Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Stany Zjednoczone to chyba jedyny kraj Zachodu, w którym niektórzy uczniowie, studenci, szkoły i nauczyciele nie chcą słyszeć o teorii ewolucji i czasem daje się im do tego prawo. Teraz parlamentarzyści ze stanu Tennessee zaproponowali uchwalenie przepisów, które będą chroniły nauczycieli podważających teorię ewolucji czy teorię globalnego ocieplenia.

Tennessee ma szczególnie ciekawą historię podważania teorii ewolucji. W roku 1925 odbył się w nim proces The State of Tennessee kontra Scopes, zwany też Scopes Monkey Trial. Stan oskarżył w nim nauczyciela biologii Johna Scopesa o naruszenie stanowej Ustawy Butlera, która zakazywała nauczycielom szkół publicznych podważania biblijnych teorii o pochodzeniu człowieka. Scopes został uznany winnym, a Sąd Najwyższy stanu Tennessee podtrzymał ważność ustawy, na podstawie której sądzono Scopesa, jednak z przyczyn technicznych sam wyrok unieważniono. Do powtórki procesu nie doszło. Sprawa odbiła się jednak szerokim echem w całym kraju.

Sprawę Scopesa rozstrzygnął, de facto, Sąd Najwyższy USA, który w procesie Epperson kontra Arkansas (rok 1968) stwierdził, że stan nie ma prawa zabraniać nauczania teorii ewolucji w szkołach publicznych. Sąd uznał, że narusza to Pierwszą Poprawkę do Konstytucji USA, która mówi, że „Kongres nie może ustanowić żadnych praw wprowadzających religię". W związku z tym w niektórych stanach przyjęto zasadę, że szkoły publiczne nauczające teorii ewolucji muszą również nauczać kreacjonizmu. W roku 1987 Sąd Najwyższy USA orzekł, że takie przepisy są zakazane, gdyż ich celem jest preferowanie konkretnej religii.

Obecnie Zgromadzeniu Generalnym Tennessee zaproponowano przepisy, w których czytamy: Zabrania się stanowym radom edukacyjnym oraz jakimkolwiek ciałom zarządzającym publicznymi szkołami podstawowymi i ponadpodstawowymi, dyrektorom szkół, administratorom systemu szkolnictwa przeszkadzania nauczycielom szkół publicznych w pomaganiu uczniom w zrozumieniu, analizowaniu, krytykowaniu w sposób obiektywny silnych i słabych stron istniejących teorii naukowych dotyczących ewolucji i globalnego ocieplenia.

Zwolennicy ustawy mówią, że polepszy ona jakość nauczania. Senator Bo Watson, jeden z jej autorów, stwierdził w wywiadzie: „Kreacjonizm i teoria inteligentnego projektu mogą nie spełniać standardów naukowych, ale jeśli taki temat pojawi się na lekcji, a nie jest on wpisany w stanowym programie nauczania, to nauczycielom nie powinno się zabraniać o tym mówić. Nauczyciel powinien mieć prawo powiedzieć uczniom, że istnieją konkurencyjne teorie".

Nowa ustawa spotkała się z pewnym wsparciem wśród stanowych środowisk naukowych. Część nauczycieli zwraca uwagę, że może to poprawić jakość nauczania poprzez promocję krytycznego myślenia. Inni podkreślają, że nauczyciel nie powinien narzucać uczniom swoich poglądów.

Inni jednak krytykują proponowane rozwiązania prawne. Stwierdzają, że to próba ataku na dobrze zbadane teorie naukowe. Nauczyciel biologii Wesley Roberts, zeznając przed Zgromadzeniem Generalnym Tennessee stwierdził, że ustawa spowoduje, że mity i bajki będą traktowane również poważnie jak nauka. Podał tu przykład chińskiego mitu o stworzeniu człowieka, w którym pchły stają się ludźmi.

Częścią bogatej historii naszego stanu jest opozycja wobec teorii ewolucji. Ta ustawa to część tej tradycji. Ona nie mówi o zachęcaniu studentów o przedyskutowaniu kontrowersji dotyczących wojny w Wietnamie. Nie mówi o dyskusji na temat prawdziwej wartości liczby pi. Ona skupia się na ewolucji. Ta ustawa to nic innego, jak pozwolenie na pojawienie się w klasach dowolnej idei, niezależnie od tego, czy ma ona naukowe podstawy czy też ich nie ma.

Wspomniana ustawa zyskała już akceptację Komitetu Edukacji Zgromadzenia i wkrótce zostanie poddana pod głosowanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wspaniale! Niech żyje Niewidzialny Różowy Jednorożec! ;)

 

silnych i słabych stron istniejących teorii naukowych dotyczących ewolucji i globalnego ocieplenia

 

Tyle, że kreacjonizm ma tyle wspólnego z teorią naukową (i wręcz w ogóle z nauką) co koń z koniakiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wkurtyzaniają mnie kreacjoniści i wyznawcy "Inteligentnego Projektu". Zresztą w ogóle negowanie ewolucji jest głupie straszliwie. Jedyny problem leży w tym, czym dokładnie jest i jak działa ewolucja, bo to wiemy tylko w przybliżeniu; ogólna, słownikowa definicja ewolucji się nie zmienia i wciąż jest prawdziwa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
wiemy

Dlaczego nie napiszesz "wiem" przecież są tysiące rzeczy o których nie masz pojęcia, nie ma się czego wstydzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego nie napiszesz "wiem" przecież są tysiące rzeczy o których nie masz pojęcia, nie ma się czego wstydzić.

Wg mnie czepiasz się zupełnie bez sensu. Zdanie np: "Nie wiemy czy istnieje bozon Higgsa" jest prawidłowe, podkreśla stan wiedzy ludzkości, a nie moją czy Twoją osobistą wiedzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

romero nie przejmuj się, waldi już tak ma, trzeba się po prostu przyzwyczaić;) Co do tematu- inteligentny człowiek powinien być świadom różnych sposobów postrzegania świata, chociażby po to, by mieć szersze horyzonty myślowe, co nie oznacza, że musi wierzyć we wszystko co usłyszy. Prawda broni się sama, jeśli teoria jest logiczna i są dowody na jej potwierdzenie, nie trzeba jej usilnie bronić, bo broni się sama. Z drugiej strony- jak już wspomniał wilk- kwestią co najmniej dyskusyjną jest, czy teoria kreacjonistyczna ma coś wspólnego z nauką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja to akurat lubię w stanach-nie boją się eksperymentować i wprowadzać wykoncypowanych projektów w życie-mieli niewolnictwo,prohibicję,legalizują zielsko,uczą kreacjonizmu,wprowadzają głosowania przez net, kombinują z samochodami elektrycznymi i wiele innych rzeczy. nie to co w strachliwej i konserwatywnej Europie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Zdanie np: "Nie wiemy czy istnieje bozon Higgsa" jest prawidłowe, podkreśla stan wiedzy ludzkości, a nie moją czy Twoją osobistą wiedzę.[/size] 

Pierdoły opowiadasz, przecież może być gdzieś fizyk lub grupa fizyków którzy to doskonale wiedzą a słowo MY obejmuje ich również ... no i  co?? zawsze należ mówić za siebie " nie wiem czy istnieje bozon Higgsa " i to jest prawda , a gdybanie że wszyscy są na twoim poziomie umysłowym jest nadużyciem.  Bez obrazy  ;)  ja też nie wiem jak się np: teleportować. Co oczywiście nie znaczy że są tacy co to wiedzą i z tej wiedzy np: korzystają .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja to akurat lubię w stanach-nie boją się eksperymentować i wprowadzać wykoncypowanych projektów w życie-mieli niewolnictwo,prohibicję,legalizują zielsko,uczą kreacjonizmu,wprowadzają głosowania przez net, kombinują z samochodami elektrycznymi i wiele innych rzeczy. nie to co w strachliwej i konserwatywnej Europie

 

No tu jest pewien problem. Z jednej strony nieszkodliwa bajka z drugiej prawda naukowa. Pytanie czy nauczanie bajek szkodzi i jak bardzo. Fanatyzm z jakim racjonaliści z racjonalizm.pl i sam Dawkins zwalczają kreacjonizm i religie (l.m.) w ogóle jest dla mnie, racjonalisty, nieracjonalny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierdoły opowiadasz, przecież może być gdzieś fizyk lub grupa fizyków którzy to doskonale wiedzą a słowo MY obejmuje ich również ... no i  co??

 

Technicznie, to bardzo niewiele osób wie o istnieniu promieniowania, większość z nas musi zaledwie wierzyć, że istnieją dowody na istnienie promieniowania.

Waldi, zażyj trochę swojej ulubionej trucizny bo strasznie się irytujesz bez powodów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Antyszwed: też mi się to bardzo u nich podoba. To, że o sprawach ważnych się tam dyskutuje. U nas tego nie ma. U nas mamy pewne poglądy, które są właściwe, a wszelka dyskusja na ten temat jest spychana na margines.

 

@Jajcenty: całkowita zgoda. Nauka też jest wiarą. Praktycznie wszystkim, którzy nie są naukowcami, pozostaje wiara w to, co mówią naukowcy. Także i w nauce istnieją dogmaty, podważenie wielu z nich jest niezwykle trudne, a próby podważenia mogą skończyć się niefajnie dla podważającego.

Jeśli uznajemy filozofię za naukę, to za naukę musimy też podać teologię. Pamiętajmy też, że nie we wszystkich działach nauki możliwe jest uzyskanie twardych dowodów. Być może nawet dotyczy to większości dziedzin. Swoją drogą, ciekawe czy ktoś kiedyś podjął się oszacowania, w ilu dziedzinach nauki można zdobyć twarde dowody.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego nie napiszesz "wiem" przecież są tysiące rzeczy o których nie masz pojęcia, nie ma się czego wstydzić.

 

Teoria ewolucji jest modyfikowana na okrągło, i pewnie będzie modyfikowana jeszcze przez długi czas. Oznacza to, że obecna teoria z uwzględnieniem całej wiedzy ludzkości prawie na pewno nie jest ostateczna. I nadal do końca nie wyjaśnia, skąd się pewne cechy biorą, jak działa sprzężenie, dlaczego brakuje form pośrednich, czy ewolucja zawsze idzie na łatwiznę etc.

 

Niestety, waldi, nie wiemY tego tak dobrze, a jeśli sądzisz, że Ty wiesz, to się stawiasz ponad każdym biologiem w tym momencie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zgadzam się z Tobą Mariuszu. Moim zdaniem nauka stoi na dokładnie przeciwnym biegunie do wiary, a przynajmniej powinna. Przykład o wierze w to, że istnieje promieniowanie jest myślę chybiony, bo nauka z założenia ma to do siebie, że jest podważalna i tak naprawdę w bardzo niewielu kwestiach można być pewnym na 100%, nawet pomimo twardych dowodów. Można jedynie przyjmować coś z pewnym prawdopodobieństwem. Wiara z kolei, pomimo braku dowodów, z góry zakłada swego rodzaju niepodważalną pewność. Dlatego właśnie jest nie do obalenia, bo opiera się na swoistym sofizmacie. Jak mawiał mój wykładowca- w nauce jest tyle nauki, ile jest w niej matematyki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przykład o wierze w to, że istnieje promieniowanie jest myślę chybiony, bo nauka z założenia ma to do siebie, że jest podważalna i tak naprawdę w bardzo niewielu kwestiach można być pewnym na 100%,

 

Oczywiście! Większość z nas głęboko wierzy w słuszność metody naukowej. Co jest metodą a co nie, ustala rada kapłanów nauki. O tym, jak sądzę, pisał Mariusz.

 

Jak mawiał mój wykładowca- w nauce jest tyle nauki, ile jest w niej matematyki.

 

Twój wykładowca pokłada głęboką wiarę w matematykę. Naukę, w której z jednej kuli można zrobić dwie inne dokładnie takie same a koło może być kwadratowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
dlaczego brakuje form pośrednich

Reszta ok ale tym to mnie zadziwiłeś.

Jestem pewien że miałeś dziadków, pradziadków i .... prapraprapra....dziadków. W całkiem bliskiej przeszłości, rzędu 500 lat. Myślę że nawet w to nie wątpisz.

Jeśli zaczniesz szukać ich kości to większości nie znajdziesz. Czy to oznacza że przez kilka pokoleń brakowało form pośrednich???

Szanse na to że ktokolwiek z nas skończy jako skamienielina są praktycznie zerowe (przyczynia się do tego nasz sposób traktowania zmarłych ;)).

Ale nie w tym rzecz. W przypadku zwierząt szanse są większe ale nadal mizerne.

Szacunkowo nie znamy nawet 1 % tego co żyło na tej planecie. Nawet z tego co żyje nie znamy wszystkiego, znamy nawet mniej niż nie znamy. Oczywiście co do wielkich zwierząt znamy je dużo lepiej niż małe. Ale i tak nei znamy wszystkiego.

Jeśli teraz nie znamy tego co żyje w pełni to jak mamy znać to co było. Gdzie wiele gatunków mogło nie zachować nawet jednego swojego przedstawiciela w postaci skamienieliny. A jeśli zachowało to czy przekopaliśmy całą planetę aby takie coś odnaleźć?

Brak skamienielin i pozostałości form pośrednich jest tak oczywisty, że dziwią mnie takie pytania. Gdyby były wszystkie formy pośrednie to wówczas prędzej bym uwierzył w inteligenty projekt niż jak ich brakuje. Bo KTOŚ musiałby zadbać aby one wszystkie musiały przetrwać. Albo nam je podłożyć.

Ale form pośrednich brakuje i to jest dowód za ewolucją a nie przeciw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Reszta ok ale tym to mnie zadziwiłeś.

Jestem pewien że miałeś dziadków, pradziadków i .... prapraprapra....dziadków. W całkiem bliskiej przeszłości, rzędu 500 lat. Myślę że nawet w to nie wątpisz.

(...)

Ale form pośrednich brakuje i to jest dowód za ewolucją a nie przeciw.

 

Ale widzisz, są dwie szkoły ewolucjonizmu: niektórzy uważają, że było 1000 pokoleń ptaków z niedorozwiniętymi skrzydłami, które się wydłużały o milimetr na pokolenie aż się zaczęły nadawać do latania. Zwolennicy punktualizmu natomiast sądzą, że ewolucja wykorzystuje śmieciowe DNA (w przypadku ludzi - większość DNA) jako notatnika na brudno, i co jakiś czas wykształca kilka cech sprzężonych, bądź zmienia ekspresję genów zgromadzonych "na później".

 

Ten spór też nie jest rozstrzygnięty, a co do form pośrednich, to są, ale nie wiemy, ile ich powinno być - dlatego nie wiemy JAK do końca działa ewolucja ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale przecież podejście na zasadzie:

"wydłużały się aż się zaczęły nadawać do latania" to jest argument niemalże kreacjonisty.

W każdym momencie uśredniony efekt mutacji musiał być przydatny "TERAZ" a nie za 1000 pokoleń.

Z kolei argument o śmieciowym DNA nie mówię że całkowicie ale w większej części jest także pozbawiony sensu. Obserwowalibyśmy to i obecnie, nagłe skokowe zmiany w obrębie gatunków i to nie w rodzaju Czarnobyla ;)

Ewolucja nie działa na zasadzie A->A1->A2-> ... An

Ewolucja działa na zasadzie:

  A2,1 - >A3,1...

A1 A2,2 - >A3,2

  A2,3 - >A3,3...A - > An,3

 

Tylko że zamiast tych paru które byłem w stanie wypisać trzeba wypisać A1000,1000. Odpowiednio uwzględnić to że następuje krzyżowanie się. Na tak dużej puli procesy które dla paru pokoleń są nieistotne zaczynają odgrywać istotną rolę ponieważ następuje ich kumulacja.

Ba, w pewnym momencie dziesiątki tych przypadkowych kumulacji zajdzie w ślepe uliczki. Jest ich jednak tak dużo że część pójdzie właściwą drogą. I znowu nastąpi rozdzielenie na dziesiątki dróg z których część okaże się na zasadzie przypadku dobra.

Zatem oba podejścia uważam za błędne.

Skrzydła nie pojawiają się z nikąd. Jakby tak było to byłby to kreacjonizm.

Skrzydła też nie rosną po 1 mm to aby w pewnym momencie za 1000 pokoleń stworzenie zaczeło latać.

Może służyły do walk nie raniących w obrebie gatunku, a tym samym zwiekszających przeżywalność całego gatunku? W rozdzielonych koloniach lepsza przeżywalność była w tych gdzie do walki o samicę zaczęto używać przednich słabszych odnóży? Rosły (i traciły uzbrojenie) aby dany osobnik miał większą szansę na wygraną a tym samym rozmnożenie. Przeżycie gatunku to nie tylko przeżycie pojedynczego osobnika. Pojedyncze osobniki ulegają "wypadkom" i kończy się tak ich rola ewolucyjna. Liczy się całość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale przecież podejście na zasadzie:

"wydłużały się aż się zaczęły nadawać do latania" to jest argument niemalże kreacjonisty.

W każdym momencie uśredniony efekt mutacji musiał być przydatny "TERAZ" a nie za 1000 pokoleń.

Z kolei argument o śmieciowym DNA nie mówię że całkowicie ale w większej części jest także pozbawiony sensu. Obserwowalibyśmy to i obecnie, nagłe skokowe zmiany w obrębie gatunków i to nie w rodzaju Czarnobyla ;)

Ewolucja nie działa na zasadzie A->A1->A2-> ... An

Ewolucja działa na zasadzie:

  A2,1 - >A3,1...

A1 A2,2 - >A3,2

  A2,3 - >A3,3...A - > An,3

 

Tylko że zamiast tych paru które byłem w stanie wypisać trzeba wypisać A1000,1000. Odpowiednio uwzględnić to że następuje krzyżowanie się. Na tak dużej puli procesy które dla paru pokoleń są nieistotne zaczynają odgrywać istotną rolę ponieważ następuje ich kumulacja.

Ba, w pewnym momencie dziesiątki tych przypadkowych kumulacji zajdzie w ślepe uliczki. Jest ich jednak tak dużo że część pójdzie właściwą drogą. I znowu nastąpi rozdzielenie na dziesiątki dróg z których część okaże się na zasadzie przypadku dobra.

Zatem oba podejścia uważam za błędne.

Skrzydła nie pojawiają się z nikąd. Jakby tak było to byłby to kreacjonizm.

Skrzydła też nie rosną po 1 mm to aby w pewnym momencie za 1000 pokoleń stworzenie zaczeło latać.

Może służyły do walk nie raniących w obrebie gatunku, a tym samym zwiekszających przeżywalność całego gatunku? W rozdzielonych koloniach lepsza przeżywalność była w tych gdzie do walki o samicę zaczęto używać przednich słabszych odnóży? Rosły (i traciły uzbrojenie) aby dany osobnik miał większą szansę na wygraną a tym samym rozmnożenie. Przeżycie gatunku to nie tylko przeżycie pojedynczego osobnika. Pojedyncze osobniki ulegają "wypadkom" i kończy się tak ich rola ewolucyjna. Liczy się całość.

 

Ale ludzkie oko nie powstało skokowo, tylko się kolejne cechy nakładały, stąd jego ułomność. Lem to dobrze opisał w "Summa technologiae" :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie za bardzo rozumiem to zdanie: ale ludzkie oko nie powstało skokowo. To słowo "ale" sugeruje że pisałem coś przeciwnego.

Owszem nie powstało skokowo, ani nie powstało jako oko u człowieka. Człowiek je przejął od swoich przodków. Oczywiście zmieniało się i zmienia nadal.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie za bardzo rozumiem to zdanie: ale ludzkie oko nie powstało skokowo. To słowo "ale" sugeruje że pisałem coś przeciwnego.

Owszem nie powstało skokowo, ani nie powstało jako oko u człowieka. Człowiek je przejął od swoich przodków. Oczywiście zmieniało się i zmienia nadal.

 

Osobiście obstaję za teorią, że śmieciowe DNA to pamięć podręczna ewolucji, stąd to "ale".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też nie wiem jak się np: teleportować. Co oczywiście nie znaczy że są tacy co to wiedzą i z tej wiedzy np: korzystają .

Nie kupuje Twojej "logiki". Skoro ktoś mówi, że wie jak się teleportować, to znaczy, ze tylko tak mówi, dopóki tego nie udowodni teoretycznie lub lepiej praktycznie. Dopóki tego nie zrobi, to uważam jego słowa za bajdurzenie wariata. Na dobrą sprawę nie można powiedzieć "zatruwamy środowisko", bo są tacy, którzy tego nie robią. Z semantycznego punktu widzenia, jeżeli ja tego nie robię trzeba powiedzieć "oni zatruwają środowisko" i jest to prawidłowe póki, nie konkretyzujemy onych. Ale dziwnie jest mówić: oni nie wiedzą jak przebiegała ewolucja ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z semantycznego punktu widzenia, jeżeli ja tego nie robię trzeba powiedzieć "oni zatruwają środowisko" i jest to prawidłowe póki, nie konkretyzujemy onych. Ale dziwnie jest mówić: oni nie wiedzą jak przebiegała ewolucja ;)

 

Z semantycznego punktu widzenia to wszystko zależy od tego, jaki kolektyw bierzesz pod uwagę. W przypadku, gdy za kolektyw przyjmujemy "wszystkich", których z definicji częścią jesteśmy, to użycie 1. os. l. mn. jest jak najbardziej normalne. My, jako ludzie, zatruwamy środowisko. My, jako ludzie, nie wiemy, jak przebiega ewolucja (tak do końca) - chyba że Ty wiesz, wtedy sobie możesz mówić "oni nie wiedzą jak przebiega ewolucja" :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie obie teorie są słuszne i prawdziwe na stan wiedzy ludzkości w danej chwili. Jeżeli wiedza ludzkości będzie się dalej poszerzać to część teorii będzie ewoluować lub będzie zastępowana innymi teoriami.

Kreacjonizm odegrał swoją rolę w dziejach ludzkiej myśli i powinien odejść. Co najwyżej można o nim wspominać na lekcjach historii. Podejrzewam że gdyby nie Biblia to wszyscy dzisiejsi obrońcy kreacjonizmu w ogóle nie interesowali by się tą teorią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A to ciekawe. Zdaniem Watsona kreacjonizm czy Inteligentny Projekt to teorie. Myślałem, że to po prostu określone poglądy lub hipotezy. Skoro jednak chodzi w tym wszystkim o "widzimisię", to ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osobiście obstaję za teorią, że śmieciowe DNA to pamięć podręczna ewolucji, stąd to "ale".

Nie do końca bym sie zgodził z tą teorią, gdyż jak wiemy ewolucja nigdy się nie cofa co za tym idzie - nie potrzebna nam jest jej pamięć, oczywiście jest to tylko jedna z teorii dotyczących DNA śmieciowego ale jest dosyć niekompletna - stąd moje wątpliwości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Illinois Natural History Survey postanowili sprawdzić, jak w latach 1970–2019 globalne ocieplenie wpłynęło na 201 populacji 104 gatunków ptaków. Przekonali się, że w badanym okresie liczba przychodzących na świat piskląt generalnie spadła, jednak widoczne są duże różnice pomiędzy gatunkami. Globalne ocieplenie wydaje się zagrażać przede wszystkim ptakom migrującym oraz większym ptakom. Wśród gatunków o największym spadku liczby piskląt znajduje się bocian biały.
      Uczeni przyjrzeli się ptakom ze wszystkich kontynentów i stwierdzili, że rosnące temperatury w sezonie lęgowym najbardziej zagroziły bocianowi białemu i błotniakowi łąkowemu, ptakom dużym i migrującym. Wyraźny spadek widać też u orłosępów, które nie migrują, ale są dużymi ptakami. Znacznie mniej piskląt mają też średniej wielkości migrujące rybitwy różowe, małe migrujące oknówki zwyczajne oraz australijski endemit chwoska jasnowąsa, która jest mała i nie migruje.
      Są też gatunki, którym zmiana klimatu najwyraźniej nie przeszkadza i mają więcej piskląt niż wcześniej. To na przykład średniej wielkości migrujący tajfunnik cienkodzioby, krogulec zwyczajny, krętogłów zwyczajny, muchołówka białoszyja czy bursztynka. U innych gatunków, jak u dymówki, liczba młodych rośnie w jednych lokalizacjach, a spada w innych. To pokazuje, że lokalne różnice temperaturowe mogą odgrywać olbrzymią rolę i mieć znaczenie dla przetrwania gatunku.
      Wydaje się jednak, że najbardziej narażone na ryzyko związane z globalnym ociepleniem są duże ptaki migrujące. To wśród nich widać w ciągu ostatnich 5 dekad największe spadki liczby potomstwa. Ponadto rosnące temperatury wywierają niekorzystny wpływ na gatunki osiadłe ważące powyżej 1 kilograma oraz gatunki migrujące o masie ponad 50 gramów. Fakt, że problem dotyka głównie gatunków migrujących sugeruje pojawianie się rozdźwięku pomiędzy terminami migracji a dostępnością pożywienia w krytycznym momencie, gdy ptaki karmią młode. Niekorzystnie mogą też wpływać na nie zmieniające się warunki w miejscach zimowania.
      Przykładem gatunku, który radzi sobie w obliczu zmian klimatu jest zaś bursztynka. Naukowcy przyglądali się populacji z południa Illinois. Bursztynki to małe migrujące ptaki, które gniazdują na bagnach i terenach podmokłych. W badanej przez nas populacji liczba młodych na samicę rośnie gdy rosną lokalne temperatury. Liczba potomstwa w latach cieplejszych zwiększa się, gdyż samice wcześniej składają jaja, co zwiększa szanse na dwa lęgi w sezonie. Bursztynki żywią się owadami, zamieszkują środowiska pełne owadów. Wydaje się, że – przynajmniej dotychczas – zwiększenie lokalnych temperatur nie spowodowało rozdźwięku pomiędzy szczytem dostępności owadów, a szczytem zapotrzebowania na nie wśród bursztynek, mówi współautor badań, Jeff Hoover. Uczony dodaje, że o ile niektóre gatunki mogą bezpośrednio doświadczać skutków zmian klimatu, to zwykle znacznie ma cały szereg czynników i interakcji pomiędzy nimi.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach PNAS. Environmental Sciences.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania przeprowadzone za pomocą algorytmów sztucznej inteligencji sugerują, że nie uda się dotrzymać wyznaczonego przez ludzkość celu ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej czasów preindustrialnych. Wątpliwe jest też ograniczenie ocieplenia do poziomu poniżej 2 stopni Celsjusza.
      Noah Diffenbaugh z Uniwersytetu Stanforda i Elizabeth Barnes z Colorado State University wytrenowali sieć neuronową na modelach klimatycznych oraz historycznych danych na temat klimatu. Ich model był w stanie precyzyjnie przewidzieć, jak zwiększała się temperatura w przeszłości, dlatego też naukowcy wykorzystali go do przewidzenia przyszłości. Z modelu wynika, że próg 1,5 stopnia Celsjusza ocieplenia powyżej poziomu preindustrialnego przekroczymy pomiędzy rokiem 2033 a 2035. Zgadza się to z przewidywaniami dokonanymi bardziej tradycyjnymi metodami. Przyjdzie czas, gdy oficjalnie będziemy musieli przyznać, że nie powstrzymamy globalnego ocieplenia na zakładanym poziomie 1,5 stopnia. Ta praca może być pierwszym krokiem w tym kierunku, mówi Kim Cobb z Brown University, który nie był zaangażowany w badania Diffenbaugha i Barnes.
      Przekroczenie poziomu 1,5 stopnia jest przewidywane przez każdy realistyczny scenariusz redukcji emisji. Mówi się jednak o jeszcze jednym celu: powstrzymaniu ocieplenia na poziomie nie wyższym niż 2 stopnie Celsjusza w porównaniu z epoką przedindustrialną. Tutaj przewidywania naukowców znacząco różnią się od przewidywań SI.
      Zdaniem naukowców, możemy zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 2 stopni Celsjusza pod warunkiem, że do połowy wieków państwa wywiążą się ze zobowiązania ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do zera. Sztuczna inteligencja nie jest jednak tak optymistycznie nastawiona. Zdaniem algorytmu, przy obecnej emisji poziom ocieplenia o ponad 2 stopnie osiągniemy około roku 2050, a przy znacznym zredukowaniu emisji – około roku 2054. Obliczenia te znacznie odbiegają od szacunków IPCC z 2021 roku, z których wynika, że przy redukcji emisji do poziomu, jaki jest wspomniany przez algorytm sztucznej inteligencji, poziom 2 stopni przekroczymy dopiero w latach 90. obecnego wieku.
      Diffenbaugh i Barnes mówią, że do przewidywania przyszłych zmian klimatu naukowcy wykorzystują różne modele klimatyczne, które rozważają wiele różnych scenariuszy, a eksperci – między innymi na podstawie tego, jak dany model sprawował się w przeszłości czy jak umiał przewidzieć dawne zmiany klimatu, decydują, który scenariusz jest najbardziej prawdopodobny. SI, jak stwierdzają uczeni, bardziej skupia się zaś na obecnym stanie klimatu. Stąd też mogą wynikać różnice pomiędzy stanowiskiem naukowców a sztucznej inteligencji.
      W środowisku naukowym od pewnego czasu coraz częściej słychać głosy, byśmy przestali udawać, że jesteśmy w stanie powstrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza. Wielu naukowców twierdzi jednak, że jest to możliwe, pod warunkiem, że do 2030 roku zmniejszymy emisję gazów cieplarnianych o połowę.
      Sztuczna inteligencja jest więc znacznie bardziej pesymistycznie nastawiona od większości naukowców zarówno odnośnie możliwości powstrzymania globalnego ocieplenia na poziomie 1,5, jak i 2 stopni Celsjusza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiele osób nie akceptuje teorii ewolucji. Powszechnie uważa się, że czynnikiem najsilniej wpływającym na jej odrzucenie jest religijność. Włosko-brazylijski zespół naukowy przeprowadził badania na temat poziomu akceptacji teorii ewolucji wśród uczniów w wieku 14–16 lat, biorąc pod uwagę nie tylko ich religię, ale również inne czynniki społeczno-kulturowe, jak narodowość, postrzeganie nauki czy poziom dochodów.
      Badani mieli za zadanie zgodzić się lub nie zgodzić z szeregiem stwierdzeń dotyczących znaczenia skamieniałości, wieku Ziemi czy pochodzenia gatunków. Były to stwierdzenia takie jak: „Ziemia powstała 4,5 miliarda lat temu”, „Ludzie pochodzą od innych gatunków naczelnych” czy „Różne organizmy mogą mieć wspólnego przodka”.
      Analiza statystyczna wyników wykazała, że religia wcale nie była najsilniejszym czynnikiem decydującym o stosunku do teorii ewolucji. Znacznie większe znaczenie miała narodowość. Okazało się bowiem, że włoscy katolicy częściej akceptowali teorię ewolucji niż katolicy brazylijscy, a wzorzec odpowiedzi wśród brazylijskich katolików był podobny do wzorca odpowiedzi brazylijskich protestantów.
      Rozdźwięk pomiędzy włoskimi a brazylijskimi katolikami był większy, niż między brazylijskimi katolikami a protestantami należącymi do różnych Kościołów. Włoscy katolicy w większym stopniu akceptowali ewolucję i lepiej ją rozumieli niż katolicy brazylijscy. Głównymi czynnikami wpływającymi na akceptację dla pracy Darwina były narodowość, system edukacji, poziom dochodów, kapitał kulturowy rodziny i społeczne nastawienie względem nauki. Oba kraje są zamieszkane przez katolicką większość, jednak istnieją między nimi duże różnice kulturowe i społeczne powiązane z takimi czynnikami jak edukacja, mówi główny autor badań, profesor Nelio Bizzo z Uniwersytetu w São Paulo.
      Takie wnioski wspiera chociażby fakt, że teoria ewolucji jest kontrowersyjna zarówno wśród wierzących, jak i niewierzących, a np. w ostatniej dekadzie w USA wzrosła akceptacja dla teorii ewolucji, a główną rolę zdaje się odgrywać edukacja.
      Uczony przypomina, że np. badania przeprowadzone wśród europejskich uczniów liceów wykazały, że religia jest najważniejszym czynnikiem akceptacji bądź nie teorii ewolucji. Różnice w uzyskanych wynikach mogą wynikać z różnych metod. Jak wyjaśnia Bizzo, większość badań tego typu wykorzystuje kwestionariusze ze skalą Likerta, w której badani udzielają odpowiedzi na 5-stopniowej skali od „zdecydowanie nie zgadzam się”, przez "raczej się nie zgadzam” po „zdecydowanie się zgadzam”. Zatem pytani o to, czy zgadzają się, że Ziemia powstała 4,5 miliarda lat temu, mogliby odpowiedzieć, że „raczej się nie zgadzają”.
      Problem w tym, że ten instrument przypisuje wiele nieprecyzyjnych odpowiedzi do faktów naukowych. Zróżnicowanie odpowiedzi może prowadzić do nieprecyzyjnego wyliczenia danych. Dlatego też w tego typu kwestionariuszach lepiej zawrzeć tylko odpowiedzi „tak” i „nie”, uważa Bizzo. Jego zdaniem skala Likerta w ogóle nie powinna być używana do badań nad stwierdzeniami naukowymi.
      Ważnym jest, by pamiętać, że nasze badania oddają tylko niewielki fragment rzeczywistości, gdyż poglądy i wartości zmieniają się bardzo szybko, nawet w grupach religijnych. Na przykład poziom akceptacji dla teorii ewolucji znacznie zwiększył się wśród członków niektórych konserwatywnych Kościołów chrześcijańskich. Jednocześnie jednak widoczna jest też zmiana w przeciwnym kierunku. Antyewolucyjne grupy i Kościoły zwiększają swoje wpływ na całym świecie, w tym w Brazylii, podsumowuje Bizzo.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ocieplenie klimatu może już w przyszłej dekadzie wpłynąć na globalne uprawy kukurydzy i pszenicy, informują naukowcy z NASA na łamach Nature Food. To wcześniej niż dotychczas sądzono. Przy scenariuszu zakładającym utrzymującą się wysoką emisję dwutlenku węgla do końca wieku można spodziewać się spadku produkcji kukurydzy nawet o 24%, przy jednoczesnym wzroście produkcji pszenicy dochodzącym do 17%.
      Naukowcy wykorzystali najnowsze modele klimatyczne oraz modele rozwoju upraw, uwzględnili w nich projektowane zmiany temperatury, opadów oraz koncentracji dwutlenku węgla. Modele wykazały, że w ocieplającym się klimacie coraz trudniej będzie uprawiać kukurydzę w tropikach, ale powinien zwiększyć się zasięg występowania pszenicy.
      Nie spodziewaliśmy się tak znaczących zmian w porównaniu z poprzednimi tego typu projekcjami, które zostały wykonane w roku 2014, mówi główny autor badań Jonas Jägermeyr z NAA i Columbia University. Szczególnie zaskakujący jest olbrzymi spadek produkcji kukurydzy. Spadek o 20% może mieć poważne implikacje w skali całej planety, stwierdza uczony.
      Na potrzeby badań naukowy wykorzystali pięć modeli klimatycznych CMIP6. Każdy z nich w nieco inny sposób przedstawia reakcję klimatu Ziemi na dwutlenek węgla. Następnie dane z tych symulacji zostały użyte w roli danych wejściowych dla 12 modeli upraw opracowanych w ramach projektu AgMIP. Modele te pokazują, jak w skali globu rośliny uprawne reagują na zmiany temperatury, opadów czy koncentrację CO2 w atmosferze. W efekcie uzyskano 240 modeli opisujących, jak do końca wieku mogą wyglądać uprawy kukurydzy, pszenicy, soi oraz ryżu.
      Symulacje uwzględniały wyłącznie zmiany klimatu, nie brały pod uwagę dopłat do upraw, zmiany technik uprawy czy wprowadzanie nowych bardziej odpornych odmian. Zjawiska te są przedmiotem intensywnych badań i eksperci chcą je uwzględnić w przyszłych symulacjach.
      Symulacje dotyczące upraw soi oraz ryżu wykazały, że w niektórych miejscach dojdzie do spadku produkcji, jednak w skali globalnej różnice między modelami były na tyle duże, że nie udało się wyciągnąć z nich jakichś wiążących wniosków. Znacznie jaśniejszy obraz uzyskano odnośnie kukurydzy i pszenicy.
      Kukurydza uprawiana jest na całym świecie, a znaczną jej część uprawia się w pobliżu równika. W zawiązku ze znacznym wzrostem temperatur należy spodziewać się dużych spadków produkcji w Ameryce Północnej i Środkowej, Afryce Zachodniej, Azji Centralnej, Brazylii i w Chinach. Z kolei pszenica, która dobrze rośnie w temperaturach umiarkowanych, może zwiększyć swoje zasięgi. Można spodziewać się wzrostu jej produkcji w północnych częściach USA oraz w Kanadzie, na północy Chin, w Azji Centralnej, na południu Australii i w Afryce Wschodniej.
      Badacze zauważają, że temperatura to nie jedyny czynnik decydujący o plonach. Wyższa koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze ma do pewnego stopnia pozytywny wpływ na fotosyntezę i retencję wody, zwiększa wydajność, ale dzieje się to kosztem zubożenia roślin o składniki odżywcze. Prowadzone już wcześniej eksperymenty wykazały, że zboża uprawiane w warunkach zwiększonej obecności CO2 tracą proteiny, a w innych roślinach ubywa żelaza i cynku. Przed trzema laty informowaliśmy o badaniach, z których wynikało, że utrata składników odżywczych przez rośliny uprawne spowoduje, że niedobory protein pojawią się u dodatkowych 150 milionów ludzi, a niedobory cynku dotkną dodatkowych 150-200 milionów ludzi. Ponadto około 1,4 miliarda kobiet w wieku rozrodczym i dzieci, które już teraz żyją w krajach o wysokim odsetku anemii, utracą ze swojej diety około 3,8% żelaza.
      Ponadto podniesiona koncentracja CO2 ma większy pozytywny wpływ na pszenicę niż na kukurydzę. Problemem mogą być jednak zmieniające się wzorce opadów oraz częstotliwość i czas trwania susz oraz fal upałów. Wyższe temperatury wydłużą też sezon upraw i przyspieszą dojrzewanie roślin.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z powodu zmian klimatu w Arktyce rośnie ryzyko, że wirusy znajdą sobie nowych gospodarzy, informują naukowcy z University of Ottawa. Kanadyjscy uczeni odkryli, że zwiększenie ilości wody, która z roztapiających się lodowców wpływa do Lake Hazen – największego pod względem objętości jeziora na północ od koła podbiegunowego – jest powiązane ze zwiększeniem ryzyka, iż wirusy zainfekują nowy gatunek.
      Uczeni z Ottawy zebrali próbki gleby oraz osadów z jeziora i zsekwencjonowali obecne tam RNA oraz DNA. Znaleźli w nich sygnatury wirusów oraz ich potencjalnych ofiar – zwierząt, roślin i grzybów. Następnie wykorzystali algorytm, który został niedawno opracowany przez różne zespoły badawcze, a który służy do oceny szans koewolucji lub symbiozy pomiędzy niespokrewnionymi grupami organizmów. Algorytm pozwolił na ocenę ryzyka znalezienia przez wirusy nowych gospodarzy, gatunków, których dotychczas nie infekowały. Okazało się, że ryzyko takie jest większe w miejscach, gdzie do jeziora wpadają większe cieki wodne, niosące więcej wody z lodowców.
      Naszym głównym odkryciem jest spostrzeżenie, że dla tego konkretnego jeziora, ryzyko przejścia wirusów na nowy gatunek rośnie wraz z ilością wody z lodowców, stwierdziła Audree Lemieux, która stała na czele grupy badawczej. Oczywiście naukowcy nie twierdzą, że do takiego zakażenia dojdzie czy ze będzie miała miejsce epidemia.
      Uczona dodaje, że obecnie ryzyko, iż w Arktyce zaczną pojawiać się choroby zakaźne jest niewielkie, gdyż jest tam niewiele wektorów – takich jak np. komary – mogących przenosić patogeny pomiędzy gatunkami. Jednak warto pamiętać, że zmiany klimatyczne nie ograniczają się do roztapiających się lodowców. Kolejne gatunki zwierząt będą migrowały na północ, można się więc spodziewać, że będzie się tam pojawiało też coraz więcej wektorów.
      Niestety, wspomniany algorytm nie wyjaśnia, dlaczego topniejące lodowce zwiększają ryzyko zarażenia nowych gatunków przez wirusy. Współautor badań, Stéphane Aris-Brosou, mówi, że być może chodzi tutaj o sam fakt zwiększania się kontaktu pomiędzy różnymi gatunkami w sytuacji, gdy ich lokalne środowisko zostaje zaburzone. Dochodzi więc albo do częstszych kontaktów, albo też pojawiają się nowe interakcje, a to daje wirusom więcej okazji do znalezienia nowego gospodarza.
      Naukowcy, którzy nie brali udziału w badaniach zauważają, że ryzyko jest naprawdę niewielkie. Chociażby dlatego, że w pobranych próbkach znajdowały się w większości zdegradowane fragmenty wirusowego RNA i DNA, które nie stanowią zagrożenia. Ponadto, co podkreślają sami autorzy badań, byli oni pierwszymi, którzy użyli tego algorytmu w ten sposób, więc potrzeba większej liczby badań, by dobrze ocenić i skalibrować wiarygodność algorytmu.
      Jednak ryzyka związanego z chorobami i globalnym ociepleniem w Arktyce nie można lekceważyć. Przekonaliśmy się o tym w 2016 roku, kiedy to na Syberii doszło doszło do epidemii wąglika. Zmarł wówczas kilkunastoletni chłopiec, ponad 100 osób trafiło do szpitali, padły tysiące reniferów. Śledztwo wykazało, że źródłem zakażenia były padłe przed kilkudziesięciu laty renifery, których ciała zostały odsłonięte w wyniku roztapiania się wiecznej zmarzliny.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...