Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Jak we wszystkich niemal ogrodach zoologicznych na świecie także i w pekińskim nie można karmić zwierząt, o czym informują specjalne tabliczki. Nikt jednak nie zabrania zjadania mieszkających tam gatunków, co widać już po pierwszym rzucie oka na menu zlokalizowanej na terenie zoo restauracji Bin Feng Tang: po zakąsce z nogi hipopotama można zjeść zupę z mrówek i zakończyć posiłek daniem głównym z ogona kangura bądź penisa jelenia.

Fenomen lokalu opisano w zeszłym tygodniu w gazecie Legal Daily. Jak można się domyślić, publikacja wywołała gorącą dyskusję, przy czym sporo komentujących wyraziło swoją dezaprobatę. Ge Rui z International Fund for Animal Welfare uważa, że takie przedsięwzięcie jest sprzeczne z ideą ogrodu zoologicznego, który ma pełnić funkcje edukacyjne oraz zachęcać do ochrony zwierząt. Sprzedając mięso demonstrowanych na wybiegach bestii, to zoo stymuluje konsumpcję oraz zwiększa presję na zwierzęta żyjące na wolności. Takie postępowanie jest społecznie nieodpowiedzialne. Inni wspominają, że choć wszystko odbywa się zgodnie z prawem, trudno mówić o humanitaryzmie i moralności.

Właściciele restauracji powiedzieli lokalnym mediom, że serwowane mięso pochodzi z farm egzotycznych zwierząt, a handel odbywa się już od kilku lat, co więcej, władze go aprobują. Wszystko wskazuje jednak na to, że kierownictwo Bin Feng Tang ponownie przyjrzy się karcie dań i odpowiednio ją zmodyfikuje.

Chiny, w których zwierzęta od wielu wieków wykorzystuje się w tradycyjnej medycynie, przechodzą chyba przemianę światopoglądową. Podczas gdy Chang Jiwen z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych chce wprowadzenia ustawy o prawach zwierząt, z klatek i wybiegów ogrodów zoologicznych Państwa Środka znikają tabliczki informujące, które części ich ciała są najsmaczniejsze i przy leczeniu czego się je wykorzystuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Chińczyków zeuropeizujemy z ich dietą[/size] 

Ciekawe czy w Chinach co dwie ulice stoi bar typu "Polak" z bigosem i grochówką ?? :D :D 

Jak na razie w Krakowie co kawałek jest bar typu Chińczyk, a wczoraj na obiad żona zrobiła potrawę z ryżem który w Polsce nie rośnie, popularny kebab to też nie Polskie, mcdonek też nie Polskie więc wygląda na to że ty coś zamierzasz a oni dawno na to wpadli i to zrobili u nas (o produkcji  "wszystko po 4 złote" nie wspomnę).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ooo, wyciągnąłeś poważne argumenty narodowościowe (bigos i grochówka  :D ),ale nie pisałem o polonizacji Chińczyków.

A propos ryżu (sądze że penis jelenia się nie przyjmie) w Krakowie,  to w Chinach już makaron i pizzę jedzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  to w Chinach już makaron jedzą

Oczywiście z ryżu  :D  robią go domowymi metodami pewnie od 500lat . (chińskie maszynki do robienia makaronu też widziałem w Polsce ).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Żółw skórzasty (Dermochelys coriacea) nie należy do ułomków: jako dorosłe zwierzę ma średnio 1-2 m długości i waży do 700 kg. Choć trudno w to uwierzyć, żywi się wyłącznie niskokalorycznymi galaretowatymi stworami: krążkopławami. Gad jest krytycznie zagrożony wyginięciem, ale niewiele wiadomo o jego strategiach żerowania i opłacalności podróży w poszukiwaniu pokarmu, bo plaże, na których się rozmnaża i okolice na dużych szerokościach geograficznych, gdzie się stołuje, dzieli nawet 9 tys. km. Teraz, dzięki kamerom przymocowanym do karapaksów 19 osobników, udało się zdobyć nieco więcej informacji na ten temat.
      Susan Heaslip z Dalhousie University śledziła żółwie w wodach szelfowych u wybrzeży Cape Breton, gdzie latem tworzą duże grupy. Gdy wychynęły na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza, pani biolog szybko przyczepiała kamery do ich grzbietu. Za pomocą GPS-u i nagrań wideo ustalano, jak podczas dziennego żerowania zachowują się gady i jak się to ma do różnych cech ofiar, np. ich rozmiarów, typu oraz częstości napotykania. Filmowano metodą ciągłą (średnia długość nagrania to 1:53 h, ale w przypadku poszczególnych osobników wahała się ona od 0:08 do 3:38 h). W sumie udokumentowano 601 zakończonych sukcesem polowań. Dominującą częścią menu były bełtwy festonowe (83-100%), ale D. coriacea nie gardziły też chełbiami modrymi.
      Nic dziwnego, że żółwie skórzaste stawiają właśnie na bełtwy, bo to największe meduzy na świecie. Poza gabarytami jest jeszcze jeden powód. O ile w przypadku innych drapieżników wskaźnik udanych polowań jest daleki od 100%, o tyle D. coriacea nigdy nie chybia. Jedyne, co musi zrobić, to znaleźć ofiarę. Chociaż mówienie o "znajdowaniu" jest i tak nadużyciem, bo latem w wodach kanadyjskich bełtwy tworzą spore stada. Podczas jednego zanurzenia gad wpada na kilka meduz.
      Heaslip zauważyła, że żółwie atakowały większość meduz w zasięgu "oka" kamery. Wydaje się, że konsumowały ofiary w całości i to w zaledwie minutę. Ze względu na różnicę osiąganych prędkości, gady doganiały meduzę w ok. 22 s. Kanadyjczycy wyliczyli, że gad ważący średnio 455 kg zjadał dziennie 73% masy swojego ciała, co stanowiło równowartość 3-7-krotności dobowego zapotrzebowania metabolicznego.
      Spożywając 16 tys. kalorii, można ze spokojem myśleć o wyczerpującej wyprawie do miejsca, gdzie odbywają się gody.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiele badań poświęcono oglądaniu przez ludzi witryn internetowych czy książek, jednak kwestia skanowania wzrokiem menu to empiryczna tabula rasa. Restauratorzy zwykli zakładać istnienie tzw. słodkiego punktu tuż nad połową prawej strony karty dań, na który ludzie patrzą ponoć dłużej i częściej. Okazuje się jednak, że klienci pochodzą do menu jak do książki - sekwencyjnie.
      Prof. Sybil Yang z San Francisco State University stwierdziła, że czytając menu sekwencyjnie, przeciętny klient nie zatrzymuje się nigdzie na dłużej. Wygląda więc na to, że umieszczanie w "słodkim punkcie" dań do wypromowania nie ma większego sensu, bo punkt ten zwyczajnie nie istnieje. Amerykanka podkreśla, że czytanie karty dań różni się od czytania w innych kontekstach, bo mamy do czynienia z odbiorcą zmotywowanym do zapoznania się z całością [tekstu].
      Yang przypomina studium grafika Williama Doerflera, który opublikował mapę punktów skupiania wzroku w menu. W zygzakowatym schemacie pierwsze skrzypce grała umieszczona nad środkiem prawej paginy (a jakże) jedynka, która miała ciągle i wciąż ściągać na siebie uwagę klienta. Pani profesor była zaskoczona tymi wynikami i zastanawiała się, czy to ona inaczej podchodzi do karty dań, czy też Doerfler się myli. Postanowiła to sprawdzić, dlatego zebrała grupę ochotników, którzy nosili skaner siatkówki na podczerwień i po przejrzeniu fikcyjnego menu mieli złożyć zamówienie.
      Analizując nagranie, Yang stwierdziła, że przeważnie ludzie wodzili wzrokiem od lewej do prawej i od góry do dołu dwustronicowego menu. Posuwali się wolno, co sugeruje, że czytali, a nie skanowali. Naukowcy nie znaleźli słodkiego punktu, na którym skupiano by się szczególnie długo, wspominają jednak o "kwaśnym punkcie", na który patrzono najkrócej. Znajdowały się w nim informacje o restauracji i spis sałatek (punkt ten obejmuje dół obu stron).
      Wszystko wskazuje na to, że klienci restauracji wybierają przystawkę i na niej budują resztę zamówienia.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do zoo w Edynburgu przybyły niedawno dwie pandy wielkie - Tian Tian i Yang Guang. By uczcić to wydarzenie, dyrekcja zdecydowała się na coś kojarzonego ze Szkocją: specjalny tartan o nawiązującym do ubarwienia pand biało-czarnym wzorze.
      Zamówienie złożono w miejscowej firmie Kinloch Anderson, która działa od 1868 r. Wzór zyskał aprobatę Szkockiego Rejestru Tartanów. Choć lot dla dwóch misiów wyczarterowano 4 grudnia, premiera zaprojektowanego dla nich materiału miała miejsce dopiero 23 stycznia, kiedy rozpoczął się Chiński Nowy Rok. Wybrano termin ważny także dla Szkotów, którzy 25 stycznia obchodzą Noc Burnsa, święto związane z Robertem Burnsem, narodowym wieszczem.
      Wzór jest, oczywiście, czarno-biały z łagodzącą kontrasty domieszką szarości. Zielone linie reprezentują ulubiony pokarm pand - bambus. Trzy czerwone linie nawiązują za to do ich chińskiej ojczyzny (w Państwie Środka trójka jest uznawana za szczęśliwą cyfrę). Design kojarzy się także z tartanem Gillespiego, ponieważ zarządzające zoo Królewskie Stowarzyszenie Zoologiczne Szkocji zostało założone w 1909 r. przez edynburskiego prawnika Thomasa Gillespiego.
      Tian Tian i Yang Guang są parą. Mają zostać w stolicy Szkocji na 10 lat. Wszyscy mają nadzieję, że doczekają się tu potomstwa.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...