Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Za pięć lat Linux będzie napędzał Rosję?

Rekomendowane odpowiedzi

mikroos nie mierz Rosji europejską miarą bo każdy kto próbował się na tym przejechał.

Jakże bym śmiał!

Nasz kraj też się do inwestycji nie nadaje co to z kraj w którym (...)

Z tym się w pełni zgadzam, ale to nie zmienia faktu, że w Rosji jest jeszcze gorzej. Z dwojga złego wolę biurokrację w najgłupszym wydaniu, niż 13 lat więzienia na Syberii za niechęć do władzy.

Rosji nie jet potrzebna demokracja. Oni niestety najlepiej działają jak stoi ktoś nad nimi z silną ręka co więcej oni to jak by lubią. Wcale im rządy autorytarnie nie przeszkadzają.

To jest akurat kwestia sporna - nie można mieć opinii na określony temat, jeśli się nie spróbowało opcji, pomiędzy którymi się wybiera.

Jak nie będzie polegać na paragrafach to na łapówkach.

Akurat w przypadku wspomnianego przez Ciebie McDonald'sa zarządcy są poza Rosją, poza tym - o ile mi wiadomo - większość ich żarłodajni działa w systemie franczyzy, więc to nie McD tak naprawdę inwestuje - on tylko użycza marki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety łapówy działają lepiej niż biurokracja bo za łapówę da się załatwić wszystko szybko i bez zbędnej papierologi. Biurokracja hamuje bo pewnych rzeczy załatwić się w niej nie da.

A Chodorkowski na Syberii wylądował z innego powodu. Dostał możliwość dorobienia się a potem  to chciał wykorzystać przeciw systemowi który dorobić mu się pozwolił. Jak by Jarosław Kaczyński mógł to by Kluzik z Poncyliuszem tez na Syberię wysłał (do tego samego łagru) Putin może. 

Co do opinii możesz się zgadzać lub nie ale Łukaszenka puki co uczciwie tez by tam wybory wygrał on po prostu chciał mieć 105% poparcia. Dla większości ludzi tam to ze będą mieć co do garnka włożyć jutro to wystarczający powód żeby prezydentem był Łukaszenka. Co więcej zmianę systemu uznają za zrobienie im krzywdy.

 

Co do mc donalds to pierwsze w danym kraju najczęściej nalezą do korporacji. Potem lecą na franczyzie. Ale z MC donalds jest taka ciekawostka ze nawet przy franczyzie właścicielem nieruchomości jest MC donlads.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko widzisz, pytanie brzmi, czy w związku z tym, że łapówkarstwo jest prostsze, czy jest ono lepsze? Moim zdaniem nie. Najlepsze (choć najtrudniejsze) jest takie rozwiązanie, w którym sprawy są załatwiane szybko, ale też uczciwie. W tej sytuacji sprawa z Chodorkowskim jest podwójnie karygodna: raz, że pozwolono mu na przewały, i dwa, że później wytoczono mu czysto polityczny proces.

 

Co do Białorusi - znów kłania się to, o czym mówiłem: nie powinniśmy wyciągać wniosków na takim przykładzie, bo w tym kraju ludzie po prostu nie doświadczyli demokracji ani wolnego rynku. Tymczasem sam fakt, że praktycznie żaden kraj nie wrócił do totalitaryzmu, o czymś IMHO świadczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ani łapówkarstwo ani biurokracja nie jest dobra. Ale dla biznesu lepsza jest skorumpowana biurokracja. A system obojętnie jaki będzie da się do niego dostosować ale powinien być przewidywalny i niezmienny przede wszystkim.

 

Skoro większość ludzi chce Łukaszenki to większość będzie pokrzywdzona jak zniknie. Szczeglinie ze jak by się dziś Białoruś przewróciła to oni będą mieli do nas za to pretensje jeszcze 100 lat. Jak wystarczająco dużo ludzie będzie tam tego chciało to się przewróci to samo. To jak z naszymi związkami zawodowymi oni nie chcieli kończyć komunizmu chcieli żeby był bardziej socjalistyczny ale niechcący kopnęli bankruta w kostkę i się przewrócił ku wielkiemu wszystkich zdziwieniu i części z nich wcale się to dzisiaj nie podoba bo wtedy im było lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ani łapówkarstwo ani biurokracja nie jest dobra. Ale dla biznesu lepsza jest skorumpowana biurokracja. A system obojętnie jaki będzie da się do niego dostosować ale powinien być przewidywalny i niezmienny przede wszystkim.

Nie do końca. U Hitlera system też był przewidywalny, a mimo to jakoś mnie nie zachwycił. U Kima w Korei też jest niezmienny, a mimo to nie sądzę, żeby ludziom żyło się dobrze. Chyba mimo wszystko wolę naszą kapryśną, ale jednak demokrację i biurokrację.

Skoro większość ludzi chce Łukaszenki to większość będzie pokrzywdzona jak zniknie.

Oni nie chcą Łukaszenki, tylko nie znają niczego innego. Ich niechęć do demokracji wynika wyłącznie z propagandy. Powtarzam jeszcze raz: opinia osoby, która nie zna alternatyw, nigdy nie jest wiarygodna!

Szczeglinie ze jak by się dziś Białoruś przewróciła to oni będą mieli do nas za to pretensje jeszcze 100 lat.

To są wyłącznie dywagacje. Poza tym myślę, że ich opinia szybko by się zmieniła, gdyby mieli okazję docenić choćby możliwość dokonywania zakupów w normalnych warunkach.

Jak wystarczająco dużo ludzie będzie tam tego chciało to się przewróci to samo.

Jak widać, na Ukrainie już się przewróciło, a na Białorusi z wyborów na wybory protesty są coraz większe.

oni nie chcieli kończyć komunizmu chcieli żeby był bardziej socjalistyczny ale niechcący kopnęli bankruta w kostkę i się przewrócił ku wielkiemu wszystkich zdziwieniu i części z nich wcale się to dzisiaj nie podoba bo wtedy im było lepiej.
To nie jest takie proste. Postulaty związków były i są sprzeczne same ze sobą: oczekują demokratycznego pluralizmu przy jednoczesnym socjalistycznym wsparciu ze strony państwa. Mimo wszystko sądzę, że na dłuższą metę to demokracja daje znacznie większe szanse, tylko trzeba się jej po prostu nauczyć. Tymczasem gdyby iść takim tropem, to można by było stwierdzić, że nie warto wprowadzać komputerów, bo co ze sobą poczną biedni operatorzy liczydeł, którzy stracą pracę?  Tylko czy naprawdę wolelibyśmy do dziś pracować na liczydłach...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam system za Hitlera nie był zły i działał dobrze (ale to raczej było pokłosie poprzedników). Budował autostrady i nawet pociągi miał punktualne co więcej jeździły szybciej niż dziś. Ale rozumie że chodzi Ci o inne aspekty jego rządów.

U kima jest jak jest ale ludzie tam żyjący są się do tego w stanie przystosować natomiast nie wiem czy wszyscy przystosowali by się tak łatwo jak by Koreę zjednoczyć. A nasza biurokracja jest wręcz śmieszna miejscami. Wymyśla głupoty tylko po to żeby uzasadnić swoje istnienie.

Z Białorusią jest tak ze jak już poznają alternatywę na którą ich nie stać to będą świadomi swojego położenia narzekać. Bo w sytuacji rynkowej Białoruś jest bez szans a to się odbije na ludziach. Bo będą chcieli mieć tak jak nawet u nas a nawet do tego daleka droga. A od takiej zmiany nie ma już odwrotu.

Będą mieć możliwość dokonywania zakupów w normalnych warunkach tylko pieniędzy nie będzie. Ale jak sobie to sami przewrócą to do nikogo nie będzie pretensji. Pomagać wspierać ale systemu im nie przewracać.

 

Co do liczydeł to jest to dobry przykład. Jak w europie były komputery u nas kasy na korbkę to w Rosji liczyli na liczydłach i to dość skuteczne. I to jest generalnie argument w dyskusji o linuxie w Rosji. Oni by się byli w stanie do liczydeł dostosować jeśli była by taka konieczność. Linux tez przejdzie. Za chwile Rosja zacznie sprowadzać zunifikowane komputery z Chin albo i sami będą produkować na jakieś linii kupionej za bezcen (coś jak daewoo kupiło prawa do kadeta i zaczęli tłuc nexie)  dla administracji żeby nie mieć problemu ze sterownikami i jak jeszcze Dell czy Hp na sprzęcie nie zarobi to zysk będzie jeszcze większy. Tam nikomu nie będzie na znaczku na obudowie zależeć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jasne, u Hitlera było pokłosie jego poprzedników, ale też rozwój kraju był bezpośrednim efektem zakorzenienia w Niemcach fanatyzmu rozwiniętego wokół wykreowanej idei walki z wspólnym wrogiem. W końcu nic tak nie jednoczy, niż nienawidzony przez wszystkich wróg - w tym wypadku choćby Żyd albo homoseksualista.

U kima jest jak jest ale ludzie tam żyjący są się do tego w stanie przystosować natomiast nie wiem czy wszyscy przystosowali by się tak łatwo jak by Koreę zjednoczyć.

I z tego powodu uważasz, że lepiej jest pozwolić na ich hodowlę w warunkach nieodpowiednich nawet dla hodowli bydła oraz głodzeniu na śmierć?

A nasza biurokracja jest wręcz śmieszna miejscami. Wymyśla głupoty tylko po to żeby uzasadnić swoje istnienie.

Zgadzam się z tym, ale kolejny raz mam wrażenie, że próbujesz mnie przekonać za pomocą argumentu, który ja sam popieram ;)

 

Proszę Cię o jasną deklarację: co wolisz, ustrój koreański czy polski? Ale konkretnie, odpowiedz proszę na to pytanie.

 

Z Białorusią jest tak ze jak już poznają alternatywę na którą ich nie stać to będą świadomi swojego położenia narzekać.

O, czyli jednak potwierdzasz, że mają gorzej, ale cieszą się, bo nie wiedzą jak bardzo gorzej? W takim razie wygląda na to, że ta dyskusja jest z góry skazana na niepowodzenie (czytaj: brak konsensusu), bo dla mnie to żadna pociecha, że nie wiedzą, a dla Ciebie najwidoczniej tak.

Będą mieć możliwość dokonywania zakupów w normalnych warunkach tylko pieniędzy nie będzie.

Przez pierwszych 20 lat, tak jak u nas. A dziś mimo wszystko - kulawo, ale jednak - bogacimy się i stać nas na coraz więcej.

Ale jak sobie to sami przewrócą to do nikogo nie będzie pretensji. Pomagać wspierać ale systemu im nie przewracać.
A moim zdaniem warto. Nie dlatego, żeby wprowadzić na siłę demokrację rozumianą jako wolności obywatelskie itd., ale żeby dać ludziom wybór, czy chcą tych wolności, czy nie. Dziś, czy chcą czy nie, ich nie mają. I to jest IMHO problem.
Oni by się byli w stanie do liczydeł dostosować jeśli była by taka konieczność.

Jasne, a Ty pewnie przeżyłbyś bez mycia się, ale czy naprawdę tego byś chciał?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem informatykiem pracującym dla dużej ilości polskich placówek dyplomatycznych w Brukseli. Czytając ten artykuł nie myślę o kwestii politycznej, jaka może być w nim zawarta, a jedynie o dobrej metodzie na oszczędności w budżecie państwa.

Jestem za wolnym oprogramowanie w szkołach i administracji.

W mojej pracy ciągle spotykam się z marnotrawstwem pieniędzy podatników. Za dużo oprogramowania, sprzętu itp. a do tego za drogiego.

W jednym z biurem którym się opiekuje, dowodził wcześniej obecny minister transportu. W małym biurze gdzie wystarczyło zakupić 1-2 routery, on wziął sprzęt za kilka tysięcy euro, który po części i tak nie jest używany (takich historii znam wiele). W biurach gdzie pracownicy używają Mozilla Thunderbird, OpenOffice wszystko przebiega dużo sprawniej, praktycznie nie jestem potrzebny. W biurach których gości Microsoft bywam co miesiąc.

Polecam wpisać w Googlach wolne oprogramowanie w szkole.

Dla każdego kto ma problemy konfigurowaniem skrzynki e mail polecam Thunderbird.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pojawienie się ludzi w obu Amerykach – ostatnich kontynentach zasiedlonych przez H. sapiens – jest przedmiotem intensywnych badań, a ostatnio naukowcy mogą korzystać z coraz bardziej wyrafinowanych narzędzi genetycznych. Nie od dzisiaj wiemy, że Amerykę zasiedlili mieszkańcy wschodniej Syberii, jednak zdobywamy coraz więcej danych wskazujących, że migrowali tam ludzie z różnych części Eurazji. Naukowcy z Chińskiej Akademii Nauk przedstawili właśnie dowody, na migrację z dzisiejszych północnych wybrzeży Chin do Ameryki oraz na Wyspy Japońskie.
      Naukowcy skupili się na dziedziczonym w linii żeńskiej mitochondrialnym DNA. Typ D4h3a (typowa dla mieszkańców Ameryki) oraz D4h3b (zidentyfikowany dotychczas tylko we Wschodnich Chinach i Tajlandii) sugerują, że źródło genomu wczesnych mieszkańców Ameryk było bardziej zróżnicowane. Przeanalizowaliśmy 216 współczesnych i 39 prehistorycznych D4h. Nasze badania ujawniły, że doszło dwóch epizodów migracji D4h z północnych wybrzeży Chin. Jeden miał miejsce podczas maksimum ostatniego zlodowacenia, a drugi podczas wycofywania się lodowca, co ułatwiło rozprzestrzenianie się ludzi na różne obszary, w tym do Ameryk i na Wyspy Japońskie. Dystrybucja wzdłuż wybrzeży amerykańskiego typu D4h3a i japońskich D4h1a oraz D4h2, w połączeniu z archeologicznymi podobieństwami pomiędzy północnymi Chinami, Amerykami i Japonią, wspiera hipotezę o takim rozprzestrzenianiu się ludzi, czytamy na łamach Cell Reports.
      Historia zasiedlania Ameryk jest więc bardziej złożona, niż się wydaje. Do poprzednio opisywanych przodków z Syberii, Australomelanezji i Azji Południowo-Wschodniej należy dodać też pulę genetyczną z północnych wybrzeży Chin, mówi główny autor badań, antropolog molekularny Yu-Chun Li.
      Chińscy naukowcy poszukiwali śladów genetycznych, które mogły połączyć paleolitycznych mieszkańców Azji Wschodniej z mieszkańcami Chile, Peru, Boliwii, Ekwadoru, Brazylii, Meksyku i Kalifornii. Przyjrzeli się ponad 100 000 współczesnych i 15 000 starych próbek DNA i znaleźli w nich próbki pochodzące od 216 współczesnych i 39 prehistorycznych przedstawicieli wspomnianego typu genetycznego. Zidentyfikowali dwa epizody migracji z północnych wybrzeży Chin do Ameryki. W obu przypadkach migracja odbyła się drogą prowadzącą wybrzeżem Pacyfiku, a nie śródlądowym korytarzem wolnym od lodu.
      Do pierwszej migracji doszło pomiędzy 26 000 a 19 500 lat temu, podczas maksimum zlodowacenia. Druga migracja miała zaś miejsce między 19 000 a 11 500 lat temu. W tym czasie populacja człowieka szybko się zwiększała, co sprzyjało pojawianiu się impulsów migracyjnych. Prawdopodobnie na wzrost populacji wpływ miał koniec zlodowacenia i polepszające się warunki klimatyczne.
      Niespodzianką było zaś odkrycie związku genetycznego pomiędzy mieszkańcami Ameryki i Japonii. Wszystko wskazuje na to, że podczas drugiego epizodu migracji część ludzi przeszła do Ameryki, a część na Wyspy Japońskie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W skali globu dane na temat migracji są obarczone poważnymi błędami. Tymczasem informacje takie mogą być niezwykle przydatne, na przykład dla rządów krajów, które z migracją muszą się mierzyć.
      W świątecznym numerze PNAS (Proceedings of the National Academy of Sciences) dwóch naukowców z University of Washington zaprezentowało nową metodę statystyczną oceny przepływu ludności pomiędzy krajami. Ich analizy wykazały, że poziom migracji, definiowanej jako przeniesienie się do innego państwa i pozostanie tam przez co najmniej rok, jest wyższy niż się ocenia. Jednocześnie jest dość stabilny. W latach 1990–2015 migracja zmieniała się w przedziale 1,1–1,3 procent populacji. Ponadto od roku 1990 do domów powróciło około 45% migrantów. To znacznie więcej niż pokazują inne szacunki.
      Lepsza ocena zjawiska migracji pomoże zarówno samym migrantom, jak i ludziom, którzy się nimi zajmują, stwierdza autor nowych badań, profesor statystyki i socjologii Adrian Raferty.
      Przygotowanie się na migracje nie jest proste. Potrzebujesz wszystkiego, od infrastruktury medycznej i personelu po szkoły podstawowe. Rządy potrzebują więc dokładnych informacji demograficznych, by się przygotować, dodaje uczony.
      Gdy przyjrzymy się danym uzyskanym za pomocą nowej metody zauważymy, że najwięcej ludzi migruje w ramach tych samych kontynentów i regionów geograficznych. Widoczne są tutaj dwa wyjątki. Mieszkańcy Ameryki Łacińskiej i Karaibów przenoszą się przede wszystkim do Ameryki Północnej, a mieszkańcy Oceanii migrują głównie do Europy. W przypadku wszystkich innych kontynentów i regionów największa migracja odbywa się wewnątrz nich.
      Badania wykazały, że nowa metoda jest dokładniejsza niż pozostałe. Jej autorzy przeprowadzili testy, które polegały na ocenie tej migracji, na temat której istnieją dobre wiarygodne dane, a uzyskane wyniki porównano z tymi danymi. Okazało się, że nowy model myli się w mniejszym stopniu niż inne.
      Model Raferty'ego i jego byłego studenta, Azose'a, pokazuje wyższą migrację niż inne modele przede wszystkim dlatego, że wykazuje wyższą niż inne migrację powrotną. Na przykład model ten twierdzi, że w latach 1990–2015 w każdym pięcioletnim okresie do domów powracało 67–87 milionów migrantów. Dla porównania, inny szeroko używany model, który oblicza minimalną ratę migracji, stwierdza, że w pięcioletnim okresie do domów powraca 34–46 milionów migrantów.
      Azose i Raferty rozbili też migrację na emigrację, migrację powrotną i migrację tranzytową, gdy migrant przemieszcza się pomiędzy dwoma krajami, z których żaden nie jest jego krajem urodzenia. Naukowcy wyliczają, że w latach 1990–2015 ponad 60% ruchu migracyjnego stanowiła emigracja. Migracja tranzytowa nigdy nie przekroczyła 9%, a migracja powrotna to aż 26–31 procent ruchu migrantów. W sumie w ciągu wspominanych 15 lat do swoich krajów rodzinnych powróciło około 45% migrantów.
      Interesująco wygląda zestawienie największych ruchów migracyjnych w latach 2010–2015. Największa emigracja miała wówczas miejsce z Meksyku do USA (2,1 miliona osób), z Syrii do Turcji (1,5 miliona) i z Syrii do Libanu (1,2 miliona). W tym samym czasie migracja powrotna objęła 1,3 miliona osób, które z USA wróciły do Meksyku, 380 000 wyjechało ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich do Indii, a 358 000 przeniosło się z Ukrainy do Rosji. Z kolei migracja tranzytowa wyglądała następująco: z terytoriów palestyńskich do Jordanii za pośrednictwem Libii (141 000), z Sudanu Południowego do Etiopii za pośrednictwem Sudanu (73 000) oraz z Iraku do USA za pośrednictwem Syrii (55 000).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania genetyczne ujawniły niespodziewane informacje na temat przybycia człowieka do Ameryki Środkowej i Południowej. Dowiadujemy się z nich, że w przeszłości doszło do dwóch nieznanych wcześniej epizodów wymiany genetycznej pomiędzy Ameryką Północną a Południową. Jeden z tych epizodów zaważył na składzie genetycznym całego kontynentu.
      Uzyskane wyniki wskazują, że przedstawiciele kultury Clovis, najstarszej szeroko rozpowszechnionej kultury Ameryki Północnej, mieli większy wpływ demograficzny na południe, niż dotychczas sądzono.
      W ramach najnowszych badań przeanalizowano genom 49 osób z Ameryki Środkowej i Południowej. Wiek analizowanych próbek sięgał nawet 11 000 lat. Wcześniej podobnej jakości analizy udawało się dokonać w przypadku próbek nie starszych niż 1000 lat.
      Międzynarodowy zespół naukowców, na którego czele stali specjaliści z Harvard Medical School opublikował wyniki swoich badań na łamach periodyku Cell. Dowiadujemy się z nich, że DNA spokrewnione z kulturą Clovis znaleziono na terenie dzisiejszych Belize, Chile i Brazylii. Pochodziło ono sprzed 9–11 tysięcy lat.
      Głównym naszym odkryciem było spostrzeżenie, że przedstawiciele północnoamerykańskiej kultury Clovis pochodzącej sprzed około 12 800 lat byli spokrewnieni z najstarszymi mieszkańcami Chile, Belize i Brazylii. To wspiera hipotezę mówiącą, że ludzie, którzy rozprzestrzenili kulturę Clovis po Ameryce Północnej, dotarli też do Ameryki Środkowej i Południowej, mówi Cosimo Posth z Instytutu Historii Człowieka im. Maxa Plancka.
      Jednak u współczesnych mieszkańców Ameryki Południowej nie ma pozostałości genetycznych po twórcach kultury Clovis. Nie ma ich też w materiale młodszym niż 9000 lat. To było nasze drugie odkrycie. Wykazaliśmy, że co najmniej 9000 lat temu doszło do wymiany genów na skalę kontynentalną, mówi profesor David Reich z Harvard Medical School.
      U obecnych mieszkańców Ameryki Południowej wyraźnie widać pokrewieństwo genetyczne z ludźmi, którzy dokonali wspomnianej wymiany. To zjawisko wyraźnie odmienne od tego, co widzimy w zachodniej Eurazji czy w Afryce, gdzie pozostało niewiele miejsc o tak długotrwałym dziedzictwie genetycznym.
      Drugi, nieznany dotychczas epizod migracji, widoczny jest w genomie starożytnych mieszkańców kalifornijskich Channel Islands, którzy – jak się właśnie okazało – już przed co najmniej 4200 laty byli spokrewnieni genetycznie z ludźmi zamieszkującymi Andy na południu dzisiejszego Peru.
      Naukowcy uważają, że jest bardzo mało prawdopodobne, by doszło do migracji z Channel Islands do Ameryki Południowej. Ich zdaniem pokrewieństwo genetyczne pomiędzy tymi regionami to skutek ruchów ludnościowych, które miały miejsce tysiące lat wcześniej. Prawdopodobnie miało to miejsce tysiące lat wcześniej, a my po prostu nie dysponujemy szczątkami, które by to  pokazywały. Istnieją dowody archeologiczne wskazujące, że około 5000 lat temu w Środkowych Andach doszło do dużych ruchów ludnościowych. Rozprzestrzenianie się poszczególnych podgrup może wyjaśniać, dlaczego znajdujemy to pokrewieństwo pochodzące z późniejszych okresów, wyjaśnia Nathan Nakatsuka z Harvard Medical School.
      Uczeni podkreślają, że ich obecne odkrycia mogą być dopiero wierzchołkiem góry lodowej. Już w niedalekiej przyszłości coraz doskonalsza technika może pozwolić na odkrycie kolejnych tajemnic. Konieczne będzie zdobycie szczątków ludzkich starszych niż 11 000 lat. Chociaż nawet okres 3–11 tysięcy lat temu nie jest dobrze zbadany. Brakuje nam danych z Amazonii, Karaibów i północnych części Ameryki Południowej. Nie wiemy zatem, jak populacja z tamtych terenów ma się do terenów już zbadanych. Uzupełnienie tej wiedzy powinno być priorytetem, uważa profesor Reich.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Jackson Laboratory prowadzili badania na młodych myszach z genetyczną podatnością na jaskrę. Zauważyli, że jednorazowe potraktowanie pojedynczego oka promieniami rentgena zapewnia przeważnie całkowitą ochronę przed chorobą prowadząca do postępującego i nieodwracalnego uszkodzenia nerwu wzrokowego i komórek zwojowych siatkówki. W dodatku ochronę na całe życie...
      Doktorzy Gareth Howell i Simon John posłużyli się też metodami genomicznymi, które miały pozwolić określić, jakie szlaki ulegają zmianie na samym początku choroby.
      Około 10 lat temu laboratorium Johna wykazało, że przygotowujące do przeszczepu szpiku kostnego napromienianie całego ciała zapewnia ochronę przed jaskrą. Rok później jaskry nie wykryto w 97% napromienianych oczu, w porównaniu do 20% oczu w grupie kontrolnej. Niecodzienne spostrzeżenie pokrywa się z obserwacjami epidemiologów śledzących losy osób, które przeżyły zrzucenie bomb atomowych na Nagasaki i Hiroszimę. O ile ekspozycja na promieniowanie zwiększała zapadalność na raka tarczycy i inne nowotwory, o tyle wydawała się chronić przed jaskrą.
      Ostatnie badanie laboratorium Johna demonstruje, że zabezpieczająco działa również napromienianie pojedynczego oka. W dodatku sprawdzają się dawki niższe niż zastosowane poprzednio. Zanim jednak przejdziemy do działań na ludziach, trzeba przeprowadzić badania na innych modelach zwierzęcych. Pozwolą one na ocenę skuteczności oraz bezpieczeństwa tego typu zabiegów.
      Studium wykazało, że w odpowiedzi na wczesny stres tkankowy do nerwu wzrokowego i siatkówki migrują monocyty, które wydzielają substancje uszkadzające nerw wzrokowy. Wnikanie monocytów, największych z leukocytów, wydaje się częściowo kontrolowane przez komórki śródbłonka, a więc wysoce wyspecjalizowaną wyściółkę naczyń. Radioterapia zmienia reakcję komórek endothelium na stres.
      Choć potrzeba dalszych badań, by zrozumieć, w jaki sposób napromienianie zapewnia długoterminową ochronę, wydaje się, że utrudnia ono przyleganie i migrację monocytów w rejony oka podatne na uszkodzenie nerwu - podsumowuje Howell.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Żółw skórzasty to największy z żyjących obecnie żółwi morskich. Ma on też największy zasięg. Jednocześnie jest gatunkiem krytycznie zagrożonym. Od roku 1980 we wschodniej części Oceanu Spokojnego populacja tego żółwia spadła o ponad 90%. Przyczyną szybkiego zmniejszania się populacji jest najprawdopodobniej rybołówstwo.
      Żółwie skórzaste są długowiecznymi zwierzętami. Wiadomo, że podróżują przez całe oceany. I to właśnie te długie podróże powodują, że często wpadają w sieci rybaków. Mimo wysiłków przyrodników i ekologów populacja tych zwierząt szybko się zmniejsza. Spadek liczebności jest bardzo szybko i niezwykle ważne jest podjęcie działań zapobiegających wyginięciu gatunku - mówi doktor James Spotila z Drexel University.
      Dlatego też uczeni postanowili sprawdzić trasy migracji żółwi, by zidentyfikować te obszary oceanów, na których są one narażone na największe niebezpieczeństwo. Badaniom poddano dwie populacje. Jedna z nich gniazduje u wybrzeży Kostaryki i Meksyku, druga u wybrzeży Indonezji. Oznakowano też żółwie żerujące u wybrzeży Kalifornii. W sumie nadajniki satelitarne przyczepiono 135 zwierzętom, a do współpracy zaprzęgnięto Narodową Administrację Oceanów i Atmosfery (NOAA), NASA oraz agencje kosmiczne z wielu różnych krajów. Okazało się, że zwierzęta gniazdujące w Indonezji przypływają na żer na Morze Południowochińskie, w południowo-wschodnie obszary Australii oraz na zachodnie wybrzeże USA. To zwiększa ich szanse na znalezienie obfitości pożywienia, jednak z drugiej znacznie zwiększa ryzyko przypadkowego zaplątania się w sieci.
      Z kolei żółwie z Meksyku i Kostaryki płyną na południowy Pacyfik i tam się żywią meduzami. To powoduje, że z jednej strony mogą wpadać w sieci rybackie, a z drugiej, ze względu na mniejszy wybór źródeł pożywienia, są bardziej wrażliwe na wszelkie zmiany liczby meduz.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...