Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Konkretniej, bo może nie wyraziłem się zrozumiale. Przykład:

 

co do uwag dotyczących raportu. Bardzo możliwe. Ale... czy to usprawiedliwia okradanie ludzi z ich pracy?

 

Pierwsze, co się ciśnie na usta, wraz z przekleństwem: a gdzie ja napisałem, że usprawiedliwia? Właśnie pisząc w ten sposób niejako imputujesz mi usprawiedliwianie „okradania”. To tak prastara technika manipulacji, że nawet nie robiąc tego w złej woli – bo bynajmniej bym cię o to nie posądzał – powinieneś sobie zdawać z tego sprawę. Chyba nie tylko ja odebrałem twoją argumentację w ten sposób.

 

Zapewne robisz to nieświadomie, ale to naprawdę jest fe. Kiedyś chyba już ci napisałem, że w tym temacie reagujesz nieadekwatnie, jakbyś miał straszny uraz, który ci w takich momentach wyłazi z podświadomości. Jakby ci jakiś pirat zrobił nie wiadomo co.

 

Co zaś do raportu: jest równie wiarygodny, jak badania Microsoftu, że Windows jest bezpieczniejszy od Linuksa. Nie wiem, czemu akurat jemu jesteś skłonny dać wiarę bardziej, niż badaniom przeprowadzonym przez naukowców?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oceny wiarygodności raportu nie podejmę się z tej prostej przyczyny, że nie znam jego szczegółów, nie znam metodologii i nie jestem specjalistą od metodologii. Pozostaje mi więc wierzyć w to, co napisali jego twórcy, bo nie mam NAJMNIEJSZYCH podstaw, by przeczyć zawartym w nim danym.

http://en.wikipedia.org/wiki/Hollywood_accounting

daje więccej niż najmniejsze podstawy do wątpliwości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@WhizzKid, Jurgi: nie widziałem żadnych badań naukowców. Chętnie zobaczę.

 

Kurcze, nie mogę tego znaleźć :\ Ale co mnie zaciekawiło: pamiętam, że czytałem co najmniej kilka newsów na temat pozytywnego wpływu piractwa. Co ciekawe, Google nie zwraca wyników dla tej frazy w żadnym z języków, które... Ciekawe...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oceny wiarygodności raportu nie podejmę się z tej prostej przyczyny, że nie znam jego szczegółów, nie znam metodologii i nie jestem specjalistą od metodologii. Pozostaje mi więc wierzyć w to, co napisali jego twórcy, bo nie mam NAJMNIEJSZYCH podstaw, by przeczyć zawartym w nim danym.

 

Sam fakt, że raport powstał na zlecenie osób które są zainteresowane taką a nie inną jego treścią powoduje że mamy BARDZO POWAŻNE OBAWY co do jego wiarygodności.

 

Weź na przykład ostatni przykład epidemii świńskiej grypy, która niczym się nie różni od sezonówki, WHO biło na alarm, niezależne instytuty publikowały alarmistyczne reporty. Pandemii jak nie było tak nie ma, a wyszło po drodze na jaw że wielu członków pracuje w instytutach należących do firm farmaceutycznych, albo pracują dla nich bezpośrednio jako konsultanci. A te niezależne instytuty utrzymują się z grantów pochodzących od firm farmaceutycznych.

 

Nawet jeżeli nie można tu powiedzieć o jawnej zmowie, czy też przekupstwie, to można z wysokim prawdopodobieństwem powiedzieć o efekcie wdzięczności.

 

Światem rządzi pieniądz, nie uwierzę w żaden raport, póki nie upewnię się pieniądze na jego sporządzenie pochodzą od kogoś kto nie ma interesu w takiej lub innej jego treści.

 

A co do Google, to wystarczy wrzucić zapytanie i zobaczyć że chyba wszyscy jadą po tym raporcie jak po łysej kobyle, więc chyba coś jest z nim nie tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Udowodnij brak życia wiecznego.

2. Udowodnij przymusową odpłatność za obietnicę życia wiecznego.

 

1. Pożycz pół melona, oddam ci w zaświatach.

2. Mowa była o zarabianiu, a nie o prawie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Światem rządzi pieniądz, nie uwierzę w żaden raport, póki nie upewnię się pieniądze na jego sporządzenie pochodzą od kogoś kto nie ma interesu w takiej lub innej jego treści.

 

A zatem, jak rozumiem, nie wierzysz w żaden raport.

Bo przecież nikt nie wyda pieniędzy na sporządzenie raportu jeśli raport ten nie jest mu do niczego potrzebny. A skoro jest potrzebny, to znaczy, że ma jakiś interes w jego powstaniu. A zatem... wszelkie raporty/opracowania są do wyrzucenia.

Jeśli MS zamawia raport nt. rynku przeglądarek, to jest on a'priori niewiarygodny (ze względów oczywistych)

Jeśli Mozilla zamawia raport o rynku przeglądarek, to jest on a'priori niewiarygodny (ze względów oczywistych)

Jeśli Opera zamawia raport o rynku przeglądarek, to jest on a'priori niewiarygodny (ze względów oczywistych)

Jeśli firma analityczna sama z siebie sporządza raport o rynku przeglądarek, to jest on a'priori niewiarygodny (też ze względów oczywistych - firma sporządza raport po to, by na nim zarobić, a więc ma w tym interes. A zatem możemy podejrzewać, że raport jest zrobiony tak, by się dobrze sprzedawał).

 

O to mniej więcej chodzi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety w takim świecie żyjemy że nie można w nic wierzyć za czym stoją pieniądze  ::D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(...) a'priori (...)

(...) a'priori (...)

(...) a'priori (...)

(...) a'priori (...)

 

Abstrahując od tematu - po kiego grzyba ten apostrof? W łacinie nie było apostrofów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jakoś tak bez sensu go wstawiłem. Łacinę to miałem na tyle dawno, że nawet nie pamiętam, czy mieli tam jakiekolwiek apostrofy. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jeśli firma analityczna sama z siebie sporządza raport o rynku przeglądarek, to jest on a'priori niewiarygodny (też ze względów oczywistych - firma sporządza raport po to, by na nim zarobić, a więc ma w tym interes. A zatem możemy podejrzewać, że raport jest zrobiony tak, by się dobrze sprzedawał).

 

Dobre instytucje analityczne (nawet komercyjne) i instytuty badawcze są (również finansowo) zainteresowane w tym, żeby nie tracić wiarygodności. Więc można mieć do ich raportów zaufanie (oczywiście z pewnym umiarkowaniem, jak zawsze w życiu).

 

Kurcze, nie mogę tego znaleźć :\ Ale co mnie zaciekawiło: pamiętam, że czytałem co najmniej kilka newsów na temat pozytywnego wpływu piractwa. Co ciekawe, Google nie zwraca wyników dla tej frazy w żadnym z języków, które... Ciekawe...

 

Na pewno było na di.com.pl, pamiętam, że czytałem. To były między innymi europejskie badania, chyba holenderskie (jakiś uniwerek). Coś mi się majta w pamięci o jeszcze kanadyjskich, ale mogę się mylić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A zatem, jak rozumiem, nie wierzysz w żaden raport.

 

To jak z prognozami, można wierzyć, albo nie - materia jest na tyle skomplikowana, że trudno określić ile są warte, zazwyczaj to tylko bicie piany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobre instytucje analityczne (nawet komercyjne) i instytuty badawcze są (również finansowo) zainteresowane w tym, żeby nie tracić wiarygodności. Więc można mieć do ich raportów zaufanie (oczywiście z pewnym umiarkowaniem, jak zawsze w życiu).

 

Dokładnie tak samo uważam. Jeśli nawet MS zamówił badania i wyszły one korzystne dla MS, to żadna poważna firma ich nie sfałszowała. Nie zaryzykuje utraty wiarygodności (a zatem i klientów) w imię zarobienia kiludziesięciu/kilkuset tysięcy USD. Mechanizm jest prosty. MS zamawia badania, badania wychodzą dobrze dla MS, MS się nimi chwali. Wychodzą źle dla MS, MS zachowuje ich wyniki dla siebie. Ot, i cała tajemnica manipulacji.

PS. Za MS można sobie podstawić dowolną firmę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[Tutaj podstaw dowolną firmę] może zlecić badania firmie poważnej i niezależnej, albo firmie niepoważnej, która wysnuje pożądane przez zleceniodawcę wnioski, albo instytucji marionetkowej, stworzonej przez siebie. Co nie jest wcale rzadkie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko po co zlecać takiej firmie? Żeby samego siebie oszukać? Czy żeby oszukać innych? Przecież jak pokażesz niezwykle dla swojej firmy analizy, wykonane przez jakąś firmę-krzak, to nikogo tym nie oszukasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko po co zlecać takiej firmie? Żeby samego siebie oszukać? Czy żeby oszukać innych? Przecież jak pokażesz niezwykle dla swojej firmy analizy, wykonane przez jakąś firmę-krzak, to nikogo tym nie oszukasz.

 

Ciebie właśnie oszukali... :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niemal codzienne przykłady dowodzą, że oszukać i wkręcić media i polityków jest dziecinnie łatwo. A to aż nadto do osiągnięcia zamierzonych celów (wymuszenia korzystnych dla siebie zmian w prawie, efektu marketingowego – bo przecież ciemny lud jednak większość kupi - itd).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      MPAA, amerykańskie stowarzyszenie przemysłu filmowego, które w głównej mierze przyczyniło się do zamknięcia Megaupload, wzięło na celownik kolejny serwis. Do sądu okręgowego na Florydzie trafił wniosek o wydanie nakazu zamknięcia Hotfile. Działa on na podobnych zasadach jak Megaupload, a MPAA twierdzi, że ponad 90% przechowywanych tam materiałów stanowią treści chronione prawami autorskimi. Co ciekawe, to niepierwsze starcie Hotfile z przemysłem filmowym. W ubiegłym roku serwis zapowiedział, że pozwie do sądu firmę Warner Bros., gdyż miała ona naruszyć zasady korzystania z narzędzi antypirackich Hotfile doprowadzając do usunięcia z serwisu treści, do których nie posiadała praw.
      MPAA od lat prowadzi działania mające nakłonić władze i prawodawców, że serwisy umożliwiające hostowanie i współdzielenie plików powinny być zamykane. Teraz, niewątpliwie zachęcona skutecznym zamknięciem Megaupload, organizacja postanowiła udać się do sądu. MPAA twierdzi, że Hotfile celowo zachęca użytkowników do nielegalnego dzielenia się chronionymi prawem treściami oraz im w tym pomaga. Prawnicy Hotfile odpowiadają, że zasady działania serwisu są zgodne z  opracowaną przez Bibliotekę Kongresu ustawą DMCA.
      Jeśli jednak MPAA udowodni, że serwis celowo umożliwia łamanie prawa, sąd prawdopodobnie nakaże jego zamknięcie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Megaupload został zamknięty przez władze Nowej Zelandii na wniosek amerykańskich organów ścigania. Kim Dotcom, jego założyciel, poinformował, że wśród użytkowników serwisu znajdowało się wielu urzędników amerykańskiego rządu.
      Prawnicy Megaupload ciężko pracują, by użytkownicy odzyskali dostęp do swoich danych. Prowadzimy negocjacje, by mogli oni odzyskać dane. I wiecie co. Odkryliśmy, że wielu użytkowników Megaupload to amerykańscy urzędnicy rządowi, wśród nich pracownicy Departamentu Sprawiedliwości i Senatu - powiedział Dotcom.
      Za użytkownikami Megaupload wstawiła się też organizacja Electronic Frontier Foundation, która prowadzi stronę MegaRetrieval w odzyskaniu dostępu do danych.
      Megaupload pozwalał użytkownikom na przechowywanie na swoich serwerach ich własnych plików. Oczywiście znaczną część stanowiły pliki naruszające prawa autorskie, jednak nie wszyscy użytkownicy łamali prawo.
      Po aresztowaniu Dotcoma i zamknięciu serwisu użytkownicy stracili dostęp do swoich plików. Co prawda serwery, na których są przechowywane dane zostały już dawno przeszukane i firmy hostujące mogą zrobić z nimi co chcą, jednak domena Megaupload.com została przejęta przez amerykańskie organa ścigania. Firmy hostujące dotychczas Megaupload zgodziły się przez jakiś czas nie kasować danych, mimo że nie otrzymują już pieniędzy za ich przechowywanie. Obecnie trwają starania o to, by użytkownicy mogli przynajmniej przenieść pliki na swoje własne dyski. Ich udostępnienie nie będzie jednak proste. Uruchomienie domeny, która pozwoli na dostęp do tych plików może skończyć się jej ponownym zablokowaniem, jeśli będzie ona oferowała materiały naruszające prawa autorskie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Coraz częściej mówi się o rezygnacji ze zmian czasu na letni i zimowy. Swoje trzy grosze do toczącej się dyskusji dorzucili psycholodzy z USA i Singapuru. Stwierdzili, że doroczna zmiana czasu na letni i związane z nią skrócenie czasu snu powodują, że podczas pracy ludzie przez dłuższy niż zwykle czas błądzą po witrynach internetowych niezwiązanych z ich zajęciem (ang. cyberfloating).
      W porównaniu do wcześniejszych i późniejszych poniedziałków, w poniedziałek po zmianie czasu na letni ostro wzrasta liczba wyszukiwań dotyczących rozrywki. Zespół prof. D. Lance'a Ferrisa z Penn State analizował 6-letnie dane z Google'a.
      Naukowcy uważają, że w wyniku skrócenia czasu snu (średnio o 40 minut) pracownicy w mniejszym stopniu kontrolują swoje zachowanie i przejawiają silniejszą tendencję do błądzenia po Sieci albo wykorzystują ją do celów osobistych.
      Ferris i inni przeprowadzili także eksperyment laboratoryjny. Ochotnicy mieli wysłuchać nudnego wykładu online. Akademicy monitorowali, jak dobrze spali poprzedniej nocy. Okazało się, że im krócej odpoczywali, tym częściej serfowali po Internecie w czasie, gdy powinni słuchać wykładu. Podobnie działały przerwy w śnie. Każda wyrwana ze snu godzina oznaczała średnio 8,4 min cyberbłądzenia.
      Psycholodzy podkreślają, że choć parę minut wydaje się błahostką, wcale tak nie jest, zważywszy, że aż 1/3 krajów świata stosuje przejście na czas letni. Wynikające ze skoku błądzenia po Internecie straty globalnej produktywności mogą być zawrotne.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Studenci najsłynniejszej uczelni technicznej świata - MIT-u (Massachusetts Institute of Technology) - mogą otrzymać od władz uczelni certyfikat ukończenia kursu... piractwa. I nie chodzi tutaj o piractwo komputerowe, a to prawdziwe, morskie.
      Uczelnia postanowiła uczynić oficjalnym zwyczaj, który był praktykowany przez jej studentów przez co najmniej 20 lat. MIT wymaga, by uczący się ukończyli w czasie studiów co najmniej 4 różne kursy wychowania fizycznego. Teraz ci, którzy z powodzeniem ukończą strzelanie z pistoletu, łuku, żeglarstwo i szermierkę otrzymają oficjalny certyfikat
      Carrie Sampson Moore, dziekan wydziału wychowania fizycznego, mówi, że co roku kontaktowali się z nią studenci, prosząc o wydanie zaświadczenia o ukończeniu kursu pirata. Zawsze mówiłam im, że to inicjatywa studencka i byli bardzo rozczarowani - stwierdziła Moore.
      Od początku bieżącego roku postanowiono, że uczelnia zacznie wydawać oficjalne certyfikaty. Drukowane są one na zwoju pergaminu z równą starannością jak inne uczelniane dyplomy. Właśnie otrzymało je czterech pierwszych piratów, a w kolejce czekają następni.
      Mimo, iż cała ta historia może brzmieć niepoważnie, to certyfikat i warunki jego uzyskania są traktowane przez uczelnię całkiem serio. Przyszli piraci nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową, a otrzymanie świadectwa ukończenia kursu wiąże się ze złożeniem przysięgi. Stephanie Holden, która znalazła się w czwórce pierwszych piratów, zdradziła, że musiała przysiąc, iż ucieknie z każdej bitwy, której nie będzie mogła wygrać i wygra każdą bitwę, z której nie będzie mogła uciec.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do nowozelandzkiego sądu wpłynął wniosek o ekstradycję do USA Kima Dotcoma i trzech innych osób pracujących dla serwisu Megaupload.Dotcom i jego współpracownicy oskarżani są o umożliwienie użytkownikom nielegalnego pobierania chronionych prawem treści.
      Amerykanie dodatkowo stawiają im zarzuty wymuszenia, prania brudnych pieniędzy i defraudacji.
      Kim Dotcom odrzuca oskarżenia i w wywiadzie dla jednej z nowozelandzkich stacji telewizyjnych stwierdził: „Nie jestem królem piractwa. Oferowałem online’owy system przechowywania danych. I to wszystko“.
      Dotcom przebywa obecnie na wolności, musi jednak nosić elektroniczną bransoletkę. Nie wolno mu opuszczać Nowej Zelandii i korzystać z Internetu.
      Proces ekstradycyjny rozpocznie się 20 sierpnia.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...