Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Zapytani, z czym najbardziej kojarzą nam się malutkie dzieci, zapewne odpowiemy: ze spaniem. Niemowlaki głównie śpią, z przerwami na karmienie i budzenie rodziców. Ale jednocześnie bardzo szybko potrafią poznawać świat, kiedy więc znajdują czas na naukę? Ano, w czasie snu! Do takiego wniosku doszła psychobiolog Inge-Marie Eigsti z University of Connecticut, która we współpracy z naukowcami z Columbia University badała reakcje śpiących noworodków.

W czasie eksperymentu, śpiącym noworodkom co jakiś czas odtwarzano dźwięk, po którym następowało dmuchnięcie na oczy. Drugiej grupie, kontrolnej, odtwarzano dźwięk i stosowano dmuchnięcie bez powiązania, losowo. Jednocześnie przy pomocy elektrod umieszczonych na twarzy i główce rejestrowano aktywność elektryczną mózgu.

Spośród 26 badanych dzieci aż 24 już po 20 minutach „nauczyło się", co oznacza dźwięk i reagowało odruchowym zaciśnięciem powiek. W grupie kontrolnej nie odnotowano żadnej reakcji. Oznacza to, że najdalej kilka godzin po narodzeniu, niemowlęta już potrafią uczyć się przez sen. Potwierdzają to zapisy pracy mózgu, wskazujące na aktywność móżdżku i uruchamianie procesów pamięciowych w reakcji na bodźce, co wyraźnie wskazuje na proces nauki.

Wyniki tych badań okazują się jeszcze ciekawsze, jeśli porówna się je z eksperymentami, jakie przeprowadził profesor Lonnie L. Sears z Indiana University. Użył on tej samej sztuczki z sygnałem dźwiękowym, poprzedzającym dmuchnięcie w oko, jednak test przeprowadzał na osobach dorosłych i przytomnych, ale chorujących na autyzm. Okazało się, że badani wprawdzie kojarzyli dźwięk z dmuchnięciem, ale nie potrafili skorelować reakcji w czasie. Mrużyli oczy słysząc dźwięk, po czym otwierali je, trafiając akurat na moment dmuchnięcia.

Jak mówi Inge-Marie Eigsti, sugeruje to możliwość stworzenia testów wykrywających choroby związane z rozwojem móżdżku (nie tylko autyzm, ale też dysleksję, zaburzenia koncentracji, a nawet schizofrenię) już na etapie noworodka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z eksperymentów profesor Lonnie L. Sears wynika że może i dorosły człowiek też "uczy" się w ten sposób. Tzn będzie miał tę samą reakcję na dźwięk i muzykę co noworodek. Fajnie by było budzić się i mieć przyswojone np 100 słówek angielskich. Ale wydaję mi się że i noworodek nie nauczy się żadnego nowego słowa podczas snu .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nic odkrywczego, od dawna było o tym wiadomo a o braku snu wydano rzeki artykułów. Zresztą są choroby bardzo poważne, które wprowadzają człowieka w autyzm właśnie przez w.w. czynnik. Nazwy w tej chwili nie powiem bo wyleciało mi z głowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko, że co ten eksperyment naprawdę pokazał? Mowa jest tylko o odruchach, więc pokazali, co najwyżej to, że noworodki uczą się przez sen odruchów. Ciekawszym by było inne doświadczenie- w momencie kiedy dziecko czuwa nie mówimy nic przy nim, a kiedy śpi gadamy jak radio. Jakby dziecko słuchając ludzkiej mowy jedynie przez sen nauczyło się mówić moglibyśmy dopiero postawić tezę, że dzieci uczą się przez sen. Narazie teza moim zdaniem powinna brzmieć -"Dzieci nabywają odruchów przez sen". Dalej idąc tym tropem można postawić pytanie czy człowiekowi potrzebna jest świadomość do nauczenia się odruchów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam jak do 2 w nocy nie mogłem pokonać zadania z elektromagnetyzmu , a rano o 6 usiadłem i go bez najmniejszego wysiłku zrobiłem (mózg zasuwa 24h i warto przed snem podrzucić mu problem do rozwiązania na jutro).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzki system odpornościowy to świetny i bardzo wyrafinowany mechanizm. Rozpoznawaniem wroga - czy to bakterii, wirusa, czy niepożądanych cząsteczek - zajmują się przeciwciała. Mają one dwa „uchwyty": jednym przyczepiają się do charakterystycznych elementów na powierzchni wroga, drugi pasuje do innych, uniwersalnych komórek, które już zajmują się usuwaniem tak oznaczonego intruza. Łączy zatem uniwersalność z dokładnym namierzaniem celu.
      Niestety, często zawodzi. Czasem nie potrafi rozpoznać niebezpiecznych bakterii lub wirusów (na przykład, gdy zbyt szybko się zmieniają), jeszcze gorzej ma się sprawa, gdy szkodzą nam nasze własne komórki - a tak się ma sprawa w przypadku nowotworów. Komórki nowotworowe dla systemu odpornościowego nie różnią się od zdrowych tkanek, wobec czego zostawia je w spokoju.
      Yong Wang, wykładowca University of Connecticut chce wykorzystać metody naturalnych przeciwciał w ich sztucznych odpowiednikach. Takie sztuczne elementy zawierałyby proteiny podobne do tych w naturalnych przeciwciałach, pasujące do komórek rakowych oraz polimerowy pojemnik. Syntetyczne przeciwciała potrafiłyby rozpoznawać komórki nowotworowe (ale także bakterie i wirusy, z którymi nasz organizm sobie nie radzi) i przyczepiać się do nich. Dalsze działanie jednak będzie już nieco inne: zamiast korzystać z komórek likwidujących zagrożenie, polimerowy pojemnik będzie mógł zawierać aktywne substancje, uwalniane po przyczepieniu się do celu. Mogą to być na przykład barwniki (pozwalające dokładnie zidentyfikować guza podczas badania), leki przeciwrakowe, czy antybiotyki, które dzięki temu atakowałyby jedynie wybrane szczepy bakterii.
      Yong Wang na swoje badania otrzymał milion dolarów grantu od National Science Foundation na badania. Kiedy pierwsze syntetyczne antyciała pojawią się choćby w laboratoryjnych testach - jeszcze nie wiadomo.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      U dorosłych, w przypadku których istnieje uzasadnione ryzyko wystąpienia nadciśnienia, efektywniejsze przy utrzymywaniu właściwego ciśnienia są krótsze serie ćwiczeń niż jedna długa sesja.
      Po czterech 10-minutowych okresach aktywności (w ciągu jednej godziny; ćwiczenia przeplatają się z 5-minutowymi przerwami) ciśnienie krwi jest obniżone o 3-4 godziny dłużej niż po jednym 40-minutowym "maratonie".
      Dr Saejong Park i współpracownicy z Indiana University w Bloomington opisali swoje odkrycie na łamach wrześniowego wydania Journal of Hypertension. Rezultaty naszych badań wskazują, że cztery 10-minutowe przechadzki w ciągu dnia mogą pomóc obniżyć ciśnienie krwi przy przednadciśnieniu.
      Z przednadciśnieniem (nazywanym inaczej ciśnieniem wysokim prawidłowym) mamy do czynienia, gdy ciśnienie krwi danej osoby wykracza poza normę, ale nie pozwala jeszcze na zdiagnozowanie nadciśnienia. Ciśnienie tętnicze waha się wtedy w przedziale 130-139/85-89 mm Hg. Dla takich pacjentów jedyną zalecaną dotąd metodą leczenia jest codzienny półgodzinny umiarkowany wysiłek fizyczny.
      Aby porównać efektywność kilku krótszych okresów wysiłku z jednym dłuższym, naukowcy poprosili o pomoc 20 osób. Najpierw gimnastykowały się one krócej po kilka razy, a następnie, po upływie tygodnia, mobilizowały się raz do dłuższych ćwiczeń lub na odwrót (wolontariuszy podzielono na dwie grupy).
      Po jednym długim wysiłku rozkurczowe i skurczowe ciśnienie krwi obniżało się na 7 godzin. Po serii okresów aktywności rozkurczowe ciśnienie krwi obniżało się na 11 godzin, a rozkurczowe na 10.
      Naukowcy spekulują, że dzielenie wysiłku na etapy może korzystniej wpływać na podtrzymywanie równowagi nerwów kontrolujących zmiany ciśnienia krwi w odpowiedzi na bodźce zewnętrzne czy wymogi chwili.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...