Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Magnetorecepcja pozwala na wykrywanie kierunku linii pola magnetycznego Ziemi. Dzięki temu zwierzęta wędrowne, np. migrujące pomiędzy Skandynawią a Afryką rudziki, orientują się w przestrzeni. Kiedyś uważano, że za zdolnością tą kryją się reakcje chemiczne zachodzące w oku. Teraz naukowcy z Uniwersytetu w Oksfordzie skłaniają się raczej ku temu, że ptasi kompas bazuje na tzw. koherencji (spójności) kwantowej.

W najbliższym numerze Physical Review Letters ukaże się artykuł dotyczący brytyjsko-niemieckiego eksperymentu na rudzikach. Akademicy zademonstrowali, że działanie kompasu ptaków można zaburzyć za pomocą niewielkiego szumu magnetycznego. Kiedy wprowadzano taki szum w postaci słabego zmiennego pola magnetycznego, rudziki stawały się bezradne. Wszystko wracało do normy po jego wyeliminowaniu. W swojej analizie naukowcy wykazali, że tylko system z komponentami pracującymi na poziomie kwantowym byłby tak wrażliwy na delikatny szum.

Postęp w dziedzinie kwantowych technologii informacyjnych jest wyjątkowo trudny, ponieważ trzeba zdobyć [wiedzę i] panowanie nad bardzo delikatnymi zjawiskami. To prawie niewyobrażalne, że żywy organizm wytworzył w toku ewolucji podobne zdolności – zachwyca się Erik Gauger z Wydziału Materiałoznawstwa Uniwersytetu Oksfordzkiego.

Stany koherencji kwantowej błyskawicznie zanikają, dlatego wyzwaniem jest ich podtrzymanie tak długo, jak to tylko możliwe. Struktury molekularne ptasiego kompasu ewidentnie utrzymują je przez co najmniej 100 mikrosekund, a prawdopodobnie jeszcze dłużej. Choć wydaje się, że to krótko, najlepiej nadające się do porównań sztuczne cząstki pozwalają na osiągnięcie 80 mikrosekund w temperaturze pokojowej. I to w idealnych warunkach laboratoryjnych – podsumowuje współautor artykułu Simon Benjamin z Singapuru.

Panowie mają nadzieję, że dogłębniejsze zbadanie metod ptaków na podtrzymywanie stanów koherencji kwantowej pozwoli je odtworzyć i tym samym opracować praktyczne technologie kwantowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akumulatory ołowiowe bazują na efektach relatywistycznych, rudziki posługują się efektami kwantowymi… Jakby powiedział Barrack Obama: wszyscy jesteśmy kwarkami. :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pasożytniczy nicień z gatunku Heterorhabditis bacteriophora, który atakuje larwy owadów, zmienia ich barwę na czerwoną, by zniechęcić inne drapieżniki, w tym wypadku ptaki (Animal Behaviour).
      Nicień wybiera sobie na ofiary larwy zakopane w ziemi. Wnika do ich organizmu przez odbyt lub jamę gębową. Uśmierca gospodarza z pomocą bakterii, a następnie rozpuszcza ich wnętrzności. Jest w tym tak skuteczny, że zastosowano go w bioinsektycydach, np. w preparacie B-Green do walki z pędrakami chrząszczy. Co ciekawe, dotąd nikt nie wiedział o jego triku kolorystycznym. Dr Andy Fenton z Uniwersytetu w Liverpoolu poświęcił badaniu H. bacteriophora 12 lat życia zawodowego. Nicienie umierają, jeśli owad gospodarz zostaje zjedzony. Wydaje się zatem sensowne, że tak jaskrawa zmiana barw stanowi sygnał ostrzegawczy dla drapieżników [...].
      Zespół doktora Fentona nawiązał współpracę z biologami z Uniwersytetu w Glasgow. Razem zaprojektowali i przeprowadzili eksperyment z dzikimi rudzikami, którym pozwolono wybierać między zainfekowanymi i zdrowymi larwami barciaka większego, znanego też pod nazwą mól woskowy (Galleria mellonella). Jak można się domyślić, ptaki unikały zakażonych nicieniami larw. Podczas prób naukowcy widzieli, jak rudziki podchodziły do zarażonych larw, oglądały je, a następnie porzucały na rzecz zdrowego pokarmu. Gdy z czasem kolor stawał się wyraźniejszy, ptaki w coraz mniejszym stopniu zajmowały się chorymi larwami barciaka.
      Myśleliśmy, że ptaki nie będą zainteresowane starymi zmarłymi larwami, ale wydawały się je woleć od zarażonych – podkreśla dr Fenton. Naukowcy nie wykluczają, że poza barwą u zakażonych osobników pojawia się też charakterystyczny zapach i/lub smak.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Instytutu Ornitologii Maxa Plancka ustalili, że nocki duże (Myotis myotis) orientują się w ciemnościach dzięki ziemskiemu polu magnetycznemu i choć są aktywne głównie nocą, kalibrują swój kompas na podstawie położenia słońca podczas zachodu.
      Od lat 40. ubiegłego wieku wiedziano, że odtwarzając topografię najbliższego otoczenia, nietoperze posługują się echolokacją. Niektóre jednak wypuszczają się podczas polowań na odległość 20 km od swoich kryjówek. Ponadto często letnie i zimowe noclegownie są oddalone o ponad 50 km, a pewne znane chiropterologom gatunki migrują każdego roku na terenie Europy, pokonując nawet do 1000 km (!). Najnowsze badania ujawniły, że podczas dłuższych podróży nietoperze wykorzystują pole magnetyczne naszej planety. Naukowcy z Instytutu Ornitologii Maxa Plancka potwierdzili to na nockach. Oceniali ich zdolność odnalezienia drogi do domu, manipulując polem magnetycznym o zachodzie słońca.
      Richard Holland, Ivailo Borissov i Björn Siemers sprawdzali, czy nietoperze potrafią się zorientować w nieznanym terenie. Wyłapywali zatem latające ssaki i wypuszczali je 25 km od macierzystej jaskini. Śledzili trasę ich lotu za pomocą miniaturowych nadajników radiowych. Okazało się, że już po 1-3 km większość nietoperzy kierowała się w stronę miejsca zamieszkania. Byłem dość sceptyczny, że pierwsza część eksperymentu się powiedzie. Dlatego zrobiło na mnie duże wrażenie, że najszybsze nietoperze dotarły do jaskini zaledwie dwie godziny po wypuszczeniu – wyjawia Siemers. Na tym etapie badaczy najbardziej interesowała kwestia, czy nawigacja po nieznanej okolicy ma jakiś związek z polem magnetycznym, a jeśli tak, to czy – jak u migrujących ptaków – kalibracja kompasu zachodzi dzięki słońcu.
      Posługując się cewką Helmholtza, w przypadku połowy nietoperzy Niemcy zmienili o zachodzie słońca kierunki pola magnetycznego – w ten sposób północ stała się wschodem. W odróżnieniu od grupy kontrolnej, osobniki te skręcały o mniej więcej 90 stopni na wschód, zamiast lecieć na południe do jaskini.
      Na samym końcu naukowcy powtórzyli eksperyment nocą. Znów u połowy ssaków zamieniono kierunki pola magnetycznego, ale zrobiono to dopiero wtedy, gdy z nieba znikły jakiekolwiek ślady zachodu słońca. W takich warunkach wszystkie zwierzęta – zarówno z grupy eksperymentalnej, jak i kontrolnej – przemieszczały się w stronę jaskini. Nocki duże wykorzystują pozycję naszej gwiazdy jako najpewniejszy wskaźnik kierunku i kalibrują z nim pole magnetyczne, by posługiwać się tym później w nocy jak kompasem – tłumaczy Holland. Dla nietoperzy zachód jest tam, gdzie chowa się słońce, nieważne, co "mówi" pole magnetyczne. W danej lokalizacji złoża żelaza w skorupie ziemskiej mogą zaburzać pole magnetyczne, lepiej więc wybrać coś pewniejszego, nawet jeśli miałaby to być jedynie lekka poświata na widnokręgu...
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Szwedzka firma NocturnalVision chce rozwiązać problem szumu pojawiającego się na fotografiach i filmach wykonywanych w złych warunkach oświetleniowych. Do pomocy zaprzęgnięto prowadzącą nocny tryb życia pszczołę z rodzaju Megalopta genalis.
      Współczesne aparaty i kamery potrafią rozjaśnić obraz, jednak, dodając informacje w celu jego poprawienia, dodają też informacje na temat szumów, które stają się bardziej wyraźne.

      Zastosowanie wspomnianej technologii wymaga sporych mocy obliczeniowych, dlatego też na dobrej jakości ujęcie należy czekać do momentu wykonania szóstego zdjęcia. W tej chwili możliwe jest wykonywanie dobrej jakość ujęć w rozdzielczości 640x400 z prędkością 5 klatek na sekundę. Niewykluczone jednak, że już wkrótce dzięki poprawieniu algorytmu i rosnących możliwościach sprzętu, kamery będą w stanie pracować w ciemności ze zwykłą prędkością 30 klatek na sekundę.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dwie uczennice jednego z irlandzkich koledżów odkryły skuteczny sposób na zwalczenie tymczasowego dzwonienia lub szumu w uszach (tinnitus), powstającego np. po przebywaniu w miejscach o wysokim natężeniu hałasu. Jeżeli dalsze testy potwierdzą skuteczność nowej metody, może się ona okazać przełomem, z którego osiągnięciem nauka nie mogła poradzić sobie od wielu lat.
      Eimear O’Carroll i Rhona Togher, uczennice Koledżu Urszulanek w hrabstwie Sligo, opracowały nową terapię wspólnie z nauczycielem fizyki, Anthonym Carolanem. Ich pomysł na walkę z szumem w uszach został nagrodzony podczas wystawy tegorocznej BT Young Scientist and Technology Exhibition.
      Opracowana metoda walki z tinnitus polega na zastosowaniu łagodnych dźwięków o niskiej częstotliwości. Jak uważają autorzy, słuchanie nagrania z odpowiednio dobranymi tonami pozwala na przywrócenie równowagi i prawidłowej akcji neuronów odpowiedzialnych za słyszenie. Zgodnie z aktualną wiedzą, właśnie zaburzenie funkcji tych komórek jest przyczyną powstawania nierzeczywistych wrażeń dźwiękowych objawiających się właśnie jako szum lub dzwonienie.
      Skuteczność leczenia dźwiękiem przetestowano na 250 osobach cierpiących na tymczasową formę tinnitus, rozwijającą się najczęściej w wyniku ekspozycji na hałas. Jak twierdzą młode badaczki, terapia trwa zaledwie minutę, lecz wystarcza to, by osiągnąć 99-procentową skuteczność. Dane te bez wątpienia wymagają jednak weryfikacji przez niezależnych badaczy.
      Chętni do przetestowania innowacyjnej terapii mogą to uczynić za pośrednictwem strony http://www.restoredhearing.ie/ . Niestety, pobranie leczniczych dźwięków jest płatne.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy pracujący dla firmy Philips opracowali detektory promieniowania gamma niemal całkowicie niewrażliwe na działanie fal radiowych. To ważny krok na drodze do stworzenia aparatu łączącego funkcje obrazowania z wykorzystaniem pozytonowej tomografii emisyjnej (PET) oraz rezonansu magnetycznego (MRI).
      Pomimo ogromnej liczby zalet, PET posiada jedna zasadniczą wadę: nie może być stosowany samodzielnie. Metoda ta, polegająca na pomiarze tempa pochłaniania substancji radioaktywnej (najczęściej jest nią zmodyfikowana forma glukozy) przez różne tkanki, pokazuje bowiem wyłącznie przestrzenny rozkład miejsc, z których do aparatu dociera promieniowanie. W konsekwencji konieczne jest jednoczesne wykonanie drugiego badania, które pozwoli na nałożenie obrazu PET na mapę ciała pacjenta. 
      Aktualny stan wiedzy i technologii sprawia, że jedynym badaniem łączonym z PET jest tomografia komputerowa, czyli tworzenie trójwymiarowych obrazów ciała na podstawie serii zdjęć rentgenowskich. Technika ta nie nadaje się jednak do obserwacji niektórych organów, takich jak choćby mózg. Właśnie dlatego trwają prace nad sprzężeniem PET z MRI - metodą, która pozwala na rozróżnienie tkanek na podstawie ich unikalnej reakcji na promieniowanie w zakresie fal radiowych.
      Główną trudnością związaną z połączeniem aparatów do MRI i PET jest budowa detektorów promieniowania używanych w PET. Aby prawidłowo funkcjonować, muszą one bowiem wykrywać pojedyncze fotony promieniowania gamma (to ono powstaje podczas rozpadu izotopu zawartego w zmodyfikowanej glukozie), lecz silne fale radiowe wytwarzane przez cewki wykorzystywane w MRI poważnie zakłócają ich pracę. 
      Rozwiązaniem problemu okazało się stworzenie krzemowych płytek wzmacniających promieniowanie padające na detektory. Każdy z tych miniaturowych układów został wzbogacony o elektroniczny moduł analizujący z wyjątkową precyzją nie tylko liczbę wychwyconych fotonów, lecz także kierunek, z którego dotarły one do urządzenia. 
      Poprawie uległa także precyzja pomiaru czasu pomiędzy kolejnymi uderzeniami fotonów. Jest to niezwykle ważne, ponieważ podczas rozpadu izotopu dochodzi do powstania pary fotonów podróżujących w niemal idealnie przeciwnych kierunkach. Im dokładniej uda się więc ustalić moment spotkania fotonów z dwoma położonymi przeciwnie względem siebie detektorami, tym większe jest prawdopodobieństwo, że wykryje się rozpad promieniotwórczy, a nie przypadkowe sygnały, których w przypadku równoczesnego działania aparatu do MRI powstaje wyjątkowo wiele. 
      Opracowanie nowej generacji detektorów PET jest ogromnym krokiem naprzód w dziedzinie tzw. medycyny nuklearnej. Nie ma wątpliwości, że przedstawiciele Philipsa będą chcieli jak najszybciej wprowadzić hybrydę PET-MRI na rynek. Z pewnością nie będzie ona urządzeniem tanim, lecz w wielu przypadkach dopłata za poprawę jakości badania będzie bardzo opłacalną inwestycją.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...