Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Gwiazdy rodzą się bez przerwy, dla przykładu, w naszej Drodze Mlecznej każdego roku przybywa dziesięć nowych słońc wszelkiego rodzaju. Wiedząc, w jakim tempie gwiazdy rodziły się dawniej, można oszacować, jaką ich ilość powinna zawierać galaktyka o określonej wielkości i wieku. Problem w tym, że wyniki takich wyliczeń nie pokrywają się z astronomicznymi obserwacjami. Grupa Lokalna Galaktyk, czyli gromada galaktyk, w której znajduje się między innymi nasza Droga Mleczna (ale także Andromeda, Mały i Wielki Obłok Magellana i około 50 innych) zawiera według obserwacji sto bilionów gwiazd. Powinno ich być zaś znacznie więcej. Gdzie się podziały? Czy pominęliśmy jakieś ważne zjawisko? Długo było to zagadką, aż wreszcie uczeni z uniwersytetu w Bonn (Rheinische Friedrich-Wilhelms-Universität Bonn) doszli do wniosku, że coś jest po prostu nie tak z używaną metodą szacowania tempa przyrostu gwiazd.

 

Patrzeć i liczyć, ale jak?

 

Jak łatwo się domyślić, nie da się wszystkich gwiazd policzyć na palcach i to wcale nie z braku palców, ale dlatego, że nie wszystkie można dojrzeć nawet najlepszym teleskopem. W najbliższym naszym sąsiedztwie owszem, ale już nieco dalej gwiazdy, zwłaszcza te małe i chłodne, łatwo chowają się za pyłowymi mgławicami, zlewają z innymi, itd. Trudne zadanie, dojrzeć łatwo można tylko rodzące się największe olbrzymy, które nawet zasłonięte przebijają się swoim blaskiem do naszych oczu i teleskopów.

Z pomocą przychodzą prawa formowania się gwiazd. Otóż gwiazdy nie rodzą się pojedynczo, ale całymi gromadami. Rozmiar mgławicy dającej początek grupie gwiazd jest zawsze podobna, zaś ze stosunku gwiazd olbrzymów do przeciętnych, który wynosi 1 do 300, można sobie wszystko ładnie wyliczyć. Niestety, tu właśnie tkwił błąd w założeniach.

 

Gwiezdne baby-boom

 

Profesor Pavel Kroupa z Bonn zaczął wątpić w stosunek 1:300. Wraz z doktorem Pflamm-Altenburgiem oraz doktorem Carstenem Weidnerem ze St. Andrews University sprawdził wysunął nową teorię. Stały rozmiar dających początek gwiazdom mgławic jest nie do podważenia, zatem podejrzanym stał się stały współczynnik liczby gwiazd różnej wielkości. W okresach szybszego tworzenia się nowych gwiazd, jakie występują w historii każdej galaktyki (zwłaszcza zaś w ultrakompaktowych galaktykach karłowatych) stosunek ten się zmienia. Rozmiar i masa początkowej mgławicy pozostaje taka sama, ale rodzi się więcej gwiazd-olbrzymów niż tych przeciętnych i mniejszych. Wyliczenia dowiodły, że w takich warunkach stosunek ten wynosi jedynie 50 do 1 i zgadza się to nareszcie z obecnie obserwowaną liczbą gwiazd.

Zaginionych gwiazd zatem nigdy po prostu nie było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydawało mi się, że przedział od 100 do 400 miliardów gwiazd dotyczy samej tylko Drogi Mlecznej, a co dopiero Grupy Lokalnej. Chyba, że coś mi umknęło...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz słuszność, brawo za przytomność umysłu. Powinno być sto bilionów.

Błąd wziął się z tego, że w tekście anglojęzycznym spodziewałem się krótkiej skali (anglojęzycznej), a liczba podana była w skali długiej (francuskiej). Odwieczny koszmar tłumaczy: http://pl.wikipedia.org/wiki/Liczebniki_główne_potęg_tysiąca

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W centrum naszej galaktyki naukowcy znaleźli nieznane wcześniej struktury. Nieco przypominają one gigantyczne jednowymiarowe włókna materii rozciągające się pionowo w pobliżu centralnej supermasywnej czarnej dziury Sagittarius A*, jakie przed 40 laty zaobserwował Farhad Yusef-Zadek z Northwester University. Jednak nowe struktury, odkryte właśnie przez Yusefa-Zadeha i jego zespół, są znacznie mniejsze i ułożone horyzontalnie od Sgr A*, tworzą coś na podobieństwo szprych koła.
      Populacje obu włókien są podobne w niektórych aspektach, jednak zdaniem odkrywców, mają różne pochodzenie. Giganty mają wyraźny kształt włókien o wysokości dochodzącej do 150 lat świetlnych. Tymczasem włókna poziome są niewielkie, przypominają kropki i kreski z kodu Morse'a, a każde z nich znajduje się tylko po jednej stronie czarnej dziury.
      Byłem zaskoczony tym, co zauważyłem. Dużo czasu zajęła nam weryfikacja tego, co widzimy. I odkryliśmy, że te włókna nie są rozłożone przypadkowo, ale wydają się związane z tym, co wydobywa się z czarnej dziury. Badając je, możemy więcej dowiedzieć się o obrocie czarnej dziury i orientacji dysku akrecyjnego mówi Yusef-Zadeh.
      Profesor fizyki i astronomii, Yusef-Zadech, od ponad 40 lat bada centrum Drogi Mlecznej. W 1984 roku był współodkrywcą olbrzymich pionowych włókien w pobliżu czarnej dziury, a przed 4 laty odkrył w centrum Drogi Mlecznej dwa bąble o długości 700 lat świetlnych każdy. W ubiegłym zaś roku, we współpracy z innymi ekspertami, zarejestrował setki poziomych włókien, które ułożone są w pary lub grupy i bardzo często są równomiernie rozłożone, na podobieństwo strun instrumentu. Uczony, specjalista od radioastronomii, mówi, że coraz częstsze odkrycia tego typu to zasługa nowych technologii i dostępnych instrumentów, szczególnie zaś radioteleskopu MeerKAT z RPA. Ten instrument zmienia reguły gry. Rozwój technologiczny i dedykowany czas obserwacyjny dostarczyły nam nowych informacji. To naprawdę duży postęp techniczny w radioastronomii, wyjaśnia uczony.
      Yusef-Zadeh, który od dekad bada gigantyczne pionowe włókna był bardzo zaskoczony, gdy zauważył też mniejsze poziome struktury. Ich wiek ocenił na 6 milionów lat. Zawsze myślałem o włóknach pionowych i o ich pochodzeniu. Jestem przyzwyczajony do tego, że są pionowe. Nigdy nie przyszło mi na myśl, że mogą być też poziome, mówi. Oba rodzaje włókien są jednowymiarowe, można je obserwować za pomocą fal radiowych i wydają się powiązane z aktywnością czarnej dziury. Ale na tym się ich podobieństwa kończą.
      Włókna pionowe są prostopadłe do płaszczyzny galaktyki. Włókna poziome rozciągnięte są równolegle do płaszczyzny galaktyki, ale promieniście wskazują na jej centrum, gdzie znajduje się Sagittarius A*. Pionowe są magnetyczne i relatywistyczne, poziome wypromieniowują ciepło. Włókna pionowe składają się z cząstek poruszających się niemal z prędkością światła, włókna poziome wydają się przyspieszać gorący materiał znajdujący się w chmurze molekularnej. Dotychczas zaobserwowano setki włókien każdego z rodzajów. Ponadto włókna pionowe mają długość do 150 lat świetlnych, a poziome 5–10 lś. Włókna pionowe znajdują się wszędzie wokół środka galaktyki, natomiast poziomie tylko z jednej strony.
      Odkrycie rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Yusef-Zadeh przypuszcza, że włókna poziome powstały podczas jakiegoś emisji z czarnej dziury, która miała miejsce przed milionami lat. Wydają się wynikiem interakcji materiału, który wypływał, z jakimś pobliskim obiektem. Nasza praca nigdy się nie kończy. Zawsze musimy prowadzić nowe badania i weryfikować naszą wiedzę oraz hipotezy, dodaje uczony.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Równo 98 lat temu, 30 grudnia 1924 roku ludzkość dowiedziała się, że Droga Mleczna nie jest jedyną galaktyką we wszechświecie. Edwin Hubble ogłosił wówczas, że mgławica spiralna Andromeda jest w rzeczywistości galaktyką. Jeszcze 100 lat temu uważano, że Droga Mleczna liczy zaledwie kilka tysięcy lat świetlnych średnicy. Większość uważała, że stanowi ona cały wszechświat.
      Pierwsze galaktyki zidentyfikował w XVII wieku francuski astronom Charles Messier. Nie wiedział jednak, czym są te rozmyte obiekty. Messier zajmował się obserwacjami komet i wiedział, że nie są to komety. Stworzył katalog takich obiektów, by zapobiec ich błędnej identyfikacji jako komety. Listę tworzył według schematu, w którym zawarł pierwszą literę swojego nazwiska i kolejny numer obiektu. Zawierała ona informacje o 110 gromadach gwiazd i „mgławicach spiralnych”.
      Niektórzy twierdzili, że te mgławice to „wszechświaty wyspowe”, obiekty podobne do Drogi Mlecznej, ale położone poza nią. Inni uważali, że to chmury gazu w Drodze Mlecznej. Spór rozstrzygnął Edwin Hubble. W 1923 roku obserwował on „mgławicę spiralną” M31, gdy zdał sobie sprawę, że jeden z widocznych tam obiektów to cefeida. Te olbrzymie gwiazdy zmienne, tysiące razy jaśniejsze od Słońca ludzkość zna od XVIII wieku.
      Na początku XX wieku amerykańska astronom Henrietta Leavitt zauważyła, że bardzo dobrze spełniają one zależność pomiędzy okresem pulsacji a jasnością absolutną, co pozwala na określenie odległości do nich. Dlatego też cefeidy stały się pierwszymi świecami standardowymi, czyli obiektami służącymi do pomiarów odległości we wszechświecie. I nadal są wykorzystywane w tej roli obok, między innymi, supernowych typu Ia.
      Hubble wykorzystał cefeidę w M31, zmierzył odległość do niej i wykazał, że znajduje się ona daleko poza Drogą Mleczną. To zakończyło spór o to, czym są mgławice spiralne. Jednoznacznie okazało się, że to inne galaktyki.
      Hubble przez kolejne lata mierzył odległości do różnych galaktyk, wykorzystując w tym celu cefeidy. W końcu w 1929 roku na łamach PNAS (Proceedings of the National Academy of Sciences) ukazał się przełomowy artykuł A relation between distance and radial velocity among extra-galactic nebulae. Uczony udowodnił w nim, że większość galaktyk się od nas oddala, a ich prędkość jest zależna od odległości. To podstawowe prawo kosmologii obserwacyjnej, zwane prawem Hubble’a–Lemaître’a.
      Drugi człon nazwy prawa pochodzi od nazwiska katolickiego księdza i astrofizyka Georgesa-Henriego Lemaître'a, jednego z twórców kosmologii relatywistycznej i twórcy hipotezy Wielkiego Wybuchu, który w 1927 roku przewidział istnienie zależności pomiędzy odległością galaktyk, a prędkością ich ucieczki.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Lekkie antyatomy mogą przebyć w Drodze Mlecznej duże odległości zanim zostaną zaabsorbowane, poinformowali na łamach Nature Physics naukowcy, którzy pracują przy eksperymencie ALICE w CERN-ie. Dodali oni do modelu dane na temat antyatomów helu wytworzonych w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Pomoże to w poszukiwaniu cząstek antymaterii, które mogą brać swój początek z ciemnej materii.
      Fizycy potrafią uzyskać w akceleratorach cząstek lekkie antyatomy, jak antyhel czy antydeuter. Dotychczas jednak nie zaobserwowano ich w przestrzeni kosmicznej. Tymczasem z modeli teoretycznych wynika, że antyatomy, podobnie zresztą jak antyprotony, mogą powstawać zarówno w wyniku zderzeń promieniowania komicznego z materią międzygwiezdną, jak i podczas wzajemnej anihilacji cząstek antymaterii. Sygnałów takich poszukuje m.in. zbudowany przez CERN instrument AMS (Alpha Magnetic Spectrometer) zainstalowany na Międzynarodowej Kosmicznej.
      Jeśli jednak instrumenty naukowe zarejestrują lekkie antyatomy pochodzące z przestrzeni kosmicznej, skąd będziemy wiedzieli, że ich źródłem jest ciemna materia? Żeby to określić, naukowcy muszą obliczyć liczbę, a konkretne strumień pola, antyatomów, które powinny dotrzeć do instrumentu badawczego. Wartość ta zależy od źródła antymaterii, prędkości tworzenia antyatomów oraz ich anihilacji lub absorpcji pomiędzy źródłem powstania a instrumentem je rejestrującym. I właśnie ten ostatni element stał się przedmiotem badań naukowców skupionych wokół eksperymentu ALICE.
      Uczeni badali jak jądra antyhelu-3, który uzyskano w Wielkim Zderzaczu Hadronów, zachowują sią w kontakcie z materią. Uzyskane w ten sposób dane wprowadzili do publicznie dostępnego oprogramowania GALPROP, które symuluje rozkład cząstek kosmicznych, w tym antyjąder, w przestrzeni kosmicznej. Pod uwagę wzięli dwa scenariusze. W pierwszym z nich założyli, że źródłem antyhelu-3 są zderzenia promieniowania kosmicznego a materią międzygwiezdną, w drugim zaś, że są nim hipotetyczne cząstki ciemnej materii, WIMP (słabo oddziałujące masywne cząstki). W każdym z tych scenariuszy obliczali przezroczystość Drogi Mlecznej dla jądra antyhelu-3. Innymi słowy, sprawdzali, z jakim prawdopodobieństwem takie antyjądra mogą przelecieć przez Drogę Mleczną zanim zostaną zaabsorbowane.
      Dla modelu, w którym antyjądra pochodziły z WIMP przezroczystość naszej galaktyki wyniosła około 50%. Dla modelu interakcji promieniowania kosmicznego z materią międzygwiezdną wynosiła zaś od 25 do 90 procent, w zależności od energii antyjąder. To pokazuje, że w obu przypadkach antyjądra mogą przebyć olbrzymie odległości, liczone w kiloparsekach (1 kpc ≈ 3261 lat świetlnych), zanim zostaną zaabsorbowane.
      Jako pierwsi wykazaliśmy, że nawet jądra antyhelu-3 pochodzące z centrum galaktyki mogą dotrzeć w pobliże Ziemi. To oznacza, że ich poszukiwanie w przestrzeni kosmicznej jest bardzo dobrą metodą poszukiwania ciemnej materii, stwierdzają autorzy badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Widzimy, że gwiazdy te ulegają precesji oraz poruszają się w górę i w dół z różną prędkością, mówi Paul McMillan z Lund Observatory. McMillan stał na czele grupy badawczej, która dzięki danym z teleskopu Gaia wyjaśniła, co jest przyczyną tajemniczych zmarszczek widocznych w zewnętrznych regionach Drogi Mlecznej.
      Szwedzcy uczeni wykorzystali dane z europejskiego teleskopu kosmicznego Gaia, który pozwolił im zbadać większy obszar Drogi Mlecznej niż to wcześniej było możliwe. Naukowcy zmierzyli, jak silne są „zmarszczki” w różnych częściach dysku naszej galaktyki, dzięki czemu udało się odtworzyć ich historię i wskazać na przyczynę tego zjawiska. Gdy galaktyka karłowata w Strzelcu (SagDEG – Sagittarius Dwarf Elliptical Galaxy) przechodziła w pobliżu Drogi Mlecznej, wywołała fale, trochę podobne do tych, jakie widzimy na powierzchni stawu, gdy wrzucimy kamień, wyjaśnia Paul McMillan.
      Przejście SagDEG miało miejsce kilkaset milionów lat temu, ale – jak widać – skutki są widoczne do dzisiaj. Obecnie galaktyka ta, znana nam dopiero od 1994 roku, znajduje się w odległości około 85 000 lat świetlnych od Ziemi. Ma średnicę około 10 000 lś. Sagittarius jest w tej chwili powoli rozrywana [przez oddziaływanie Drogi Mlecznej – red.], ale jeszcze 1-2 miliony lat temu była znacznie większa, miała około 20% masy Drogi Mlecznej, mówi McMillan.
      Dotychczasowe badania SagDEG wykazały, że w przeszłości wchodziła ona w skład Wielkiego Obłoku Magellana. W wyniku oddziaływania Drogi Mlecznej część gwiazd została wydarta i utworzyła galaktykę karłowatą. Wiemy, że SagDEG już co najmniej 5-krotnie musiało dojść do bliskiego spotkania obu naszych galaktyk. Nie można wykluczyć, że jednemu z takich przejść zawdzięczamy powstanie Układu Słonecznego.
      Dzięki temu odkryciu możemy badać Drogę Mleczną podobnie, jak geolodzy na podstawie układu warstw, wyciągają wnioski o historii Ziemi. Taka kosmiczna sejsmologia wiele nam mówi o ewolucji naszej galaktyki, cieszy się McMillan.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Członkowie międzynarodowego zespołu astronomów, w skład którego wchodzą naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego, informują na łamach arXiv o odkryciu czarnej dziury wielkości gwiazdowej, która samotnie przemierza wszechświat. Obiekt znajduje się w odległości 5000 lat świetlnych od Ziemi, w gwiazdozbiorze Strzelca.
      Już wcześniej w Drodze Mlecznej odkrywano czarne dziury o masach gwiazdowych, jednak zawsze odkryć dokonywano dlatego, że widoczne było ich oddziaływanie na towarzyszące im gwiazdy – czemu towarzyszyła emisja w zakresie promieniowania rentgenowskiego – lub też rejestrowano fale grawitacyjne powstające podczas zderzeń, w których czarne dziury brały udział. Teraz, po raz pierwszy udało się zarejestrować izolowaną czarną dziurę o masie podobnej do masy gwiazdy.
      Czarną dziurę odkryto dzięki zastosowaniu astrometrii zjawisk mikrosoczewkowania grawitacyjnego. W technice tej bada się przesunięcia astrometryczne obiektu wywołującego mikrosoczewkowanie.
      Naukowcy od wielu lat bacznie obserwują gwiazdy w tle Drogi Mlecznej. W 2011 roku teleskopy w Nowej Zelandii i Chile zarejestrowały interesujący przypadek mikrosoczewkowania. Zjawisko było na tyle intrygujące, że postanowiono przyjrzeć mu się bliżej za pomocą Teleskopu Hubble'a. Astronomowie badali, jak zmienia się światło gwiazd w tle obiektu powodującego mikrosoczewkowanie i próbowali określić, co to za obiekt.
      Obserwowaliśmy ten obiekt przez sześć lat, a okresy obserwacji wynosiły od 6 do 12 miesięcy w danym roku, mówi główny autor badań Kailash Sahu ze Space Telescope Science Institute w Baltimore. Hubble pozwolił na pomiary pozornych zmian pozycji gwiazd w tle z dokładnością do 0,2 milisekundy kątowej. To około 10 milionów razy mniej niż widoczna średnica księżyca w pełni, wyjaśnia Martin Dominik z brytyjskiego University of St. Andrews.
      Zebrane dane wskazują, że obserwowany obiekt ma masę około 7-krotnie większą od masy Słońca. Zdaniem naukowców nie może być to gwiazda ciągu głównego lub grupa gwiazd, gdyż zaobserwowano by promieniowanie. Jest z kolei zbyt masywny jak na białego karła czy podwójną gwiazdę neutronową.
      Obiekt porusza się też z zadziwiającą prędkością 162 000 km/h. Żadna z gwiazd w jego otoczeniu nie porusza się tak szybko. Dlatego też sądzimy, że tę czarną dziurę przyspieszyła eksplozja supernowej, w wyniku której powstała, dodaje Sahu.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...