Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Nie od dzisiaj wiadomo, że gdyby Kalifornia była niepodległym państwem, to zaliczałaby się do ścisłej czołówki gospodarek świata. Specjaliści z pisma The Economist pokazali interaktywną mapkę, w której porównali PKB poszczególnych stanów USA do najbliższego odpowiadającego im państwa.

Wspomniana na wstępie Kalifornia, mimo iż ostatnio przeżywa kolosalne kłopoty, uplasowałaby się na 8. miejscu największych światowych potęg gospodarczych. PKB Kalifornii (1,9 bilionaUSD) jest podobne do PKB Włoch (2,1 biliona). Inny wielki stan USA Teksas (1,1 biliona) niewiele ustępuje pod względem produktu brutto PKB Rosji (1,2 biliona). Skoro jesteśmy przy dużych stanach, to Alaska (45,7 miliarda) dorównuje Omanowi (46,1 miliarda), a Floryda (737 miliardów) może mierzyć się z Holandią (796 miliardów). Dla stanu Nowy Jork (1,1 biliona USD) najbliższym odpowiednikiem jest PKB Australii (994 miliardy), a niewielki Massachusetts (365 miliardów) dorównuje Arabii Saudyjskiej (376 mld). Na mapie znalazła się też i Polska. Nasz kraj z PKB rzędu 431 miliardów dolarów może się równać ze stanem Virginia (408 miliardów). Trzeba jednak pamiętać, że Virginia jest trzykrotnie mniejsza i ma sześciokrotnie mniej mieszkańców niż Polska.

Dane o PKB poszczególnych stanów i krajów pochodzą z roku 2009 lub 2010.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jest źle, jak się przełączy na skalę ludności, to jesteśmy Kalifornią. Dobre i to. ;P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby trochę pieniędzy wpompować w polską gospodarkę, wprowadzić pomoc na rozwój małych i średnich firm oraz dostarczy nowości techniczne do polskiej gospodarki na pewno PKB brutto naszego kraju by wzrosło. NO i jakby wspierano badania naukowe m.in. wydobycia i ekstrakcji gazu łupkowego ;):P:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość shadowmajk

Gdyby trochę pieniędzy wpompować w polską gospodarkę, wprowadzić pomoc na rozwój małych i średnich firm oraz dostarczy nowości techniczne do polskiej gospodarki na pewno PKB brutto naszego kraju by wzrosło. NO i jakby wspierano badania naukowe m.in. wydobycia i ekstrakcji gazu łupkowego ;):P:D

 

Albo inaczej. Gdyby kretyni nie byli przy korycie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość derobert

Albo inaczej. Gdyby kretyni nie byli przy korycie.

Albo inaczej. Gdyby nie było złodziei w rządzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość simian raticus

Były w Polsce tanie wina Chicago Bulls (gdy Shawn Kemp nie dał rady dla Michael'a Jordan'a] czy Arizona! Amerykańce są wszędzie! Dla jednych Mutombo wysoki ale już dla Muresana to nizutki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby trochę pieniędzy wpompować w polską gospodarkę, wprowadzić pomoc na rozwój małych i średnich firm oraz dostarczy nowości techniczne do polskiej gospodarki na pewno PKB brutto naszego kraju by wzrosło.

 

Raczej spadło. Wpompować? Kto miałby pompować i czyje pieniądze? W jakie sektory gospodarki? Ile i komu? Kto będzie dawał wytyczne i kryteria decyzji? Politycy czy ekonomiści? Jeśli ekonomiści, to balcerowiczyści czy belkowicze?

Pomoc na rozwój małej firmy runuje firmy które do tej pory radziły sobie same i nie potrzebowały pomocy na rozwój.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wpompować pieniądze ze skarbu państwa do wszystkich gałęzi gospodarki tak jak zrobili to np; Niemcy. A zarządzać powinni młodzi politycy z nowymi pomysłami oraz ekonomiści i finansiści powinni inwestować aby skarb państwa rósł. Takie jest moje zdanie ;):P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wpompować pieniądze ze skarbu państwa do wszystkich gałęzi gospodarki tak jak zrobili to np; Niemcy. A zarządzać powinni młodzi politycy z nowymi pomysłami oraz ekonomiści i finansiści powinni inwestować aby skarb państwa rósł. Takie jest moje zdanie ;):P

 

Ale wiesz, że w Skarbie nie ma pieniędzy? Właściwie to Skarb ma manko ~700 mln zł. Nie mówiąc o innych długach w tym publicznym. Trzeba komuś wziąć. Zatem: zaproponuj komu wympompujemy bo komu wpompujemy to już wiemy :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W Polsce powinna być ustawa o obowiązku wykonywania prac społecznych przez polityków.

Żeby zstąpili ze swoich "lektyk" na asfalt powszedni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A zarządzać powinni młodzi politycy z nowymi pomysłami

i dla własnej kariery (po to poszli w politykę) rozregulują swoimi populistycznymi (aby zwerbować wyborców) i nie sprawdzonymi (brak doświadczenia) pomysłami, rozregulują to co jako tako funkcjonuje.

Politycy mają się nie wtrącać do gospodarki (takie jest przesłanie programu UPR  ;) ).

Pomoc na rozwój małej firmy runuje firmy które do tej pory radziły sobie same i nie potrzebowały pomocy na rozwój.

Tak  własnie !

Choć jeszcze więcej szkody,pomoc państwa dużym firmom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że nasz skarb państwa cienko przędzie ale jakby pożyczyć z Unii trochę pieniędzy lub jakby nasi szanowni administratorzy państwa oraz poszczególnych regionów odjęli sobie od pensji to na pewno by się pieniądze znalazły ;) Ostatnio oglądałem w telewizji jakąś sondę, że średnio jedna osoba w naszym kraju zarabia 3000zł brutto. Zatkało mnie jak to zobaczyłem. Niektórzy żyją za 1000zł lub nawet nie na miesiąc o tu mówią o 3000zł. To jedyne kto nam zwiększa dochód brutto na osobę to jedynie jednostki administracyjne i rządzące oraz właściciele wielkich firm itp. :P:D:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że nasz skarb państwa cienko przędzie ale jakby pożyczyć z Unii trochę pieniędzy lub jakby nasi szanowni administratorzy państwa oraz poszczególnych regionów odjęli sobie od pensji to na pewno by się pieniądze znalazły ;)

 

Formalnie mielibyśmy trochę pięniedzy. A gdyby nawet, to trzeba zdać sie nieefektywne (eufemizm) urzednicze przydzielanie środków.

 

 

Ostatnio oglądałem w telewizji jakąś sondę, że średnio jedna osoba w naszym kraju zarabia 3000zł brutto. Zatkało mnie jak to zobaczyłem. Niektórzy żyją za 1000zł lub nawet nie na miesiąc o tu mówią o 3000zł.

 

Średnia arytmetyczna żeczywiście nie jest zbyt dobra - nikt nie zarabia średniej. Mediana, kwartyle, decyle, histogram są lepsze ale mało kto zadaje sobie trud by to rozumieć. I ciesz się średnią bo trochę socjalu liczy się od średniej a gdyby liczyć od mediany....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale jakby pożyczyć z Unii trochę pieniędzy

 

Cały czas pożyczamy. W ubiegłym roku „zaledwie” miliard euro od BŚ (łączna pożyczka, to 3 mld.) i kurcze jakoś się rozeszło to cholera wie gdzie. :>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pieniądze te rozeszły się na bezsensowne komisje oraz na pensje dla rządzących. Zwykle tam nadwyżki pieniędzy są przejadane ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pożyczanie pieniędzy przez państwo i rozdawanie ich po uważaniu to nic innego jak centralne sterowanie gospodarką. A jak ono się kończy to wiemy z historii.

Rozwiązanie jest banalnie proste: wystarczy, by państwo nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało wysokimi haraczami, nie przeszkadzało skomplikowanym, sprzecznym i bezsensownym prawem, nie przeszkadzało zwiększając swoją kontrolę, nie przeszkadzało wtrącając się do dobrowolnych umów itp. itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli w danym kraju jest młoda (25lat) klasa średnia to jest oznaką wolności gospodarczej (tutaj tego nie ma co oznacza stare zorganizowane sitwy kręcące sterem Narodowego Okrętu).

 

Rząd , sejm powinien się składać z ludzi do 40 i senatu z dziadków. Do tego kazdy z wykształceniem  wyzszym technicznym (profil cybernetyka, elektronika) i powinien to być zaszczyt (srogo karany za sprzeniewierzenie ).

Cała kariera u steru powinna trwać 12 lat i na emeryturę z obowiązkiem sprawowania honorowych funkcji jak otwieranie nowych szkół, honorowy patronat dla imprez, wykłady.

Praca w duchu najlepszego rozwiązania problemu (głosowanego społecznie drogą elektroniczną ) i zadnych partii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się co do tego, że w politykę powinni się angażować ludzie z wyższym wykształcenie do 40lat.  ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie politykę , zadnych partii. Są tysiące spraw do  skoordynowania na szczeblu Narodowym i wybrańcy mają je rozwiązać nowocześnie , uczciwie, profesjonalnie, trwale, konsekwentnie wdrozyć i egzekwować ich przestrzeganie. Dlatego cybernetycy i elektronicy poniewaz potrafią w głowie tworzyć schematy , algorytmy rozwiązania problemu i jego kontroli (tak jak w przemyśle kontroluje się procesy technologiczne, albo w informatyce programuje komputery).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się co do tego, że w politykę powinni się angażować ludzie z wyższym wykształcenie do 40lat.  ;)

 

Wystarczy by głos wyborcy był ważony podatkiem jaki wyborca odprowadza. Więcej płacisz podatku większy masz wpływ. Ważne jest w tym -podatek - a nie kupowanie sobie siły wyborczej wpłatami własnymi. W ten sposób dobrze zarabiający freelancer będzie miał większą siłę od biznesmena wykazującego minimalne zarobki a żyjącego jak pączek w maśle bo wszystko wpuszczone w koszty firmy. Proszę zwrócić uwagę, że w tym przypadku podatek pogłówny daje nam taką normalną demokrację :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i by to było bardziej uczciwe lub bliższe prawdy. Ale założenia demokracji to, że każdy ma równy głos spośród ludu. Choć wiemy, że w życiu nie zawsze tak jest jak być powinno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozwiązanie jest banalnie proste: wystarczy, by państwo nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało wysokimi haraczami, nie przeszkadzało skomplikowanym, sprzecznym i bezsensownym prawem, nie przeszkadzało zwiększając swoją kontrolę, nie przeszkadzało wtrącając się do dobrowolnych umów itp. itd.

 

Znam jednego kandydata, który od wielu, wielu lat ma takie poglądy i je niezmiennie głosi. Niestety i system, i ludzie go olewają…

 

Wystarczy by głos wyborcy był ważony podatkiem jaki wyborca odprowadza.

 

Plutokracja nie jest zbyt fajna. Aczkolwiek zgadzam się z tym, by głos wyborczy mieli tylko płacący podatek w kraju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Plutokracja nie jest zbyt fajna. Aczkolwiek zgadzam się z tym, by głos wyborczy mieli tylko płacący podatek w kraju.

 

A w demokracji jest podatna na manipulację. Tymiński przechodzi do drugiej tury. A powinien być zastrzelony przy próbie rejestracji na kandydata ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  Tymiński przechodzi do drugiej tury[/size]
a ja pracowałem z Peruwiańczykiem wtedy i on powiedział - Tymiński dobry i mądry człowiek  - kablówkę i telefony w Peru rozwijał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pożyczanie pieniędzy przez państwo i rozdawanie ich po uważaniu to nic innego jak centralne sterowanie gospodarką. A jak ono się kończy to wiemy z historii.

Rozwiązanie jest banalnie proste: wystarczy, by państwo nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało wysokimi haraczami, nie przeszkadzało skomplikowanym, sprzecznym i bezsensownym prawem, nie przeszkadzało zwiększając swoją kontrolę, nie przeszkadzało wtrącając się do dobrowolnych umów itp. itd.

 

i to jest właśnie sedno.

 

ale przecież taki urzędas gdzie połowa jego rodziny dzieki niemu siedzi przy korycie nie chce zmian które zmniejszą jego wpływy. Ostatnio NIK dało raport o nepotyzmie w urzedach , w 3/4 zaobserwowali to zjawisko, ale najlepsze jest to że ZERO KONSEKWENCJI!!!! jest po prostu na to przyzwolenie z góry.

http://stojeipatrze.blogspot.com/2010/10/wynik-kontroli-nik-nepotyzm-w-urzedach.html

oczywiście nepotyzm jest powodem wysokiej niekompetencji urzędasów stąd każdy konakt obywatela z państwem polskim jest taki ciężki dla obywatela.

 

dobrym rozwiązaniem byłaby kompletna wymiana urządasów, sędziów i innej maści byłych komunistów tkwiących na stołkach aparatu władzy od czasów głebokiej komuny.skopiowanie systemu pracy z urzędów, ZUS, US itp np niemieckich lub angielskich , broń boże wymyślanych przez polakow. Natomiast to co teraz jest nic dobrego nie wróży, bo komunistyczne urzędasy zanim wymrą przekażą system pracy młodym i dalej będzie to samo. Lepsze wyjście choć jeszcze bardziej nierealne to to, żeby ten kraj był rządzony przez urzedników z EU albo jakiś międzynarodowy skład fachowców, od najniższego szczebla, daje sobie palec uciąc za to że byłoby kilkakrotnie lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 1988 roku w Kalifornii zaczął obowiązywać California Tobacco Control Program (CTCP). Wyborcy zdecydowali wówczas o podniesieniu podatku na paczkę papierosów z 10 do 35 centów oraz o przeznaczeniu 20% z podniesionej kwoty (5 centów) na finansowanie programów, których celem było zmniejszenie odsetka osób palących. Z pieniędzy tych finansowano zarówno kampanie zniechęcające do palenia, jak i programy mające na celu poprawę stanu zdrowia publicznego.
      Teraz, po trzech dekadach od wprowadzenia programu, naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco (UCSF) oszacowali finansowe skutki takich działań. Okazało się, że na każdego dolara, który stan Kalifornia wydał na działania antynikotynowe, koszty opieki zdrowotnej zmniejszyły się o 231 dolarów.
      W latach 1989–2019 odsetek osób palących w Kalifornii zmniejszył się z 21,8 do 10 procent. Naukowcy z UCSF oceniają, że stanowe programy antynikotynowe odpowiedzialne są za 2,7 punktów procentowych tego spadku. Pozornie to niewiele, ale przyniosło olbrzymie korzyści, tym bardziej, że nawet miłośnicy papierosów palą obecnie średnio mniej o 119 paczek papierosów rocznie.
      I obywatele i stan zaoszczędzili kolosalne pieniądze. W ciągu tych 30 lat w kieszeniach mieszkańców stanu pozostało 51,4 miliarda USD, które wydaliby na papierosy. Natomiast Kalifornia zaoszczędziła na opiece zdrowotnej aż 816 miliardów dolarów. Zwrot z inwestycji jest gigantyczny. Te programy nie tylko uratowały życie i zdrowie, ale pozwoliły też zaoszczędzić pieniądze, mówi jeden z autorów badań, doktor Stanton Glantz.
      Glantz we współpracy z doktorem Jamesem Lightwoodem, specjalistą z zakresu farmakologii klinicznej oraz ze Steve'em Andersonem, ekspertem ds. modelowania trendów pracującym dla sektora finansowego opracowali model, za pomocą którego mogli przewidywać rozwój sytuacji, w zależności od różnych zmiennych.
      Nasz model potwierdził przypuszczenie, że istnieje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy wprowadzeniem programów antynikotynowych a zmniejszeniem liczby osób palących, mówi Lightwood. Wynika z niego, jak zapewniają naukowcy, że każdy stan z dużym odsetkiem palaczy, który wdroży równie ambitny, długoterminowy program co Kalifornia, może spodziewać się osiągnięcia podobnych wyników. Pod warunkiem, że będzie to rzeczywiści program długoterminowy. Polityka ma jednak swoją specyfikę, a politycy myślą w kategoriach jednej lub dwóch kadencji, co niweczy wiele podobnych projektów.
      Glantz i Lightwood już wcześniej wykazali, że krótkoterminowe skutki programów antynikotynowych – spadek liczby ataków serca czy udarów – bardzo szybko się rozmywają. Korzyści narastają z czasem, gdy spada liczba zachorowań na wiele różnych schorzeń. Jeśli zrobi się program zakrojony na mniejszą skalę i przewidziany na 4-5 lat, bardzo trudno jest zauważyć jakieś zmiany na tle naturalnej rocznej zmienności. I można wówczas wykazać, że taki program nie działa. Jeśli jednak jest on długoterminowy i szeroko zakrojony, jak ten w Kalifornii, szybko pojawiają się olbrzymie korzyści, które kumulują się z czasem, stwierdził Lightwood.
      Doświadczenia z kalifornijskiego programu mają i tę zaletę, że będą adekwatne do wielu innych miejsc. Kalifornia jest bowiem olbrzymim, bardzo zróżnicowanym stanem, z wielkimi bogatymi metropoliami i biednymi wsiami. Ludność jest bardzo zróżnicowana pod względem etnicznym, społecznym i ekonomicznym, więc bez większego ryzyka pomyłki uzyskane tam wyniki można przełożyć na inne obszary.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po ponad dwóch latach prac obie izby amerykańskiego Kongresu przyjęły CHIPS and Science Act, ustawę, która ma zachęcić do inwestycji w amerykański przemysł półprzewodnikowy. Przewiduje ona wydatkowanie z budżetu federalnego 52 miliardów USD w ciągu pięciu lat i zezwala na udzielenie 25-procentowej ulgi podatkowej na budowę lub rozbudowę zakładów produkujących półprzewodniki lub urządzenia do ich wytwarzania. Ustawa to część pakietu o wartości 280 miliardów dolarów, który ma zwiększyć konkurencyjność USA na polu nowych technologii.
      Ze wspomnianych 52 miliardów dolarów 39 miliardów przeznaczono na granty na budowę nowych fabryk, 11 miliardów trafi do federalnych programów badawczych zajmujących się półprzewodnikami, a 2 miliardy zostanie wydatkowane na projekty obronne związane z mikroelektroniką. Dodatkowo 200 milionów dolarów otrzyma Narodowa Fundacja Nauki, a pieniądze te mają zostać przeznaczone na promowanie wzrostu siły roboczej w przemyśle półprzewodnikowym. Departament Handlu ocenia, że do roku 2025 USA będą potrzebowały dodatkowych 90 000 osób pracujących w tym przemyśle. Twórcy ustawy przeznaczyli też 500 milionów dolarów na koordynację z zagranicznymi partnerami rządowymi rozwoju technologii bezpieczeństwa informatycznego, telekomunikacyjnego, działań na rzecz łańcucha dostaw w przemyśle półprzewodnikowym, w tym na rozwój bezpiecznych technologii komunikacyjnych, półprzewodnikowych i innych.
      Eksperci mówią, że ustawa będzie miała olbrzymi wpływ na rozwój przemysłu półprzewodnikowego w USA. Zwracają uwagę przede wszystkim na ulgę podatkową, dzięki której warunki budowy fabryki półprzewodników w USA będą podobne, jak budowa za granicą. Ustawa nie tylko ma stworzyć wiele dobrze płatnych miejsc pracy czy zapobiec w USA niedoborom półprzewodników, których cały świat doświadczył w związku z przerwaniem łańcuchów dostaw w czasie pandemii. Nie mniej ważne jest bezpieczeństwo. Obecnie 90% najbardziej zaawansowanych półprzewodników produkowanych jest na Tajwanie. Chiny uznają ten kraj za swoją zbuntowaną prowincję i ciągle grożą jej „odzyskaniem”. Dlatego też Państwo Środka z uwagę przygląda się wojnie na Ukrainie. Jeśli Zachód dopuści, by Rosja podbiła Ukrainę, może to zachęcić Chiny do ataku na Tajwan. Nawet jeśli taki atak by się nie powiódł, mógłby on wywołać długotrwałe problemy z dostawami półprzewodników.
      Wielcy producenci już od pewnego czasu zwiększają swoją obecność w USA. GlobalFoundries rozbudowuje kosztem 1 miliarda USD swoje zakłady w Malcie w stanie Nowy Jork, TSMC buduje kosztem 12 miliardów dolarów fabrykę w Arizonie, samsung planuje wydać 17 miliardów USD na fabrykę w pobliżu Austin i zapowiada, że w przyszłości może zainwestować w USA nawet 200 miliardów dolarów. Intel zapowiedział budowę fabryki w Ohio. Firma chce na nią wydać 20 miliardów USD, ale mówi wprost, że wielkość inwestycji będzie zależna od dofinansowania na podstawie CHIPS Act. Koncern zapowiedział też, że – przy odpowiednim wsparciu rządowym – jest gotów zainwestować kolejnych 100 miliardów USD w ciągu najbliższych 10 lat.
      Ustawa będzie miała olbrzymi wpływ na innowacje w USA, mówi Russell T. Harrison, dyrektor amerykańskiego oddziału Instytutu Inżynierów Elektryków i Elektroników, który od początku był zaangażowany w prace nad tym aktem prawnym.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mimo wysiłków podejmowanych przez stan Kalifornia, który w drzewach widzi jeden ze sposobów ochrony przed globalnym ociepleniem, tamtejsze lasy zanikają. Badania prowadzone przez University of California w Irvine wskazują, że coraz więcej lasów ginie w wyniku pożarów, a coraz mniej drzew uzupełnia ubytki.
      Lasy nie radzą sobie z tymi wielkimi pożarami. W ciągu ostatnich 4 dekad doszło do wielkich zmian, mówi współautor badań profesor James Randerson. Z analiz wynika bowiem, że od 1985 roku powierzchnia lasów w Kalifornii zmniejszyła się o 6,7%. Głównymi przyczynami spadku powierzchni leśnej są wielkie pożary, susze oraz wycinka.
      Naukowcy przeanalizowali dane satelitarne dostarczone przez misję Landsat w latach 1985–2021. Wynika z nich, że najgorsza sytuacja panuje Kalifornii Południowej, gdzie w badanym okresie doszło do 14-procentowego spadku pokrywy leśnej. Wydaje się, że na południu spada zdolność lasów do odradzania się. Jednocześnie obserwujemy zwiększanie się obszarów porośniętych trawami i krzewami, co może zwiastować stałą zmianę ekosystemu, dodaje doktor Jonathan Wang.
      Skala i tempo zanikania lasów zależy od regionu. W Sierra Nevada pokrywa leśna pozostawała dość stabilna do 2010 roku, następnie zaś zaczęła gwałtownie się zmniejszać. W ciągu dekady region ten stracił aż 8,8% lasów, a ich zanikanie zbiegło się z ciężką suszą z lat 2012–2015 i jednymi z największych pożarów w historii stanu. Na szczęście na północy zaobserwowano odradzanie się drzew na wielu obszarach, prawdopodobnie dlatego, że jest tam chłodniej i więcej pada. Jednak mimo to skutki wielkich pożarów sprzed lat wciąż są wyraźnie widoczne.
      Zmniejszenie pokrywy leśnej zmniejszyło też zdolność stanu do wycofywania z atmosfery węgla, który Kalifornia emituje. Naukowcy chcą też lepiej zrozumieć, jak zmiany w ilości lasów wpływają na stanowe zasoby wody pitnej oraz na kolejne pożary.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Stany Zjednoczone są najlepszym miejscem pracy dla inżynierów oprogramowania. Firma Codingame przeprowadziła ankiety wśród społeczności składającej się z 2 milionów programistów oraz osób zajmujących się rekrutowaniem pracowników na potrzeby sektora IT i wykazała, że w USA inżynierowie oprogramowania zarabiają najlepiej na świecie.
      Średnia pensja inżyniera oprogramowania pracującego w Stanach Zjednoczonych wynosi 95 879 dolarów rocznie. Co więcej, ponad 40% takich osób zarabia ponad 100 000 USD rocznie,  a zarobki 5% przekraczają 200 000 dolarów rocznie.
      Bardzo dobrze można zarobić też w Szwajcarii. Tam średnia pensja inżyniera oprogramowania wynosi 90 426 USD. Następna jest Kanada z pensją 71 193 dolarów, a na czwartym miejscu uplasowała się Wielka Brytania, gdzie przeciętny inżynier oprogramowania może liczyć na roczne zarobki wynoszące 68 664 USD. Nasi bezpośredni sąsiedzi, Niemcy, uplasowali się na 6. miejscu z przeciętnymi zarobkami 61 390 dolarów, na dziewiątej pozycji znajdziemy Francję (47 617 USD/rok), a pierwszą dziesiątkę zamyka Hiszpania (39 459 dolarów).
      Autorzy ankiety nie brali pod uwagę ani kosztów życia w poszczególnych krajach, ani specjalizacji, w których można najwięcej zarobić. Trzeba też pamiętać, że samo porównanie zarobków nie mówi nam wszystkiego. Koszt życia w Szwajcarii jest na przykład znacznie wyższy niż w Wielkiej Brytanii, więc mimo sporej różnicy w zarobkach, poziom życia inżynierów w obu krajach może być bardzo podobny.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najbardziej zagrożone suszą są rzeki spływające do środkowej Odry i Wisły. Wysychające warstwy gleby spowodują dalsze pustynnienie obszarów na Kujawach, Pomorzu, w Wielkopolsce i na Lubelszczyźnie. To wynik braku opadów i wyższych temperatur – poinformował hydrolog i rzecznik IMGW Grzegorz Walijewski.
      Od 2015 r. z krótką przerwą na zeszły rok, mieliśmy do czynienia z permanentną suszą. W tym roku po dosyć wilgotnym lutym, kiedy spadło łącznie 113 proc. normy w całym kraju, wydawało się, że problem suszy może być mniejszy, ale od 25 lutego jest bezwietrza i bezdeszczowa, słoneczna pogoda. W większej części kraju, oprócz Polski południowej, południowo-wschodniej i częściowo wschodniej, nie było deszczu. Dodatkowo stosunkowo wysokie temperatury w dzień powodowały większe parowanie, co spowodowało, że sytuacja staje się z dnia na dzień coraz gorsza – powiedział Walijewski.
      W ocenie hydrologa już mamy do czynienia z pierwszymi symptomami suszy meteorologicznej. O zjawisku tym mówimy wówczas, kiedy przez przynajmniej 20 dni występuje brak opadów, bądź jest ich niedobór – wyjaśnił.
      To przekłada się na coraz mniejszą wilgotność gleby. We wschodnich województwach – w lubelskim, częściowo podkarpackim, ale także w centrum, czyli w woj. mazowieckim, oraz na zachodzie lubuskiego, Wielkopolski i zachodniopomorskiego, w wierzchniej warstwie gleby (do 7 cm) wilgotność spada poniżej 45 proc. To pierwsza oznaka problemów dla rolników, bo przesusza się wierzchnia warstwa gleby – wskazał Walijewski.
      We wschodniej części kraju, w głębszej warstwie gleby (od 8 do 28 cm) wilgotność jest poniżej 50-45 proc. Sytuacja się pogorszy, bo w następnych dniach wyż sprawi, że niedobór opadów będzie przynajmniej do 24 marca. Później ok. 25-26 marca mogą pojawić się niewielkie deszcze, jednak nie zmieni to faktu, że marzec będzie w całym kraju z opadami poniżej normy – oznajmił.
      Obecnie stan wód na rzekach osiąga przeważnie poziom średni, ale pojawia się coraz więcej rzek z niskim poziomem. Do tego brak wody z topniejących śniegów sprawia, że przed nami tendencja spadkowa – dodał.
      Najbardziej zagrożone suszą są rzeki na Niżu Polskim i dorzecza Odry, szczególnie zlewnia Warty i środkowej Odry, a także wszystkie rzeki, które spływają do środkowej Wisły.
      Wody w Polsce będzie coraz mniej. Są takie prognozy, że do 2040 r. w niektórych miejscach naszego dostępność wody pitnej może się zmniejszyć nawet o ok. 30 proc. – powiedział rzecznik IMGW.
      Zwrócił uwagę, że w centralnej części kraju, np. w Płocku roczny niedobór opadów notowany jest od 2010 r. Co roku było mniej opadów i w sumie ich deficyt wynosi ok. 600 mm. To tak, jakby przez cały rok w ogóle nie padało – wyjaśnił.
      W innych rejonach Polski, na Kujawach, Pomorzu, w Wielkopolsce, na Lubelszczyźnie, a nawet w niektórych miejscach na Mazurach są również są niedobory wody. Te obszary pustynnieją. W ostatnich 4–5 latach coraz częściej obserwowane są burze pyłowe. Dwa lata temu w Lubelskiem czarnoziemy zostały bardzo mocno przesuszone, a następnie silny wiatr spowodował burze piaskowe. Unoszący się pył było widać wyraźnie nawet na zdjęciach satelitarnych – powiedział Walijewski. Podkreślił, że to zjawisko będzie się pogłębiało.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...