Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'walka' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 12 wyników

  1. Dzisiaj obchodzimy najmłodsze i najmniej znane święto - Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Został on ustanowiony z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a odpowiednią ustawę przyjęto 4 lutego 2011 roku. Data 1 marca nie został wybrany przypadkowo. To właśnie wtedy, w 1951 roku, w więzieniu na Mokotowie UB wymordowało strzałami w tył głowy kierownictwo ostatniej ogólnopolskiej organizacji walczącej z sowiecką okupacją. Życie stracili wówczas ppłk Łukasz Ciepliński, mjr Adam Lazarowicz, mjr Mieczysław Kawalec, kpt Franciszek Błażej oraz porucznicy Józef Rzepka, Józef Batory i Karol Chmiel z IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Przez kilkadziesiąt powojennych lat komuniści starali się wymazać pamięć o Żołnierzach Wyklętych, nazywając ich „bandytami“ i pomniejszając skalę oporu stawianego nowemu okupantowi. Próbowali ukryć fakt, że przez kilka lat po zakończeniu II wojny światowej w Polsce trwała wojna domowa. W walce z komunistami brało udział 200 000 osób. Ostatni żołnierz polskiego podziemia niepodległościowego, sierżant Józef Franczak ps. Lalek, zginął w obławie UB 21 października 1963 roku. W styczniu 1944 roku Armia Czerwona weszła na dawne tereny II Rzeczpospolitej. Za regularnym wojskiem szły oddziały NKWD, które „czyściły“ te obszary z polskiej partyzantki. Ludzie, którzy przez lata walczyli z nazistami byli teraz aresztowani, wywożeni na Sybir i mordowani. NKWD i UB szybko rozpracowywało kolejne grupy i organizacje. Wiele osób próbowało też skorzystać z ogłoszonej amnestii i zdecydowało się ujawnić. Był wśród nich legendarny August Emil Fieldorf ps. Nil, generał AK i dowódca Kedywu, zamordowany przez UB po sfingowanym procesie. Generał już w 1944 roku otrzymał polecenie stworzenia kadrowego odłamu AK, organizacji NIE, gotowej do działania w warunkach sowieckiej okupacji. Dzisiaj wiemy, że UB znało strukturę i skład osobowy NIE. Udało się jej też aresztować działaczy innej organizacji - Armii Polskiej. W latach 1944-1956 w różnych organizacjach podziemnych, głównie zbrojnych, służyło ponad 200 000 osób. Prawie połowa z nich była członkami utworzonego we wrześniu 1945 roku Zrzeszenia Wolność i Niepodległość (WiN). Było ono najsilniejsze na wschodzie Polski, a na czele wielu oddziałów stali wybitni dowódcy jak np. cichociemny major Hieronim Dekutowski „Zapora“ czy kapitan Zdzisław Broński „Uskok“. Inną silną organizacją było Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, które politycznie podlegało Stronnictwu Narodowemu. Oddziały NZW liczyły około 40 000 osób, a wśród wybitnych dowódców warto wymienić majora Mieczysława Grygorcewicza „Ostrowski“ czy kapitana Zbigniewa Kuleszę „Młot“, który jeszcze w 1947 roku miał pod swoją komendą około 5000 żołnierzy. Najmniejszą z ogólnopolskich organizacji niepodległościowych była Organizacja Polska, które podlegały Narodowe Siły Zbrojne. Po przejściu na Zachód Brygady Świętokrzyskiej NSZ, której udało się opuścić Polskę w zwartym szyku liczącym 1000 żołnierzy, największym oddziałem NSZ był działający na Śląsku oddział kapitana Henryka Flamego „Bartka“, który liczył niemal 200 żołnierzy. Pod koniec 1946 roku prowokatorzy UB przeprowadzili oddział „Bartka“ do granicy z Czechosłowacją, gdzie żołnierze zostali w większości wymordowani. Ostatniego z nich, Czesława Czaplickiego, komuniści dopadli w 1963 roku. Został skazany na osiem lat więzienia, z którego wyszedł w marcu 1968 roku. Z komunistami walczyły też liczne lokalne oddziały, nieposiadające ogólnopolskich struktur. Na Podhalu operował 700-osobowy oddział Józefa Kurasia „Ognia“, a na Białostoczczyźnie i Pomorzu walczył dowódca 5. Brygady Wileńskiej AK major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka“. W centralnej Polsce, na terenie rozciągającym się od Łodzi, Radomska i Częstochowy po Górny Śląsk operował kapitan Stanisław Sojczyński „Warszyc“, który stworzył liczącą kilka tysięcy osób organizację Konspiracyjne Wojsko Polskie.
  2. Samce danieli (Dama dama) rozdzielają dwóch walczących podczas godów konkurentów, by wzmocnić swoją własną pozycję i zwiększyć liczbę okazji do spółkowania. Przez większą część roku stada samic i samców żyją osobno (niektóre samce w ogóle nie tworzą grup i cały czas prowadzą samotniczy tryb życia), lecz w październiku-listopadzie rozpoczyna się bekowisko, a wraz z nim krwawe walki o receptywne, czyli gotowe do kopulacji partnerki. W ramach wcześniejszych badań opisano wpływ wieku, rozmiarów ciała i rogów na zdobycie dominacji. Obserwując przez 2 lata stado 500 danieli z dublińskiego Phoenix Park, zespół doktora Domhnalla Jenningsa z Newcastle University zauważył jednak coś bardzo interesującego, co zmieniło pogląd na arsenał środków dostępnych w rywalizacji o harem. Postronne byki ingerują bowiem często w walkę dwóch innych samców, atakując jednego z nich. To pierwszy opisany przypadek strategicznego zachowania u danieli. Walki o samice są dla byków kosztowne. Konkurenci zużywają sporo energii i ryzykują, że odniosą rany. Najnowsze studium, w którym oprócz biologów z Newcastle University wzięli również naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Dublińskiego, Narodowego Uniwersytetu Irlandzkiego oraz Galway-Mayo Institute of Technology, ujawniło, że nie trzeba bezpośrednio walczyć, by poprawić swój status. Przerwanie czyjejś walki także zwiększa szanse na powodzenie wśród samic. Jak podkreśla Jennings, interweniujący z pewnością nie działa jako mediator. Dyplomatyczne wyjaśnienia wykorzystywano do tłumaczenia interwencji u naczelnych; tutaj służą one wzmacnianiu stabilności i spójności grupy. W przypadku danieli tak jednak nie jest, ponieważ kawalerskie grupy są rozproszone, a w czasie rui samce skrajnie nie tolerują obecności innych byków. W grę wchodzi wyłącznie wyjaśnienie despotyczne: interweniujący odnosi korzyści z wtrącania się, a pierwotnie współzawodniczące samce nie. Atakując jednego byka i ignorując drugiego, intruz sprawia, że konflikt w parze pozostaje nierozstrzygnięty. Dwa byki straciły czas i cenną energię, a ich szanse na awans w hierarchii i spółkowanie się zmniejszyły.
  3. Tak charakterystyczne dla naczelnych pojedynki na spojrzenia stanowią odruch także u ludzi. Tego typu zachowanie pozwala rozstrzygnąć spory o miejsce w hierarchii nie przez bezpośrednią walkę. David Terburg, Nicole Hooiveld, Henk Aarts, J. Leon Kenemans i Jack van Honk z Uniwersytetu w Utrechcie posadzili ochotników przed ekranem komputera, na którym wyświetlano serię kolorowych owali. Pod każdym z nich widniały niebieskie, zielone i czerwone kropki. Psycholodzy zakładali, że ludzie będą zerkać na kropki w tym samym kolorze co owal (punkty miały więc działać na zasadzie odciągacza spojrzenia). Badani nie mieli świadomości, że na chwilę przed wyświetleniem owalu na monitorze pojawiał się obraz twarzy w tym samym kolorze, która była gniewna, zadowolona lub neutralna. De facto psycholodzy ustalali więc, ile czasu zajmie ochotnikom odwrócenie wzroku od fizjonomii wyrażającej określoną emocję. Każda z badanych osób wypełniała dodatkowo test dotyczący dominacji przejawianej w sytuacjach społecznych. Okazało się, że ludzie dominujący wolniej odwracali wzrok od gniewnych twarzy, a motywowani do poszukiwania nagrody dłużej wpatrywali się w zadowolone fizjonomie. Holendrzy uważają, że w ten sposób wykazali, że wpatrywanie się w rywala stanowi odruch. Kiedy ludzie są dominujący, przejawiają dominację w ułamku sekundy. Z ewolucyjnego punktu widzenia ma to sens – chcąc dominować, nie możesz odwracać spojrzenia od kogoś rozgniewanego; wtedy przegrałbyś potyczkę.
  4. Pytanie za sto punktów: gdzie i kiedy powstał rap? Większość ludzi stwierdzi zapewne, że w latach 70. ubiegłego wieku w Nowym Jorku, profesor Ferenc Szasz z Uniwersytetu Nowego Meksyku na pewno się z tym jednak nie zgodzi, gdyż z jego badań wynika, iż ten gatunek muzyczny zawdzięczamy... średniowiecznym Szkotom. Wg niego, walki na rymy w wykonaniu raperów wywodzą się od kaledońskiego flytingu (flitingu). Był to pojedynek na wyzwiska, często rymowane, a samo określenie zostało zapożyczone przez historyków społecznych z XV-XVI-wiecznych źródeł, wspominających o pojedynków makarów. Termin ukuli językoznawcy amerykańscy, którzy wskazują na rozpowszechnienie tego zjawiska w społecznościach oralnych całego świata. Jest to swego rodzaju zastępnik walki wręcz, tzw. chłostanie słowem. Szkoccy właściciele niewolników przenieśli tradycję swoich przodków do USA. Tam została ona przyswojona i rozwinięta przez Afroamerykanów. Po wielu latach ukrytej ewolucji wypłynęła ona jako rap. Zarówno średniowieczni Szkoci, jak i młodzi czarni Amerykanie wyspecjalizowali się w doprowadzaniu satyry do granic akceptowalności. Jeszcze chwila, jedno słowo za dużo, a werbalne współzawodnictwo przeobrazi się w przyziemne mordobicie. Profesor Szasz zajmuje się kulturami Szkocji i USA. Na trop powiązań i korzeni rapu wpadł przez przypadek, badając kontekst historyczny działalności najsłynniejszego szkockiego barda Roberta Burna. Naukowiec zacytował też pierwszy amerykański przykład walki na słowa, który wydrukowano w magazynie Vanity Fair 9 listopada 1861 r. Niektórzy eksperci uznają, że korzeni muzycznej części kultury hip-hopu należy rzeczywiście poszukiwać poza Stanami - w zachodniej Afryce. Kilkaset lat temu tamtejsi czarownicy "uskuteczniali" rytmiczne recytacje, wybijające się ponad warkot bębnów i odzywające się z rzadka inne instrumenty.
  5. Choć wydawałoby się, że o tym, który samiec ropuchy olbrzymiej będzie spółkował z samicą, decyduje wynik walki pomiędzy panami, to nie do końca prawda. Jeśli samicy nie odpowiada zwycięzca, może się tak napompować, że zalotnik nie będzie w stanie utrzymać się na niej podczas kopulacji (Biology Letters). Dotąd zakładano, że zdolność nadymania pojawiła się w toku ewolucji u żab i ropuch jako metoda obrony przed drapieżnikami. Napastnik przygląda się takiemu płazowi i stwierdza, że jest za duży, by go zjeść. Wg doktora Benjamina Phillipsa z Uniwersytetu w Sydney, jednego z członków australijsko-holenderskiego zespołu, nadymanie się może być rozpowszechnionym mechanizmem wyboru partnera. Identycznie zachowują się zarówno żaby, jak i ropuchy. Biolodzy wyjaśniają, że samiec agi chwyta każdą samicę, która znajdzie się w jego zasięgu i nie zwalnia uścisku, póki nie wyprze go inny samiec. Podczas eksperymentów zaobserwowali jednak, że jeśli samica napompuje się, spada zdolność samca do utrzymania się na jej sztucznie powiększonym ciele. Phillips podkreśla, że już wcześniej naukowcy zauważyli, że samice nadymają się podczas męsko-męskich rozgrywek zapaśniczych. Widząc to, niesłusznie zakładali, że napompowanie to reakcja na stres fizyczny, wywołany przypadkowymi popchnięciami, kopnięciami i szturchnięciami walczących. Nasze wyniki pokazują, że samice mogą w rzeczywistości manipulować wynikami współzawodnictwa samców, nadymając się w skrupulatnie wybranym momencie. Jak zapewniają biolodzy, nie chodzi o widzimisię samicy, ale o pomoc w wyborze jak najsilniejszego ojca dla potomstwa.
  6. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego opracowali interesujący sposób walki z mrówkami argentyńskimi (Linepithema humile) - owadami, których kolonie wspólnie walczą z innymi gatunkami mrówek i tym samym wypierają je z ich naturalnego środowiska. Sekretem metody jest... "skłócenie" insektów ze sobą i wywołanie wśród nich bratobójczej walki. Naturalnym miejscem występowania L. humile jest Ameryka Południowa. Gatunek ten został jednak zawleczony także na inne kontynenty, przez co prześladuje dziś m.in. Australijczyków, Amerykanów i Japończyków, powodując ogromne straty w rolnictwie oraz w ekosystemach. Siła mrówek argentyńskich tkwi w niskiej różnorodności genetycznej populacji zawleczonych na nowe tereny. Sprawia ona, że nawet osobniki mieszkające daleko od siebie postrzegają siebie nawzajem jako krewnych i nie są dla siebie agresywne, lecz jednocześnie wspólnie atakują inne gatunki mrówek. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego znaleźli jednak sposób na intruzów z Ameryki Południowej. Zespół prowadzony przez Roberta Sulca i Kennetha Shea przeprowadził wnikliwe badania fizjologii L. humile, a następnie zidentyfikował i zsyntetyzował siedem substancji zdolnych do wywołania u insektów agresji skierowanej przeciwko ich krewniakom. "Wrogie" związki wywoływały znacznie częstsze rozwieranie szczęk, gryzienie i inne agresywne zachowania w porównaniu do środków kontrolnych, oceniają wyniki eksperymentów badacze. Pomimo obiecujących wyników, autorzy przestrzegają przed nadmiernym optymizmem. Od zsyntetyzowania związku do jego rynkowej premiery trzeba bowiem przeprowadzić wiele testów skuteczności i bezpieczeństwa. Co więcej, wytwarzanie nowych substancji jest aktualnie bardzo drogie i nie ma pewności, czy uda się obniżyć koszty ich produkcji. Na szczęście jest też dobra wiadomość: podobne metody mogą okazać się bardzo skuteczne także w walce z innymi gatunkami owadów, które, podobnie jak mrówki argentyńskie, odróżniają "swoich" od wrogów na podstawie zapachu.
  7. Utrzymywanie siebie w ryzach jest wyczerpujące. Dlatego też nieco później, nawet w sytuacji zupełnie niepowiązanej z poprzednią, mogą się pojawić problemy dotyczące samokontroli. Psycholodzy z dwóch uniwersytetów wykazali, że podobnie działa wyobrażenie sobie kogoś, kto musi się od czegoś powstrzymywać. Joshua M. Ackerman i John A. Bargh z Uniwersytetu Yale oraz Noah J. Goldstein i Jenessa R. Shapiro z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles przeprowadzili 2 eksperymenty. W ramach pierwszego poprosili ochotników, by przeczytali historię o otoczonym smakołykami głodnym kelnerze, który nie może niczego zjeść ze strachu przed zwolnieniem z pracy. Połowa wolontariuszy miała tylko czytać, a połowa wyobrażać sobie siebie na miejscu nieszczęśnika. Następnie wszystkim pokazywano zdjęcia obiektów o różnej wartości (od średnio kosztownych telewizorów po drogie samochody), pytając o kwotę, jaką byliby skłonni za nie zapłacić. W drugim eksperymencie część badanych czytała tę samą opowieść, podczas gdy innym przedstawiono jej zmodyfikowaną wersję. Bohaterem był także kelner, który tym razem nie był głodny i nie musiał nadwyrężać samokontroli. I znów część ochotników jedynie zapoznawała się z historią, a część próbowała się postawić na miejscu pracownika restauracji. Potem przychodziła kolej na gry słowne i zadanie angażujące pamięć. Okazało się, że osoby, które wczuwały się w sytuację kelnera, chciały wydać więcej pieniędzy na towary luksusowe. Powstrzymywały się tak długo i tak mocno, że potem nie miały już na to siły. Ludzie będący sytym kelnerem wypadali lepiej zarówno w grze słownej, jak i w teście pamięciowym, a najgorzej szło ochotnikom podążającym śladem dzielnego bohatera oryginalnej wersji opowieści. Skutki zmęczenia czyjąś walką z samym sobą mogą być błahe bądź katastrofalne. Wszystko zależy od tego, komu się to przydarza i w jakich okolicznościach.
  8. Za kilka miesięcy mają rozpocząć się polowe testy "latającego snajpera". Rozwijana od 2005 roku przez Pentagon autonomiczna maszyna latająca została wyposażona w broń umożliwiającą oddawanie precyzyjnych strzałów. Oficjalna nazwa urządzenia brzmi Autonomous Rotorcraft Sniper System (ARSS). Z dokumentów wojska wynika, że ARSS ma służyć wsparciem jednostkom naziemnym. Maszyna będzie używana w roli zdalnego karabinu sterowanego z ziemi. Umożliwi ona zastrzelenie osoby, której żołnierze nie będą mogli inaczej dosięgnąć. Dotychczas na wyposażeniu wojska były bezzałogowe samoloty zwiadowcze lub też maszyny wyposażone w znacznie potężniejszą broń, jak rakiety ziemia-powietrze. Są one przydatne do likwidacji bunkrów czy podczas walk w terenie, jednak nie sprawdzają się w mieście. Teraz "latający snajper" będzie mógł znakomicie odciążyć prawdziwych snajperów, a wśród jego głównych zalet należy wymienić możliwość szybkiego dotarcia na miejsce i zaskoczenia przeciwnika.
  9. Blizny na męskiej twarzy działają na kobiety jak ogłoszenie, a właściwie reklama wartościowych cech właściciela. Okazuje się zatem, że nie szpecą one, jak dotąd zakładano. Jest jednak pewien warunek, muszą to być ślady po ranach odniesionych w walce, a nie po trądziku czy ospie wietrznej (Personality and Individual Differences). Badacze z Uniwersytetów w Liverpoolu i Stirling pokazali ponad 200 ochotnikom zdjęcia twarzy z i bez różnego rodzaju blizn. Panie wyżej oceniały "naznaczone" męskie twarze, wg panów, skazy nie zwiększały natomiast atrakcyjności kobiecych fizjonomii. Dla kobiet blizny zwiększały szanse ich właściciela na związek krótko-, ale już nie długoterminowy. Nie wiadomo dokładnie, czemu blizny oddziałują w ten sposób na przedstawicielki płci pięknej. Na pewno stanowią one zapis historii danego mężczyzny. Poza tym, poprzez skojarzenia z gwałtownością i przemocą, wskazują na określone cechy osobowościowe: skłonność do podejmowania ryzyka i ponadprzeciętną męskość. Wg socjobiologów, stanowią one sygnał dobrych genów i silnego układu odpornościowego. Blizny potrądzikowe czy pozostające po operacjach chirurgicznych lub ospie wskazują natomiast na słabszy układ immunologiczny, przez co są postrzegane bardziej negatywnie niż inne rodzaje śladów znaczących skórę.
  10. Singapurska rządowa Agencja Technologii i Nauk Obronnych (DSTA) ogłosiła konkurs TechX Challenge. Zadaniem uczestników jest opracowanie w pełni autonomicznego robota zdolnego do prowadzenia walk w mieście. Urządzenie ma wspinać się po schodach, omijać przeszkody oraz identyfikować wrogów. Operacje na obszarach miejskich stanowią poważne wyzwanie – mówi szef DSTA Richard Lim. Na zgłoszenia agencja czeka do końca maja bieżącego roku, a krótka uczestników dopuszczonych do kolejnych etapów konkursu zostanie ogłoszona w czerwcu. Runda kwalifikacyjna odbędzie się w maju 2008, a finał konkursu w sierpniu. DSTA zarezerwowało sobie prawo do wykorzystania zwycięskiego robota w singapurskich siłach zbrojnych. Prawa do własności intelektualnej będą należały do twórcy urządzenia.
  11. Jakiś czas temu wyszło na jaw, że podczas olimpiady walki wygrywali najczęściej dżudocy ubrani w niebieskie stroje. Okazało się jednak, że to nie kolor miał wpływ na wynik. Działo się tak, gdyż w takie właśnie barwy przyobleczono sprawniejszych sportowców. Wcześniejsze badania wykazywały, że czerwień pomaga ludziom wygrywać w boksie, zapasach i futbolu. Naukowcy twierdzą, że kolor ten wywołuje agresję. W świecie zwierząt również pełni on rolę sygnalizacyjną. Informuje o dominacji. U ludzi liczyć się miał w sportach kontaktowych. Cztery lata temu sprawę skomplikowało jednak odkrycie opisane na łamach pisma Nature. Jego autorzy zauważyli, że na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach dużo częściej wygrywali dżudocy w niebieskich niż w białych strojach. Oznaczałoby to, że stroje w kolorze blue zastraszają przeciwnika w większym stopniu od swoich śnieżnych odpowiedników. Nie wykluczano też, że biały strój bardziej się odcina od otoczenia, więc niebiescy lepiej widzą ruchy "wroga". Dr Peter Dijkstra i Paul Preenen znaleźli wyjaśnienie tego fenomenu i całkowicie go odmitologizowali. Stwierdzili bowiem, choć niektórym może się to wydać mało ważne, że stroje nie były przypisywane zawodnikom losowo. Najlepszym dano w pierwszej rundzie niebieskie stroje. Chciano w ten sposób uniknąć sparowania gigantów w początkowych rundach. Ci sportowcy wygrywali częściej, stąd zaobserwowany efekt niebieskiego. Na niekorzyść białych przemawiała jeszcze jedna rzecz: niebiescy mieli więcej czasu (średnio kilka minut) na odpoczynek. Wiedząc to, naukowcy przeanalizowali 71 turniejów dżudo i jeszcze raz przyjrzeli się wynikom Igrzysk z Aten. Gdy wzięto pod uwagę wszystkie czynniki, okazało się, że biali i niebiescy wygrywali z identyczną częstotliwością. Oznaczałoby to, że stroje białe i niebieskie są gwarantami fair play. Teraz trzeba by stwierdzić, czy inne kolory strojów wpływają na wyniki potyczek w dyscyplinach walki. Rola czerwieni i czerni ma podbudowę naukową w postaci wyników wcześniejszych badań, dlatego Dijkstra i Preenen sugerują, że należałoby rozważyć ich zamianę na biel i błękit. O roli czerwieni wspominaliśmy już wyżej. Co nieco na ten temat mogliby też powiedzieć biznesmeni, którzy na ważne spotkania zakładają czerwone krawaty. Antropolodzy z Uniwersytetu w Durham zauważyli, że drużyny piłkarskie strzelają więcej goli, gdy ich członkowie są ubrani na czerwono. Czerń symbolizuje zło i śmierć. Dwadzieścia lat temu jedno z badań wykazało, że gracze drużyn z dwóch lig (NFL i NHL) byli częściej karani, gdy ubierali się na czarno. Zrodziło to pytanie, czy zawodnicy noszący tę barwę wykazywali silniejszą agresję, czy po prostu barwa ta oddziaływała na sędziów, którzy w związku z tym wypatrywali przewinień.
  12. W czasie gdy badani grali w zmodyfikowaną wersję słynnego Pac-Mana, naukowcy zaobserwowali, że w zależności od bliskości zagrożenia strachem zarządzają różne obszary mózgu. Zachowanie człowieka różni się w zależności od tego, czy zagrożenie, np. cyfrowy potwór, znajduje się daleko, czy blisko. W pierwszym przypadku wolontariusze zwyczajnie unikali terytorium potworów, w drugim był to bieg o życie (Science). Aby sprawdzić, co się dzieje w takich sytuacjach w mózgu, naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) stworzyli grę, w której uczestnicy byli ścigani po polu kukurydzy przez wirtualnego drapieżcę. Jeśli potworowi udało się złapać gracza, wymierzano mu jak najbardziej realną karę: lekko porażano go prądem. Reakcje mózgu obserwowano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI). Gdy potwór był daleko, odnotowywano aktywność w obrębie kory przedczołowej. Wzrastała ona w momentach przeżywania silniejszego lęku. Obszar ten odpowiada za obmyślanie strategii postępowania. Jeśli jednak drapieżnik znajdował się niepokojąco blisko, zaczynały działać regiony mózgu odpowiedzialne za bardziej prymitywne zachowania, które pozwalają przeżyć: walkę, zastyganie i ucieczkę. Najskuteczniejsza w danej sytuacji strategia przeżycia jest uzależniania od postrzeganego poziomu zagrożenia. Czasem po prostu wystarczy być przezornym, czasem zaś należy reagować naprawdę szybko – wyjaśnia szef zespołu naukowców Dean Mobbs.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...