Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Całkowita otwartość Androida to błąd?

Rekomendowane odpowiedzi

Na blogu Harvard Business Review ukazał się artykuł, którego autor - James Allworth - uważa, że Google może wkrótce pożałować strategii całkowitej otwartości, jaką wybrał dla Androida. Mobilny system operacyjny Google'a bardzo szybko zdobywa rynek, jednak często zarabia na nim konkurencja, a koncern Page'a i Brina nie ma z tego ani centa.

Google wypuszczając na rynek Androida postanowiło pokonać obecną tam już konkurencję, czyli Apple'a, RIM-a czy Microsoft. Koncern przyjął strategię podobną do strategii Microsoftu - chciał, by jego system trafił na jak największą liczbę urządzeń. Jednak w przeciwieństwie do firmy Ballmera, nie zarabia on na samym systemie, a na wyszukiwaniu i aplikacjach.

Oferta Google'a okazała się niezwykle atrakcyjna dla producentów telefonów komórkowych. Stworzenie systemu operacyjnego to najtrudniejsze zadanie w ich biznesie. Teraz mają system bezpłatnie i, co więcej, mają pełne prawo ingerencji w jego kod. Szybko powstał więc Open Handset Alliance, który zaczął rozwijać Androida. Google nie musiało nic robić, poza liczeniem na wzrost zysków.

Gdy Google zaczęło wycofywać się z Chin tamtejsi producenci komórek zdali sobie sprawę, że ich klienci mogą stracić dostęp do wielu usług, oferowanych dotychczas przez Google'a. Zaczęli więc szukać innych dostawców treści. I znaleźli Baidu, najpopularniejszą chińską wyszukiwarkę. Baidu chętnie podpisuje z nimi umowy, jednak pod warunkiem, że Android oferowany przez tych producentów nie będzie zawierał żadnych odniesień do Google'a. To oznacza, że chińscy konsumenci nie będą mieli świadomości, iż korzystają z produktu wyszukiwarkowego giganta, a dzięki systemowi Google'a rośnie liczba odsłon Baidu.

Jednak, jakby jeszcze tego było mało, także konkurencja za oceanem potrafi obrócić Androida na swoją korzyść. Niedawno Verizon podpisał z Microsoftem umowę, na podstawie której niektóre androidowe telefony w sieci Verizona będą domyślnie korzystały z wyszukiwarki Bing, a nie Google. Przykład zaczyna być zaraźliwy. Ostatnio Motorola rozpoczęła sprzedaż telefonu Citrus napędzanego przez Androida, ale z domyślnie ustawionym Bingiem. To oznacza, że na systemie Google'a zarabia Microsoft.

Zdaniem Allwortha, to dopiero początek walki. Dla Google'a najbardziej istotne jest bowiem, jakie programy są instalowane przez producenta telefonu i jaka wyszukiwarka jest ustawiana domyślnie. Jednak Google w żaden sposób tego nie kontroluje. Producenci mają tutaj całkowitą swobodę. Allworth uważa, że będzie jeszcze gorzej. Przypomina, że Google płaci Apple'owi duże kwoty za umieszczenie swojej wyszukiwarki jako domyślnej na iPhonie'e. Jego zdaniem, wkrótce producenci skupieni w Open Handset Alliance zdadzą sobie sprawę, że to Google bardziej potrzebuje ich niż oni Google'a i zażądają pieniędzy za pozostawienie domyślnej w Androidzie opcji wyszukiwania w Google'u. I, zapewne, tanio takiej możliwości nie wycenią.

Strategia Google'a okazała się dobrym pomysłem na pokonanie konkurencji na rynku smartfonów, jednak wciąż nie wiadomo, czy oprócz satysfakcji przyniesie koncernowi Page'a i Brina spodziewane korzyści finansowe. Wyjściem z sytuacji mogłaby być zmiana zapisów licencyjnych Androida.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i może dlatego Google tak ku zaskoczeniu wszystkich zarabia więcej i więcej kasy , tak samo z wyszukiwarką było inni myśleli że nie da się na niej samej zarabiać tak samo i tym razem z pozoru system na którym nie zarabiają wzmacniają konkurencje może im przynieść nieoczekiwane korzyści chociaż by samego PR

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siła Androida to otwartość i nieprzewidywalna mozliwość zastosowania (zalezy od inwencji , potrzeb potencjalnych uzytkowników których są miliony ) .

Inaczej Win podobny do smukłego drzewa a Android do rozłozystego krzaka, gdzie na kazdej gałązce rośnie coś innego do tego błyskawicznie opanowywuje teren bo rozmnaza się z kozenia (otwarty kod) a nie przez nasiona (licencje).

Oczywiście drzewo rośnie o wiele wolniej niz krzak i po jakmś czasie moze wyglądać jak Amazońska dzungla, górujące drzewo nad gęstwiną zarośli (tyle ze pokarm (= uzytkownicy)  będzie skuteczniej wysysany przez krzaki az drzewo (choć miało uprzywilejowany dostęp do światła (rynku )  runie z niedozywienia). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Błąd nie błąd. Dla mnie to skopiowanie strategi Microsoftu który na pudełkach przez wiele lat nie walczył piractwem aż się rozlazł na cały świat i stal się jedynie słusznym systemem. Prosty przykład miałem 3.11 i na jego serialu stawał 95.

Jak Google wykończy konkurencje to nie ważne jaka wyszukiwarka tak czy siak będzie rządzić. Powstanie silne zaplecze które będzie rozwijać androida i aplikacje a co najważniejsze rynek a Google na tym będzie korzystać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym tak bardzo "nie zarabiać" jak Google nie zarabia na Androidzie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się nasuwa tylko jedna myśl kiedy czytam te wszystkie opinie "specjalistów" jak ten pan z artykułu w kontekście:

"Psy szczekają, karawana idzie dalej".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy bajdu ma jakiś odpowiednik google docs? Czy trudno przełączyć się na wyszukiwarkę google'a? A może w Androidzie problemem jest zainstalowanie niezmodyfikowanej wersji systemu?

 

Trzy razy nie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy bajdu ma jakiś odpowiednik google docs? Czy trudno przełączyć się na wyszukiwarkę google'a? A może w Androidzie problemem jest zainstalowanie niezmodyfikowanej wersji systemu?

 

Trzy razy nie...

 

W Państwie gdzie cenzura jest wszechobecna i ludzie nawet nie wiedzą co to jest za firma poza nielicznymi to jest bardzo trudne.

Skąd mają wiedzieć użytkownicy jak obejść filtr skoro faq obejścia filtra jest filtrowane :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piotrek

Polska dla Ms to tez kiedyś była pustynia. W Katowicach był nawet oddział MS który się zamknął :). A teraz u nas to jedynie słuszny system bo innych się ludzie boja. Oswoją się z androidem i za 5,10,20 lat Google w chinach będzie rządzić z urzędu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma po prostu działającej dobrze i stabilnie alternatywy nie oszukujmy się Linux na desktopy dla Kowalskiego jeszcze się nie nadaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piotrek popełniasz błąd w rozumowaniu.

Jest jak jest bo było jak było. Jak by było inaczej to nie wiadomo jak by było dziś.

Chodzi o coś na kształt alternatywnej rzeczywistości. Nie wiadomo na jakim poziomie był by dziś Linux jeśli by nie było dominacji Ms. Natomiast to na jakim jest to jest obiektywny fakt. Podobnie nie wiadomo co by było gdyby IBM rozwijał OS/2.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Klasyczny przypadek - 0 empatii. Myślenie jednotorowe i korporacyjne, bo Linux jest darmowy (znaczy lepszy). Myślisz inaczej to znaczy, że źle myślisz...

 

A dlaczego nie pozwalasz mi mieć własnego zdania tylko sprowadzasz do "krzywego rozumowania", dlaczego nie przyjmujesz do wiadomości, że może być inaczej niż jest. Linux jest niezastąpiony na serwery, świetnie się spisuje na smartfonach, ale do d*** jest na desktopach. Przydaje się nielicznym, jedni napotykają na brak alternatyw w aplikacjach, drudzy w ogóle na ich brak, trzeci na konsolę, inni na sterowniki. Czy chcesz czy nie każdy zderzy się prędzej czy później z jedną lub kilkoma z tych ścian.

 

Ms przyjął taką a nie inną politykę, która się sprawdziła i okazała najlepsza i jak dotąd nikt jej nie wykosił jeszcze i to wszystko. Należy się z tym po prostu pogodzić dopóki nie znajdzie się coś lepszego a bicie piany, że zamknięte, że monopol nie ma sensu.

Napisałem jak jest bo to mnie obchodzi a nie co by było gdyby było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby uogólnić z "Linux" na "system uniksowy", to owszem, świetnie się nadaje na desktopy. Tak przynajmniej uważa Apple.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piotrek

Klasyczny przypadek braku zrozumienia czytanego tekstu.

Pisze o czasach przeszłych nie o tym jak linux wygląda dziś dziś tylko jak by się rozwijał gdyby Microsoft działał inaczej w kontekście działań Google z androidem.

 

Pozawalam Ci mieć własne zdanie na temat linuxa co więcej w tym temacie nie ma ono zupełnie znaczenia.

 

Microsoft zrobił jak zrobił i to jest przedmiotem. A konsekwencje tego są na tyle istotne ze Google robi tak samo tylko ze w pełni legalnie. A co cy było gdyby było to próba odpowiedzi na pytanie co będzie. Ms jak zaczynał tez mial całkiem równoprawną konkurencje. Szczególnie w USA. Swoją polityką nie walki z piractwem podbił. Google szuka przyczółków jak się osadzi na rynku tabletów smart fonów i tak dalej to ludzie sami na pudłach zainstalują linuxa od Google nawet nie wiedząc ze to Linux. I właśnie w ten sposób Google dba swoje interesy dając system legalnie. Większym zyskiem jest dla googola każdy dolar niezarobiony przez konkurencje niż zarobiony przez niego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
      Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
      Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
      Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
      Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
      Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Microsoft zatrudnił byłego projektanta układów scalonych Apple'a, , który wcześniej pracował też w firmach Arm i Intel,  trafił do grupy kierowanej przez Raniego Borkara, zajmującej się rozwojem chmury Azure. Zatrudnienie Filippo wskazuje, że Microsoft chce przyspieszyć prace nad własnymi układami scalonymi dla serwerów tworzących oferowaną przez firmę chmurę. Koncern idzie zatem w ślady swoich największych rywali – Google'a i Amazona.
      Obecnie procesory do serwerów dla Azure są dostarczane przez Intela i AMD. Zatrudnienie Filippo już odbiło się na akcjach tych firm. Papiery Intela straciły 2% wartości, a AMD potaniały o 1,1%.
      Filippo rozpoczął pracę w Apple'u w 2019 roku. Wcześniej przez 10 lat był głównym projektantem układów w firmie ARM. A jeszcze wcześniej przez 5 lat pracował dla Intela. To niezwykle doświadczony inżynier. Właśnie jemu przypisuje się wzmocnienie pozycji układów ARM na rynku telefonów i innych urządzeń.
      Od niemal 2 lat wiadomo, że Microsoft pracuje nad własnymi procesorami dla serwerów i, być może, urządzeń Surface.
      Giganci IT coraz częściej starają się projektować własne układy scalone dla swoich urządzeń, a związane z pandemią problemy z podzespołami tylko przyspieszyły ten trend.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
      Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
      Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
      Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ciągu ostatnich kilku miesięcy pojawiły się dziesiątki szkodliwych aplikacji dla Androida. Niektóre z nich trafiły do oficjalnego sklepu Play. Aplikacje zostały zarażone szkodliwym oprogramowaniem z rodziny Joker. Atakuje ono użytkowników Androida od końca 2016 roku, jednak obecnie stało się jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla tego systemu.
      Po zainstalowaniu Joker zapisuje użytkownika do drogich usług subskrypcyjnych, kradnie treści SMS-ów, listę kontaktów oraz informacje o urządzeniu. Już w lipcu eksperci donosili, że znaleźli szkodliwy program w 11 aplikacjach, które zostały pobrane ze sklepu Play około 500 000 razy.
      W ubiegłym tygodniu firma Zscaler poinformowała o odkryciu w Play 17 aplikacji zarażonych Jokerem. Zostały one pobrane 120 000 razy, a przestępcy stopniowo wgrywali aplikacje do sklepu przez cały wrzesień. Z kolei firma Zimperium doniosła o znalezieniu 64 nowych odmian Jokera, z których większość znajduje się w aplikacjach obecnych w sklepach firm trzecich.
      Joker to jedna z największych rodzin szkodliwego kodu atakującego Androida. Mimo że rodzina ta jest znana, wciąż udaje się wprowadzać zarażone szkodliwym kodem aplikacje do sklepu Google'a. Jest to możliwe, dzięki dokonywaniu ciągłych zmian w kodzie oraz s sposobie jego działania.
      Jednym z kluczowych elementów sukcesu Jokera jest sposób jego działania. Szkodliwe aplikacje to odmiany znanych prawdziwych aplikacji. Gdy są wgrywane do Play czy innego sklepu, nie zawierają szkodliwego kodu. Jest w nich głęboko ukryty i zamaskowany niewielki fragment kodu, który po kilku godzinach czy dniach od wgrania, pobiera z sieci prawdziwy szkodliwy kod i umieszcza go w aplikacji.
      Szkodliwy kod trafia i będzie trafiał do oficjalnych sklepów z aplikacjami. To użytkownik powinien zachować ostrożność. Przede wszystkim należy zwracać uwagę na to, co się instaluje i czy rzeczywiście potrzebujemy danego oprogramowania. Warto też odinstalowywać aplikacje, których od dawna nie używaliśmy. Oraz, tam gdzie to możliwe, wykorzystywać tylko aplikacje znanych dewelperów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed dwoma laty Microsoft rozpoczął interesujący eksperyment. Firma zatopiła u wybrzeża Orkadów centrum bazodanowe. Teraz wydobyto je z dna, a eksperci przystąpili do badań dotyczących jego wydajności i zużycia energii. Już pierwsze oceny przyniosły bardzo dobre wiadomości. W upakowanym serwerami stalowym cylindrze dochodzi do mniejszej liczby awarii niż w konwencjonalnym centrum bazodanowym.
      Okazało się, że od maja 2018 roku zawiodło jedynie 8 a 855 serwerów znajdujących się w cylindrze. Liczba awarii w podwodnym centrum bazodanowym jest 8-krotnie mniejsza niż w standardowym centrum na lądzie, mówi Ben Cutler, który stał na czele eksperymentu nazwanego Project Natick. Eksperci spekulują, że znacznie mniejszy odsetek awarii wynika z faktu, że ludzie nie mieli bezpośredniego dostępu do serwerów, a w cylindrze znajdował się azot, a nie tlen, jak ma to miejsce w lądowych centrach bazodanowych. Myślimy, że chodzi tutaj o atmosferę z azotu, która zmniejsza korozję i jest chłodna oraz o to, że nie ma tam grzebiących w sprzęcie ludzi, mówi Cutler.
      Celem Project Natic było z jednej strony sprawdzenie, czy komercyjnie uzasadnione byłoby tworzenie niewielkich podwodnych centrów bazodanowych, która miałyby pracować niezbyt długo. Z drugiej strony chciano sprawdzić kwestie efektywności energetycznej chmur obliczeniowych. Centra bazodanowe i chmury obliczeniowe stają się coraz większe i zużywają coraz więcej energii. Zużycie to jest kolosalne. Dość wspomnieć, że miliard odtworzeń klipu do utworu „Despacito” wiązało się ze zużyciem przez oglądających takiej ilości energii, jaką w ciągu roku zużywa 40 000 amerykańskich gospodarstw domowych. W skali całego świata sieci komputerowe i centra bazodanowe zużywają kolosalne ilości energii.
      Na Orkadach energia elektryczna pochodzi z wiatru i energii słonecznej. Dlatego to właśnie je Microsoft wybrał jako miejsce eksperymentu. Mimo tego, podwodne centrum bazodanowe nie miało żadnych problemów z zasilaniem. Wszystko działało bardzo dobrze korzystając ze źródeł energii, które w przypadku centrów bazodanowych na lądzie uważane są za niestabilne, mówi jeden z techników Project Natick, Spencer Fowers. Mamy nadzieję, że gdy wszystko przeanalizujemy, okaże się, że nie potrzebujemy obudowywać centrów bazodanowych całą potężną infrastrukturą, której celem jest zapewnienie stabilnych dostaw energii.
      Umieszczanie centrów bazodanowych pod wodą może mieć liczne zalety. Oprócz już wspomnianych, takie centra mogą być interesującą alternatywą dla firm, które narażone są na katastrofy naturalne czy ataki terrorystyczne. Możesz mieć centrum bazodanowe w bardziej bezpiecznym miejscu bez potrzeby inwestowania w całą infrastrukturę czy budynki. To rozwiązanie elastyczne i tanie, mówi konsultant projektu, David Ross. A Ben Cutler dodaje: Sądzimy, że wyszliśmy poza etap eksperymentu naukowego. Teraz pozostaje proste pytanie, czy budujemy pod wodą mniejsze czy większe centrum bazodanowe.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...