Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Facebook jest podejrzewany o przyczynienie się do... wzrostu liczby zachorowań na syfilis w niektórych regionach Wielkiej Brytanii. O korelacji takiej poinformował profesor Peter Kelly, odpowiedzialny za wydział zdrowia publicznego w Teesside.

Kelly wraz z zespołem zauważyli, że w Sunderland, Durham i Teesside, rejonach gdzie Facebook jest najbardziej popularny w całej Wielkiej Brytanii, liczba zachorowań na syfilis wzrosła aż czterokrotnie. Szczególnie często chorują młode kobiety.

Syfilis to groźna choroba. Każdy, kto angażuje się w seks bez zabezpieczeń z przypadkowymi osobami, jest bardzo narażony - mówi Kelly. Dodaje przy tym, że wielu z chorych poznało przypadkowych partnerów seksualnych właśnie za pośrednictwem wspomnianego serwisu społecznościowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówienie o tym że jakiś portal społecznościowy eskaluje zepsucie społeczne, zwiększa zachorowalność na jakąś chorobę weneryczną, ect. nie jest w porządku. To ludzie wnoszą wszystko weń to, co tworzy tenże portal. Powiedziałbym że portal ujawnił tylko, nie tyle mentalność kierującą w/w ludźmi, ale brak ich edukacji seksualnej i rozsądku.

 

Tak samo powiedziałbym o polskich portalach społecznościowych, one nie psują społeczeństwa, ale zepsute elementy ujawniają się na światło dzienne. W pewien sposób jest to pozytywne. Ale też nie konieczne, bo ujawniając się, dajesz innym przykład.

 

Wszystko powyżej jest moją polemiką, i nie musi mieć pokrycia z poglądami (przypuszczeniami) innych, jak i pełnego pokrycia w rzeczywistości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro ludzie byli ci sami i tacy sami, a skala zjawiska pogorszyła się po powstaniu portalu, wówczas oczywistym jest, że istnienie portalu ma udział w tym pogorszeniu. Jak znam życie, gdyby z góry stwierdzono, że to nie portal ponosi winę, a jego użytkownicy, wówczas powstałaby teoria o chronieniu interesów gigakorporacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to jest wina producentów noży, że człowiek ich produktem zabił drugiego? Oczywiście że nie. Przepraszam za tak ekstremalny przykład.

Widzisz, ja osobiście w FB dopatrywałbym się skutku a nie przyczyny.

Po prostu była jakaś potrzeba, czy może mentalność, która została wyzwolona za pomocą architektury którą dał im w/w portal.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A nie sądzisz, że było dokładnie odwrotnie, tzn. że portal powstał w reakcji na ludzką potrzebę? Przykład noży jest nieadekwatny - one nie powstały po to, by ktoś dał upust swojej potrzebie zabijania, tylko do krojenia. Portal społecznościowy powstaje tymczasem po to, żeby każdy mógł wyrazić swoje poglądy, niezależnie od ich treści (a więc w domyśle powstał m.in. po to, by umożliwić ludziom szerzenie zachęty do nieodpowiedzialnej aktywności seksualnej).

 

Poza tym weź pod uwagę, że producent noży nie ma realnego wpływu na sposób, w jaki używany jest jego produkt. W przypadku Facebooka możliwe jest tymczasem kontrolowanie treści, więc jeżeli nikt niczego z nimi nie robi pomimo świadomości zagrożenia, wówczas oznacza to współodpowiedzialność za efekty ich publikowania. Odpowiedzialnośc nie jest oczywiście stuprocentowa, ale nie możesz mówić, że FB nie jest winny temu zjawisku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może zaznaczę by było jasne: nie korzystam z tego portalu i nie wiem jak działa i jak funkcjonuje. Z informacji od osób które korzystają, ich relacji, wiem że jest typowy portal społecznościowy, tyle że o charakterze światowym, a nie lokalnym.

 

Obawiam się, że nawet gdyby portal był cenzurowany z takich treści (tu by wszyscy wrzawę podnieśli o wolność słowa, cenzurę, itd. jak to na przykład widać na działaniach UE) to nie przeszkodziłoby to tym ludziom prywatnie się umawiać na takie spotkania, poprzez prywatne wiadomości (chyba że te też miałyby być inwigilowane.

Można by też usunąć portal, by "zaradzi problemowi, tyle że to by było wbrew wszelkiej wolności, a i tak na jego miejsce powstałby inny (jak nie 10 innych).

Czy masz jakieś pomysły, jak rozwiązać jak rozwiązać ten problem? Może edukacja seksualna, propaganda medialna na rzecz walki z syfilis.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro i tak te osoby byłyby w kontakcie, to dlaczego epidemii syfilisu nie było przed powstaniem Facebooka? Przecież e-maile już istniały, Skype i inne komunikatory też. Najwidoczniej FB uruchomił jakiś mechanizm, który umożliwił ludziom nawiązywanie przypadkowych kontaktów seksualnych i zwiększenie częstotliwości transmisji chorób.

 

 

Jak pokonać problem? Mam dwie odpowiedzi:

 

1. To, że Facebook jest współwinny, nie oznacza jeszcze, że jego użytkownicy mają prawo zasłaniać się tym faktem i odwracać w ten sposób uwagę od własnej głupoty (w tym wariancie zakładam, że FB nie musi ponosić realnej odpowiedzialności)

2. Jako globalna korporacja mogliby choćby rozpocząć kampanię informacyjną na rzecz bezpiecznego seksu. Nie mówię tu o nachalnym moralizowaniu, ale choćby o uświadamianiu ludziom, że syfilis to nie XIX-wieczna choroba niemyjących się wieśniaków, ale problem narastający nawet w bogatych społeczeństwach (ten wariant zakłada z kolei, że istnieje w firmie dobra wola i chęć podjęcia takich działań - moim zdaniem nie powinno to być wymuszane).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jacy ludzie to i taki portal. Młode księżniczki same tam znajdują swojego księcia z utajoną chorobą weneryczną lu z HIV czy czymś innym w pakiecie gratis. Tak amo powiedzieć można, że Internet jest zły i telewizja to i obwinić trzeba też dyskoteki. Przecież przed pójciem do łożka dla partnera, można zrobić mu testy na VD i przy okazji sobie. Na społecznościówkach często siedzi sporo "noł-lajfów", bo taka akurat moda mieć tam konto czy pochwalić się lub podrasować zdjątko fotoszopem. Na to wychodzi, że ludzie przekładają zdrowy rozsądek na przypadkowe kontakty seksualne i ryzykowne. Przecież na portalu nasza-klasa też umawiają sie na seks czy kultywują internetowy podryw netowe 'lovelASSy' bez partnerki na żonę. Wszyscy mają zakodowany w genach rozpłód i do tegą dążą. Zreszta jak sie kogoś syfilisem zaraża to i można dostać na wymiankę jakiś bonus weneryczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Generalnie zgadzam się z Tomkiem. :D. Jeśli nie FB, to znalazło by się cos innego. Jednakowoż jednak musi to mieć jakiś związek. Przykro mi to mówić, ale jednak system mediów i przekaźników medialnych na świecie stal się ostatnio (a może i wcześniej) przyczyna właściwie większości zdarzeń. Owszem rejestruje się dobry wpływ mediów np. na poziom posiadanych informacji i wiedzy, ale przecież tylko ślepiec nie jest w stanie zauważyć rosnącej ilości odchyleń od normy. Wiadomości karmią nas przemocą (bo jakoś rzadko słychać o pozytywnych zdarzeniach - czasem w teleexpresie :D), internet rodzi obsesje, perwersje i coraz większą przemoc.... I nikt nie jest w stanie mi udowodnić, ze to było już wcześniej. Nie mogły istnieć dzieci Tibi bez Tibi, nie było dzieci neo, bez internetu. Odchyły tych ludzi pewnie trwały by dalej w ich wnętrzu w uśpieniu, a tak internet je obudził. Wiec czemu taki portal jak FB nie byłby w stanie obudzić w ludziach chęci niebezpiecznego sexu? O ile w ogóle zdają sobie sprawę z tego, ze to niebezpieczne... Niestety postrzeganie rzeczywistości i poprawne interpretowanie sytuacji życiowych internet tez powoli zabija. Bo niby skąd historie ludzi z WoW-a zabijanych swojego psa (i zdziwieni, ze się nie respi).

Nawet ja, która korzystam z internetu właściwie tylko do zdobywania wiedzy o rzeczach, które mnie interesują, jestem w stanie powiedzieć, ze stałam się bardziej niecierpliwa, bo on-line mam wszystko szybko, a w życiu już niekoniecznie.

Wcale mnie wiec nie dziwi zależność FB kontra syfilis. Jednak nie jest wina portalu, a ludzkiej mentalności, jak napisał Tomek.

Czy to jest wina producentów noży, że człowiek ich produktem zabił drugiego? Oczywiście że nie. Przepraszam za tak ekstremalny przykład.

Widzisz, ja osobiście w FB dopatrywałbym się skutku a nie przyczyny.

Po prostu była jakaś potrzeba, czy może mentalność, która została wyzwolona za pomocą architektury którą dał im w/w portal.

Czyn trzeba pobudzić wiedza, ze cos takiego można zrobić. Przyczyna jest psychika ludzka, a skutkiem w tym przypadku syfilis.

Daj ludziom kamień, a prędzej czy później nim rzuca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jeśli nie FB, to znalazło by się cos innego.
W takim razie skąd tak uderzająca korelacja, na dodatek dająca się logicznie wyjaśnić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W takim razie skąd tak uderzająca korelacja, na dodatek dająca się logicznie wyjaśnić?

 

No dobrze mikroos... Owszem widać korelacje, ale jestem pewna, ze znasz pojecie prawdopodobieństwa (chodzi mi o pojecie matematyczne, czyli samego rachunku). Nie masz pewności, ze drugie badanie wykazało by dokładnie to samo. Rownie dobrze mogły to być zwykły przypadek. Takie badania są porównywalne do wariacji z powtórzeniami.

Nawet zaś jeśli po raz drugi wyszły by dokładnie te same wyniki, to wciąż nie jest to dla mnie dowodem. Mogę w końcu rzucać kostka w nieskończoność i wciąż wypada będzie wypadać mi 6. Za każdym razem mam to samo prawdopodobieństwo wyrzucenia np. 1.

 

Aaa jednak ja niczego nie neguje. FB jest obecnie jednym z największych (o ile nie największym) portalem społecznościowym na świecie. Gdzie jak nie tam podobne zdarzenia mogły by się dziać. Jednak wciąż powtarzam. Gdyby FB nie istniał, to znalazło by się inne miejsce w internecie, które korelowało by np. z rzeżączka...

 

Ps. Trochę przypomina mi to teorie spiskowa :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Owszem widać korelacje, ale jestem pewna, ze znasz pojecie prawdopodobieństwa (chodzi mi o pojecie matematyczne, czyli samego rachunku). Nie masz pewności, ze drugie badanie wykazało by dokładnie to samo.

Wiesz, na fizyce obliczyłem kiedyś, że auto jadące z prędkością 10 m/s ze skrzynią biegów ustawioną na luz jest w stanie wjechać na podjazd o wysokości Mount Everestu... oczywiście raz na n powtórzeń i o ile potraktuje się je jako falę materii. Czytaj: szukanie dziury w całym rzadko jest dobrym pomysłem na uprawianie nauki.

 

Nawet zaś jeśli po raz drugi wyszły by dokładnie te same wyniki, to wciąż nie jest to dla mnie dowodem.

A jak fakty będą mówiły inaczej, to tym gorzej dla faktów!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W lutym Facebook zaczął usuwać posty, w których twierdzono, że koronawirus SARS-CoV-2 jest dziełem człowieka. Działanie takie było częścią kampanii mającej na celu usuwanie fałszywych stwierdzeń na temat COVID-19 i szczepionek. Posty automatycznie usuwano, a użytkownik, który wielokrotnie takie treści publikował, narażał się na blokadę konta. Teraz Facebook znosi zakaz i pozwala na publikowanie informacji o tym, że SARS-CoV-2 został stworzony przez ludzi.
      W świetle toczącego się śledztwa dotyczącego pochodzenia COVID-19 oraz po konsultacjach z ekspertami ds. zdrowia publicznego, zdecydowaliśmy, że nie będziemy więcej blokowali twierdzeń, jakoby COVID-19 był dziełem człowieka. Będziemy nadal współpracować z ekspertami by dotrzymywać kroku zmieniającej się naturze pandemii i aktualizować naszą politykę w miarę, jak pojawiają się nowe fakty i trendy, oświadczyli przedstawiciele Facebooka.
      Do zmiany polityki Facebooka doszło po tym, jak The Wall Street Journal poinformował, że amerykańskie służby specjalne zdobyły wskazówki sugerujące, iż wirus mógł wydostać się z laboratorium. Zdaniem służb, w listopadzie 2019 roku trzech pracowników Instytutu Wirologii w Wuhan trafiło do szpitala z objawami podobnymi do grypy.
      Facebook z jednej strony poluzował algorytmy ograniczające wolność wypowiedzi, z drugiej zaś strony, tego samego dnia, zaczął ostrzej traktować użytkowników, którzy regularnie rozpowszechniają fałszywe informacje.
      Zgodnie z nowymi zasadami, jeśli posty jakiegoś użytkownika zostaną wielokrotnie oznaczone jako fałszywe, Facebook usunie wszystkie jego posty, nawet te, które jako fałszywe nie były oznaczone. Ponadto użytkownicy, którzy mają w ulubionych profile rozpowszechniające fałszywe informacje, będą przed tymi profilami ostrzegani za pomocą wyskakujących okienek.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sąd Federalny dla Północnego Okręgu Kalifornii zatwierdził ugodę, w ramach której Facebook ma wypłacić użytkownikom 650 milionów dolarów odszkodowania za to, że bez wyraźnej zgody poddał ich zdjęcia obróbce za pomocą technologii rozpoznawania twarzy. W ramach ugody trzej powodzi otrzymają po 5000 USD, a niemal 1,6 miliona innych użytkowników może odebrać od Facebooka po co najmniej 345 dolarów.
      Sprawa rozpoczęła się w 2015 roku, gdy trzech mieszkańców Illinois złożyło proces zbiorowy przeciwko serwisowi społecznościowemu. Oskarżyli oni Facebooka, że złamał prawo stanu Illinois poprzez stworzenie mechanizmu oznaczania użytkowników, który wykorzystywał skanowanie zdjęć twarzy bez wyraźnego zezwolenia zainteresowanych osób. Stanowy Biometric Information Privacy Act pozwala obywatelom na pozwanie firmy, która bez ich zgody zbiera dane biometryczne.
      Mechanizm oznaczania zdjęć Facebooka pozwala użytkownikom na oznaczanie ich znajomych, a narzędzie Tag Sugestions wskazuje, kim może być oznaczana osoba.
      Gdy pozew trafił do sądu, prawnicy Facebooka utrzymywali, że jest on bezpodstawny i zapowiadali obronę. W 2019 roku Facebook zmienił działanie swojego mechanizmu tak, że jest on dobrowolny.
      Praktyką amerykańskich sądów jest dążenie do zawierania przedsądowych ugód w tego typu sprawach. Sędzia James Donato właśnie zatwierdził ugodę. W sądowych dokumentach czytamy, że jest to jedna z największych ugód dotyczących kwestii naruszenia prywatności,a każdy zainteresowany przystąpieniem do sporu otrzyma co najmniej 345 dolarów odszkodowania.
      To nie jedyne problemy Facebooka związane z ochroną prywatności. Przed dwoma tygodniami rozpoczęto też pozew zbiorowy w Londynie. Jest on związany ze skandalem wokół Cambridge Analityca. Pozew złożył dziennikarz Peter Jukes, który oskarża Facebooka, że dał aplikacji firmy trzeciej dostęp do danych milionów użytkowników. Dane te zostały później wykorzystane przez Cambridge Analytica.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google zagroził zbanowaniem całej Australii, a Facebook zapowiada, że usunie ze swojego news feeda treści z australijskich mediów. Wszystko dlatego, że parlament Australii toczy debatę na temat ustawy, zgodnie z którą firmy takie jak Google i Facebook zostałyby zobowiązane do zapłaty autorom za treści, które wykorzystują. Ustawa przewiduje, że jeśli strony nie doszłyby do porozumienia ws. stawek, koncerny internetowe musiałyby płacić stawki określone w ustawie.
      Dyrektor Google Australia, Mel Silva, poinformowała, że ustawa taka stanowiłaby „niebezpieczny precedens”, a sama firma przedstawiła rządowi ultimatum, w którym grozi, że przestanie świadczyć swoje usługi na terenie Australii.
      Prawo do nieograniczonego linkowania pomiędzy witrynami to podstawa działania wyszukiwarki, jeśli nowe przepisy weszłyby w życie działanie wyszukiwarki byłoby związane z olbrzymim ryzykiem finansowym i operacyjnym i nie mielibyśmy innego wyjścia, niż zaprzestanie oferowania usług Google Search na terenie Australii, stwierdziła Silva podczas przesłuchań przed Senatem. Dodała przy tym, że firma jest skłonna do płacenia mediom za tworzone przez nich treści i podała przykład około 450 tego typu umów, jakie Google podpisało z firmami na całym świecie.
      Premier Australii Scott Morrison oświadczył, ze jego rząd nie będzie reagował na groźby. Niech wszystko będzie jasne. To Australia określa, co można robić na terenie Australii. Takie decyzje są podejmowane przez nasz parlament i przez nasz rząd. Tak to działa w Australii. Ci, którzy się z tym zgadzają, są przez nas chętnie widziani.
      Najlepszym dowodem na to, że sprawy zaszły za daleko jest fakt, że prywatna firma, korzystając ze swojej monopolistycznej decyzji, próbuje zastraszać suwerenne państwo, mówi Chris Cooper, dyrektor organizacji Reset Australia, która stara się o uregulowanie działalności koncernów technologicznych.
      Z kolei przedstawiciele australijskiego Facebooka stwierdzili, że jeśli nowe przepisy zostaną uchwalone, to nie tylko media, ale również zwykli Australijczycy nie będą mogli umieszczać w news feedzie odnośników do australijskich mediów. Josh Machin, dyrektor ds. polityki w Facebook Australia powiedział podczas przesłuchania przed parlamentem, że w feedzie przeciętnego użytkownika informacje z mediów stanowią jedynie 5% treści i Facebook nie odnosi z nich zbyt dużych korzyści finansowych.
      Słowa te skomentował Dan Stinton dyrektor australijskiej wersji Guardiana, który stwierdził, że informacje prasowe angażują użytkowników Facebooka, powodują, że ci dłużej w serwisie pozostają, klikają, więc dziwić mogą słowa Machina twierdzącego, że nie przynosi to serwisowi korzyści materialnych.
      Niezależny senator Rex Patrick porównał odpowiedź Google'a z reakcją Chin, które zagroziły Australii wojną handlową, gdyby australijskie władze prowadziły śledztwo ws. wybuchu pandemii COVID-19. Wy nie usiłujecie chronić praw użytkowników do wyszukiwania. Wy usiłujecie chronić swoje konto bankowe, stwierdził Patrick.
      Przeciwnicy narzucenia regulacji twierdzą, że bronią wolnego internetu. Jednak Dan Stinton zwraca uwagę, że wolny internet, o którym mówią, przestał istnieć wiele lat temu i obecnie jest zdominowany przez kilka wielkich amerykańskich korporacji. Sinton dodaje, że z Facebooka korzysta 17 milionów Australijczyków, a z Google'a – 19 milionów. O tym, co Australijczycy robią w internecie decydują algorytmy tych firm, stwierdza Stinton. Smaczku całemu sporowi dodaje fakt, że przedstawiciele Google'a przyznali, iż w ramach eksperymentu celowo ukrywali w wyszukiwarce pewne treści. Zapewnili jednak, że to nie problem, gdyż były one ukrywane przed 1% australijskiej populacji.
      Nowa ustawa trafiła do parlamentu po 18-miesięcznym przeglądzie dokonanym przez Australijską Komisję ds. Konkurencji i Konsumentów. Urząd stwierdził, że monopolistyczna pozycja gigantów IT, jaką ci mają w stosunku do mediów, jest groźna dla demokracji.
      W spór włączył się rząd USA. Jego przedstawiciele wyrazili zaniepokojenie próbą regulowania na drodze ustawowej pozycji graczy rynkowych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Facebook ostrzega, że może wycofać się z Europy, jeśli irlandzki komisarz ds. ochrony danych osobowych wymusi na portalu zakaz przesyłania danych do USA. Obawy Facebooka związane są z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który w lipcu orzekł, że firmy takie jak Facebook robią zbyt mało, by uniemożliwić amerykańskim służbom specjalnym uzyskanie dostępu do danych użytkowników
      Co prawda wyrok nie oznacza, że przedsiębiorstwa mają natychmiast zaprzestać przekazywania danych do USA, jednak wymaga, by odpowiednie władze w krajach członkowskich UE upewniły się, iż dane takie podlegają ochronie zgodnie z RODO.
      Sprawa sięga swoim początkiem października 2014 roku. Wtedy to austriacki prawnik i aktywista Max Schrems zwrócił się do sądu. Argumentował, że rewelacje ujawnione przez Wikileaks pokazują, iż prywatność Europejczyków nie jest odpowiednio chroniona, jeśli ich dane trafią na serwery do USA, gdyż amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa prowadzi inwigilację na szeroką skalę, a amerykański system prawny chroni tylko prawa obywateli USA.
      Po wyroku sądu Schrems stwierdził, że teraz odpowiednie instytucje unijnych krajów nie mogą już odwracać wzroku i muszą podjąć działania. Jasnym jest teraz, że USA będą musiały zmienić swoje przepisy dotyczące inwigilacji, jeśli amerykańskie firmy mają odgrywać rolę na rynku UE, stwierdził.
      Teraz w złożonych przed sądem w Dublinie dokumentach Facebook ostrzega, że jeśli irlandzkie władze wymuszą obowiązywanie wyroku sądu, to Facebook nie będzie mógł działać. Jeśli nie będziemy mogli w ogóle transferować danych do USA, nie wiemy, w jaki sposób będziemy mogli w UE świadczyć usługi serwisów Facebook i Instagram, mówi główna prawnik koncernu, Yvonne Cunnane.
      Złożone przez nas dokumenty to prosty opis rzeczywistości. Działalność Facebooka, podobnie jak wielu przedsiębiorstw, organizacji i usług, zależy od możliwości transferu danych pomiędzy USA a Unią Europejską. Brak bezpiecznej i legalnej możliwości wymiany danych zaszkodzi gospodarce i spowolni odbudowę firm wychodzących z pandemii COVID-19.
      Schrams już w 2011 roku zaczął wysyłać skargi do irlandzkiego komisarza ds. ochrony danych osobowych. Gdy dwa lata później serwis Wikileaks ujawnił, że NSA na wielką skalę inwigiluje użytkowników różnych serwisów internetowych, skargi Schramsa nabrały dodatkowej wagi. Już w 2015 roku odpowiednie sądy orzekły, że w obliczu działań NSA umowy pomiędzy USA a UE pozwalające na transfer danych są wadliwe. Unia Europejska podpisała z USA kolejną umowę, jednak ta w lipcu bieżącego roku również została uznana za wadliwą.
      Niedawno irlandzki komisarz ds. ochrony danych osobowych wszczął odpowiednie działania. Przygotował wstępny wniosek zakazujący Facebookowi transferu danych za granicę. Teraz Facebook ostrzega, że może to poważnie zakłócić działania wielu firm. Nick Clegg, były wicepremier Wielkiej Brytanii, który obecnie jest wiceprezesem Facebooka ds. globalnej komunikacji stwierdził, że wymuszenie postulowanych rozwiązań, w najgorszym scenariuszu będzie oznaczało, że mały startup z Niemiec nie będzie mógł korzystać z amerykańskiego dostawcy chmury obliczeniowej, hiszpańska firma programistyczna nie będzie w stanie zatrudniać ludzi w różnych strefach czasowych, a francuski sprzedawca nie będzie mógł zbudować call center w Maroku.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Masowe groby to znaki rozpoznawcze wielu epidemii, które przeszły przez Europę w średniowieczu. Większość tych grobów odnajdowana jest przypadkiem, gdyż informacje na ich temat giną w mrokach historii. Na jeden z takich masowych pochówków natrafiono podczas prac budowlanych w Wilnie. Analiza genetyczna wykazała, że co najmniej jedna z osób byłą zarażona krętkiem bladym, co ma istotne znacznie dla zrozumienia historii syfilisu w Europie.
      Jak wyjaśnia profesor medycyny Rimantas Jankauskas z Uniwersytetu w Wilnie kontekst pochówku, wraz z jego umiejscowieniem poza granicami średniowiecznego miasta, wskazywała na epidemię dżumy lub jakiejś innej choroby. Uczeni, chcąc zyskać pewność, postanowili przeprowadzić analizy DNA.
      Litwini poprosili o pomoc Kristena Bosa, szefa wydziału Paleopatologii Molekularnej z Instytutu Historii Człowieka im. Maxa Plancka w Jenie. Niemcy specjalizują się w tego typu pracach na potrzeby badań archeologicznych. Naukowcy podejrzewali dżumę i szybko się to potwierdziło. DNA Yersinia pestis zostało zidentyfikowane w zębach wielu z pochowanych. Byłam zadowolona, gdy zidentyfikowałam ich jako ofiary dżumy, mówi doktorantka Karen Giffin, która prowadziła analizy. Chcieliśmy jednak sprawdzić, czy nowe techniki molekularnego wykrywania patogenów, nad którymi obecnie pracujemy, pozwolą nam powiedzieć coś więcej o stanie zdrowia tej populacji.
      Jak wyjaśniają eksperci, zwykle gdy szuka się patogenów w materiale archeologicznym, przyjmuje się założenie co do tego, jakiego konkretne patogenu poszukujemy. Tym razem zastosowaliśmy nową metodę skriningu bez przyjmowania założeń co do tego, czego powinniśmy się spodziewać, mówi Alexander Herbig, stojący na czele grupy Computational Pathogenomics.
      Nowa metoda dała niespodziewany wynik. U jednej z ofiar, młodej kobiety, uzyskano słaby sygnał świadczący o obecności patogenu z rodzaju Treponema, powiązanego ze współczesnym syfilisem. Było to zaskakujące odkrycie, gdyż bardzo rzadko ślady tego patogenu zachowują się w tak starych kościach. A trzeba wiedzieć, że pochówek pochodził z XV wieku. I właśnie ze względu na jego wiek odkrycie z Wilna może rzucić nowe światło na pochodzenie syfilisu.
      Przyjmuje się, że choroby z rodziny syfilisu (kiły) od dawna trapią ludzkość. Są one powodowane przez bakterie z rodzaju Treponema. Sama kiła powodowana jest przez Treponema pallidum pallidum. Jednak nie ma zgody co do ich historii w Europie. Większość naukowców zgadza się z opinią, że pierwsza epidemia syfilisu w Europie jest powiązana z oblężeniem Neapolu przez wojska Karola VIII. Wydarzenie to miało miejsce w 1495 roku. Epidemia wybuchła wśród piechoty Karola i szybko rozprzestrzeniła się po całej Europie. Jako, że oblężenie to miało miejsce niedługo po odkryciu Ameryki, większość naukowców uważa, że syfilis pojawił się w Nowym Świecie i stamtąd został przywieziony do Europy.
      Jednak coraz większą rzesze zwolenników zdobywa nowa teoria. Pojawiają się badania, których autorzy twierdzą, że na kościach osób zmarłych w Europie przed rokiem 1493 widać ślady syfilisu. Odkrycie z Wilna wydaje się wspierać alternatywną teorię dotyczącą przedostania się syfilisu do Europy.
      Niemieccy badacze zrekonstruowali genom patogenu z Wilna i stwierdzili, że jest on najbardziej podobny do współczesnej malinicy. To choroba zakaźna, zaliczana do krętkownic endemicznych (krętkownic niewenerycznych), powodowana przez krętka bladego Treponema pallidum pertenue. Choroba występuje w okolicach okołorównikowych. Znalezienie jej w północnej Europie w połowie XV wieku było czymś niespodziewanym, przyznaje Giffin. Jako, że malinica atakuje zarówno ludzi jak i nieczłowiekowate, uważa się, że to bardzo stara choroba, która pojawiła się wśród naszego gatunku jeszcze przed plejstocenem.
      To jednak nie koniec niespodzianek. Ku naszemu zdumieniu, zrekonstruowany przez nas genom malinicy w niewielkim tylko stopniu różnił się od wspólnego przodka wszystkich odmian malinicy atakujących ludzi i nieczłowiekowate. Biorąc pod uwagę wiek naszego szkieletu, wydaje się, że wszystkie znane dzisiaj odmiany malinicy pojawiły się około 1000 lat temu, mówi Bos.
      To ma ważne implikacje dla historii chorób krętkowych w Europie. Możemy teraz potwierdzić, że malinica krążyła w średniowiecznej Europie, a biorąc pod uwagę jej podobieństwo do syfilisu możliwe jest, że miała ona swój udział w słynnych XV- i XVI-wiecznych epidemiach, które przypisujemy wyłącznie syfilisowi, dodaje uczony.
      Niewykluczone zatem, że malinica po raz pierwszy pojawiła się u ludzi lub innych naczelnych w Zachodniej Afryce przed około 1000 lat i w połowie XV wieku trafiła do Europy. W tym bowiem czasie zwiększa się zarówno obecność Europejczyków w tym regionie świata, jak i dochodzi do intensyfikacji handlu niewolnikami, więc do Europy trafia coraz więcej mieszkańców Afryki. Oba te zjawiska mogły spowodować pojawienie się w Europie nowej niezwykle zakaźnej choroby, której objawy łatwo pomylić z syfilisem.
      Wciąż nie znamy początków syfilisu w Europie. Jednak widzimy teraz, że ekologia chorób średniowiecznej Europy jest bardziej złożona niż sądziliśmy, mówi Bos.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...