Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki zleconym przez Wersal pracom Francisa Kurkdijana udało się odtworzyć perfumy, których używała królowa Maria Antonina. Pachnieć jak władczyni mogą wszyscy chętni, gdyż perfumy znalazły się już w sprzedaży.

Zyski zostaną przeznaczone na renowację komnat Marii Antoniny.

M.A. Sillage de la Reine odtworzono na podstawie książki Elizabeth Feydeau pt.: "Pachnący pałac. Tajemna historia wytwórcy perfum Marii Antoniny".

Opracowano dwie limitowane serie perfum. Serię prestiżową tworzy 10 numerowanych flakonów o objętości 250 ml każdy. Cena buteleczki to, bagatela, 8000 euro. Tańsza jest seria limitowana. Za 25 ml zapłacimy jedynie 350 euro. Do nabycia jest 1000 flakonów z tej serii.

W perfumach królowej można wyczuć nuty róży, irysa, woń jaśminu, tuberozy oraz kwiatów pomarańczy, uzupełnione drzewem sandałowym i cedrem. Wprawny nos wyczuje też zapach szarej ambry oraz piżma.

Do produkcji perfum użyto wyłącznie naturalnych składników.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W listopadzie w Genewie odbędzie się organizowana przez Christie's aukcja zestawu 2 bransoletek królowej Marii Antoniny. Szacuje się, że biżuteria, w której wykorzystano aż 112 brylantów, może zostać zlicytowana za 2-4 mln dol. Oszacowania te uwzględniają nie tylko rzeczywistą wartość brylantów, ale i możność noszenia biżuterii, która kiedyś należała do słynnej królowej - podkreśla w wywiadzie dla AFP Marie-Cécile Cisamolo, specjalistka od biżuterii w Christie's.
      Wiosną 1776 r. Maria Antonina, która nie potrafiła się oprzeć biżuterii, a zwłaszcza brylantom, kupiła zestaw bransoletek za 250 tys. liwrów. Jak można się domyślić, w owym czasie była to olbrzymia kwota. Hrabia Florimont-Claude de Mercy-Argenteau, austriacki dyplomata, twierdził, że Maria Antonina po części zapłaciła za bransoletki kamieniami szlachetnymi ze swojej kolekcji, a po części pieniędzmi otrzymanymi od króla Ludwika XVI. Zgodnie z ustaleniami historyka biżuterii Vincenta Meylana, w lutym 1777 r. w osobistych dokumentach Ludwik XVI odnotował: dla Królowej: zaliczka w wysokości 29 tys. liwrów na brylantowe bransoletki kupione od Boehmera.
      Hrabia de Mercy-Argenteau był posłem austriackim w Paryżu do 1790 r. Później objął urząd w Brukseli. Jedenastego stycznia 1791 r. dostał list od Marii Antoniny więzionej w pałacu w Tuileries. Królowa zawiadamiała go, że dostanie na przechowanie drewnianą szkatułkę. De Mercy-Argenteau trzymał ją zamkniętą przez kilka lat.
      Maria Antonina została zgilotynowana 16 października 1793 r. W lutym 1794 r. Franciszek II Habsburg zarządził, by szkatułkę otworzyć i sporządzić spis. W styczniu 1796 r. biżuterię otrzymała po przybyciu do Austrii Maria-Teresa-Charlotta de France (Madame Royale), najstarsza z czworga dzieci króla Ludwika XVI i Marii Antoniny Austriaczki.
      Na portrecie namalowanym w 1816 r. przez Antoine'a-Jeana Grosa widać Madame Royale noszącą parę brylantowych bransoletek odpowiadających brukselskiemu spisowi. Maria-Teresa-Charlotta de France zmarła bezdzietnie 19 października 1851 r. W jej testamencie, datowanym na 1 lipca 1851 r., napisano, że cała kolekcja biżuterii, w tym biżuteria Marii Antoniny, winna zostać podzielona; spadkobiercami mieli być: Henri-Charles-Ferdinand-Marie-Dieudonné d'Artois (1820-1883), Maria Theresa of Austria-Este (1817-1886) oraz Louise-Marie-Thérèse d'Artois (1819-1864).
      Licytowana biżuteria jest tym cenniejsza, że nie wydaje się, by poddawano ją modyfikacjom. Wygląda jak wtedy, gdy kupowała ją Maria Antonina. Można więc założyć, że prosty dizajn przemawiał do różnych właścicieli na przestrzeni dwóch kolejnych stuleci.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Holenderska policja będzie rozdawać ludziom próbki perfum pachnących podobnie do ecstasy (MDMA). Działaniom tym przyświeca cel edukacyjny. Zaznajomieni z zapachem narkotyku obywatele mają bowiem wykrywać laboratoria produkcyjne i powiadamiać stróżów prawa o ich lokalizacji.
      Mimo wysiłków policji Holandia nadal pozostaje światową stolicą ecstasy. Ponieważ tradycyjne metody zawiodły, pojawił się pomysł na perfumy. Buteleczka Xtacy kojarzy się niektórym z Chanel N°5. Zapach jest właściwie identyczny z MDMA, dlatego nikomu nie przyjdzie raczej do głowy, by się nim spryskiwać.
      Obecnie Xtacy są dostarczane na posterunki w całym kraju. Należy się więc spodziewać, że już wkrótce policjanci zaczną rozdawać przechodniom próbniki o zapachu narkotyku.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Czeski antropolog twierdzi, że używane przez nas perfumy, dezodoranty czy wody po goleniu nie mają maskować naturalnego zapachu ciała. Wg niego, kupujemy i najbardziej lubimy wonie, które go wzmagają.
      Dr Jan Havlíček z Uniwersytetu Karola w Pradze podkreśla, że kiedy ludzie sami wybierają swoje perfumy i zmieszają się one z zapachem ich skóry, włosów itp., taka woń jest uznawana za przyjemniejszą i bardziej atrakcyjną niż w sytuacji, gdy ktoś użyje perfum wybranych dla niego przez inną osobę.
      Odkryliśmy, że ludzie wybierają zapachy uzupełniające ich własną woń [jest to silna tendencja]. Pewnie dlatego kupowanie perfum w prezencie jest tak trudne i z tego powodu często kończą one nieużywane w łazience - tłumaczy Havlíček.
      Podczas eksperymentów 12 badanych poproszono, by pod jedną pachą spryskali się wybranymi przez siebie perfumami, a pod drugą perfumami wylosowanymi z zestawu. Później naukowcy pobrali wymazy. Były one oceniane przez 21 kobiet. Okazało się, że panie systematycznie uznawały zapachy wybrane przez ochotników za bardziej przyjemne i atrakcyjne.
      Havlíček zaprezentuje wyniki swoich badań na konferencji organizowanej w tym tygodniu w Londynie przez International Fragrance Association. Poza Czechem wystąpi na niej prof. Tim Jacob z Uniwersytetu w Cardiff, który będzie przekonywał słuchaczy, że istnieje statystyczna korelacja między [...] immunotypem a preferowanymi zapachami. Wydaje się, że wybieramy perfumy odzwierciedlające nasz układ odpornościowy. Sugerowałoby to, że perfumy nie są tylko kwestią mody czy jak mówią niektórzy, naszym drugim ubraniem, ale czymś spełniającym ważną rolę w doborze płciowym.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prowadzone na całym świecie programy obserwacyjne Wildlife Conservation Society (Towarzystwo Zachowania Dzikiego Życia) obejmują między inni obserwacje zagrożonych gatunków dużych kotów przy pomocy specjalnych kamer. Możliwość obserwacji w podczerwieni i automatyczna detekcja ruchu dają duże możliwości, ale i tak trzeba czekać na okazję: raczej rzadko kotowate raczą pokazywać swoje zwyczaje akurat przed kamerami. Od niedawna przyrodnicy mają nowy, oryginalny sposób na przyciągnięcie kotów przed obiektyw.
      Pomysł wywodzi się z oryginalnego eksperymentu w 2003 roku, kiedy to dyrektor generalny Bronx Zoo, Pat Thomas, postanowiła zbadać wpływ zapachów perfum na zachowanie kotowatych mieszkańców zoo. Perfum używano już wcześniej do pobudzania ich ciekawości, ale tym razem postanowiono podejść do zagadnienia bardziej naukowo i przebadać 24 różne zapachy. Różnice były ogromne, zapachy przyciągały koty na zaledwie dwie sekundy, inne - widać znacznie bardziej atrakcyjne - utrzymywały fascynację przez ponad 11 minut, zachęcając koty do leżenia w poperfumowanym miejscu i do ocierania się o pachnące drzewa. Tym najbardziej atrakcyjnym zapachem był „Obsession for Men" Calvina Kleina.
      Wiadomość o zabawnym odkryciu rozprzestrzeniła się wśród przyrodników i zainspirowała pracowników Wildlife Conservation Society do zastosowania go w codziennej pracy. Roan Balas McNab, pracujący w Rezerwacie Maya Biosphere w Gwatemali, jednego z największych rezerwatów Ameryki Południowej, korzysta z popularnego zapachu do wabienia jaguarów. Perfumy Calvina Kleina przyciągają dzikie koty na wystarczający czas, żeby je zaobserwować i zidentyfikować pojedyncze osobniki, dzięki czemu łatwiejsze staje się oszacowanie ich liczebności. Dzięki zapachowemu wabieniu zaobserwowano też rzadko widziane kocie rytuały, jak kojarzenie się w pary. Badacze biorący udział w Programie Zachowania Jaguara planują rozszerzyć ten pomysł na inne kraje Ameryki Południowej. Początkowo obawiano się rozgłaszać wiadomość o „wynalazku" z obawy przed zastosowaniem go przez kłusowników, ale uznano, że naukowe korzyści przewyższają ryzyko.
      Niektórzy z czytelników może pamiętają książkę Edmunda Niziurskiego „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa", w której pan Cedur zamknięty w klatce z lwami wyszedł z niej bez szwanku, odstraszając drapieżniki swoją wodą kolońską. Pomysł wcale nie abstrakcyjny, szersze zastosowanie wabienia i odstraszania dzikich zwierząt zapachami ułatwiłoby życie nie tylko naukowcom, ale i na przykład rolnikom.
      Ann Gottlieb, która pracowała przy stworzeniu zapachu „Obsession for Men" nie dziwi się jego atrakcyjności dla dzikich zwierząt. Jak mówi - są w nim obecne intensywne, syntetyczne zwierzęce nuty. Zważywszy, że od swojego powstania w 1986 roku jest to nieustannie jeden z najlepiej sprzedających się na świecie zapachów dla mężczyzn, chyba my, ludzie, nie różnimy się od zwierząt aż tak bardzo.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zespół z Muzeum Egipskiego Uniwersytetu w Bonn analizuje zawartość metalowego słoiczka, w którym najprawdopodobniej Hatszepsut, władczyni z XVIII dynastii, przechowywała swoje perfumy. Gdy uda się określić ich skład, można będzie odtworzyć pierwszy luksusowy zapach sprzed tysięcy lat.
      Perfumy sporządzano zapewne ze składników sprowadzanych z terenu dzisiejszej Somalii. Hatszepsut rządziła krajem jak mężczyzna, udało jej się utrzymać przy władzy ponad 20 lat. Zorganizowała karawany do Puntu (Ziemi Boga), które powróciły z mirrą, żywicą kadzidłowca (olibanum) oraz okazami Calomeria amaranthoides, które posadzono w pobliżu jej świątyni grobowej.
      Kadzidło było w starożytnym Egipcie czymś niezwykle cennym. Używali go tylko kapłani w świątyniach oraz wcielone bóstwa, czyli faraonowie – opowiada Michael Höveler-Müller, kurator bońskiego muzeum.
      Pozostałości wyschniętej cieczy wykryto na dnie metalowego pojemnika za pomocą promieni rentgenowskich. Słoiczek podpisano imieniem Hatszepsut. Na to, że wewnątrz znajdowały się perfumy, wskazywał kształt naczynia.
      Historycy twierdzą, że perfumy były w starożytnym Egipcie produktem wyższych klas. Używano miejscowych kwiatów, owoców i aromatycznego drewna, które zanurzano w oleju. Do kadzidłowca dostęp mógł mieć jednak wyłącznie król bądź królowa. Hatszepsut lubiła roztaczać jego woń, by zgromadzeni wiedzieli, jak ważną jest osobą.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...