Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Amerykańska nauka coraz mniej efektywna

Rekomendowane odpowiedzi

Nowy raport dotyczący publikacji naukowych przynosi alarmujące informacje dla USA. Badania naukowe, pomimo wzrostu środków finansowych i wzmocnienia innych impulsów, są coraz mniej efektywne.

Do takich wniosków doszli specjaliści, którzy na zlecenie Narodowej Fundacji Nauki (NSF) sprawdzili trendy w publikacjach naukowych pochodzących z 200 czołowych amerykańskich instytucji badawczych z lat 1988-2001.

Eksperci zauważyli znaczny spadek efektywności. Obliczyliśmy, że te same zasoby, które skutkowały w 2001 roku pojawieniem się 100 publikacji naukowych jeszcze w roku 1990 przyczyniłyby się do powstania 129 publikacji - czytamy w raporcie "U.S. Academic Scientific Publishing". To kolejne już niepokojące spostrzeżenie od czasu badań z lipca 2007 roku. Wówczas stwierdzono, że liczba artykułów opublikowanych w czołowych światowych magazynach przez amerykańskich naukowców nie zwiększa się od pierwszej połowy lat 90., pomimo wzrostu nakładów na naukę i zatrudniania w instytucjach naukowo-badawczych coraz większej liczby osób.

Najnowszy raport potwierdza, że w pierwszej połowie lat 90. doszło do zatrzymania wzrostu liczby publikacji, a zatem do zmniejszenia efektywności naukowców. Co gorsza, problemów tych nie można tłumaczyć rosnącą produktywnością światowej nauki.

Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być różne. Uczeni zwracają uwagę na kilka możliwych: rosnący stopień skomplikowania badań naukowych, rosnące koszty umieszczania artykułów w renomowanych pismach, pisanie bardziej wszechstronych artykułów czy wzrost kosztów badań ponad inflację. Ponadto w badania włącza się coraz więcej instytucji, co skutkuje bardziej skomplikowaną i kosztowną komunikacją pomiędzy nimi. Zauważono również, że w ciągu ostatniej dekady nauki biomedyczne otrzymały olbrzymie dofinansowanie z budżetu federalnego i mogło po prostu upłynąć zbyt mało czasu, by inwestycje te dały efekty.

Na razie brakuje wytłumaczenia tego zjawiska, jednak już pojawiają się głosy, iż może ono oznaczać, że jesteśmy świadkami przenoszenia się środka ciężkości nauki i być może w przyszłości Stany Zjednoczone przestaną być światowym liderem naukowym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a może, a może..., a może coś przecieka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A nie jest to po prostu znany efekt, że kiedyś do dokonania epokowego odkrycia wystarczał jeden wizjoner dłubiący w domowym garażu, a dziś konieczne są kosztowne laboratoria i rzesza ludzi?

 

I tak sobie jeszcze myślę, żeby polska nauka miała tylko takie problemy…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę Jurgi, że masz rację- badania są coraz droższe, bo zagłębiamy się coraz bardziej w rzeczywistość i teraz już trzeba budować takie LHC i kosztowne superkomputery, żeby odkrywać dalej, już nie wystarczy kartka papieru i ołówek, bo już wiemy, że 2+2=4.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ewentualnie można też hipotetyzować, że nowatorskie odkrycia coraz częściej przechodzą z domeny publicznej do domeny komercyjnej. Stają się bardziej kapitałem patentowym, własnością firmy, która wyłożyła grube miliony na R&D, nawet kosztem nobilitacji w świecie naukowym. Stąd też mniej "garażowych" wynalazców, a więcej zespołów pracujących w sterylnych warunkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z przedmówcami.

 

Wielka mi rzecz, ludzie się dziwią że świat ma swoje ograniczenia, tak jak zdziwienie ekonomistów po kryzysie, nastawiamy się na ciągły rozwój a tymczasem wysoce prawdopodobne jest to że odkryjemy co mieliśmy odkryć i koniec, albo tak jak z tym prawem że kolejna generacja procesorów wymaga wielkiego wzrostu wydatków na fabryki, tak jak ograniczenia fizyczne procesorów. Podobnie jak prawo Moora, to jest ściema dla ludzi którzy pragną ciągłego rozwoju do nieskończoności, kiedy wiemy że ograniczeniem są atomy. Już teraz znaczna większość badań naukowców opiera się na jakiejś statystyce na ludziach.

A jeśli chodzi o prawdziwe, epokowe odkrycia - to tak jak piszecie - są coraz droższe, trudniejsze do zrozumienia i badania. I tak pod tym względem jest nie tak źle, gorzej z zastosowaniem w życiu codziennym. Na prawdziwą zmianę w życiu przez jakiś wynalazek być może będziemy musieć poczekać od 20-50 lat, Elektrownie termojądrowe, sztuczna inteligencja, komp. kwantowe itd... . Może to my jesteśmy coraz bardziej wybredni, nasze wymagania rosną a powinniśmy się zadowolić nowym "ajpodem" ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście zgadzam się z wcześniejszymi wypowiedziami - aż dziw bierze, że tak poważna instytucja jak NSF nie zauważa tak oczywistych faktów.

 

Chciałbym jeszcze dodać jedną kwestię: w ostatnich latach czołowe czasopisma bardzo mocno walczą z tzw. salami publishing, czyli rozdzielaniem badań na możliwie cienkie "plasterki" i publikowaniu możliwie wielu możliwie małych prac w ramach jednego projektu. Cel był zawsze jasny: mieć jak najwięcej publikacji w CV, bo od tego zależą w USA wyniki rekrutacji na stanowiska uczelniane (ach, kiedy tak będzie u nas!). W ostatnich latach znacznie ostrzej się z tym walczy, więc liczba publikowanych prac spada, nawet jeśli jakość i "postępowość" badań rośnie.

 

Ale taki już jest urok statystyk, że są jak bikini - pokazują wiele, ale nie to, co dla nas najważniejsze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Drugi największy na świecie emitent dwutlenku węgla, Stany Zjednoczone, zapowiedział, że do 2030 roku zredukuje emisję o 50–52 procent w porównaniu z emisją z roku 2005. Administracja prezydenta Bidena chce w ten sposób zachęcić inne kraje do wyznaczenia sobie bardziej ambitnych celów przed listopadowym spotkaniem COP26 ONZ.
      Zapowiedź Białego Domu oznacza duży postęp w porównaniu z dotychczas wyznaczanymi celami. Wcześniej USA obiecywały 28-procentową redukcję do roku 2025. Zgodnie zaś z nowymi zapowiedziami za cztery lata amerykańska emisja zmniejszy się o 38% w porównaniu z rokiem 2005.
      Zapowiedzi rządu USA, mimo że ambitne, nie są jednak wystarczające. Organizacja Climate Action Tracker, która śledzi, jak poszczególne kraje wypełniają założenia Porozumienia Paryskiego, zgodnie z którymi ludzkość ma powstrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza powyżej epoki przedprzemysłowej mówi, że do roku 2030 Stany Zjednoczone powinny zredukować swoją emisję o 57–63 procent.
      W najnowszym oświadczeniu Biały Dom powtórzył, że do roku 2035 cała produkcja energii elektrycznej w USA ma się odbywać bezemisyjnie. Zapowiedziano też zwiększenie powierzchni lasów, większe rozpowszechnienie pomp cieplnych w budynkach mieszkalnych oraz mniej energochłonne samochody.
      USA nie są jedyny krajem, który stawia sobie coraz bardziej ambitne cele. Amerykanie poinformowali o nowych celach kilka dni po tym, gdy Wielka Brytania zapowiedziała, że do roku 2035 zredukuje swoją emisję aż o 78% w porównaniu z rokiem1990. Japonia, która jest 6. na świecie największym konsumentem węgla, obiecuje, że do roku 2030 zmniejszy emisję o 46% w porównaniu z rokiem 2013. Jeszcze niedawno zapowiadano, że będzie to 26%. W tym samym czasie Kanada ma zamiar zredukować swoją emisję o 40–45 procent w porównaniu z rokiem 2005. To znacznie mniej niż potrzebne 60% redukcji, ale dużo więcej niż wcześniej zapowiadane 30%.
      Nawet prezydent Brazylii, Jair Bolsonaro, zapowiedział bardziej zdecydowana działania. Stwierdził, że do roku 2050 jego kraj stanie się neutralny pod względem emisji węgla, a do roku 2030 zakończy się wylesianie Amazonii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ekonomiści Benjamin F. Jones z Northwestern University i Bruce A. Weinberg z Ohio State University zauważyli, że rośnie średnia wieku noblistów. W latach 1901-1960 średni wiek, w którym dokonano okrycia nagrodzonego później Nagrodą Nobla z medycyny, fizyki lub chemii był niższy niż 40 lat. Natomiast od roku 1961 wzrósł on do ponad 40 lat.
      Zdaniem Jonesa różnica ta nie wynika z faktu, że starsi naukowcy są mądrzejsi niż niegdyś, ale z systemu kształcenia. Obecnie młodzi naukowcy, zamiast spędzać czas na własnych badaniach, skupiają się na studiach doktoranckich i postdoktoranckich.
      Od dawna uważa się, że ludzie są najbardziej innowacyjni we wcześniejszych latach swojego życia - mówi Jones. Jednocześnie od kilkudziesięciu lat kładzie się nacisk na dłuższe zdobywanie formalnego wykształcenia, co oznacza, że czas przeznaczany niegdyś na badania i innowacje, jest obecnie spędzany na nauce. Zdaniem Jonesa powoduje to, że naukowiec w czasie całej kariery zawodowej poświęca pracy badawczej nawet o 30% mniej czasu niż kiedyś. To, jak mówi Jones, niepożądane zjawisko.
      Dla ekonomisty postęp technologiczny jest bardzo ważny, ponieważ jest on podstawowym paliwem rozwoju ekonomicznego. [...] Ekonomiści już od pewnego czasu zauważyli, że wkłada się coraz więcej wysiłku w prace badawczo-rozwojowe, że w działach R&D pracuje coraz więcej ludzi i trafia tam coraz więcej pieniędzy. Jednocześnie widzimy, że tempo rozwoju światowej ekonomii nie zwiększa się. A to oznacza, że indywidualny wkład pracownika działu badawczo-rozwojowego jest coraz mniejszy. Jedną z przyczyn może być mniejsza produktywność na polu innowacji - dodaje uczony.
      Weinberg i Jones zauważyli, że coraz dłużej kształci się doktorantów, a studia postdoktoranckie urosły do rangi instytucji. To z kolei oznacza, że naukowiec później niż kiedyś zostaje samodzielnym badaczem. Co prawda uczeni coraz później też dostają swój pierwszy duży grant, jednak fakt ten nie odgrywa decydującej roli, gdyż w takich naukach jak np. matematyka, gdzie wielkie granty nie są potrzebne, również można zaobserwować rosnącą średnią wieku laureatów nagród.
      Drugą z przyczyn wzrostu średniej wieku jest zmiana sposobu oceniania pracy naukowej. Wcześniej nagrodę przyznawano głównie za prace teoretyczne, a młodsi naukowcy mogą być bardziej skłonni do niekonwencjonalnego myślenia. Obecnie nagrody przyznawane są za osiągnięcia eksperymentalne, wymagające większego doświadczenia. Potwierdzeniem tej tezy może być np. obserwacja, że gdy rodziła się fizyka kwantowa i dokonywano wielu odkryć wychodzących poza klasyczne myślenie o fizyce, gwałtownie spadła średnia wieku noblistów z fizyki.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najprawdopodobniej dzisiaj zostanie ogłoszona decyzja o nałożeniu na Google'a 500 milionów dolarów grzywny za reklamowanie aptek, które prowadzą nielegalne działania. Koncern zapłaci taką kwotę w ramach ugody z Departamentem Sprawiedliwości.
      Google zostanie w ten sposób ukarane za umieszczanie reklam aptek, które sprzedają podrobione leki lub też umożliwiają kupowanie leków bez recepty. Mowa tutaj przede wszystkim o kanadyjskich aptekach. Amerykanie chętnie kupują w nich lekarstwa, gdyż są one tańsze od lekarstw w USA. Jednak działania takie są niezgodne zarówno z amerykańskimi jak i kanadyjskimi przepisami.
      Google już w 2003 roku wiedziało, że przysyłanie przez kanadyjskie apteki lekarstw do USA jest niezgodne z prawem.
      Prowadzący śledztwo prokuratorzy ze stanu Rhode Island oraz urzędnicy FDA poinformowali, że kwota, którą zapłaci koncern jest jedną z największych grzywien w historii. Zauważyli również, że Google miał techniczne możliwości niedopuszczenia reklam kanadyjskich aptek, gdyż skutecznie blokował reklamy aptek z innych krajów. Tymczasem niektórym kanadyjskim aptekom pomagano nawet w optymalizacji kampanii reklamowych. Pierwsze działania, mające na celu weryfikację legalności reklam kanadyjskich aptek Google podjął dopiero w 2009 roku, gdy został poinformowany o rozpoczęciu śledztwa w tej sprawie.
      Teraz koncern Page i Brina przyznał się do winy, wziął ją całkowicie na siebie i obiecał, że przedstawi rozwiązania mające zapobiec powtórzeniu się takiej sytuacji w przyszłości.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pragnący zachować anonimowość darczyńca z USA przekazał w zeszłym roku Uniwersytetowi w Sydney obraz Pabla Picassa z 1935 r. "Jeune Fille Endormie" (Śpiąca młoda dziewczyna). Zaznaczył przy tym, że fundusze uzyskane podczas sprzedaży mają być przeznaczone na badania naukowe.
      Portret przedstawia kochankę kubisty Marie-Therese Walter. Licytacja odbędzie się w czerwcu w londyńskim domu aukcyjnym Christie's. Szacuje się, że uda się uzyskać kwotę między 15 a 20 mln dol.
      Jak ujawnił prorektor uniwersytetu Michael Spence, darczyńca osobiście przyleciał do Sydney, by przekazać obraz. Na co konkretnie zostaną przeznaczone pieniądze z licytacji? Część na badania nad cukrzycą, otyłością oraz chorobami sercowo-naczyniowymi. Resztę trzeba będzie dopiero rozdysponować.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ciągły rozwój technologii powoduje, że energetyka słoneczna staje się coraz bardziej atrakcyjną alternatywą wobec innych sposobów produkcji energii. Farmy słoneczne powstają nawet w Kanadzie, amerykańska Solar Energy Intustries Association opublikowała właśnie raport za rok 2010, w którym donosi o niemal 2-krotnym powiększeniu się rynku energetyki słonecznej.
      W roku 2010 w USA zainstalowano różnego typu instalacje słoneczne, dostarczające 956 megawatów mocy. W sumie w USA z energii słonecznej pochodzi 2,6 gigawatów. To wciąż mniej niż 1% energii produkowanej na ternie Stanów, jednak rynek szybko się powiększa. W roku 2009 wartość inwestycji w energię pozyskiwaną ze Słońca wyniosła 3,6 miliarda USD. Rok później było to już około 6 miliardów.
      Oczywiście, najwięcej inwestycji dokonano tam, gdzie są one najbardziej opłacalne, a zatem w Kalifornii. Sporo zainwestowano na Florydzie, ale w położonym znacznie bardziej na północ New Jersey inwestycje były większe.
      Wraz ze wzrostem wydajności instalacji słonecznych, będą z pewnością rosły też nakłady inwestycyjne. Energia ze Słońca stanie się bowiem coraz bardziej konkurencyjna wobec innych źródeł i będzie można myśleć o jej ekonomicznym wykorzystaniu na terenach położonych coraz bardziej na północ.
      Analitycy Solar Energy Industries Association nie pokusili się o prognozowanie, czy i w roku 2011 uda się utrzymać szybkie tempo wzrostu inwestycji. Jednak organizacja chce, by do roku 2015 na terenie USA produkowano tyle energii ze Słońca, by wystarczyło to do zasilenia 2 milionów gospodarstw domowych. To oznacza, że moc elektrowni słonecznych musi wzrosnąć czterokrotnie w porównaniu z obecną mocą.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...