Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Schmidt ostrzega przed społecznościami

Rekomendowane odpowiedzi

Szef Google'a Eric Schidt ostrzega przed używaniem serwisów społecznościowych. Jego zdaniem w przyszłości młodzi ludzie będą musieli zmieniać nazwiska, by ukryć swoją wcześniejszą aktywność online.

Schmidt uważa, że osoby intensywnie korzystające z serwisów społecznościowych nie zdają sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje może mieć ujawnianie o sobie tak wielu informacji. "Myślę, że społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się, gdy wszystko o każdym jest bez przerwy zapisywane i dostępne. Uważam, że powinniśmy przemyśleć to jako społeczeństwo" - mówił Schmidt.

Jednocześnie jednak dodał, że Google będzie zapisywało jeszcze więcej informacji o użytkownikach.

Ostrzeżenia przed ujawnianiem informacji brzmią dziwnie w ustach szefa firmy, która dysponuje wyjątkowo dużą bazą danych o użytkownikach. Tym bardziej, że Google posiada dwa serwisy społecznościowe - Orkut i Google Buzz - a ostatnie przejęcia dokonane przez koncern zdają się sugerować, iż przygotowuje otwarcie kolejnego takiego serwisu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj ależ ten pan jest odkrywczy :)

 

To było wiadomo od zawsze tylko do dziś jeszcze do niektórych nie dotarło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oni nie są wcale głupi! To internetowy narcyzm tylko, lans, chęć zaistnienia w sieci czy moda! Większość z tych ludzi informatykami nie jest czy przy komputerach pracować nie będzie w urzędach, gdzie wymagana jest wielka wiedza czy zachowanie bepieczeństwa tylko w domach gniją przy kompach. Zresztą pracodawca monitorujący łącze od razy wywali pracownika, który loguje się na spolecznościówce, komunikatorze prywanym czy przegląda swoje maile zaSPAMione.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko głupcy i nieodpowiedzialni mają się czego wstydzić i co tuszować.

Inteligentny wie co i czemu publikuje.

 

Choć z samą opinią Schidta się oczywiście zgadzam. Na php.pl mam pełno przykładów ludzi, którzy do nas piszą, żeby im posty powymazywać, bo chcą iść do pracy i nie chcą, żeby pracodawca trafił na ich lamerskie pytania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niebezpieczeństwo dotyczy nie tylko przyszłości. Dobrze znanym przykładem jest serwis http://pleaserobme.com/ (obecnie zawiesił on swoje usługi; jest tam kilka ciekawych artykułów). Bezmyślne rejestrowanie swojej aktywności może ujawnić rozkłady dnia, ulubione miejsca, kluby i bary w których się przebywa. A te dane można wykorzystać do celów kryminalnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Narcyzm to jedno ale to nie o niego do końca chodzi bo to tylko cześć problemu.

 

W tym wszystkim największy i nadrzędny problem związany z bezpieczeństwem w moim odczuciu to możliwość wiązania informacji z rożnych źródeł wraz z możliwością automatyzacji tego procesu.

Po pierwsze ludzie umieszczają różne informacje w rożnych miejscach i pozostawiają ślady swojego bytowania które można łączyć a nawet oceniać prawdopodobieństwo ich wzajemnej korelacji. To jest nicki informacje o przeglądarce i systemie operacyjnym czy zupełnie inne błahe z pozoru informacje które mogą komuś się do czegoś przydać lub utwierdzić go w przekonaniu ze w dwóch miejscach sieci jest ta sama osoba i informacje jakie udostepniła można traktować jak pochodzące od jednej osoby. Lans to tylko cześć problemu.

Ja na przykład w dwóch miejscach nigdy nie używam tego samego nicku. W sumie zabezpieczenie żadne ale za to lepiej się z tym czuja :).

 

Informacja to jest towar im więcej jej udostępnimy tym potencjalnie więcej ktoś na nas może zarobić. Jego zarobek może tez oznaczać naszą stratą bo to trochę tak jak by ktoś próbował zjeść nasze ciastko tak by nam ono nie zniknęło to się nie zawsze udaje, niestety każda forma przemiany informacji na pieniądze przez kogoś może mieć na nas jakiś negatywny wpływ. W sumie trudno ocenić jak wielki bo sam potencjalny wpływ i jego prawdopodobieństwo jest trudne do oceny co więcej niekoniecznie jednoznacznie da się to ocenić, bo rożne rzeczy różne osoby rożnie oceniają. O ile w przyadku kradzieży sprawa jest mniej więcej jasna to jak potraktować upierdliwe telefony sprzedawców czegoś czy maile które z rożnych względów formalnie spamem nie są jednak irytują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No niestety. Czasem trzeba podjąć wybór na czym komu bardziej zależy.

Wszyscy(prawie) by chcieli być piękni, zdrowi, bogaci, uczciwi, mieć wolny czas, wielu przyjaciół, być wierni, mieć piękną żonę(dobrego męża), zaliczać inne kobiety(mężczyzn).

Nie da się i nie można mieć wszystkiego.

Uczestniczymy w serwisach społecznościowych bo coś nam to daje: oddziaływuje na nasze samopoczucie, daje okazję zaistnieć. Kosztem jest udostępnianie informacji o sobie i strata czasu. Dla każdego kompromis pomiędzy kosztami przebiega gdzie indziej.

Za Pana Eric Schidt mi wstyd trochę. Nie tak dawno jego firma próbowała za wszelką cenę wejść na rynki społecznościowe. Nie udało się. Teraz próbują na konkurencji się odgryźć, płytkie to, żeby aż tak o pieniądze chodziło a nie o godność. No i dodajmy sami najwięcej tych informacji gromadzą, dużo więcej niż rządy różnych państw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

thikim nie do końca mi o to chodzi. Jazda samochodem jest niebezpieczna i niesie ze sobą jakieś tam zgorzenie na które się godzimy  lub nie i wybieramy np autobus.

Problem pojawia się jak za kółko siada gówniarz któremu się wydaje ze jest mistrzem kierownicy a jego golf to fura z nfs. To rodzi zagrożenie. Ten przykład został celowo nieco przekoloryzowany ale w internecie jest dokładnie tak samo są ludzie którzy potrafią z niego korzystać nie wyrządzając sobie potencjalnej krzywdy (lub wychodzi dodatni bilans) a są tacy dla których to jest jak dać brzytwę i powiedzieć ze to harmonika ustna. Jeśli ktoś jest świadomy tego co robi to sprawy nie ma bo i tak w 99% przypadków będzie się kontrolował sam. Problem stanowią ci którzy do tego czy tamtego nie dojrzali. Nawet w abstynencji należy mieć umiar ale to wcale nie znaczy ze alkohol jest dla wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Młodzieży do 18 roku życia nie można kupować alkoholu, brać ślubu, i wiele więcej ograniczeń. Nie mogę mieć żalu do dzieciaka 13-16 lat że jest głupi, że nie wie co robi - on po prostu ma do tego prawo, żeby w tym wieku nie rozumieć wiele, nie ogarniać. Prawdę mówiąc sam w tym wieku rozumem nie grzeszyłem. Dlaczego obarczać go odpowiedzialnością, zamiast w jakiś sposób zacząć kontrolować treści na własnym serwisie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziecko chronią ograniczenia z każdej strony. Co do odpowiedzialności dziecka to ona jednak w pewnym zakresie istnieje tylko ponosi ja ktoś inny (lub może zaistnieć). Dla czego ktoś na własnym serwisie ma sobie robić kuku kontrolując kogoś i ograniczając tylko dla tego ze jest powiedzmy tym przysłowiowym idiotą? Jeśli jest to jest to jego prawo ale tez problem. To tak jak by was sprzedawca samochodów pytał czy macie prawo jazdy, a co go to to obchodzi? Przecież sprzedaje samochody a nie organizuje kursy prawa jazdy. Równie dobrze mógł by chcieć świstek o nie zaleganiu w ZUS albo z abonamentem RTV

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To tak jak z dopalaczami. Kupuje je 18-latek na dowód dla trzynastolatka, który chce se przyćpać i ukradł pieniądze dla rodziców. Diler narkotyki sprzeda każdemu, bo nie są one produkowane dla ludzie z ograniczeniem wiekowym, gdyż są kryminalizowane ale nie ma ich dawk bezpiecznych spożycia jak to ma miejsce z alkoholem (prowadzenia auta np.).

Inicjacie z substancjami psychoaktywnymi dzieci czy młodzież i tak będą miały kiedy zechcą - zależy w jakim środowisku się obracają czy są wychowywane!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
      Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
      Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
      Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
      Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
      Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
      Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
      Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
      Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed sądem federalnym w San Jose złożono pozew zbiorowy przeciwko Google'owi. Autorzy pozwu oskarżają wyszukiwarkowego giganta o to, że zbiera informacje o internautach mimo iż używają oni trybu prywatnego przeglądarki. Uważają, że Google powinien zapłacić co najmniej 5 miliardów dolarów grzywny.
      Zdaniem autorów pozwu problem dotyczy milionów osób, a za każde naruszenie odpowiednich ustaw federalnych oraz stanowych koncern powinien zapłacić co najmniej 5000 USD użytkownikowi, którego prawa zostały naruszone.
      W pozwie czytamy, że Google zbiera dane za pomocą Google Analytics, Google Ad Managera i innych aplikacji oraz dodatków, niezależnie od tego, czy użytkownik klikał na reklamy Google'a. Google nie może w sposóby skryty i nieautoryzowany gromadzić danych na temat każdego Amerykanina, który posiada komputer lub telefon, piszą autorzy pozwu.
      Do zarzutów odniósł się Jose Castaneda, rzecznik prasowy koncernu. Za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia przeglądarkę w trybie prywatnym, jest jasno informowany, że przeglądane witryny mogą śledzić jego poczynania, stwierdził.
      Specjaliści ds. bezpieczeństwa od dawna zwracają uwagę, że użytkownicy uznają tryb prywatny za całkowicie zabezpieczony przez śledzeniem, jednak w rzeczywistości takie firmy jak Google są w stanie nadal zbierać dane o użytkowniku i, łącząc je z danymi z publicznego trybu surfowania, doprecyzowywać informacje na temat internautów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google podsumowało jedną z najbardziej długotrwałych wojen, jaką stoczyło ze szkodliwym oprogramowaniem. W ciągu ostatnich trzech lat firma usunęła ponad 1700 aplikacji zarażonych różnymi odmianami szkodliwego kodu o nazwie Bread (Joker).
      Jego twórcy byli wyjątkowo uparci. Zwykle autorzy szkodliwego kodu przestają go wgrywać do Play Store gdy tylko zostanie on wykryty przez Google'a. Przestępcy stojący za Bread'em nie poddali się tak łatwo. Działali przez ponad trzy lata i co tydzień przygotowywali nową wersję szkodliwego kodu.
      Przez te trzy lata stosowali tę samą technikę – wprowadzali w kodzie serię niewielkich zmian, licząc na to, że uda się oszukać stosowane przez Google'a mechanizmy obronne. Zwykle się nie udawało, ale czasami przestępcy odnosili sukces. Na przykład we wrześniu ubiegłego roku ekspert ds. bezpieczeństwa, Aleksejs Kurpins znalazł w Play Store 24 różne aplikacje zarażone Jokerem. W październiku inny ekspert znalazł kolejną aplikację, a kilka dni później Trend Micro poinformował o odkryciu kolejnych 29 kolejnych zarażonych programów. Później znajdowano kolejne, w tym arkusze kalkulacyjne Google Docs.
      Jednak w większości wypadków mechanizmy Google'a działały dobrze i zablokowały ponad 1700 aplikacji, które miały zostać umieszczone w Play Store. Jak dowiadujemy się z wpisu na oficjalnym blogu, w pewnym momencie hakerzy użyli niemal każdej znanej techniki, by ukryć kod. Zwykle przestępcy posługiwali się jednorazowo 3–4 wariantami szkodliwego kodu. Jednak pewnego dnia próbowali wgrać aplikacja zarażone w sumie 23 odmianami kodu.
      Najbardziej skuteczną techniką zastosowaną przez twórców szkodliwego kodu było wgranie najpierw czystej aplikacji do Play Store, a następnie rozbudowywanie jej za pomocą aktualizacji zawierających już szkodliwy kod. Przestępcy nie ograniczali się jedynie do tego. Umieszczali na YouTube filmy z recenzjami, które miały zachęcić internautów do instalowania szkodliwych aplikacji.
      Jak informuje Google, twórcy Breada działali dla korzyści finansowych. Pierwsze wersje ich szkodliwego kodu miały za zadanie wysyłać SMS-y premium, z których przestępcy czerpali korzyści. Gdy Google zaostrzył reguły dotyczące korzystania przez androidowe aplikacje z SMS-ów, przestępcy przerzucili się na WAP fraud. Telefon ofiary łączył się za pomocą protokołu WAP i dokonywał opłat, którymi obciążany był rachunek telefoniczny. Ten typ ataku był popularny na na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia bieżącego wieku. Później praktycznie przestał być stosowany. Nagle, w roku 2017, wystąpił prawdziwy wysyp szkodliwego kodu, który znowu korzystał z tej techniki. Jak twierdzi Google, twórcy Breada byli najbardziej upartą i wytrwałą grupą przestępczą, która używała WAP fraud.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Francuski urząd ds. konkurencji nałożył na Google'a grzywnę w wysokości 150 milionów euro. Koncern został ukarany za zachowania antykonkurencyjne oraz niejasne zasady Google Ads.
      Google naruszył swoją dominującą pozycję na rynku reklamy w wyszukiwarkach poprzez niejasne i trudne do zrozumienia zasady korzystania z platformy Google Ads oraz zastosowanie ich w sposób nieuczciwy i przypadkowy, stwierdzili urzędnicy. Na amerykańską firmę nałożono obowiązek wyjaśnienia zasad działania Google Ads i właściwego uzyskania zgody użytkowników na prezentowanie im spersonalizowanych reklam. Firma ma również przedstawić jasne procedury zawieszania kont oraz opracować procedury informowania, zapobiegania, wykrywania i postępowania w razie wykrycia naruszenia regulaminu Google Ads.
      Przedstawiciele koncernu zapowiedzieli, że odwołają się od decyzji.
      Wiele europejskich krajów bacznie przygląda się działalności amerykańskich gigantów IT. Firmy takie jak Google, Facebook, Apple czy Amazon są wielokrotnie krytykowane za płacenie zbyt niskich podatków. Nie dalej jak we wrześniu bieżącego roku Google porozumiał się z władzami Francji i zgodził się zapłacić niemal miliard euro grzywny w ramach ugody w sprawie do oszustwa podatkowe. Z kolei w styczniu bieżącego roku francuski urząd odpowiedzialny za ochronę danych ukarał koncern grzywną w wysokości 50 milionów euro za naruszenie europejskich przepisów dotyczących prywatności.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...