuje 22 hektary i jest znacznie większe niż w innych osadach, wykazuje cechy wczesnej urbanizacji. Mamy tutaj bowiem do czynienia nie tylko z imponującym centrum, ale również z częściowym brakiem wewnętrznych umocnień, co sugeruje, że zostały one rozebrane, gdyż szybko rosła liczba  mieszkańców.
      Na razie nie wiemy, ile osób mogło mieszkać w Cotoca. Jednak już sama struktura miejscowości  wskazuje, że istniało planowanie na poziomie całej osady, a widoczne ślady przesuwania struktur obronnych dowodzą, że Cotoca się rozrastała. Cotoca to pierwszy znany nam przykład prehiszpańskich procesów urbanizacyjnych w Amazonii, mówi doktor Heiko Prümers. Z innych regionów świata również znamy podobne rolnicze ośrodki miejskie o niskiej gęstości zaludnienia.
      Naukowcy obawiają się, że powoli kończy im się czas. Coraz powszechniejsza mechanizacja rolnictwa każdego miesiąca powoduje kolejne zniszczenia prekolumbijskich struktur na Llanos de Moxos. Niszczone są kopce, kanały i drogi, martwi się Carla James Betancourt z Uniwersytetu w Bonn.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Las deszczowy Amazonii jest postrzegany jako bardzo stary dziewiczy obszar leśny. Jednak coraz więcej badań wskazuje, że jego mieszkańcy nie byli łowcami-zbieraczami, a rolnikami gospodarującymi na olbrzymich wolnych od drzew obszarach. W miarę, jak las jest wycinany odnajdowanych jest coraz więcej dowodów na istnienie społeczeństw rolniczych. Do niedawna dowody te były ukryte wśród gęstych zarośli.
      Naukowcy z Uniwersytetu w Reading zdobyli dowody na to, że już przed tysiącami lat ludzie wycinali las i uprawiali ziemię. Uczeni, pracujący na odległych obszarach Boliwii, zbadali osady z dwóch jezior znajdujących się blisko znalezionych wcześniej śladów ludzkiego osadnictwa i uprawy ziemi. Dzięki nim byli w stanie określić zmiany, jakie zachodziły w regionie w ciągu ostatnich 6000 lat.
      Okazało się, że ludzie, żyjący na tych terenach przed 2500-500 laty nie byli łowcami-zbieraczami i nie musieli prowadzić masowej wycinki drzew. Byli rolnikami, którzy osiedlili się na terenie przypominającym dzisiejsze sawanny. Mieli do czynienia z otwartymi przestrzeniami, na których prowadzili prace ziemne na wielką skalę. Na początku I tysiąclecia naszej ery klimat stał się bardziej wilgotny, a las deszczowy zaczął przesuwać się bardziej na południe. Amazońscy rolnicy powstrzymywali napór dżungli i utrzymywali otwarte przestrzenie tam, gdzie prowadzili swoją działalność gospodarczą. Trwało to do mniej więcej 1500 roku. Wówczas to większość rdzennych mieszkańców Amazonii wyginęła, głównie wskutek chorób przywleczonych przez Europejczyków. Gdy zabrakło ludzi gęsty las deszczowy błyskawicznie zajął ich tereny uprawne.
      Wyniki badań bardzo nas zaskoczyły. Przybyliśmy do Boliwii by sprawdzić, jakie rośliny uprawiali rdzenni mieszkańcy i jak bardzo wpływali na las. Odkryliśmy jednak, że nie mieli nań żadnego wpływu jeśli chodzi o wylesianie, gdyż las tam po prostu nie rósł. Oni nie wycinali ani nie wypalali olbrzymich połaci dżungli. Mieszkańcy Amazonii osiedlili się na naturalnie otwartej przestrzeni. Skala prowadzonych przez nich prac ziemnych wskazuje, że obszary te mogły utrzymać dość dużą populację. Uprawiali kukurydzę i inne zboża. Prawdopodobnie żywili się też rybami, a w innych częściach Boliwii znaleziono dowody, że ludzie hodowali kaczkę piżmową (kaczkę francuską) oraz żółwie rzeczne - mówi główny autor badań, doktor John Carson.
      Nasze odkrycie ma olbrzymie znaczenie dla zrozumienia zmian klimatycznych z przeszłości oraz tego, w jaki sposób basen Amazonki może reagować na wycinanie lasu. Okazuje się, że Amazonia ani nie byłą dziewiczą dżunglą, ani nie przetrwała wcześniej wylesiania na masową skalę – dodaje.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Znaczna część Amazonii może znajdować się w punkcie, w którym las deszczowy zaczyna zmieniać się w sawannę, wynika z badań opublikowanych na łamach Nature Communication. Lasy deszczowe są wrażliwe na długoterminowe zmiany ilości opadów. Jeśli poziom opadów spadnie poniżej określonego poziomu, las deszczowy może zacząć zamieniać się w sawannę.
      Na około 40% Amazonii poziom opadów jest obecnie taki, że tamtejszy ekosystem może być albo lasem deszczowym, albo sawanną, mówi główny autor najnowszych badań, Arie Staal z Instytutu Kopernika na Uniwersytecie w Utrechcie. To ważne odkrycie, gdyż poziom opadów w Amazonii zmniejszył się i wszystko wskazuje na to, że nadal będzie spadał.
      Staal i jego koledzy badali stabilność tropikalnych lasów deszczowych Ameryk, Azji, Afryki i Oceanii. Sprawdzali, jak ekosystemy takie reagują na zmiany wzorców opadów.
      Naukowcy badali odporność lasów deszczowych, próbując odpowiedzieć na dwa pytania. Pierwsze z nich brzmiało: Czy jeśli wszystkie lasy deszczowe tropików znikną, to czy będą w stanie się odrodzić? Pytanie drugie zaś, było jego odwrotnością: Co by się stało, gdyby lasy deszczowe porastały całą powierzchnię ziemskich tropików?
      Odpowiedź na takie dwa ekstremalne scenariusze może dać naukowcom wskazów, co do odporności i stabilności prawdziwych tropikalnych lasów deszczowych. Pomaga też zrozumieć, jak lasy reagują na zmiany wzorców opadów.
      Najpierw naukowcy uruchomili swój model z założeniem, że w tropikach Afryki, obu Ameryk, Azji i Australii nie występują żadne lasy. Sprawdzali, w jakim tempie lasy takie by się pojawiły, co pozwala na określenie minimalnej ilości lasu w każdym z regionów.
      Dynamika lasu deszczowego jest interesująca. Gdy las rośnie i rozprzestrzenia się, wpływa na opady. Lasy generują swój własny deszcz, gdyż liście wyparowują wodę, która później opada na ziemię. Im więcej deszczu, tym mniej pożarów i tym więcej lasów. W naszej symulacji widzimy tę dynamikę, mówi Staal.
      Drugie modelowanie wykonano z początkowym założeniem, że lasy deszczowe pokrywają całe tropiki. Okazało się, że jest to scenariusz bardzo niestabilny, gdyż w wielu miejscach nie występuje wystarczająco dużo opadów, by podtrzymać istnienie lasu deszczowego. W wielu miejscach las zniknął z powodu braku wilgoci. "Gdy powierzchnia lasu się kurczy, zmniejsza się ilość opadów, region staje się bardziej suchy, pojawia się więcej pożarów, więc dochodzi do kolejnej utraty lasu", dodaje uczony.
      W końcu naukowcy zajęli się modelowaniem dynamiki lasów tropikalnych w sytuacji, gdy do końca wieku utrzyma się bardzo wysoki poziom emisji gazów cieplarnianych, zgodny z jednym z modeli przyjętych przez IPCC.
      Okazało się, że w miarę wzrostu emisji amazoński las deszczowy będzie tracił swoją naturalną odporność, ekosystem stanie się niestabilny, prawdopodobnie zacznie wysychać, a las deszczowy zmieni się w sawannę. Taki los może czekać nawet najbardziej odporne fragmenty lasu deszczowego. Z analiz wynika, że w scenariuszu wysokiej emisji gazów cieplarnianych najmniejszy obszar, jaki jest potrzebny do podtrzymania istnienia lasu deszczowego Amazonii będzie o 66% mniejszy niż niezbędne minimum. Z kolei w basenie Kongo lasy deszczowe są ciągle zagrożone i nie odrodzą się, jeśli je utracimy, ale w scenariuszu wysokiej emisji zmiany w nich zachodzące mogą być mniej dramatyczne niż w przypadku Amazonii.
      Obszary, na których możliwe jest naturalne odrodzenie się lasów deszczowych są dość małe. Teraz rozumiemy, że lasy deszczowe na wszystkich kontynentach są bardzo wrażliwe na globalne zmiany i mogą szybko utracić zdolność do adaptacji. Gdy raz znikną, powrót do wcześniejszego stanu zajmie im całe dekady. Musimy też pamiętać, że w lasach deszczowych żyje większość światowych gatunków. Jeśli znikną lasy, gatunki te zostaną na zawsze utracone, stwierdzają autorzy badań.
      Najbardziej stabilne lasy deszczowe rosną w Indonezji i Malezji. Są on bardziej odporne, gdyż ilość opadów bardziej zależy tam od otaczającego lasy oceanu niż od samej pokrywy roślinnej.
      Autorzy badań podkreślają, że nie brali w nich pod uwagę takich czynników jak wycinka lasów na potrzeby rolnictwa czy pozyskiwania drewna.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ubiegłym roku świat żył wyjątkowo dużą liczbą pożarów w brazylijskiej Amazonii. Niestety, bieżący rok może być jeszcze gorszy. Brazylijska agencja kosmiczna INPE, której zadaniem jest m.in. monitorowanie pożarów lasów za pomocą satelitów, informuje, że w czerwcu bieżącego roku wybuchło już 2248 pożarów. W czerwcu ubiegłego roku było to 1880 pożarów.
      Tegoroczny czerwiec był rekordowy od 13 lat pod względem liczby pożarów. Średnio wybuchało ich 75 dziennie. To wciąż znacznie mniej od tego, co w Amazonii działo się w sierpniu ubiegłego roku. Wtedy to każdego dnia INPE wykrywała średnio 1000 nowych pożarów dziennie (vide: „NASA potwierdza dane INPE o gwałtownym wzroście liczby i intensywności pożarów w Amazonii”. I właśnie tak wielka ich liczba wywołała poruszenie na całym świecie. Pozostaje więc pytanie, czy znacząco większa liczba pożarów w czerwcu nie zapowiada, że tegoroczny sierpień również będzie obfitował w pożary.
      Eksperci już zwracają uwagę na jeszcze inne zagrożenie – zanieczyszczenie powietrza spowodowane przez pożary. Dymy mogą powodować problemy z oddychaniem, tymczasem w Brazylii zanotowano dotychczas niemal 1 600 000 przypadków zachorowania na COVID-19, z czego 535 000 osób wciąż jest chorych. Dymy z pożarów mogą pogorszyć stan ich zdrowia.
      Philip Fearnside, ekolog z brazylijskiego Narodowego Instytutu Badań Amazonii mówi, że tegoroczny wzrost liczby pożarów to zły znak. Często bowiem wykorzystuje się je jako pretekst do dalszego wylesiania. Tymczasem wstępne dane INPE wskazują, że w ciągu pierwszych 5 miesięcy 2020 roku tempo wylesiana Amazonii zwiększyło się o 34%.
      Większość pożarów z roku 2019 stanowiły celowe podpalenia. Część z nich była legalna i miała na celu usunięcie drzew pod nowe pastwiska (vide: „Amazonia płonie, gdyż jemy zbyt dużo mięsa”), część zaś to wylesianie nielegalne. Niezależnie jednak od pochodzenia pożarów, to w ubiegłym roku było ich o 30% więcej niż rok wcześniej, a w całym roku 2019 pożarów było ponad 2-krotnie więcej niż w roku 2013.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do końca sierpnia bieżącego roku w brazylijskich lasach wybuchło ponad 87 000 pożarów. To nie tylko znaczny wzrost w ubiegłym rokiem, kiedy to w analogicznym okresie zanotowano 49 000 pożarów, ale i najwięcej od 2010 roku. Świat krytykuje prezydenta Bolsonaro, którego retoryka co najmniej zachęca farmerów do wypalania dżungli amazońskiej. Jednak świat nie jest bez winy, gdyż płuca Ziemi płoną po to, by Europejczycy czy Chińczycy mogli kupować mięso. Osoby, które chcą pomóc w ratowaniu lasów deszczowych mogą to zrobić jedząc mniej mięsa.
      Brazylia jest największym na świecie eksporterem wołowiny. Kraj ten odpowiada za 20% światowego eksportu, a w najbliższych latach odsetek ten wzrośnie. W ubiegłym roku Brazylia sprzedała 1,64 miliona ton wołowiny. To historyczny rekord. Jak informuje Brazylijskie Stowarzyszenie Eksporterów Wołowiny (Abiec), przychody ze sprzedaży wyniosły 6,57 miliarda USD.
      W Brazylii hoduje się obecnie około 200 milionów krów, które są wypasane na 450 000 kilometrów kwadratowych terenów pozyskanych z wypalania lasu deszczowego. Co więcej, przemysł mięsny nie tylko w ten sposób przyczynia się do niszczenia Amazonii. Dżungla wypalana jest również pod uprawę soi, z której ponad 70% jest przeznaczana na paszę dla zwierząt. Nawet jeśli udałoby się nam uniknąć brazylijskiego mięsa, to nawet zwierzęta hodowane na miejscu z dużym prawdopodobieństwem są karmione paszą, zawierającą soję z Brazylii.
      Częściowo za wzrost eksportu brazylijskiej wołowiny, a co za tym idzie, za wzrost liczby pożarów, odpowiada rosnący popyt z Chin i Hongkongu. Trafia tam niemal 44% mięsa wysyłanego w Brazylii. Jednak to nie wszyscy odpowiedzialni. Europejscy przywódcy, którzy tak chętnie krytykują prezydenta Bolsonaro i rzucają na Brazylię gromy za brak ochrony Amazonii, podpisali w czerwcu umowę z południowoamerykańskim blokiem gospodarczym Mercosur. Umowa ta jeszcze szerzej niż dotychczas otwiera europejskie rynki dla brazylijskiej wołowiny. Prezes Abiec, Antonio Camardelli powiedział, po podpisaniu umowy, że pozwoli ona na zwiększenie sprzedaży do Unii europejskiej. Podpisanie tak wielkiej umowy to jak zaproszenie do negocjacji z kolejnymi krajami i organizacjami handlowymi, stwierdził Camardelli.
      Obecnie do Unii Europejskie trafia 7% brazylijskiego eksportu. Również i w tym przypadku można spodziewać się jego wzrostu. OECD prognozuje, że brazylijski przemysł mięsny będzie nadal się rozwijał. W kraju tym jest jeszcze wiele lasów, które można wypalić i zamienić na pastwiska, światowa konsumpcja mięsa rośnie, a politycy Unii Europejskiej co prawda propagandowo pohukują na Brazylię, ale jednocześnie ułatwiają jej eksport wołowiny.
      OECD i FAO szacują, że pomiędzy rokiem 2017 a 2027 światowa produkcja wołowiny i cielęciny zwiększy się o 16%. Produkcja mięsa już w tej chwili odpowiada za 14,5% światowej emisji gazów cieplarnianych, a Brazylia jest odpowiedzialna za 41% z tych 14,5%.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...