Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Międzynarodowa grupa naukowców chce zrealizować prawdopodobnie najbardziej ambitny projekt obliczeniowy w historii ludzkości. W ramach Living Earth Simulator (LES) ma powstać symulacja wszystkiego, co dzieje się na Ziemi - od globalnych zmian pogodowych, poprzez rozprzestrzenianie się chorób czy transakcje finansowe po sytuację na drogach lokalnych. LES ma pozwolić naukowcom zrozumieć to, co dzieje się na naszej planecie, zbadać wpływ ludzi na zmiany w społeczeństwie czy działanie sił przyrody na naszą rzeczywistość.

Doktor Dirk Helbing ze Szwajcarskiego Instytutu Technologicznego, przewodniczący projektu FuturICT w ramach którego ma powstać LES, zauważa, że wiele zmian i problemów na Ziemi jest związanych z ludzką aktywnością, ale wciąż w pełni nie rozumiemy tego, w jaki sposób działa społeczeństwo czy gospodarka. Dodaje, że dzięki takim narzędziom jak Wielki Zderzacz Hadronów wiemy więcej o wszechświecie niż o własnej planecie.

Zgodnie z wizją Helbinga, LES najpierw musiałby zostać wyposażony w gigantyczną bazę danych dotyczących Ziemi i ludzkości. Symulator nie działałby na pojedynczym komputerze, ale w sieci potężnych superkomputerów, które jeszcze nie istnieją. Uczony dodaje, że o ile odpowiedni sprzęt jeszcze nie istnieje, to dysponujemy już danymi potrzebnymi do działania LES. Helbing planuje włączyć do LES wiele źródeł informacji, takich jak np. Planetary Skin. To rozwijany przez NASA projekt, w ramach którego ma powstać sieć czujników zbierających dane z ziemi, wody, powietrza i przestrzeni kosmicznej. Z LES mogłyby zostać zintegrowane też Wikipedia, Google Maps czy rządowa brytyjska baza data.gov.uk. Po zintegrowaniu dziesiątków takich źródeł danych musiałby framework (szkielet) do zbudowania modeli obliczeniowych, symulujących to, co dzieje się na planecie.

Technologia konieczna do skonstruowania LES może pojawić się już w nadchodzącej dekadzie. Symulatorowi potrzebne będą np. dobrze rozwinięte sieci semantyczne, które nie tylko będą w stanie przetworzyć dane, ale również je zrozumieć. Dla obecnych systemów komputerowych informacje dotyczące np. zanieczyszczenia powietrza wyglądają tak samo jak dane dotyczące migracji ludności. Jednak jeśli chcemy stworzyć prawdziwą symulację procesów na Ziemi musimy dysponować komputerami, które potrafią odróżnić od siebie i zrozumieć takie dane w odpowiednim kontekście. Jednocześnie LES musi być w stanie zrozumieć, wyodrębnić i usunąć informacje dotyczące konkretnych osób. Tylko wówczas bowiem uda się osiągnąć pożądany efekt - symulować niemal wszystko, bez jednoczesnych obaw o zachowanie prywatności.

Oczywiście taka symulacja będzie wymagała olbrzymiej mocy obliczeniowej, ale jej uzyskanie nie powinno stanowić większego problemu. Specjaliści szacują bowiem, że już obecnie Google dysponuje 39 000 serwerów, które miesięcznie przetwarzają eksabajt danych. Jeśli prace nad LES rzeczywiście rozpoczną się w nadchodzącej dekadzie, to uzyskanie znacznie większej mocy obliczeniowej będzie stosunkowo łatwe. Pete Warden, twórca projektu OpenHeatMap i specjalista ds. przetwarzania danych zauważa, że dla LES będzie przydatna jedynie niewielka część z kilkuset eksabajtów danych, jakie są corocznie wytwarzane przez ludzkość. A skoro tak, to moc obliczeniowa nie będzie wąskim gardłem systemu. Jego zdaniem znacznie trudniejsze będzie uzyskanie dostępu do danych oraz wstępna eliminacja nieprzydatnych informacji.

W ciągu ostatnich lat stało się np. jasne, że potrzebujemy lepszych wskaźników niż PKB do oceny rozwoju społeczeństwa i jego dobrobytu - mówi Helbing. LES ma właśnie pokazać stan społeczeństwa, rozwoju opieki zdrowotnej, edukacji czy ochrony środowiska. Zdaniem Helbinga, dzięki takiemu projektowi ludzkość będzie mogła stać się szczęśliwsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hm, a może przy okazji znajdą pytanie do "42" ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie od razu się skojarzyło z NWO ;) może ten tytuł tak magicznie działa.

Pytanie: Po co im ten symulator? wskaźnik PKB w stosunku do rozwoju społeczeństwa i jego dobrobytu ma się jak pies do wydry. To w LES to akurat dałbym na szary koniec listy, ale coś trzeba ludziom powiedzieć by przyklaskali projektowi, jak małpę na banana. Czytałem tyle co w miesięczniku 21 wiek, że w planach jest zrobienie czujników wielkości góra 1 mm i umieszczenie ich na całej planecie, także jedno z drugim wspaniale się łączy. Stwarza to oczywiście niesamowite możliwości, zarówno pozytywne jak i negatywne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja mam nadzieję, że dzięki temu udostępnią aktualny rozkład PKP  ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osobiści nie za bardzo widzę sens w tworzeniu czegoś co będzie posiadało informację o wszystkim, a poza tym już jest i nazywa się internet. Można ewentualnie tylko dodawać kolejne dane i tworzyć systemy symulujące np. działalność człowieka itp. Chociaż życie jest tak różnorodne i zmienne, że nie wiem czy będzie kiedyś to możliwe.

 

Swoją drogą zadziwiające jaką karierę może zrobić stwierdzenie jakiegoś idioty, który nie wie albo nie chce wiedzieć co to jest PKB itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jest teoria ktora mowi ze znajomosc stanu ukladu pozwala przewidziec nastepny stan

 

i smiem przypuszczac ze MB tego wlasnie sie obawia

 

zatem jesli nie znajdujecie zadnych innych zastosowan (ja je znajduje)

oto jest zastosowanie ostateczne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Belisariusz: w LES nie chodzi o zgromadzenie informacji - tego zresztą tez nie masz w internecie, bo informacje są niezwykle pofragmentowane, a do wielu nie ma dostępu - tu idzie o ich analizę, modelowanie. Jeśli takie coś by wypaliło, to wiele rządów rozpocznie centralne planowanie życia swoim poddanym (oczywiście, dla ich szczęścia). Przyjdziesz do urzędu zarejestrować firmę produkującą bombki choinkowe, to się dowiesz, że z LES wynika, iż coraz mniej ludzi będzie w przyszłości ubierało choinki, więc nie możesz takiej firmy założyć, bo komuś zabierzesz gdzieś pracę. Ale, jak się dowiadujemy z LES, znajomi na forach chwalą Twoje wypieki, a tak się składa, że w Pierdziszewie Górnym brakuje piekarza. Więc dostaniesz nakaz pracy i jazda do Pierdziszewa. A jak do piekarni w Pierdziszewie przyjdzie do Ciebie pan Kowalski po biały chleb, to się dowie, że Centralny Urząd Piekarnictwa ograniczył plany produkcji białego chleba w Pierdziszewie, bo dostał od Centralnego Urzędu Planownia Zdrowia Ludności informacje, że w okolicy występuje zbyt dużo problemów z jelitem grubym. "A poza tym, Kowalski, powinniście zacząć się lepiej odżywiać, bo coś za często do lekarza chodzicie i ZUS musi za dużo do Was dopłacać".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie stworzą symulacji która odda rzeczywistość w 100% i zdoła przetworzyć ją tak, żeby przewidzieć nadchodzące wydarzenia. Mogą zrobić symulację która w prostych modelach się sprawdza, ale zawsze pojawią się czynniki które totalnie zepsują im wyniki...

 

Tak jak z socjologią, niby wszystko działa tak jak powinno, i nagle pojawia się jednostka z odpowiednią charyzmą i wszystko zmienia..

 

Zresztą co tu dużo szukać, niech głupią pogodę przewidzą na 2 tygodnie wcześniej, i już będzie dobrze ;) a oni mają problem z pogodą na 3 następne dni. Niby się sprawdza, nawet modele numeryczne, ale w sytuacji jak zaczynasz na nich polegać, to nagle okazuje się że jest całkiem inaczej niż 3 dni temu przewidywali...

 

Pamiętacie jak we wrześniu "amerykańscy naukowcy" wyliczyli że będziemy mieli w połowie listopada -30 stopni? I wielka d*pa... im wyszła, bo było +14... :P

 

i tak będzie z tym ich symulatorem, jedyne co ta wielka moc obliczeniowa wygeneruje na 100% to od groma ciepła...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na szczęście (w tym przypadku) zasada nieoznaczoności Heisenberga nie pozwala przewidzieć stanu układu:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajny, kuszący projekt, aczkolwiek całkowicie nierealny. Każde zwiększenie precyzji odwzorowania o malutki kroczek, to wykładnicze zapotrzebowanie mocy obliczeniowej i pamięci masowej. Nie tacy spece obecnie zajmują się już prognozowaniem pogody, przewidywaniem reakcji giełdy czy analizą huraganów i trzęsień ziemi, nie mówiąc już o ruchach społecznych czy pracy ludzkiego umysłu, a średnio im to wychodzi. Jeśli już, będzie to jakieś SuperGoogleEarth, nic więcej.

 

Specjaliści szacują bowiem, że już obecnie Google dysponuje 39 000 serwerów, które miesięcznie przetwarzają eksabajt danych.

 

Nie wiem skąd takie dane. Według http://www.datacenterknowledge.com/archives/2009/05/14/whos-got-the-most-web-servers/ w 2006 było to już 450 tys. Według infografiki http://www.intac.net/a-comparison-of-dedicated-servers-by-company_2010-04-13/ Google może mieć szacunkowo nawet 1 milion serwerów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy opisali nową jednostkę chorobową u ptaków. Plastikoza jest powodowana przez niewielkie kawałki plastiku, które wywołują stan zapalny w przewodzie pokarmowym. Została opisana u ptaków morskich, ale odkrywcy nie wykluczają, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Na zewnątrz ptaki te wyglądają na zdrowe, jednak nie jest z nimi dobrze, mówi doktor Alex Bond z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Ciągły stan zapalny prowadzi do bliznowacenia i deformacji tkanki, co negatywnie wpływa na rozwój i szanse przeżycia ptaków.
      To pierwsze przeprowadzone w ten sposób badania. Wykazały one, że spożywanie plastiku może poważnie uszkodzić przewód pokarmowy ptaków, dodaje uczony. Chorobę zidentyfikowano dotychczas u jednego gatunku, burzyka bladodziobego. Biorąc jednak pod uwagę stopień zanieczyszczenia środowiska naturalnego plastikiem, nie można wykluczyć, że dotyka ona też innych gatunków.
      Autorzy badań opisanych na łamach Journal of Hazardous Materials przez ponad 10 lat badali ptaki na wyspie Lord Howe. Zauważyli, że przebywające tam burzyki są najbardziej zanieczyszczonymi plastikiem ptakami na planecie. Zjadają plastik unoszący się na powierzchni wody, myląc go z pożywieniem. Naukowcy postanowili bliżej się temu przyjrzeć. W ten sposób odkryli nową jednostkę chorobową powodującą zwłóknienia tkanki i na wzór podobnych chorób – jak azbestoza – nadali jej nazwę plastikozy.
      Choroba ta, wywoływana przez ciągły stan zapalny spowodowany obecnością kawałków plastiku, prowadzi do formowania nadmiernego bliznowacenia i włóknienia tkanki, co zmniejsza jej elastyczność i prowadzi do zmiany struktury. Okazało się, że wśród burzyków na Lord Howe takie zwłóknienie żołądka gruczołowego jest czymś powszechnym. Dlatego też uznano to za nową jednostkę chorobową.
      Bliznowacenie tkanki narusza strukturę fizyczną żołądka gruczołowego. W miarę zwiększania się ekspozycji na plastik, tkanka poddana jest coraz poważniejszemu stanowi zapalnemu, aż do wystąpienia poważnych uszkodzeń. Dobrym przykładem plastikozy jest jej wpływ na gruczoły wydzielające soki trawienne. W miarę, jak ptak połyka kolejne kawałki plastiku, funkcje tych gruczołów ulegają coraz większemu upośledzeniu, aż w końcu dochodzi do całkowitej utraty struktury tkanki, mówi Bond. W wyniku utraty tych gruczołów, ptaki są bardziej podatne na infekcje oraz pasożyty, dochodzi również do zmniejszenie wchłaniania witamin.
      Bliznowacenie powoduje też, że żołądek staje się twardszy i sztywniejszy, co upośledza trawienie. Jest to szczególnie niebezpieczne dla piskląt i młodych ptaków, które mają mniejsze żołądki. Obecność plastiku zauważono w odchodach aż 90% młodych karmionych jeszcze przez rodziców. W ekstremalnych przypadkach prowadzi to do śmierci głodowej ptaka, którego żołądek zostaje całkowicie zapchany plastikiem. Plastikoza może mieć też wpływ na rozwój ptaków. Zauważono bowiem, że długość skrzydeł ptaków oraz waga zwierząt jest skorelowana z ilością plastiku w organizmach.
      Ptaki w sposób naturalny spożywają materię nieorganiczną, na przykład kamyki. Jednak naukowcy nie zauważyli, by prowadziło to do bliznowacenia w układzie pokarmowym. Za to obecnie w żołądku kamyki mogą rozbijać plastik na mniejsze kawałki, przez co jest on jeszcze bardziej niebezpieczny dla ptaków.
      Bond i jego zespół już wcześniej znaleźli mikroplastik w nerkach i śledzionie ptaków, gdzie również wywoływał stany zapalne, włóknienie i utratę struktury tkanki. Nie można wykluczyć, że w podobny sposób plastik wpływa na wiele innych gatunków zwierząt.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Reintrodukcja bobrów, niedźwiedzi czy żubrów znacząco poprawiłaby stan światowych ekosystemów. Zamówiony przez ONZ raport wykazał, że przywrócenie dużych ssaków może pomóc w walce z ociepleniem klimatu, poprawi stan zdrowia ekosystemów i przywróci bioróżnorodność. By osiągnąć ten cel w skali świata wystarczy reintrodukcja zaledwie 20 gatunków, których historyczne zasięgi zostały dramatycznie zredukowane przez człowieka.
      Jeśli pozwolimy powrócić tym zwierzętom, to dzięki ich obecności pojawią się warunki, które z czasem spowodują, że gatunki te pojawią się na 1/4 powierzchni planety, a to z kolei rozszerzy zasięgi innych gatunków i odbuduje ekosystemy, dzięki czemu zwiększy się ich zdolność do wychwytywania i uwięzienia węgla atmosferycznego.
      Przywracanie gatunków nie jest jednak proste. Pojawia się bowiem zarówno pytanie, który z historycznych zasięgów gatunku należy uznać za pożądany. Niektórzy obawiają się też reintrodukcji dużych drapieżników, jak np. wilki, twierdząc, że niesie to ze sobą zagrożenie dla ludzi i zwierząt hodowlanych. Badania pokazują jednak, że duże drapieżniki, wpływając na roślinożerców, doprowadzają do zwiększenia zarówno pokrywy roślinnej, jak i innych gatunków. Z kolei przywracanie historycznych zasięgów roślinożerców powoduje, że roznoszą oni nasiona, pomagają w obiegu składników odżywczych oraz zmniejszają zagrożenie pożarowe poprzez wyjadanie roślinności.
      Autorzy najnowszych badań postanowili sprawdzić, gdzie przywrócenie dużych ssaków przyniosłoby największe korzyści i w jaki sposób można to osiągnąć. Okazało się, że wystarczy reintrodukcja 20 gatunków – 13 roślinożerców i 7 drapieżników – by na całej planecie odrodziła się bioróżnorodność. Te 20 gatunków to niewiele jak na 298 gatunków dużych ssaków żyjących na Ziemi.
      Badania wykazały, że obecnie jedynie w 6% obszarów zasięg dużych ssaków jest taki, jak przed 500 laty. Okazuje się również, że tylko w odniesieniu do 16% planety można stwierdzić, że znajdują się tam gatunki ssaków, na których zasięg nie mieliśmy większego wpływu.
      Naukowcy przyjrzeli się następnie poszczególnym regionom, by określić, ile pracy trzeba włożyć, by przywrócić w nich bioróżnorodnośc. Okazało się, że w większości Azji północnej, północnej Kanady oraz w częściach Ameryki Południowej i Afryki wystarczyłoby wprowadzić jedynie po kilka gatunków dużych ssaków, by przywrócić bioróżnorodność z przeszłości.
      I tak Europie przywrócenie bobra, wilka, rysia, renifera i żubra pozwoliłoby na powrót bioróżnorodności w 35 regionach, w których gatunki te zostały wytępione. Podobnie jest w Afryce, gdzie reintrodukcja hipopotama, lwa, sasebiego właściwego, likaona i geparda doprowadziłaby do dwukrotnego zwiększenia obszarów o zdrowej populacji ssaków w 50 ekoregionach. W Azji, po reintrodukcji tarpana dzikiego oraz wilka w Himalajach doszłoby do zwiększenia zasięgów zdrowych populacji o 89% w 10 ekoregionach. Z kolei w Ameryce Północnej do znacznego poprawienia stanu ekosystemów wystarczyłaby reintrodukcja niedźwiedzia brunatnego, bizona, rosomaka oraz niedźwiedzia czarnego.
      Reintrodukcja gatunków miałaby olbrzymie znaczenie nie tylko dla ekosystemu, ale i dla uratowania ich samych. Na przykład jednym ze zidentyfikowanych 20 kluczowych gatunków jest gazelka płocha, występująca na Saharze. Obecnie to gatunek krytycznie zagrożony, na świecie pozostało zaledwie około 200–300 osobników. Największym zagrożeniem dla niej są zaś działania człowieka – polowania i utrata habitatów.
      Przywrócenie wielu ze wspomnianych gatunków nie będzie jednak proste. Trzeba by np. zabronić polowań na nie i zapobiegać dalszej utracie habitatu. Ponadto wiele z ekoregionów poprzedzielanych jest granicami państwowymi, więc przywracanie gatunków i bioróżnorodności wymagałoby współpracy międzynarodowej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Historia naszej planety, to historia 4,5 miliarda lat schładzania się. Dzięki temu, że Ziemia stygnie, uformowała się jej sztywna skorupa i mogło powstać życie. Jednocześnie dzięki temu, że nie wystygła, istnieją takie procesy jak tektonika płyt i wulkanizm. Gdy wnętrze planety wystygnie, te kluczowe procesy zatrzymają się. Nie wiemy jednak, jak szybko nasza planeta się wychładza i kiedy procesy przebiegające w jej wnętrzu zatrzymają się.
      Odpowiedzią na te pytania może dać zbadanie przewodnictwa cieplnego minerałów znajdujących się na granicy między jądrem a płaszczem Ziemi. To bardzo ważne miejsce, w którym lepkie skały mają bezpośredni kontakt z płynnym zbudowanym głównie z niklu i żelaza zewnętrznym jądrem. Gradient temperatury pomiędzy jądrem zewnętrznym a płaszczem jest bardzo duży, zatem potencjalnie może tam przepływać sporo ciepła. Warstwa graniczna zbudowana jest głownie z bridgmanitu.
      Profesor Motohiko Murakami ze Szwajcarskiego Instytutu Technologicznego w Zurichuy (ETH Zurich) wraz z naukowcami z Carnegie Institute for Science opracowali złożony system pomiarowy, który pozwolił im na wykonanie w laboratorium oceny przewodnictwa cieplnego bridgmanitu w warunkach ciśnienia i temperatury, jakie panują we wnętrzu Ziemi. Wykorzystali przy tym niedawno opracowaną technikę optycznego pomiaru absorpcji diamentu podgrzewanego impulsami laserowymi.
      Dzięki tej nowej technice wykazaliśmy, że przewodnictwo cieplne bridgmanitu jest około 1,5-razy większe niż się przyjmuje, mówi profesor Murakami. To zaś wskazuje, że przepływ ciepła pomiędzy jądrem a płaszczem jest większy. A większy przepływ ciepła oznacza, że konwekcja w płaszczu zachodzi szybciej i Ziemia szybciej się ochładza. Tektonika płyt może więc w rzeczywistości spowalniać szybciej, niż się obecnie przyjmuje.
      Grupa Murakami wykazała jednocześnie, że szybsze wychładzanie się płaszcza zmieni fazy minerałów na granicy jądra i płaszcza. Schładzający się bridgmanit zmieni się w minerał, który będzie jeszcze efektywniej przewodził ciepło, zatem stygnięcie Ziemi jeszcze bardziej przyspieszy.
      Wyniki naszych badań rzucają nowe światło na ewolucję dynamiki Ziemi. Wskazują, że Ziemia, podobnie jak Merkury czy Mars, schładza się szybciej i stanie się szybciej nieaktywna, wyjaśnia Murakami.
      Trudno jednak powiedzieć, ile czasu minie zanim ruchy konwekcyjne w płaszczu ustaną. Wciąż wiemy zbyt mało, by określić, kiedy do tego dojdzie, przyznają naukowcy. Żeby się tego dowiedzieć, uczeni muszą najpierw lepiej rozpoznać w czasie i przestrzeni procesy konwekcyjne w płaszczu. Ponadto muszą wiedzieć, jak rozpad pierwiastków radioaktywnych we wnętrzu Ziemi, który jest jednym z głównych źródeł ciepła, wpływa na dynamikę procesów płaszcza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Big Bear Solar Observatory, Instituto de Astrofísica de Canarias oraz New York University poinformowali, że Ziemia pociemniała w wyniku zmian klimatycznych. Główną zaś przyczyną zmniejszonego współczynnika odbicia naszej planety są ogrzewające się oceany. Na potrzeby swoich badań uczeni wykorzystali dane z 20 lat (1998–2017) pomiarów światła popielatego oraz pomiary satelitarne. Okazało się, że w tym czasie doszło do znacznego spadku albedo – stosunku światła padającego do odbitego – Ziemi.
      Światło popielate to światło odbite od Ziemi, które pada na nieoświetloną przez Słońce powierzchnię Srebrnego Globu. Możemy z łatwością zaobserwować je w czasie, gdy Księżyc widoczny jest jako cienki sierp o zmierzchu lub świcie. Widzimy wtedy słabą poświatę na pozostałej części jego tarczy. To właśnie światło popielate, odbite od naszej planety światło słoneczne, które dotarł do Księżyca.
      Obecnie, jak czytamy na łamach pisma Geophysical Research Letters wydawanego przez American Geophysical Union, Ziemia odbija o około 0,5 W na m2 mniej światła niż przed 20 laty, a do największego spadku doszło na przestrzeni 3 ostatnich lat badanego okresu. Taka wartość oznacza, że współczynnik odbicia naszej planety zmniejszył się o około 0,5%. Ziemia odbija około 30% padającego na nią światła słonecznego.
      Taki spadek albedo był dla nas zaskoczeniem, gdyż przez wcześniejszych 17 lat utrzymywało się ono na niemal stałym poziomie, mówi Philip Goode z Big Bear Solar Observatory.
      Na albedo planety wpływają dwa czynniki, jasność jej gwiazdy oraz współczynnik odbicia samej planety. Badania wykazały zaś, że obserwowane zmiany albedo Ziemi nie są skorelowane ze zmianami jasności Słońca, a to oznacza, że przyczyna zmian albedo znajduje się na samej Ziemi.
      Jak wykazały dalsze analizy, satelity pracujące w ramach projektu Clouds and the Earth’s Radiant Energy System (CERES) zarejestrowały spadek pokrywy nisko położonych jasnych chmur tworzących się nad wschodnią częścią Pacyfiku. Do spadku tego doszło u zachodnich wybrzeży obu Ameryk. Z innych zaś badań wiemy, że w tamtym regionie szybko rośnie temperatura wód powierzchniowych oceanu, a zjawisko to spowodowane jest zmianami w dekadowej oscylacji pacyficznej (PDO). Zaś zmiany te są najprawdopodobniej wywołane globalnym ociepleniem.
      Zmniejszenie współczynnika odbicia oznacza również, że w całym ziemskim systemie zostaje uwięzione więcej energii słonecznej niż wcześniej. To może dodatkowo napędzać globalne ocieplenie.
      Specjaliści zauważają, że to niepokojące zjawisko. Jakiś czas temu naukowcy meli nadzieję, że globalne ocieplenie doprowadzi do pojawienia się większej ilości chmur i zwiększenia albedo Ziemi, co złagodzi wpływ człowieka na klimat i go ustabilizuje. Tymczasem okazało się, że chmur tworzy się mniej, przez co albedo spada.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy są niemal pewni, że nasza planeta zyskała Księżyc po tym, jak przed 4,5 miliardami lat w proto-Ziemię uderzyła inna planeta, Theia. Nie wiemy, co się stało z Theią, czy po uderzeniu oddaliła się od powstającej Ziemi czy też obie planety się połączyły. Qian Yuan i jego koledzy z Arizona State University nie tylko sądzą, że doszło do połączenia, ale że resztki Thei tkwią we wnętrzu Ziemi, a oni wiedzą, gdzie ich szukać.
      Pierwsze szacunki dotyczące Thei mówiły, że była to planeta wielkości mniej więcej Marsa. Jednak ostatnio pojawiają się badania, których autorzy twierdzą, że była czterokrotnie większa – wielkości proto-Ziemi. Autorzy obu tych modeli zgadzają się w jednym, że do połączenia jąder Ziemi i Thei doszło błyskawicznie, w ciągu godzin.
      Płaszcz Ziemi czyli położona między jądrem a skorupą warstwa o grubości około 2900 kilometrów, nie jest jednorodny. Około 8% jest wyraźnie inna od reszty. Ta inna część tworzy dwa olbrzymie stosy w pobliżu graniczy płaszcza i jądra. Stosy te zwane są wielkimi prowincjami obniżonych prędkości fal poprzecznych (Large Low Shear Velocity Provinces). Nazwano je tak, gdyż w miejscach tych fale sejsmiczne podróżują nawet 2% wolniej. Jedna z tych prowincji znajduje się pod Afryką, druga zaś pod Pacyfikiem.
      Część naukowców sądzi, że spowalnianie fal w LLSVP wynika z faktu, że mają one wyższą temperaturę niż reszta płaszcza. Yuan i jego koledzy uważają, że nie tylko są cieplejsze, ale również gęstsze i mają inny skład.
      Yuan mówi, że na pomysł, iż LLSVP mogą być pozostałościami Thei wpadł podczas wykładu profesora Miszy Zołotowa, który mówił, iż najsłabszym elementem hipotezy o zderzeniu z Theią jest brak bezpośrednich dowodów na jej istnienie. Wówczas Yuan zaczął się zastanawiać, czy pozostałościami po niej nie mogą być LLSVP.
      Uczony dokonał prostych obliczeń. Najpierw porównał łączną wielkość LLSVP z płaszczem Marsa. Okazało się, że ich wielkość to 80–90 procent płaszcza Czerwonej Planety. Następnie do tej wielkości dodał wielkość Księżyca. Okazało się, że płaszcz Marsa jest niemal identycznej wielkości co LLSVP dodane do wielkości Księżyca. Yuan sięgnął do pracy geochemika Sujoya Mukhopadhyaya z 2012 roku, który na podstawie izotopów gazów szlachetnych z islandzkich bazaltów wykazał, iż w ziemskim płaszczu istnieją dwa źródła takich izotopów i że liczą sobie one to najmniej 4,5 miliarda lat. Są więc starsze od Księżyca. To pasowało do naszej hipotezy, mówi Yuan. Jednym z tych źródeł mogą być pozostałości płaszcza Thei znajdujące się w płaszczu Ziemi.
      Następnie zwrócił się o pomoc do astrofizyka Stevena Descha, który niedawno opublikował pracę nt. prawdopodobnego składu Thei. Wynikało z niej, że płaszcz Thei był bogatszy w tlenek żelaza niż płaszcz Ziemi. To oznacza, że był gęstszy, zatem po zderzeniu mógł zatonąć w płaszczu Ziemi. Yuan i Desch przeprowadzili nowe obliczenia, w których założyli, że płaszcz Thei był nieco bardziej gęsty, niż wynikało to z wcześniejszych obliczeń Descha. Okazało się, że gdyby tak było, to po zderzeniu powstałaby jedna globalna warstwa, a nie dwa stosy. To sugerowało, że pierwotne obliczenia Descha są właściwe.
      Yuan podkreśla, że to hipoteza. Proponujemy ją po raz pierwszy. To coś nowego. Uczony wyraził nadzieję, że inni naukowcy będą chcieli sprawdzić tę hipotezę i poszukają dowodów, na jej potwierdzenie lub obalenie. Dodaje, że kolejnym logicznym krokiem badań byłoby porównanie składu izotopowego LLSVP ze składem izotopowym Księżyca.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...