Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

W każdej sekundzie na świecie sprzedaje się 57 długopisów. Potem, pożyczane przez rodzinę, kolegów i koleżanki, przechodzą z rąk do rąk i rzadko kiedy wracają do prawowitego właściciela. Wynaleziono je, ponieważ kogoś bardzo frustrowało używanie robiącego kłopotliwe kleksy pióra.

W 1938 roku węgierski dziennikarz Laszlo Biro zauważył, że tusz używany w prasach drukarskich schnie szybciej. Postanowił go wypróbować w piórze wiecznym, aby uniknąć problemów z przeciekaniem, kleksami oraz rozmazywaniem.

Tusz był jednak zbyt gęsty, żeby spłynąć na końcówkę stalówki. Dlatego Biro i jego brat chemik opracowali pióro z umieszczoną na czubku metalową kulką. Była ona powlekana tuszem dostarczanym przez specjalną rurkę (rurka ta jest obecnie nazywana wkładem). Kulka miała jedną ważną właściwość: mogła się obracać.

Kiedy zaczęły się prześladowania Żydów przez nazistów, bracia Biro zabrali swój wynalazek ze sobą na Zachód. Brytyjska firma kupiła od nich patent, aby produkować długopisy dla RAF-u. Pierwsi konkurenci wiecznego pióra trafili na rynek równo 60 lat temu.

Wynalazek Węgrów jest używany do dziś. Prawie zawsze znajduje się na liście 100 najważniejszych patentów wszech czasów. Dzięki niemu pisanie stało się znacznie łatwiejsze.

Dla pilotów RAF-u długopis stanowił prawdziwą rewelację i rewolucję w jednym. Na dużych wysokościach pióro mogło eksplodować, a przynajmniej zacząć przeciekać. Posiadanie w kokpicie czegoś niezawodnego, przy pomocy czego dało się notować istotne współrzędne, pozwoliło wygrać wojnę — uważa Libby Sellers, kustosz z Muzeum Projektów.

A co z ołówkami? Ołówki trzeba temperować, nie są więc przyjazne dla użytkownika.

Od lat powtarzana jest plotka, że ponieważ zwykłe długopisy nie działają w warunkach zerowej grawitacji, NASA wydała miliony dolarów, by opracować ich kosmiczną wersję, podczas gdy Rosjanie korzystali ze starych dobrych ołówków.

Pogłoski te zostały jednak zdementowane. Co więcej, ołówki są niebezpieczne w przestrzeni kosmicznej. Złamane rysiki unoszą się bezwładnie wokół, a grafit i drewno są łatwopalne w ubogiej w tlen atmosferze. Kosmiczny długopis nie jest zaś wynalazkiem Amerykańskiej Agencji Kosmicznej, lecz Paula Fishera. Od 1969 roku mogły z niego korzystać obie drużyny wyścigu kosmicznego.

Długopis jest i nie jest wypierany przez nowoczesne technologie. Owszem, tekst może być łatwo wystukany na klawiaturze komórki czy innego urządzenia przenośnego, ale one muszą być zasilane bateriami, a długopis nie. Zanim się wypisuje, zazwyczaj długo służy swojemu właścicielowi lub kolejnym właścicielom.

Plamy z tuszu są bardzo trudne do wywabienia. Dla większości ludzi taka plama to katastrofa, ale dla artystów malujących po koszulkach, np. dla Jona Burgermana, to prawdziwy dar niebios. Wszystko zależy więc od punktu widzenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W żołądku 76-letniej pacjentki przez przypadek znaleziono połknięty 25 lat wcześniej długopis. Co ciekawe, nadal piszący. Chora zdążyła już o nim zapomnieć i tak by już pewnie pozostało, gdyby nie nagłe pogorszenie stanu zdrowia.
      Ze względu na silną utratę wagi i biegunkę zlecono pilną sigmoidofiberoskopię (w ten sposób wykrywa się nowotwory jelita grubego). Ponieważ okazało się, że u starszej pani występuje zaawansowana choroba uchyłkowa jelit, lekarze zdecydowali się na tomografię jamy brzusznej. Poza podłużnym ciałem obcym w żołądku nie wykryto jednak żadnych nieprawidłowości.
      Objawy ustąpiły samoistnie, ale podczas wywiadu pacjentka przypomniała sobie, że przed ćwierćwieczem połknęła przez przypadek długopis. Okoliczności całego zdarzenia były zresztą bardzo niecodzienne. Kobieta badała za pomocą długopisu kropkę na migdałku. Pośliznęła się wtedy, upadła i połknęła trzymany w dłoni przedmiot. Nikt nie potraktował jej wtedy poważnie, włącznie z lekarzem rodzinnym i mężem. Trudno im się zresztą dziwić przy tak fantastycznym scenariuszu oraz rtg. jamy brzusznej, które niczego nie wykazało.
      Po 25 latach z powodu feralnego długopisu zwołano konsylium gastroenterologów. Nie było co prawda żadnych dowodów na to, że umiejscowiony w świetle żołądka przyrząd spowodował jakiekolwiek uszkodzenia i spędził tu, nie sprawiając problemów, ćwierć wieku, jednak lekarze wiedzieli o co najmniej 1 przypadku perforacji dwunastnicy przez długopis (opisano go przed 3 laty w marcowym wydaniu Journal of Pediatric Surgery). Postanowiono więc, że lepiej chuchać na zimne i przeprowadzono zabieg w znieczuleniu ogólnym.
      Przypadek okazał się tak interesujący, że dane na jego temat opublikowano w prestiżowym piśmie British Medical Journal (BMJ).
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mniejsza różnorodność czasowników i rzeczowników w raportach finansowych może pomóc w wychwyceniu bańki spekulacyjnej. Kiedy język używany przez analityków i dziennikarzy staje się coraz bardziej podobny, rynek akcji jest prawdopodobnie przeszacowany.
      Po zbadaniu 18 tys. artykułów opublikowanych na witrynach internetowych The New York Timesa, BBC oraz Financial Timesa naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Dublińskiego stwierdzili, że przed pojawieniem się bańki spekulacyjnej czasowniki i rzeczowniki wykorzystywane przez komentatorów finansowych upodobniają się do siebie, a tuż po jej pęknięciu dochodzi do zróżnicowania języka. Nasze analizy pokazują, że trendy w używaniu słów przez dziennikarzy ekonomicznych są ściśle skorelowane ze zmianami w najważniejszych indeksach giełdowych: DJI, NIKKEI-225 i FTSE-100 – podkreśla prof. Mark Keane.
      Sporządzając dzięki modelowi komputerowemu wykres dystrybucji słów wykorzystywanych w raportach finansowych publikowanych online w latach 2006-2010, byliśmy w stanie zidentyfikować coś, co nazywamy konwergencją czasowników i rzeczowników […]. Nasze studium pokazuje, że reporterzy unifikowali język – posługując się sformułowaniami w rodzaju "akcje znowu drożeją" czy "odnotowano nowe szczyty" – w miarę jak ich komentarze stawały się jednakowo pozytywne przed krachem z 2007 roku. Keane dodaje, że reporterzy odnosili się też do mniejszej niż zwykle liczby zdarzeń rynkowych. Profesor uważa, że skupiali się po prostu na zestawie kilku szybko rosnących akcji.
      Aaron Gerow, jeden ze współautorów raportu, dywaguje, że skoro Google może przewidywać sprzedaż samochodów na postawie najczęstszych wyników wyszukiwania, a system rekomendacji książek i płyt Amazona bazuje na łączeniu tytułów/kategorii przeglądanych i kupowanych produktów, czemu nie wsłuchiwać się w język komentatorów finansowych, by wspomóc przewidywanie rynków akcji.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiele osób obgryza ołówki, pióra czy kredki. Pomijając niehigieniczność tego nawyku, można też mieć zastrzeżenia co do estetyki i funkcjonalności pokąsanych przyborów. Holenderski projektant Dave Hakkens, sam będący zagorzałym podgryzaczem, chciał stworzyć coś lepiej przystosowanego do żucia i pisania, stąd pomysł na jadalny długopis.
      Hakkens zauważył, że skoro wyrzucamy 90% długopisu, czemu po prostu go nie zjeść. Na początku artysta zastanawiał się, co sprawia, że przybory piśmiennicze dobrze się podgryza. Gdy już to ustalił, przygotował 3 różne formy i rozpoczął próby z rozmaitymi rodzajami cukierków, sprawdzając, które żuje się najlepiej. Znając najkorzystniejszy kształt i recepturę cukierka, Dave wykonał ostateczny model o smaku miętowym.
      Cukierki tworzące obudowę mają kilka smaków - wspomniany miętowy, bananowy, kiwi, arbuzowy, pomarańczowy czy mieszany – i co najważniejsze, do niczego się nie kleją oraz nie roztapiają w dłoni. Podzielono je na dwadzieścia dwa łatwe do odgryzienia moduły, a w umieszczonym na czubku specjalnym przedziale znajduje się jadalny tusz. Jedynym nienadającym się do skonsumowania elementem jest obsadka (część długopisu, w której znajduje się obracająca się kulka). Po wypisaniu można ją wyrzucić lub przełożyć do nowego przyboru.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nie od dzisiaj wiadomo, że do informacji podawanych przez Wikipedię należy podchodzić z ostrożnością. Wojny edycyjne, celowe fałszywki i zwykłe pomyłki, brak wiedzy czy też działania pracowników PR mogą powodować, że do popularnej encyklopedii trafią nieprawdziwe dane.
      Dlatego też liczni wykładowcy zakazują studentom korzystania z Wikipedii, a sądy amerykańskie nie uznają wpisów w sieciowej encyklopedii.
      Wydawałoby się, że kto jak kto, ale dziennikarze, których zawodowym obowiązkiem jest weryfikowanie informacji, powinni być szczególnie wyczuleni na punkcie Wikipedii. Okazuje się jednak, że nie zawsze tak jest.
      Shane Fitzgerald, student socjologii z University College Dublin postanowił sprawdzić, jak na blogach i witrynach prowadzonych przez amatorów rozprzestrzenia się nieprawdziwa informacja z Wikipedii. W notce biograficznej niedawno zmarłego kompozytora Maurice Jarre'a umieścił wymyślony przez siebie cytat, którego rzekomym autorem miał być zmarły.
      Ku zdziwieniu studenta, nieprawdziwe słowa trafiły do wielu poważnych gazet. Okazało się, że dziennikarze szanowanych mediów nie sprawdzają tego, co znajdują w Wikipedii. Co więcej, część z nich nie zareagowała i nie usunęła informacji o fałszywce nawet wówczas, gdy Fitzgerald poinformował, że jest autorem cytatu.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dziennikarze z gazety Sunday Times of London przeprowadzili szczegółowe dochodzenie na temat poczynań dr. Andrew Wakefielda, który zasłynął jako odkrywca rzekomego związku pomiędzy stosowaniem jednej ze szczepionek oraz autyzmem. Z artykułu wynika, że prezentowane przez niego "wyniki badań" nie były zwyczajnie błędne - zostały one świadomie zafałszowane.
      Prezentowane przez Wakefielda dane dotyczyły tzw. szczepionki MMR, skierowanej przeciw odrze, nagminnemu zapaleniu przyusznic (czyli popularnej śwince) oraz różyczce. W 1998 lekarz ogłosił na łamach prestiżowego czasopisma Lancet, że co najmniej ośmioro jego młodych pacjentów zaczęło prezentować objawy autyzmu w krótkim czasie po podaniu leku. Miało to rzekomo sugerować jasny związek pomiędzy jednym i drugim zdarzeniem. Zdaniem dziennikarzy z Sunday Times of London, dane przedstawione przez dr. Wakefielda były całkowicie nieprawdziwe.
      Rewelacje opublikowane na łamach Lancetu w błyskawicznym tempie dotarły do szerokiej grupy pacjentów. Efektem tego zdarzenia była panika, która doprowadziła do zredukowania odsetka dzieci szczepionych preparatem MMR z 92% do 80% oraz zwiększenia liczby zachorowań na odrę z 56 w 1998 r. do 1348 przypadków w roku 2008. Niestety, dwoje dzieci zmarło.
      Zdaniem Wakefielda, aktywny (choć osłabiony) wirus odry wchodzący w skład szczepionki spowodował niezamierzoną infekcję jelit małych pacjentów, co doprowadziło do rozwoju stanu zapalnego. Efektem zakażenia, według lekarza, miał być właśnie autyzm.
      Dochodzenie londyńskich dziennikarzy bezlitośnie obnaża serię mistyfikacji, jakich dokonano w związku "aferą szczepionkową". W swoim artykule brytyjski reporter Brian Deer dowodzi, że objawy autyzmu pojawiły się u dzieci znacznie wcześniej, co wyklucza rzekomy wpływ podania MMR. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że za całą sprawą nie stoi pomyłka, lecz świadome działanie dr. Wakefielda.
      Z informacji zebranych przez Deera wynika, że u części autystycznych dzieci nie stwierdzono w ogóle zapalenia jelit, choć zapisy takie znalazły się w dokumentacji medycznej. Wszystko wskazuje na to, że dr Wakefield osobiście naciskał na członków swojej grupy, by sfałszowali kartoteki. W ciągu 6 lat od publikacji na łamach Lancetu aż 10 spośród 13 autorów badania poprosiło o usunięcie ich nazwisk z listy twórców artykułu, twierdząc, że w rzeczywistości nie stwierdzono realnego związku pomiędzy szczepionką MMR i autyzmem, ponieważ ilość danych była niewystarczająca.
      Zdaniem dziennikarza Sunday Times of London, Wakefield zainteresował się kontrowersyjnym tematem, gdy został powołany jako biegły sądowy mający zbadać związek pomiędzy pojedynczym przypadkiem autyzmu i podaniem szczepionki. Zdaniem Deera, lekarz otrzymał od prawnika reprezentującego rodzinę chorego dziecka znaczną sumę pieniędzy, dzięki której uruchomiono program badań przesiewowych mających potwierdzić istnienie związku pomiędzy podawaniem MMR i autyzmem. Dalszą część historii już znamy.
      W związku z licznymi nieprawidłowościami dr Wakefield oraz dr John Walker-Smith i dr Simon Murch, czyli cała trójka twierdząca do samego końca, że opublikowane w Lancecie dane są prawdziwe, została formalnie oskarżona o popełnienie błędu w sztuce lekarskiej. Warto jednak zaznaczyć, że pierwotne oskarżenia dotyczyły etycznych aspektów prowadzenia badań na dzieciach. Nietrudno jednak przewidzieć, że publikacja Briana Deera stanie się pretekstem do uruchomienia kolejnego postępowania.
      Prawnicy reprezentujący dr. Wakefielda zaprzeczają, jakoby którekolwiek zarzuty skierowane przeciwko ich klientowi były prawdziwe. Mimo to, odmówili wydania oficjalnego oświadczenia dla mediów.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...