Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Badania wykonane przez paryską firmę TERA Consultants na zlecenie Międzynarodowej Izby Handlu pokazują, że piractwo prowadzi do wielomiliardowych strat finansowych oraz utraty pracy przez tysiące osób.

TERA Consultants informuje, że w 2008 roku na terenie Unii Europejskiej przemysły filmowy, telewizyjny, muzyczny oraz oprogramowania wygenerowały 860 miliardów euro przychodu i zatrudniały 14,4 miliona osób. W tym samym czasie, jak wynika z analiz TERA, piractwo spowodowało straty rzędu 10 miliardów euro i doprowadziło do utraty 186 000 miejsc pracy.

Z analiz paryskiej firmy wynika, że jeśli obecne trendy utrzymają się to do roku 2015 z powodu piractwa pracę w UE straci 1,2 miliona osób, a straty finansowe sięgną 240 miliardów euro.

Zdaniem Patrice Geoffrona, poziom piractwa będzie rósł, gdyż zwiększa się przepustowość łączy, a coraz więcej osób korzysta z szerokopasmowego dostępu do Sieci.

Agnete Haaland, szefowa Międzynarodowej Federacji Aktorów, która wspierała badania, uważa, iż Unia Europejska powinna bardziej zdecydowanie walczyć z piractwem. To jednak może być trudne, gdyż wiele grup w Parlamencie Europejskim sprzeciwia się zaostrzaniu prawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I to chyba tyle w temacie osób, dla których piractwo rzekomo nie jest równe kradzieży. Wychodzi na to, że jest to kradzież, i to na całym społeczeństwie.

 

A potem, jak na ironię, będzie pewnie płacz, że rządy nie dotują kultury, a ta powoli umiera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli te obliczenia opierają się na założeniu że gdyby ludzie nie używali nielegalnych kopii programów to by kupowali legalne, to to nonsens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niezależnie od tego, o czym pisze Hyta

>przemysły (...) wygenerowały 860 miliardów euro przychodu

a następnie

>piractwo spowodowało straty rzędu 10 miliardów euro

1. Czy piractwo spowodowało straty, czy zmniejszyło przychód o 10 mld Euro?

2. Tak czy inaczej wymienione "straty" to 1,16% przychodu, podobną wartość procentową otrzymujemy dla danych o zatrudnieniu.

Zastanawiam się, jaka jest skala dokładności przy obliczaniu kwoty 860 mld Euro...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1. Czy piractwo spowodowało straty, czy zmniejszyło przychód o 10 mld Euro?

A co za różnica? Są to pieniądze, które należą się firmom, a których te firmy nie otrzymują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co za różnica? Są to pieniądze, które należą się firmom, a których te firmy nie otrzymują.

Tylko że te pieniądze są wirtualne, bo firmy ich nie zobaczą niezależnie od tego czy piraci będą używać ich programów czy nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A się nie zgodzę.

Bo można zrobić tego typu szacunki, porównując na przestrzeni lat jak wyglądał rozwój internetu, poziom piractwa, oraz obroty i zatrudnienei w przemyśle. Na tej podstawie można stwierdzić, jak piractwo ma się do obrotów. I jak obroty do zatrudnienia.

Oczywiście, że nie jest tak, że strata jest 1:1. Ale na pewno część z nielegalnie skopiowanych utworów zostałaby kupiona, gdyby kopiowanie było niemożliwe. A zatem do firm napłynęłyby większe pieniądze i więcej ludzi miałoby pracę.

 

Przypuszczam, że analitycy przeprowadzili swoje szacunki dla różnych zmiennych, uzyskali jakieś tam widełki ze stratami i albo je uśrednili, albo podali najwyższe wartości. Przyjmijmy, że podali najwyższe wartości. Przyjmijmy, że są one 10-krotnie wyższe, niż straty rzeczywiste. Oznacza to, że 100 000 ludzi pójdzie na bruk. Oczywiście olbrzymia część piratów będzie oburzona, jak tak można ludzi zwalniać. Podobnie, jak byliby oburzeni, gdyby im pracodawca nie zapłacił za pracę, z której korzystał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Oznacza to, że 100 000 ludzi pójdzie na bruk. Oczywiście olbrzymia część piratów będzie oburzona, jak tak można ludzi zwalniać.

I to tym bardziej, że partie "pirackie" to w większości przypadków zwykłe lewactwo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I to chyba tyle w temacie osób, dla których piractwo rzekomo nie jest równe kradzieży. Wychodzi na to, że jest to kradzież, i to na całym społeczeństwie.

polecam:

http://en.wikipedia.org/wiki/Hollywood_accounting

a potem z łaski swojej przestańcie  biadolić nad stratami, które to rzekomo piractwo czyni branży, bo to branża okrada ludzi.

 

Nie uwzględniacie i również te wyliczenia nie uwzględniają tego, że na świecie istnieje bardzo mało 100% piratów - każdy znajdzie w swojej kolekcji jakiś oryginał, ba niektóre są kupione na podstawie tego piractwa, ale to jest nie istotne, przecież przemysł ponosi straty?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co za różnica? Są to pieniądze, które należą się firmom, a których te firmy nie otrzymują.

Od razu zaznaczam - nie chodzi mi tu o popieranie piractwa.

Zaznaczyłem na początku mojego poprzedniego posta, że nie wnikam w to, czy gdyby zlikwidować całkowicie piractwo, firmy zarobiłyby te 10 mld Euro więcej.

Chodziło mi o utożsamianie nieosiągniętego przychodu ze stratą (patrzę z finansowego punktu widzenia, wszak rozmawiamy o kategoriach finansowych), co jest wg mnie pewnym nadużyciem, i dalej:

co jeśli opisywany "spadek zatrudnienia" został wyliczony proporcją przychód - miejsca pracy / strata - spadek zatrudnienia, a rynek jest rosnący, piractwo zmniejszyło wzrost przychodu, czyli zmniejszyło wzrost zatrudnienia?

Po prostu zastanawiam się, czy zgrabnie podane dane, które robią wrażenie ("wielomiliardowych strat finansowych", "utraty pracy przez tysiące osób" ), są wiarygodne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepsze jest założenie że dla branży komputerowej (właściwie każdej która opiera się na sprzedaży tzw. wartości niematerialnych (muzyka, programy, media)) wzrost dochodu przekłada się na proporcjonalny wzrost zatrudnienia. Koszt powielenia programu jest równy niemalże zeru - to oznacza że na każdej sprzedanej kopii producent ma niemalże 100% przebitkę. Koszty pojawiają praktycznie tylko na początku procesu produkcji i w czasie kampanii marketingowej - koszty supportu przy takim przebiciu są praktycznie pomijalne. Zresztą i koszty produkcji są minimalizowane - rozwój oprogramowania jest procesem inkrementalnym (w przypadku większości firm tzw. "nowe wersje" zawierają do 90% kodu starej wersji - a sprzedają się jak nowe!) i często jest zlecany zewnętrznym firmom (patrz: Indie).

 

Mając na uwadze powyższe niech ktoś mi udowodni w jaki sposób te nędzne wirtualne straty prowadzą do drastycznego spadku zatrudnienia. Przecież tu chodzi tylko o ograniczenie olbrzymiego dochodu całej branży - ja też gdybym miał milion dochodu i mógłbym mieć milion 100 tys. to wybrałbym to drugie. Ale te straty przecież nie doprowadzą do zapaści tych firm tylko ewentualnie do zmniejszenia np. wydatków na reklamę (przecież to właśnie w reklamie tonie najwięcej pieniędzy).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyjmijmy, że są one 10-krotnie wyższe, niż straty rzeczywiste. Oznacza to, że 100 000 ludzi pójdzie na bruk.

Nikt nie pójdzie na bruk bo piractwo tak jak było tak jest na względnie stałym poziomie. Po prostu dodatkowe osoby nie zostaną zatrudnione w tym przemyśle i będą musiały sobie poszukać jakiejś pożytecznej pracy :D

 

A tak w ogóle to ilość ludzi którzy kupią aplikację słabo przekłada się na ilość ludzi potrzebnej do jej stworzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@czesiu: i co z tego, że każdy ma jakiś oryginał. Założę się, że żaden złodziej samochodów na codzień nie jeździ ukradzioną bryką. Czy to powód, by go rozgrzeszać?

 

@wintermute: nie jest nadużyciem, bo czym innym jest przychód nieosiągnięty dlatego, że sprzedaż spadła bo np. konkurencja oferuje coś lepszego, firma słabo się reklamuje czy z innych powodów związanych z normalnymi procesami gospodarczymi, a czym innym jest spadek sprzedaży spowodowany tym, że towar jest masowo kradziony

 

@Everth: w jaki sposób straty prowadzą do mniejszego zatrudnienia? Bardzo prosta sprawa... skoro firma zarabia mniej pieniędzy, może sobie pozwolić na mniejsze wydatki. Ot, chociażby wspomniana przez Ciebie reklama. Ograniczamy wydatki na reklamę, mniej zarabiają firmy reklamowe, a zatem zredukują zatrudnienie. Mniej sprzedajemy płyt, no to o ile dotychczas zamawialiśmy w tłoczni tyle płyt, że przekładało sie to na 1000 roboczogodzin pracy, to teraz zamawiamy 800 roboczogodzin. A więc 200 roboczogodzin odpadło, czyli ktoś okaże się niepotrzebny. Do rozwiezienia miliona płyt konieczne było wykonanie 10 kursów ciężarówką, teraz wystarczy ich 9Mieliśmy większe zyski, a zatem mogliśmy sobie pozwolić na utrzymywanie 10 studiów nagraniowych. Teraz mamy mniejsze, więc zlikwidujemy jedno studio. To oznacza spadek zatrudnienia i w studio i wśród firm produkujących sprzęt do takich studio. Itp. itd. Mechanizm jest ten sam, jaki obowiązuje w innych branżach - spada sprzedaż, spada zatrudnienie. W jakimś biurowcu zwolnią 100 osób, lokalny spożywczy odczuje spadek obrotów, mniej klientów, więc okaże się, że jedna z ekspedientek jest niepotrzebna.

Pamiętaj, że jak ktoś inwestuje kapitał w jakieś przedsięwzięcie, to po to, by na nim zarobić. I będzie z inwestycji zadowolony tak długo, jak zapewni mu ona co najmniej zwrot z inwestycji taki, jak średnia na rynku. Gdy spadnie poniżej jego oczekiwań, zacznie ciąć koszty, by utrzymać poziom zwrotu. A najszybszym sposobem na obcięcie kosztów jest redukcja zatrudnienia.

Tak naprawdę to ciągle widzę w Waszej argumentacji przewijający się motyw - "oni i tak dużo zarabiają, więc nic się nie stanie, że zarobią mniej". Taki myślenie o "rozkułaczaniu".

Sprawa jest prosta - korzystasz z czyjejś pracy, płać za nią. Chyba, że ten, kto wykonał pracę zgadza się, by nie otrzymywać za nią pieniędzy.

 

@Hyta: nie idzie o to, czy się przekładają, czy nie. A o to, że jeśli firma osiąga jakiś zysk, to właściciel będzie dążył do tego, by się on zwięĸszał, a nie zmniejszał. I zacznie ciąć koszty, zwalniając np. ludzi, rezygnując z kampanii promocyjnych, rezygnując z ryzykownego biznesu pt. promowanie debiutantów czy też chociażby urządzając mniej firmowych bibek dla pracowników. A nawet takie bibki oznaczają zarobek dla firm kateringowych. Mniej bibek = mniej pracy = zwolnienia.

 

Mała aktualizacja: właśnie znalazłem coś takiego (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7680027,Sciagali_od_niego_filmy_w_sieci__Siedem_milionow_strat_.html). Bezrobotny 40-latek udostępnił w sieci 700 filmów i albumów. Ściągało od niego 400 000 ludzi. Zgodnie z Waszą logiką, takiego kolesia nie należy karać, bo na pewno by tych filmów i albumów nie kupił, tym bardziej, że bezrobotny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powątpiewam w rzetelność tych wyliczeń. W najlepszym przypadku są to w większości straty wirtualne, jak już zauważono, podobnie jak wyliczenia koncernów ile to tracą przez P2P (co zbito wielokrotnie w niezależnych i uniwersyteckich wyliczeniach).

W najgorszym przypadku za piractwo odpowiadają sami właściciele „kradzionych” treści, jak ów producent niechodliwych filmów porno, który wpuszczał je do sieci torrent, żeby potem domagać się odszkodowań od piratów (lepiej się opłacało niż sprzedaż), jak koncerny, które wydają płyty nie płacąc autorom piosenek, czy wreszcie – świeże bo dzisiejsza wiadomość – jak koncern, który sam uploadował tony swoich materiałów na YouTube, żeby domagać się miliarda $ odszkodowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szkoda ,że nie podano jaką metodą te straty wyliczyli. Problem z piractwem jest taki ,że nikt chyba nie policzył ile to piractwo przemysłowi przyniosło dochodu. Przykładowo w latach dziewięćdziesiątych miałem pirackiego windowsa 95 i wszyscy go mieli potem poszedłem do pracy i kolejne wersje kupowałem oryginalne . Czyli win 2000 2x WinXP Viste Win7 i Win Mobile 5 . Gdyby wtedy było restrykcyjnie kontrolowane piractwo to pewnie bym miał darmowy system i nie kupił bym jego nowszych wersji które w sumie wygenerowały wielokrotnie więcej dochodu niż pierwotny spiracony program.

Gdyby to przełożyć w wersji globalnej to gdyby nie piractwo firma Microsoft miała by teraz pewnie jak Apple 10% rynku i zatrudniała 80% mniej ludzi.

Firmy medialne najwięcej wydają nie na stworzenie produktu tylko na jego reklamę a piractwo jest najlepszą formą reklamy czemu nikt nie liczy jak bardzo by musiały zwiększyć nakłady na reklamę gdyby tego piractwa nie było ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak już powiedziano - straty wirtualne. Jurgi już zauważył, że wiele niezależnych wyliczeń jest zupełnie niezgodnych z taką apokaliptyczną propagandą; dodam jeszcze, że istnieją również wyliczenia, które uważają piractwo za czynnik stymulujący. Wiem, to się może wydawać dziwne z polskiej perspektywy, gdzie wiele osób mogłoby kupić, ale ponieważ byłoby to dla nich spore obciążenie, więc ściąga z sieci. Jednak na zachodzie, w stosunku do zarobków, koszta oryginalnego oprogramowania, muzyki, filmów, są - przynajmniej relatywnie - znikome.

 

Co to w ogóle za wyliczenia, na czym one jakoby bazują? Bo wydaje mi się, że po prostu uznano, że spadek zatrudnienia jest proporcjonalny do zmniejszenia zysków. Przecież to bzdura! Mam uwierzyć, że wielkość produkcji, dystrybucji itp. jest w tak ścisłej proporcji do zatrudnienia? Że w zębach dystrybucja po jednej płycie do sklepów nosi? Ciekaw jestem zresztą - bo jakoś takimi danymi się nie chwalą - o ile im produkcja spadła.

 

Badanie tego zjawiska na podstawie dynamiki rynku skorelowanej z piractwem byłoby bardziej sensowne, lecz bardzo trudne. Należy zauważyć, że oba te zjawiska mogą być sprzężone nie tylko w ten sposób, że wzrost piractwa hamuje rozwój rynku, ale i np. wzrost cen płyt w stosunku do zarobków, może powodować rozwój piractwa, a spadek sprzedaży (i już można - nie zauważywszy tego - wyciągnąć całkowicie fałszywy wniosek); podobnie np. jakość produktów przekłada się nie piractwo - jeżeli mamy dwie płyty jednego wykonawcy i jedna zawiera wiele znakomitych utworów, a druga tylko jeden hit na podpuchę, to może to skłonić część osób, które kupiły pierwszą płytę, do ściągnięcia drugiej z sieci. Można by też zbadać - w miejscach w których szybki internet jest udostępniany za darmo - jak ma się wielkość nielegalnego transferu, do zarobków. Dlaczego nikt nie robi takich podstawowych, cząstkowych badań, które umożliwiłyby wreszcie sensowne analizy tego problemu?

 

Problem jest bardzo złożony i łatwo o odwrócenie związku przyczynowo-skutkowego, a tutaj tak - zdaje się - żałośnie propagandowe i naiwne badania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli, podsumowując to, co mówicie:

- kradzież towaru generuje tylko i wyłącznie wirtualne straty,

- nie wpływa to na dochody okradanych firm i poziom zatrudnienia,

- kradzież towarów jest stymulująca dla gospodarki.

 

Wniosek: najlepszym sposobem na rozpędzenie gospodarki i wzbogacenie się społeczeństwa jest zaprzestanie karania za kradzieże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie takim przykładem jak piractwo może zabierać pracę, są sklepy muzyczne. Kiedyś było ich całkiem sporo w moim mieście. Dzisiaj niestety płyty mogę kupić jedynie w supermarketach albo przez Internet. Nie wiem na ile było to spowodowane rozwojem piractwa, ale jakoś dziwnie upadek sklepów z płytami zbiegł się z rozwojem szybkiego Internetu i P2P.

 

 

Prawdą jest, że piractwo może się częściowo przyczynić do rozwoju (przynajmniej niektórych firm i branż). Przykład z życia wzięty: niemal każdy grafik jakiego znam, zaczynał pracować na pirackim oprogramowaniu (Adobe, Corel). Zwyczajnie nie każdego stać, żeby od razu kupić program za kilka tysięcy złotych. Ponieważ taki grafik nauczył się obsługi programu, mógł zdobyć pracę (w agencji reklamowej albo zlecenia na własną rękę). Po roku albo dwóch, kiedy umiejętności grafika przekładały się na realne dochody, to taki grafik najczęściej kupował legalne oprogramowanie. Nie powiem, że wszyscy tak robią, ale bardzo wielu tych, których miałam okazję poznać.

Ponadto duża ilość pracowników, którzy potrafią wykorzystywać dane narzędzie i nie trzeba ich szkolić, sprawia, że to narzędzie staje się popularne wśród firm, a więc jego sprzedaż rośnie.

W tym przypadku nie wiem, czy piractwo jest takim wielkim złem.

ALE tylko w tym przypadku, bo niestety nie można tego samego powiedzieć o muzyce, filmach, zdjęciach, czy książkach w postaci elektronicznej, a przecież to jest rozpowszechniane na największa skalę.

 

 

Żeby było jasne, nie popieram piractwa w żadnej formie. Czy to będą programy czy cokolwiek innego. Ale myślę, że obliczając straty spowodowane piractwem, nie można wrzucać wszystkich do jednego wora i stosować do każdego jednej miary. Trzeba wziąć pod uwagę bardzo wiele czynników i niekoniecznie wszystko musi prowadzić do strat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli, podsumowując to, co mówicie:

- kradzież towaru generuje tylko i wyłącznie wirtualne straty,

- nie wpływa to na dochody okradanych firm i poziom zatrudnienia,

- kradzież towarów jest stymulująca dla gospodarki.

 

Wniosek: najlepszym sposobem na rozpędzenie gospodarki i wzbogacenie się społeczeństwa jest zaprzestanie karania za kradzieże.

 

Implikacja na poziomie przedszkolaka :D radziłbym poważnie przeczytać posty poprzedników.

Taka firma tak naprawdę nie ponosi tak naprawdę strat. Te wszystkie wyliczenia opierają się na tym, że kopie rozprowadzone nielegalnie po Internecie, zostałyby zakupione, co tak naprawdę jest mrzonką. Inna sprawa, że jawnym kłamstwem jest nazwaniem tego stratą, jest to jedynie nie osiągnięty zysk, wróżenie z fusów, że gdyby niebo było różowe, to byśmy zarabiali dużo więcej.

Implikacja, nie ma Internetu => następuje zauważalny wzrost sprzedaży legalnych kopii, jest jak najbardziej błędna.

Prawda jest taka, że przeważająca większość osób która ściąga oprogramowanie, filmy, czy też muzykę nie kupiłoby jej w rzeczywistości, nie ryzykowaliby powiedzmy zakupu 10 albumów z muzyką, by się przekonać, że powiedzmy 2 pasują im pod gust, a reszta to dla nich straszny chłam.

Za to psychologia, zna inny mechanizm, podoba mi się coś => idę na koncert zespołu. Jest to forma reklamy która pozwala się konsumentowi zaznajomić dokładnie z towarem, bez konieczności ponoszenia znaczących kosztów. Zdziwiłbyś się jak wiele osób tak postępuje, i pozostawaniem głuchym na te argumenty, hmm jakby to powiedzieć nie wskazuje na szerokie patrzenie na sprawę.

Dochody firm są tak naprawdę względnie nie zagrożone, ten kto ma kupić ich towar, z pewnością to zrobi, a ten kto nie miał tego zrobić być może jednak po zapoznaniu się z darmową próbką postanowi spróbować pełnowymiarowego produktu.

Wieszczenie upadku kultury to tak naprawdę próba budowania poczucia winy u osób które nielegalnie pobierają z Internetu, i nawet podświadomie przekonać ich że są oni dłużnikami tejże firmy, a więc skłonić ich do zakupienia oryginalnego towaru.

 

Inna sprawa co jest bardziej kosztowne i kto jest bardziej fair?

Firmy które same nie za bardzo przejmują się prawami autorskimi, i też samymi artystami, dbając jedynie o utrzymanie jak najwyższej marży. Nie wspominając już o próbach przenoszenia na resztę społeczeństwa i dostawców internetu tych "wirtualnych strat" ?

Czy też nie zawsze biedni piraci? Swoje podbierają od koncernów, ale też pytanie na ile propagują ich produkty?

 

U podstaw, należy sobie zrobić rachunek ekonomiczny, ile tak naprawdę kosztuje nas, biorąc pod uwagę rachunek ekonomiczny, oraz próbując przeliczyć efekt społeczny na coś bardziej wymiernego. Oraz jakie są teoretyczne koszty zwalczenia piractwa, i czy czasem tak naprawdę nie spowoduje to skurczenie się rynku.

 

Jako ciekawostkę podam jeszcze przypadek, pewnego zespołu, nazwy niestety nie pamiętam, ale całkiem nieźle grają. Po przebojach z wydawcą i przy braku możliwości podpisania umowy z kolejnym, udostępnili swoje nagrania za darmo w Internecie, z adnotacją że jeżeli komuś się spodoba ich muzyka, niech wciśnie donate, i Panowie zarobili wielokrotnie więcej sami, na co łaska, niż oferowała im firma fonograficzna. Że o znaczącym wzroście popularności (który jest trudny do przełożenia na pieniądze, albo inaczej wart jest praktycznie każdych pieniędzy) => większa liczba koncertów.

 

Jest to owszem przypadek skrajny, ale pokazuje inne możliwe mechanizmy działania rynku, poza tymi które są powszechnie przedstawiane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli, podsumowując to, co mówicie:

- kradzież towaru generuje tylko i wyłącznie wirtualne straty,

- nie wpływa to na dochody okradanych firm i poziom zatrudnienia,

- kradzież towarów jest stymulująca dla gospodarki.

 

Wniosek: najlepszym sposobem na rozpędzenie gospodarki i wzbogacenie się społeczeństwa jest zaprzestanie karania za kradzieże.

 

No właśnie nie tylko wirtualne straty. Mogą to być zarówno straty rzeczywiste, jak i zyski. I jedno i drugie wpływa na zatrudnienie. Ale wiele też zależy od tego jaka jest strategia marketingowa firmy, która jest okradana. Niektóre potrafią świetnie wykorzystać piractwo do rozpowszechniania swojego oprogramowania i przywiązywania klienta. W końcu klient kupuje produkt, który wcześniej ściągnął z Internetu za darmo. Tyle, że kupuje nie dlatego, że chce wspomóc producenta finansowo, ale dlatego, ze boi się kary.

Może się też zdarzyć tak, że potencjalny klient nie kupuje produktu wcale, bo stwierdza, że nie jest tego wart i pozbywa się ściągniętych plików.

 

Chyba nie ma łatwych odpowiedzi :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Chemik_Mlody: innymi słowy uważasz, że jeśli np. ktoś znajdzie sposób na umieszczenie reklam swojej firmy w AdWords bez płacenia za to Google'owi i zacznie z tego korzystać kilka milionów osób, to Google nie poniesie żadnych strat, tak? Jedynie będzie można mówić o nieosiągnięciu zysku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mariusz, wybacz, ale zamiast argumentować przekręcasz słowa oponentów, manipulujesz i w ogóle… Po kim, jak po kim, ale po tobie bym się nie spodziewał takich tanich chwytów, niezależnie od ewentualnych różnic poglądów, uważałem cię zawsze za poważnego dyskutanta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Chemik_Mlody: innymi słowy uważasz, że jeśli np. ktoś znajdzie sposób na umieszczenie reklam swojej firmy w AdWords bez płacenia za to Google'owi i zacznie z tego korzystać kilka milionów osób, to Google nie poniesie żadnych strat, tak? Jedynie będzie można mówić o nieosiągnięciu zysku?

 

Podałeś skrajny przypadek, no i chyba trochę nie trafiony, powierzchnia reklamowa to co innego niż wartość intelektualna, i jestem pewien że Google by się z nimi policzyło zaraz po zauważeniu tego faktu.

 

Inna sprawa, że jednym jest wysłuchanie jakiejś piosenki na wrzucie, czy ściągniętej przez p2p.

A czym innym podkradanie pomysłów i programów, przez firmy. Tam można już powiedzieć, że mowa jest o stracie, ponieważ firma przy braku dostępności do nielegalnego źródła, byłaby zmuszona do zakupienia tego czy innego produktu, od tej lub innej firmy.

Jeżeli oczywiście chciałaby funkcjonować w pewnej gałęzi.

Nie mieszaj piractwa dokonywanego chałupniczo z przemysłowym podkradaniem pomysłów i rozwiązań. Są to dwa całkowicie odrębne zjawiska, ich wspólna analiza doprowadzi do wylania dziecka z kąpielą. A nie o to przecież wszystkim chodzi prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
na świecie istnieje bardzo mało 100% piratów - każdy znajdzie w swojej kolekcji jakiś oryginał

I co z tego? Jeżeli nie morduję 100% ludzi dookoła siebie, tylko jednego na milion spotkanych przeze mnie w czasie życia, to należy mnie uniewinnić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Everth: w jaki sposób straty prowadzą do mniejszego zatrudnienia? Bardzo prosta sprawa... skoro firma zarabia mniej pieniędzy, może sobie pozwolić na mniejsze wydatki. Ot, chociażby wspomniana przez Ciebie reklama. Ograniczamy wydatki na reklamę, mniej zarabiają firmy reklamowe, a zatem zredukują zatrudnienie. Mniej sprzedajemy płyt, no to o ile dotychczas zamawialiśmy w tłoczni tyle płyt, że przekładało sie to na 1000 roboczogodzin pracy, to teraz zamawiamy 800 roboczogodzin. A więc 200 roboczogodzin odpadło, czyli ktoś okaże się niepotrzebny. Do rozwiezienia miliona płyt konieczne było wykonanie 10 kursów ciężarówką, teraz wystarczy ich 9Mieliśmy większe zyski, a zatem mogliśmy sobie pozwolić na utrzymywanie 10 studiów nagraniowych. Teraz mamy mniejsze, więc zlikwidujemy jedno studio. To oznacza spadek zatrudnienia i w studio i wśród firm produkujących sprzęt do takich studio. Itp. itd. Mechanizm jest ten sam, jaki obowiązuje w innych branżach - spada sprzedaż, spada zatrudnienie. W jakimś biurowcu zwolnią 100 osób, lokalny spożywczy odczuje spadek obrotów, mniej klientów, więc okaże się, że jedna z ekspedientek jest niepotrzebna.

Pamiętaj, że jak ktoś inwestuje kapitał w jakieś przedsięwzięcie, to po to, by na nim zarobić. I będzie z inwestycji zadowolony tak długo, jak zapewni mu ona co najmniej zwrot z inwestycji taki, jak średnia na rynku. Gdy spadnie poniżej jego oczekiwań, zacznie ciąć koszty, by utrzymać poziom zwrotu. A najszybszym sposobem na obcięcie kosztów jest redukcja zatrudnienia.

Tak naprawdę to ciągle widzę w Waszej argumentacji przewijający się motyw - "oni i tak dużo zarabiają, więc nic się nie stanie, że zarobią mniej". Taki myślenie o "rozkułaczaniu".

Sprawa jest prosta - korzystasz z czyjejś pracy, płać za nią. Chyba, że ten, kto wykonał pracę zgadza się, by nie otrzymywać za nią pieniędzy.

(...)

Mała aktualizacja: właśnie znalazłem coś takiego (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7680027,Sciagali_od_niego_filmy_w_sieci__Siedem_milionow_strat_.html). Bezrobotny 40-latek udostępnił w sieci 700 filmów i albumów. Ściągało od niego 400 000 ludzi. Zgodnie z Waszą logiką, takiego kolesia nie należy karać, bo na pewno by tych filmów i albumów nie kupił, tym bardziej, że bezrobotny.

 

Fajnie to opisałeś ale wątpię że to tak działa - np. pamiętam że kiedyś każdy szanujący się producent gier udostępniał wersję demo swojego programu - żeby ludzie mogli sprawdzić co kupują. Dziś takie rzeczy się nie zdarzają - wszyscy producenci zrozumieliby bowiem że lepiej opłaca się sprzedawać ten sam produkt kilka razy pod rząd - dlatego gry kosztują po paręset złotych, zainteresowanie nimi mija bowiem po kilku tygodniach. I cały cykl się powtarza. Jeśli człowiek dostanie kopię programu wcześniej to po prostu często gry nie kupi bo się rozczaruje jej poziomem. Cała wartość dodana w przypadku gier to praktycznie marketing. Dlatego producenci chcą zapewnić sobie absolutną kontrolę nad tym kiedy i gdzie klient może nabyć program - dzięki temu środki wydane na marketing nie są tak bardzo marnowane.

 

Poza tym nie jestem przekonany że pieniądze które zaoszczędziłem piracąc grę zostały zmarnowane - z punktu widzenia producenta tak - ale z punktu widzenia gospodarki te pieniądze i tak do niej wrócą bowiem wydam je na coś innego (może rozsądniejszego) i zatrudnienie w tej branży wzrośnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      MPAA, amerykańskie stowarzyszenie przemysłu filmowego, które w głównej mierze przyczyniło się do zamknięcia Megaupload, wzięło na celownik kolejny serwis. Do sądu okręgowego na Florydzie trafił wniosek o wydanie nakazu zamknięcia Hotfile. Działa on na podobnych zasadach jak Megaupload, a MPAA twierdzi, że ponad 90% przechowywanych tam materiałów stanowią treści chronione prawami autorskimi. Co ciekawe, to niepierwsze starcie Hotfile z przemysłem filmowym. W ubiegłym roku serwis zapowiedział, że pozwie do sądu firmę Warner Bros., gdyż miała ona naruszyć zasady korzystania z narzędzi antypirackich Hotfile doprowadzając do usunięcia z serwisu treści, do których nie posiadała praw.
      MPAA od lat prowadzi działania mające nakłonić władze i prawodawców, że serwisy umożliwiające hostowanie i współdzielenie plików powinny być zamykane. Teraz, niewątpliwie zachęcona skutecznym zamknięciem Megaupload, organizacja postanowiła udać się do sądu. MPAA twierdzi, że Hotfile celowo zachęca użytkowników do nielegalnego dzielenia się chronionymi prawem treściami oraz im w tym pomaga. Prawnicy Hotfile odpowiadają, że zasady działania serwisu są zgodne z  opracowaną przez Bibliotekę Kongresu ustawą DMCA.
      Jeśli jednak MPAA udowodni, że serwis celowo umożliwia łamanie prawa, sąd prawdopodobnie nakaże jego zamknięcie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Megaupload został zamknięty przez władze Nowej Zelandii na wniosek amerykańskich organów ścigania. Kim Dotcom, jego założyciel, poinformował, że wśród użytkowników serwisu znajdowało się wielu urzędników amerykańskiego rządu.
      Prawnicy Megaupload ciężko pracują, by użytkownicy odzyskali dostęp do swoich danych. Prowadzimy negocjacje, by mogli oni odzyskać dane. I wiecie co. Odkryliśmy, że wielu użytkowników Megaupload to amerykańscy urzędnicy rządowi, wśród nich pracownicy Departamentu Sprawiedliwości i Senatu - powiedział Dotcom.
      Za użytkownikami Megaupload wstawiła się też organizacja Electronic Frontier Foundation, która prowadzi stronę MegaRetrieval w odzyskaniu dostępu do danych.
      Megaupload pozwalał użytkownikom na przechowywanie na swoich serwerach ich własnych plików. Oczywiście znaczną część stanowiły pliki naruszające prawa autorskie, jednak nie wszyscy użytkownicy łamali prawo.
      Po aresztowaniu Dotcoma i zamknięciu serwisu użytkownicy stracili dostęp do swoich plików. Co prawda serwery, na których są przechowywane dane zostały już dawno przeszukane i firmy hostujące mogą zrobić z nimi co chcą, jednak domena Megaupload.com została przejęta przez amerykańskie organa ścigania. Firmy hostujące dotychczas Megaupload zgodziły się przez jakiś czas nie kasować danych, mimo że nie otrzymują już pieniędzy za ich przechowywanie. Obecnie trwają starania o to, by użytkownicy mogli przynajmniej przenieść pliki na swoje własne dyski. Ich udostępnienie nie będzie jednak proste. Uruchomienie domeny, która pozwoli na dostęp do tych plików może skończyć się jej ponownym zablokowaniem, jeśli będzie ona oferowała materiały naruszające prawa autorskie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Coraz częściej mówi się o rezygnacji ze zmian czasu na letni i zimowy. Swoje trzy grosze do toczącej się dyskusji dorzucili psycholodzy z USA i Singapuru. Stwierdzili, że doroczna zmiana czasu na letni i związane z nią skrócenie czasu snu powodują, że podczas pracy ludzie przez dłuższy niż zwykle czas błądzą po witrynach internetowych niezwiązanych z ich zajęciem (ang. cyberfloating).
      W porównaniu do wcześniejszych i późniejszych poniedziałków, w poniedziałek po zmianie czasu na letni ostro wzrasta liczba wyszukiwań dotyczących rozrywki. Zespół prof. D. Lance'a Ferrisa z Penn State analizował 6-letnie dane z Google'a.
      Naukowcy uważają, że w wyniku skrócenia czasu snu (średnio o 40 minut) pracownicy w mniejszym stopniu kontrolują swoje zachowanie i przejawiają silniejszą tendencję do błądzenia po Sieci albo wykorzystują ją do celów osobistych.
      Ferris i inni przeprowadzili także eksperyment laboratoryjny. Ochotnicy mieli wysłuchać nudnego wykładu online. Akademicy monitorowali, jak dobrze spali poprzedniej nocy. Okazało się, że im krócej odpoczywali, tym częściej serfowali po Internecie w czasie, gdy powinni słuchać wykładu. Podobnie działały przerwy w śnie. Każda wyrwana ze snu godzina oznaczała średnio 8,4 min cyberbłądzenia.
      Psycholodzy podkreślają, że choć parę minut wydaje się błahostką, wcale tak nie jest, zważywszy, że aż 1/3 krajów świata stosuje przejście na czas letni. Wynikające ze skoku błądzenia po Internecie straty globalnej produktywności mogą być zawrotne.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Studenci najsłynniejszej uczelni technicznej świata - MIT-u (Massachusetts Institute of Technology) - mogą otrzymać od władz uczelni certyfikat ukończenia kursu... piractwa. I nie chodzi tutaj o piractwo komputerowe, a to prawdziwe, morskie.
      Uczelnia postanowiła uczynić oficjalnym zwyczaj, który był praktykowany przez jej studentów przez co najmniej 20 lat. MIT wymaga, by uczący się ukończyli w czasie studiów co najmniej 4 różne kursy wychowania fizycznego. Teraz ci, którzy z powodzeniem ukończą strzelanie z pistoletu, łuku, żeglarstwo i szermierkę otrzymają oficjalny certyfikat
      Carrie Sampson Moore, dziekan wydziału wychowania fizycznego, mówi, że co roku kontaktowali się z nią studenci, prosząc o wydanie zaświadczenia o ukończeniu kursu pirata. Zawsze mówiłam im, że to inicjatywa studencka i byli bardzo rozczarowani - stwierdziła Moore.
      Od początku bieżącego roku postanowiono, że uczelnia zacznie wydawać oficjalne certyfikaty. Drukowane są one na zwoju pergaminu z równą starannością jak inne uczelniane dyplomy. Właśnie otrzymało je czterech pierwszych piratów, a w kolejce czekają następni.
      Mimo, iż cała ta historia może brzmieć niepoważnie, to certyfikat i warunki jego uzyskania są traktowane przez uczelnię całkiem serio. Przyszli piraci nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową, a otrzymanie świadectwa ukończenia kursu wiąże się ze złożeniem przysięgi. Stephanie Holden, która znalazła się w czwórce pierwszych piratów, zdradziła, że musiała przysiąc, iż ucieknie z każdej bitwy, której nie będzie mogła wygrać i wygra każdą bitwę, z której nie będzie mogła uciec.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do nowozelandzkiego sądu wpłynął wniosek o ekstradycję do USA Kima Dotcoma i trzech innych osób pracujących dla serwisu Megaupload.Dotcom i jego współpracownicy oskarżani są o umożliwienie użytkownikom nielegalnego pobierania chronionych prawem treści.
      Amerykanie dodatkowo stawiają im zarzuty wymuszenia, prania brudnych pieniędzy i defraudacji.
      Kim Dotcom odrzuca oskarżenia i w wywiadzie dla jednej z nowozelandzkich stacji telewizyjnych stwierdził: „Nie jestem królem piractwa. Oferowałem online’owy system przechowywania danych. I to wszystko“.
      Dotcom przebywa obecnie na wolności, musi jednak nosić elektroniczną bransoletkę. Nie wolno mu opuszczać Nowej Zelandii i korzystać z Internetu.
      Proces ekstradycyjny rozpocznie się 20 sierpnia.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...