Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

(..) tylko nie do końca wyobrażam sobie ciągle zaostrzanie kar. Obawiam się, że w pewnym momencie poziom agresji u takiego degenerata może osiągnąć poziom,

(...)

Niestety nie jest to sprawa czarno-biała i nie zawsze istnieje dla niej proste rozwiązanie.

Jeśli znalazło by się proste rozwiązanie to fajnie, jeśli nie to trzeba szukać złożonych.

Owszem, problem jest skomplikowany i trudno każdego mierzyć tą samą miarą (Jedni piją bo nie mają za co żyć, inni bo nie mają co z czasem robić), ale trzeba starać się problem rozwiązywać, prawda?

Rozmawiamy tutaj bo razem możemy dojść do ciekawszych rozwiązań, a może ktoś to kiedyś przeczyta...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież alkoholizm to choroba. Może lepiej spojrzeć na to z takiej strony. Bodajże w Szwecji ( dokładnie nie pamiętam) obowiązkowo instalują już w samochodach alkomaty. Przed jazdą trzeba dmuchnąć w "balonik". Jak kierowca pił alkohol to auto nie ruszy. Może zamiast represji prawnych lepiej zastosować urządzenie techniczne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Przyznam się, że sam nie znam skutecznego rozwiązania w takiej sytuacji 

Rozwaliłeś mnie tym stwierdzeniem, a kto ty k... jesteś ?? BÓG.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No tak, zapomniałem - przeca ty zawsze wiesz wszystko, nawet jak już pokażesz, jak bardzo niemasz pojęcia o czym piszesz ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może zamiast represji prawnych lepiej zastosować urządzenie techniczne?

Ogromne koszty. Kto je poniesie?

Opłaca się do "malacza" za 70PLN wciskać urządzenie za 700-1000 PLN? Które i tak zresztą właśnie w tym "malaczu" da się z pewnością obejść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na tych fejsbukach czy eNKejach konta ma same pospólstwo i klasa średnia albo promujący się czort wie po co i na co społeczniacy pseudo!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Urządzenie montuje się w autach na koszt właścicieli. I chyba tylko tych co zostali przyłapani na podwójnym gazie.

Ps. Czy samochód za 1000 zł to jeszcze samochód? a badania techniczne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Urządzenie montuje się w autach na koszt właścicieli. I chyba tylko tych co zostali przyłapani na podwójnym gazie.

Ok, to lepsze rozwiązanie niż montowanie w każdym samochodzie. Niestety ten kierowca może jechać też innym samochodem (Czy może ma pozwolenie na prowadzenie tylko tego jednego samochodu?).

Ps. Czy samochód za 1000 zł to jeszcze samochód? a badania techniczne?

Za 1000 to już król szosy ;) Czyli nigdy nie widziałeś jak wygląda badanie techniczne niektórych pojazdów?

Zatem gdy pojazd jest w stanie złym to nie ma sensu denerwować kolegi diagnosty z którym wczoraj się siedziało w barze, lepiej przynieść sam dowód. No bo czego oczy nie widzą...

Jeśli się rozejrzysz to samochód za flaszkę kupisz, a niektórzy oddają za darmo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zatem gdy pojazd jest w stanie złym to nie ma sensu denerwować kolegi diagnosty z którym wczoraj się siedziało w barze, lepiej przynieść sam dowód.

Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby np. moja żona z dzieckiem jechała niesprawnym samochodem. Kocham moją rodzinę i nigdy świadomie nie naraziłbym ich na niebezpieczeństwo. Samochód ma być sprawny. Jeśli coś jest nie tak to musi to być naprawione. A taki pożal się Boże diagnosta powinien gnić w wiezieniu za narażanie użytkowników drogi na niebezpieczeństwo. Albo powinien być przynajmniej tak ukarany jak osoba prowadząca po pod wpływem alkoholu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie to jest w ogóle kosmos, że są takie sytuacje, że jest wypadek i od razu widać, że przyczyną był stan techniczny samochodu, a nikt nie śledzi i nie sprawdza, kto dopuścił takiego złoma do ruchu. To samo z analizą spalin - nieraz widać, jak za samochodem powstaje taka chmura, że na 10 m mało co widać, a nikt nie sprawdza, kto dał właścicielowi samochodu papiery. Nie pojmuję tego i nie pojmę chyba nigdy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mikroos, niestety analiza spalin jest tylko na życzenie i jest sporo płatna, ewentualnie chyba jak właśnie policja Ci zakwestionuje to trzeba wykonać. W badaniach podstawowych są tylko hamulce i światła o ile się nie mylę.

 

Poza tym nie wiem czy wiecie, że funkcjonuje coś takiego jak wstawianie atrap katalizatora. No bo katalizator moc zmniejsza.. I taki szpanerek w BMW, Maździe czy Hondzie albo innym sportowym aucie nie może się pochwalić przed kolegami jakie to osiągi jego bryka ma..

 

Tego wszystkiego niestety nie sprawdza ani policja, ani nie jest kontrolowane przy badaniach technicznych. Ba, przecież wspomniane atrapy są wstawiane właśnie w warsztatach - wszak mało kto posiada sprzęt spawalniczy i umie go używać.

 

Przykre, że ludzie są aż tak bardzo pozbawieni wyobraźni oraz jakiejś empatii czy troski o innych. Taki katalizator zmniejsza przecież moc bardzo nieznacznie - przy jeździe po mieście pewnie nawet nie jest to specjalnie odczuwane. A za to unieszkodliwia >99% szkodliwych substancji, które wylatują z silnika, a przez które ludzie dostają teraz astmy, raka i innych dolegliwości. Mówię oczywiście o katalizatorze, który nie przejechał więcej niż bodajże 100 czy 200 tys. km, bo po takim przebiegu należy go wymienić, co też nagminnie nie jest robione ;) No bo po co płacić - zwłaszcza, że nikt tego nie sprawdza.. Taka typowa polska mentalność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W badaniach podstawowych są tylko hamulce i światła o ile się nie mylę.

UUUUpssss ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Lucky_one

 

Zdaję sobie sprawę z tego co piszesz, niestety... Niemniej chodzi mi właśnie o ogólną ignorancję policji i prawodawcy w tych sprawach - przecież mogłoby być tak, że w razie złapania na mieście takiego wybitnego śmierdziela otrzymuje on "skierowanie" na analizę spalin i musi w ciągu np. 14 dni przedstawić zaświadczenie o poziomie zanieczyszczeń w spalinach. Zawyżona emisja wiązałaby się z kolei z odebraniem dowodu rejestracyjnego do momentu udokumentowanego naprawienia usterki. Wystarczy chcieć.

 

Co do przeglądów rocznych - faktycznie testów jest wykonywanych mało, ale - na logikę - jeśli diagnosta wystawia świadectwo sprawności auta, to potwierdza, że jest ono ogólnie sprawne i nadaje się do użytku bez zagrożenia dla innych. W tym momencie, przy odpowiedniej egzekucji prawa, w interesie samych diagnostów byłoby dbanie o to, by samochody wychodziły z warsztatu w naprawdę dobrym stanie (a przy okazji serwis też by sobie zarobił). Naprawdę wystarczy chcieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co racja to racja.. Z tym że niestety rządzącym nie zależy na poprawie jakości życia obywateli oraz sytuacji w państwie.. Im zależy na re-elekcji oraz napchaniu własnych kieszeni. Inaczej można by przeprowadzić szereg reform, które są przecież zgodne z oczekiwaniami obywateli. A słychać tylko o wprowadzaniu tego, czego obywatele sobie nie życzą.

 

Najprędzej reformę w tych kwestiach (pijani kierowcy) wprowadzono by, jakby któremuś z polityków pijany kierowca zabił rodzinę. Założę się, że wtedy reforma powstałaby (i była wprowadzona!) w ciągu od dwóch tygodni do miesiąca po zdarzeniu.. W końcu wszyscy są równi wobec prawa, prawda?  ;D  Zwłaszcza Ci, którzy to prawo mogą dowolnie stanowić  8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Co do przeglądów rocznych - faktycznie testów jest wykonywanych mało, ale - na logikę - jeśli diagnosta wystawia świadectwo sprawności auta, to potwierdza, że jest ono ogólnie sprawne i nadaje się do użytku bez zagrożenia dla innych. 

Podczas przeglądu jest robiona analiza spalin i samochód moze nie dostać przeglądu jeśli ona nie wyjdzie w normie, te chmury za samochodem  o których piszesz to silnik jest jeszcze nie rozgrzany (katalizator zimny ) lub jedzie na chrzczonym paliwie (które mu opchnięto na stacji).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Albo kupił świadectwo, atrapę katalizatora lub paliwo na lewo.

 

Sprawny silnik też nie dymi aż tak, nawet jeśli jest nierozgrzany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  Albo kupił świadectwo, atrapę katalizatora lub paliwo na lewo. [/size] 

To nie te czasy, wszystko idzie na centralny serwer a za poświadczenie nieprawdy pa koncesjo + odsiadka (nikt nie będzie ryzykował dla paru złotych). Oczywiście nie da się wykluczyć ze po przeglądzie padła mu świeca i jeden garnek nie pali (albo z opóźnieniem).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest czysta teoria, tak samo jak to, że paliwo "jest regularnie badane i spełnia wymogi". W razie potrzeby mówi się po prostu, że samochód musiał się zepsuć zaraz po przeglądzie - takie rzeczy mają przecież prawo się zdarzyć w jednostkowych przypadkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłem z kumplem na przeglądzie i o żadnej analizie spalin nawet mowy nie było. Tak jak mówię: hamulce, światła i chyba nic więcej. Zajrzał pod podwozie jeszcze i na tym się skończyło - ani badania pasów, ani spalin, certyfikatu poduszki powietrznej, ciśnienia w oponach, stanu opon.. A to tylko ułamek tego co wpływa na sprawność samochodu i co wg mnie powinno być przebadane.

 

Nie wiem, może coś się w ciągu tego czasu (rok albo dwa) zmieniło w przepisach i analiza faktycznie jest obowiązkowa..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spalin mogli nie sprawdzać, bo może to był diesel. Obowiązkowo sprawdza się światła (wszystkie), sygnał dźwiękowy, amortyzatory ( na wytrząsarce), stan ogumienia (>3mm, równomierność zużycia), kamizelkę, gaśnicę, hamulce, analiza spalin. Jeśli auto ma np hak, przyciemniane szyby itp to na wszystko musi być homologacja. Poza tym powinien być sprawdzony (o ile pamiętam) vin i nr silnika.

Ktoś pisał, że silnik z jedną przepaloną świecą dymi. W dieslu na dymienie niema to wpływu. Będą natomiast problemy z rozruchem. Benzyna z przepaloną świecą nie pojedzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od kilku lat jeżdżę na przeglądy techniczne różnymi pojazdami. Czasem pojazd jest, czasem go nie ma (Szczególnie te większe szkoda ciągać, "taniej" jest podjechać osobówką). Czy pojazd sprawny czy nie sprawny to przegląd zawsze się podbija. Byłem na wielu stacjach. Zawsze tak samo.

W najbardziej uczęszczanym samochodzie zależy mi na dokładnym przeglądzie, sam muszę diagnostę przymusić by zrobił to i to mimo że marudzi ("Przecież wszystko gra").

Analiza spalin, sprawdzenie VIN? Nigdy czegoś takiego nie widziałem, za to się samemu płaci.

Hamulce 4 +ręczny, amorki, przednie światła no i rzut okiem na podwozie. Na więcej nie udało mi się zmusić diagnosty nigdy.

Kiedyś gdy byłem młodszy to nawet nie dało się wymusić sprawdzania amorków, a diagnosta mógł Ci ukraść coś z samochodu ;)

 

Edit

--------

Tak mi się przypomniało.

Słyszeliście pewnie że niedawno przymknęli w Tarnowie diagnostę który wbijał do dowodu że szlifierki 900ccm ta skuterki i dzięki temu można było nimi jechać bez prawka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się, że osobników którzy za nic maqją wszelkie zasady społecznego współżycia (pijanych kierowców, złodzieji, oszustów, ulicznych bandziorów) należy publicznie piętnować i surowo karać. Kara nie może być pieniężna, bo takowa jest podwójnie niesprawiedliwa - różnie uciążliwa dla osób o różnej majętności, a co gorsza dotyka nie tylko winnego, ale też jego niewinną rodzinę. Karę należało by po prostu odpracować - może miał by wówczas kto naprawiać wały przeciwpowodziowe, sortować śmieci, zlikwidować śmietniska w laskach (a przy okazji - za wywożenie śmieci do lasu karać, karać, karać i to surowo, surowo, surowo!!!). Należało by również zmienić kodeks karny wykonawczy: więzień (nie żaden tam osadzony) ma pracować na siebie i tak dostać w d..., że jak po latach na wolności przyśni się mu, że siedzi, to w dyrdy pobiegnie do apteki po relanium na uspokojenie. A już zwłaszcza należy w więzieniach zwalczać wszelkie objawy t.zw. grypsery i więziennego obyczaju, który sprawia, że więźniowie czują się w jakiś sposób nobilitowani, a im gorsza gnida, tym mu w kiciu lepiej. Surowość więziennego reżimu pozwoliła by bez obniżenia skuteczności kary skrócić wyroki i od razu w więzieniach znalazło by się miejsce. A obrońcom praw człowieka odpowiem: Człowiek jest istotą społeczną i tym samym musi respektować obowiązujące w społeczeństwie normy. Jeśli zatem ktoś owe normy drastycznie łamie, to sam, z własnej woli wyklucza się ze społeczności ludzkiej i prawa człowieka mu się nie należą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ależ się Szanowne Koleżeństwo rozsierdziło ;)

 

Upublicznienie danych - podanie wyroku do wiadomości lokalnej społeczności, bo tylko to ma sens - może nakazać sąd, najlepiej na koszt skazanego. Taka kara ma szanse zadziałać na osobę, której zależy na opini, dla bezkarka będzie to tylko liść do wieńca mołojeckiej sławy. Dlatego to sąd powinien decydować.

 

Nadmierna penalizacja, tatuaże, obcinanie, itd. spowoduje tylko, że widowiskowe pościgi staną się codziennością bo silniejsza stanie się chęć uniknięcia kary. Gdyby jazdę powyżej 0.2 pr. zagrozić dożywociem, pewnie nikt po jednym piwie nie zatrzymałby się do kontroli.

Poniesieni słusznym gniewiem, pamiętajcie by nie karać rodziny gamonia: konfiskaty, grzywny, więzienie, to wszystko będzie uderzać w całą rodzinę w tym dzieci. Jeśli jest singlem możemy go obrać do kości :P

A to co zostanie oddać do Bacutilu :D

 

Pomysł mikroosa by przymusić delikwenta do jeżdżenia do wypadków uważam za rewelacyjny. Na gierkówce miałem okazję przejeżdżać obok urwanej nogi - 20 lat temu a widok ten stoi mi przed oczyma jakby to było wczoraj...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomysł mikroosa by przymusić delikwenta do jeżdżenia do wypadków uważam za rewelacyjny...

Teraz mi smutno, to był mój pomysł http://kopalniawiedzy.pl/forum/index.php/topic,17440.msg73023.html#msg73023 ;)

Ja w młodości jeździłem baaardzo szybko i ryzykownie. Mandaty nauczyły mnie tylko rozglądania się za policją. Dopiero wypadki zadziałały na wyobraźnie, do tego oglądanie własnych kości i zszywanie bez znieczulenia jest fajną "szkołą".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W lutym Facebook zaczął usuwać posty, w których twierdzono, że koronawirus SARS-CoV-2 jest dziełem człowieka. Działanie takie było częścią kampanii mającej na celu usuwanie fałszywych stwierdzeń na temat COVID-19 i szczepionek. Posty automatycznie usuwano, a użytkownik, który wielokrotnie takie treści publikował, narażał się na blokadę konta. Teraz Facebook znosi zakaz i pozwala na publikowanie informacji o tym, że SARS-CoV-2 został stworzony przez ludzi.
      W świetle toczącego się śledztwa dotyczącego pochodzenia COVID-19 oraz po konsultacjach z ekspertami ds. zdrowia publicznego, zdecydowaliśmy, że nie będziemy więcej blokowali twierdzeń, jakoby COVID-19 był dziełem człowieka. Będziemy nadal współpracować z ekspertami by dotrzymywać kroku zmieniającej się naturze pandemii i aktualizować naszą politykę w miarę, jak pojawiają się nowe fakty i trendy, oświadczyli przedstawiciele Facebooka.
      Do zmiany polityki Facebooka doszło po tym, jak The Wall Street Journal poinformował, że amerykańskie służby specjalne zdobyły wskazówki sugerujące, iż wirus mógł wydostać się z laboratorium. Zdaniem służb, w listopadzie 2019 roku trzech pracowników Instytutu Wirologii w Wuhan trafiło do szpitala z objawami podobnymi do grypy.
      Facebook z jednej strony poluzował algorytmy ograniczające wolność wypowiedzi, z drugiej zaś strony, tego samego dnia, zaczął ostrzej traktować użytkowników, którzy regularnie rozpowszechniają fałszywe informacje.
      Zgodnie z nowymi zasadami, jeśli posty jakiegoś użytkownika zostaną wielokrotnie oznaczone jako fałszywe, Facebook usunie wszystkie jego posty, nawet te, które jako fałszywe nie były oznaczone. Ponadto użytkownicy, którzy mają w ulubionych profile rozpowszechniające fałszywe informacje, będą przed tymi profilami ostrzegani za pomocą wyskakujących okienek.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sąd Federalny dla Północnego Okręgu Kalifornii zatwierdził ugodę, w ramach której Facebook ma wypłacić użytkownikom 650 milionów dolarów odszkodowania za to, że bez wyraźnej zgody poddał ich zdjęcia obróbce za pomocą technologii rozpoznawania twarzy. W ramach ugody trzej powodzi otrzymają po 5000 USD, a niemal 1,6 miliona innych użytkowników może odebrać od Facebooka po co najmniej 345 dolarów.
      Sprawa rozpoczęła się w 2015 roku, gdy trzech mieszkańców Illinois złożyło proces zbiorowy przeciwko serwisowi społecznościowemu. Oskarżyli oni Facebooka, że złamał prawo stanu Illinois poprzez stworzenie mechanizmu oznaczania użytkowników, który wykorzystywał skanowanie zdjęć twarzy bez wyraźnego zezwolenia zainteresowanych osób. Stanowy Biometric Information Privacy Act pozwala obywatelom na pozwanie firmy, która bez ich zgody zbiera dane biometryczne.
      Mechanizm oznaczania zdjęć Facebooka pozwala użytkownikom na oznaczanie ich znajomych, a narzędzie Tag Sugestions wskazuje, kim może być oznaczana osoba.
      Gdy pozew trafił do sądu, prawnicy Facebooka utrzymywali, że jest on bezpodstawny i zapowiadali obronę. W 2019 roku Facebook zmienił działanie swojego mechanizmu tak, że jest on dobrowolny.
      Praktyką amerykańskich sądów jest dążenie do zawierania przedsądowych ugód w tego typu sprawach. Sędzia James Donato właśnie zatwierdził ugodę. W sądowych dokumentach czytamy, że jest to jedna z największych ugód dotyczących kwestii naruszenia prywatności,a każdy zainteresowany przystąpieniem do sporu otrzyma co najmniej 345 dolarów odszkodowania.
      To nie jedyne problemy Facebooka związane z ochroną prywatności. Przed dwoma tygodniami rozpoczęto też pozew zbiorowy w Londynie. Jest on związany ze skandalem wokół Cambridge Analityca. Pozew złożył dziennikarz Peter Jukes, który oskarża Facebooka, że dał aplikacji firmy trzeciej dostęp do danych milionów użytkowników. Dane te zostały później wykorzystane przez Cambridge Analytica.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google zagroził zbanowaniem całej Australii, a Facebook zapowiada, że usunie ze swojego news feeda treści z australijskich mediów. Wszystko dlatego, że parlament Australii toczy debatę na temat ustawy, zgodnie z którą firmy takie jak Google i Facebook zostałyby zobowiązane do zapłaty autorom za treści, które wykorzystują. Ustawa przewiduje, że jeśli strony nie doszłyby do porozumienia ws. stawek, koncerny internetowe musiałyby płacić stawki określone w ustawie.
      Dyrektor Google Australia, Mel Silva, poinformowała, że ustawa taka stanowiłaby „niebezpieczny precedens”, a sama firma przedstawiła rządowi ultimatum, w którym grozi, że przestanie świadczyć swoje usługi na terenie Australii.
      Prawo do nieograniczonego linkowania pomiędzy witrynami to podstawa działania wyszukiwarki, jeśli nowe przepisy weszłyby w życie działanie wyszukiwarki byłoby związane z olbrzymim ryzykiem finansowym i operacyjnym i nie mielibyśmy innego wyjścia, niż zaprzestanie oferowania usług Google Search na terenie Australii, stwierdziła Silva podczas przesłuchań przed Senatem. Dodała przy tym, że firma jest skłonna do płacenia mediom za tworzone przez nich treści i podała przykład około 450 tego typu umów, jakie Google podpisało z firmami na całym świecie.
      Premier Australii Scott Morrison oświadczył, ze jego rząd nie będzie reagował na groźby. Niech wszystko będzie jasne. To Australia określa, co można robić na terenie Australii. Takie decyzje są podejmowane przez nasz parlament i przez nasz rząd. Tak to działa w Australii. Ci, którzy się z tym zgadzają, są przez nas chętnie widziani.
      Najlepszym dowodem na to, że sprawy zaszły za daleko jest fakt, że prywatna firma, korzystając ze swojej monopolistycznej decyzji, próbuje zastraszać suwerenne państwo, mówi Chris Cooper, dyrektor organizacji Reset Australia, która stara się o uregulowanie działalności koncernów technologicznych.
      Z kolei przedstawiciele australijskiego Facebooka stwierdzili, że jeśli nowe przepisy zostaną uchwalone, to nie tylko media, ale również zwykli Australijczycy nie będą mogli umieszczać w news feedzie odnośników do australijskich mediów. Josh Machin, dyrektor ds. polityki w Facebook Australia powiedział podczas przesłuchania przed parlamentem, że w feedzie przeciętnego użytkownika informacje z mediów stanowią jedynie 5% treści i Facebook nie odnosi z nich zbyt dużych korzyści finansowych.
      Słowa te skomentował Dan Stinton dyrektor australijskiej wersji Guardiana, który stwierdził, że informacje prasowe angażują użytkowników Facebooka, powodują, że ci dłużej w serwisie pozostają, klikają, więc dziwić mogą słowa Machina twierdzącego, że nie przynosi to serwisowi korzyści materialnych.
      Niezależny senator Rex Patrick porównał odpowiedź Google'a z reakcją Chin, które zagroziły Australii wojną handlową, gdyby australijskie władze prowadziły śledztwo ws. wybuchu pandemii COVID-19. Wy nie usiłujecie chronić praw użytkowników do wyszukiwania. Wy usiłujecie chronić swoje konto bankowe, stwierdził Patrick.
      Przeciwnicy narzucenia regulacji twierdzą, że bronią wolnego internetu. Jednak Dan Stinton zwraca uwagę, że wolny internet, o którym mówią, przestał istnieć wiele lat temu i obecnie jest zdominowany przez kilka wielkich amerykańskich korporacji. Sinton dodaje, że z Facebooka korzysta 17 milionów Australijczyków, a z Google'a – 19 milionów. O tym, co Australijczycy robią w internecie decydują algorytmy tych firm, stwierdza Stinton. Smaczku całemu sporowi dodaje fakt, że przedstawiciele Google'a przyznali, iż w ramach eksperymentu celowo ukrywali w wyszukiwarce pewne treści. Zapewnili jednak, że to nie problem, gdyż były one ukrywane przed 1% australijskiej populacji.
      Nowa ustawa trafiła do parlamentu po 18-miesięcznym przeglądzie dokonanym przez Australijską Komisję ds. Konkurencji i Konsumentów. Urząd stwierdził, że monopolistyczna pozycja gigantów IT, jaką ci mają w stosunku do mediów, jest groźna dla demokracji.
      W spór włączył się rząd USA. Jego przedstawiciele wyrazili zaniepokojenie próbą regulowania na drodze ustawowej pozycji graczy rynkowych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Facebook ostrzega, że może wycofać się z Europy, jeśli irlandzki komisarz ds. ochrony danych osobowych wymusi na portalu zakaz przesyłania danych do USA. Obawy Facebooka związane są z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który w lipcu orzekł, że firmy takie jak Facebook robią zbyt mało, by uniemożliwić amerykańskim służbom specjalnym uzyskanie dostępu do danych użytkowników
      Co prawda wyrok nie oznacza, że przedsiębiorstwa mają natychmiast zaprzestać przekazywania danych do USA, jednak wymaga, by odpowiednie władze w krajach członkowskich UE upewniły się, iż dane takie podlegają ochronie zgodnie z RODO.
      Sprawa sięga swoim początkiem października 2014 roku. Wtedy to austriacki prawnik i aktywista Max Schrems zwrócił się do sądu. Argumentował, że rewelacje ujawnione przez Wikileaks pokazują, iż prywatność Europejczyków nie jest odpowiednio chroniona, jeśli ich dane trafią na serwery do USA, gdyż amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa prowadzi inwigilację na szeroką skalę, a amerykański system prawny chroni tylko prawa obywateli USA.
      Po wyroku sądu Schrems stwierdził, że teraz odpowiednie instytucje unijnych krajów nie mogą już odwracać wzroku i muszą podjąć działania. Jasnym jest teraz, że USA będą musiały zmienić swoje przepisy dotyczące inwigilacji, jeśli amerykańskie firmy mają odgrywać rolę na rynku UE, stwierdził.
      Teraz w złożonych przed sądem w Dublinie dokumentach Facebook ostrzega, że jeśli irlandzkie władze wymuszą obowiązywanie wyroku sądu, to Facebook nie będzie mógł działać. Jeśli nie będziemy mogli w ogóle transferować danych do USA, nie wiemy, w jaki sposób będziemy mogli w UE świadczyć usługi serwisów Facebook i Instagram, mówi główna prawnik koncernu, Yvonne Cunnane.
      Złożone przez nas dokumenty to prosty opis rzeczywistości. Działalność Facebooka, podobnie jak wielu przedsiębiorstw, organizacji i usług, zależy od możliwości transferu danych pomiędzy USA a Unią Europejską. Brak bezpiecznej i legalnej możliwości wymiany danych zaszkodzi gospodarce i spowolni odbudowę firm wychodzących z pandemii COVID-19.
      Schrams już w 2011 roku zaczął wysyłać skargi do irlandzkiego komisarza ds. ochrony danych osobowych. Gdy dwa lata później serwis Wikileaks ujawnił, że NSA na wielką skalę inwigiluje użytkowników różnych serwisów internetowych, skargi Schramsa nabrały dodatkowej wagi. Już w 2015 roku odpowiednie sądy orzekły, że w obliczu działań NSA umowy pomiędzy USA a UE pozwalające na transfer danych są wadliwe. Unia Europejska podpisała z USA kolejną umowę, jednak ta w lipcu bieżącego roku również została uznana za wadliwą.
      Niedawno irlandzki komisarz ds. ochrony danych osobowych wszczął odpowiednie działania. Przygotował wstępny wniosek zakazujący Facebookowi transferu danych za granicę. Teraz Facebook ostrzega, że może to poważnie zakłócić działania wielu firm. Nick Clegg, były wicepremier Wielkiej Brytanii, który obecnie jest wiceprezesem Facebooka ds. globalnej komunikacji stwierdził, że wymuszenie postulowanych rozwiązań, w najgorszym scenariuszu będzie oznaczało, że mały startup z Niemiec nie będzie mógł korzystać z amerykańskiego dostawcy chmury obliczeniowej, hiszpańska firma programistyczna nie będzie w stanie zatrudniać ludzi w różnych strefach czasowych, a francuski sprzedawca nie będzie mógł zbudować call center w Maroku.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      To kobiety mają większe predyspozycje do tego, by być lepszymi kierowcami niż mężczyźni - ocenia psycholog z Instytutu Transportu Samochodowego dr Ewa Odachowska. Dodaje, że jest to zasługa m.in. wyższego poziomu estrogenu, który gwarantuje lepsze funkcjonowanie czołowych płatów mózgu.
      Instytut Transportu Samochodowego powołując się na dane Komendy Głównej Policji zaznacza, że to mężczyźni najczęściej są sprawcami wypadków drogowych. W samym ubiegłym roku spowodowali oni 73,2 proc. wypadków, podczas gdy kobiety były sprawcami 22,9 proc. Mężczyźni w większym stopniu (66,3 proc.) powodowali również wypadki będąc pieszymi. Dla porównania kobiety spowodowały 31,6 proc. takich wypadków.
      Dane ITS wskazują, że kobiety powodują jeden wypadek na 6,7 mln przejechanych kilometrów, a mężczyźni – raz na 4,7 mln km. Oznacza to, że mężczyźni są sprawcami wypadków 1,5 razy częściej niż kobiety – mówi Anna Zielińska z Polskiego Obserwatorium Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS.
      Zielińska odnosi się w ten sposób do podnoszonych często argumentów, że statystyki mówiące o tym, że kobiety jeżdżą bezpieczniej wynikają z tego, że aktywnie kierujących kobiet jest zdecydowanie mniej.
      Specjaliści z ITS zauważają, że wrodzone odmienności w strukturze mózgu sprawiają, że kobiety i mężczyźni w odmienny sposób przetwarzają informacje, co w efekcie daje inne zdolności, spostrzeżenia i prowadzi do różnorodnych zachowań.
      Wiele analiz pokazuje, wbrew obiegowym opiniom, że to kobiety mają wszelkie predyspozycje, by być lepszymi kierowcami niż mężczyźni. Testy oceniające cechy dobrego kierowcy, przeprowadzone m.in. przez angielskich naukowców, którzy przebadali pod tym kątem kilkudziesięcioosobową grupę kobiet i mężczyzn potwierdzają, że dzięki wyższemu poziomowi estrogenu, który gwarantuje lepsze funkcjonowanie czołowych płatów mózgu, kobiety wypadają lepiej w testach pamięci przestrzennej, koncentracji, podzielności uwagi, a także – co istotne – znajomości przepisów - zaznacza psycholog z Instytutu Transportu Samochodowego dr Ewa Odachowska.
      Jak dodaje kobiety jeżdżą bardziej zachowawczo, ostrożnie i są spokojniejsze oraz częściej stosują się do kodeksu drogowego.
      Eksperci zaznaczają, że męski hormon - testosteron sprawia, że mężczyźni mają lepsze wyczucie perspektywy i lepiej czytają mapy, ale hormon ten może przyczyniać się do częstego przekraczania dozwolonej prędkości i szybkiej jazdy.
      To, że kobiety mogą być lepszymi kierowcami, niż mężczyźni wynika z faktu, że nie poszukują one zachowań wywołujących silne doznania i nie mają tendencji do podejmowania ryzykownych działań. Zdając sobie sprawę z tego, iż zachowanie takie wymaga dużej odporności i niższej wrażliwości, nie podejmują decyzji, które narażałyby je i innych uczestników ruchu na tak znaczne koszty emocjonalne - zaznacza Odachowska.
      ITS zauważa jednak, że według niektórych badań kobiety - szczególnie młode - energiczne zmieniają sposób jazdy, coraz częściej jeżdżąc ryzykownie, agresywnie oraz częściej wsiadają za kierownicę po alkoholu.
      Tymczasem organizm kobiety produkuje mniej enzymu rozkładającego cząsteczki alkoholu w żołądku, a zatem upijają się one szybciej, a skutki zdrowotne są często w ich przypadku poważniejsze - zwracają uwagę eksperci. Jak dodają, mężczyźni w większości przypadków są lepsi od kobiet jeżeli chodzi o technikę jazdy, ale - jak podkreślają - sama technika jazdy nie decyduje o bezpiecznej jeździe.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...