Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Bułgarskie niedźwiedzie brunatne zawdzięczają życie, i to dosłownie, kryzysowi ekonomicznemu. Za zabicie misia myśliwi muszą bowiem zapłacić, a w obecnych czasach nie wszystkich na to stać.

Bułgarska gazeta 24 часа doniosła, że polując na południu kraju, pewien francuski myśliwy celowo nie trafił w olbrzymiego niedźwiedzia, ponieważ nie mógł (czy nie chciał) zapłacić 19 tysięcy euro za trofeum. Następnie poprosił urzędników z okręgu łowieckiego Rakitowo w obwodzie Pazardżik o wyznaczenie mu mniejszego i tańszego Ursus arctos. Niestety, spotkał się z odmową.

Inny duży niedźwiedź ocalił skórę w okręgu Borowo w Rodopach. Wg gazety Standart, w oparciu o rozmiary jego wartość wyceniono aż na 25 tys. euro.

Na podstawie aktualizowanych na bieżąco danych przedstawiciele Craighead Environmental Research Institute (CERI) sądzą, że w Bułgarii żyje ok. 850 niedźwiedzi brunatnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Bogate, świetnie zachowane groby z okresu rzymskiego, czyli sprzed ok. 1800 lat, odkryli polscy archeolodzy w czasie wykopalisk w okolicy obozu legionowego Novae (k. Swisztow) w Bułgarii. To rzadkie i niespodziewane odkrycie na terenie Bałkanów – uważają odkrywcy.
      W odkrytych przez nas grobach pochowano prawdopodobnie ludzi związanych z legionem rzymskim – być może nawet żołnierzy. Wskazują na to metalowe elementy ubioru. Co ciekawe, wśród darów grobowych znalazły się dzbanki z winem – zachowanym wewnątrz w postaci osadu na ściankach – powiedziała PAP kierowniczka wykopalisk w Novae dr hab. Agnieszka Tomas z Instytutu Archeologii UW, która dokonała odkrycia wraz ze swoim zespołem w sierpniu.
      W grobach były też ceramiczne lampy, a nawet zachowane elementy ubioru, m.in. metalowe elementy pasów i butów wojskowych – sprzączki czy nity. Te jednak przetrwały w słabym stanie, bo były strawione ogniem w czasie ceremonii palenia zwłok.
      Archeolodzy natknęli się co prawda tylko na dwa groby, ale w ich ocenie to ważne i rzadkie znalezisko. Z okresu rzymskiego są to pierwsze zachowane w takim stanie groby na tym terenie – podkreśla Tomas. Do tej pory archeologom zgłaszano podobne znaleziska na tym obszarze dokonywane przypadkowo lub przez nielegalnych poszukiwaczy. W Novae uśmiechnęło się do nich szczęście – groby nie dość, że zachowały się niemal nienaruszone przez blisko 2 tys. lat, to jeszcze nie dotarli do nich wcześniej współcześni rabusie. Badacze mogli więc opracować pełną dokumentację znaleziska. Teraz liczą na to, że znajdą kolejne pochówki w czasie prac zaplanowanych na przyszły rok.
      Ze wstępnych analiz wynika, że w obu grobach spoczęli mężczyźni. W jednym przypadku, gdzie kości były mniej zniszczone, antropolog wstępnie ustaliła, że była to raczej młoda osoba. Oba ciała spalono w innym miejscu, a szczątki złożono do drewnianych skrzyń, z których do dziś zachowały się tylko żelazne gwoździe. O tym, że są to mężczyźni przekonało archeologów również wyposażenie, m.in. monety z wizerunkami cesarzy rzymskich. Kierowniczka wykopalisk dodaje, że w kobiecych grobach umieszczano z reguły monety, na których znajdowały się postaci żeńskie.
      Na drogę w zaświaty dawano monetę, ponieważ wierzono, że zmarłego czeka przeprawa przez rzekę, a przewoźnik będzie chciał za to zapłaty – wyjaśnia Tomas.
      Archeolog przypomina, że legioniści rzymscy pochodzili z różnych obszarów Imperium. Dlatego obrządek, w jakim byli grzebani, był bardzo urozmaicony - nie zawsze było to ciałopalenie.
      Co ciekawe, rytuał spalenia, w przypadku odkrytych przez nas w Novae grobów, ponowiono być może już w samej komorze grobowej. Spopielone zwłoki wraz z kilkunastoma darami grobowymi przykryto wielkimi ceramicznymi płytami, tworząc tym samym konstrukcję przypominającą dwuspadowy dach – opisuje kierowniczka wykopalisk.
      Odkryte przez Polaków groby znajdują się na terenie pozostałości cywilnego osiedla położonego na wschód od rzymskiego obozu legionowego w Novae w dzisiejszej północnej Bułgarii. Na rozpoznanie tego rejonu archeolodzy otrzymali dofinansowanie z Narodowego Centrum Nauki.
      To, że wojska rzymskie stacjonowały w obozach i fortach położonych w całym Imperium jest faktem powszechnie znanym. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę z tego, że wokół obozów i fortów istniały rozległe osiedla zamieszkałe przez ludność cywilną – one są celem naszych badań – opowiada Tomas. Jak opisuje, mieszkali w nich handlarze, usługodawcy, ale także rodziny wojskowych i weterani. Były miejscem krzyżowania się kultur, języków, tradycji, miejscem współżycia różnych grup społecznych. W drugiej połowie III w., kiedy nasiliły się najazdy barbarzyńców, a Imperium Rzymskie przeżywało kryzys, obozy stały się schronieniem dla ludności cywilnej, a z czasem przekształciły się w miasta późnoantyczne.
      Ekspedycja dr hab. Tomas to jedna z trzech polskich misji działających w Novae. Pozostałe to ekspedycja Ośrodka Badań nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej UW kierowana przez prof. Piotra Dyczka i ekspedycja Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu, której przewodzi dr Elena Klenina. Oprócz Polaków, w tym miejscu prowadzą badania archeolodzy bułgarscy pod kierunkiem prof. Evgenii Genczewej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z narzędzi korzystają naczelne, ptaki i ryby, jednak u dzikich niedźwiedzi brunatnych takie zachowanie zaobserwowano po raz pierwszy. W lipcu 2011 r. Volker Deecke z University of Cumbria sfotografował w Parku Narodowym Glacier Bay liniejącego niedźwiedzia, który najwyraźniej odrywał sobie kępki wypadającego futra za pomocą kamienia pokrytego wąsonogami.
      W płytkiej wodzie młodociane zwierzę sięgnęło po mały kamień, kilkakrotnie go obróciło w łapach, a następnie przez ok. minutę pocierało nim o pysk i szyję. Później niedźwiedź skorzystał z drugiego kamienia.
      Drapanie kamieniami uśmierzało świąd podrażnionej skóry albo służyło usunięciu z futra resztek pokarmu. Zwykle niedźwiedzie drapią się o nieruchome obiekty (podczas żerowania mają w zwyczaju przewracać np. drzewa i kamienie), zachowanie to może jednak ulec transferowi na łatwe do przenoszenia obiekty i zostać zaklasyfikowane jako używanie narzędzi.
      Wakacyjna obserwacja biologa wyjaśnia, czemu niedźwiedź brunatny ma największy wśród drapieżników stosunek objętości mózgu do wielkości ciała. W końcu zaawansowana orientacja przestrzenna, zdolność manipulowania obiektami w czasie żerowania i posługiwanie się narzędziami stanowią spore wyzwanie intelektualne.
      Biolog podkreśla, że niedźwiedzie z Parku Narodowego Glacier Bay są przyzwyczajone do obecności łodzi i właściwie na nie nie reagują. Dwudziestego drugiego lipca w Zachodnim Ramieniu Glacier Bay biolodzy spotkali niedźwiedzia w wieku 3-5 lat, który pożywiał się resztkami humbaka, wyrzuconego na brzeg co najmniej 2 miesiące wcześniej. Po jakimś czasie dołączył do niego drugi osobnik w tym samym wieku. Zwierzęta wdawały się w przerywane małymi posiłkami zabawowe potyczki. Gdy minęło 45 min, drugi niedźwiedź znowu poszedł jeść, a pierwszy usiadł w wodzie o głębokości mniej więcej 1,5 m i wziął w przednie łapy mały kamień (o wymiarach 25x25x15 cm). Obrócił go kilka razy i po minucie wyrzucił. Sięgnął po drugi o podobnych wymiarach, znowu poobracał i zaczął drapać nim szyję oraz pysk. Podczas drapania lewa łapa dociskała kamień do ciała, a pazury prawej wspierały narzędzie od dołu. Zwierzę powtórzyło zabieg z 3. kamieniem. Ten najwyraźniej był najlepszy, bo drapanie trwało aż 2 minuty.
      Jak wyjaśnia Deecke w artykule opublikowanym w piśmie Animal Cognition, cały czas toczy się debata, jak zdefiniować posługiwanie się narzędziami. Większość badaczy zgadza się, że jest to swobodne manipulowanie obiektem, by w wyniku interakcji mechanicznych zmodyfikować właściwości fizyczne obiektu docelowego. U dzikich nienaczelnych zaobserwowano je tylko u 4 gatunków: 1) wydr morskich, które kamieniami rozłupują jeżowce i małże, 2) słoni indyjskich modyfikujących gałęzie, by odganiać się nimi od owadów, 3) delfinów butlonosych z Zatoki Rekina, pokrywających w czasie żerowania dzioby gąbkami, co pomaga ochronić się przed ukłuciami płaszczek oraz 4) humbaków, które wypuszczają kurtyny bąbelków powietrza i chwytają w ten sposób ławice ryb.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dwóch pracowników Sandia National Laboratories, prywatnie myśliwych, dyskutowało o swoim ulubionym zajęciu, a efektem ich rozmów jest... prototyp samosterującego pocisku do broni ręcznej. Kula może bez większego problemu trafić w oświetlony laserem cel z odległości około 2000 metrów. Mamy bardzo obiecującą technologię kierowania małymi pociskami, która może zostać szybko i tanim kosztem udoskonalona - mówi Red Jones, który wraz z Brianem Kastem opracował pocisk.
      Ich projekt to pocisk o długości 10 centymetrów, w którego czubku umieszczono czujnik optyczny, wykrywający światło lasera. Czujnik wysyła dane do ośmiobitowego procesora, a ten steruje ruchem elektromagnetycznych aktuatorów, które z kolei zarządzają niewielkimi brzechwami korygującymi tor lotu pocisku. Obecnie większość broni strzeleckiej korzysta z gwintowanych luf. Obecność gwintu nadaje pociskom ruch obrotowy, co stabilizuje je w czasie lotu.
      Nowe pociski wystrzeliwane są z broni gładkolufowej. Stabilność lotu zapewnia umiejscowienie środka ciężkości bliżej przodu pocisku oraz wspomniane wcześniej brzechwy. Początkowo pocisk znajduje się w plastikowej osłonie, która chroni brzechwy przed kontaktem z lufą.
      Komputerowe symulacje wykazały, że nowy pocisk jest znacznie bardziej celny od tradycyjnych rozwiązań. W warunkach polowych średnie odchylenie od celu znajdującego się w odległości 1000 metrów wynosi w przypadku tradycyjnego pocisku około 9 metrów. Nowy pocisk zmniejsza tę odległość do około 0,2 metra.
      Co więcej, projekt z Sandii nie wymaga stosowania układu mierzącego inercję, który znacznie zwiększyłby cenę pocisku. Częstotliwość kołysania się lecącego pocisku jest zależna od jego wielkości. Samosterujące rakiety są duże, zatem częstotliwość odchyleń jest niewielka, co powoduje konieczność stosowania bardzo precyzyjnych mechanizmów kontroli intercji, gdyż jest niewiele okazji do skorygowania toru lotu rakiety. W przypadku pocisku o rozmiarach opracowanych przez Jonesa i Kasta, dochodzi do 30 odchyleń w ciągu sekundy, a więc tyle razy na sekundę można skorygować jego lot.
      Przeprowadzone testy wykazały, że komercyjnie dostępny proch pozwala pociskowi na osiągnięcie prędkości 731 metrów na sekundę. Specjaliści uważają, że za pomocą specjalnie dobranego prochu można będzie zwiększyć jego prędkość.
      Podczas nocnych testów do pocisków mocowano diody LED i okazało się, że baterie i cała elektronika są w stanie przetrwać lot.
      Co więcej film wykonany kamerą o dużej prędkości pokazał zaskakującą rzecz. Im dłużej pocisk leci, tym wolniej opada, co oznacza, że jest bardziej celny na większe odległości. Nikt nigdy tego nie obserwował, ale mamy to nagrane - mówi Jones.
      Sandia szuka teraz prywatnej firmy, która będzie chciała prowadzić dalsze badania nad nowym pociskiem i rozpocząć w przyszłości jego produkcję.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Międzynarodowa grupa uczonych poinformowała, że samica niedźwiedzia, której potomkami są wszystkie obecnie żyjące niedźwiedzie polarne, była niedźwiedziem brunatnym i żyła w okolicach obecnej Irlandii 20-50 tysięcy lat temu.
      Profesor Beth Shapiro z Penn State University poinformowała, że zmiany klimatyczne, które miały wpływ na pokrywę lodową na północnym Atlantyku, prawdopodobnie prowadziły do okresów wzrostów i spadków liczby niedźwiedzi. Musiało wówczas mieć miejsce także krzyżowanie się różnych gatunków. To spowodowało, że w mitochondrialnym DNA obecnych niedźwiedzi polarnych znajdujemy DNA niedźwiedzia brunatnego.
      Niedźwiedzie polarne i brunatne znacznie się od siebie różnią rozmiarami ciała, skórą, kolorem, typem futra, uzębieniem i bardzo wieloma innymi cechami. Niedźwiedzie polarne to bardzo wyspecjalizowane zwierzęta i świetni pływacy, gdy tymczasem niedźwiedzie brunatne to stworzenia typowo lądowe, lubiące lasy i góry.
      Mimo tak znaczących różnic wiemy, że od czasu do czasu w ciągu ostatnich 100 000 lat te dwa gatunki się krzyżowały - mówi Shapiro. Dodaje, że od dłuższego już czasu wiadomo, że u niedźwiedzi polarnych występuje mitochondrialne DNA niedźwiedzia brunatnego. Teraz odkryto, kiedy zadomowiło się ono na dobre w genomie.
      Wcześniejsze badania sugerowały, że samica niedźwiedzia brunatnego, której DNA znajdujemy u współczesnych niedźwiedzi polarnych, żyła 14 000 lat temu w okolicach wysp Admiralicji, Cziczagowa i Baranowa w pobliżu Alaski. Shapiro i jej zespół znalazł dowody na znacznie wcześniejsze krzyżówki.
      Naukowcy zbadali DNA 242 niedźwiedzi polarnych i niedźwiedzi brunatnych, co pozwoliło im cofnąć się w czasie o 120 000 lat i sprawdzić rozkład genetyczny dopasowując go do różnych obszarów. Dzięki temu odkryto, że mitochondrialne DNA trafiło na stałe do genomu niedźwiedzia polarnego w okolicach Irlandii i że mogło to mieć miejsce nawet 50 tysięcy lat temu. Zauważono również, że populacja niedźwiedzi brunatnych, z którego pochodzi wspomniane DNA, wyginęła około 9000 lat temu.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ostatnimi czasy w Ameryce coraz popularniejszy staje się nurt chwytania i zjadania przedstawicieli gatunków inwazyjnych. W okolicach archipelagu Florida Keys nurkowie urządzili np. derby w chwytaniu skrzydlic, a lokalni kucharze promowali przyrządzaną z nich przystawkę.
      Andrew Revkin, bloger związany z The New York Times, opisywał próby zmiany nazwy karpia azjatyckiego (tą zbiorczą nazwą obejmuje się w USA i Kanadzie wiele gatunków, w tym tołpygę białą czy karasia pospolitego) na tuńczyka z Kentucky, by ludzie chętniej go zamawiali w restauracji.
      Nowa moda obejmuje, oczywiście, nie tylko zwierzęta. Przepisy na potrawy z kudzu, inaczej ołownika łatkowatego (pnącze występujące naturalnie w Azji Południowowschodniej i na wyspach Oceanii, lecz zawleczone w wiele miejsc, np. do Stanów Zjednoczonych, gdzie stało się wyjątkowo uporczywym chwastem), nie są nowością, ale na początku 2009 r. pojawił się pomysł na bardziej całościową dietę z inwazyjnych gatunków. Jej autorką jest blogerka Rachel Kesel. Podczas studiów w Londynie opublikowała wpis, pod wpływem którego rozgorzała dyskusja na temat diety i ekologii. Wniosek? Powinno się jeść chwasty...
      Teraz, pracując dla zieleni miejskiej w San Francisco, wegetarianka Kesel podskubuje wiosną w parkach np. kapustę właściwą polną (in. brzoskiew). Jej podejście do tematu nie jest jednak pozbawione pewnej dozy humoru. Inni nie żartują. Do tej grupy innych należy choćby "lokalny myśliwy" (Locavore Hunter) Jackson Landers, który z polowania na jelenie przestawił się na iguany czy skrzydlice i przygotowuje coś na kształt kroniki pt. Jedzenie obcych. Myśli też o telewizyjnym show.
      Trend zapoczątkowali internauci. By mógł się upowszechnić, potrzebne jest wsparcie i dobra argumentacja także poza Siecią. Podwaliny językowe już powstają, ponieważ zjadaczy inwazyjnych gatunków określa się mianem "invasivore" (na podobnej zasadzie jak "carnivore" – mięsożerca i "herbivore" – roślinożerca).
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...