Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Na współczesnym polu walki wykorzystuje się coraz więcej urządzeń korzystających z energii elektrycznej. W przypadku żołnierzy piechoty oznacza to, że muszą nosić ze sobą ciężkie akumulatory. Jednak i one często nie wystarczają. Długotrwałe misje, brak możliwości doładowania urządzeń powodują, że początkowo świetnie wyposażony żołnierz zdany jest z czasem tylko na tradycyjną broń.

Inżynierowie Sił Powietrznych USA postanowili zaradzić temu problemowi i stworzyli specjalny system, który pozwala na szybkie i łatwe podłączenie się do linii wysokiego napięcia. Zestaw RAPS (Remote Auxiliary Power System) składa się ze specjalnego haka (nazwanego Bat Hook), który wystarczy zarzucić na linię, oraz długiego kabla łączącego hak z urządzeniem, które chcemy doładować.

Hak wyposażono w ostrze, które przecina izolację i umożliwia kontakt oraz przepływ prądu. Ponadto do kabla łączącego hak z ładowanym urządzeniem zamocowany jest konwerter, który zamienia prąd zmienny z linii na prąd stały, potrzebny urządzeniom wykorzystywanym przez oddziały specjalne. Ponadto RAPS został pomyślany tak, by można było korzystać z niego bezpiecznie przy każdej pogodzie. Jak zapewnia szef zespołu badawczego, Dave Coates, całość była nawet testowana pod wodą i użytkownikowi RAPS nie grozi niebezpieczeństwo porażenia prądem.

 

http://www.youtube.com/watch?v=eQRAiDO7Ltc&hl=pl_PL&fs=1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(...)konwerter, który zamienia prąd zmienny z linii na prąd stały

prostownik ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

prostownik ?

 

Może to i bardziej by pasowało, ale broniąc autora, można się spodziewać, że określeniem konwerter tutaj nazwano cały zespół np mostek prostowniczy+przetwornica impulsowa na przykład+inne układy niewiadomego przeznaczenia :D. :D

 

 

Ciekawe jak to działa przy liniach przesyłowych 150kV

 

Z zamieszczonego filmiku zrozumiałem i wnioskuję, że chodzi o niskie napięcie doklienckie, nie o przesyłówki ;)

Ten hak to raczej i tak byłby za mały, żeby objąć grubą linie przesyłową.

Jakby się ktoś jednak uparł, i podpiął pod te 15kV to podejrzewam, że jedynym odbiornikiem energii elektrycznej byłby użytkownik ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wiec po kolei.

Urządzenie może ciekawe ale z tego co ten facet pokazywał raczej biedne w wykorzystaniu. Gerlach kiedyś produkował sekatory na sztylu które mogły by działać jako substytut tego urządzenia :D.

Kolejna sprawa w USA system dystrybucji z tego co się orientuje jest zorganizowany nieco inaczej (i było to tez na tym filmie) praktycznie pod sam dom dochodzi linia powiedzmy średniego napięcia i na słupie jest dopiero transformator i linia od słupa do domu działa dopiero na niskim napięciu. Ma to ten plus ze siec dystrybucyjna może mieć relatywnie mniejsze przekroje lub mniejsze straty. Minusem tego jest fakt ze "atakując słup" w polu nie spotkamy tam 230 V (czy ile tam dokładne maja). Podpinanie się żołnierza komuś pod domem było by znowu ryzykowne szczególnie na terenie wroga.

Co tam będzie w środku to co musi czyli coś co napięcie obniży i wyprostuje.

U nas w PL jak by ktoś chciał atakować słup to znajdzie tam co najwyżej 230/400 V zależny gdzie się podepnie. Jest to urządzenie zbudowane niby dla armii USA ale paradoksalnie będzie to działało tylko raczej na ich podwórku bo z tego co wiem Europa stosuje ten sam model co my. Natomiast kraje trzeciego świata gdzie cywilizacja w terenie oparta jest o agregat diesla stosują co się znajdzie.

problematyczne może być tez podpinanie się do jednej żyły bo nie w kazdym układzie sieci  może popłynąć prąd, no i nie wszędzie jest się jak uziemi cale to już jest moje przemyślenia. Kolejna sprawa to fakt ze pewnie ktoś coś wymyślił i teraz na silę chce to komuś popchać. Prędzej jakieś ogniwo paliwowe bym widział którego działania efektem ubocznym było by napełnianie manierki wodą. Mogło by się okazać ze żołnierz może wziąć więcej wody w postaci wodoru i tlenu ze względu na ściśliwość gazów niż w postaci tlenku wodoru. Poza tym akumulator działający wtedy raczej buforowo mógł by być mniejszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę jeszcze jeden problem. W USA chyba maja jakiś inny system przesyłowy w sensie okablowania. Jeden kabel zaizolowany, a chyba uziemienie już nie. U nas oba kable są zaizolowane tak że raczej się tym hakiem nie podepnie. Na filmie widać do jednego wbija się przez izolacje "zębem" drugi działa na zasadzie styku(ten odizolowany). U nas to nie zadziała. Też jestem za ogniwami paliwowymi to bardziej sensowny pomysł :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

OK, to ja mam pytanie... Gdy już zarzucą ten hak, gdy już "wgryzie" się w linię uszkadzając izolację, gdy już podkradną prąd... to jak oni to później ściągają? :>

 

Jeden kabel zaizolowany, a chyba uziemienie już nie.

 

Uziemienie powiadasz...? ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Uziemienie powiadasz...? ;-)

 

Tak uziemienie powiadam.

 

... to jak oni to później ściągają? :>

 

Nie ściągają, "jednorazówka" :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wygląda jakby urządzenie faktycznie było zaprojektowane na amerykańskie podwórko.

Jaki z tego wniosek?

Że urządzenie będzie faktycznie wykorzystywane na amerykańskim podwórku.

Pytanie: Po co produkować wyposażenie wojskowe które można użyć wyłącznie we własnym kraju?

Wniosek: Nadchodzą ciężkie czasy dla Ameryki i Amerykanów

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wygląda jakby urządzenie faktycznie było zaprojektowane na amerykańskie podwórko.

Jaki z tego wniosek?

Że urządzenie będzie faktycznie wykorzystywane na amerykańskim podwórku.

Pytanie: Po co produkować wyposażenie wojskowe które można użyć wyłącznie we własnym kraju?

Wniosek: Nadchodzą ciężkie czasy dla Ameryki i Amerykanów

 

Poprawka już nadeszły :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Elviz

Nie sadze by ktoś zastosował aż tak pokrętną logikę :D

Najprawdopodobniej z wojskiem nie ma to nic wspólnego poza marzeniami autora o lukratywnym kontrakcje. Wojsko aż tak bardzo prądu puki co nie potrzebuje przynajmniej nie widziałem żeby w Afganistanie rozkładali przedłużacze.

Ktoś po prostu wpadł na genialny pomysł promocji i chce wcisnąć badziew.

równie dobrze można by w ten sposób promować złodziejkę jako cud dla wojsk USA  pozwalający ukraść terrorysta trochę prądu z żarówki. Równie przydatny na polu walki mógł by być komplet wtyczek na rożne regiony do ładowarki tel;)

 

A tu znalazłem protoplastę urządzenia czyli wspomniany sekator

http://www.allegro.pl/item1103321055_sekator_gerlach.html

Mógł by również służyć jako wyspecjalizowane urządzenie do niszczenia zasieków i przerywania ciągów elektrycznych i telekomunikacyjnych wroga, musieli by go tylko w NASA wymyślić na nowo bo bez tego pozostanie sekatorem na kiju sterowanym sznurkiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiadomo już, czemu wiele osób w czasie wykonywania rezonansu magnetycznego lub podczas wyciągania ze skanera doświadcza oczopląsu. Silne pole magnetyczne wprawia w ruch endolimfę wypełniającą kanały błędnika (Current Biology).
      Wskutek ruchów cieczy w uchu wewnętrznym pacjenci mają wrażenie spadania lub nieoczekiwanych, chwiejnych ruchów. Zespół z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, który pracował pod kierownictwem Dale’a C. Robertsa, umieścił w aparacie MRI 10 osób ze zdrowym błędnikiem i 2 z błędnikiem niedziałającym w skanerze. Skupiano się nie tylko na autoopisie dot. zawrotów głowy, ale również na nystagmusie, czyli niezależnych od woli poziomych drganiach gałek ocznych (in. nazywanych oczopląsem położeniowym). Ponieważ wskazówki wzrokowe mogą je stłumić, eksperyment przeprowadzano w ciemnościach.
      Nagrania z kamery noktowizyjnej pokazały, że nystagmus wystąpił u wszystkich zdrowych badanych, nie pojawił się zaś u pozostałej dwójki. Sugeruje to, że (zdrowy) błędnik odgrywa kluczową rolę w zawrotach głowy w skanerze MRI.
      Amerykanie zastanawiali się, jak natężenie pola magnetycznego wytwarzanego przez skaner wpływa na błędnik, dlatego ochotników umieszczano na różne okresy w aparatach o niejednakowych parametrach technicznych. Przyglądano się oczopląsowi położeniowemu podczas wkładania i wyjmowania ze skanera (i to zarówno podczas wkładania i wyjmowania tradycyjną drogą, jak i od tyłu tuby). W ten sposób oceniano wpływ kierunku pola magnetycznego na wrażenia ochotników.
      Silniejsze pole magnetyczne wywoływało znacznie szybszy nystagmus. Ruchy gałek ocznych utrzymywały się cały czas, bez względu na długość sesji. Kierunek ruchu oczu zmieniał się w zależności od drogi wprowadzania/wyciągania człowieka ze skanera (czyli kierunku pola). Zespół Robertsa uważa, że oczopląs położeniowy to rezultat wzajemnych oddziaływań między prądami elektrycznymi przepływającymi przez endolimfę a polem magnetycznym. Siła Lorentza wpływa na ruch ładunków elektrycznych w uchu wewnętrznym, odbierany przez komórki zmysłowe jako pobudzenie.
      Akademicy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa sądzą, że ich odkrycia mogą zmienić interpretację wyników uzyskanych za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Ich autorzy analizują przepływ krwi w mózgu pod wpływem określonych zadań, tymczasem okazuje się, że skaner jako taki wzmacnia aktywność związaną z ruchem i równowagą. Wykazaliśmy, że nawet gdy sądzimy, że nic się w mózgu nie dzieje, kiedy ochotnicy znajdują się w aparacie, w rzeczywistości dzieje się dużo, ponieważ samo MRI wywołuje jakiś efekt – podsumowuje Roberts, dodając, że niewykluczone, iż silne pole skanera do rezonansu magnetycznego przyda się otolaryngologom jako bardziej komfortowa metoda badania błędnika (alternatywa dla standardowej elektronystagmografii).
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Inżynierowie z Duke University teoretycznie wyliczyli, że za pomocą odpowiednio zaprojektowanego metamateriału możliwe będzie znaczące zmniejszenie strat energii wysyłanej bezprzewodowo.
      Podczas bezprzewodowego przesyłania energii jej większość jest tracona. Olbrzymich strat można uniknąć tylko wówczas, gdy odbiornik i nadajnik znajdują się bardzo blisko siebie. Jednak uczeni z Duke stwierdzili, że jeśli pomiędzy urządzeniami umieścimy przewidziany przez nich teoretycznie metamateriał, to skupi on energię tak, że mimo większej odległości nadajnika od odbiornika, straty energii będą minimalne.
      Obecnie udaje się przesłać niewielkie ilości energii na krótkie odległości, na przykład możemy zasilić tagi RFID. Jednak większe ilości energii, takie jak promienie lasera czy mikrofale mogłyby spalić wszystko na swojej drodze - mówi Yaroslav Urzhumov z Duke'a.
      Nasze obliczenia wskazują, że powinno być możliwe wykorzystanie metamateriału do zwiększenia ilości transmitowanej energii bez występowania efektów ubocznych - dodaje.
      Urzhumov pracuje w laboratorium profesora Davida R. Smitha, którego zespół jako pierwszy na świecie zaprezentował metamateriał działający jak czapka-niewidka.
      Jako że metamateriały mogą działać tak, jakby część przestrzeni nie istniała to, zdaniem Urzhumova, ich zastosowanie pomiędzy nadajnikiem energii a odbiornikiem wywoła taki efekt, jakby urządzenia były bardzo blisko siebie. A zatem straty energii powinny być minimalne.
      Taki materiał, o ile powstanie, powinien składać się z setek lub tysięcy pętli przewodzących ułożonych w jedną macierz. Pętle takie będą umieszczone na podłożu z miedzi i włókna szklanego. System taki musi być dostrojony do specyficznego odbiornika, a ten z kolei musi być zestrojony z nadajnikiem - stwierdził Urzhumov.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Agencja reklamowa DDB z Paryża zaprojektowała billboard z neonem zasilanym prądem pozyskiwanym wyłącznie z pomarańczy. Tablicę stworzono z myślą o rynku francuskim, a reklama dotyczy napoju pomarańczowego Tropicana. Hasło Naturalna Energia (Energie Naturelle) można rozumieć dwojako – jako pochwałę napoju lub źródła energii dla billboardu.
      Wydawałoby się, że by uzyskać bilboard, wystarczy wypełnić prostopadłościan z pleksi na nóżkach owocami, jednak próby konstrukcyjne zajęły aż 3 miesiące. W końcu w najeżonej kolcami, by wycisnąć sok, tablicy umieszczono ładunek z pomarańczy ponakłuwanych elektrodami z cynku i miedzi (w sumie jest ich kilka tysięcy) i, oczywiście, sporo kabla do połączenia wielu ogniw cynkowo-miedziowych. Ocynkowany gwóźdź jest tu anodą, a miedziana blaszka katodą. Atomy cynku na powierzchni pręta tracą dwa elektrony (są donorami) i powstają kationy Zn2+. W cytrusach nie ma co prawda kwasu solnego czy siarkowego, lecz łagodniejszy organiczny kwas cytrynowy, ale nadal mamy do czynienia z kationami wodorowymi H+ (tworzą się również jony cytrynianowe). Elektrony z atomów cynku łączą się z jonami H+ i powstają cząsteczki H2, czyli osiadający na elektrodach gazowy wodór. Ponieważ elektrody są połączone przewodem, elektrony zostają przyjęte przez kationy Cu2+ (akceptor). Dochodzi więc do przepływu elektronów między metalem o niższym potencjale elektrochemicznym – cynkiem – a metalem o potencjale wyższym, czyli miedzią.
      Ogniwo cynkowo-miedziowe (Zn-Cu):
      Zn2+ + 2e -> Zn (-0,76V)
      Cu -> Cu2+ + 2e (+0,34V)
      Gdy mierzono napięcie uzyskiwane z jednej pomarańczy, wynosiło ono ok. 0,06 wolta. Kiedy jednak zgromadzono i połączono wiele owoców, napięcie wynosiło już 0,86 V. Na zamówienie DDB billboard wyprodukowała firma Unit9. Krótki spot wyreżyserował Johnny Hardstaff.
       
      http://www.youtube.com/watch?v=j_zoHUykPi4
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas spotkania American Chemical Society zaprezentowano nowatorską technologię usuwania płomieni z drogi interweniujących strażaków. Może się ona przydać w sytuacji, gdy w płonącym budynku zostaną uwięzieni ludzie, a ratownicy, z powodu ognia, nie będą w stanie do nich dotrzeć.
      Twórcami nowej technologii są Ludovico Cademartirl oraz jego koledzy z Uniwersytetu Harvarda. Uczeni wykorzystali znany od 200 lat fakt, że elektryczność wpływa na kształt płomieni, a nawet może doprowadzić do ich ugaszenia. Dotychczas jednak niemal nikt nie zastanawiał się, jak można wykorzystać to w praktyce.
      Kontrolowanie pożaru to niezwykle trudne zadanie. Nasze badania wykazały, że za pomocą dużych pól elektrycznych można bardzo szybko gasić płomienie - mówi Cademartirl.
      Uczeni połączyli silny wzmacniacz elektryczny z próbnikiem. Testy wykazały, że takie urządzenie z łatwością radzi sobie z natychmiastowym gaszeniem płomieni o wysokości pół metra. Jako, że działa ono natychmiast, pozwoli strażakom otworzyć drogę ewakuacyjną, którą będą mogli dostać się do uwięzionych w pożarze. Ponadto gaszenie w ten sposób ognia nie wymaga używania wody, środków chemicznych i czyni mniejsze szkody w mieniu.
      Podczas testów wykorzystany został 600-watowy wzmacniacz. Cademartirl uważa jednak, że półmetrowe płomienie można będzie gasić za pomocą dziesięciokrotnie słabszego wzmacniacza.
      Naukowiec mówi, że do gaszenia ognia przyczyniają się same produkty spalania. Cząsteczki sadzy bardzo łatwo odpowiadają na obecność pola elektrycznego i w ten sposób wpływają na stabilność płomienia. Uczony przewiduje, że w przyszłości elektryczne systemy gaszenia pożaru można będzie montować w budynkach na podobieństwo obecnie używanych zraszaczy, a strażacy zostaną wyposażeni w plecaki z akumulatorami i wzmacniaczami, które pozwolą im gasić pożary oraz przebijać się do zagrożonych osób.
      Zauważył jednak, że taka technika sprawdzi się w zamkniętych, niewielkich obszarach, takich jak samoloty czy łodzie podwodne. Nie uda się jej natomiast wykorzystać np. do gaszenia lasów.
      Przy okazji badań Cademartirl i jego zespół stwierdzili, że za pomocą elektryczności można kontrolować temperaturę i drogę płomienia, co pomoże udoskonalić np. silniki samochodowe czy elektrownie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Australijscy naukowcy nałożyli na tworzywo sztuczne cienką warstwę metalu, a następnie użyli strumienia jonów do zmieszania metalu z polimerem. Uzyskali w ten sposób materiał, który jest tani, wytrzymały, elastyczny i przewodzi prąd.
      Badania zespołu profesorów Paula Mareditha i Bena Powella z University of Queensland oraz profesora Adama Micolicha z University of New South Wales zostały opisane w magazynie ChemPhysChem.
      Uczeni od niemal 30 lat starali się zastosować strumienie jonów, szeroko wykorzystywane w przemyśle półprzewodnikowym, w produkcji przewodzących materiałów. Jednak dotychczas sprawdzały się one jedynie w pracy z krzemem.
      Naszemu zespołowi udało się zastosować strumień jonów do zmiany właściwości plastiku tak, by przewodził prąd jak metale, a nawet by po schłodzeniu do odpowiedniej temperatury działał jak nadprzewodnik - stwierdził profesor Meredith. Australiczycy, chcąc zademonstrować możliwości swojego materiału, stworzyli zeń przemysłowy termometr rezystancyjny i porównali go z termometrem platynowym. Urządzenie z plastiku charakteryzowało się porównywalną a nawet większą dokładnością.
      Najbardziej interesującą właściwością nowego materiału jest możliwość precyzyjnego ustawienia przewodnictwa i oporności. Można je zmieniać w zakresie 10 rzędów wielkości, co oznacza, że materiał pozwala na ustawienie 10 miliardów różnych wartości.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...