Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Recommended Posts

Robert Harrison zrobił zapierające dech w piersi zdjęcia Ziemi widzianej z poziomu wyższych warstw atmosfery, posługując się zestawem złożonym z cyfrowego aparatu, GPS-a, taśmy izolacyjnej i stratostatu.

Trzydziestoośmioletni Brytyjczyk wykorzystał tanie części - w sumie realizacja projektu kosztowała go 500 funtów. Aparat mocowany do balonu do lotów stratosferycznych mógł się wzbić na wysokość 35 km. W ten prosty sposób udało mu się zrobić serię zdjęć z widokami dostępnymi tylko dla pasażerów wahadłowca.

Od 2008 r. Harrison, na co dzień szef firmy informatycznej, wypuścił już 12 stratostatów. Jego przygoda z fotografią wysokościową zaczęła się podczas nieudanych prób wykonania zdjęć własnego domu za pomocą zdalnie sterowanego helikoptera. Skoro tak się nie udało, uparty konstruktor postanowił poszukać innych sposobów.

Harrison ujawnił dziennikarzom The Times, że kontaktował się z nim pracownik NASA, który chciał się dowiedzieć, jak zrobiono fotografie. Myślał, że wykorzystaliśmy rakietę. Tymczasem genialne w swej prostocie rozwiązanie bazowało na zwykłym aparacie Canona, zamontowanym na wypełnionym helem balonie meteorologicznym. Aparat można kontrolować dzięki mikrokomputerowi i ściągniętemu z Internetu darmowemu oprogramowaniu. Informatyk nieco je zmodyfikował, by co 5 minut dało się robić po 8 zdjęć i film. Brytyjczyk pomyślał o ujęciach wykonywanych w różnych kierunkach. W pudełku, w którym ukryto aparat, znajdują się również czujniki temperatury, ciśnienia i wysokości.

Pokładowy komputer transmituje dane dotyczące położenia i wysokości do naziemnej stacji. Przekaz zachodzi dzięki systemowi telekomunikacyjnemu RTTY (ang. radio teletype). Później Harrison zaczął też korzystać z urządzenia śledzącego GPS. To ostatnie pozwala na ustalenie pozycji balonu z dokładnością do 10 metrów.

Zarówno aparat, jak i GPS są otulone izolacją. W ten sposób ciepło generowane podczas ich pracy może dodatkowo posłużyć do ogrzania sprzętu. Nic więc dziwnego, że działał on nawet przy temperaturze minus 60 stopni Celsjusza.

Na poziomie gruntu balon ma średnicę 1 m, lecz gdy unosi się i następuje spadek ciśnienia, jego przekrój wzrasta do 20 m. Na końcu pęka, a aparat opada, unoszony na niewielkim spadochronie.

Share this post


Link to post
Share on other sites

"Okazuje się, że nie trzeba być kosmonautą lub milionerem, żeby zrobić sobie na pamiątkę zdjęcie ziemi prawie z kosmosu. Leszek Urbański, informatyk z Warszawy, własnoręcznie skonstruował balon stratosferyczny, który wyposażony w aparaty fotograficzne wzbił się na wysokość 29 km. To pierwszy tego typu amatorski lot w Polsce."

 

Artykuł z dnia 23/08/2006

 

Takie zdjęcia to nie pierwszyzna :D

Ciekawostką może być system komunikacji z komputerem pokładowym.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now
Sign in to follow this  

  • Similar Content

    • By KopalniaWiedzy.pl
      Tysiące kilometrów pod naszymi stopami, wewnątrz płynnego jądra Ziemi, znajduje się nieznana dotychczas struktura, donoszą naukowcy z Australian National University (ANU). Struktura ma kształt torusa (oponki), znajduje się na niskich szerokościach geograficznych i jest równoległa do równika. Nikt wcześniej jej nie zauważył.
      Jądro Ziemi składa się z dwóch warstw, sztywnej wewnętrznej oraz płynnej zewnętrznej. Nowo odkryta struktura znajduje się w górnych partiach jądra zewnętrznego, gdzie jądro spotyka się z płaszczem ziemskim.
      Współautor badań, geofizyk Hrvoje Tkalčić mówi, że fale sejsmiczne wędrują wolniej w nowo odkrytym regionie, niż w reszcie jądra zewnętrznego. Region ten znajduje się na płaszczyźnie równikowej, na niskich szerokościach geograficznych i ma kształt donuta. Nie znamy jego dokładnej grubości, ale uważamy, że rozciąga się on na kilkaset kilometrów poniżej granicy jądra i płaszcza, wyjaśnia uczony.
      Uczeni z ANU podczas badań wykorzystali inną technikę niż tradycyjne obserwacje fal sejsmicznych w ciągu godziny po trzęsieniu. Badacze przeanalizowali podobieństwa pomiędzy kształtami fal, które docierały do nich przez wiele godzin od wstrząsów. Zrozumienie geometrii rozprzestrzeniania się fal oraz sposobu, w jaki przemieszczają się przez jądro zewnętrzne, pozwoliło nam zrekonstruować czasy przejścia przez planetę i wykazać, że ten nowo odkryty region sejsmiczny cechuje wolniejsze przemieszczanie się fal, stwierdza Tkalčić.
      Jądro zewnętrzne zbudowane jest głównie z żelaza i niklu. To w nim, dzięki ruchowi materiału, powstaje chroniące Ziemię pole magnetyczne, które umożliwiło powstanie złożonego życia. Naukowcy sądzą, że szczegółowe poznanie budowy zewnętrznego jądra, w tym jego składu chemicznego, jest kluczowe dla zrozumienia pola magnetycznego i przewidywania tego, kiedy może potencjalnie osłabnąć.
      Nasze odkrycie jest istotne, gdyż wolniejsze rozprzestrzenianie się fal sejsmicznych w tym regionie wskazuje, że znajduje się tam dużo lekkich pierwiastków. Te lżejsze pierwiastki, wraz z różnicami temperatur, pomagają w intensywnym mieszaniu się materii tworzącej jądro zewnętrzne. Pole magnetyczne to podstawowy element potrzebny do podtrzymania istnienia życia na powierzchni planety, zwraca uwagę profesor Tkalčić.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Reintrodukcja bobrów, niedźwiedzi czy żubrów znacząco poprawiłaby stan światowych ekosystemów. Zamówiony przez ONZ raport wykazał, że przywrócenie dużych ssaków może pomóc w walce z ociepleniem klimatu, poprawi stan zdrowia ekosystemów i przywróci bioróżnorodność. By osiągnąć ten cel w skali świata wystarczy reintrodukcja zaledwie 20 gatunków, których historyczne zasięgi zostały dramatycznie zredukowane przez człowieka.
      Jeśli pozwolimy powrócić tym zwierzętom, to dzięki ich obecności pojawią się warunki, które z czasem spowodują, że gatunki te pojawią się na 1/4 powierzchni planety, a to z kolei rozszerzy zasięgi innych gatunków i odbuduje ekosystemy, dzięki czemu zwiększy się ich zdolność do wychwytywania i uwięzienia węgla atmosferycznego.
      Przywracanie gatunków nie jest jednak proste. Pojawia się bowiem zarówno pytanie, który z historycznych zasięgów gatunku należy uznać za pożądany. Niektórzy obawiają się też reintrodukcji dużych drapieżników, jak np. wilki, twierdząc, że niesie to ze sobą zagrożenie dla ludzi i zwierząt hodowlanych. Badania pokazują jednak, że duże drapieżniki, wpływając na roślinożerców, doprowadzają do zwiększenia zarówno pokrywy roślinnej, jak i innych gatunków. Z kolei przywracanie historycznych zasięgów roślinożerców powoduje, że roznoszą oni nasiona, pomagają w obiegu składników odżywczych oraz zmniejszają zagrożenie pożarowe poprzez wyjadanie roślinności.
      Autorzy najnowszych badań postanowili sprawdzić, gdzie przywrócenie dużych ssaków przyniosłoby największe korzyści i w jaki sposób można to osiągnąć. Okazało się, że wystarczy reintrodukcja 20 gatunków – 13 roślinożerców i 7 drapieżników – by na całej planecie odrodziła się bioróżnorodność. Te 20 gatunków to niewiele jak na 298 gatunków dużych ssaków żyjących na Ziemi.
      Badania wykazały, że obecnie jedynie w 6% obszarów zasięg dużych ssaków jest taki, jak przed 500 laty. Okazuje się również, że tylko w odniesieniu do 16% planety można stwierdzić, że znajdują się tam gatunki ssaków, na których zasięg nie mieliśmy większego wpływu.
      Naukowcy przyjrzeli się następnie poszczególnym regionom, by określić, ile pracy trzeba włożyć, by przywrócić w nich bioróżnorodnośc. Okazało się, że w większości Azji północnej, północnej Kanady oraz w częściach Ameryki Południowej i Afryki wystarczyłoby wprowadzić jedynie po kilka gatunków dużych ssaków, by przywrócić bioróżnorodność z przeszłości.
      I tak Europie przywrócenie bobra, wilka, rysia, renifera i żubra pozwoliłoby na powrót bioróżnorodności w 35 regionach, w których gatunki te zostały wytępione. Podobnie jest w Afryce, gdzie reintrodukcja hipopotama, lwa, sasebiego właściwego, likaona i geparda doprowadziłaby do dwukrotnego zwiększenia obszarów o zdrowej populacji ssaków w 50 ekoregionach. W Azji, po reintrodukcji tarpana dzikiego oraz wilka w Himalajach doszłoby do zwiększenia zasięgów zdrowych populacji o 89% w 10 ekoregionach. Z kolei w Ameryce Północnej do znacznego poprawienia stanu ekosystemów wystarczyłaby reintrodukcja niedźwiedzia brunatnego, bizona, rosomaka oraz niedźwiedzia czarnego.
      Reintrodukcja gatunków miałaby olbrzymie znaczenie nie tylko dla ekosystemu, ale i dla uratowania ich samych. Na przykład jednym ze zidentyfikowanych 20 kluczowych gatunków jest gazelka płocha, występująca na Saharze. Obecnie to gatunek krytycznie zagrożony, na świecie pozostało zaledwie około 200–300 osobników. Największym zagrożeniem dla niej są zaś działania człowieka – polowania i utrata habitatów.
      Przywrócenie wielu ze wspomnianych gatunków nie będzie jednak proste. Trzeba by np. zabronić polowań na nie i zapobiegać dalszej utracie habitatu. Ponadto wiele z ekoregionów poprzedzielanych jest granicami państwowymi, więc przywracanie gatunków i bioróżnorodności wymagałoby współpracy międzynarodowej.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Historia naszej planety, to historia 4,5 miliarda lat schładzania się. Dzięki temu, że Ziemia stygnie, uformowała się jej sztywna skorupa i mogło powstać życie. Jednocześnie dzięki temu, że nie wystygła, istnieją takie procesy jak tektonika płyt i wulkanizm. Gdy wnętrze planety wystygnie, te kluczowe procesy zatrzymają się. Nie wiemy jednak, jak szybko nasza planeta się wychładza i kiedy procesy przebiegające w jej wnętrzu zatrzymają się.
      Odpowiedzią na te pytania może dać zbadanie przewodnictwa cieplnego minerałów znajdujących się na granicy między jądrem a płaszczem Ziemi. To bardzo ważne miejsce, w którym lepkie skały mają bezpośredni kontakt z płynnym zbudowanym głównie z niklu i żelaza zewnętrznym jądrem. Gradient temperatury pomiędzy jądrem zewnętrznym a płaszczem jest bardzo duży, zatem potencjalnie może tam przepływać sporo ciepła. Warstwa graniczna zbudowana jest głownie z bridgmanitu.
      Profesor Motohiko Murakami ze Szwajcarskiego Instytutu Technologicznego w Zurichuy (ETH Zurich) wraz z naukowcami z Carnegie Institute for Science opracowali złożony system pomiarowy, który pozwolił im na wykonanie w laboratorium oceny przewodnictwa cieplnego bridgmanitu w warunkach ciśnienia i temperatury, jakie panują we wnętrzu Ziemi. Wykorzystali przy tym niedawno opracowaną technikę optycznego pomiaru absorpcji diamentu podgrzewanego impulsami laserowymi.
      Dzięki tej nowej technice wykazaliśmy, że przewodnictwo cieplne bridgmanitu jest około 1,5-razy większe niż się przyjmuje, mówi profesor Murakami. To zaś wskazuje, że przepływ ciepła pomiędzy jądrem a płaszczem jest większy. A większy przepływ ciepła oznacza, że konwekcja w płaszczu zachodzi szybciej i Ziemia szybciej się ochładza. Tektonika płyt może więc w rzeczywistości spowalniać szybciej, niż się obecnie przyjmuje.
      Grupa Murakami wykazała jednocześnie, że szybsze wychładzanie się płaszcza zmieni fazy minerałów na granicy jądra i płaszcza. Schładzający się bridgmanit zmieni się w minerał, który będzie jeszcze efektywniej przewodził ciepło, zatem stygnięcie Ziemi jeszcze bardziej przyspieszy.
      Wyniki naszych badań rzucają nowe światło na ewolucję dynamiki Ziemi. Wskazują, że Ziemia, podobnie jak Merkury czy Mars, schładza się szybciej i stanie się szybciej nieaktywna, wyjaśnia Murakami.
      Trudno jednak powiedzieć, ile czasu minie zanim ruchy konwekcyjne w płaszczu ustaną. Wciąż wiemy zbyt mało, by określić, kiedy do tego dojdzie, przyznają naukowcy. Żeby się tego dowiedzieć, uczeni muszą najpierw lepiej rozpoznać w czasie i przestrzeni procesy konwekcyjne w płaszczu. Ponadto muszą wiedzieć, jak rozpad pierwiastków radioaktywnych we wnętrzu Ziemi, który jest jednym z głównych źródeł ciepła, wpływa na dynamikę procesów płaszcza.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Jesień to idealny czas, aby odkryć swoje fotograficzne rzemiosło. To także świetna okazja dla początkujących fotografów, by spróbować swoich sił – złocista pora roku jest tą najbardziej wybaczającą, pozwalając na uzyskanie emocjonalnych ujęć i dając szerokie pole do eksperymentów. Jak zatem robić ciekawe zdjęcia w jesień?
       
      Czym jest jesień dla fotografa? Pierwsze, co przychodzi na myśl z jesienią w głowach wielu osób, to piękne morze kolorowych liści i niezwykłe piękno wieczornego światła. To też zmienna pogoda, która pozwala przekazać całe spektrum nastrojów, od lekkiej radości po dramatyczne, niemal tragiczne kompozycje.
      Jesień dla fotografa jest zatem podzielona na kilka stanów. W prawie każdej miejscowości jest to zbiór tych samych stanów o różnym natężeniu proporcji. Mowa o:
      •    Słonecznej, bezchmurnej pogodzie, zalanej jasnymi kolorami liści
      •    Mgłą zakrywającą wszystko dookoła
      •    Silną lub utrzymującą się mżawką
      •    Wiatrem rozwiewającym chmury po niebie
      Wszystkie te stany mają swój własny smak. Dla początkujących łatwy do sfotografowania stan jesienny to okres słoneczny. Dla doświadczonych z kolei to pole do prawdziwego popisu. Fotografowanie krajobrazów za pomocą szerokokątnego obiektywu podkreśli dramatyzm nieba.
       
      Wskazówki dotyczące fotografii jesiennej Żadna pogoda nie jest przeszkodą
      Jesienią możesz robić dobre zdjęcia przy prawie każdej pogodzie. Często się zmienia, otwierając możliwość fotografowania w różnych stylach i lokalizacjach, uzyskując na zdjęciach szeroki wachlarz nastrojów. Wskazane jest wcześniejsze określenie miejsc, które chcesz sfotografować i zastanowienie się, przy jakiej pogodzie będą dobrze wyglądać.
      Znalezienie lokalizacji do sfotografowania
      Pytanie, które pojawia się u profesjonalnych fotografów, jak i domorosłych amatorów. Wychodzimy na ulicę – i wydaje się, że nie ma nic szczególnie pięknego w okolicy. Dlatego dobrze jest mieć w głowie listę miejsc, do których możesz się udać i które mogą wyglądać dobrze przy obecnej pogodzie.
      Jesień to zmiana natury i warto ją przede wszystkim sfotografować. Jesienna sesja ślubna w otoczeniu parków, skwerów, zalewów, rzek, lasów, góry czy złocistych łanów – to wszystko jest wyjątkowe.
      Czas – kiedy iść na zdjęcia?
      Przy każdej porze roku złota zasada fotografów dotycząca najlepszego czasu na zdjęcia jest prawdziwa – złota i błękitna godzina. Zdecydowanie warto wyjść o wschodzie i zachodzie słońca. A jesienią trwają one dłużej ze względu na niższą trajektorię słońca. Jest to tylko nasza korzyść.
      Łatwiej jest robić zdjęcia w świetle dziennym – światło staje się mniej ostre niż w innych porach roku, a ciekawe ujęcia można wykonywać w świetle otoczenia. Kontrastujące z resztą otoczenia jesienne chmury, z których przedostają się pojedyncze promienie słoneczne to także atut, dodający dramaturgii całej kompozycji.
       
      Jakich technik kompozycyjnych i technicznych warto używać? Ustaliliśmy, gdzie i kiedy strzelać. Teraz zastanówmy się, jak strzelać. Poniżej o kilku technikach, z których warto korzystać w jesień i nie tylko.
      •    Izolowanie obiektów – fotografując teleobiektywem o długiej ogniskowej (85-100 mm i więcej) z otwartą przysłoną. Tło powinno być jednorodne, aby widz natychmiast określił, gdzie znajduje się główny obiekt. Dlatego konieczne jest, aby w bokeh nie było „owsianki”, w przeciwnym razie wszystko się zepsuje;
      •    Strzelanie z niskiego punktu – wiele osób jest przyzwyczajonych do robienia zdjęć prosto z poziomu oczu, rzadko przesuwając aparat do tej pozycji. Jesienna sesja ślubna lub rodzinne zdjęcie może wyglądać naprawdę magicznie z tej perspektywy. Użyj szerokiej przysłony i ustaw ostrość poza krawędź kadru, aby uzyskać pierwszy plan;
      •    Robienie zdjęć z wysokiego punktu obserwacyjnego – dotyczy to zwłaszcza obszarów górskich i pagórkowatych. Świetnie prezentują się drzewa na różnych wysokościach lub wielobarwne korony drzew z wysokości;
      •    Zwrócenie uwagi na kontrastujące zlokalizowane obszary światła – świetnie, jeśli ciekawy obiekt, oświetlony jest promieniem słońca i otaczającym go cieniem. Kontrast tego typu często dobrze wygląda i jest miły dla oka;
      •    Ramka – przede wszystkim, mówiąc o kadrowaniu ujęć jesiennego krajobrazu, używaj gałęzi, liści i pni drzew;
      Warto połączyć ww. techniki. Eksperymentowanie jest ważną częścią jesiennych sesji zdjęciowych w przepięknym, złocisto-czerwonym krajobrazie.
       
      Jaki sprzęt zabrać ze sobą? Bez wątpienia wystarczy najprostszy aparat z uniwersalnym obiektywem, niestety zaowocuje on niemożnością stosowania niektórych rozwiązań technicznych. Obiektywy najlepiej dopasowane do jesieni to szerokokątne, czy teleobiektywy.
      Teleobiektywy są jednak ciekawszą opcją. Powodem jest to, że jesienią jest wiele małych obiektów, które chcesz powiększyć. Rozmycie tła jest łatwiejsze dzięki teleobiektywowi. Jeśli zbliżenia to Twoja nisza, najlepiej wybrać teleobiektyw. Jeśli lubisz piękne otwarte przestrzenie lub miejski krajobraz – lepiej poszukać opcji szerokokątnych.
      Dobrym pomysłem będzie zaopatrzyć się także w statyw, jeśli mowa o strzelaniu w wietrznych warunkach. Warto stosować także zdalne wyzwalanie migawki. Gdy fotografujemy z kolei pod światło, użycie osłony przeciwsłonecznej jest dobrym pomysłem. Filtr polaryzacyjny to także ciekawa nowinka. Szczególnie przydatna podczas fotografowania wody.
       
      Droga do dobrego jesiennego zdjęcia Jeśli jesień to twoje ogniwo i masz ochotę ją sfotografować – zabierz się za to bez wahania. Wymyśl plan działania i zobacz, jak to zrobić, aby jak najlepiej przekazać to, co widzialne. Eksperymentowanie, odpowiedni dobór rozwiązań kompozycyjnych, sprzętu i miejsca (a także pogody) zaowocuje miłą jesienną sesją zdjęciową, która zachwyci Cię i wszystkich wokół.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Big Bear Solar Observatory, Instituto de Astrofísica de Canarias oraz New York University poinformowali, że Ziemia pociemniała w wyniku zmian klimatycznych. Główną zaś przyczyną zmniejszonego współczynnika odbicia naszej planety są ogrzewające się oceany. Na potrzeby swoich badań uczeni wykorzystali dane z 20 lat (1998–2017) pomiarów światła popielatego oraz pomiary satelitarne. Okazało się, że w tym czasie doszło do znacznego spadku albedo – stosunku światła padającego do odbitego – Ziemi.
      Światło popielate to światło odbite od Ziemi, które pada na nieoświetloną przez Słońce powierzchnię Srebrnego Globu. Możemy z łatwością zaobserwować je w czasie, gdy Księżyc widoczny jest jako cienki sierp o zmierzchu lub świcie. Widzimy wtedy słabą poświatę na pozostałej części jego tarczy. To właśnie światło popielate, odbite od naszej planety światło słoneczne, które dotarł do Księżyca.
      Obecnie, jak czytamy na łamach pisma Geophysical Research Letters wydawanego przez American Geophysical Union, Ziemia odbija o około 0,5 W na m2 mniej światła niż przed 20 laty, a do największego spadku doszło na przestrzeni 3 ostatnich lat badanego okresu. Taka wartość oznacza, że współczynnik odbicia naszej planety zmniejszył się o około 0,5%. Ziemia odbija około 30% padającego na nią światła słonecznego.
      Taki spadek albedo był dla nas zaskoczeniem, gdyż przez wcześniejszych 17 lat utrzymywało się ono na niemal stałym poziomie, mówi Philip Goode z Big Bear Solar Observatory.
      Na albedo planety wpływają dwa czynniki, jasność jej gwiazdy oraz współczynnik odbicia samej planety. Badania wykazały zaś, że obserwowane zmiany albedo Ziemi nie są skorelowane ze zmianami jasności Słońca, a to oznacza, że przyczyna zmian albedo znajduje się na samej Ziemi.
      Jak wykazały dalsze analizy, satelity pracujące w ramach projektu Clouds and the Earth’s Radiant Energy System (CERES) zarejestrowały spadek pokrywy nisko położonych jasnych chmur tworzących się nad wschodnią częścią Pacyfiku. Do spadku tego doszło u zachodnich wybrzeży obu Ameryk. Z innych zaś badań wiemy, że w tamtym regionie szybko rośnie temperatura wód powierzchniowych oceanu, a zjawisko to spowodowane jest zmianami w dekadowej oscylacji pacyficznej (PDO). Zaś zmiany te są najprawdopodobniej wywołane globalnym ociepleniem.
      Zmniejszenie współczynnika odbicia oznacza również, że w całym ziemskim systemie zostaje uwięzione więcej energii słonecznej niż wcześniej. To może dodatkowo napędzać globalne ocieplenie.
      Specjaliści zauważają, że to niepokojące zjawisko. Jakiś czas temu naukowcy meli nadzieję, że globalne ocieplenie doprowadzi do pojawienia się większej ilości chmur i zwiększenia albedo Ziemi, co złagodzi wpływ człowieka na klimat i go ustabilizuje. Tymczasem okazało się, że chmur tworzy się mniej, przez co albedo spada.

      « powrót do artykułu
  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...