Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Przechwytywali też hasła i e-maile

Rekomendowane odpowiedzi

Google może mieć w Europie poważne kłopoty. Francuski urząd zajmujący się prywatnością obywateli twierdzi bowiem, że samochody wykonujące zdjęcia do Street View przechwytywały też hasła użytkowników oraz e-maile.

Commission nationale de l'informatique et des libertes (CNIL) informuje, że wstępne śledztwo pokazało, iż Google zbierał i przechowywał tego typu dane nie informując o tym ich właścicieli.

Na żądanie CNIL Google przekazało 4 czerwca dwa dyski twarde z danymi zbieranymi przez samochody. Znaleziono na nich dane potrzebne do logowania, kody źródłowe i inne informacje. Na razie przedstawiciele CNIL mówią, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by decydować się na jakieś kroki prawne przeciwko wyszukiwarkowemu gigantowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przychodzi mi na myśl hasło "Don't be Evil", ale jak to w życiu bywa wszystko co ewoluuje w Korporację staje się pewnego dnia złe, ponieważ sama w sobie struktura tej organizacji jest zła (choć czasem rozmyślając mam wrażenie, że to sami ludzie są źli i żadne prawo i jego twór tu nie pomoże) a oliwy dolewa światowy system oparty na konsumpcjonizmie, który też niejako jest zły.

 

PS.

I Google i użytkownicy są winni. Kto o zdrowych zmysłach (pomijając Hotspoty) pozostawia niezabezpieczoną sieć. Nie ma tłumaczenia, nie wiem, nie umiem, nie chce mi się (w domyśle a bo to cyfrowe). To jest jak zostawienie otwartego samochodu na niestrzeżonym parkingu a później płacz i zgrzytanie zębów.

Z drugiej strony Google, które świadomie postępuje w taki sposób jak widać (nie ma to jak zebrać dane i wykorzystać je w celu ulepszenia produktu by można bardziej efektywnie sprzedać produkt czyt. zmanipulować Kowalskiego).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To prawda, Piotrze. Osobiscie uwazam, ze problemem jest ta czesc ludzkiej natury, ktora odpowiada za bezrefleksyjna pazernosc ['dazenie do celu']. Nieprawidlowe, niewlasciwe cele i mamy tragedie ... bo pieniadz sam w sobie powinien byc jedynie srodkiem, a nie celem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, bardzo lubię przysłowie "pieniądze szczęścia nie dają". I wbrew pozorom nie jest to płytkie powiedzonko, dlaczego? Słuchacz powie: przecież za coś musisz żyć, kupić chleb, pojechać, uczyć się.

I tu się rozmowa kończy bo to jest ciężko wytłumaczyć, a chodzi o esencję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja odpowiedzialbym, ze mozna zyc za pieniadze, ale nie dla pieniedzy ... :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ręce opadają. A jak niby mmieli tych danych NIE ZEBRAĆ, skoro sprzęt łapał cały niezabezpieczony ruch? To dokładny odpowiednik nagrania z CB-radio rozmowy, w której jakiś użytkownik specjalnej troski przekazuje drugiemu hasło do banku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, bardzo lubię przysłowie "pieniądze szczęścia nie dają". I wbrew pozorom nie jest to płytkie powiedzonko, dlaczego?

Ciekawe tylko dlaczego to b ogaci ludzie to hasełko dla biednych wymyślili...

 

To jest jak zostawienie otwartego samochodu na niestrzeżonym parkingu a później płacz i zgrzytanie zębów.

Ja nie widzę w tym niczego złego, tak powinno się dziać wszędzie, a nie tylko w wybranych miejscach. Już sama logika mówi - ktoś zapłacił za auto, więc jest kogoś, więc ja nie mam tam niczego do szukania...

 

a tak usprawiedliwiłeś istnienie DRM...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe tylko dlaczego to bogaci ludzie to hasełko dla biednych wymyślili...

A masz jakieś poparcie, że to oni wymyślili...tak wiem czepiam się :D

Ja nie widzę w tym niczego złego, tak powinno się dziać wszędzie, a nie tylko w wybranych miejscach. Już sama logika mówi - ktoś zapłacił za auto, więc jest kogoś, więc ja nie mam tam niczego do szukania...

 

a tak usprawiedliwiłeś istnienie DRM...

DRM to co innego. Auta nie skopiujesz za friko. Ja też bym chciał móc zostawić auto czy dom i być pewnym, że nikt nie ukradnie/splądruje go, ale czasy Powojenne w komunizmie odcisnęły niezmywalne piętno w polskich umysłach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A masz jakieś poparcie, że to oni wymyślili...tak wiem czepiam się :D

przykład z brzegu: Robert Kiyosaki "bogaty ojciec, biedny ojciec"...

 

no drm to co innego, ale właśnie dlatego je wprowadzono, bo jasiu kowalski mógłby zamiast oryginał kupić ściągnąć pirata z neta...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przykład z brzegu: Robert Kiyosaki "bogaty ojciec, biedny ojciec"...

 

no drm to co innego, ale właśnie dlatego je wprowadzono, bo jasiu kowalski mógłby zamiast oryginał kupić ściągnąć pirata z neta...

Jasiu jak bystry to i tak sobie poradzi.

Dawno czytałem tę książkę, bardzo pouczająca jak i reszta dzieł autora.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to ja też wiem, zresztą podobnie jest w przypadku zabezpieczeń domu/samochodu - kto chce i tak jest w stanie okraść, a kto nie chce, ten i tak nie okradnie, a jednak w tym względzie logika się wyłącza i mimo to następuje wyścig zbrojeń pomiędzy tymi co zabezpieczają i tymi co te zabezpieczenia łamią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to ja też wiem, zresztą podobnie jest w przypadku zabezpieczeń domu/samochodu - kto chce i tak jest w stanie okraść, a kto nie chce, ten i tak nie okradnie, a jednak w tym względzie logika się wyłącza i mimo to następuje wyścig zbrojeń pomiędzy tymi co zabezpieczają i tymi co te zabezpieczenia łamią.

 

Drobnych złodziejaszków wstępne zabezpieczenia zniechęcają, więc to tak nie do końca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dla drobnych złodziejaszków wystarczy zamknięcie drzwi na klucz, nie muszą być od razu antywłamaniowe, wołające "słuchaj, tu jest coś cennego"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednoznacznie nie można tego stwierdzić, zawsze coś będzie za lub przeciw fakt faktem, że w tym przypadku nic nie zastąpi odpowiedniej mentalności człowieka tak jak za granicą w niektórych krajach, gdzie z powodzeniem można zostawić rzeczy swoje niezabezpieczone na 4 spusty i nikt ich sobie nie przywłaszczy..No chyba, że przybłąka się tam Polak :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa.
      Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków.
      Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach.
      Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą.
      Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście.
      Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy.
      Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań.
      Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny.
      Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed sądem federalnym w San Jose złożono pozew zbiorowy przeciwko Google'owi. Autorzy pozwu oskarżają wyszukiwarkowego giganta o to, że zbiera informacje o internautach mimo iż używają oni trybu prywatnego przeglądarki. Uważają, że Google powinien zapłacić co najmniej 5 miliardów dolarów grzywny.
      Zdaniem autorów pozwu problem dotyczy milionów osób, a za każde naruszenie odpowiednich ustaw federalnych oraz stanowych koncern powinien zapłacić co najmniej 5000 USD użytkownikowi, którego prawa zostały naruszone.
      W pozwie czytamy, że Google zbiera dane za pomocą Google Analytics, Google Ad Managera i innych aplikacji oraz dodatków, niezależnie od tego, czy użytkownik klikał na reklamy Google'a. Google nie może w sposóby skryty i nieautoryzowany gromadzić danych na temat każdego Amerykanina, który posiada komputer lub telefon, piszą autorzy pozwu.
      Do zarzutów odniósł się Jose Castaneda, rzecznik prasowy koncernu. Za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia przeglądarkę w trybie prywatnym, jest jasno informowany, że przeglądane witryny mogą śledzić jego poczynania, stwierdził.
      Specjaliści ds. bezpieczeństwa od dawna zwracają uwagę, że użytkownicy uznają tryb prywatny za całkowicie zabezpieczony przez śledzeniem, jednak w rzeczywistości takie firmy jak Google są w stanie nadal zbierać dane o użytkowniku i, łącząc je z danymi z publicznego trybu surfowania, doprecyzowywać informacje na temat internautów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google podsumowało jedną z najbardziej długotrwałych wojen, jaką stoczyło ze szkodliwym oprogramowaniem. W ciągu ostatnich trzech lat firma usunęła ponad 1700 aplikacji zarażonych różnymi odmianami szkodliwego kodu o nazwie Bread (Joker).
      Jego twórcy byli wyjątkowo uparci. Zwykle autorzy szkodliwego kodu przestają go wgrywać do Play Store gdy tylko zostanie on wykryty przez Google'a. Przestępcy stojący za Bread'em nie poddali się tak łatwo. Działali przez ponad trzy lata i co tydzień przygotowywali nową wersję szkodliwego kodu.
      Przez te trzy lata stosowali tę samą technikę – wprowadzali w kodzie serię niewielkich zmian, licząc na to, że uda się oszukać stosowane przez Google'a mechanizmy obronne. Zwykle się nie udawało, ale czasami przestępcy odnosili sukces. Na przykład we wrześniu ubiegłego roku ekspert ds. bezpieczeństwa, Aleksejs Kurpins znalazł w Play Store 24 różne aplikacje zarażone Jokerem. W październiku inny ekspert znalazł kolejną aplikację, a kilka dni później Trend Micro poinformował o odkryciu kolejnych 29 kolejnych zarażonych programów. Później znajdowano kolejne, w tym arkusze kalkulacyjne Google Docs.
      Jednak w większości wypadków mechanizmy Google'a działały dobrze i zablokowały ponad 1700 aplikacji, które miały zostać umieszczone w Play Store. Jak dowiadujemy się z wpisu na oficjalnym blogu, w pewnym momencie hakerzy użyli niemal każdej znanej techniki, by ukryć kod. Zwykle przestępcy posługiwali się jednorazowo 3–4 wariantami szkodliwego kodu. Jednak pewnego dnia próbowali wgrać aplikacja zarażone w sumie 23 odmianami kodu.
      Najbardziej skuteczną techniką zastosowaną przez twórców szkodliwego kodu było wgranie najpierw czystej aplikacji do Play Store, a następnie rozbudowywanie jej za pomocą aktualizacji zawierających już szkodliwy kod. Przestępcy nie ograniczali się jedynie do tego. Umieszczali na YouTube filmy z recenzjami, które miały zachęcić internautów do instalowania szkodliwych aplikacji.
      Jak informuje Google, twórcy Breada działali dla korzyści finansowych. Pierwsze wersje ich szkodliwego kodu miały za zadanie wysyłać SMS-y premium, z których przestępcy czerpali korzyści. Gdy Google zaostrzył reguły dotyczące korzystania przez androidowe aplikacje z SMS-ów, przestępcy przerzucili się na WAP fraud. Telefon ofiary łączył się za pomocą protokołu WAP i dokonywał opłat, którymi obciążany był rachunek telefoniczny. Ten typ ataku był popularny na na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia bieżącego wieku. Później praktycznie przestał być stosowany. Nagle, w roku 2017, wystąpił prawdziwy wysyp szkodliwego kodu, który znowu korzystał z tej techniki. Jak twierdzi Google, twórcy Breada byli najbardziej upartą i wytrwałą grupą przestępczą, która używała WAP fraud.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Francuski urząd ds. konkurencji nałożył na Google'a grzywnę w wysokości 150 milionów euro. Koncern został ukarany za zachowania antykonkurencyjne oraz niejasne zasady Google Ads.
      Google naruszył swoją dominującą pozycję na rynku reklamy w wyszukiwarkach poprzez niejasne i trudne do zrozumienia zasady korzystania z platformy Google Ads oraz zastosowanie ich w sposób nieuczciwy i przypadkowy, stwierdzili urzędnicy. Na amerykańską firmę nałożono obowiązek wyjaśnienia zasad działania Google Ads i właściwego uzyskania zgody użytkowników na prezentowanie im spersonalizowanych reklam. Firma ma również przedstawić jasne procedury zawieszania kont oraz opracować procedury informowania, zapobiegania, wykrywania i postępowania w razie wykrycia naruszenia regulaminu Google Ads.
      Przedstawiciele koncernu zapowiedzieli, że odwołają się od decyzji.
      Wiele europejskich krajów bacznie przygląda się działalności amerykańskich gigantów IT. Firmy takie jak Google, Facebook, Apple czy Amazon są wielokrotnie krytykowane za płacenie zbyt niskich podatków. Nie dalej jak we wrześniu bieżącego roku Google porozumiał się z władzami Francji i zgodził się zapłacić niemal miliard euro grzywny w ramach ugody w sprawie do oszustwa podatkowe. Z kolei w styczniu bieżącego roku francuski urząd odpowiedzialny za ochronę danych ukarał koncern grzywną w wysokości 50 milionów euro za naruszenie europejskich przepisów dotyczących prywatności.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...