Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Android - maszynka do robienia pieniędzy

Rekomendowane odpowiedzi

Przez całe lata Google polegało na jednym źródle finansowania - wyszukiwarce. Co prawda koncern uczynił z niej maszynę przynoszącą wielomiliardowe wpływy, jednak poleganie tylko na jednym źródle i to takim, które użytkownik może z dnia na dzień porzucić, jest ryzykowne. Teraz jednak, zdaniem analityków, firma Page'a i Brina ma kolejne źródło dochodów - system Android. Co prawda koncern nadal będzie zależny od dochodów z wyszukiwarki, jednak dzięki Androidowi zyska ona potężny zastrzyk energii.

Czasy, gdy przychody rosły w tempie 40% rocznie Google ma już za sobą. Jednak firma wciąż imponuje wzrostem prognozowanym na 15% rocznie w najbliższej przewidywalnej przyszłości.

Google może zarobić na Androidzie kolosalne pieniądze. Co prawda, w przeciwieństwie do Microsoftu, nie pobiera opłat licencyjnych za korzystanie z systemu, ale będzie czerpał zyski z faktu, że firmowa technologia trafi do mainstreamowych urządzeń. Rynek rozwiązań mobilnych zyskuje na znaczeniu, a Android zdobywa w nim coraz większe udziały.

Już w roku 2015, jak prognozują analitycy Informa Telecoms & Media, Android ma stać się najpopularniejszym mobilnym systemem operacyjnym na świecie. Ma z niego korzystać 500 milionów osób.

Analityk Sandeep Aggarwal z firmy Caris & Co uważa, że od roku 2013 Android zapewni Google'owi wpływy rzędu 4 miliardów USD rocznie. To olbrzymia kwota zważywszy, że w ubiegłym roku wartość sprzedaży Google'a wyniosła 24 miliardy USD.

Jednak na tym nie koniec. Eric Schmidt, prezes Google'a, stwierdził, że jego koncern spodziewa się po Androidzie wpływów rzędu 10 miliardów dolarów rocznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Google może zarobić na Androidzie kolosalne pieniądze. Co prawda, w przeciwieństwie do Microsoftu, nie pobiera opłat licencyjnych za korzystanie z systemu, ale będzie czerpał zyski z faktu, że firmowa technologia trafi do mainstreamowych urządzeń.

 

Fajna sprawa z tym czerpaniem zysków z faktu ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lol :) Trafna uwaga. Proces zarabiania google na na androidzie jest duuużo bardziej skomplikowany :D W ogóle marketing google to coś niesamowitego. Najbardziej mnie rozwalił kiedyś mój znajomy, który gdzieś przeczytał, że google zarabia na reklamach. Puknął się w czółko i stwierdził "Jakie bzdury wypisują, google zarabia na reklamach? Przecież na stronie google nie ma ani jednej reklamy..." :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej mnie rozwalił kiedyś mój znajomy, który gdzieś przeczytał, że google zarabia na reklamach. Puknął się w czółko i stwierdził "Jakie bzdury wypisują, google zarabia na reklamach? Przecież na stronie google nie ma ani jednej reklamy..." :)

Twój kolega miał racje. Google Adsense i Google Adwords to główny zysk google w tym momencie. A jak byś nie wiedział, to Adsense i Adwords to strona do sprzedawania reklam. I jak na google nie ma nigdzie reklam?, wpisz sobie byle co i po prawej stronie masz Linki Sponsorowane. Jeżeli się nie mylę, to w Adwords jak kupisz reklamę to tam się pojawisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rhox brawo za czytanie ze zrozumieniem :-) Jak byś nie zauważył cyberant napisał, że jego kolega stwierdził, że to bzdura, że google zarabia na reklamach bo na stronach google nie ma reklam a nie że on sam tak uważa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Reklama jest z zasady durna, w takim sensie ze jest celowana na oślep na zasadzie a nóż trafi w cel. Tylko ze dużo trzeba wystrzelić żeby trafić. Jak z reklamą podpasek w TV. I to drogo kosztuje. Pomysł Google opierał się na wycelowaniu reklamy np serwowanie jej w odpowiedzi na pytanie. Android oprócz tego ze rozwinie ten rynek siła rzeczy daje inne możliwości na przykład wycelowanie reklamy zgodnie z lokalizacja użytkownika czy innymi preferencjami których akwizytorem będzie zidentyfikowane urządzenie mobilne które jest silne związane z jedna osoba z definicji. Wiele usług Google ma za cel jedynie umożliwienie identyfikacji użytkownika choć bardziej chodzi nie o identyfikacje w sensie stricte ale o zmapowanie go wg jakiś tam przyjętych kryteriów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Reklama jest z zasady durna, w takim sensie ze jest celowana na oślep na zasadzie a nóż trafi w cel. Tylko ze dużo trzeba wystrzelić żeby trafić. Jak z reklamą podpasek w TV.

 

No tu bym się nie zgodził. Reklama która trafi do co czwartego odbiorcy (1/2 społeczeństwa kobiety x 1/2 życia wiek rozrodczy) jest super trafiona, że lepiej już chyba nie można.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chociaż przykład podpasek jest istotnie nie najszczęśliwszy, to taka reklama trafia ale jest nachalna przez co ignorowana i tak samo trafia reklama A jak reklama B. Wydatki na reklamę A są niweczone przez wydatki na reklamę B. To znaczy skuteczność reklamy jest nie tylko proporcjonalna do wydatków na nią ale również krzyżowo odwrotnie proporcjonalna do nakładów na reklamę substytutów. Na rynku reklamy spersonalizowanej jest to wg mnie mniej istotny czynnik a w przyadku krańcowym czyli idealnej personalizacji reklamy (co jest stanem nieosiąganym) wręcz nie istotny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

reklama nie jest bzdurna, jest dźwignią handlu - i nie jest to pusty slogan.

 

Ale w WIELKIM skrócie można reklamę podzielić na 3 elementy.

 

1. Informowanie o nowym produkcie i innowacjach technologicznych w nim zastosowanych.

2. Promocję marki/firmy.

3. Sprzedaż promocyjna/wyprzedaż, tak żeby w krótkim czasie ściągnąć maxymalnie dużo klientów do jakiegoś produktu.

 

Te 3 podstawowe elementy reklamy to pole popisu dla wszystkich mediów i agencji reklamowo prasowych przez które przelewająsie miliardy... jednak pole działalności jest tu trudne, konkurencja wielka itd.. dlatego google znalazło sobie 4ty element.

 

4. POZYCJONOWANIE :) i jest w tym liderem. nikt im nie wyskoczy bo mają wyszukiwarkę z której korzystają praktycznie wszyscy i tylko oni moga ci zapewnić 1 miejsce w wynikach.

 

i tu dochodzimy do sposobu zarabiania na darmowym Androidzie. Jaka przeglądarka będzie domyślną w systemach z androidem? Gdzie aplikacje będziemy pobierać? Gdzie będa się firmy promowac? Na platoformie Google. Nastepny krok do monopolizacji rynku urządzęń przenośnych. Im się opłaca dawać darmowego androida, bo oni potem będą decydować jakie utwory ściągniesz na telefon, jakie filmiki obejrzysz, jakich programów będziesz używał... A za to będą im płacić producenci tych programów, muzyki, filmów, a producentom - uzytkownicy. I koło się zamyka.

 

Podsumowując: Firmy płacą Google za to, że Google podsuwa ich produkty użytkownikom pod nos...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Reklama jest z zasady durna, w takim sensie ze jest celowana na oślep na zasadzie a nóż trafi w cel. Tylko ze dużo trzeba wystrzelić żeby trafić. Jak z reklamą podpasek w TV. I to drogo kosztuje.

 

reklama jest bzdurna? ha ha ha :D Weźmy reklamę podpasek w TV o której wspomniałeś.

 

Reklama podpasek leci między serialami oglądanymi głownie przez kobiety, więc odsetek oglądających jest b.duży. Tak jak reklama piwa i czipsów w przerwie meczu piłkarskiego. Target użytkownika w TV jest bardzo liczony i ważony. Nikt nie będzie reklamował nowej serii komiksu z pokemonami po 23:00. Reklama trafia do odbiorcy i odbiorca podąża zgodnie z reklamą.

 

Idziesz do sklepu automatycznie uważasz za lepszy produkt którego nazwę i producenta znasz. Owszem - patrzysz na cenę, jednak jak zarabiasz sensownie to cena traci dla Ciebie znaczenie (wtedy jesteś potencjalnym klientem - targetem reklamy) i wybierasz produkt znany.

 

Popatrz na swoją pastę do zębów lub proszek do prania w łazience. Jest jakiś "noname" czy może któryś z reklamowanych? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po wpisaniu podpaski w przeglądarce wyskakują reklamy podpasek , trudno chyba dokładniej zaadresować reklamę jak do tego który szuka danego produktu (a nie 6 mln ludzi w tym 20% to dzieci).

http://www.google.pl/#hl=pl&source=hp&biw=1019&bih=636&q=podpaski&aq=f&aqi=g10&aql=&oq=&gs_rfai=&fp=c9dab8b5a230ad27

Tak przy okazji dowiedziałem się z reklamy o kubeczku menstruacyjnym :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popatrz na to z tej strony. Mamy produkt kory jest powszechnym użyciu chleb proszek i tak dalej można by tu przybliżyć ich kategorie w oparciu o kryterium elastyczności cenowej. Ale do rzeczy jest produkt którego popyt na rynku jest względnie stały a reklama nie kreuje nowego popytu a tylko go kanalizuje w stronę określonego produktu.

Budzimy się w nowym świecie bez reklamy i zaczynamy reklamować nasz produkt innym spada sprzedaż wiec tez zaczynają reklamować nam spada wiec reklamujemy jeszcze bardziej i tak w koło. Granica wydatków na reklamę jest rentowność całego biznesu. Ale globalnie wytworzyliśmy rynek reklamy do którego przetransferowaliśmy cześć naszych zysków. Globalnie z tego tytułu nie sprzedano istotnie więcej produktu. To jest jak z aukcją o grosz. Mimo ze należało by się wycofać bo płacimy więcej niż jest to warte, nie opłaca wycofać się bo stracimy na tym. Ale o tym już wiedzą w działach reklamy i nie mamy 5 ciu reklam proszków w jednym ciągu a co najwyżej 2-3.

 

Co więcej te reklamy udają ze produkt jest inny i nowy nikt nie reklamuje starego produktu bo to jest z wyżej wymienionych względów bez sensu. Stary ma swoich zwolenników ale żeby zdobyć nowych trzeb produkować "nowy" produkt. By sens miała reklama go jako nowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
globalnie wytworzyliśmy rynek reklamy do którego przetransferowaliśmy cześć naszych zysków. Globalnie z tego tytułu nie sprzedano istotnie więcej produktu.[/size]   

Ponad 50% zawodów dziś uprawianych jeszcze 30 lat temu nie istniała, ludzie mają pracę ( niestety iluzjoniści dziś występują powszechnie nie tak jak kiedyś tylko w cyrku).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może artykuł nie odkrywczy jednak do bólu prawdziwy i dobrze ze sie takie pojawiają. I dość dobrze został ujęty problem szczególnie w tym miejscu:

"W dużym uproszczeniu ekonomia zakładała, że konsumenci albo wyborcy dokonują racjonalnych wyborów na podstawie ogólnie dostępnych informacji."

I to jest w zasadzie sedno problemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
      Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
      Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
      Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
      Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
      Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
      Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
      Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
      Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ciągu ostatnich kilku miesięcy pojawiły się dziesiątki szkodliwych aplikacji dla Androida. Niektóre z nich trafiły do oficjalnego sklepu Play. Aplikacje zostały zarażone szkodliwym oprogramowaniem z rodziny Joker. Atakuje ono użytkowników Androida od końca 2016 roku, jednak obecnie stało się jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla tego systemu.
      Po zainstalowaniu Joker zapisuje użytkownika do drogich usług subskrypcyjnych, kradnie treści SMS-ów, listę kontaktów oraz informacje o urządzeniu. Już w lipcu eksperci donosili, że znaleźli szkodliwy program w 11 aplikacjach, które zostały pobrane ze sklepu Play około 500 000 razy.
      W ubiegłym tygodniu firma Zscaler poinformowała o odkryciu w Play 17 aplikacji zarażonych Jokerem. Zostały one pobrane 120 000 razy, a przestępcy stopniowo wgrywali aplikacje do sklepu przez cały wrzesień. Z kolei firma Zimperium doniosła o znalezieniu 64 nowych odmian Jokera, z których większość znajduje się w aplikacjach obecnych w sklepach firm trzecich.
      Joker to jedna z największych rodzin szkodliwego kodu atakującego Androida. Mimo że rodzina ta jest znana, wciąż udaje się wprowadzać zarażone szkodliwym kodem aplikacje do sklepu Google'a. Jest to możliwe, dzięki dokonywaniu ciągłych zmian w kodzie oraz s sposobie jego działania.
      Jednym z kluczowych elementów sukcesu Jokera jest sposób jego działania. Szkodliwe aplikacje to odmiany znanych prawdziwych aplikacji. Gdy są wgrywane do Play czy innego sklepu, nie zawierają szkodliwego kodu. Jest w nich głęboko ukryty i zamaskowany niewielki fragment kodu, który po kilku godzinach czy dniach od wgrania, pobiera z sieci prawdziwy szkodliwy kod i umieszcza go w aplikacji.
      Szkodliwy kod trafia i będzie trafiał do oficjalnych sklepów z aplikacjami. To użytkownik powinien zachować ostrożność. Przede wszystkim należy zwracać uwagę na to, co się instaluje i czy rzeczywiście potrzebujemy danego oprogramowania. Warto też odinstalowywać aplikacje, których od dawna nie używaliśmy. Oraz, tam gdzie to możliwe, wykorzystywać tylko aplikacje znanych dewelperów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed sądem federalnym w San Jose złożono pozew zbiorowy przeciwko Google'owi. Autorzy pozwu oskarżają wyszukiwarkowego giganta o to, że zbiera informacje o internautach mimo iż używają oni trybu prywatnego przeglądarki. Uważają, że Google powinien zapłacić co najmniej 5 miliardów dolarów grzywny.
      Zdaniem autorów pozwu problem dotyczy milionów osób, a za każde naruszenie odpowiednich ustaw federalnych oraz stanowych koncern powinien zapłacić co najmniej 5000 USD użytkownikowi, którego prawa zostały naruszone.
      W pozwie czytamy, że Google zbiera dane za pomocą Google Analytics, Google Ad Managera i innych aplikacji oraz dodatków, niezależnie od tego, czy użytkownik klikał na reklamy Google'a. Google nie może w sposóby skryty i nieautoryzowany gromadzić danych na temat każdego Amerykanina, który posiada komputer lub telefon, piszą autorzy pozwu.
      Do zarzutów odniósł się Jose Castaneda, rzecznik prasowy koncernu. Za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia przeglądarkę w trybie prywatnym, jest jasno informowany, że przeglądane witryny mogą śledzić jego poczynania, stwierdził.
      Specjaliści ds. bezpieczeństwa od dawna zwracają uwagę, że użytkownicy uznają tryb prywatny za całkowicie zabezpieczony przez śledzeniem, jednak w rzeczywistości takie firmy jak Google są w stanie nadal zbierać dane o użytkowniku i, łącząc je z danymi z publicznego trybu surfowania, doprecyzowywać informacje na temat internautów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google podsumowało jedną z najbardziej długotrwałych wojen, jaką stoczyło ze szkodliwym oprogramowaniem. W ciągu ostatnich trzech lat firma usunęła ponad 1700 aplikacji zarażonych różnymi odmianami szkodliwego kodu o nazwie Bread (Joker).
      Jego twórcy byli wyjątkowo uparci. Zwykle autorzy szkodliwego kodu przestają go wgrywać do Play Store gdy tylko zostanie on wykryty przez Google'a. Przestępcy stojący za Bread'em nie poddali się tak łatwo. Działali przez ponad trzy lata i co tydzień przygotowywali nową wersję szkodliwego kodu.
      Przez te trzy lata stosowali tę samą technikę – wprowadzali w kodzie serię niewielkich zmian, licząc na to, że uda się oszukać stosowane przez Google'a mechanizmy obronne. Zwykle się nie udawało, ale czasami przestępcy odnosili sukces. Na przykład we wrześniu ubiegłego roku ekspert ds. bezpieczeństwa, Aleksejs Kurpins znalazł w Play Store 24 różne aplikacje zarażone Jokerem. W październiku inny ekspert znalazł kolejną aplikację, a kilka dni później Trend Micro poinformował o odkryciu kolejnych 29 kolejnych zarażonych programów. Później znajdowano kolejne, w tym arkusze kalkulacyjne Google Docs.
      Jednak w większości wypadków mechanizmy Google'a działały dobrze i zablokowały ponad 1700 aplikacji, które miały zostać umieszczone w Play Store. Jak dowiadujemy się z wpisu na oficjalnym blogu, w pewnym momencie hakerzy użyli niemal każdej znanej techniki, by ukryć kod. Zwykle przestępcy posługiwali się jednorazowo 3–4 wariantami szkodliwego kodu. Jednak pewnego dnia próbowali wgrać aplikacja zarażone w sumie 23 odmianami kodu.
      Najbardziej skuteczną techniką zastosowaną przez twórców szkodliwego kodu było wgranie najpierw czystej aplikacji do Play Store, a następnie rozbudowywanie jej za pomocą aktualizacji zawierających już szkodliwy kod. Przestępcy nie ograniczali się jedynie do tego. Umieszczali na YouTube filmy z recenzjami, które miały zachęcić internautów do instalowania szkodliwych aplikacji.
      Jak informuje Google, twórcy Breada działali dla korzyści finansowych. Pierwsze wersje ich szkodliwego kodu miały za zadanie wysyłać SMS-y premium, z których przestępcy czerpali korzyści. Gdy Google zaostrzył reguły dotyczące korzystania przez androidowe aplikacje z SMS-ów, przestępcy przerzucili się na WAP fraud. Telefon ofiary łączył się za pomocą protokołu WAP i dokonywał opłat, którymi obciążany był rachunek telefoniczny. Ten typ ataku był popularny na na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia bieżącego wieku. Później praktycznie przestał być stosowany. Nagle, w roku 2017, wystąpił prawdziwy wysyp szkodliwego kodu, który znowu korzystał z tej techniki. Jak twierdzi Google, twórcy Breada byli najbardziej upartą i wytrwałą grupą przestępczą, która używała WAP fraud.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...