Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Nie, bo tam społeczeństwo było zbytnio zorientowane na rozrywkę. Wczoraj w wiadomościach słyszałem, że wg badań telewizji młodzież coraz więcej czasu poświęca na rozrywkę - jakby już im było mało. Wystarczy wejść na joemonster, żeby zobaczyć, jak się bawią Rosjanie. We Francji nie lepiej - 3,5 dnia nauki w tygodniu. We wtorki kończą ludziska zajęcia wcześniej, a środy są wolne od szkoły. Spotkałem kiedyś Francuzów, którzy słyszeli o AK i państwie podziemnym - zapytali, czy wykopaliśmy tunele pod całą Polską. Inną ich narodową wadą jest kompletna nieznajomość geografii... tak czy siak, zmyślasz sobie utopię bezpodstawnie - kompy mądrzejsze, ludzie... ach, z ludźmi to różnie właśnie ;-)

 

Z Sheldona ;) :

- Why are you crying?

 

- Because I'm stupid!

 

- That's no reason to cry. One cries because one is sad. For example, I cry because others are stupid and it makes me sad.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A lepsza dla życia jest wiedza czy niewiedza i wiara w baśnie? Czy to oznacza, że m.in. my - czytelnicy Kopalni Wiedzy jesteśmy lepsi od starej babci widzącej tylko Boga i myślącej, że Ziemia leży w centrum Wszechświata? Czy kiedy będę liczył dni, minuty do końca będę się czuł lepiej wiedząc, że za chwilę nic po mnie nie zostanie, ale za to dużo wiem.. czy może właśnie wspomniana babcia, która wie (dla nas wierzy - dla niej - wie), że spotka się z Bogiem, a wszystko poza własną rodziną i codziennością ją nie interesuje. Wspomniałem akurat o późnej starości, ale zmuszeni jesteśmy żyć wiedząc o końcu. Ktoś żyjący wg zasad religii i nie interesujący się nauką sens życia znajdzie dużo szybciej niż naukowiec. Któremu z nich będzie się żyło lepiej? Nawrócenie na siłę niektórych uszczęśliwi głównie nas.. To samo się tyczy wiary we wróżki, hemeopatów itp. Ludzie szukają zwyczajnie sensu..

 

Co do samej religii - można wierzyć i jednocześnie być doskonałym technikiem, badaczem itp. i takie podejście ma największy sens zarówno dla naszego rozwoju, jak i zdrowia psychicznego.

 

Co do szkolnictwa. Uważam, że problem dałoby się rozwiązać minimalizując liczbę uczniów w klasach, zmniejszając liczbę przedmiotów (w szkole podstawowej, gimnazium i średniej przedmiot ma nas zainteresować - niech to będzie solidne liźnięcie przedmiotu, ale tak, by bardziej zaciekawić niż wykuć - chodzi mi o zakres - skracamy np. fizykę o 1/3 i rozkładamy tą wiedzę na więcej ciekawszych zajęć. Sam rygor nauki musi być, ale chodzi o to, by nikt nie wkuwał czegoś na siłę, ale czytał książkę z zainteresowaniem - jak dobrą powieść (kwestia zmiany literatury). Wzory minimum, albo wprowadzane tak, by uczeń sam po nie sięgał. Po co nam podstawówka, gimnazium, średnia? Czy czegoś więcej się uczyliście w średniej szkole? Ja z tych szkół nic nie pamiętam.. dopiero zacząłem się uczyć we własnym zakresie jak poszedłem na studia. O właśnie - studia - to tutaj wybieramy sobie zawód i uczymy się dopiero tego co nas zainteresowało w poprzednich szkołach.

 

Dam przykład (tak trochę na szybko). Zamiast czytać nudne książki z fizyki w których na minimalnej ilości stron jest maksymalna ilość wiedzy, zacznijmy fizykę od czegoś odmiennego - np. książek Hawkinga, "Piękno wszechświata" Brian-a czy też np. Podstawy fizyki Feynmana (z nieco jeszcze okrojonym materiałem). Każdy kto czytał taką książkę będzie wiedział często więcej niż 80% uczniów liceum, którzy wałkują fizykę z lekcji na lekcję przez ileś lat. To są książki, które się po prostu czyta i czyta... Uczeń zainteresowany będzie znacznie łatwiej chłonął coraz "prostsze" tematy z nawet bardzo skomplikowanymi wzorami (będzie chciał coś rozwiązać, bo go to ciekawi). Jednocześnie znacznie łatwiej nauczy się matematyki nawet na wyższym poziomie, bo będzie potrzebował jej do rozwoju własnych zainteresowań.., a dobra szkoła powinna mu w tym pomóc. Nauczyciel powinien opowiadać, a nie starać się wbijać na siłę wiedzę.. Co do zmniejszenia liczby przedmiotów.. chodzi mi o ilość przedmiotów na semestr / rok.. Niech ich będzie kilka i niech się zmieniają co rok / dwa, a nie kilkanaście.. bo podstawy trzeba znać.. Równie dobrze można się nauczyć fizyki w 4-tej klasie, w 8-mej, jak i w 12-tej.. zaczynając od podstaw. Licząc liceum mamy w sumie 13 lat nauki (poprawcie mnie jak się mylę) po których wychodzą ludzie, którzy ledwo znają podstawy matematyki.. Jak jest sens zakuwania po np. 6 godzin dziennie przez tyle lat? Mniej przedmiotów obowiązkowych na rok, więcej nieobowiązkowych (tzw. kółek), bo uczeń który się wciągnie w przykładową fizykę w jakimś roku, musi mieć miejsce by pogłębiać swoją wiedzę. Poza tym trzeba oczywiście nakłonić młodych ludzi do czytania, co dzisiaj nie jest wcale takie łatwe.. jeżeli na to się skutecznego sposobu nie znajdzie to niech chociaż oglądają konkretne filmy naukowe i robią notatki. Chętniej i więcej ludzi będzie się uczyło.. A im więcej uczniów jest przygotowanych solidnie na lekcje, tym więcej jest takich, którzy się na następną również przygotują (efekt domina, który działa w chwili obecnej odwrotnie - kujoni nie są szanowani i raczej to margines klasowy)

 

Co do prywatnego szkolnictwa.. Z jednej strony mobilizowałoby to samych rodziców, by lepiej pilnować swoich pociech, ale z drugiej ograniczało dostęp do nauki w biedniejszych rodzinach (w takich rodzinach szkoła powodowałaby bardziej niechęć rodziców do samej szkoły, niż mobilizację ucznia.., - nie jemy dzisiaj, bo zapłaciliśmy za szkołę. Oczywiście mówię o skrajności, ale to tylko przykład równie dobrze można go porównać do rezygnacji z ciastka.. Jeżeli mamy mało, a odbiera nam się jeszcze więcej to nie wróży nic dobrego ani dla kondycji psychicznej rodziców, ani dziecka.. mamy tylko więcej patologii..

 

Bezstresowe wychowywanie dzieci uważam za fikcję.. Dziecko musi szanowań rodzica i słuchać (nie o to chodzi, by wykonywał głupie polecenia - to nie robot, ani piesek), ale by respektował jego decyzje. Musi mieć prawo sprzeciwu i próby udowodnienia rodzicowi, że się myli, ale wszystko w ramach szacunku do osoby starszej - w ramach rozmowy. Dzieci nigdy nie karane szacunku raczej się nie nauczą, a próba zakazania czegoś skończy się histerią. Przy czym oczywiście nie mówię tu o jakimś biciu - klaps to absolutna ostateczność, ale za naganne zachowanie musi być jakaś kara (choćby siedzenie w kącie itp. - coś co dziecku ewidentnie się nie podoba). Wychowywanie dzieci to zresztą temat rzeka, a każde dziecko jest nieco inne..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Czy kiedy będę liczył dni, minuty do końca będę się czuł lepiej wiedząc, że za chwilę nic po mnie nie zostanie, ale za to dużo wiem.. czy może właśnie wspomniana babcia, która wie (dla nas wierzy - dla niej - wie), że spotka się z Bogiem[/size] 

Pomyśl , czy takie skomplikowane mechanizmy równowagi w przyrodzie, czy takie skomplikowane rozwiązanie jakim jest DNA i ludzkie ciało mogło powstać samo?? jeśli tak to czemuś głębszemu słuzy (inaczej zanika). Jeśli zostało stworzone to ten który to zrobił był i jest mistrzem genetyki od tysiący lat a jako naukowiec potrzebuje słów (myśli) uznania (nie ślepego hołdu religijnego) i nie od buraków, tylko od tych którzy odkrywją złozoność tematu i klasę jego rozwiązania (to zachwyt twórczy - najwyzsza forma uznania (Nobel) - przyznawana indywidualnie w duchu) w zaciszu laboratorium, na porodówce, w gwieździstą noc, w widoku zakochanych oczu. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawie ujęte, ale ja nie pisałem o hołdzie do Boga, Stwórcy itp... tylko o tym w co człowiek jako jednostka wierzy i co to dla Niego znaczy oraz jak wiara ułatwia Mu życie i rozwiązuje sprawę ostateczną - śmierć. Twoja myśl włącza istnienie Boga w świat nauki - żyjemy po to by poznawać (częściowo też tak uważam), ale nie odpowiada na to dlaczego umieramy? Albo raczej odpowiada, ale ta odpowiedź nie może być dla Nas jako jednostki odpowiedzią zadowalającą - umrzemy, a to co pozostawiliśmy po sobie nie będzie miało dla Nas samych żadnego znaczenia. Ot, dzięki naszej wiedzy posunęliśmy nieco cywilizację do przodu, kolejnemu pokoleniu będzie się żyło lepiej, ale co z Nami? Żyjemy po to, żeby umrzeć, a mając świadomość, że po śmierci nadal będziemy żyć, samo życie ma IMO większy sens.

 

Ja o swoją wiarę się nie martwię, bo zdążyłem już ją solidnie ugruntować łamiąc przez wiele lat, wiele "zasad", których złamać się ponoć nie da (choć wspomniane zasady na przestrzeni lat się zmieniały, zmieniają i pewnie jeszcze się zmieniać będą). A im bardziej racjonalnie myślałem i empiryczniej działałem tym częściej się przekonywałem do tego w co "wierzę" (choć oczywiście pierwsza teoria była inna niż ta dzisiaj.. dopiero tą układankę składam). Pisać o tym nie będę, bo to zupełnie niewłaściwe miejsce.

 

Nie piszę, by ślepo w coś wierzyć, ale by zawsze zostawiać sobie furtkę na nieco nieracjonalne podejście - wykluczać pewne rzeczy, ale z drugiej strony nigdy nie całkowicie.. słowem - potrafić czasami myśleć nieschematycznie - wbrew wszystkiemu (powtarzam - czasami). Bez takiego myślenia nie mielibyśmy Teorii Względności, Mechaniki Kwantowej, Teorii Strun,.. Zobaczcie jakie oszołomienie wywołały te teorie w świecie o którym powinniśmy wiedzieć już wiele.. to wszystko na przestrzeni 100 lat. Co będzie za kolejne 100? Na dzień dzisiejszy równie prawdopodobne jest to, że żyjemy w Matrix-ie jak też to, że tak naprawdę jesteśmy tylko "kukłami", a "wolna wola" nie istnieje (oczywiście to tylko głupie przykłady, ale o to chodzi, że nawet najbardziej absurdalne teorie mogą się kiedyś okazać prawdziwe.. za 100,200,300 lat.. i nie należy nigdy niczego wykluczać całkowicie).

 

Wybaczcie mały offtop ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
wiara ułatwia Mu życie i rozwiązuje sprawę ostateczną - śmierć[/size] 

Najpierw musisz zdefiniować śmierć , moim zdaniem: 1.śmierć to utrata mozliwości zmieniania siebie (przeprogramowywania) poprzez utratę źródła energii tj. ciała (mozna z niej okradać po śmierci zyjących - ale to tylko trwanie, wegetacja, a co się ukradło to i oddać będzie trzeba - grzech pierworodny, karma itd. - mało tego uniemozliwia się tym postęp zyjących a tym samym ewentualne kolejne wcielenie moze być zwierzęce - opóźnia się realizacja planu dla którego to wszystko istnieje - a jak wiemy z czasów które jeszcze pamiętam  :P:D  za brak realizacji planu leciały stołki i łby) Jeśli ktoś zabrał ci ciało (zabił) a program tworzyłeś właściwie odrodzisz się natychmiast , jeśli program był lepszy niz tego kto cię zabił przejmujesz jego ciało a jego program do kosza, jeśli był lepszym programistom to stajesz się podprogramem jego istoty (opętanie) walczącym o jego ciało.

2. Plan jest nieznany , wielki , godny, a jednostka ma wolną wolę w szybkości jego realizacji ale naruszając zasady współistnienia lub odbiegając (źle zgadując w którym kierunku plan się rozwija) traci siłę zyciową co prowadzi w pierwszej kolejności do uszkodzeń w ciele nr2 (ratowaniem go zajmują się bioenergoterapeuci)  co przekłada się na śmierć ciała fizycznego (to ratuje medycyna współczesna).

Tak więc śmierć nie jest koniecznością tylko łaską i jedynym wyjściem dla programisty który się tyle razy pomylił ze z programu nici i trzeba zacząć od nowa.

Wybaczcie mały offtop[/size]   

:;) to nie offtop, tylko uzgadnianie z innymi programistami kierunku rozwijania się planu (inne zdanie - doświadczenie - podejście).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rosjanie nie są naszymi wschodnimi sąsiadami.

 

Broń masowego rażenia jest naszym wschodnim sąsiadem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  Broń masowego rażenia jest naszym wschodnim sąsiadem.

Przeciez to były klocki drewniane malowane na rakiety osadzone na ziłach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Astronomowie odkryli nowy system pierścieni w Układzie Słonecznym. Otaczają one planetę karłowatą Quaoar i znajdują się znacznie dalej od jej powierzchni niż typowe systemy pierścieni, co każe jeszcze raz zastanowić się nad teoriami dotyczącymi formowania się tego typu struktur.
      Quaoar to duża planetoida, o połowę mniejsza od Plutona, która znajduje się za Neptunem. Została odkryta w 2002 roku. Naukowcy, wykorzystując niezwykle czułą szybką kamerę HiPERCAM zamontowaną na największym na świecie teleskopie optycznym Gran Telescopio Canarias na La Palmie zauważyli, że obiekt ten posiada pierścienie. Są one zbyt małe i ciemne, by było widać je bezpośrednio na zdjęciu. Zaobserwowano je dzięki okultacji, kiedy to światło znajdującej się w tle gwiazdy zostało kilkukrotnie na krótko przesłonięte przez niewidoczne na zdjęciu obiekty.
      Dotychczas znaliśmy zaledwie sześć systemów pierścieni w Układzie Słonecznym. Takie struktury istnieją wokół Saturna, Jowisza, Urana, Neptuna oraz dwóch planet karłowatych – Chariklo i Haumei. Wszystkie te systemy znajdują się na tyle blisko swojego ciała macierzystego, że siły pływowe uniemożliwiają akrecję materiału z pierścienia i utworzenie księżyców.
      Pierścienie wokół Quaoara są wyjątkowe. Znajdują się bowiem w odległości większej niż siedmiokrotna średnica planetoidy. To zaś dwukrotnie dalej niż tzw. granica Roche'a. Granica ta to – w układzie dwóch ciał o znacznej różnicy mas – promień, po przekroczeniu którego ciało mniej masywne może się rozpaść pod wpływem sił pływowych ciała bardziej masywnego. Na przykład główne pierścienie Saturna znajdują się w odległości 3 promieni planety od jej powierzchni. W przypadku Quaoar mamy odległość 7-krotnie większą niż promień planetoidy, a mimo to pierścienie istnieją i nie dochodzi do akrecji materiału. To wskazuje na konieczność przemyślenia teorii dotyczącej formowania się pierścieni.
      Odkrycie nieznanego systemu pierścieni było czymś niespodziewanym. A jeszcze bardziej niespodziewane było znalezienie pierścieni tak daleko od Quaoar, co rzuca wyzwanie naszemu dotychczasowemu rozumieniu formowania się pierścieni, mówi profesor Vik Dhillon z University of Sheffield.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawne badania podważyły przekonanie, jakoby ziemskie kontynenty uformowały się wyłącznie w wyniku procesów zachodzących wewnątrz naszej planety. Teraz dowiadujemy się o odkryciu „rytmu produkcji” skorupy ziemskiej. Badania minerałów ujawniły, że co mniej więcej 200 milionów lat dochodzi do wzmożenia zmian zachodzących w skorupie ziemskiej, a okres ten jest zbieżny z przejściem Układu Słonecznego przez ramiona Drogi Mlecznej.
      Przed kilkoma tygodniami informowaliśmy, że zdaniem naukowców z australijskiego Curtin University ziemskie kontynentu uformowały się w wyniku gigantycznych uderzeń meteorytów. Teraz dowiadujemy się, że do zwiększonego bombardowania dochodzi co około 200 milionów lat. "Układ Słoneczny przemieszcza się pomiędzy spiralnymi ramionami Drogi Mlecznej co około 200 milionów lat. Badając wiek i sygnatury izotopowe minerałów z Kratonu Pilbara w Zachodniej Australii i Kratonu Północnoatlantyckiego na Grenlandii zauważyliśmy podobny rytm tworzenia się skorupy ziemskiej, który zbiega się z okresem, w jakim Układ Słoneczny przechodzi przez obszary o największym zagęszczeniu gwiazd", mówi profesor Chris Kirkland z Curtin University.
      Układ Słoneczny krąży wokół centrum Drogi Mlecznej. Okres obiegu wynosi około 230 milionów lat i nazywany jest rokiem galaktycznym. Łatwo więc wyliczyć, że gdy ostatni raz Słońce znajdowało się w tym samym miejscu galaktyki co obecnie, po Ziemi chodziły pierwsze dinozaury.
      Raz na jakiś czas – mniej więcej do 200 milionów lat – Układ Słoneczny trafia na bardziej gęste obszary galaktyki. Wtedy oddziaływanie grawitacyjne znajdujących się w pobliżu gwiazd może destabilizować Obłok Oorta i kierować znajdujące się tam planetoidy w stronę Słońca. A część z nich trafi w Ziemię.
      Obłok Oorta to hipotetyczna – bo jej istnienia wciąż nie udowodniono – pozostałość po formowaniu się Układu Słonecznego. Ma on składać się m.in. z pyłu i planetoid. Astronomowie sądzą, że wewnętrzne krawędzie Obłoku znajdują się w odległości od 2 do 5 tysięcy jednostek astronomicznych od Słońca, a krawędzie zewnętrzne położone są w odległości od 10 do 100 tysięcy j.a. Przypomnijmy, że 1 j.a. to średnia odległość pomiędzy Słońcem a Ziemią, a najdalej wysłany przez człowieka pojazd, sonda Voyager 1, znajduje się w odległości zaledwie 157,5 j.a. od Ziemi.
      Zwiększenie częstotliwości uderzeń komet w Ziemię mogło prowadzić do spotęgowania procesów topnienia powierzchni planety i zapoczątkować formowanie się kontynentów, mówi Kirkland. Powiązanie tworzenia się kontynentów, na których obecnie żyjemy, z podróżą Układu Słonecznego przez Drogę Mleczną rzuca całkowicie nowe światło na historię tworzenia się planety i jej miejsce w przestrzeni kosmicznej, dodaje.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Reintrodukcja bobrów, niedźwiedzi czy żubrów znacząco poprawiłaby stan światowych ekosystemów. Zamówiony przez ONZ raport wykazał, że przywrócenie dużych ssaków może pomóc w walce z ociepleniem klimatu, poprawi stan zdrowia ekosystemów i przywróci bioróżnorodność. By osiągnąć ten cel w skali świata wystarczy reintrodukcja zaledwie 20 gatunków, których historyczne zasięgi zostały dramatycznie zredukowane przez człowieka.
      Jeśli pozwolimy powrócić tym zwierzętom, to dzięki ich obecności pojawią się warunki, które z czasem spowodują, że gatunki te pojawią się na 1/4 powierzchni planety, a to z kolei rozszerzy zasięgi innych gatunków i odbuduje ekosystemy, dzięki czemu zwiększy się ich zdolność do wychwytywania i uwięzienia węgla atmosferycznego.
      Przywracanie gatunków nie jest jednak proste. Pojawia się bowiem zarówno pytanie, który z historycznych zasięgów gatunku należy uznać za pożądany. Niektórzy obawiają się też reintrodukcji dużych drapieżników, jak np. wilki, twierdząc, że niesie to ze sobą zagrożenie dla ludzi i zwierząt hodowlanych. Badania pokazują jednak, że duże drapieżniki, wpływając na roślinożerców, doprowadzają do zwiększenia zarówno pokrywy roślinnej, jak i innych gatunków. Z kolei przywracanie historycznych zasięgów roślinożerców powoduje, że roznoszą oni nasiona, pomagają w obiegu składników odżywczych oraz zmniejszają zagrożenie pożarowe poprzez wyjadanie roślinności.
      Autorzy najnowszych badań postanowili sprawdzić, gdzie przywrócenie dużych ssaków przyniosłoby największe korzyści i w jaki sposób można to osiągnąć. Okazało się, że wystarczy reintrodukcja 20 gatunków – 13 roślinożerców i 7 drapieżników – by na całej planecie odrodziła się bioróżnorodność. Te 20 gatunków to niewiele jak na 298 gatunków dużych ssaków żyjących na Ziemi.
      Badania wykazały, że obecnie jedynie w 6% obszarów zasięg dużych ssaków jest taki, jak przed 500 laty. Okazuje się również, że tylko w odniesieniu do 16% planety można stwierdzić, że znajdują się tam gatunki ssaków, na których zasięg nie mieliśmy większego wpływu.
      Naukowcy przyjrzeli się następnie poszczególnym regionom, by określić, ile pracy trzeba włożyć, by przywrócić w nich bioróżnorodnośc. Okazało się, że w większości Azji północnej, północnej Kanady oraz w częściach Ameryki Południowej i Afryki wystarczyłoby wprowadzić jedynie po kilka gatunków dużych ssaków, by przywrócić bioróżnorodność z przeszłości.
      I tak Europie przywrócenie bobra, wilka, rysia, renifera i żubra pozwoliłoby na powrót bioróżnorodności w 35 regionach, w których gatunki te zostały wytępione. Podobnie jest w Afryce, gdzie reintrodukcja hipopotama, lwa, sasebiego właściwego, likaona i geparda doprowadziłaby do dwukrotnego zwiększenia obszarów o zdrowej populacji ssaków w 50 ekoregionach. W Azji, po reintrodukcji tarpana dzikiego oraz wilka w Himalajach doszłoby do zwiększenia zasięgów zdrowych populacji o 89% w 10 ekoregionach. Z kolei w Ameryce Północnej do znacznego poprawienia stanu ekosystemów wystarczyłaby reintrodukcja niedźwiedzia brunatnego, bizona, rosomaka oraz niedźwiedzia czarnego.
      Reintrodukcja gatunków miałaby olbrzymie znaczenie nie tylko dla ekosystemu, ale i dla uratowania ich samych. Na przykład jednym ze zidentyfikowanych 20 kluczowych gatunków jest gazelka płocha, występująca na Saharze. Obecnie to gatunek krytycznie zagrożony, na świecie pozostało zaledwie około 200–300 osobników. Największym zagrożeniem dla niej są zaś działania człowieka – polowania i utrata habitatów.
      Przywrócenie wielu ze wspomnianych gatunków nie będzie jednak proste. Trzeba by np. zabronić polowań na nie i zapobiegać dalszej utracie habitatu. Ponadto wiele z ekoregionów poprzedzielanych jest granicami państwowymi, więc przywracanie gatunków i bioróżnorodności wymagałoby współpracy międzynarodowej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Historia naszej planety, to historia 4,5 miliarda lat schładzania się. Dzięki temu, że Ziemia stygnie, uformowała się jej sztywna skorupa i mogło powstać życie. Jednocześnie dzięki temu, że nie wystygła, istnieją takie procesy jak tektonika płyt i wulkanizm. Gdy wnętrze planety wystygnie, te kluczowe procesy zatrzymają się. Nie wiemy jednak, jak szybko nasza planeta się wychładza i kiedy procesy przebiegające w jej wnętrzu zatrzymają się.
      Odpowiedzią na te pytania może dać zbadanie przewodnictwa cieplnego minerałów znajdujących się na granicy między jądrem a płaszczem Ziemi. To bardzo ważne miejsce, w którym lepkie skały mają bezpośredni kontakt z płynnym zbudowanym głównie z niklu i żelaza zewnętrznym jądrem. Gradient temperatury pomiędzy jądrem zewnętrznym a płaszczem jest bardzo duży, zatem potencjalnie może tam przepływać sporo ciepła. Warstwa graniczna zbudowana jest głownie z bridgmanitu.
      Profesor Motohiko Murakami ze Szwajcarskiego Instytutu Technologicznego w Zurichuy (ETH Zurich) wraz z naukowcami z Carnegie Institute for Science opracowali złożony system pomiarowy, który pozwolił im na wykonanie w laboratorium oceny przewodnictwa cieplnego bridgmanitu w warunkach ciśnienia i temperatury, jakie panują we wnętrzu Ziemi. Wykorzystali przy tym niedawno opracowaną technikę optycznego pomiaru absorpcji diamentu podgrzewanego impulsami laserowymi.
      Dzięki tej nowej technice wykazaliśmy, że przewodnictwo cieplne bridgmanitu jest około 1,5-razy większe niż się przyjmuje, mówi profesor Murakami. To zaś wskazuje, że przepływ ciepła pomiędzy jądrem a płaszczem jest większy. A większy przepływ ciepła oznacza, że konwekcja w płaszczu zachodzi szybciej i Ziemia szybciej się ochładza. Tektonika płyt może więc w rzeczywistości spowalniać szybciej, niż się obecnie przyjmuje.
      Grupa Murakami wykazała jednocześnie, że szybsze wychładzanie się płaszcza zmieni fazy minerałów na granicy jądra i płaszcza. Schładzający się bridgmanit zmieni się w minerał, który będzie jeszcze efektywniej przewodził ciepło, zatem stygnięcie Ziemi jeszcze bardziej przyspieszy.
      Wyniki naszych badań rzucają nowe światło na ewolucję dynamiki Ziemi. Wskazują, że Ziemia, podobnie jak Merkury czy Mars, schładza się szybciej i stanie się szybciej nieaktywna, wyjaśnia Murakami.
      Trudno jednak powiedzieć, ile czasu minie zanim ruchy konwekcyjne w płaszczu ustaną. Wciąż wiemy zbyt mało, by określić, kiedy do tego dojdzie, przyznają naukowcy. Żeby się tego dowiedzieć, uczeni muszą najpierw lepiej rozpoznać w czasie i przestrzeni procesy konwekcyjne w płaszczu. Ponadto muszą wiedzieć, jak rozpad pierwiastków radioaktywnych we wnętrzu Ziemi, który jest jednym z głównych źródeł ciepła, wpływa na dynamikę procesów płaszcza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Symulacje komputerowe przeprowadzone przez astronomów z University of Oklahoma wskazują, gdzie poszukiwać dowodów na istnienie hipotetycznej Dziewiątej Planety. Pośrednie dowody na jej istnienie przedstawili przed 5 laty profesorowie Konstantin Batygin i Mike Brown z Caltechu (California Insitute of Technology). Od tamtej pory pojawiły się nowe dane i hipotezy na jej temat, a śladów Planety X – bo tak również bywa nazywana – szukano też w średniowiecznych manuskryptach. Pojawiła się nawet hipoteza, że w Układzie Słonecznym krąży pierwotna czarna dziura, a nie Dziewiąta Planeta.
      Batygin i Brown wysunęli postulat o istnieniu Dziewiątej na podstawie badania niezwykłych orbit 6 najbardziej odległych obiektów Paas Kuipera. W ostatnich latach różne zespoły naukowe znajdowały kolejne obiekty transneptunowe (TNO) – czyli znajdujące się poza orbitą Neptuna – których nietypowe orbity można by wyjaśnić oddziaływaniem na nie Dziewiątej Planety. Batygin i Brown postulują, że Planeta X ma masę 10-krotnie większą od Ziemi, ma znajdować się bardzo daleko za Neptunem, a jej obieg wokół Słońca ma trwać 10-20 tysięcy lat. Zaobserwowanie takiego obiektu jest niezwykle trudne. Pamiętajmy, że planety nie świecą własnym światłem. Dlatego też od lat naukowcy próbują najpierw ustalić, w którym miejscu nieboskłonu należy poszukiwać Dziewiątej.
      Kalee Anderson i Nathan Kaib przedstawili na łamach arXiv swoją pracę, w ramach której modelowali ewolucję Układu Słonecznego. W modelu uwzględnili zarówno istnienie czterech olbrzymich planet (Jowisz, Saturn, Uran, Neptun), jak i milionów „cząstek” reprezentujących Pas Kuipera. Symulowali cztery miliardy lat ewolucji Układu Słonecznego. W części symulacji uwzględniali istnienie ośmiu znanych planet, a w części dodawali do tego systemu dziewiątą planetą z różnymi orbitami. W każdej z symulacji miliony „cząstek” odczuwały oddziaływanie planet, gdy Neptun migrował przez dysk. W końcu w wyniku tego procesu dysk został rozproszony i utworzył symulowany Pas Kupera, który możemy porównać z rzeczywiście obserwowanym Pasem, mówi Anderson.
      W modelach, w których uwzględniono istnienie Planety X, odległe obiekty Pasa Kuipera miały tendencję do gromadzenia się na orbitach o dość płytkim nachyleniu (inklinacji) w stosunku do płaszczyzny Układu Słonecznego. Obiekty takie znajdowały się w bardzo dużej odległości od Słońca, nigdy bliżej niż 40–50 jednostek astronomicznych. Jednak, co najważniejsze, w symulacjach uwzględniających tylko 8 znanych planet, nigdy nie dochodziło do nagromadzenia TNO na takich orbitach. To zaś wskazuje, że jeśli znajdziemy odległe TNO na orbitach o niewielkim nachyleniu względem płaszczyzny Układu Słonecznego, będzie to kolejna wskazówka, że Dziewiąta istnieje.
      To bardzo dobre badania, które pokazują, jak obserwacyjnie zweryfikować konsekwencje obecności wielkiej nieznanej planety, mówi Kat Volk z University of Arizona, która pracuje przy projekcie Outer Solar System Origins Survey (OSSOS).
      Uczona stwierdza, że już obecnie możemy poszukiwać TNO o orbitach opisanych przez Andersona i Kaiba, jednak nie jest to łatwe, gdyż obiekty takie są bardzo słabo widoczne. Przy dostępnej w tej chwili technologii musimy znaleźć równowagę pomiędzy tym, jak daleko wgłąb Układu Słonecznego możemy zajrzeć, a tym, jak szeroki obszar nieboskłonu jesteśmy w stanie objąć obserwacjami. Jednak w najbliższych latach nasze możliwości obserwacyjne radykalnie się powiększą dzięki budowanemu w Chile Vera C. Rubin Observatory, który rozpocznie pracę z 2023 roku.
      To będzie rewolucja, gdyż teleskop będzie w stanie wykryć TNO równie odległe co wyspecjalizowane projekty jak OSSOS, a jednocześnie będzie mógł obserwować wielkie obszary nieboskłonu. Sądzę, że teleskop ten pokaże nam wiele TNO, których istnienie postulują Anderson i Kaib.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...