Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

dobrym rozwiązaniem byłaby kompletna wymiana urządasów, sędziów i innej maści byłych komunistów tkwiących na stołkach [...]

 

Jasssne... Brukselska biurokracja to wręcz wzór dobrej urzędniczej roboty. Angielskie afery wliczania prywatnych wydatków do kosztów dotyczące de facto ludzi bogatych a kradnących grosze, Berlusconi... itp., itd. Wiesz, że unioposłowi  przysługuje zwrot kosztów zakupu koszuli i krawata jeśli posiedzenie przeciągnie się poza plan? Bo nie był przygotowany i potrzebuje czystej koszuli. Przy takich gażach jeszcze szukają sposobów na skrojenie podatnika.

 

Biurokracja jest wszędzie taka sama. Wiadomo to od czasów rzymskich. Twoje przypisywanie Polakom szczególnych cech w tej mierze, frazy: "w tym kraju", imho, świadczą że pozwoliłeś sobie wdrukować skrypty. Cudze chwalicie, swojego nie znacie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sporo się mylisz!! żyłeś kiedyś w innem kraju poza polską?

rozliczyłem się w UK sam, przez www, i w ciągu 2 dni zeznanie zostało zaakceptowane a w ciagu następnych 3 dostałem prawie 1000f zwrotu.byłem w tamtejszym US 250-cio tysięcznego miasta, duża sala w jakimś zwyczajnym budynku gdzie inne instytucje miały siedzibę, nie jak w pl gmach ze szkła i aluminium,  wchodzę bezpośrednio do sali gdzie przy 20 biurkach siedzą urzędnicy a nie jak w pl musisz specjalnie sie anonsować , urzednicy z kontuarem, szybami itd, lub przyjmują ci na korytarzu (mam firme, chodze po urzędach i wiem to z autopsji) od razu jestem pytany w czym mi pomóc i czy nie potrzebuję tłumacza.

Rejestrowałem auto, zero kolejek, nie miałem dokumentu bo sprzedający zgubił "dowód rejestracyjny" , miał tylko wycinek DO od poprzedniego, nie było to żadnym problemem, zero kosztów, od razu załatwiłem europejski certyfikat dla tego auto , koszt 2F, wszytko załatwiłem od ręki w 10 min,każdy wie jak to wygląda i ile kosztuje w polsce,  więc prosze nie mów jak nie wiesz.

 

Mam znajomego w Niemczech, od 20 lat prowadzi tam firmę, wielokrotnie prościej się rozliczać niż w polsce.

W UK przez pierwsze 3m-c prowadzenia firmy nie ponosisz kosztów, logiczne jeśli ci nie wyjdzie to panstwo nie będzie cie jeszcze dobijać, w polsce jak ci nie wyjdzie to zus poblokuje ci konta, potem nie bedziesz mogl splacać kradytu za mieszkanie i bank ci go zlicytuje i pod most.

 

Prawo podatkowe w polsce zmienia sie w roku  jak w kalejdoskopie, do tego skarbówki mogę mieć różne interpretacje tego samego przepisu.

...

...

...

...

 

moge tak całą noc wypisywać

 

ps wdrukowane skrypty to właśnie takie jak polska nie jest zla, gdzie indziej jest tak samo źle, albo nasze wędliny są najlepsze, polacy są gościnni , polska wodka najlepsza.

 

Nie pisze ogólnikami a swoje spostrzeżenia opieram w dużej mierze na własnym doświadczeniu   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sporo się mylisz!! żyłeś kiedyś w innem kraju poza polską?

rozliczyłem się w UK sam, przez www,

 

Nigdy. Ale miałem okazję rozmawiać towarzysko z różnymi od Francuzów po Kanadyjczków. Krótka rozmowa z Anglikiem, którego żonę potrącił nieubezpieczony ćpun dała mi więcej niż cały kurs językowy. Wiesz na co narzekał? Na biurwokrację i nieprawdopodbną ilość czasu zużytą na pierdoły i na to, że musiał brać kolejne "day off" by sprawę załatwić.

To o czym piszesz to zapóźnienia cywilizacyjne. Przypominam, że wystartowaliśmy gdzieś w 1989 czyli niedawno.

 

ps wdrukowane skrypty to właśnie takie jak polska nie jest zla,

A jest?

 

gdzie indziej jest tak samo źle, albo nasze wędliny są najlepsze, polacy są gościnni , polska wodka najlepsza.

 

Zgoda. Już nie. Cena uprzemysłowienia tuczu. Ale kto wie gdzie szukać może zjeść naprawdę dobre rzeczy.

 

 

Nie pisze ogólnikami a swoje spostrzeżenia opieram w dużej mierze na własnym doświadczeniu 

 

Ja również. Ale ja odnosiłem się raczej do wspólnej cechy wszystkich biurokracji na świecie nepotyzmu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Przypominam, że wystartowaliśmy gdzieś w 1989 czyli niedawno.[/size]

 

Piękny to był start  .... urzędników było 110tysiecy  a teraz mają komputery i jest ich 460tysięcy.

Na 10 pracujących  ludzi w Polsce: 6 robi z budzetowych pieniędzy,  1 wyjechał za granicę, a TRZECH WSPANIAŁYCH za***rdala na to wszystko (tak wygląda nowoczesne niewolnictwo).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polacy powinni przestać narzekać na system i polityków. Zamiast tego potrzeba nam osób kreatywnych, wprowadzających szereg innowacji, które można sprzedać. Osób, które zamiast gadać coś robią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zamiast tego potrzeba nam osób kreatywnych, wprowadzających szereg innowacji, które można sprzedać. Osób, które zamiast gadać coś robią.

 

I tak właśnie jest. Tutaj jedynie postulowaliśmy by im nie przeszkadzać ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Polacy powinni przestać narzekać na system i polityków. Zamiast tego potrzeba nam osób kreatywnych, wprowadzających szereg innowacji, które można sprzedać. Osób, które zamiast gadać coś robią.

Z tym akurat do końca nie mogę się zgodzić. Oczywiście, że kreatywność i oddolna aktywność jest warunkiem koniecznym, ale bez wsparcia finansowego i prawa sprzyjającego innowacjom będzie ciężko z wyzwoleniem tego potencjału.

 

Ogromny udział w tym wszystkim ma tutaj państwo. To państwo rozdziela środki na badania podstawowe (a więc te, które przeważnie nie mają szansy przełożyć się bezpośrednio na zyski, a które mają gigantyczne znaczenie), to państwo tworzy na rynku warunki dla przedsiębiorców (a więc np. mniej lub bardziej przyjazne prawo dotyczące start-upów), to państwo decyduje o systemie edukacji i rekrutacji na uczelniach oraz liczbie studentów i stopniu dofinansowania nauki, to państwo (pośrednio) tworzy programy nauczania niedostosowane do rzecywistości, to państwo decyduje o tym, że profesor jest w tym kraju nietykalnym księciem i dopóki rażąco nie złamie prawa, nie jest w żaden sposób rozliczany z wyników swojej pracy, na czym tracą wszyscy, włącznie młodymi inteligentnymi ludźmi, którzy chcieliby w ten swój potencjał uwierzyć, wykorzystać go w praktyce i zacząć na nim godziwie zarabiać. Wreszcie to państwo jest w dużym stopniu odpowiedzialne za to, że na wielu uczelniach student nie ma w ogóle styku z prawdziwą pracą laboratoryjną aż do momentu, kiedy zaczyna badania do pracy magisterskiej.

 

Mam wymieniać dalej, czy udało mi się już Ciebie przekonać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdolność kreowania nowych rzeczy zalezy od wykształcenia , doświadczenia zawodowego (obcowania z problemami) , takiej wewnętrznej siły chęci zmiany , pieniędzy, barier produkowanych przez replikantów no i musi być dla kogo (bez szacunku dla tych ludzi rozwiązują problem w głowie uśmiechają się pod nosem - taka satysfakcja zawodowa - idą dalej).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale i tak do wszystkiego jest potrzebna ambicja. Ludzie mający ambicje, myśl, chęci potrafią zrobić wiele rzeczy. No i przede wszystkim muszą być ci ludzie uczciwi ;):P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
przede wszystkim muszą być ci ludzie uczciwi   

Prawa fizyki są powtarzalne, czytelne, niezmienne obcując z nimi stajesz się jak one.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 1988 roku w Kalifornii zaczął obowiązywać California Tobacco Control Program (CTCP). Wyborcy zdecydowali wówczas o podniesieniu podatku na paczkę papierosów z 10 do 35 centów oraz o przeznaczeniu 20% z podniesionej kwoty (5 centów) na finansowanie programów, których celem było zmniejszenie odsetka osób palących. Z pieniędzy tych finansowano zarówno kampanie zniechęcające do palenia, jak i programy mające na celu poprawę stanu zdrowia publicznego.
      Teraz, po trzech dekadach od wprowadzenia programu, naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco (UCSF) oszacowali finansowe skutki takich działań. Okazało się, że na każdego dolara, który stan Kalifornia wydał na działania antynikotynowe, koszty opieki zdrowotnej zmniejszyły się o 231 dolarów.
      W latach 1989–2019 odsetek osób palących w Kalifornii zmniejszył się z 21,8 do 10 procent. Naukowcy z UCSF oceniają, że stanowe programy antynikotynowe odpowiedzialne są za 2,7 punktów procentowych tego spadku. Pozornie to niewiele, ale przyniosło olbrzymie korzyści, tym bardziej, że nawet miłośnicy papierosów palą obecnie średnio mniej o 119 paczek papierosów rocznie.
      I obywatele i stan zaoszczędzili kolosalne pieniądze. W ciągu tych 30 lat w kieszeniach mieszkańców stanu pozostało 51,4 miliarda USD, które wydaliby na papierosy. Natomiast Kalifornia zaoszczędziła na opiece zdrowotnej aż 816 miliardów dolarów. Zwrot z inwestycji jest gigantyczny. Te programy nie tylko uratowały życie i zdrowie, ale pozwoliły też zaoszczędzić pieniądze, mówi jeden z autorów badań, doktor Stanton Glantz.
      Glantz we współpracy z doktorem Jamesem Lightwoodem, specjalistą z zakresu farmakologii klinicznej oraz ze Steve'em Andersonem, ekspertem ds. modelowania trendów pracującym dla sektora finansowego opracowali model, za pomocą którego mogli przewidywać rozwój sytuacji, w zależności od różnych zmiennych.
      Nasz model potwierdził przypuszczenie, że istnieje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy wprowadzeniem programów antynikotynowych a zmniejszeniem liczby osób palących, mówi Lightwood. Wynika z niego, jak zapewniają naukowcy, że każdy stan z dużym odsetkiem palaczy, który wdroży równie ambitny, długoterminowy program co Kalifornia, może spodziewać się osiągnięcia podobnych wyników. Pod warunkiem, że będzie to rzeczywiści program długoterminowy. Polityka ma jednak swoją specyfikę, a politycy myślą w kategoriach jednej lub dwóch kadencji, co niweczy wiele podobnych projektów.
      Glantz i Lightwood już wcześniej wykazali, że krótkoterminowe skutki programów antynikotynowych – spadek liczby ataków serca czy udarów – bardzo szybko się rozmywają. Korzyści narastają z czasem, gdy spada liczba zachorowań na wiele różnych schorzeń. Jeśli zrobi się program zakrojony na mniejszą skalę i przewidziany na 4-5 lat, bardzo trudno jest zauważyć jakieś zmiany na tle naturalnej rocznej zmienności. I można wówczas wykazać, że taki program nie działa. Jeśli jednak jest on długoterminowy i szeroko zakrojony, jak ten w Kalifornii, szybko pojawiają się olbrzymie korzyści, które kumulują się z czasem, stwierdził Lightwood.
      Doświadczenia z kalifornijskiego programu mają i tę zaletę, że będą adekwatne do wielu innych miejsc. Kalifornia jest bowiem olbrzymim, bardzo zróżnicowanym stanem, z wielkimi bogatymi metropoliami i biednymi wsiami. Ludność jest bardzo zróżnicowana pod względem etnicznym, społecznym i ekonomicznym, więc bez większego ryzyka pomyłki uzyskane tam wyniki można przełożyć na inne obszary.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po ponad dwóch latach prac obie izby amerykańskiego Kongresu przyjęły CHIPS and Science Act, ustawę, która ma zachęcić do inwestycji w amerykański przemysł półprzewodnikowy. Przewiduje ona wydatkowanie z budżetu federalnego 52 miliardów USD w ciągu pięciu lat i zezwala na udzielenie 25-procentowej ulgi podatkowej na budowę lub rozbudowę zakładów produkujących półprzewodniki lub urządzenia do ich wytwarzania. Ustawa to część pakietu o wartości 280 miliardów dolarów, który ma zwiększyć konkurencyjność USA na polu nowych technologii.
      Ze wspomnianych 52 miliardów dolarów 39 miliardów przeznaczono na granty na budowę nowych fabryk, 11 miliardów trafi do federalnych programów badawczych zajmujących się półprzewodnikami, a 2 miliardy zostanie wydatkowane na projekty obronne związane z mikroelektroniką. Dodatkowo 200 milionów dolarów otrzyma Narodowa Fundacja Nauki, a pieniądze te mają zostać przeznaczone na promowanie wzrostu siły roboczej w przemyśle półprzewodnikowym. Departament Handlu ocenia, że do roku 2025 USA będą potrzebowały dodatkowych 90 000 osób pracujących w tym przemyśle. Twórcy ustawy przeznaczyli też 500 milionów dolarów na koordynację z zagranicznymi partnerami rządowymi rozwoju technologii bezpieczeństwa informatycznego, telekomunikacyjnego, działań na rzecz łańcucha dostaw w przemyśle półprzewodnikowym, w tym na rozwój bezpiecznych technologii komunikacyjnych, półprzewodnikowych i innych.
      Eksperci mówią, że ustawa będzie miała olbrzymi wpływ na rozwój przemysłu półprzewodnikowego w USA. Zwracają uwagę przede wszystkim na ulgę podatkową, dzięki której warunki budowy fabryki półprzewodników w USA będą podobne, jak budowa za granicą. Ustawa nie tylko ma stworzyć wiele dobrze płatnych miejsc pracy czy zapobiec w USA niedoborom półprzewodników, których cały świat doświadczył w związku z przerwaniem łańcuchów dostaw w czasie pandemii. Nie mniej ważne jest bezpieczeństwo. Obecnie 90% najbardziej zaawansowanych półprzewodników produkowanych jest na Tajwanie. Chiny uznają ten kraj za swoją zbuntowaną prowincję i ciągle grożą jej „odzyskaniem”. Dlatego też Państwo Środka z uwagę przygląda się wojnie na Ukrainie. Jeśli Zachód dopuści, by Rosja podbiła Ukrainę, może to zachęcić Chiny do ataku na Tajwan. Nawet jeśli taki atak by się nie powiódł, mógłby on wywołać długotrwałe problemy z dostawami półprzewodników.
      Wielcy producenci już od pewnego czasu zwiększają swoją obecność w USA. GlobalFoundries rozbudowuje kosztem 1 miliarda USD swoje zakłady w Malcie w stanie Nowy Jork, TSMC buduje kosztem 12 miliardów dolarów fabrykę w Arizonie, samsung planuje wydać 17 miliardów USD na fabrykę w pobliżu Austin i zapowiada, że w przyszłości może zainwestować w USA nawet 200 miliardów dolarów. Intel zapowiedział budowę fabryki w Ohio. Firma chce na nią wydać 20 miliardów USD, ale mówi wprost, że wielkość inwestycji będzie zależna od dofinansowania na podstawie CHIPS Act. Koncern zapowiedział też, że – przy odpowiednim wsparciu rządowym – jest gotów zainwestować kolejnych 100 miliardów USD w ciągu najbliższych 10 lat.
      Ustawa będzie miała olbrzymi wpływ na innowacje w USA, mówi Russell T. Harrison, dyrektor amerykańskiego oddziału Instytutu Inżynierów Elektryków i Elektroników, który od początku był zaangażowany w prace nad tym aktem prawnym.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mimo wysiłków podejmowanych przez stan Kalifornia, który w drzewach widzi jeden ze sposobów ochrony przed globalnym ociepleniem, tamtejsze lasy zanikają. Badania prowadzone przez University of California w Irvine wskazują, że coraz więcej lasów ginie w wyniku pożarów, a coraz mniej drzew uzupełnia ubytki.
      Lasy nie radzą sobie z tymi wielkimi pożarami. W ciągu ostatnich 4 dekad doszło do wielkich zmian, mówi współautor badań profesor James Randerson. Z analiz wynika bowiem, że od 1985 roku powierzchnia lasów w Kalifornii zmniejszyła się o 6,7%. Głównymi przyczynami spadku powierzchni leśnej są wielkie pożary, susze oraz wycinka.
      Naukowcy przeanalizowali dane satelitarne dostarczone przez misję Landsat w latach 1985–2021. Wynika z nich, że najgorsza sytuacja panuje Kalifornii Południowej, gdzie w badanym okresie doszło do 14-procentowego spadku pokrywy leśnej. Wydaje się, że na południu spada zdolność lasów do odradzania się. Jednocześnie obserwujemy zwiększanie się obszarów porośniętych trawami i krzewami, co może zwiastować stałą zmianę ekosystemu, dodaje doktor Jonathan Wang.
      Skala i tempo zanikania lasów zależy od regionu. W Sierra Nevada pokrywa leśna pozostawała dość stabilna do 2010 roku, następnie zaś zaczęła gwałtownie się zmniejszać. W ciągu dekady region ten stracił aż 8,8% lasów, a ich zanikanie zbiegło się z ciężką suszą z lat 2012–2015 i jednymi z największych pożarów w historii stanu. Na szczęście na północy zaobserwowano odradzanie się drzew na wielu obszarach, prawdopodobnie dlatego, że jest tam chłodniej i więcej pada. Jednak mimo to skutki wielkich pożarów sprzed lat wciąż są wyraźnie widoczne.
      Zmniejszenie pokrywy leśnej zmniejszyło też zdolność stanu do wycofywania z atmosfery węgla, który Kalifornia emituje. Naukowcy chcą też lepiej zrozumieć, jak zmiany w ilości lasów wpływają na stanowe zasoby wody pitnej oraz na kolejne pożary.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Stany Zjednoczone są najlepszym miejscem pracy dla inżynierów oprogramowania. Firma Codingame przeprowadziła ankiety wśród społeczności składającej się z 2 milionów programistów oraz osób zajmujących się rekrutowaniem pracowników na potrzeby sektora IT i wykazała, że w USA inżynierowie oprogramowania zarabiają najlepiej na świecie.
      Średnia pensja inżyniera oprogramowania pracującego w Stanach Zjednoczonych wynosi 95 879 dolarów rocznie. Co więcej, ponad 40% takich osób zarabia ponad 100 000 USD rocznie,  a zarobki 5% przekraczają 200 000 dolarów rocznie.
      Bardzo dobrze można zarobić też w Szwajcarii. Tam średnia pensja inżyniera oprogramowania wynosi 90 426 USD. Następna jest Kanada z pensją 71 193 dolarów, a na czwartym miejscu uplasowała się Wielka Brytania, gdzie przeciętny inżynier oprogramowania może liczyć na roczne zarobki wynoszące 68 664 USD. Nasi bezpośredni sąsiedzi, Niemcy, uplasowali się na 6. miejscu z przeciętnymi zarobkami 61 390 dolarów, na dziewiątej pozycji znajdziemy Francję (47 617 USD/rok), a pierwszą dziesiątkę zamyka Hiszpania (39 459 dolarów).
      Autorzy ankiety nie brali pod uwagę ani kosztów życia w poszczególnych krajach, ani specjalizacji, w których można najwięcej zarobić. Trzeba też pamiętać, że samo porównanie zarobków nie mówi nam wszystkiego. Koszt życia w Szwajcarii jest na przykład znacznie wyższy niż w Wielkiej Brytanii, więc mimo sporej różnicy w zarobkach, poziom życia inżynierów w obu krajach może być bardzo podobny.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najbardziej zagrożone suszą są rzeki spływające do środkowej Odry i Wisły. Wysychające warstwy gleby spowodują dalsze pustynnienie obszarów na Kujawach, Pomorzu, w Wielkopolsce i na Lubelszczyźnie. To wynik braku opadów i wyższych temperatur – poinformował hydrolog i rzecznik IMGW Grzegorz Walijewski.
      Od 2015 r. z krótką przerwą na zeszły rok, mieliśmy do czynienia z permanentną suszą. W tym roku po dosyć wilgotnym lutym, kiedy spadło łącznie 113 proc. normy w całym kraju, wydawało się, że problem suszy może być mniejszy, ale od 25 lutego jest bezwietrza i bezdeszczowa, słoneczna pogoda. W większej części kraju, oprócz Polski południowej, południowo-wschodniej i częściowo wschodniej, nie było deszczu. Dodatkowo stosunkowo wysokie temperatury w dzień powodowały większe parowanie, co spowodowało, że sytuacja staje się z dnia na dzień coraz gorsza – powiedział Walijewski.
      W ocenie hydrologa już mamy do czynienia z pierwszymi symptomami suszy meteorologicznej. O zjawisku tym mówimy wówczas, kiedy przez przynajmniej 20 dni występuje brak opadów, bądź jest ich niedobór – wyjaśnił.
      To przekłada się na coraz mniejszą wilgotność gleby. We wschodnich województwach – w lubelskim, częściowo podkarpackim, ale także w centrum, czyli w woj. mazowieckim, oraz na zachodzie lubuskiego, Wielkopolski i zachodniopomorskiego, w wierzchniej warstwie gleby (do 7 cm) wilgotność spada poniżej 45 proc. To pierwsza oznaka problemów dla rolników, bo przesusza się wierzchnia warstwa gleby – wskazał Walijewski.
      We wschodniej części kraju, w głębszej warstwie gleby (od 8 do 28 cm) wilgotność jest poniżej 50-45 proc. Sytuacja się pogorszy, bo w następnych dniach wyż sprawi, że niedobór opadów będzie przynajmniej do 24 marca. Później ok. 25-26 marca mogą pojawić się niewielkie deszcze, jednak nie zmieni to faktu, że marzec będzie w całym kraju z opadami poniżej normy – oznajmił.
      Obecnie stan wód na rzekach osiąga przeważnie poziom średni, ale pojawia się coraz więcej rzek z niskim poziomem. Do tego brak wody z topniejących śniegów sprawia, że przed nami tendencja spadkowa – dodał.
      Najbardziej zagrożone suszą są rzeki na Niżu Polskim i dorzecza Odry, szczególnie zlewnia Warty i środkowej Odry, a także wszystkie rzeki, które spływają do środkowej Wisły.
      Wody w Polsce będzie coraz mniej. Są takie prognozy, że do 2040 r. w niektórych miejscach naszego dostępność wody pitnej może się zmniejszyć nawet o ok. 30 proc. – powiedział rzecznik IMGW.
      Zwrócił uwagę, że w centralnej części kraju, np. w Płocku roczny niedobór opadów notowany jest od 2010 r. Co roku było mniej opadów i w sumie ich deficyt wynosi ok. 600 mm. To tak, jakby przez cały rok w ogóle nie padało – wyjaśnił.
      W innych rejonach Polski, na Kujawach, Pomorzu, w Wielkopolsce, na Lubelszczyźnie, a nawet w niektórych miejscach na Mazurach są również są niedobory wody. Te obszary pustynnieją. W ostatnich 4–5 latach coraz częściej obserwowane są burze pyłowe. Dwa lata temu w Lubelskiem czarnoziemy zostały bardzo mocno przesuszone, a następnie silny wiatr spowodował burze piaskowe. Unoszący się pył było widać wyraźnie nawet na zdjęciach satelitarnych – powiedział Walijewski. Podkreślił, że to zjawisko będzie się pogłębiało.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...