Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Od dziesięcioleci lekarze szukają sposobu, który pozwoliłby zwalczyć raka samymi siłami organizmu. To, co w przypadku większości chorób zakaźnych się udaje - dzięki szczepionkom - w przypadku nowotworów ciągle spełza na niczym. Udawało się wprawdzie niejednokrotnie nakłonić system odpornościowy do reakcji na komórki rakowe, ale nie dawało to rezultatów. To podsunęło naukowcom myśl, że w strukturze guza nowotworowego znajduje się jakiś czynnik potrafiący hamować reakcje immunologiczne. Znaleźć go udało się jednak dopiero niedawno uczonym z University of Cambridge.

Douglas Fearon i Sheila Joan Smith zidentyfikowali odpowiedzialnego: są to komórki podścieliska (stromal cell), stanowiące odmianę tkanki łącznej, które guz nowotworowy wykorzystuje do własnych celów. Studium pokazuje, jak komórki te produkują rzadkie białko - proteinę alfa aktywującą fibroblasty (fibroblast activation protein alpha, FAP). To białko, normalnie kojarzone głównie z procesami regeneracji, leczeniem uszkodzeń, hamuje reakcje odpornościowe organizmu, chroniąc komórki nowotworowe.

W badaniu laboratoryjnym wykorzystano transgeniczne myszy, chore na nowotwór. U tych osobników, u których zniszczono komórki guza produkujące białko FAP, guz zaczął szybko obumierać.

Ponieważ eksperymenty przeprowadzono na razie jedynie na myszach, uczeni nie spieszą się z entuzjazmem, nie można być bowiem pewnym, że procesy te wyglądają wystarczająco podobnie u człowieka. Ponieważ jednak już dwadzieścia lat temu komórki podścieliska znaleziono w ludzkich guzach piersi, czy jelita, można mieć nadzieję, że znaleziono wreszcie główny punkt obrony komórek rakowych. To daje nadzieję na opracowanie tak długo poszukiwanej, naturalnej i skutecznej terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czas najwyższy odesłać raka tam gdzie jego miejsce. Mam nadzieje że w przeciągu 10 następnych lat to się powiedzie, choć wiele już było takich informacji. Oczywiście trzeba wszytko dokładnie zbadać itp. ale mam wrażenie że to się ciągnie w nieskończoność a ludzie w ciąż umierają :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sposób na raka został odkryty kilkadziesiąt lat temu. Niestety koncerny czerpiące korzyści z naszych chorób robią wszystko, aby informacja ta nie została w sposób oficjalny podana do wiadomości publicznej.

 

Polecam lekturę "Terapia dr Gersona. Leczenie raka i chorób przewlekłych" Charlotte Gerson i Beata Bischop.

 

W internecie można znaleźć też filmy na temat tej metody. Terapie Gersona jest dokładnie taka jaką podobno się próbuje odkryć, czyli polega na tym że organizm sam się leczy. Jedyna (jeśli się nie mylę) klinika lecząca tą terapią jest w Meksyku. Nigdzie indziej nie ma racji bytu, a młodzi lekarze wybierający się tam na staż są zastraszani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znam lekturę "Terapii Gersona". Ale jedno zawsze w niej mi nie pasowało. Gdybym był chory na raka  i dzięki tej terapii bym wyzdrowiał to bębnił bym o tym jak najęty gdzie i komu by się tylko dało, umieszczał bym moje bania przed i po itp. Ja rozumiem że 20 lat temu takie coś mogło by sprawiać problemy tym bardziej u nas, coś zeskanować, dostęp do internetu itp. ale teraz? Teraz można znaleźć wiele informacji na temat samej terapii jak ją stosować itp. ale ciężko mi znaleźć jakieś osoby, które dzięki tej terapii wyzdrowiały a już nie mówiąc o tym żeby ktoś umieścił wyniki swoich badań przed i po bo tak naprawdę tylko tak można brać to na poważnie bo opisać jakąś historię umie każdy. Klika znajduję też na Węgrzech.

Co do koncernów farmaceutycznych to na pewno zależy im na $$$$ ale dziś ciężko jest kontrolować przepływ informacji przynajmniej ten w necie (taką mam nadzieje)i jeśli terapia Gersona faktycznie by działa w 100% to żaden koncern nie byłby w stanie zatrzymać rozprzestrzenia się informacji na ten temat, ktoś w końcu zainteresował by się tym na serio i czy by chcieli czy nie ta informacja podana byłaby w sposób oficjalny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Człowiek chory łatwiej podda się tradycyjnej medycynie niż "jakimś wynalazkom". Mało kto ma ochotę "ryzykować". W końcu lekarz to osoba, która dba o nasze zdrowie. Podobnie jest z księdzem, zazwyczaj wzbudza większe zaufanie, bo ksiądz nie kłamie. A jednak życie pokazuje inaczej. Rozumiem jednak wątpliwości i pytania w tym zakresie.

 

Kontrola w internecie... Hmm temat rzeka. Oczywiście nie da się wyłapać wszystkich postów i ich autorów, ale często wystarczy uciszyć tych kilku najgroźniejszych. Po za tym zawsze można zrobić z kogoś durnia powodując, że dzięki temu zrobi się więcej przeciwników tej teorii niż zwolenników. Tak też się dzieje w przypadku wielu teorii spiskowych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W pelni popieram wypowiedz P. krwistego.

Gdyby ta terapia naprawde zdawala egzamin to w dobie internetu nie byloby mozliwosci zatajenia takiego odkrycia.

Ale z drugiej strony nawet gdyby wynaleziono lek na raka to nie podniecajmy sie zbytnio ta wiadomoscia.Jak wszystkim wiadomo ten swiat i tak zmierza ku samozagladzie wiec nawet jesli nowotwor stanie sie choroba uleczalna to w jej miejsce pojawi sie inna nieuleczalna choroba.Za przyklad mozna podac chorobe gruzlicza ktora zmienila swoj status z nieuleczalnej w uleczalna... ale coz z tego jesli w jej miejsce pojawily sie dziesiatki innych np AIDS.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żeby oszczędzić wszystkim marnowania czasu na filmy i książki o terapii Gersona: Po piewsze, na kilometr śmerdzi to sekciarstwem handlowym (piramidki, "świadkowie" itp). Po drugie, terapia polega na piciu soczków owocowych i lewatywach z "organicznej" kawy. Bez kitu. Cały witz polega chyba na tym, że wg gersonistów, sokowirówka jest be, bo rozrywa jakieś cenne molekuły, więc oni robią z tych marchewek papkę, którą potem wyciskają (jak moja babcia w zamierzchłych czasach). Tyle, że oni do tego używają takiej fikuśnej maszynki ze stali nierdzewnej, którą rzecz jasna musisz sobie kupić razem z odpowiednią literaturą.

 

Podobnie cudowną terapię można znaleźć pod hasłem "olej Lorenza", tyle że w polskiej wikipedii jest sekciarska wersja wydarzeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Warto jeszcze wspomnieć o tym, że musi to być bardzo konkretna sokowirówka bardzo konkretnej marki :)

 

 

Generalnie jestem za usuwaniem bez większej litości wpisów tego typu. Tolerancja tolerancją, ale kiedyś może się komuś stać przez to krzywda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem o siedmiu osobach, które umarły bawiąc się w te pierdoły typu bioenergoterapia, organizm sam się leczy, Harry Potter żyje - magia działa, pij swój mocz - będziesz wielki itd. Wszystkie już nie żyją, bo za późno poszły do prawdziwego lekarza.

 

Z drugiej strony moja mama miała raka trzy razy, za każdym razem innego i gdzie - średnio co 10 - i nadal żyje, przy czym ostatniego "nowotwora" długiego na 10 cm (4 organy) wycięli jej prawie 4 lata temu. W tej biednej i zawszonej Polsce.

 

W książce pt. "Śmiertelni nieśmiertelni" (Grace and Grit) autor opowiada o tym, jak próbowali z żoną przezwyciężyć jej raka na każdy możliwy sposób. Niestety ona w końcu umarła, ale wnioski z książki są takie, że te kryształy to nie był wcale taki zły pomysł, a więcej na ten temat jest w trzech poprzednich książkach tego autora, niech żyje animistyczne buddislamochrześcijaństwo, wsio ryba. A oprócz autoreklamy same smęty, które wpędzają w depresję.

 

Przestrzegam przed tego typu pseudonaukowym i pseudofilozoficznym bełkotem, bo poznałem ludzi z "branży" częściowo osobiście, a częściowo z pierwszej ręki, i to zawsze były jakieś bagienne istoty.

 

A jak ludzi nie chcą umierać na raka, to niech nie palą papierosów, zaczną wpierniczać owoce typu grejpfrut albo łosoś i zaczną się ruszać, spacery nie zabijają...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobnie cudowną terapię można znaleźć pod hasłem "olej Lorenza", tyle że w polskiej wikipedii jest sekciarska wersja wydarzeń.

 

Nie chcę się sprzeczać ani obstawać po żadnej ze stron, ale zaciekawiła mnie ta wypowiedź. Otóż z tego co znalazłem (także na KW), to wspomniany olej co prawda zupełnie nie pomaga chorym już osobom z uszkodzonymi nerwami w mózgu (przyczyną jest bariera krew-mózg), aczkolwiek osobom genetycznie zagrożonym ponoć pomaga uniknąć nieodwracalnych zmian.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Należy pamiętać, że zostało to opatentowane, okrzyknięte lekiem, a nawet użyte w jakichś nibyterapiach ($440 miesięcznie?), mimo że jedyne testy kliniczne, jakie mogą jeszcze dać pozytywne wyniki, dotyczą zastosowań w roli suplementu diety. W pozostałych testach olej padł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z drugiej strony medycyna sama "tworzy" zainteresowanie ludzi innymi terapiami. Skoro lekarze często przepisują antybiotyki, bądź wyrokują o schorzeniu bez przeprowadzenia badań. Skoro mają w d... inne organy a skupiają się jedynie na leczeniu jednego, skoro potrafią widowiskowo sp...czyć diagnozę w wyniku czego umierają ludzie....

Cóż wielu jest pseudoznachorów, ale są i tacy od których lekarze mogliby się wiele nauczyć. Tak swoją drogą wydaje mi się, że najwięcej złego dzieje się w toku studiów medycznych - szczególnie brak umiejętności nawiązania normalnego kontaktu z pacjentem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o nasz kraj to tragedia a że miałem "przyjemność" 2 razy być krojonym to coś o tym wiem. U nas(nie wiem jak to jest za granicą)lekarz uważa się za Boga oczywiście nie chcę wszystkich wrzucać do jednego worka bo spotkałem też wspaniałych lekarzy ale niestety więcej jest pierwszych, którzy traktują pacjenta jak towar w sklepie :/ Co do znachorów to myślę że świat medycyny sprzeciwia im się głowie z powodu $$ bo przecież ziół a raczej natury nie da się opatentować.

Kończąc chciałbym wspomnieć o profilaktyce w naszym kraju, która praktycznie nie istnieje. Ja wiem że są czasem jakieś akcje z rakiem piersi itp. ale to co się dzieje po wykryciu raka to masakra. U znajomej mojej mamy wykryto raka bodajże rak jajnika tak czy owak można było jeszcze operować ale trzeba było to zrobić natychmiast. Pani usłyszała że będzie musiała sobie poczekać 4 miesiące na operacje :/ ordynator skrócił czas do 3 miesięcy bo operacja była bardzo pilna ale nadal uważał że 3 miesiące można sobie przecież spokojnie poczekać :/ Tak więc wykrycia raka to jedno u nas a leczenie go w polskich warunkach to druga sprawa. Może nie wszędzie tak jest może są szpitale gdzie to wszytko odbywa się sprawniej i szybciej przynajmniej mam taką nadzieję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ad. kiewball: Wydaje mi się naciąganym stwierdzenie, że ludzie chorzy na raka nie chcą eksperymentować - wręcz przeciwnie, odnoszę wrażenie (z obserwacji), że jeżdżą po uzdrowicielach jak wariaci. Stąd chętnych na terapię Gersona jest w Polsce pewnie bez liku, podobnie jak na wodę brzozową, bioeneroterapeutów, vilcacorę, zioła bonifratrów itp.

 

Ad. krwisty: olej Lorenza działał, ale na genetycznie zdefektowanych, zapobiegając gwałtownemu rpozprzestrzenieniu się skutków wady genetycznej. Fakt, że nie potrafił cofnąć skutków  uszkodzeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W całej tej historii jest jeden podejrzany punkt - jeśli dzieci chore na ALD umierały mimo podawania oleju, to czym różnił się od nich sam Lorenzo (też chory na ALD)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze raz usłyszę o terapii Gersona i zacznę strzelać. Osoby, które namawiają do tej terapii namawiają w rzeczywistości innych do poddania się leczeniu paliatywnemu. Albo więc mają zero pojęcia w obszarach, w których się wypowiadają, albo mają w tym konkretny interes, inny niż dobro pacjenta.

 

Jak chory powiedzmy na raka trzustki chce się zdecydować na leczenie eksperymentalne, to ma całą gamę dostępnych procedur, chociażby terapia jonami krzemu, dostępna w większości krajów unijnych. I wtedy może sobie pić soczek z kiwi i zieloną herbatkę, bo będzie to mieć uzasadnienie lepsze niż naładowanie się witaminkami.

 

P.S. Wybaczcie odgrzebywanie, ale nadrabiam lekturę z ostatnich 2 tyg :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  Warto jeszcze wspomnieć o tym, że musi to być bardzo konkretna sokowirówka bardzo konkretnej marki 

Wyciskane na prasie, a nie mielone i odwirowywane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      University of Cambridge udostępnił bezpłatnie cyfrowe wersje oryginalnych pism Izaaka Newtona. Biblioteka Uniwersytecka uruchomiła witrynę, na której znajdziemy 4000 stron napisanych ręką wielkiego uczonego. W ciągu najbliższych miesięcy do internetu trafią kolejne tysiące stron, dzięki czemu uzyskamy dostęp do niemal całości pism Newtona.
      Na niektórych stronach zobaczymy dopisek „nie nadają się do druku". To notatki wykonane przez Thomasa Pelleta z Royal Society, który po śmierci Newtona miał zdecydować, które pisma będą publikowane.
      Przygotowanie Newton Papers było możliwe dzięki grantowi w wysokości 1,5 miliona funtów przekazanemu przez Polonsky Foundation.
      Prace nad projektem rozpoczęły się w 2010 roku. Codziennie fotografowano do 200 stron bezcennych manuskryptów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niemal co sezon świat żyje doniesieniami o rozprzestrzenianiu się odzwierzęcych szczepów grypy. Grypa „świńska", grypa „ptasia" rzeczywiście są potencjalnym niebezpieczeństwem dla człowieka, ale przede wszystkim szkodzą hodowli zwierząt. Brytyjscy uczeni zademonstrowali kurczaki, które „zatrzymują" rozprzestrzenianie się wirusa grypy.
      Wynalazek, jeśli można to tak nazwać, powinni chętnie przywitać hodowcy zwierząt, którzy ponoszą nieraz duże straty spowodowane koniecznością wybijania całych hodowli w przypadku stwierdzenia infekcji. Dr Laurence Tiley, wykładowca wirusologii molekularnej na Wydziale Weterynarii University of Cambridge oraz profesor Helen Sang, z The Roslin Institute na University of Edinburgh, dokonując modyfikacji genetycznych stworzyły rasę kurczaków, które nawet chorując, nie zarażają innych osobników. Zmodyfikowane kurczaki po prostu „zatrzymują" infekcję w sobie tak skutecznie, że nawet zwyczajne kurczaki, zamknięte wraz z nimi w jednej klatce, nie łapią wirusa.
      Dokonano tego wprowadzając do genomu kurczaka nie istniejący tam wcześniej gen, produkujący specyficzną cząsteczkę-pułapkę. Mechanizm replikacyjny wirusa daje się na nią nabrać, uznając ją za wirusowy genom - a to zakłóca cykl rozrodczy wirusa. Co ważne, w odróżnieniu od szczepionek, które wymagają „aktualizacji" w przypadku każdego nowego szczepu, genetyczna pułapka rozbraja wszystkie szczepy wirusa.
      Odkrycie, chociaż jest tylko krokiem na drodze do stworzenia drobiu całkowicie odpornego na grypę, ma duży potencjał - w ten sposób można by skutecznie powstrzymywać rozprzestrzenianie się infekcji i epidemii. Mogłoby to wyeliminować straty hodowców związane z epidemiami, stanowiłoby oczywiście także dość skuteczną zaporę zapobiegającą przenoszeniu się „ptasich" wirusów na ludzi i krzyżowaniu szczepów grypy.
      Autorzy odkrycia zastrzegają, że genetycznie modyfikowane kurczaki są jedynie produktem eksperymentalnym i dowodem na trafność obranego kierunku badań, nie są w żadnym razie przeznaczone na rynek spożywczy.
      Praca „Suppression of avian influenza transmission in genetically modified chickens" ukazała się w magazynie Science z dnia 14 stycznia 2011.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy znaleźli możliwe źródło dwutlenku węgla, którego pojawienie się w atmosferze miało zakończyć ostatnią epokę lodowcową. To jednocześnie pierwszy twardy dowód, że olbrzymie ilości CO2 były zamknięte pod powierzchnią oceanów.
      Zespół doktora Luke'a Skinnera z University of Cambridge badał osady z dna oceanu pomiędzy Antarktydą a południem Afryki. Sprawdzano poziom węgla C14 w pancerzykach skamieniłych otwornic i porównywano go ze zmianami CO2 w atmosferze oraz z temperaturą na Ziemi. Pozwoliło to stwierdzić, jak długo CO2 był zatrzymany w oceanie.
      Nasze badania pokazują, że podczas ostatniej epoki lodowcowej, około 20 000 lat temu, dwutlenek węgla krążący głęboko w okolicach Antarktydy, był uwięziony znacznie dłużej, niż ma to miejsce dzisiaj. Jeśli podobne zjawisko zachodziło w innych częściach oceanu, może ono wyjaśnić, w jaki sposób cyrkulacja wody przyczyniła się do uwięzienia w oceanie dużych ilości węgla podczas epoki lodowcowej - mówi doktor Skinner.
      Zgodnie z nieuznawaną oficjalnie teorią Milankovicia, kolejne epoki lodowcowe powodowane były zmianami orbity ziemskiej w stosunku do Słońca. Pewne dane wskazują, że Milanković miał częściowo rację. Brytyjscy naukowcy uważają, że zmiany orbity mogły zadziałać jak rodzaj rozrusznika, którego efekt został wielokrotnie wzmocniony przez uwięzienie węgla w oceanach.
      Cyrkulacja pomiędzy Antarktydą a południem Afryki może prowadzić do wypychania wód z głębin ku powierzchni. Wraz z nimi do atmosfery wydostawały się olbrzymie ilości CO2, co w efekcie zakończyło ostatnią epokę lodowcową. Uczeni oceniają, że wielkość "wycieku" dwutlenku węgla z oceanu mogła być podobna do całkowitej emisji tego gazu od początku rewolucji przemysłowej.
      Jeśli teoria Skinnera i jego zespołu jest prawdziwa, to powinniśmy znaleźć dowody na olbrzymie transfery dwutlenku węgla z oceanów do atmosfery przy końcu każdej epoki lodowcowej. Jak zauważył naukowiec, odkrycie to stawia także pod znakiem zapytania sens sekwestracji dwutlenku węgla pod dnem oceanów. Ma to być metoda na zmniejszenie jego ilości w atmosferze. Jednak wszystko wskazuje na to, że CO2 i tak po jakimś czasie do atmosfery powróci.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Czy na podstawie analizy białek zawartych w zdrowej komórce można przewidzieć prawdopodobieństwo, że przejdzie ona transformację nowotworową? Badacze z amerykańskiego Fox Chase Center udowadniają, że jest to bardzo realistyczna wizja.
      Już w 1971 roku amerykański naukowiec, dr Alfred Knudson Jr., opracował tzw. hipotezę dwóch uderzeń. Badacz głosi w niej, że do rozwoju nowotworu potrzebna jest mutacja w obu kopiach (allelach) genów odpowiedzialnych za regulację tempa podziałów komórkowych występujących w genomie danej komórki. Teoria ta zrewolucjonizowała badania nad biologią nowotworów, lecz do niedawna, z braku odpowiednich technologii, dokładne określenie jej praktycznego zastosowania było niemożliwe. Z czasem prawdziwość teorii udało się potwierdzić doświadczalnie, a badacze zaczęli szukać nowych celów. Tym razem dr Knudson pracuje nad twierdzeniem, które nazwał, dla odmiany, hipotezą jednego uderzenia.
      Założenia nowej teorii są dość proste. Jeżeli uszkodzenie obu kopii genów odpowiedzialnych za powstrzymywanie rozwoju nowotworu (tzw. genów supresorowych) prowadzi do rozwoju choroby, może to oznaczać, że wystarczy pojedyncza wadliwa kopia, by w komórce zaczęły sie pojawiać dostrzegalne cechy świadczące o podwyższonym ryzyku jej zezłośliwienia. Aby potwierdzić lub odrzucić prawdziwość tego przypuszczenia, badacz poddał analizie komórki pobrane od osób, które odziedziczyły "pierwsze uderzenie" po rodzicach i są jego nosicielami w każdej komórce własnego organizmu.
      Jako model badawczy dr Knudson wykorzystał komórki pobrane od osób cierpiących na rodzinną gruczolakowatą polipowatość jelita grubego (ang. Familial adenomatous polyposis - FAP). Choroba ta, służąca wcześniej do badań nad teorią dwóch uderzeń, jest klasycznym przykładem stanu przednowotworowego spowodowanego mutacją w pojedynczym allelu genu. Pacjenci chorzy ma FAP posiadają mutację w jednej z  kopii genu APC odpowiedzialnego za utrzymanie prawidłowego tempa podziałów komórkowych. Jego uszkodzenie, zarówno u osób cierpiących na rodzinną gruczolakowatą polipowatość jelita grubego, jak i u osób wcześniej uznawanych za zdrowe, jest niemal jednoznaczne z zezłośliwieniem komórek.
      Jak tłumaczy współpracujący przy projekcie dr Anthony Yeung, hipotetyzujemy, że odziedziczona mutacja typu "pojedynczego uderzenia" może sama w sobie prowadzić do zmian w białkach wyglądającej normalnie komórki. Dodaje: w związku z tym, że komórki te są o krok od zezłosliwienia, wystepujące w nich zmiany schematu produkcji białek mogą reprezentować nowe biologiczne wskaźniki nowotworu i nowe cele dla leków prewencyjnych i terapeutycznych. Jest to szansa, by uderzyć w nowotwór jeszcze przed pojawieniem się drugiego uderzenia.
      Dr Yeung tłumaczy, że proteom komórki, czyli zbiór wszystkich produkowanych przez nią białek, umożliwia ocenę jej stanu fizycznego. Jak wyjaśnia, widzimy, że nawet pojedyncze uderzenie, w tym wypadku będące odziedziczoną mutacją, może powodować liczne konsewencje w całej komórce, nawet jeśli nie powoduje raka. Logiczne jest przy tym, że jeżeli dana osoba od dzieciństwa jest nosicielem mutacji jednego z alleli, wzrasta u niej ryzyko, że w którejś komórce jej organizmu dojdzie do kolejnej mutacji, która spowoduje rozwój choroby.
      Wyniki analizy proteomu pokazują jasno, że komórka przechodzi istotne zmiany pod wpływem mutacji w genie APC. W porównaniu do zdrowych komórek dochodzi do zaburzenia produkcji aż trzynastu procent wszystkich protein produkowanych przez komórki nabłonka jelita grubego. Zmiany te obejmują m.in. białka związane z sygnalizacją międzykomórkową, naprawą uszkodzeń DNA, regulacją tempa podziałów komórkowych i procesem ich samobójczej śmierci, czyli apoptozą. Wszystkie te grupy białek odgrywają niezwykle istotną rolę podczas rozwoju raka, co potwierdza prawdziwość hipotezy jednego uderzenia.
      Potwierdzenie teorii może oznaczać prawdziwy przełom w diagnostyce medycznej. Regularne badanie nabłonka jelita grubego, a w przyszłości także innych tkanek, może przynieść wiele istotnych informacji o nadciągającym zagrożeniu. Co ważne, zmiany te byłyby wykrywalne niejednokrotnie na wiele lat przed rozwojem choroby, co pozwoliłoby na ścisłą obserwację lub rozpoczęcie aktywnej profilaktyki nowotworu, zanim będzie na to zbyt późno. O tym, jak istotna jest w przypadku raka możliwie szybka interwencja, nie trzeba zaś przekonywać chyba nikogo.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wraz z rozwojem Internetu i związanym z tym powszechnym zjawiskiem naruszania praw autorskich, prowadzone są coraz bardziej gorące dyskusje na temat własności intelektualnej. Jednak, wbrew temu, co próbują twierdzić niektórzy, prawa autorskie nie liczą sobie zaledwie kilkudziesięciu czy stu kilkudziesięciu lat.
      Naukowcy z University of Cambridge i Bournemouth University rozpoczęli projekt, którego celem jest zbadanie pochodzenia i ewolucji praw autorskich.
      W dniach 19-20 marca w Londynie odbyła się konferencja na ten temat, a jej owocem jest interesująca witryna www.copyrighthistory.org. To cyfrowe archiwum dokumentów, które dały początek dzisiejszym prawom autorskim.
      Z dotychczas przeprowadzonych badań wynika, że zachowane najstarsze europejskie dokumenty, w których można znaleźć zaczątki dzisiejszych praw autorskich pochodzą z drugiej połowy XV wieku.
      Na razie w archiwum umieszczone zostały najważniejsze teksty z Włoch, Francji, krajów niemieckojęzycznych, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Można jednak przypuszczać, że baza tekstów będzie ciągle poszerzana.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...