Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Dlaczego Nokia zdecydowała się na Windows Phone 7?

Rekomendowane odpowiedzi

Po pierwszych gorączkowych komentarzach dotyczących umowy pomiędzy Nokią a Microsoftem, specjaliści zasiedli do szczegółowego analizowania informacji na ten temat. Tymczasem prezes Nokii zdradza jej kolejne szczegóły.

Okazuje się, że Microsoft nie był jedyną firmą, która prowadziła rozmowy z Nokią. Także Google starał się, by Finowie korzystali właśnie z jego systemu operacyjnego - Androida. Jednak szefostwo Nokii doszło do wniosku, że umowa z Google'em praktycznie niczego firmie nie daje. Byłaby ona po prostu jeszcze jednym producentem telefonów korzystającym z Androida, a koncern Page'a i Brina nic szczególnego nie proponował.

Tymczasem, jak zdradził Elop, na samej umowie z Microsoftem Nokia zyska miliardy dolarów. Co prawda będzie płaciła koncernowi z Redmond za wykorzystywanie jego systemu, jednak na ten cel pieniądze można będzie zaoszczędzić rezygnując powoli z rozwoju przestarzałego Symbiana. Z kolei Microsoft zapłaci Nokii za rozwijanie telefonów dla Windows Phone 7, za ich reklamę oraz poniesie wiele innych kosztów. Jak stwierdził Elop, w sumie Nokia na samych opłatach od Microsoftu zyska miliardy dolarów.

Jednocześnie fińska firma zyskała prawo do zmiany dosłownie każdego elementu w WP7. To wyjątkowy przywilej, jakiego nie otrzymał od Microsoftu żaden inny producent telefonów komórkowych. Koncern z Redmond, nauczony złymi doświadczeniami z Windows Mobile, gdzie dał producentom prawo do daleko idących zmian, które często niekorzystnie odbijały się na systemie, nie pozwalał dotychczas producentom komórek na dowolne zmienianie WP7. Nokia będzie miała olbrzymi wpływ na rozwój Windows Phone 7. Będzie on znacznie większy, niż wpływ jakiegokolwiek producenta telefonów komórkowych na rozwój Androida. Niewykluczone, że to właśnie przesądziło o decyzji Nokii. Firma nie będzie już rozwijała samodzielnie własnego systemu operacyjnego, ale będzie decydowała o rozwoju systemu obecnego na jej smartfonach w znacznie większym stopniu, niż Samsung czy HTC mogą decydować o rozwoju Androida.

Elopa zapytano też czy jest koniem trojańskim Microsoftu. Prezes Nokii zapewnił, że nie i poinformował, że o przyjęciu propozycji koncernu z Redmond zadecydował jednogłośnie cały zarząd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli każdy zyskuje, więc nie zdziwiłbym się gdyby Microsoft wcale nie kazał Nokii płacić za system. Dzięki Nokii ma szansę się spopularyzować system i wyszukiwarka Bing może zyskać parę punktów procentowych w stosunku do Googla. Z Google jest jak z facebokiem i wydaje się być organizacją non-profit dzięki czemu zabiera rynki gigantom. Szefowie Nokki i M$ muszą się trochę upodabniać do nich i nie wszystko od razu przeliczać na pieniądze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz ciekawe kiedy pozostali producenci telefonów, którzy zaczęli produkować telefony z WP7 upomną się o podobne przywileje jak te, które dostała Nokia. Tym bardziej, że im MS pewnie nie płaci tak jak Nokii za reklamę i inne koszty, więc przepływ pieniążków jest tylko w jedną stronę (od producentów do MS). Moim zdaniem pozostali producenci powinni teraz zagrozić MS rezygnacją z ich systemu jeżeli nie dostaną podobnych przywilejów jeżeli chodzi o zmianę komponentów systemu.

 

Trochę nie rozumiem w jaki sposób Nokia "będzie decydowała o rozwoju systemu obecnego na jej smartfonach w znacznie większym stopniu, niż Samsung czy HTC mogą decydować o rozwoju Androida". To zdanie trochę śmierdzi mi FUD'em.

 

HTC czy Samsung mogą wziąć źródła systemu i zmienić co tylko im się podoba lub nie podoba. Mogą również dołączyć swój własny kernel ze swoimi dodatkami (oczywiście kernel jest na licencji GPL, więc muszą udostępnić źródła ze swoimi zmianami). Google im tego nie zabrania, tak samo jak nie zabrania tego też modderom i społeczności. Umowa z Google jedynie ma wpływ na wykorzystanie loga Google i Android Marketu, których w sumie producent nie musi nawet chcieć używać (np Samsung ma oprócz Android Marketu również swój sklep dostępny z poziomu telefonu).

 

Natomiast zgadzam się całkowicie ze stwierdzeniem, że Symbian jest przestarzały. Owszem, miał jakieś tam ostatnio aktualizacje, jednak pod wieloma względami (np ergonomia) daleko mu brakuje do dużo młodszych systemów na rynku (iOS, Android czy nawet WP7).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inni producenci nie dostaną tego co Nokia. Po pierwsze dlatego, że po podpisaniu umowy Nokia-MS ich pozycja negocjacyjna w stosunku do MS gwałtownie osłabła. Samsung czy HTC nie mogą dać MS tego, co daje Nokia. Ponadto, jeśli nawet MS byłby skłonny do rozmów, to pierwszym warunkiem, jaki by postawił, byłoby przyjęcie WP7 jako głównej platformy, być może nawet rezygnacja z Androida. A na to inni nie pójdą z prostej przyczyny - WP7 to platforma nieznana klientom i niezależnie od tego, jak jest oceniania, to nie wiadomo, jak przyjmie ją rynek. Po co zatem ryzykować, skoro na współpracę z Androidem nie narzekają?

 

Co do kontroli. Androida (swoją drogą sądzę, że sukces Androida oznacza, paradoksalnie, klęskę Linuksa) może czekać to, co Linuksa - olbrzymie rozdrobnienie. Samsung, HTC nie mają wpływu na to, co z Androidem zrobi Google. Mamy tutaj taki problem, że albo będziemy mieli "mainstreamowego" Androida od Google'a używanego przez różnych producentów, albo też ten mainstreamowy nie będzie się liczył, bo każdy producent zrobi z nim co zechce. Tak naprawdę mamy wiele różnych systemów występujących pod tym samym logo. Na ile to dobrze, a na ile źle - czas pokaże. Na razie rynek smartfonów rozwija się błyskawicznie i niezwykle dynamicznie. Te systemy, które obecnie odnoszą na nim sukcesy, mogą z kilka lat zupełnie się na nim nie liczyć. Trudno zatem wyrokować, który model odniesie sukces. Na razie sukces odnosi i Apple z zamkniętym sprzętem i systemem, które pilnuje, by nikt jednego i drugiego nie dostał do ręki, jak i Google z Androidem.

I teraz najważniejsze pytanie najbliższych 3-4 lat - czy Nokia, która potrafi produkować dobry sprzęt, ale ostatnio bardzo traci na rynku oraz Microsoft, które wyprodukowało podobno bardzo fajny system dla telefonów, ale nie potrafi go rozpropagować, są w stanie coś ugrać. Tego nie wie nikt. Bo z jednej strony mamy mariaż dwóch globalnych potęg, które na najważniejszych dla siebie rynkach odniosły kolosalne sukcesy, a z drugiej - jakoś nie potrafią znaleźć się one dotychczas w nowej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Mariusz Błoński: trafne uwagi. Aczkolwiek problem z WP7 i Nokią będzie podobny jak w przypadku modyfikowanego Androida. Póki co wiadomo, że mogą zmieniać dowolnie system jedynie pod swoje telefony. To wcale nie oznacza, że to co zrobi Nokia, MS narzuci pozostałym producentom.

 

Co do Androida, to pomimo tego, że producenci mają zarówno możliwości jak i prawo do tego, żeby praktycznie dowolnie zmieniać system, to tego nie robią na taką skalę, żeby spowodować utratę kompatybilności z API Androida. Owszem, wprowadzają własne dodatki jak np własne Launchery czy Dialery.

 

Zastanawiam się również w jaki sposób MS poradzi sobie z producentami i ich niechęcią do wypuszczania aktualizacji do starszych modeli telefonów. Bo póki co jedynym powodem, dla którego nie ma jeszcze rozdrobnienia tej platformy jest po prostu brak jakiegoś większego uaktualnienia, które wprowadzałoby nowe rzeczy w API.

 

Problem z rozdrobnieniem Androida leży głównie po stronie producentów sprzętu, którzy nie chcą wydawać pieniędzy na wspieranie starszych telefonów, a tłumaczą to tym, że nowe wersje Androida są zbyt wymagające i nie ruszą na starszych telefonach. Oczywiście jest to nieprawda, bo najnowszego Androida 2.3 można jak najbardziej uruchomić na telefonach pierwszej generacji Androida czyli HTC G1, HTC Magic czy HTC Hero, a w dodatku działa on szybciej i stabilniej niż wcześniejsze wersje.

 

Pytanie tylko, czy Ci sami producenci podejdą w inny sposób do aktualizacji WP7. Z Windows Mobile był dokładnie ten sam problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zauważ, że umowa z Nokią bardzo wzmocniła pozycję MS względem innych producentów. Teraz MS musi się skupić na tym, by z tego dilu coś wyszło. Już nie musi szukać partnerów. Teraz inni są petentami. O tym, czy umowa przynosi spodziewane korzyści będzie można mówić pod koniec przyszłego roku. I dopiero wówczas, jeśli nic nie będzie ona dawała, pozycja MS osłabnie.

A wszystkie kwestie aktualizacji itp. itd. da się załatwić umowami. Jeśli pozycja Nokii i MS (a co za tym idzie i WP7) będzie się umacniała, to LG, Samsung czy HTC, starając się o wykorzystywanie WP7, będą petentami, więc MS będzie mógł im narzucać warunki. Będzie ciekawie. Obaczym, czy coś się na rynku zmieni, czy też Apple i Google zmiotą konkurencję.

A może za rok, dwa pojawi się ktoś nowy, kto rozniesie wszystkich?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

E tam, nic zupełnie z tego dobrego nie wyjdzie, Nokia miota się jak kura bez głowy, która pobiega jeszcze trochę ale w końcu padnie. Najpierw strzelili sobie w stopę uśmiercając Symbiana, jaki był taki był, ale jego wielką zaletą było coś czego nie ma do tej pory żaden system, developerzy, którzy wykształcili się przez lata, nabrali doświadczenia, dla firmy X stworzenie softu pod symbiana to była bułka z masłem. Potem strzelili sobie w kolano tworząc potworka MeeGo, co to w ogóle jest i czy ktoś pod to pisze? Teraz WP7, ktoś wcześniej pisał że to bardzo dobry system... hmmm nawet mój stary symbian ma kopiuj-wklej to chyba wystarczy za komentarz w tej sprawie. Mało tego jest to system własnościowy, MS nie będzie wystarczająco zadowolony z przychodów, uśmierci projekt bez mrugnięcia okiem, dla nich jest to poboczy projekt, sami nie produkują pod to sprzętu, nie mają żadnych sukcesów, nie będą mieli skrupułów a Nokia zostanie bez OS'a!

 

Sensowne były dwa wyjścia, wpakować miliardy w Symbiana, platformę która odnosiła już sukcesy, która jest znana i lubiana, albo po prostu przejść na Androida. Skoro nie mają ochoty sami tworzyć OS to niech przynajmniej zaufają komuś, dla kogo system dla smartfonów jest sprawą priorytetową i ma na swoim koncie sukcesy.

 

Siłą każdego smartfona są aplikacje, które ma iOS i Android, kupowanie super wypasionego smartfona pięknie wykonanego nie ma żadnego sensu jeżeli ma zainstalowany system, marnej jakości, na którym nie ma wielu aplikacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
      Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
      Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
      Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
      Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
      Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Microsoft zatrudnił byłego projektanta układów scalonych Apple'a, , który wcześniej pracował też w firmach Arm i Intel,  trafił do grupy kierowanej przez Raniego Borkara, zajmującej się rozwojem chmury Azure. Zatrudnienie Filippo wskazuje, że Microsoft chce przyspieszyć prace nad własnymi układami scalonymi dla serwerów tworzących oferowaną przez firmę chmurę. Koncern idzie zatem w ślady swoich największych rywali – Google'a i Amazona.
      Obecnie procesory do serwerów dla Azure są dostarczane przez Intela i AMD. Zatrudnienie Filippo już odbiło się na akcjach tych firm. Papiery Intela straciły 2% wartości, a AMD potaniały o 1,1%.
      Filippo rozpoczął pracę w Apple'u w 2019 roku. Wcześniej przez 10 lat był głównym projektantem układów w firmie ARM. A jeszcze wcześniej przez 5 lat pracował dla Intela. To niezwykle doświadczony inżynier. Właśnie jemu przypisuje się wzmocnienie pozycji układów ARM na rynku telefonów i innych urządzeń.
      Od niemal 2 lat wiadomo, że Microsoft pracuje nad własnymi procesorami dla serwerów i, być może, urządzeń Surface.
      Giganci IT coraz częściej starają się projektować własne układy scalone dla swoich urządzeń, a związane z pandemią problemy z podzespołami tylko przyspieszyły ten trend.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
      Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
      Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
      Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ciągu ostatnich kilku miesięcy pojawiły się dziesiątki szkodliwych aplikacji dla Androida. Niektóre z nich trafiły do oficjalnego sklepu Play. Aplikacje zostały zarażone szkodliwym oprogramowaniem z rodziny Joker. Atakuje ono użytkowników Androida od końca 2016 roku, jednak obecnie stało się jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla tego systemu.
      Po zainstalowaniu Joker zapisuje użytkownika do drogich usług subskrypcyjnych, kradnie treści SMS-ów, listę kontaktów oraz informacje o urządzeniu. Już w lipcu eksperci donosili, że znaleźli szkodliwy program w 11 aplikacjach, które zostały pobrane ze sklepu Play około 500 000 razy.
      W ubiegłym tygodniu firma Zscaler poinformowała o odkryciu w Play 17 aplikacji zarażonych Jokerem. Zostały one pobrane 120 000 razy, a przestępcy stopniowo wgrywali aplikacje do sklepu przez cały wrzesień. Z kolei firma Zimperium doniosła o znalezieniu 64 nowych odmian Jokera, z których większość znajduje się w aplikacjach obecnych w sklepach firm trzecich.
      Joker to jedna z największych rodzin szkodliwego kodu atakującego Androida. Mimo że rodzina ta jest znana, wciąż udaje się wprowadzać zarażone szkodliwym kodem aplikacje do sklepu Google'a. Jest to możliwe, dzięki dokonywaniu ciągłych zmian w kodzie oraz s sposobie jego działania.
      Jednym z kluczowych elementów sukcesu Jokera jest sposób jego działania. Szkodliwe aplikacje to odmiany znanych prawdziwych aplikacji. Gdy są wgrywane do Play czy innego sklepu, nie zawierają szkodliwego kodu. Jest w nich głęboko ukryty i zamaskowany niewielki fragment kodu, który po kilku godzinach czy dniach od wgrania, pobiera z sieci prawdziwy szkodliwy kod i umieszcza go w aplikacji.
      Szkodliwy kod trafia i będzie trafiał do oficjalnych sklepów z aplikacjami. To użytkownik powinien zachować ostrożność. Przede wszystkim należy zwracać uwagę na to, co się instaluje i czy rzeczywiście potrzebujemy danego oprogramowania. Warto też odinstalowywać aplikacje, których od dawna nie używaliśmy. Oraz, tam gdzie to możliwe, wykorzystywać tylko aplikacje znanych dewelperów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed dwoma laty Microsoft rozpoczął interesujący eksperyment. Firma zatopiła u wybrzeża Orkadów centrum bazodanowe. Teraz wydobyto je z dna, a eksperci przystąpili do badań dotyczących jego wydajności i zużycia energii. Już pierwsze oceny przyniosły bardzo dobre wiadomości. W upakowanym serwerami stalowym cylindrze dochodzi do mniejszej liczby awarii niż w konwencjonalnym centrum bazodanowym.
      Okazało się, że od maja 2018 roku zawiodło jedynie 8 a 855 serwerów znajdujących się w cylindrze. Liczba awarii w podwodnym centrum bazodanowym jest 8-krotnie mniejsza niż w standardowym centrum na lądzie, mówi Ben Cutler, który stał na czele eksperymentu nazwanego Project Natick. Eksperci spekulują, że znacznie mniejszy odsetek awarii wynika z faktu, że ludzie nie mieli bezpośredniego dostępu do serwerów, a w cylindrze znajdował się azot, a nie tlen, jak ma to miejsce w lądowych centrach bazodanowych. Myślimy, że chodzi tutaj o atmosferę z azotu, która zmniejsza korozję i jest chłodna oraz o to, że nie ma tam grzebiących w sprzęcie ludzi, mówi Cutler.
      Celem Project Natic było z jednej strony sprawdzenie, czy komercyjnie uzasadnione byłoby tworzenie niewielkich podwodnych centrów bazodanowych, która miałyby pracować niezbyt długo. Z drugiej strony chciano sprawdzić kwestie efektywności energetycznej chmur obliczeniowych. Centra bazodanowe i chmury obliczeniowe stają się coraz większe i zużywają coraz więcej energii. Zużycie to jest kolosalne. Dość wspomnieć, że miliard odtworzeń klipu do utworu „Despacito” wiązało się ze zużyciem przez oglądających takiej ilości energii, jaką w ciągu roku zużywa 40 000 amerykańskich gospodarstw domowych. W skali całego świata sieci komputerowe i centra bazodanowe zużywają kolosalne ilości energii.
      Na Orkadach energia elektryczna pochodzi z wiatru i energii słonecznej. Dlatego to właśnie je Microsoft wybrał jako miejsce eksperymentu. Mimo tego, podwodne centrum bazodanowe nie miało żadnych problemów z zasilaniem. Wszystko działało bardzo dobrze korzystając ze źródeł energii, które w przypadku centrów bazodanowych na lądzie uważane są za niestabilne, mówi jeden z techników Project Natick, Spencer Fowers. Mamy nadzieję, że gdy wszystko przeanalizujemy, okaże się, że nie potrzebujemy obudowywać centrów bazodanowych całą potężną infrastrukturą, której celem jest zapewnienie stabilnych dostaw energii.
      Umieszczanie centrów bazodanowych pod wodą może mieć liczne zalety. Oprócz już wspomnianych, takie centra mogą być interesującą alternatywą dla firm, które narażone są na katastrofy naturalne czy ataki terrorystyczne. Możesz mieć centrum bazodanowe w bardziej bezpiecznym miejscu bez potrzeby inwestowania w całą infrastrukturę czy budynki. To rozwiązanie elastyczne i tanie, mówi konsultant projektu, David Ross. A Ben Cutler dodaje: Sądzimy, że wyszliśmy poza etap eksperymentu naukowego. Teraz pozostaje proste pytanie, czy budujemy pod wodą mniejsze czy większe centrum bazodanowe.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...