Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'wybuch' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 11 wyników

  1. Dzisiaj, 8 marca, Ziemia doświadcza silnej burzy geomagnetycznej. Przyczyniła się do niej olbrzymia eksplozja, do jakiej doszło przed dwoma dniami na Słońcu. NASA oceniła jej siłę na X5,5, a zatem jest to drugi najpotężniejszy wybuch w obecnym cyklu aktywności słonecznej. W sierpniu ubiegłego roku mieliśmy do czynienia z eksplozą X6,9. W stronę Ziemi pędzą dwa strumienie wysokoenergetycznych cząstek. Pierwszy, wywołany wspomnianym wybuchem, porusza się z prędkością ponad 2000 kilometrów na sekundę. Drugi, którego przyczyną jest późniejsza, słabsza (X1,3) eksplozja, osiąga prędkość około 1800 km/s. Tak gwałtowne wydarzenia na Słońcu mogą powodować wystąpienie zorzy polarnej na niższych wysokościach geograficznych, zakłócenia w pracy satelitów, systemu GPS i sieci przesyłających energię. Do wystrzelenia obu flar doszło w aktywnym regionie AR 1429. Już wcześniej obserwowano tam podobne wydarzenia klasy M oraz jedno klasy X. Tym razem AR 1429 był bardziej zwrócony w stronę Ziemi niż podczas innych wydarzeń. Pojawieniu się flar towarzyszyły koronalne wyrzuty masy, które wywołały emisję cząsteczek poruszających się z prędkością poniżej 1000 km/s. Ich strumienie dotrą do Ziemi w ciągu najbliższych dni.
  2. Dragan Slavkov Hajdukovic, fizyk z Czarnogóry, który obecnie pracuje w CERN, nakreślił w swoim studium opublikowanym w Astrophysics and Space Science mechanizm zmieniający materię w antymaterię, skutkujący naprzemiennymi cyklami kurczenia się wszechświata i jego powstawania wskutek wybuchu. Koncepcja ta nie jest nowa. Sam Hajdukovic wspomina, że w 1922 roku kosmolog Alexander Friedmann zauważył, że ogólna teoria względności jest zgodna z koncepcją cyklicznego wszechświata. Od tamtego czasu pojawiło się kilka tego typu koncepcji. To, co proponuje Hajdukovic nie jest kolejnym pomysłem cyklicznego wszechświata napędzanego materią. Opisał on mechanizm, który pozwala na przemianę wszechświata zdominowanego przez materię w taki zdominowany przez antymaterię. Hajdukovic wychodzi od par cząsteczka-antycząsteczka pojawiających się w kwantowej próżni. Teoria nieoznaczoności zezwala na ich pojawianie się i zanikanie w takiej próżni. Do wyjaśnienia, w jaki sposób wirtualne pary stają się realnymi uczony posłużył się mechanizmem Schwingera, zgodnie z którym pole elektryczne silniejsze od pewnej granicznej wartości może z kwantowej próżni utworzyć parę elektron-pozytron. Zdaniem Hajdukovica, w grawitacyjnej wersji mechanizmu rolę „wyzwalacza" może odegrać grawitacja, która może spowodować powstanie zarówno neutralnej jak i naładowanej pary cząsteczka-antycząsteczka. Uczony przyjmuje też założenie, że materia i antymateria się odpychają. Siła odpychania może mieć źródło w grawitacji lub poza nią. W tym miejscu Hajdukovic przyjmuje istnienie siły działającej pomiędzy materią i antymaterią, która ma znaczenie tylko na krótkim dystansie, np. wewnątrz horyzontu zdarzeń czarnej dziury. Tak czy inaczej odległość, na której ona działa, jest mniejsza niż promień Schwarzschilda. Gdy wszechświat przestanie się rozszerzać, a zacznie kurczyć, w pewnym momencie utworzy supermasywną czarną dziurę, wewnątrz której będzie istniało niezwykle silne pole grawitacyjne. Zadziała mechanizm Schwingera, w wyniku którego powstaną pary materia-antymateria. Natychmiast po tym bardzo gwałtownie zadziałają siły odpychające je od siebie, co spowoduje zamianę niemal całej materii w antymaterię (lub odwrotnie) w bardzo krótkim czasie. Przebieg procesu będzie zależał od wielkości czarnej dziury, ale będziemy mieli do czynienia z krótkotrwałym, gwałtownym zjawiskiem. Podobny do Wielkiego Wybuchu. Z obliczeń Hajdukovicia wynika, że w ciągu sekundy może dojść do przemiany 10^128 kilogramów antymaterii w materię lub odwrotnie. To wielokrotnie więcej niż obecna masa wszechświata, która jest szacowana na 10^53 kilograma. Jeśli uczony ma rację, to cała materia wszechświata może zostać zmieniona w antymaterię w ułamku czasu Plancka. Jeśli teoria Hajdukovicia jest prawdziwa, oznacza ona, że wszechświat nie może zamienić się w osobliwość, gdyż jego minimalna wielkość musi wynosić około 40 rzędów wielkości więcej niż długość Plancka. Skoro zaś wszechświat nie był osobliwością, to nie zaszła również kosmologiczna inflacja. Teoria Czarnogórca wyjaśnia również problem nierównowagi pomiędzy materią a antymaterią we współczesnym wszechświecie. Poprzedni wszechświat był zbudowany z antymaterii, która po skurczeniu się i przejściu opisanych powyżej etapów zmieniła się w materię. Następny również będzie składał się z antymaterii. Najwyraźniej nasze najlepsze teorie fizyczne są niewystarczające, by wyjaśnić obserwowane zjawiska z astrofizyki i kosmologii. Standardowy model kosmologiczny zakłada istnienie tajemniczych ciemnych energii i ciemnych materii stanowiących 95% zawartości wszechświata oraz istnienie dwóch mechanizmów o nieznanej naturze, związanych z rozszerzaniem się wszechświata i asymterii materia-antymateria w pierwotnym wszechświecie. Standardowy model kosmologiczny jest oparty w większej mierze na hipotezach niż na fizyce. Taka sytuacja mnie nie satysfakcjonuje. Mój model to próba zrozumienia zjawisk astrofizycznych i kosmologicznych na gruncie fizyki, bez włączania w to nieznanych form materii i energii, nieznanych mechanizmów stojących za rozszerzaniem wszechświata czy asymetrii materia-antymateria - mówi Hajdukovic. Uczony nie pierwszy raz twierdzi, że wszechświat można zrozumieć na gruncie znanej nam fizyki. Na przykład w niedawno opublikowanym dokumencie Czy ciemna materia to iluzja wywołana grawitacyjną polaryzacją próżni kwantowej przedstawia równania, które pozwalają wyjaśnić obserwowane zjawiska bez odwoływania się do ciemnej materii. Jeśli pytacie mnie, jaki jest klucz do zrozumienia wszechświata, to odpowiem, że to kwantowa próżnia z - na chwilę obecną hipotetycznym - odpychaniem się materii i anymaterii. Jeden prosty klucz, zamiast czterech tajemniczych kluczy kosmologii standardowej. Moja odpowiedź może być błędna, ale jeśli jest prawidłowa, oznacza ona olbrzymie zmiany w fizyce teoretycznej, astrofizyce i kosmologii - dodaje uczony. Jego zdaniem już teraz możliwe jest zmierzenie jednego z głównych składników jego teorii. Możemy wykryć odpychanie grawitacyjne pomiędzy materią i antymaterią. Można do tego wykorzystać AEGIS z CERN-u, którego zadaniem jest badania przyspieszenia antywodoru w polu grawitacyjnym ziemi. Inny eksperyment można przeprowadzić dzięki Ice Cube, który mógłby obserwować antyneutrina z supermasywnych czarnych dziur znajdujących się w centrum Drogi Mlecznej i galaktyki Andromedy.
  3. Profilowanie geograficzne, wypróbowana metoda używana w poszukiwaniach seryjnych morderców, może pomóc w zwalczaniu chorób zakaźnych - twierdzą naukowcy z Queen Mary, University of London (Journal of Health Geographics). Mówiąc w skrócie, profilowanie geograficzne to analiza "przestrzennego" zachowania przestępcy oraz poszukiwanie związku między poszczególnymi miejscami zbrodni. Dzięki tej technice statystycznej śledczy są w stanie stwierdzić, gdzie morderca najprawdopodobniej mieszka i pracuje (większość poluje na ludzi w okolicach swojego domu, ponieważ dalekie podróże są zarówno drogie, jak i kłopotliwe; z drugiej strony rzadko wybierają oni bliskich sąsiadów). Pozwala to przeprowadzić selekcję wśród podejrzanych. Tego typu profilowaniem posługuje się m.in. Scotland Yard. Najnowsze badania doktora Stevena Le Combera ze Szkoły Nauk Biologicznych i Chemicznych Queen Mary wykazały, że opisaną metodę matematyczną można by również zastosować w mapowaniu ognisk choroby, by zidentyfikować jej źródło. We współpracy z kolegami z Uniwersytetu w Miami i Ain Shams University w Kairze oraz wynalazczynią profilowania geograficznego, byłą detektyw Kim Rossmo Le Comber przeanalizował wybuch epidemii cholery w Londynie w 1854 r. oraz niedawne przypadki malarii w Kairze. Okazało się, że w obu sytuacjach profilowanie pozwoliło trafnie zidentyfikować źródło choroby: pompę przy Broad Street w Londynie i miejsca rozrodu komarów Anopheles sergentii w Kairze. Na zidentyfikowanie źródła zakażenia pozwoliło mapowanie położenia ofiar śmiertelnych choroby (od lokalizacji ofiar wychodzi się także podczas policyjnego śledztwa), studium ujawniło bowiem, że stosowane w kryminologii pojęcie strefy buforowej, które oznacza teren wokół domu mordercy, gdzie przestępstwa rzadziej się zdarzają, ma odniesienie także do systemów biologicznych. Zakładając, że odpowiednie habitaty są losowo rozrzucone po okolicy, w miarę jak rośnie odległość od punktu zaczepienia (zazwyczaj domu lub pracy), wzrasta też ogólna liczba nadających się miejsc. Opisywane odkrycie ma wartość nie tylko teoretyczną, ale również, a może przede wszystkim ekonomiczną i ujmowaną w kategoriach efektywności. Dobrze to podsumowuje dr Le Comber: Interwencje mające oparcie w dowodach są o wiele skuteczniejsze, przyjazne środowisku i opłacalne finansowo od interwencji bez określonego celu.
  4. Kuloodporne szyby, odporne na wybuchy bomb, to jedna z najpowszechniej stosowanych pasywnych metod ochrony ważnych obiektów czy osób. By uświadomić sobie, jak ważne jest stosowanie odpornego szkła wystarczy wspomnieć, że zdaniem Pentagonu to właśnie odłamki zwykłych szyb są jedną z głównych przyczyn śmierci osób, które giną w zamachach bombowych. Problem jednak w tym, że kuloodporne szyby są bardzo grube, a co za tym idzie ciężkie, drogie i trudne w montażu. Problemy te rozwiązali uczeni z University of Missouri i University of Sydney. Opracowali oni szybę, która jest znacznie cieńsza od obecnie stosowanych, a jednocześnie równie odporna. Nowa szyba ma zaledwie... 6-7 milimetrów grubości i jest zbudowana z plastikowego kompozytu, którego wewnętrzną warstwę stanowi polimer wzmocniony włóknem szklanym. Testy przeprowadzone z niewielkimi ładunkami wybuchowymi dały bardzo dobre wyniki. Wybuch spowodował popękanie szyby od strony eksplozji, a druga strona była nietknięta - mówi Sanjeev Khanna, główny twórca szyby. Tajemnica wytrzymałości tkwi w długich włóknach szklanych, które zanurzono w płynnym plastiku i umocowano w nim za pomocą kleju. W efekcie uzyskano trójwarstwową "kanapkę" z twardszymi warstwami zewnętrznymi i miękką wewnętrzną. Co więcej, nowe szyby można dostosowywać do potrzeb, dodając kolejne włókna szklane w celu ich wzmocnienia. Naukowcy twierdzą, że nowe kuloodporne szyby będą kosztowały tyle, co obecnie używane rozwiązania tego typu, jednak jako że są lżejsze i pasują do standardowych ościeżnic, ich stosowanie będzie tańsze.
  5. Afrykańskie słonie leśne (Loxodonta cyclotis) boją się ludzi bardziej od wybuchów dynamitu. Takie wnioski wysnuto z badań nad zachowaniem szarych olbrzym w centralnych rejonach Czarnego Lądu, a konkretnie w Parku Narodowym Loango w Gabonie, gdzie poszukuje się złóż ropy naftowej. Zespół Petera Wrege'a z Uniwersytetu Cornella wykorzystał aparaturę "podsłuchową", która przypomina urządzenia do śledzenia aktywności waleni. W ten sposób monitorował różne dźwięki oraz aktywność sejsmiczną generowaną przez górnictwo. Gdy zebrano 27 tys. godzin nagrań, Amerykanie zabrali się za analizowanie, jak wybuchy dynamitu, odgłosy samochodów czy montowania wyposażenia oddziałują na liczbę wokalizacji słoni. Normalnie słonie są aktywne zarówno w dzień, jak i w nocy. Osobniki zamieszkujące tereny objęte poszukiwaniem ropy nie uciekały stamtąd, lecz stawały się aktywne głównie po zapadnięciu zmroku. Dane akustyczne sugerowały, że działo się tak za sprawą ludzi chodzących po lesie i rozstawiających sprzęt, a nie wybuchów. Detonacja dynamitu może przypominać silną burzę – tłumaczy Wrege. Nic więc dziwnego, że się jej nie boją, za to ludzie kojarzą się im się z latami polowań. Akademicy z Yale uważają, że zmiany w zachowaniu wywołały dodatkowy stres i nasiliły konkurencję o pożywienie. Po odjęciu godzin dziennych zwierzętom zostało przecież mniej czasu na jego zdobywanie. Amerykanie wyjaśniają, że dotąd większość analiz dotyczących wpływu ludzkiej działalności na dzikie zwierzęta ograniczała się do oceny rozmieszczenia czy liczebności, a tymczasem zaburzenia w środowisku mogą oddziaływać na krótkoterminowe ruchy na danym terenie lub reprodukcję. Dopiero po długim czasie tego typu zmiany przekładają się na ograniczenie zakresu występowania i "skurczenie" populacji. Zespół Wrege'a traktował zmiany w aktywności/występowaniu afrykańskich słoni leśnych jako funkcję częstotliwości oraz intensywności sygnałów akustycznych i sejsmicznych, związanych z detonowaniem dynamitu i ludzką działalnością.
  6. Niewielki detektor zasilany przez elementy żywych komórek może służyć do wykrywania substancji wybuchowych - twierdzą badacze z Uniwersytetu St Louis. Pomysłowy projekt zaprezentowano na łamach czasopisma Journal of the American Chemical Society. Źródłem energii dla tego interesującego miniurządzenia jest kwas pirogronowy, zaś elementem pozwalającym na jej uzyskanie są mitochondria - centra energetyczne komórek, odpowiedzialne za wytwarzanie wewnątrzkomórkowych nośników energii chemicznej. Prawidłowo funkcjonujące mitochondria utleniają kwas pirogronowy, a jednym z produktów tej reakcji są jony wodorowe H+. Ponieważ posiadają one ładunek elektryczny, zmiana ich stężenia może być traktowana jako przepływ prądu elektrycznego. Pomiar napięcia wytwarzanej elektryczności można wobec tego wykorzystać do określenia poziomu aktywności mitochondriów. Działanie centrum energetycznego komórki można łatwo zablokować za pomocą antybiotyku oligomycyny. Prowadzi to do obniżenia aktywności elektrycznej mitochondrium. Oddziaływanie oligomycyny można jednak zneutralizować, np. za pomocą nitrobenzenu - jednego ze związków organicznych, stosowanego często jako materiał wybuchowy. Właśnie tę chemiczną "konkurencję" wykorzystano do opracowania sensora. Głównym elementem urządzenia jest elektroda pokryta mitochondriami, zanurzona w pożywce zawierającej kwas pirogronowy i oligomycynę. Do roztworu dodaje się następnie próbkę podejrzewaną o obecność ładunku wybuchowego. Aby potwierdzić lub odrzucić prawdopodobieństwo występowania niebezpiecznej substancji, wystarczy prosty pomiar napięcia prądu elektrycznego wytwarzanego przez mitochondria. Autorem prototypu jest dr Shelley Minteer, pracująca dla Uniwersytetu St Louis. Jak twierdzi badaczka, prace jej zespołu pozwoliły na stworzenie detektora zdolnego do wykrycia nitrobenzenu w stężeniu zaledwie dwóch cząsteczek na bilion (1012). Co więcej, jak mówi sama autorka, powinniśmy być w stanie wykryć wszystkie organiczne związki wybuchowe z grupą nitrową [NO2]. Badania mogące potwierdzić to przypuszczenie już trwają.
  7. Po wybuchu w Prairie City w Oregonie oczom zaskoczonych pracowników amerykańskich służb leśnych U.S. Forest Service ukazał się największy żyjący organizm na Ziemi. Jest to... grzyb. Opieńka ciemna (Armillaria ostoyae) zajmuje pod miastem powierzchnię 1600 boisk futbolowych, czyli 856,5 ha. Urzędnicy miejscy i leśnicy zastanawiają się, w jaki sposób zahamować wzrost tego patogenu korzeni (ze względu na swą niszczycielską działalność w USA grzyb zyskał nawet niechlubny przydomek "zgnilizny korzeni"). Niektóre ekspertyzy wykazały, że grzyb może mieć nawet 8 tysięcy lat. Przez tak długi czas opieńka mogła się więc swobodnie rozrastać po olbrzymim obszarze. Na powierzchni jest widoczna tylko w miejscach występowania drzew. Mikolodzy uważają, że Armillaria ostoyae i tak straciła znaczną część swojej plechy w czasie naturalnych pożarów lasu. Jeden z nich odnotowano np. 4 lata temu.
  8. Inżynierowie z brytyjskiego Narodowego Laboratorium Fizycznego skonstruowali termometr do mierzenia temperatur, które powstają podczas eksplozji. Termometr składa się ze światłowodu zamkniętego w stalowej tubie, której jeden koniec jest wykorzystywany do pomiaru temperatury. Dotychczas nie istniało urządzenie, które byłoby w stanie zmierzyć temperaturę i jednocześnie przetrwać eksplozję. Podczas wybuchu powstaje fala uderzeniowa, wysoka temperatura i wydzielana jest różnego rodzaju materia, np. sadza, które mogą zniszczyć termometr bądź zafałszować wyniki - mówi Gavin Sutton, jeden z twórców termometru. Do tego typu pomiarów można wykorzystać też laser, jest to jednak metoda droga i trudna w użyciu. Stąd konieczność opracowania odpornego i wiarygodnego termometru wielokrotnego użycia. Próbowano wykorzystać pirometr, który na odległość mierzy emisję cieplną, jednak urządzenie takie nie rejestruje dobrze gradientu temperatur w centrum. Potrzebowaliśmy czegoś w samym centrum eksplozji - mówi Sutton. Rozwiązaniem okazała się stalowa tuba wypełniona piaskiem, wewnątrz której znalazł się światłowód o przekroju 0,4 milimetra. Podczas eksplozji fala elektromagnetyczna przedostaje się do światłowodu i wędruje nim w głąb tuby. Na końcu światłowód rozdziela się na cztery części, z których każda jest w stanie przesłać falę o określonej długości. Cztery końcówki są połączone do urządzeń, które konwertują falę elektromagnetyczną na napięcie. Dzięki temu, że urządzenie jest najpierw kalibrowane w znanych temperaturach, uczeni wiedzą, jakie napięcie odpowiada jakiej temperaturze, więc łatwo mogą przeliczyć uzyskane wyniki. Termometr jest w stanie wykonać 50 000 pomiarów w ciągu sekundy, dzięki czemu specjaliści uzyskują szczegółowe dane o zmianach temperatury podczas eksplozji. Testy laboratoryjne wykazały, że urządzenie jest w stanie przetrwać bez najmniejszych uszkodzeń wybuchy, podczas których temperatury przekraczają 2700 stopni Celsjusza. Teraz niezwykły termometr czekają testy polowe i praca ze znacznie potężniejszymi eksplozjami.
  9. Niewykluczone, że ciemne wieki, jak zwykło się nazywać średniowiecze, wcale nie były ciemne tylko w przenośni. Naukowcy sądzą, że w VI wieku naszej ery nastąpił potężny wybuch wulkanu, który spowodował globalne ochłodzenie. To z kolei doprowadziło do wielkiego głodu, konfliktu kulturowego i szeregu innych nieszczęść. To by wyjaśniało, dlaczego zapisy historyczne z epoki mówią o zachmurzonym niebie i zimniejszym niż dziś klimacie. W dokumentach irlandzkich pojawiają się wzmianki o kilkuletnim braku chleba po 536 roku, a Chińczycy wspominają o opadach śniegu latem. Prokopiusz (Prokop) z Cezarei, najsłynniejszy historyk bizantyjski, wyjawił, że w 536 roku na świecie zapanował lęk. Słońce utraciło swój blask, wydawało się, jakby nastało ciągłe zaćmienie, a przebijające się promienie nie były już tak jasne. Współcześni naukowcy przez 20 lat rozpoznawali średniowieczną zmianę klimatu. Zaobserwowali, że 3 pierścienie przyrostu rocznego z tego okresu wskazują na wegetację spowolnioną niską temperaturą. Przyczyna ochłodzenia pozostawała nieznana, ale wygląda na to, że wszystkiemu jest winien wulkan. Każda normalna interpretacja danych powinna wskazać na przyczynę wulkaniczną – uważa Keith Briffa, paleoklimatolog z Uniwersytetu Wschodniej Anglii, autor najnowszego badania. Mike Baillie, paleoekolog z Queen's University w Belfaście, proponował, by uznać, że pył zawieszony w atmosferze i niedopuszczający do powierzchni ziemi promieni słonecznych powstał w wyniku upadku meteorytu. Zespół Briffy potwierdził teorię erupcji wulkanicznej, odnajdując w lodach Grenlandii i Antarktyki charakterystyczne ślady. Datuje się je na 533-536 rok, dlatego naukowcy sądzą, że wybuch miał miejsce w roku 535. Jego skutki były odczuwalne w następnych latach (Geophysical Research Letters). Czym są wspomniane charakterystyczne ślady? Jonami siarczanowymi powstającymi z dwutlenku siarki, które formują się podczas erupcji wulkanu. Nie powstają one natomiast w czasie upadku meteorytu, chyba że trafi on w skały bogate w siarkę. Ponieważ związki siarki znajdowano zarówno w lodach na półkuli północnej, jak i południowej, erupcja miała najprawdopodobniej miejsce w pobliżu równika. Skutki uderzenia przejęła na siebie jednak w większości półkula północna, dlatego tylko tutaj doszło do ochłodzenia klimatu. Briffa wyjaśnia, że trudność nie polega na odnalezieniu jonów siarczanowych w lodzie, ale na połączeniu czasu ich odłożenia z porą powstania w drewnie pierścieni, które świadczą o spadku temperatury na dużym obszarze naszej planety. Kolejny problem to odróżnienie związków siarki z wielkiego wybuchu od jonów z pomniejszych, ale następujących krótko po sobie erupcji. Bo Vinther i współpracownicy z Uniwersytetu w Kopenhadze stwierdzili, że wybuch w VI wieku był naprawdę potężny. Spowodował wzniesienie olbrzymiej ilości kurzu. Szacuje się, że było go o 40% więcej niż po erupcji indonezyjskiego wulkanu Tambora w 1815 r., która zabiła ok. 92 tys. ludzi (uznaje się ją za jedną z największych katastrof wulkanicznych). Naukowcy sądzą, że niska temperatura mogła ułatwić namnażanie pałeczki dżumy, przez co mikrobowi udało się rozpętać prawdziwą epidemię.
  10. Na dnie oceanu naukowcy z University of Illinois odkryli najstarszy "teleskop" świata. W osadach zachowały się bowiem dowody na to, że w pliocenie doszło do wybuchu supernowej. Niewykluczone, że na Ziemi wydarzenie to doprowadziło do minikatastorfy. Wg Briana Fieldsa, poziom radioaktywnego żelaza-60 sugeruje, że supernowa znajdowała się w odległości 60-300 lat świetlnych od naszej planety. Nie doszło do zderzenia, ale promieniowanie mogło osłabić ziemską atmosferę, wystawiając żyjące wtedy organizmy na zwiększone dawki promieniowania ultrafioletowego. W okresie tym odnotowano wzrost liczby ginących gatunków, ale na razie nie ma dowodów na istnienie bezpośredniego związku między tymi dwoma zjawiskami. Wyniki prac przedstawiono w zeszłym tygodniu na spotkaniu Amerykańskiego Stowarzyszenia Geologicznego.
  11. Naukowcy długo spierali się o pochodzenie czarnych diamentów. Doskonale czarne, z wyglądu przypominające hematyt, występują niezwykle rzadko. Swoją barwę zawdzięczają częściowym zmianom struktury krystalicznej, dużej zawartości rozproszonych drobinek grafitu (nie da się ich zauważyć nawet po dużym powiększeniu pod mikroskopem) lub sporej koncentracji jonów azotu. Teraz badacze znaleźli dowody na to, że pochodzą z przestrzeni kosmicznej. Stephen Haggerty i Jozsef Garai z Florida International University analizowali zawartość wodoru w próbkach czarnych diamentów. Posłużyli się detektorami podczerwieni z Brookhaven National Laboratory i odkryli, że ilość pierwiastka wskazuje na powstanie kamieni podczas wybuchu supernowej. Czarnych diamentów nie znaleziono nigdy w żadnym światowym złożu, w dodatku mechanizmy ich powstania są inne niż kamieni o innych barwach. "Ziemskie" diamenty powstają głęboko pod powierzchnią ziemi, gdzie olbrzymie ciśnienie doprowadza do przekształcenia się zwykłego węgla w jego odmianę alotropową, czyli diament. Dzięki wybuchom wulkanów drogocenne kamienie dostają się na powierzchnię i tam mogą być wydobywane. Od 1900 roku sprzedano ok. 600 ton zwykłych diamentów. Czarne diamenty występują tylko w pewnych utworach geologicznych na terenie Brazylii i Republiki Środkowoafrykańskiej. Wcześniej Haggerty sugerował, że czarne diamenty spadły na Ziemię miliardy lat temu z deszczem meteorytów. Nierównomierne rozmieszczenie złóż można wyjaśnić czasem formowania się kontynentów (Astrophysical Journal Letters).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...