Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Nokia - największy na świecie producent telefonów komórkowych - będzie musiała wkrótce podjąć decyzję, która może całkowicie zmienić rynek urządzeń mobilnych. Symbian, system powszechnie używany w produktach Nokii i jednocześnie najbardziej popularny system operacyjny na smartfonach, nie zdaje egzaminu. Jego rynkowe udziały ciągle spadają.

W ostatnim czasie dowiedzieliśmy się, że rozwijająca go Symbian Foundation zostanie zamknięta, a Nokia zrezygnowała z planów tworzenia wersji 3. i 4. tego systemu. Nokii pozostaje jeszcze MeeGo, linuksowa platforma będąca połączeniem Moblina i Maemo, jednak od lat nie potrafi się ona przebić na rynku, zatem nie będzie dobrą alternatywą dla Symbiana.

Fińska firma będzie musiała zatem najprawdopodobniej zdecydować się na korzystanie z systemu któregoś z konkurentów. Wybór pozostaje dość ograniczony. Najprawdopodobniej Nokia będzie musiała rozważyć używanie Androida bądź Windows Phone 7. Jeśli Finowie wybiorą system Google'a, najprawdopodobniej zapewnią mu w ten sposób dominację na rynku. Wybór WP7 będzie z kolei oznaczał bardzo dobry start dla platformy Microsoftu i da koncernowi z Redmond nadzieję na zdobycie poważnych udziałów w rynku urządzeń mobilnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No tak, tylko zmienili prezesa na takiego, który jest za Symbianem.

Jeszcze trochę i przeczytamy, że Nokia upada, ale bardziej prawdopodobne jest przeproszenie się z Androidem, którego tak opluwali.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nowym prezesem Nokii jest Stephen Elop, do niedawna jeszcze menedżer MS. Na miejscu Ballmera próbowałbym to wykorzystać i stanąłbym na głowie, żeby ubić jakiś interes z Nokią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra decyzja acz spóźniona. Widać gołym okiem, że Symbian odstaje od Androida, WM7 i iOS już o lata świetlne i zapewne żadna jego nowa wersja już tego nie zmieni. Dobrze też, że Nokia nie forsuje jakiegoś swojego nowego systemu bo zwiększyło by to zamieszanie z oprogramowaniem, jednak z drugiej strony firma ta straci dużo ze swojej tożsamości i niezależności. Moim zdaniem postawią na Androida.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnoszę wrażenie ze dla MS to będzie znaczyło "być lub nie być". Jeśli Nokia poprze giganta z Redmound, to jest duża szansa na sukces Windows Mobile 7, inaczej zostanie on niszą rynkową.

 

Tak czy inaczej jedno jest pewne - nie będzie w Noki systemu od Apple :) żadnego iPhonowego OS'a i to mi wystarczy. Bo wole świat z 3ma konkurencyjnymi systemami, niż "jedynym słusznym" od Apple..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nokia przede wszystkim stała się zbyt skostniała. Pracuję z ich telefonami i muszę powiedzieć, że tak naprawdę nic nowego nie wnoszą - poszczególne modele różnią się wyglądem, ale funkcjonalność mają taką samą. Jest to zaleta z punktu nauki obsługi - rzecz od zawsze chwalona w urządzeniach Nokii. Ale z drugiej strony po co kupować nowy telefon za 1000-2000zł, który różni się od poprzedniego tylko tym, że ma lepszy aparat i wyświetlacz? Jeśli ktoś traktuje telefon jako narzędzie, to są to zdecydowanie zbyt błahe argumenty aby przechodzić na nowe urządzenie..

 

Podobnie jak czytałem na jednym z forów: Nokia oferuje powiedzmy 15 opcji, które implementuje w 50 telefonach, z tym, że w każdym 3-4 w taki sposób, żeby poszczególne modele różniły się jedną czy dwoma.. Innymi słowy niemal żaden z telefonów nie spełnia wymagań danego konsumenta, bo ma powrzucane pierdoły plus jedną przydatną rzecz. Ma ekran dotykowy? Świetnie. Ale nie ma wifi. Ma ekran dotykowy i wifi? Świetnie, ale ma kiepski aparat. Jest niezawodny, bateria długo trzyma. To dobrze, ale brakuje mu czegoś innego. Ma dobry aparat? Cudownie, ale nie obsługuje kart pamięci.

 

Świadomy użytkownik wcale wbrew ich założeniom nie będzie kupował co chwila innego modelu i przysparzał im niemałego dochodu, ale wybierze się do konkurencji i kupi telefon który spełnia jego wymagania :/

 

I w ten sposób się kończy każde cwaniakowanie, jak ktoś się staje zbyt pazerny, żeby dalej pracować i utrzymywać wysoką jakość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ciągu ostatnich kilku miesięcy pojawiły się dziesiątki szkodliwych aplikacji dla Androida. Niektóre z nich trafiły do oficjalnego sklepu Play. Aplikacje zostały zarażone szkodliwym oprogramowaniem z rodziny Joker. Atakuje ono użytkowników Androida od końca 2016 roku, jednak obecnie stało się jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla tego systemu.
      Po zainstalowaniu Joker zapisuje użytkownika do drogich usług subskrypcyjnych, kradnie treści SMS-ów, listę kontaktów oraz informacje o urządzeniu. Już w lipcu eksperci donosili, że znaleźli szkodliwy program w 11 aplikacjach, które zostały pobrane ze sklepu Play około 500 000 razy.
      W ubiegłym tygodniu firma Zscaler poinformowała o odkryciu w Play 17 aplikacji zarażonych Jokerem. Zostały one pobrane 120 000 razy, a przestępcy stopniowo wgrywali aplikacje do sklepu przez cały wrzesień. Z kolei firma Zimperium doniosła o znalezieniu 64 nowych odmian Jokera, z których większość znajduje się w aplikacjach obecnych w sklepach firm trzecich.
      Joker to jedna z największych rodzin szkodliwego kodu atakującego Androida. Mimo że rodzina ta jest znana, wciąż udaje się wprowadzać zarażone szkodliwym kodem aplikacje do sklepu Google'a. Jest to możliwe, dzięki dokonywaniu ciągłych zmian w kodzie oraz s sposobie jego działania.
      Jednym z kluczowych elementów sukcesu Jokera jest sposób jego działania. Szkodliwe aplikacje to odmiany znanych prawdziwych aplikacji. Gdy są wgrywane do Play czy innego sklepu, nie zawierają szkodliwego kodu. Jest w nich głęboko ukryty i zamaskowany niewielki fragment kodu, który po kilku godzinach czy dniach od wgrania, pobiera z sieci prawdziwy szkodliwy kod i umieszcza go w aplikacji.
      Szkodliwy kod trafia i będzie trafiał do oficjalnych sklepów z aplikacjami. To użytkownik powinien zachować ostrożność. Przede wszystkim należy zwracać uwagę na to, co się instaluje i czy rzeczywiście potrzebujemy danego oprogramowania. Warto też odinstalowywać aplikacje, których od dawna nie używaliśmy. Oraz, tam gdzie to możliwe, wykorzystywać tylko aplikacje znanych dewelperów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Eksperci wpadli na ślad dwóch cyberprzestępczych kampanii, w ramach których zainfekowano ponad 200 aplikacji na Androida, a aplikacje te zostały pobrane ponad 250 milionów razy.
      Obie kampanie skierowano wyłącznie przeciwko użytkownikom Androida, a przeprowadzono je nakłaniając programistów do używania złośliwych pakietów SDK (software development kits). W ramach jednej z kampanii aplikacje zostały zarażone adware'em, a w ramach drugiej – dokonują kradzieży informacji.
      Jeden z ataków, nazwany „SimBad” gdyż zainfekował głównie gry, doprowadził do zarażenia 206 aplikacji, które zostały pobrany 150 milionów razy. Szkodliwe oprogramowanie znalazło się w SKD o nazwie RXDroider oferowanego przez witrynę addroider.com. Gdy tylko użytkownik zainstaluje jedną z zainfekowanych aplikacji, SimBad rejestruje się na jego urządzeniu i zyskuje prawo do anonimowego przeprowadzania różnych działań. Szkodliwy program łączy się z serwerem, z którego otrzymuje polecenia. Może to być zarówno polecenie połączenia się za pośrednictwem przeglądarki z konkretnym adresem, jak i nakaz usunięcia ikony jakiejś aplikacji. Najważniejszymi funkcjami szkodliwej aplikacji są wyświetlanie reklam, otwieranie witryn phishingowych oraz oferowanie użytkownikowi innych aplikacji. Napastnik ma też możliwość instalowania dodatkowych aplikacji na urządzeniu ofiary, co daje mu możliwość dalszego infekowania.
      Obecnie SimBad działa jako adware, ale dzięki możliwości wyświetlania reklam, otwierania witryn i oferowania innych aplikacji może on wyewoluować w znacznie poważniejsze zagrożenie, stwierdzili badacze w firmy CheckPoint Research.
      Druga z cyberprzestępczych operacji została nazwana „Operation Sheep”. W jej ramach napastnicy zainfekowali 12 aplikacji na Androida, które zostały pobrane już ponad 111 milionów razy. Aplikacje te na masową skalę kradną dane o kontaktach przechowywanych w telefonie. Tutaj ataku dokonano za pomocą SDK o nazwie SWAnalytics, za pomocą którego powstały aplikacje obecne przede wszystkim w sklepach chińskich producentów telefonów, takich jak Huawei App Store, Xiaomi App Store i Tencent MyApp.
      Badacze trafili na ślad tej kampanii we wrześniu 2018 roku. Stwierdzili, że po zainstalowaniu którejś ze szkodliwych aplikacji, cała lista kontaktów użytkownika jest pobierana na serwery firmy Shun Wang Technologies. Jako, że z samego tylko Tencent MyApp pobrano szkodliwe aplikacje ponad 111 milionów razy, to teoretycznie Shun Wang Technologies może mieć w swojej bazie nazwiska i telefony co najmniej 1/3 populacji Chin. Jako, że ani Shun Wang nie informuje, w jaki sposób wykorzystuje te dane, ani nie ma nad nimi żadnego nadzoru z zewnątrz, teoretycznie firma może te dane sprzedać np. na czarnorynkowych giełdach internetowych.
      W porównaniu z danymi finansowymi oraz rządowymi dokumentami identyfikacyjnymi dane dotyczące kontaktów osobistych są zwykle traktowane jako mniej wrażliwe. Powszechnie uważa się, że wykorzystanie takich danych i zarobienie na nich jest trudne i niewarte wysiłku. Jednak krajobraz się zmienia, a nielegalne rynki coraz bardziej się specjalizują, powstają nowe modele biznesowe pozwalające na zarobienie na takich danych, stwierdzili eksperci.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badacze z firmy ESET ostrzegają przed aplikacją na Androida, która kradnie pieniądze użytkownikom PayPala. Ofiarami padają osoby, które pobrały pewną aplikację, która ma rzekomo optymalizować pracę baterii. Aplikacja jest dostępna wyłącznie na stronach trzecich, nie ma jej w Google Play.
      Po zainstalowaniu aplikacja prosi użytkownika o zgodę na gromadzenie danych statystycznych. Użytkownik, zgadzając się, w rzeczywistości uruchamia opcję ułatwień dla inwalidów.
      Po uruchomieniu tej opcji złośliwa aplikacja sprawdza, czy na telefonie jest zainstalowana oficjalna aplikacja PayPala. Jeśli tak, pokazuje się prośba o jej uruchomienie. Jeśli użytkownik to zrobi, złośliwy kod, korzystając z opcji ułatwień dla inwalidów, symuluje kliknięcia i próbuje wysłać pieniądze na konto cyberprzestępców.
      Gdy badacze z ESET analizowali złośliwe oprogramowanie okazało się, że za każdym razem, gdy była uruchomiona aplikacja PayPal, usiłowało ono ukraść 1000 euro. Cały proces trwa około 5 sekund, a użytkownik nie ma żadnej możliwości, by go przerwać. Okradzeni mogą mieć problem z odzyskaniem pieniędzy, gdyż złośliwy kod nie kradnie żadnych danych. To sam użytkownik musi uruchomić aplikację PayPal i się do niej zalogować. Tylko wówczas złośliwy kod dokonuje transferu.
      Atak się nie uda, gdy na koncie użytkownika jest zbyt mała kwota lub gdy jego karta nie jest połączona z kontem PayPal. Wówczas złośliwy kod próbuje ukraść dane dotyczące usług płatniczych w Google Play, WhatsApp, Skype oraz Viber. Próbuje tez ukraść dane logowania do Gmaila.
      Badacze z ESET sądzą, że przestępcy wykorzystują te dane, by zalogować się na pocztę ofiary i usunąć przysyłane przez PayPala informacje o przeprowadzonych transakcjach. W ten sposób ofiara przez dłuższy czas może się nie zorientować, że jest okradana.
      ESET poinformował już PayPala o problemi i dostarczył mu informacje o koncie, na które trafiają ukradzione pieniądze.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po raz szósty z rzędu Google'owski skaner antywirusowy Google Play Protect okazał się najgorszym spośród testowanych narzędzi do zabezpieczania Androida. Specjaliści z AV-Test przetestowali 21 skanerów antywirusowych.
      Testy prowadzono przy ich fabrycznych ustawieniach, a narzędzia przeanalizować 5600 zainfekowanych aplikacji pod kątem występujących w nich zagrożeń. Wśród nich było 2900 programów, w przypadku których infekcje nastąpiły w ciągu ostatnich 24 godzin. W takich przypadkach sygnatury szkodliwego kodu się nie sprawdzają, gdyż w tak krótkim czasie producent oprogramowania antywirusowego nie zdąży go zaktualizować. Oprogramowanie musiało zatem radzić sobie analizując zachowanie skanowanej aplikacji i wyłapując jego podejrzane cechy. Pozostałe 2700 aplikacji było zarażone kodem nie starczym niż 4 tygodnie. Jeśli producent regularnie aktualizuje swój skaner antywirusowy, nie powinien mieć on problemów z wyłapaniem zarażonej aplikacji na podstawie sygnatury szkodliwego kodu.
      Okazało się, że średnio androidowe skanery wyłapały 97,4% infekcji z pierwszej grupy (na podstawie zachowania aplikacji) i 96,7% z drugiej grupy, gdzie przydatne były sygnatury.
      Produkty takich firm jak AhnLab, Alibaba, Bitdefender, Cheetah, G-Data, ONE, Sophos, Symantec i Trend Micro uzyskały 100-procentowy wynik dla obu grup zainfekowanych aplikacji. Najgorzej poradził sobie  Google Play Protect, który w przypadku pierwszej grupy osiągnął wynik 70,1%, a w przypadku drugiej było to zaledwie 49,4%.
      Każdy ze skanerów mógł uzyskać w teście maksymalnie 13 punktów. Sześć punktów było przyznawanych za wykrywanie zagrożeń, kolejne sześć przyznawano w teście użyteczności, w którym brano pod uwagę zużycie energii, wydajność, liczbę fałszywych pozytywnych alarmów oraz ilość przesyłanych danych. Ostatni punkt przyznawano za dodatkowe elementy, jak np. backup czy mechanizm antykradzieżowy.
      Google Play Protect zdobył 6 punktów w teście użyteczności. Podobny wynik uzyskało tutaj 12 innych skanerów. Jednak w teście wykrywania zagrożeń nie uzyskał żadnego punktu. Najgorzej w teście użyteczności wypadły produkty Antiy, Cheetah, ONE i Sophos.
      Maksymalną liczbę punktów, 13, zdobyło dwanaście skanerów. To Ahnlab, Alibaba, Avast, AVG, Avira, Bitdefender, G-Data, Kaspersky Lab, McAfee, Symantec, Tencent i Trend Micro.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niemal wszystkie urządzenia z Androidem sprzedane po roku 2012 są podatne na atak RAMpage. To odmiana znanego od co najmniej 3 lat ataku Rowhammer. Atak pozwala napastnikowi na przejęcie całkowitej kontroli nad urządzeniem ofiary.
      Rowhammer wykorzystuje fakt, że współczesne układy pamięci są bardzo gęsto upakowane. Dzięki wielokrotnie powtarzanym operacjom odczytu/zapisu w jednym obszarze pamięci, można doprowadzić do przeskoczenia bitu w innym obszarze, do którego nie ma się dostępu. W ten sposób złośliwy proces może wpłynąć na zawartość pamięci w innym procesie. Wykazano na przykład, że dzięki atakowi Rowhammer możliwe jest uzyskanie praw roota przez aplikację, która została uruchomiona z prawami użytkownika.
      RAMpage to odmiana Rowhammera wyspecjalizowana w atakowaniu podsystemu pamięci systemu Android. Narażone na atak są wszystkie urządzenia z Androidem, które korzystają z układów LPDDR2, LPDDR3 lub LPDDR4 i zostały wyprodukowane w roku 2012 lub później. Zdaniem ekspertów, z urządzeń tych łatwo jest ukraść poufne informacje. Na razie nie istnieją żadne łaty, które chroniłyby Androida przed tym atakiem. Eksperci, którzy odkryli RAMpage, przygotowali bezpłatne narzędzie GuardiON, które zabezpiecza Androida. Udostępnili też aplikację, dzięki której możemy sprawdzić, czy nasze urządzenie jest podatne na atak.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...